W lipcu tego roku świat obiegła informacja, która wstrząsnęła fanami amerykańskiej wokalistki Demi Lovato, czyli artystka znana z takich utworów jak “Skyscraper”, “Cool for the Summer” i “Here We Go Again”, została przewieziona do szpitala po przedawkowaniu narkotyków. Informacja ta była szokująca, gdyż cały świat myślał, że problemy z używkami amerykańska wokalistka ma już dawno za sobą. Ona sama wielokrotnie w mediach społecznościowych i wywiadach podkreślała, jak ważne jest dla niej życie w trzeźwości.
Już w wieku osiemnastu lat Demi trafiła na odwyk, zmagając się nie tylko z uzależnieniem, ale i z wieloma psychicznymi zaburzeniami. Do życia publicznego powróciła rok później, wydając album “Unbroken”. Wydawać by się mogło, że najgorsze chwile ta urodzona w stanie Nowy Meksyk Amerykanka ma już za sobą. Ukazywały się jej kolejne płyty, single cieszyły się popularnością, a wokół wokalistki pojawiło się dużo życzliwych osób. W roku 2018 coś jednak w Lovato pękło i demony przeszłości powróciły. Sama Demi zdawała sobie sprawę z tego, że dzieje się z nią coś niedobrego. W maju ujawniła surową balladę “Sober”, w której przyznaje się do ponownego topienia smutków w alkoholu, śpiewając: “momma, I’m so sorry I’m not sober anymore / and daddy, please forgive me for the drinks spilled on the floor (…) I’m sorry that I’m here again / I promise I’ll get help / It wasn’t my intention / I’m sorry to myself”. Wtedy nikt nie wyciągnął do niej pomocnej dłoni. Dziś Demi ponownie przeprasza za swoje postępowanie, dziękuje za modlitwy i udaje się na kolejny odwyk, zaś lekarze przyznają, że to cud, że przeżyła. Nie każda gwiazda muzyki miała tyle szczęścia.
Narkotyki i alkohol zniszczyły również życie i karierę brytyjskiej wokalistki Amy Winehouse. Ta mająca na koncie jedynie dwa albumy artystka “wpadła w używki” rok po premierze debiutanckiego krążka “Frank”. Jako powód wymienia się nie tylko nagłą sławę i miłosne problemy, ale i śmierć babci, która była jedną z najbliższych jej osób. Krótkim rozbudzeniem i wyrwaniem się ze szponów nałogów był okres tworzenia płyty “Back to Black” – wydawnictwa mrocznego i autobiograficznego. Amy w swoich piosenkach śpiewa o samotności, tęsknocie za ukochanym i (w dziś już ikonicznym utworze “Rehab”) uzależnieniach. Chociaż we wspomnianym nagraniu padają słowa “they tried to make me go to rehab”, to w rzeczywistości artystka nie miała wystarczającego wsparcia w swojej rodzinie. Dotyczy to zwłaszcza jej ojca, który lubił brylować w mediach i opowiadać o sławnej córce. Narkotyki Brytyjka zdecydowała się rzucić sama. Skończyła z ich zażywaniem w 2008 roku, w 2 lata później do minimum ograniczyła też spożywanie alkoholu. Niestety wróciła do picia na miesiąc przed śmiercią. Zmarła 23 lipca 2011 w swoim londyńskim domu na wskutek wstrząsu, do którego doszło w wyniku zatrucia alkoholowego po długim okresie abstynencji.
Kilka miesięcy później świat stracił kolejną utalentowaną wokalistkę. 11 lutego 2012 w jednym z hoteli w Beverly Hills znaleziono martwą Whitney Houston – artystkę o mocnym, soulowym głosie, która wylansowała takie przeboje jak “I Will Always Love You”, “How Will I Know” i “My Love Is Your Love”. W narkotyki wokalistka wpadła kilkanaście lat wcześniej, będąc w związku z Bobbym Brownem. Houston zatrzymana nawet została na jednym z lotnisk za posiadanie marihuany. Problemy w związku (mąż Whitney okazał się być damskim bokserem) sprawiły, że uzależnienie artystki się pogłębiało. co wpłynęło na jej głos oraz aktywność zawodową. Z wydaniem następcy świątecznego krążka “One Wish: The Holiday Album” z roku 2003 Houston zwlekała aż do roku 2009, a wydana wtedy powrotna płyta “I Look to You” jest jej ostatnim dziełem. Jako przyczynę śmierci artystki podaje się utonięcie w wannie, do czego przyczyniły się kokaina i problemy artystki z sercem. Sekcja zwłok wykazała jednak, że na krótko przed śmiercią Amerykanka zażyła nie tylko ten narkotyk, ale i marihuanę, lek przeciwlękowy, a także środek zwiotczający mięśnie i antyhistaminę.
Więcej szczęścia miała “Księżniczka Popu” – Britney Spears, choć lepiej brzmiałoby sformułowanie “szczęście w nieszczęściu”. W 2006 roku artystka urodziła drugiego syna, a niedługo potem ogłosiła separację z mężem, Kevinem Federlinem. Jej walące się w gruzy życie prywatne szybko pojawiło się na świeczniku, a prasa i paparazzi nie dawali Spears spokoju, którego w tamtym czasie bardzo potrzebowała. Britney wpadła w złe towarzystwo, a jej imprezy u boku Paris Hilton przeszły do historii. Coraz częściej na mieście można było natknąć się na pijaną lub naćpaną wokalistkę. Dała się zabrać na odwyk, lecz uciekła z ośrodka po niecałej dobie i udała się do salonu fryzjerskiego, w którym ogoliła sobie głowę na łyso, a resztę wieczoru spędziła na demolowaniu parasolką samochodu jednego z fotografów. Po tym incydencie ponownie dała sobie pomóc, a niedługo potem przystąpiła do nagrywania nowej płyty. Album “Blackout” to, zdaniem fanów, jeden z jej najlepszych krążków, a promował go singiel “Gimme More”. To jednak w kompozycji “Piece of Me” Britney ma coś ważniejszego do przekazania osobom, które wchodzą buciorami w jej życie prywatne, śpiewając: “hoping I’ll resort to some havoc / end up settling in court / now are you sure you want a piece of me?”
Problemy z używkami miały także takie wokalistki jak Christina Aguilera, Rihanna, Sia i Florence Welch. Pierwsza z nich w 2011 roku trafiła nawet za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym do policyjnej kartoteki. Autorka takich przebojów jak “Beautiful” i “Ain’t No Other Man” wybrała się wieczorem na kolację z nowym ukochanym – mężczyzna wsiadł za kierownicę mając prawie promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Wpłacono kaucję, parę szybko wypuszczono, ale mugshot Aguilery do dziś krąży po sieci. O tym, że Rihanna uwielbia imprezować, wiemy nie od dziś. Chociaż wokalistka z Barbadosu nie stroni od alkoholu czy marihuany, to nie ma na koncie poważniejszych skandali. Polscy fani dobrze jednak zapamiętają jej wizytę na Open’erze w 2013 roku, kiedy to artystka przyjechała kilka dni wcześniej i bawiła się na koncertach swoich znajomych po fachu. Zabawa była na tyle dobra, że po koncercie Kings of Leon wokalistka nie była w stanie iść o własnych siłach. Australijska wokalistka Sia, będąca zarówno współpracowniczką Aguilery, jak i Rihanny, od alkoholu uzależniła się na przełomie lat 2009 i 2010, kiedy to zmagała się z depresją i uzależnieniem od leków przeciwbólowych. Rozważała także popełnienie samobójstwa. Pomogła terapia. Na drodze do alkoholizmu była także Florence Welch, liderka uwielbianego w Polsce zespołu Florence + The Machine. W jednym z wywiadów po premierze albumu “How Big, How Blue, How Beautiful” Brytyjka zdradziła, iż z nieśmiałością i tremą przed wyjściem na scenę radziła sobie wlewając w siebie litry alkoholu. Otrzeźwienie przyszło w połowie 2015 roku, kiedy podczas występu na festiwalu Coachella Welch złamała nogę. Pomogła przerwa od koncertowania, gdy Florence usunęła się na trochę z życia publicznego i zaczęła prowadzić spokojne życie. Oby i Demi Lovato, od której zaczęliśmy niniejszy tekst, udało się wygrać z niszczącymi życie tej utalentowanej artystki nałogami.
W tekście wykorzystano zdjęcia na licencji Creative Commons:
- https://www.flickr.com/photos/marcen27/42749539272
- https://www.flickr.com/photos/28722563@N05/3879492717
- https://www.flickr.com/photos/94046170@N07/30072929931
- https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Amy_Winehouse_f5048439.jpg
W tytule „artyści” a tu same panie. Nie powinno być „artystki” ? Poza tym panowie także chyba ćpają, piją, imprezują.
Nie wiem o co w tym chodzi. Czy artysta nie może być normalny ? A może proces tworzenia (muzyki, obrazów, tekstu) wymaga „wspomagania” aby mózg nabrał zdolności do tworzenia czegoś nieracjonalnego ? A może duża ilość kasy powoduje chęć spróbowania dopalaczy…