Obecny rok wśród debiutantów należy do Camili Cabello. Po odejściu z popularnej grupy żeńskiej Fifth Harmony, jej samodzielne kroki stawiane w studiu okazały się narodzinami nowej, kubańskiej księżniczki pop. Mając za sobą pierwszy światowy przebój, wokalistka przedstawiła swoje solowe dokonania na imiennym albumie „Camila”.
Ponad pięcioletnia obecność na scenie przy zaledwie dwudziestu wiosnach na karku brzmi dumnie. Nie chodzi bowiem o dziecięce konkursy, czy śpiewanie na szkolnych przedstawieniach – Camila Cabello zapoczątkowała swoją muzyczną przygodę od największego talent-show w Ameryce: X Factor. Tam szybko zboczyła z solowej drogi na ścieżkę girlsbandową, którą wytyczyli jurorzy programu, tworząc grupę Fifth Harmony. Wszystkie jej członkinie przyszły na castingi indywidualnie i, zupełnie się nie znając, nagle stanęły na jednej scenie. Losy dziewczyn w programie obserwowały miliony widzów, którzy przyznali im trzecie miejsce. Następnie dziewczyny trafiły pod skrzydła wielkich wytwórni fonograficznych i w pięcioosobowym składzie nagrały dwie płyty studyjne: „Reflection” (z roku 2015) oraz „7/27” (2016). Pomimo niewątpliwego sukcesu, w takim układzie tarcia i rozłamy spowodowane rosnącą ambicją były jedynie kwestią czasu. Jako pierwsza na rozstanie z koleżankami zdecydowała się Camila. Wielu wątpiło w jej możliwości, jednak fakt, że ludzie lubią obserwować historie o dzielnych dziewczynach wojujących z zimnym i bezwzględnym show-biznesem, zupełnie nie odjął, a wręcz dodał jej motywacji do działania.
Dziewczyna od samego początku nie miała łatwo – fani zespołu oskarżali ją o rozbicie grupy oraz o bycie egoistką, a sukcesu nie odniósł również jej debiutancki singiel. Ostatecznie zła passa szybko minęła, a kariera kubańskiej wokalistki zaczęła rozkwitać i nabierać barw. Wraz z początkiem nowego roku otrzymaliśmy długo wyczekiwaną debiutancką płytę noszącą tytuł „Camila”. Na pierwszą solową próbę wokalistka przygotowała 11 kompozycji , w których prezentuje słuchaczom jej muzyczne „ja”.
Singiel przewodni „Havana” stał się numerem jeden ostatnich miesięcy niemal na całym świecie. Pomimo swojej przebojowości, piosenka ta jest stonowana i oparta na prostych rytmach wzbogaconych kubańskim pianinem. Czasami wystarczy niewielki zasób słów, by odczuć, co gra w sercu danego artysty. Jak dotąd „Havana” to najbardziej autentyczna kompozycja w repertuarze wokalistki, mimo że jest kolejną produkcją od fabryki hitów pod dowództwem m.in. Pharrella Williamsa. Cóż, historia lubi się powtarzać, bowiem od lat jesteśmy świadkami pewnej chronologii w zapotrzebowaniu światowego rynku na porywające do tańca, latynoskie brzmienia połączone z muzyką popularną. Za współczesny przykład niech służy portorykańskie „Despacito” i właśnie buchająca ognistą energią „Havana”, jednak tego typu przykładów można wymienić o wiele więcej, począwszy od roztańczonej Glorii Estefan, serialowej piękności Thalii, czy wulkanu scenicznej energii w postaci Ricky’ego Martina.
Z drugim singlem „Never Be The Same” sprawy potoczyły się nieco inaczej. Jest on o wiele bardziej popowy i przewidywalny, ale jednocześnie wydobywa więcej atutów wokalu Camili. Zanim doszło do pierwszego spotkania z albumem „Camila”, dane nam było zapoznać się z utworem „Real Friends”. Dawał on nadzieję wszystkim osobom, które jeszcze za czasów Fifth Harmony czekały na bardziej emocjonalną odsłonę kubańskiej wokalistki. Pozostając w lekkim, nastrojowym i współczesnym klimacie usłyszymy „Something’s Gotta Give”. Mimo że prezentowana przez Camilę liryka łączy zmysłowy wokal oraz delikatne instrumentalne dźwięki, to w tym wydaniu piosenka ta nie jest do końca przekonująca i efektowna, jak gdyby rozbudzony przez „Havanę” apetyt domagał się więcej gorących latynoskich smakołyków. Na tle ballad przeciętnie wypada nowoczesne R&B w takich kawałkach jak „Into It” i „In The Dark”. Wciąż nie jest to nic wyróżniającego, co w pełni wydobywałoby charakter i duszę wokalistki. Te ostatnie zostają wyzwolone w ciekawie zaaranżowanych utworach „She Loves Control” i „Inside Out”. Taneczne numery okraszone reggaetonowym poczuciem rytmu wprowadzają do albumu żywszą energię, która trafnie oddaje temperament jego głównej bohaterki.
Osoby, które oczekiwały od debiutu piosenek na miarę przewodniego singla i większej siły przebicia muzyki latynoamerykańskiej, mogą odrobinę się rozczarować. „Camila” to pokaz możliwości i różnorodności muzycznej młodej solistki, której potencjał i dojrzewająca świadomość artystyczna z pewnością jeszcze nie raz zdoła nas naskoczyć.