Od chwili swojego muzycznego debiutu z albumem „Do You Want the Truth or Something Beautiful?” z roku 2009, Paloma Faith należy do grona najbardziej lubianych i najciekawszych kobiecych głosów z Wysp Brytyjskich. Chociaż światową sławą nie dorównuje wielu swoim koleżankom po fachu, to cieszyć się może wiernym gronem fanów w ojczyźnie, sprawiającym, iż sprzedaż jej płyt jest tam niezwykle równa (nawet jeśli poziom poszczególnych wydawnictw nie zawsze był podobny).

Podszyty nutką teatralnego dramatyzmu debiut był albumem przemyślanym i dopiętym na ostatni guzik. Na kolejnym krążku, „Fall to Grace”, Faith poszła w granie przystępniejsze, lżejsze, by idealną niszę dla siebie odnaleźć dwa lata później i przedstawić ją pod szyldem „A Perfect Contradiction”. Nie mniej retro niż „Do You Want the Truth or Something Beautiful?” i bardziej przebojowy od „Fall to Grace” krążek zabierał słuchacza na wycieczkę po kilku dekadach z życia muzyki soul. Taneczne melodie zestawione z opowieściami o złamanym sercu przekładały się na tytułową perfekcyjną sprzeczność. Na „The Architect” Paloma nie bierze się za projektowanie swego brzmienia od nowa, za to wprowadza raczej drobne, choć znaczące poprawki. Po wysłuchaniu całości aż chce się powiedzieć: wybierz sobie inny zawód – architektura to jednak nie najlepszy kierunek.

REKLAMA
fiio

Społecznie zaangażowanych płyt w ostatnich miesiącach ukazało się bardzo wiele. Swoją cegiełkę postanowiła dołożyć i Faith, która po urodzeniu dziecka stwierdziła, że pora spojrzeć w przyszłość i postarać się uczynić świat lepszym miejscem. Przed siebie patrzy też z muzycznego punktu widzenia, stawiając tym razem na nowocześniejsze, popowe brzmienie, nie zapominając jednak o swoich soulowych, vintage’owych korzeniach.

Do nagrań, które najbardziej przypadły mi do gustu należą „Guilty”, „‚Til I’m Done”, „Lost and Lonely”, „Still Around” i „WW3”. Pierwsza z tych piosenek, charakteryzująca się wspaniałą grą instrumentów smyczkowych, jest porywającą opowieścią o tym, iż każdy z nas ma prawo do popełniania błędów. W zupełnie inne klimaty uderza “Til I’m Done”, inspirowana disco dynamicznym utworem na parkiety. Do potupania nóżką nadaje się także „WW3” o lekkim rockowym zabarwieniu i bitach mogącymi kojarzyć się z latami 90. Jeszcze dalej w czasie lądujemy za sprawą urokliwego, chóralnego „Lost and Lonely” (czyżby odrzut z poprzedniej płyty?) i – zaskakująco jak na standardy opisywanego krążka – oszczędnego „Still Around”. Inne kompozycje potrafią albo zmęczyć, albo znużyć. Piękny, filmowy początek “The Architect” przechodzi w wykrzyczany refren. „Surrender” uchodzić by mogło za ładny melancholijny utwór, gdyby nie identyczne przedobrzenie. Podobnie z moją cierpliwością pogrywa sobie pompatyczne, sztuczne „Warrior”, które Paloma dostała od… Sii. Też byście się nie domyślili, kto jest prawdziwą autorką tego dramatu? Do drugiej grupy piosenek należą nijakie, w porównaniu do starszych tanecznych propozycji artystki, „Crybaby”; balladowe, zmierzające donikąd „Love Me As I Am”; duet z Johnem Legendem „I’ll Be Gentle” oraz będące najgorszym punktem albumu „Kings and Queens”.

Największą bolączką albumu „The Architect” jest chęć dostarczenia słuchaczowi jak największej ilości wrażeń. Kompozycje są przeładowane, często bardzo moralizatorskie, ciężkie i w wielu przypadkach aż nieprzyjemnie patetyczne. Rzecz jasna, nie dotyczy to wszystkich utworów, ale i tak po wysłuchaniu czwartego studyjnego krążka Palomy pozostaje dość słabe wrażenie. Wydaje mi się, że artystka chciała aż za bardzo. Miała za dużo pomysłów, chciała przekazać za wiele mądrości i opowiedzieć zbyt wiele historii. Nie powiem, by „The Architect” było bardzo złą płytą, bo tak nie jest – to raczej krążek na chwilę, do poduszki. Dla mnie nadal najlepsza Paloma to ta z „A Perfect Contradiction”, która porusza równie ważne tematy, lecz z większym luzem.

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj