FiiO JM21 jest podstawowym odtwarzaczem mobilnym w portfolio azjatyckiego producenta. Nowy DAP został zamknięty w kompaktowej obudowie i wyposażony w podwójne przetworniki Cirrus Logic CS43198 oraz zbalansowany wzmacniacz słuchawkowy. Nie obyło się także bez chipsetu Qualcomma i lekko zmodyfikowanego Androida.
Nie spodziewałem się premiery modelu JM21, ponieważ FiiO przez ostatnie lata ignorowało kompaktowe odtwarzacze, skupiając się na przetwornikach mobilnych i adapterach Bluetooth, czyli urządzeniach dedykowanych smartfonom. W konsekwencji odtwarzacze FiiO stały się rozbudowanymi „kombajnami”, które z powodzeniem zastępują stacjonarne urządzenia, ale są mało poręczne i wymagają dużego wydatku. Melomani-minimaliści zostali więc zmuszeni do korzystania z adapterów Bluetooth czy przetworników USB lub porzucenia dedykowanego sprzętu audio na rzecz słuchawek bezprzewodowych. Wszak smartfon z wyjściem słuchawkowym to już rzadki widok.
FiiO JM21 może zmienić status quo. Nowy odtwarzacz został wyceniony na 1199 zł, co aktualnie nie jest wygórowaną kwotą, zważywszy na to, że mowa o w pełni autonomicznym urządzeniu, nie wymagającym smartfona do działania. Nie potrafią tego adaptery czy przetworniki, często wycenione podobnie lub nawet kosztowniejsze. To nie koniec niespodzianek, bo JM21 ma wiele wspólnego z kilkukrotnie droższym modelem M23 – bohater niniejszego testu również bazuje na Androidzie, posiada wydajny układ zbalansowany i może działać jako sprzęt biurkowy.
Sprawdziłem, czy kompaktowy odtwarzacz ma rację bytu w 2025 roku, porównując FiiO JM21 z M23 oraz adapterami Bluetooth i przenośnymi przetwornikami.
Wyposażenie
Zestaw zawiera:
- kabel USB-A > USB-C (długość ok. 100 cm);
- silikonowe etui;
- dokumentację.
Świetnie, że w zestawie nie zabrakło etui. Akcesorium jest wprawdzie podstawowej jakości, ale lepsze takie, niż żadne. Pewne wątpliwości budzi natomiast kabel USB, bo wyposażono go we wtyczki USB-C i USB-A. Dla porównania FiiO M23 ma w zestawie przewód z dwiema wtyczkami USB-C i przejściówkę do USB-A, co jest bardziej uniwersalnym rozwiązaniem, bo nie wszystkie ultrabooki posiadają złącze typu A.
Konstrukcja i jakość wykonania
FiiO JM21 w ogóle nie przypomina braci z serii M. Fikuśną, asymetryczną obudowę zastąpiono niemal prostopadłościenną, a ciemne kolory ustąpiły miejsca jasnym, bo tym razem odtwarzacz jest turkusowo-srebrny. Widać też, że JM21 wpisuje się w stylistykę retro, która aktualnie wypiera „gamingowe” wzornictwo starszych produktów FiiO, co uważam za plus. Jeśli jednak kolory nas nie przekonują, to potrzebne będzie nieprzezroczyste etui, np. skórzane. Wprawdzie to dedykowane jest niebieskie, ale w sprzedaży dostępne są już matowoczarne zamienniki.
Przeszklony i zabezpieczony folią wyświetlacz ma przekątną 4,7 cala i otaczają go dość szerokie ramki oraz pokaźny „podbródek”. O proporcjach rodem ze współczesnych smartfonów nie ma mowy, ale to kwestia drugoplanowa. Podobnie jak to, że zastosowano panel IPS, który nie ma absolutnie żadnych szans z OLED-ami czy AMOLED-ami. Niemniej ekran JM21 nie odstaje specjalnie od tych z droższych odtwarzaczy FiiO – kolory są trochę mniej nasycone, ale luminancja podobna i ostrość zbliżona, więc okładki płyt cieszą oczy.
Przyciski znajdują się na obu dłuższych bokach – z lewej strony są włącznik, dioda zasilania/jakości muzyki oraz regulacja głośności, a z prawej znajdziemy trzy przyciski do sterowania muzyką oraz szczelinę czytnika kart microSD. Górna ścianka pozostała pusta, więc wszystkie złącza umieszczono na dolnej, bo tam wylądowały wyjście 3,5 mm oraz 4,4 mm, a także USB-C pomiędzy nimi. Warto zauważyć, że w prawym dolnym rogu znajduje się uchwyt na smyczkę, której jednak nie otrzymujemy w zestawie.
Jakość wykonania jest po prostu dobra. Tym razem obudowę skonstruowano jedynie częściowo z aluminium, bo wyżłobioną pokrywę wykonano z plastiku. Na powierzchniach nie widać skaz, ale spasowanie elementów mogło być lepsze. FiiO JM21 wygląda więc na sprzęt tańszy od M23 i nie robi takiego wrażenia, jak metalowe adaptery w stylu BTR7 czy BTR17. Czy to problem? Moim zdaniem nie. Oszczędności są zrozumiałe, bo JM21 to pełnoprawny odtwarzacz muzyki w cenie adaptera Bluetooth. Siłą rzeczy coś musiało się „ugiąć”.
Ergonomia i funkcjonalność
FiiO JM21 waży tylko 156 gramów, czyli jest właściwie o połowę lżejszy od M23. Jeśli dodamy do tego wyraźnie mniejsze wymiary, bo nowy model jest krótszy, węższy i smuklejszy, to otrzymujemy naprawdę komfortowy w użyciu odtwarzacz, który dobrze leży w dłoni i nie rozpycha kieszeni. Spora w tym zasługa zaokrąglonych krawędzi oraz obłych rogów. Korzystając z M23 miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie, ale w pozytywnym znaczeniu.
Rozplanowanie przycisków jest bez zarzutu. Trzymając urządzenie w lewej dłoni mamy dostęp do włącznika i regulacji głośności, do których wygodnie sięga się kciukiem. Producent zrezygnował z dotykowej regulacji głośności, ale to moim zdaniem plus. Panel dotykowy w droższych odtwarzaczach potrafi zirytować, bo łatwo o przypadkowe zmiany głośności. Do pozostałych przycisków także sięga się komfortowo. Chciałbym jedynie, żeby przyciski trochę mocniej odstawały – są niemal płaskie, więc czasami trudno je wyczuć.
Rozmieszczenie gniazd nie wszystkim przypadnie do gustu. W trybie odtwarzacza trudno narzekać, bo wszystkie złącza znajdują się na dolnej krawędzi, więc nie trzeba ich szukać. Co innego w trybie DAC-a USB, który zyskuje na złączach rozplanowanych „przelotowo”, czyli z USB-C umieszczonym po przeciwnej stronie od wyjść słuchawkowych, jak w M23 czy też M17. Niemniej w przypadku JM21 priorytet miał bez wątpienia użytek mobilny, więc można przymknąć na to oko.
Wydajność i system operacyjny
JM21 bazuje na popularnym układzie Qualcomma, czyli chipsecie Snapdragon 680. W przeciwieństwie do FiiO nie zestawiłbym tego układu z określeniami „flagowy” i „nowy”, bo to chipset znany ze starszych smartfonów i raczej z niskiej półki. Niemniej układ jest świeższy i trochę wydajniejszy od Snapdragona 660, montowanego dotychczas we wszystkich odtwarzaczach FiiO. Mamy więc do czynienia z sytuacją, gdy nowy i podstawowy odtwarzacz jest wydajniejszy od starszych i wyżej pozycjonowanych.
Warto jednak zauważyć, że JM21 ma mniej RAM-u i pamięci od M23 (3/32 GB vs 4/64 GB). Niemniej urządzenie działa responsywnie i nie ma problemu z typowo muzycznymi zastosowaniami – nie uświadczyłem przycięć czy spowolnień, przełączając się pomiędzy podstawowymi aplikacjami, a komfortowo korzystało mi się też z Tidala. Z kolei kartę microSD można wymienić beznarzędziowo (M23 wymaga „szpilki”), a dzisiaj karty są stosunkowo tanie, więc ograniczona ilość pamięci nie daje się we znaki.
Nie tylko układ został odświeżony, ale także system operacyjny, bo FiiO JM21 działa pod kontrolą Androida… 13. Tak, na horyzoncie już Android 16, ale to i tak znaczny progres względem Androida 10 z innych odtwarzaczy FiiO. Sama obecność Androida jest dużym plusem, bo obstawiałem, że system operacyjny zostanie ograniczony do postaci samej aplikacji odtwarzającej, czyli będzie dostępny jedynie tryb Pure Music. Tymczasem możemy swobodnie instalować dodatkowe aplikacje odtwarzające czy strumieniujące. Funkcjonalność została jednak ograniczona.
Funkcjonalność
FiiO JM21 ma pięć trybów pracy, czyli: Android, Pure Music, AirPlay, DAC USB oraz odbiornika Bluetooth ze wsparciem dla kodeka LDAC. Należy jednak wiedzieć, że w JM21 nie zaimplementowano odbiornika USB od XMOS-a, więc w trybie DAC-a USB występują wyraźne opóźnienia, czyli dźwięk wymija się z obrazem. Nie pomagają sterowniki od producenta, więc JM21 nie nadaje się do oglądania filmów czy grania w gry komputerowe. Krytykowałem za to także kilkukrotnie droższy model M23, więc trudno z tego powodu znęcać się nad JM21.
Uproszczeń jest więcej. Producent odpuścił sobie dodatkowe poziomy podbicia, czyli Super High czy Ultra High, bo JM21 nie ma trybu „stacjonarnego” czy trybu „słuchawek wokółusznych”. To nie problem, trzy poziomy podbicia są wystarczające. Brak konwersji w locie do DSD (All to DSD) także można wybaczyć. Względem adapterów Bluetooth brakuje zaś wsparcia dla kodeka aptX Adaptive, ale ten nie jest nieodzowny do zastosowań melomańskich. Wspomnianej wcześniej dotykowej regulacji głośności także mi nie brakowało, bo potrafi ona uprzykrzać obsługę.
Na szczęście nie obyło się bez najważniejszych funkcji. Wyjścia słuchawkowe mogą służyć także jako liniowe, a to w rozmiarze 3,5 mm pełni także rolę koaksjalnego, do czego potrzebna będzie jednak stosowna przejściówka. Przygotowano ponadto szereg filtrów dolnoprzepustowych czy regulację balansu kanałów. Istnieje także możliwość obrócenia ekranu, żeby gniazda znajdowały się na szczycie, jak i możliwość zablokowania przycisków, zlimitowania regulacji głośności czy wybudzania ekranu dotykiem (double-tap). Przygotowano również rozbudowane EQ, ale niestety nie działa ono globalnie, a jedynie w aplikacji odtwarzającej FiiO Music.
Czas pracy
Producent obiecuje do 12 godzin i 30 minut pracy z wyjścia 3,5 mm oraz do 9 godzin i 30 minut z gniazda 4,4 mm. Sprawdziłem drugi scenariusz ze słuchawkami FiiO FH9 na średnim podbiciu oraz głośnością ustawioną na 75 dB i udało mi się to potwierdzić – akumulator rozładował się po 9 godzinach i 25 minutach. Zaznaczam, że test polegał na odtwarzaniu muzyki z plików, a w trakcie ewaluacji akumulatora ekran był wyłączony. Nie należy więc oczekiwać takiego czasu pracy strumieniując muzykę przez Wi-Fi.
Czas pracy nie zachwyca, bo niegdyś kompaktowe odtwarzacze potrafiły wytrzymywać nawet kilkadziesiąt godzin na jednym ładowaniu. Z drugiej strony JM21 to jednak znacznie bardziej zaawansowany odtwarzacz z Androidem i sporym ekranem, więc takie porównanie nie jest fair. Warto wziąć też pod uwagę, że mówimy o w pełni autonomicznym urządzeniu. Wspomniane we wstępie adaptery Bluetooth wymagają jednak smartfona do działania i obciążają jego akumulator, co przemawia na korzyść JM21.
Specyfikacja
Ogólna
- układ: Qualcomm Snapdragon 680
- RAM: 3 GB
- pamięć wbudowana: 32 GB + czytnik micro SD do 2 TB
- system operacyjny: Android 13
- wyświetlacz dotykowy: IPS, 4,7 cala, 1334×750 pikseli
- przetworniki: 2x Cirrus Logic CS43198
- wzmacniacz: 2x SG Micro SGM8262
- obsługa słuchawek: 8-350 Ω
- interfejsy bezprzewodowe: Wi-Fi 5 i Bluetooth 5.0
- obsługa kodeków: SBC, AAC, LDAC (odbiornik), SBC, AAC, aptX, aptX HD, LDAC, LHDC (nadajnik)
- akumulator: 2400 mAh
- czas pracy: do 12,5 godz. (3,5 mm); do 9,5 godz. (4,4 mm)
- czas ładowania: ok. 2 godz. (5 V/2 A)
- wymiary: 121 x 68 x 13 mm
- masa: 156 g
Wyjście słuchawkowe 3,5 mm (High)
- moc: 360 mW + 360 mW @ 16 Ω, 245 mW + 245 mW @ 32 Ω, 30 + 30 mW @ 300 Ω
- pasmo przenoszenia: 20 Hz-80 kHz
- SNR: >124 dB
- impedancja: <1 Ω
- separacja kanałów: >70 dB
- THD+N: 0,0012% @ 1 kHz
Wyjście słuchawkowe 4,4 mm (High)
- moc: 605 mW + 605 mW @ 16 Ω, 700 mW + 700 mW @ 32Ω, 80 mW + 80 mW @ 300 Ω
- pasmo przenoszenia: 20 Hz-80 kHz
- SNR: >129 dB
- impedancja: <1,5 Ω
- separacja kanałów: >110 dB
- THD+N: 0,0006% @ 1 kHz
Brzmienie
FiiO JM21 brzmi zaskakująco dobrze! Nie spodziewałem się tak wysokiego poziomu po podstawowym odtwarzaczu, a powinienem, bo kostki Cirrus Logic CS43198 są mi już znane – spotkałem się z nimi m.in. przy okazji testów przetworników Luxury & Precision W1 i W2 oraz stacjonarnego Toppinga E50, które reprezentowały świetny poziom. Dobrze zaimplementowano je także w FiiO JM21, bo odtwarzacz brzmi w sposób zrównoważony, neutralny barwowo, szczegółowy i satysfakcjonująco przestrzenny. Mimo braku podkoloryzowania brzmienie jest wciąż angażujące, co zawdzięcza się dużej dynamice i kontrolowanej górze pasma. Krótko rzecz ujmując – świetnie bawiłem się słuchając muzyki na JM21 i byłem zadowolony z ogólnej jakości dźwięku.
Odtwarzacz generuje swobodne niskie tony z dobrym zejściem w subbas, wypełnionym średnim basem oraz precyzyjnym wyższym. Dół pasma jest dobrze zróżnicowany, nie sprawia wrażenia zamulonego i cechuje się energicznym atakiem, więc muzyka nie nudzi. Bas nie przytłacza tym samym średnicy, która jest zrównoważona, bo nie słychać akcentu ani w niższym, ani wyższym jej podzakresie. Słuchawki rozbrzmiewają więc transparentnie, klarownie i szczegółowo, bo nie ma mowy o jakimkolwiek przyciemnieniu czy zgaszeniu dźwięku po stronie odtwarzacza. Spora w tym zasługa wyrazistych, jasnych i precyzyjnych wysokich tonów, które wzorowo doświetlają pozostałe pasma, ale są nadal przystępne w odbiorze. FiiO JM21 nadaje więc muzyce klarownego charakteru, ale jeszcze jej nie wyostrza.
Scena dźwiękowa nie rozczarowuje. Nie jest ani kameralna, ani koncertowa, ale na tyle duża, że nie ma już wrażenia ciasnoty czy przytłoczenia dźwiękiem. Kształt przestrzeni jest elipsoidalny za sprawą kontrastowej separacji kanałów, a szczególnie z wyjścia 4,4 mm. Niemniej głębia i wysokość sceny nie ustępują szerokości, więc instrumenty są pozycjonowane trójwymiarowo. FiiO JM21 potrafi też nadać im kształt i rozmiar, co docenimy ze słuchawkami o dobrej holografii. Można również liczyć na wzorową separację dźwięków i optymalne napowietrzenie, bo instrumenty rozbrzmiewają swobodnie. Pozwala to na krytyczne odsłuchy, śledzenie poszczególnych linii melodycznych czy poczynań muzyków.
FiiO JM21 – porównania z FiiO M23, BTR7 i Questyle M18i
FiiO M23 oferuje inną, bo bardziej muzykalną i efektowną sygnaturę dźwiękową. Wyżej pozycjonowany odtwarzacz lekko akcentuje bas, brzmi cieplej w paśmie średnim i wyraźnie łagodniej w górze pasma. Odebrałem M23 jako urządzenie o brzmieniu gładszym, miększym i mniej technicznym, a raczej bardziej audiofilskim. Moim zdaniem M23 ma więcej charakteru, stara się relaksować i sprawiać przyjemność, z czego słyną urządzenia bazujące na przetwornikach AKM. To też w dużej mierze sprawka masywniejszego, bardziej sprężystego basu. Na moje ucho scena M23 jest też większa, ale w tym aspekcie różnica jest niewielka.
W bezpośrednim porównaniu model JM21 brzmi bardziej analitycznie i klarownie od M23, bo nie jest tak podkoloryzowany w niskich tonach czy średnicy. Co ciekawe brzmienie tańszego modelu jest mocniej zarysowane, bo M23 wydaje się lekko rozmywać faktury instrumentów, zmiękcza i wygładza brzmienie. Nic takiego nie ma miejsca w JM21. Zatem jeśli szukamy możliwie neutralnego odtwarzacza, lubimy transparentny charakter, to JM21 może wyjść na prowadzenie, mimo że jest znacznie tańszy (3500 zł vs 1200 zł). Należy jednak pamiętać, że M23 oferuje więcej mocy, dodatkowe USB-C do trybu stacjonarnego, większy ekran itd. Niemniej, gdybym miał oceniać tylko brzmienie i spojrzeć na oba urządzenia stricte subiektywnie, to wybrałbym… JM21.
FiiO JM21 ma więcej wspólnego z adapterem FiiO BTR7. Oba urządzenia brzmią klarownie, precyzyjnie i dość przestrzennie. JM21 jest jednak bardziej płaski w przekazie, gdy BTR7 nieznacznie akcentuje skrajne pasma. Niemniej różnica jest niewielka, jak to zazwyczaj bywa przy porównaniach źródeł dźwięku. Zarówno JM21, jak i BTR7 oferują zbliżony poziom techniczny, czyli wysoką rozdzielczość, dużą dynamikę oraz przestrzenną scenę dźwiękową. Wybór zależy więc od preferencji. Jeśli wolimy odtwarzać muzykę za pomocą smartfona, górą będzie BTR7 czy inny adapter Bluetooth tej klasy. Gdy natomiast chcemy odciąć się od powiadomień i innych rozpraszaczy z telefonu, to wygra JM21.
Sięgnąłem jeszcze po wysoko pozycjonowany adapter Bluetooth/przetwornik mobilny, czyli Questyle M18i. Okazało się, że zabrzmiał on masywniej w basie, barwniej i trochę cieplej, więc bardziej muzykalnie, a mniej neutralnie od JM21. Odtwarzacz oferował jednak równie wysoki poziom techniczny, co M18i w trybie przetwornika USB. Z kolei w przypadku transmisji Bluetooth, to JM21 był lepszy, bo M18i w trybie adaptera bezprzewodowego niestety zbytnio zmiękcza i rozmywa brzmienie. Ode mnie punkt dla JM21, bo odtwarzacz jest znacznie tańszy od Questyle’a M18i (ok. 1800 zł), a to urządzenie w zasadzie kompletne.
FiiO JM21 – synergia
FiiO JM21 jest neutralny i ma transparentny charakter, czyli wydaje się znikać z toru. Ostateczny efekt zależy więc od samych słuchawek, odtwarzacz nie powinien specjalnie ingerować w ich brzmienie. Jeśli więc podłączymy łagodniejsze/cieplejsze/ciemniejsze słuchawki, to tak też zabrzmią. Z kolei te neutralne/jasne/ostre nie zostaną poskromione – modele o wywindowanej górze pasma mogą zabrzmieć sykliwie, odtwarzacz nie złagodzi ich charakteru. Niemniej dzisiaj producenci poważnie traktują strojenie, bazują na naukowo opracowanych wzorcach, czyli tzw. krzywych, więc trudno o ekstremalnie ciemne czy też wyjątkowo wyostrzone słuchawki. Zatem zrównoważony JM21 powinien współgrać z przeróżnymi modelami słuchawek.
W trakcie testów podłączałem do JM21 szereg słuchawek o różnym charakterze i z wielu półek cenowych. Nie natrafiłem na specjalne porażki – byłem pod wrażeniem zgrania z dynamicznymi i budżetowymi Sennheiserami IE 200, jak i współpracy z zaawansowanymi hybrydami, czyli FiiO FH19 czy Craft Ears Aurum (z miedzianym kablem). Te dwa ostatnie modele nie osiągnęły jeszcze pełni swoich możliwości w dynamice czy scenie dźwiękowej, ale nie powiedziałbym, żeby odtwarzacz podciął im skrzydła. Czystość sygnału również nie rozczarowała – szum nie dawał się we znaki na czułych IEM-ach. Z kolei na wysokim poziomie podbicia mały JM21 radził sobie nieźle z planarami pokroju FiiO FT5.
Podsumowanie
FiiO JM21 pozytywnie zaskakuje. Odtwarzacz prezentuje się atrakcyjnie, jest lekki oraz poręczny, a do tego zaskakuje możliwościami. Mowa o urządzeniu ze sporym i jasnym ekranem, niemal nie zmodyfikowanym Androidem 13 oraz optymalnie wydajnym układem do zastosowań muzycznych. Producent zaimplementował dość wydajny wzmacniacz słuchawkowy z wyjściem 4,4 mm oraz szereg funkcji dodatkowych, w tym tryby DAC-a USB oraz adaptera Bluetooth. Nie rozczarowuje również brzmienie – zrównoważone, neutralne i przestrzenne o rozdzielczym, zarysowanym i angażującym charakterze.
Nie obyło się bez kompromisów. Obudowa nie jest w całości aluminiowa, osiągi akumulatora to nic specjalnego, a funkcjonalność względem M23 została ograniczona. Szkoda, że w trybie USB we znaki daje się latencja. Braki można jednak wytłumaczyć ceną.
FiiO JM21 kosztuje 1199 zł. Uważam, że odtwarzacz cechuje się wzorowym stosunkiem jakości do ceny – nie spodziewałem się takich możliwości i brzmienia na tym poziomie. Moim zdaniem JM21 stanowi mocną alternatywę dla modelu M23, około trzykrotnie droższego DAP-a. Jeśli nie przekonują nas adaptery Bluetooth, zależy nam na kompaktowym odtwarzaczu i nie potrzebujemy dodatkowych funkcji, to JM21 jest strzałem w dziesiątkę. Sam chętnie korzystałbym z niego na co dzień, mimo że dysponuję wielokrotnie droższym sprzętem.
Dla FiiO JM21
Zalety:
+ etui w zestawie
+ estetyczne wzornictwo
+ niezła jakość wykonania
+ przyzwoity ekran
+ wysoka ergonomia
+ Android 13
+ tryby DAC-a USB i adaptera Bluetooth
+ interfejs Bluetooth z obsługą zaawansowanych kodeków
+ zrównoważone, neutralne i angażujące brzmienie
+ wysoka rozdzielczość, bardzo dobra dynamika i przestrzenna scena dźwiękowa
Wady:
– przeciętne osiągi akumulatora
– latencja w trybie USB
– płaskie przyciski
Sprzęt dostarczył:
Super recenzja a gdyby miał go Pan dźwiękowo porównać do Fiio M15 to technika poszła do przodu i M15 przegrywa czy to jednak nadal dźwiękowy high-end? 🙂 Mamm jimmiego 21 w domu na testy pożyczyłem m15 na odsłuchy z pamięci nie porównam ale myślę że m15 to topka topkow choć mam wrażenie jakby pod pewnymi względami trochę obrywała, więc jestem ciekaw Pana zdania. Mi trzyma bateria w M15 około 18 procent na godzinę przy streamingu Qobuza na bal 4.4 mm z Mestami 2 zastanawiam się czy to normalne, że tyle bierze
M15 to wciąż wyższa półka i bardziej zaawansowany odtwarzacz od JM21. Odtwarzacze jednak znowu różnią się charakterem, podobnie jak w przypadku porównania z M23. Moim zdaniem JM21 jest bardziej neutralny i klarowny, gdy M15-tka brzmi masywniej, cieplej i trochę ciemniej w wysokich tonach.
Streaming jest obciążający, balans również, a MEST MKII to jednak zaawansowane hybrydy, więc pobór mocy nie wydaje się odbiegać od normy. Odtwarzacze FiiO nie są też specjalnie energooszczędne, zważywszy na stare układy Qualcomma i przestarzałe systemy, uszczuplone z funkcji oszczędzania energii.
Zgadzam się 😉 uff czyli nie muszę wymieniać baterii w Fiio 😉 a specjalnie nie wiem też jak się za to zabrać gdy oficjalny support milczy w tej sprawie. W programie który właśnie mierzy kondycję baterii pokazuje że jest ona w stanie dobrym, kondycja Good pozycjonowana najwyżej w hierarchii wskazań właśnie i to mnie zadziwiło pomyślałem wtedy, że Mesty są właśnie prądożerne. Czyli to jest norma trzymania baterii na M15. Porównywałem z M23 wydaje się być to granie zbliżone ale nie ma tej wielowarstwowości M15, wydaje mi się że na żadnym innym dapie tego nie słyszałem właśnie. Kumpel powiedział że gdy Fiio M15 pogra ponad 250 h i Mesty również to tworzy się mega synergia, lasery czy laserowe transjenty, następuje ponoć coś czego nie słychać na żadnych innych słuchawkach… siedzi w tym od lat więc to pewnie prawda i z tego powodu chyba nie chce się pozbywać M15, a baterie jakoś tam chyba idzie wymienić coś jak w starszych smartfonach. A uważałby Pan M15 Anno Domini 2025 jako wciąż pierwszą ligę dapow? 🙂