M11 Pro to nowa wersja topowego odtwarzacza FiiO z odświeżonym układem. Tym razem zastosowano dwie kości Asahi Kasei Microdevices AKM4497EQ oraz wzmacniacz THX-AAA-78.

Trwa moda na dopisek „Pro” w nazwach urządzeń, którego znaczenie jest różnie interpretowane przez producentów. Często w modelu typu „Pro” nie ma tak naprawdę nic profesjonalnego. Taki dopisek raz oznacza po prostu urządzenie wydajniejsze, innym razem większe, a praktycznie zawsze – bardziej kosztowne. FiiO M11 Pro to również odtwarzacz droższy od pierwowzoru (2900 zł w porównaniu do 2200 zł za zwykłego M11) i ulepszony, ponieważ zastosowano układy z wyższej półki – zarówno wzmacniacza, jak i przetwornika. Dodatkowo pamięć została zwiększona z 32 GB do 64 GB, a akumulator urósł z 3800 mAh do 4370 mAh. Czy brzmienie też jest bardziej „pro”?

REKLAMA
fiio

Wyposażenie

Niestety pierwszy kontakt z M11 Pro wiąże się z przykrą niespodzianką – wyposażenie jest uboższe w porównaniu do zwykłej wersji odtwarzacza i zawiera jedynie absolutnie nieodzowne akcesoria, tj.:

  • kabel USB typu C (100 cm);
  • adapter koaksjalny 4-pin 3,5 mm-RCA (4 cm);
  • kluczyk do czytników kart;
  • instrukcję obsługi i dokumentację.

Zabrakło więc silikonowego etui, które co prawda w przypadku modelu M11 szybko zżółkło, ale lepsze przeciętnej jakości etui niż żadne. Tym trudniej zaakceptować taki kompromis w droższej wersji odtwarzacza. Nie skorzystamy też ze starego etui od M11 lub dokupionego do poprzedniego odtwarzacza, ponieważ nowy M11 Pro jest o milimetr grubszy od poprzednika.

Konstrukcja i użytkowanie

Z racji tego, że M11 Pro jest bardzo podobny do M11, po dodatkowe informacje zapraszam do testu modelu M11 – zdecydowana większość wrażeń pokrywa się z M11 Pro. Skupmy się więc na różnicach i zmianach, jakie przynosi nowy wariant.

Na pierwszy rzut oka trudno odróżnić oba odtwarzacze, ponieważ zastosowano takie same ekrany i prawie identyczne obudowy, wykonane z aluminium oraz szkła o takiej samej kolorystyce. Ponownie dominuje czerń ze złotymi akcentami, a tył zdobi dyskretny wzór o fakturze włókien węglowych. Tego, że M11 Pro jest nieznacznie większy (16,5 mm grubości zamiast 15,5 mm) i cięższy (232 g zamiast 211 g) prawie nie widać i nie czuć, więc na lewym boku, w jego dolnej części naniesiono pozłocony dopisek „Pro”. Moim zdaniem czcionka jest trochę zbyt nowoczesna i agresywna, za bardzo „samochodowa”, przez co nie pasuje do stonowanej i poważnej obudowy odtwarzacza. To jednak detal, w końcu znaczek jest niewielki i nie widać go podczas codziennego użytkowania.

Drugi element, który odróżnia M11 Pro od M11-tki to… pojedynczy czytnik kart na prawym boku. To kolejny krok wstecz względem podstawowego modelu, który posiadał dwa czytniki kart microSD. Producent rozszerzył jednak pamięć wbudowaną o kolejne 32 GB, czyli do dyspozycji otrzymujemy 64 GB pamięci, którą można zwiększyć kartą microSD o teoretycznej pojemności do 2 TB. Moim zdaniem jeden czytnik jest wystarczający, ale osoby, które np. korzystają z kilku kart pamięci i segregują na nich muzykę wedle ustalonych kryteriów, mogą być niezadowolone.

Pozostałe elementy interfejsu nie uległy zmianie. Mimo nowego wzmacniacza, na dole mamy znowu cztery gniazda, czyli: 4,4 mm, 2,5 mm, USB typu C oraz 3,5 mm. Ponownie wyjście 2,5 mm jest plastikowe, pozostałe metalowe. Na szczycie jest włącznik z pierścieniową diodą, a na lewej stronie przyciski regulacji głośności, klawisz wielofunkcyjny oraz rolka głośności wcięta w obudowę. Pokrętło głośności jest ponownie złote i ząbkowane, ale zachowuje się trochę inaczej – stawia większy opór od tego z M11 i ciszej terkocze, ale także nie rozczarowuje precyzją, ma wyczuwalne i równe stopnie.

Odtwarzacz przytył ze względu na zastosowanie stacjonarnych kostek AKM i większego akumulatora. Ogniwo zostało powiększone z 3800 mAh do 4370 mAh. Producent obiecuje dłuższy czas czuwania (55 zamiast 50 dni), a także lepsze osiągi przez Bluetooth (55 zamiast 48 godzin z LDAC). Okazuje się jednak, że czas odtwarzania przez 3,5 mm jest krótszy (9,5 zamiast 13 godzin), a przez 2,5 mm/4,5 mm dłuższy (10 zamiast 9 godzin). W praktyce wyniki są podobne do poprzednika, większy akumulator to raczej kompensacja wydajniejszego układu.

Oprogramowanie i funkcje

Pod względem układu typu SoC oraz oprogramowania nie ma zmian, więc po szczegóły również zapraszam do testu starszego modelu.

M11 Pro również działa pod kontrolą sześciordzeniowego Samsunga Exynos 7872 z 3 GB RAM-u, który zapewnia w pełni satysfakcjonującą wydajność. System jest również oparty na Androidzie 7.0 Nougat, nawigacja odbywa się za pomocą przycisków lub gestów, w pamięci jest kilka narzędzi i instalator aplikacji FiiO, w którym znajdziemy np. APKPure, który ułatwi instalowanie zewnętrznych aplikacji. Ponownie odtwarzacz jest pozbawiony usług Google, co nie stanowi w tym przypadku większego problemu. Jedyną nowością są właściwie… tapety. Tym razem producent postawił na efektowne motywy graficzne i pejzaże zamiast grafik inspirowanych mangą lub anime z poprzednika.

Specyfikacja

Ogólna

  • układ: Samsung Exynos 7872 (2x 2 GHz Cortex-A73 + 4x 1,6 Cortex-A53), 3 GB RAM
    system operacyjny: zmodyfikowany Android 7.0 Nougat
    wyświetlacz dotykowy: IPS 5,15 cala, proporcje 18:9, 1440×720 pikseli, interfejs dotykowy (10-punktowy multi-touch)
  • obsługa formatów: AAC, MP3, WMA, OGG, APE, Apple Loseless, AIFF, FLAC, WAV, WMA LOSELESS, max 32 bit/384 kHz, DSD256, DXD352,8K, MQA
  • przetwornik: 2x AK4497EQ + A3P030 (FPGA) + NJW1195 (volume IC)
  • wzmacniacz: 2x THX AAA-78 – 3x OPA1642 (LPF), 2x LMH6644 (wzmocnienie)
  • interfejsy bezprzewodowe: Bluetooth 4.2 z obsługą kodekó aptX, aptX HD, LDAC, dwukierunkowy (Samsung S5N5C10B01-6330) + Wi-Fi: 2,4 GHz/5 GHz z opcją strumieniowania
  • pamięć wbudowana: 64 GB + czytnik micro SD do 2 TB (teoretycznie)
  • obsługa słuchawek: 16-300 Ω (2,5 mm + 4,4 mm), 16-150 Ω (3,5 mm)
  • funkcje: DAC USB (z opcją Bluetooth), DLNA, 10-pasmowy EQ, regulacja balansu +/- 5 dB, 120-stopniowa regulacja głośności, wyjście cyfrowe SPDIF oraz liniowe 3,5 mm, konwertowanie PCM do DSD, szybkie ładowanie QC 2.0 i Power Delivery 2.0
  • akumulator: 4370 mAh (czas pracy do 9,5 h przez 3,5 mm, do 8,5 h przez 2,5/4,4 mm, do 55 h przez Bluetooth z LDAC, czas ładowania 3 h z 5 V/2 A, 2 h z 12 V/1,5 A )
  • wymiary: 130 x 70,5 x 16,5 mm
  • masa: 232 g

Wyjście słuchawkowe 3,5 mm

  • moc: 294 mW @ 16 Ω, 200 mW @ 32 Ω, 22 mW @ 300 Ω
  • pasmo przenoszenia: 5 Hz-86 kHz
  • SNR: >118 dB
  • impedancja: <1,1 Ω
  • separacja kanałów: >72 dB
  • THD+N: 0,00084% @ 1 kHz
  • napięcie: 2,5 V

Wyjście słuchawkowe 2,5 mm + 4,4 mm

  • moc: 460 mW @ 16 Ω, 550 mW @ 32 Ω, 88,5 mW @ 300 Ω
  • pasmo przenoszenia: 5 Hz-86 kHz
  • SNR: >119 dB
  • impedancja: <2,4 Ω
  • separacja kanałów: >108 dB
  • THD+N: 0,00108% @ 1 kHz
  • napięcie: 4,2 V

Wyjście liniowe

  • pasmo przenoszenia: 5 Hz-86 kHz
  • SNR: >119 dBa
  • separacja kanałów: >108 dB
  • THD+N: 0,0006% @ 1 kHz
  • napięcie: 1,95 V rms

Brzmienie

  • Słuchawki: Audeze LCD-2 Closed Back i LCD-2 (Double Helix Fusion Complement4), MrSpeakers Ether 1.1 (Forza AudioWorks HPC Mk2 i DUM), Campfire Audio Solaris, Atlas i Andromeda, FiiO FA7, FA1 i FH7, IMR Actoustics R1 Zenith, Oriveti New Primacy, Brainwavz B400, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO, TinHiFi P1
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, Burson Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3E i AM3B), Astell&Kern AK XB10, FiiO BTR3 i BTR5, EarStudio ES100
  • DAP: Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), FiiO M11, OnePlus 7 Pro
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity
  • Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne

Odtwarzacz został przetestowany z oprogramowaniem w wersji 1.0.0. Korzystałem głównie z wyjść zbalansowanych.

Wychodzi na to, że M11 Pro zasługuje na dopisek „Pro” i to nie tylko ze względu na poprawioną specyfikację. Samo brzmienie też jest bardziej profesjonalne, skierowane na analityczne, neutralne, wręcz transparentne tory. Na pierwszy rzut ucha powiedziałbym, że wewnątrz M11 Pro są kostki produkcji ESS Technology, a nie Asahi Kasei – dźwięk to bardziej typowe „Sabre” niż „Velvet Sound” od AKM. Jednak po dłuższym kontakcie z odtwarzaczem, jego brzmienie wydaje się oscylować gdzieś pomiędzy dwoma stylami. Jest technicznie, laboratoryjnie czy analitycznie, ale odtwarzacz ciągle brzmi przyjemnie, nadal jest gładki w przekazie, ale bez strat w rozdzielczości. Nie można jednak liczyć na mocną koloryzację, podkreślanie dołu czy „analogowy” przekaz średnicy – priorytet mają neutralność i wierność. W efekcie fani nasycenia, barw i ciepłego grania mogą nadal odebrać M11 Pro jako odtwarzacz brzmiący zbyt „tranzystorowo”: bezduszny, bezwzględny i zbyt techniczny. Moim zdaniem M11 Pro nie jest skrajnie analityczny i mimo że przechyla się w tę stronę, to nadal pozostawia miejsce na rozrywkę. Basu nie brakuje, a dźwięk jest ciągle przyjemny w odbiorze. Odtwarzacz nie ma problemu z przekazaniem barw i faktury instrumentów, a do tego robi wrażenie dynamiką i szybkością. W efekcie mimo analitycznego charakteru, brzmienie nadal angażuje.

Bas nie jest podbity, ale nie jest też ścięty. Nie dominuje, ale jednocześnie nie słychać braków ilościowych lub faworyzacji poszczególnych pasm. Przekaz basu jest moim zdaniem neutralny, liniowy i transparentny, ale tym samym nie totalnie szkicowy. M11 Pro nie ograniczy niskiego, głębokiego subbasu – przekaże zarówno nasycony i ciepły midbas, jak i punktowy oraz zwarty wyższy bas. Słychać pełną swobodę. Dynamika nie zawodzi, a i timing jest bez zarzutu – nie mam zastrzeżeń odnośnie ataku, wybrzmiewania i ogólnej kontroli dołu. Nie słychać też braków w szczegółowości, różnicowaniu faktury instrumentów. Odtwarzacz jest po prostu elastyczny w przekazie basu, wszystko będzie zależało od możliwości słuchawek oraz realizacji samej muzyki.

Środek jest neutralny. Nie słyszę ocieplenia lub ochłodzenia, wzmagania niskiego zakresu czy wyostrzania tego wyższego. Tym samym średnica nie robi kroku wstecz ani nie jest wypychana. Przekaz jest zrównoważony, bezpośredni i wręcz krystalicznie czysty. Nie ma śladów zamulenia, zmiękczenia, zgaszenia, czy przyciemnienia, ale nie jest też ostro czy maksymalnie technicznie. Odtwarzacz nie brzmi totalnie konturowo, zupełnie surowo i sucho – dźwięk jest nadal gładki i przyjemny w odbiorze, a tym samym barwny. Odtwarzacz nie odbiera tembru wokalom, nasycenia gitarom, ciepła dęciakom, wibracji fortepianom czy charakteru kotłom perkusyjnym. Muzyka nadal sprawia przyjemność, mimo że rozdzielczość, detal, precyzja i klarowność mają priorytet. Nie narzekam na sprzęt grający bardziej konturowo i twardo, lubię surowe brzmienie bez krzty obróbki, ale podoba mi się także to, co słyszę z M11 Pro, który pozwala zarówno na krytyczne odsłuchy, jak i na czysty relaks. Dźwięk może stanowić tło codziennych czynności, nie jest agresywny, nie męczy i nie narzuca się.

Z wysokimi tonami jest tak, jak z niskimi – można liczyć na rozciągnięcie, brak ścięcia najwyższych rejestrów czy podkreślania poszczególnych zakresów. Wyższa średnica przechodzi gładko w górę, nie ma efektu oderwania, wyostrzenia czy też sztuczności lub chłodu. Nie słychać cyfrowego nalotu, mimo bardzo krystalicznego charakteru. Podoba mi się ogólna precyzja i kontrola góry – w odpowiednim towarzystwie brzmienie jest jasne, talerze perkusyjne bezpośrednie i selektywne, smyczki swobodne, a wysokie wokale otwarte i nieograniczone. Jeśli jednak preferujemy zagęszczone, przyciemnione, złagodzone brzmienie, to M11 Pro może wydać się rozjaśniony, może nawet lekko wyostrzony. Moim zdaniem M11 Pro nie przesadza z ilością góry, nadal pozostając uniwersalnym, to słuchawki zadecydują o charakterze i ilości wysokich rejestrów.

Scena dźwiękowa jest duża i holograficzna – ma kulisty, proporcjonalny kształt, cechuje się mocną separacją kanałów, zróżnicowaną głębią i jest wielowarstwowa. Pierwszy plan jest blisko, a dalsze plany są oddalone zarówno w płaszczyźnie przód-tył, góra-dół, jak i lewa-prawa. Można liczyć na mocną separację dźwięków i duże napowietrzenie. Ponownie wszystko będzie zależało od potencjału samych słuchawek, odtwarzacz raczej nie ograniczy ich w przekazie przestrzeni.

FiiO M11 Pro vs M11 i inne urządzenia
Nie ma dużej różnicy jakościowej i brzmieniowej w porównaniu do FiiO M11, niemniej drobna różnica na korzyść modelu Pro istnieje. Nie pokuszę się jednak o stwierdzenia typu „deklasacja” czy „przepaść jakościowa”, bo nie byłaby to prawda. M11 i tak oferuje znakomity poziom, a w tej klasie trudno już o diametralne różnice. FiiO M11 Pro po prostu dopieszcza i jednocześnie wyrównuje brzmienie starszego modelu. Według mnie M11 jest trochę gładszy i cieplejszy od M11 Pro, bardziej techniczny. Nowy odtwarzacz brzmi klarowniej, twardziej i rysuje muzykę mocniejszym konturem od poprzednika – góra jest nieznacznie bardziej zaznaczona, znika lekkie ciepło i zmniejsza się gładkość znana z M11. Mam też wrażenie większej przestrzeni w M11 Pro. W efekcie M11-tka jest bardziej nasycona, muzykalna, cieplejsza, podczas gdy M11 Pro to bardziej neutralny, wierny i analityczny sprzęt.

Nie mam wątpliwości, że M11 Pro to lepszy odtwarzacz – słychać, że brzmienie jest bardziej doszlifowane, ma wyższą rozdzielczość. To jednak detale, ale w audio z najwyższej półki chodzi właśnie o niuanse i te niuanse oferuje nowy model. M11 Pro podoba mi się bardziej, w pełni trafia w mój gust, brzmi dokładnie tak, jak powinien hi-endowy odtwarzacz i nie mam mu wiele do zarzucenia. Jeśli jednak wolimy ciut łagodniejsze i spokojniejsze, lekko ciepławe brzmienie to M11 może okazać się lepszy, a M11 Pro nie warty dopłaty. Gdy jednak preferujemy maksymalnie transparentny i elastyczny przekaz, to przesiadka na M11 Pro może być tego warta. Wszystko zależy od preferencji.

IBasso DX200 z podstawowym modułem wzmacniacza brzmi bardziej konturowo, masywniej i obficiej w basie. Mocniej zarysowuje dźwięk, nie buduje takiej przestrzeni i bywa męczący w przekazie wyższej średnicy. Zazwyczaj stawiam DX200 wyżej, ale w tym przypadku uważam, że M11 Pro wychodzi na prowadzenie – jest przyjemniejszy w odbiorze, bardziej uniwersalny. DX200 potrafi zmęczyć masywnością przekazu i twardym konturem, zaś M11 Pro mniej ingeruje w sygnał. Podobnie jest z odtwarzaczem Astell&Kern AK70 MKII, technicznym, precyzyjnie i surowo brzmiącym, który jest jednak mniej przestrzenny i bardziej suchy/bezwzględny od M11 Pro. Nowość od FiiO radzi sobie lepiej z holografią, mocniej separuje kanały, a tym samym oferuje bardziej muzykalny dźwięk. Uważam, że M11 Pro jest lepszy i bardziej uniwersalny od AK70 MKII.

M11 Pro oferuje też inne brzmienie od FiiO Q5s. Topowy DAC/AMP azjatyckiego producenta z modułem AM3E brzmi bardziej rozrywkowo, mocniej akcentuje pasma, podkreśla sprężysty i barwny bas, jest bardziej energiczny. M11 Pro wypada wierniej, bardziej neutralnie i laboratoryjnie, mniej rozrywkowo. Natomiast wzmacniacz AM3B zmienia brzmienie Q5s na bardziej średnicowe, zarysowane, a tym samym mniej gładkie i przestrzenne od M11 Pro. Prawdopodobnie wymiana wzmacniacza Q5s na moduł AM3D, wyposażony w ten sam wzmacniacz ze stajni THX, co w M11 Pro, zatarłaby różnice pomiędzy urządzeniami, bo za neutralny/transparentny charakter odtwarzacza odpowiada najpewniej właśnie wzmacniacz THX AAA-78.

FiiO M11 Pro i tryb All To DSD
Nie zabrakło funkcji z M11, która konwertuje muzykę PCM do formatu DSD. Nie każdemu przypadła ona do gustu, ale mnie się spodobała. W przypadku M11 Pro opcja sprawdza się podobnie, brzmienie staje się masywniejsze, bardziej nasycone i ciepłe, więc jeśli trafimy na zbyt analityczne połączenie lub po prostu będziemy mieli ochotę na jakąś odmianę, to opcja All To DSD przyjdzie z pomocą.

FiiO M11 Pro i słuchawki
M11 Pro nie wymaga synergii. Moim zdaniem to świetny fundament, który pozwala skupić się na wyborze słuchawek – to od nich będzie zależał ogólny rezultat. Oczywiście nie ma sensu korzystać z wyjścia 3,5 mm i marnować potencjał podwójnego przetwornika oraz zbalansowanego wzmacniacza THX-AAA. Słychać, że wyjście 2,5 mm oferuje lepsze brzmienie – większą przestrzeń, mocniejszą separację kanałów, wyższą rozdzielczość. Niestety trzeba uważać na czułość słuchawek i podatność na szum, bo pod tym względem M11 Pro podpada. Skupiłem się na odsłuchach słuchawek dokanałowych.

Rozpocząłem odsłuchy od połączenia M11 Pro z FiiO FH7 (czarne filtry, tipsy Spin-Fit) i… na tym mógłbym zakończyć. Takiej konfiguracji nic nie brakuje, w co samemu trudno mi uwierzyć. Głęboki subbas, dynamiczny przekaz dołu i perfekcyjna kontrola? Są. Neutralna, klarowna i szczegółowa średnica, ale jednocześnie przystępna? Na miejscu. Rozciągnięta, swobodna, klarowna i selektywna góra? Oczywiście. Przestrzeni i holografii także nie mam nic do zarzucenia, a taki duet pozwala słuchać zarówno ciężkiego grania gitarowego, elektroniki czy też jazzu, jest więc totalnie uniwersalny. Synergia jest zatem perfekcyjna, ale trudno się dziwić – to w końcu dwa, topowe urządzenia od tego samego producenta i byłoby niesamowitą wtopą, gdyby taki zestaw ze sobą nie współgrał. Osobiście nic więcej nie potrzebuję – to świetny i jednocześnie wysoce opłacalny zestaw. Nadal trudno mówić o niskiej cenie, bo M11 Pro i FH7 i tak stanowią duży wydatek, ale w dzisiejszych czasach można kupić wielokrotnie droższe, ale niekonieczne lepsze urządzenia.

Następnie sięgnąłem po słuchawki Campfire Audio, modele Solaris, Atlas i Andromeda – wszystkie brzmiały zgodnie ze swoim charakterem. Skupmy się na tych ostatnich, które zaoferowały zarysowane, precyzyjne brzmienie ze świetną średnicą, poukładaną sceną, wysoką rozdzielczością – brzmienie było świetne. Niestety humor psuł wyraźny szum, a także lekkie świszczenie lewego kanału, nawet z wyłączonymi interfejsami bezprzewodowymi. Dla porównania Solaris były na to nieznacznie mniej podatne, ale również szumiały, a FiiO FH7 praktycznie w ogóle – należało wytężyć słuch, by wychwycić szum. Andromedy z platformy testowej są wyjątkowo podatne na czystość sygnału i wyciągają szumy praktycznie ze wszystkiego, ale liczyłem na czystszy przekaz. Podobno starsze wersje słuchawek Campfire Audio Andromeda są na to bardziej wrażliwe niż ich nowsze iteracje, ale to i tak niezbyt „pro” w wykonaniu odtwarzacza tej klasy. Fakt, że M11 Pro szumi tylko minimalnie mniej od modelu M11 nie stanowi specjalnego pocieszenia.

FiiO M11 Pro w trybie DAC-a USB
M11 Pro nie rozczarowuje także we współpracy z komputerem. Wystarczy wgrać sterowniki od producenta, by cieszyć się takim samym brzmieniem w trybie stacjonarnym. Nie ma także problemu z latencją – desynchronizacja obraz-dźwięk nie występuje, więc można śmiało oglądać filmy lub grać.

Podsumowanie

FiiO M11 Pro nie jest rewolucją, nie przynosi diametralnych zmian, a pod niektórymi względami stanowi nawet krok wstecz. Wyposażenie jest uboższe, zabrakło także jednego czytnika kart. Nic nie zmieniło się także pod względem wzornictwa, pomijając dodatkowy znaczek „Pro”, a czas działania jest typowy dla hi-endowych odtwarzaczy, mimo że akumulator został powiększony w porównaniu do M11. Szkoda, że sygnał nie jest czystszy, co może być problemem w przypadku niskoomowych i wysokoskutecznych słuchawek.

Nowy odtwarzacz przynosi jednak powiększoną pamięć (64 GB zamiast 32 GB), a także zmienione przetworniki oraz wzmacniacz z wyższej półki. Jest to słyszalne – brzmienie jest lepsze, bardziej rozdzielcze i przestrzenne, a tym samym mocniej analityczne i trochę mniej muzykalne. Moim zdaniem dopisek „Pro” jest zasłużony, bo brzmienie jest rzeczywiście wyższych lotów. Ponownie nie mam specjalnych zastrzeżeń odnośnie ekranu, ergonomii, oprogramowania i wydajności. Wykonanie jest wzorowe, a strona wizualna nadal robi wrażenie.

Początkowo różnica cenowa pomiędzy FiiO M11 a M11 Pro była większa. Aktualnie M11 kosztuje około 2200 zł, a M11 Pro 2900 zł. Jeśli liczy się jak najwyższa jakość dźwięku, warto postawić na M11 Pro. Gdy lubimy techniczne, ale ciągle angażujące brzmienie, lepiej kupić M11 Pro.

Jeśli jednak chcemy oszczędzić, wolimy dwa czytniki kart, docenimy dołączane do zestawu etui i preferujemy trochę cieplejsze i gładsze, bardziej muzykalne brzmienie, nadal warto wybrać M11. Osobiście wybrałbym M11 Pro, zarówno pomijając różnicę w cenie, jak i biorąc pod uwagę dopłatę, bo idealnie trafia on w mój gust.

Dla FiiO M11 Pro

Zalety:
+ wysoka jakość wykonania
+ dobra ergonomia i wygodna obsługa
+ bardzo dobry ekran
+ zaawansowany Bluetooth
+ funkcjonalne oprogramowanie
+ brak usług Google (może być uznawane za wadę)
+ płynne działanie
+ 64 GB pamięci wbudowanej
+ opcja All To DSD
+ obecność wyjścia 4,4 mm
+ neutralne, wierne, przestrzenne, rozdzielcze i dynamiczne brzmienie o synergicznym charakterze

Wady:
– ubogie wyposażenie
– tylko jeden czytnik kart pamięci (ale większa pamięć wbudowana)
– szum na czułych słuchawkach
– brak usług Google (może być traktowane jako zaleta)

Sprzęt dostarczył:

fiio

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
terra

1 KOMENTARZ

  1. Czy ten odtwarzacz ma kilka scen, tzn czy pamięta np gdzie skończyłem słuchanie audiobooka kiedy np chcę do niego wrócić po jakimś czasie gdy słuchałem muzyki lub gdy słucham kilku audiobooków ?

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj