FiiO M11s bazuje na modelu M11 Plus ESS, ale został zmniejszony i uproszczony. Odtwarzacz wyposażono ekran o przekątnej 5-cali, procesor Qualcomm Snapdragon 660, dwa przetworniki ES9038Q2M oraz akumulator 5400 mAh, który ma zapewnić do 14 godzin działania.

FiiO M11 przetestowałem w czerwcu 2019 roku, czyli przed lawiną problemów społeczno-ekonomicznych, które odcisnęły piętno także na rynku audio. Zalicza się do nich niszczycielski pożar fabryki Asahi Kasei Microdevices z 2020 roku, który mocno ograniczył podaż układów japońskiego producenta. Zatem FiiO M11 zadebiutował w innym świecie, czarował „aksamitnym dźwiękiem” płynącym z przetworników AKM AK4493EQ, kusił atrakcyjną ceną i wyznaczył standard na parę lat w przód. Był to wszak pierwszy DAP w portfolio FiiO z dużym ekranem, Androidem i gniazdem 4,4 mm.

REKLAMA
fiio

Nowy FiiO M11s nawiązuje do modelu M11, ale tak naprawdę ma więcej wspólnego z M11 Plus ESS. Wprawdzie tym razem zastosowano starsze kostki od ESS Technology, czyli ES9038Q2M zamiast ES9068AS oraz zrezygnowano z układu wzmacniacza marki THX, ale konstrukcja jest zbliżona, a na pokładzie jest ten sam System-on-Chip, czyli qualcommowski Snapdragon 660. Model M11s ma też zapewnić czystszy sygnał od M11 Plus ESS, co jest wysoce pożądane do słuchawek typu IEM. Sprawdziłem, czy M11s rzeczywiście ma szansę z M11 Plus ESS i który model jest bardziej opłacalny.

Wyposażenie

Zestaw jest skromniejszy od M11 Plus ESS, bo zawiera:

  • kabel USB (ok. 95 cm);
  • hartowane szkło na ekran (naklejone fabrycznie);
  • silikonowe etui;
  • instrukcje obsługi i dokumentację.

Dla porównania z M11 Plus ESS otrzymujemy dodatkowo adapter koaksjalny oraz wyższej jakości futerał ze sztucznej skóry, czyli akcesorium ładniejsze i trwalsze od silikonowego etui, które zapewne będzie podane na żółknięcie. Zabrakło też „kluczyka” do tacki czytnika microSD, bo tym razem w odtwarzaczu jest klasyczna szczelina na kartę.

Konstrukcja

Na pierwszy rzut oka FiiO M11s wygląda jak zminiaturyzowany M11 Plus ESS. Ekran skurczył się o pół cala, a wraz z nim obudowa, która jest zdecydowanie mniejsza, ale o milimetr grubsza. Nie zabrakło też regulacji głośności z włókna węglowego oraz heksagonalnych przycisków. Jeśli się jednak przyjrzymy, to zauważymy sporo zmian. Dla przykładu krawędzie M11s nie zostały wyprofilowane, włącznik nie jest podświetlony, a w miejscu wysuwanej tacki na kartę jest wspomniana szczelina. Wyrzucono także suwak blokady „HOLD”, przeorientowano gniazda na dolnej krawędzi i inaczej wykończono tył odtwarzacza.

Na froncie jest ponownie ekran typu IPS, ale tym razem ma przekątną 5 cali, czyli jest mniejszy zarówno od tego z M11 Plus ESS (5,5 cala). Oba odtwarzacze posiadają ekrany w rozdzielczości HD, ale zagęszczenie pikseli jest niemal identyczne (ok. 293 ppi), ponieważ ekran modelu M11s ma klasyczne proporcje (16:9) w przeciwieństwie do wydłużonych (18:9) w modelu M11 Plus ESS. Droższy odtwarzacz wygrywa mocniej nasyconymi barwami oraz większym kontrastem, ale nowy M11s zapewnia bardziej naturalną, bo cieplejszą biel, co jednak trudno uchwycić na zdjęciach. Z kolei jasność podświetlenia obu ekranów jest zbliżona, czyli optymalna.

Na lewym boku umieszczono przyciski regulacji głośności, znane z M11 Plus ESS, czyli ze wspólną pokrywką wykonaną (najpewniej) z włókien węglowych. Powyżej nich jest włącznik bez podświetlenia, a poniżej programowalny przycisk specjalny. Z kolei z prawej strony umieszczono przyciski sterowania muzyką oraz czytnik kart microSD, a więc zrezygnowano z suwaka. Górna ścianka jest ponownie pusta, bo na dole umieszczono wyjścia 2,5 mm, 3,5 mm oraz 4,4 mm, a także USB-C. Inna jest za to ich kolejność, bo M11 Plus ESS ma gniazda zbalansowane z prawej strony, a M11s z lewej.

Producent zrezygnował też z charakterystycznego, diamentowego wzoru „plecków” odtwarzacza, który zdobi droższych poprzedników, jak M11 Plus ESS, M11 Plus LTD czy M17. Moim zdaniem to mała strata, bo jednolita, głęboka czerń także wygląda świetnie i nie kojarzy się z biżuterią. Nie obyło się jednak bez znaczków standardów Hi-Res czy MQA. Naturalnie nie znajdziemy tam logo THX, bo wewnątrz M11 Plus ESS nie ma układu wzmacniacza z serii AAA.

FiiO M11s wygląda na tańszy od M11 Plus ESS, ale to konsekwencja oszczędności w stylu braku podświetlonego włącznika czy skromniejszego tyłu, a nie zastosowanych materiałów, bo te są równie wysokiej jakości. Dotyczy to zarówno aluminiowego szkieletu, jak i obu tafli szkła. Nie zauważyłem też jakichkolwiek skaz, niedoskonałości czy problemów ze spasowaniem obudowy, więc M11s nie odstaje jakościowo od innych odtwarzaczy tej serii.

Ergonomia, funkcjonalność i czas pracy

Podobają mi się bardziej kompaktowe gabaryty M11s. Urządzenie jest ponad 11 mm krótsze oraz niemal 2 mm węższe od M11 Plus ESS. Nowy odtwarzacz jedynie minimalnie przytył (18,5 mm vs 17,6 mm), ale to w tym przypadku pomijalne, bo obu urządzeniom i tak daleko do smukłości smartfonów. Nie mam jednak wątpliwości, że to M11s jest bliżej miana odtwarzacza kieszonkowego i jednoręcznego, bo jego pięciocalowy ekran dość łatwo „ogarnąć” kciukiem.

Do gustu przypadły mi też płaskie ścianki, które zapewniają lepsze oparcie dla palców, niż ścięte boki M11 Plus ESS. Producent jednak nie zapomniał o zaobleniu krawędzi i rogów M11s, więc odtwarzacz nie wpija się w dłoń i nie drażni skóry. W teorii różnica w masie jest stosunkowo niewielka, bo nowy DAP jest lżejszy o 24 g od M11 Plus ESS (271 g vs 295 g). Jednak M11s został lepiej wyważony, więc w praktyce wydaje się być znacznie lżejszy. Zatem w aspekcie ergonomii M11s jest górą.

System operacyjny nie wymaga rozpisywania się, bo to znów Android 10 dostosowany do funkcji odtwarzacza muzyki. Szuflady aplikacji nie ma, górny panel zawiera przydatne skróty, a w menu ustawień wybierzemy filtry cyfrowe, zaprogramujemy przycisk specjalny czy włączymy konwersję PCM do DSD (All-To-DSD). Nie zabrakło też ciemnego trybu systemowego czy wygodnej nawigacji gestami, ale do dyspozycji są także klasyczne, ekranowe przyciski. Z kolei aplikacje można pobierać z instalatora FiiO, w którym znajdziemy także agregatory „apek”, jak APKPure. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by zalogować się na konto Google i korzystać ze sklepu Google Play.

Funkcjonalnie nastąpił zarówno regres, jak i progres. Oprócz wspomnianego braku suwaka blokady, M11s nie ma dotykowego panelu głośności. Lubię dostosowywać moc modelu M11 Plus ESS przesuwając palec, ale to gadżet, bez którego można się obyć. Nie będę płakał także za diodowym wskaźnikiem jakości muzyki we włączniku, co również jest raczej bajerem niż nieodzowną funkcją. Większymi stratami są pamięć ograniczona o połowę (32 GB vs 64 GB) oraz uszczuplony RAM (3 GB vs 4 GB). Nie zauważyłem jednak degradacji wydajności czy problemów z utrzymywaniem aplikacji w pamięci.

FiiO M11s ma jednak pewną przewagę nad M11 Plus ESS, bo interfejs Bluetooth 5.0 wspiera także ceniony, ale rzadko spotykany kodek LHDC. Można z niego skorzystać w trybie nadajnika, w którym FiiO M11s wspiera także standardy AAC, aptX, aptX HD oraz LDAC. Z kolei w roli odbiornika do wyboru są kodeki AAC oraz LDAC. Nadal brakuje więc nowego aptX-a Adaptive, który dostosowuje przesyłowość do sytuacji, balansując jakość sygnału z opóźnieniami. Po cichu liczyłem, że będzie on dostępny, bo wspiera go nowy adapter Bluetooth FiiO, czyli BTR7.

Producent obiecuje do 14 godzin odtwarzania muzyki, ale to wynik uzyskany z wyjścia 3,5 mm. Mnie bardziej interesowały osiągi z gniazda zbalansowanego, więc podłączyłem FiiO FH3 do złącza 4,4 mm. Dokładnie po 8 godzinach odtwarzania poziom akumulatora spadł do… 50%! Należy jednak wziąć pod uwagę, że odtwarzałem 16-bitowe utwory w formacie FLAC na średnim poziomie głośności (50/120) i na niskim poziomie podbicia, a podczas testu wyświetlacz był wyłączony. W praktyce rezultaty będą słabsze, bo strumieniowanie muzyki przez Wi-Fi i częste wybudzanie ekranu drastycznie skrócą czas działania.

Specyfikacja

Ogólna

  • układ: Qualcomm Snapdragon 660 z 3 GB RAM
  • system operacyjny: zmodyfikowany Android 10
  • wyświetlacz dotykowy: 5 cali, IPS, HD (720×1280 pikseli)
  • przetwornik: 2x ES9038Q2M
  • wzmacniacze: OPA1642 + OPA926
  • interfejsy bezprzewodowe: Bluetooth 5.0 z AAC, aptX, aptX HD, LDAC, LHDC + Wi-Fi: 2,4 GHz/5 GHz
  • pamięć wbudowana: 32 GB + czytnik kart pamięci micro SD
  • funkcje: DAC USB, EQ, regulacja balansu kanałów, trzystopniowe podbicie, wyjście cyfrowe SPDIF oraz liniowe 3,5 mm, konwertowanie PCM do DSD, QC 4.0 i Power Delivery
  • akumulator: 5300 mAh
  • czas pracy: do 14 h (z wyjścia 3,5 mm)
  • czas ładowania: ok. 3 h
  • wymiary: 125,2 x 74 x 18,5 mm
  • masa: 271 g

Wyjścia słuchawkowe

  • moc: 200 mW @ 32 Ω (3,5 mm); 670 mW (2,5 mm; 4,4 mm)
  • SNR: >123 dB (3,5 mm; 2,5 mm; 4,4 mm)
  • impedancja: <1,5 Ω (3,5 mm); <2,6 Ω (2,5 mm; 4,4 mm)
  • przesłuchy międzykanałowe: >79 dB (3,5 mm); >112 dB (2,5 mm; 4,4 mm)
  • THD+N: 0,00066% @ 1 kHz (3,5 mm); 0,00066% @ 1 kHz (2,5 mm; 4,4 mm)
  • poziom szumów: <1,8 uV (3,5 mm); 3,1 uV (2,5 mm; 4,4 mm)

Brzmienie

  • Słuchawki: Audeze LCD-2, Dan Clark Audio Ether 1.1, HiFiMAN Arya V3, Edition XS, HE-R9 i Sundara, Astell&Kern Pathfinder, Campfire Audio Ara, Dorado 2020 i Solaris 2020, FiiO FH9, FH5s, FH3 i FD7, Meze Advar, BQEYZ Autumn, Letshuoer S12
  • Źródła: Astell&Kern Kann Max, FiiO M17, M11 Plus ESS, Cayin N3Pro, FiiO BTR7 i BTR5 (2021), Qudelix-5K, Cayin RU-6, FiiO KA3, Astell&Kern HC2, Samsung Galaxy S21 FE

FiiO M11s wydaje się być mieszanką nowszych oraz starszych modeli – odtwarzacz przypomina brzmieniem M11 Plus ESS, ale ma też w sobie gładkość oraz pewne ciepło oryginalnej M11-tki. Nadal mowa o brzmieniu względnie zrównoważonym, bliskim neutralności i z klarowną górą, bo słychać, że na pokładzie są kostki ESS Technology, a nie AKM. Niemniej M11s to moim zdaniem odtwarzacz muzykalny, przystępny w odbiorze i angażujący, który niejako wraca do korzeni serii. Niejako, bo nadal nie jest to dźwięk AKM.

FiiO M11s – sygnatura dźwiękowa
Bas nie jest podbity, nie wychodzi przed szereg, nie stara się dominować, bo nowy M11s oscyluje wokół równowagi. Kompetentne słuchawki dość swobodnie schodziły w subbas, przekazywały pełny średni bas czy odpowiednio zwarty wysoki i nie wykazywały problemów z kontrolą pasma czy dynamiką. Mnie nie brakowało energii w niskich tonach, które były zarówno optymalnie szybkie i zwarte czy spokojniejsze i przelewające się, w zależności od muzyki. Odtwarzacz satysfakcjonująco różnicuje instrumenty i wyciąga sporo szczegółów, chociaż bas ma w sobie sporo gładkości i ciepła, co może maskować mikrodetale. Z tego powodu przekaz basu jest przede wszystkim muzykalny, a nie techniczny. Bardziej krytyczny odsłuch nadal wchodzi w grę, ale nie jest on wymuszany przez odtwarzacz.

Pasmo średnie jest zrównoważone, klarowne i dość bezpośrednie, czyli takie, jak przystało na rozwiązania ESS Technology. Jednak tym razem średnica nie jest laboratoryjna, mocno techniczna czy ekstremalnie twarda oraz zarysowana, a raczej gładka i płynna. Odtwarzacz z powodzeniem przekazuje także ciepły tembr wokali, naturalną barwę instrumentów gitarowych, dętych czy perkusyjnych. Właściwie średnica kontynuuje charakter basu, bo jest także muzykalna, detal nie gra pierwszych skrzypiec, ale nie jest zupełnie wycięty. Odtwarzacz pozwala się więc zrelaksować, zrobić z muzyki tło, bo nie brzmi ostro, konturowo czy agresywnie. Moim zdaniem to także konsekwencja lekko obniżonej rozdzielczości dźwięku. Absolutnie nie uważam, że M11s rozczarowuje jakością brzmienia, ale środek nie jest tak precyzyjny i wyrazisty, jak w droższych odtwarzaczach FiiO. O tym jednak za moment.

Wysokie tony docenią lubiący klarowny, jasny i bliski przekaz muzyki, ale podawany w sposób łatwostrawny. Góra pasma jest lekko zaokrąglona, także gładka i miękka, podobnie jak pozostałe pasma. Nie ma mowy o przyciemnieniu czy zgaszeniu dźwięku, a tym bardziej o zamuleniu, ale góra pasma przeszły pewien łagodzący lifting, bo jest spokojniejsza niż zazwyczaj u ESS Technology. Dzięki temu słuchawki nie syczą, nie brzmią żyletkowo i nie masakrują słuchu przełomem wyższej średnicy i góry. Odtwarzacz pozwalał mi odpocząć przy muzyce, co nie jest standardem dla sprzętu z amerykańskimi przetwornikami. Byłem świadomy tego, że wysokie rejestry są „ugrzecznione”, ale nie przeszkadzało mi to w śledzeniu instrumentów operujących górą pasma. Nie czułem też, że coś tracę w talerzach perkusyjnych, smyczkach czy wysokich wokalach.

Scena dźwiękowa ma kształt kuli, czyli jest proporcjonalna we wszystkich płaszczyznach. Odsłuchiwałem M11s głównie z wyjść zbalansowanych i byłem usatysfakcjonowany przestrzenią, chociaż liczyłem na trochę mocniejszą separację kanałów. Nie zlewają się one ze sobą, muzyka nadal rozciąga się dość daleko na boki, ale efekt ogranicza bliski pierwszy plan – instrumenty wiodące są tuż obok słuchacza, wydają się rozbrzmiewać przy samej twarzy. Nadal nie czułem się osaczony przez muzykę, co jest zasługą kontrastowej separacji instrumentów, trójwymiarowej holografii i sensownego napowietrzenia. Nie mam jednak wątpliwości, że w aspekcie sceny dźwiękowej M11s odstaje od modeli z wyższej półki.

FiiO M11s – porównania z FiiO M11 Plus ESS oraz Cayin N3Pro i FiiO BTR7
M11s przypomina M11 Plus ESS, ale nie brzmi identycznie i nie jest równie dobry. Przy pierwszych porównaniach różnice wydawały się być małe, ale stopniowo stawało się jasne, że M11 Plus ESS generuje głębszy i pełniejszy bas, ma bardziej zarysowaną i wyrazistą średnicę, jak i mocniej rozciągniętą górę pasma. Droższy model wygrywa także sceną dźwiękową, szerszą, bardziej elipsoidalną i otwartą, co jest skutkiem większego dystansu do pierwszego planu. Generalnie M11s to M11 Plus ESS, ale w lekko okrojonej wersji, mniej wyżyłowanej i nie tak technicznej.

W bezpośrednim porównaniu M11s brzmi cieplej, bardziej gładko i miękko, nie jest tak analityczny, jak M11 Plus ESS. Z tego powodu M11s to model bardziej muzykalny i przystępniejszy w odbiorze, ale nie aż tak rozdzielczy. Różnica nie jest ekstremalna, jak zwykle mowa o audiofilskich niuansach, które nie zawsze są ewidentne i nie słychać ich na każdych słuchawkach czy we wszystkich utworach. Niemniej nie mam wątpliwości, że M11 Plus ESS wygrywa z M11s. Nie wiem na ile to zasługa nowych kostek ES9068S, a na ile układu wzmacniacza THX AAA-78, ale M11 Plus ESS jest słusznie pozycjonowany wyżej. Z przyjemnością słuchało mi się M11s, ale sam wybrałbym model z plusem w nazwie.

Zrezygnowałem z porównań z FiiO M17 czy Astellem Kannem Max, bo to wielokrotnie droższe modele, które zostawiają w tyle nawet M11 Plus ESS. Sięgnąłem więc po Cayina N3Pro, który stanowi bezpośredniego konkurenta M11s. Okazało się, że Cayin N3Pro brzmi twardziej i bardziej średnicowo z wyjścia 4,4 mm, cieplej i łagodniej z wyjścia 3,5 mm w trybie Triode lub klarowniej w trybie Ultra Linear. Odebrałem Cayina jako brzmiącego trochę przestrzenniej w trybach 4,4 mm oraz Ultra Linear ze względu na większy dystans do pierwszego planu. Ostatecznie wybrałbym Cayina N3Pro za bliższe, mocniej zarysowane tony średnie, ale fani gładszego dźwięku pewnie postawiliby znak wyższości przy M11s. Z drugiej strony FiiO nie potrzebuje smartfona do strumieniowania muzyki, czego Cayin N3Pro nie potrafi.

Na koniec sprawdziłem jak M11s wypada w porównaniu do najnowszego adaptera Bluetooth od FiiO, czyli BTR7. Założenia brzmieniowe obu urządzeń są podobne, ale ich realizacja trochę inna. Otóż w tym przypadku to BTR7 brzmi nieznacznie masywniej, cieplej i gładziej, generuje trochę więcej basu i spokojniejszy przełom wyższej średnicy oraz sopranu od odtwarzacza. M11s wydaje się być więc jakby równiejszy, trochę bardziej naturalny w przekazie i rozdzielczy, ale różnice nie są duże. Jeśli liczy się jak najwyższa jakość dźwięku i pełna autonomia funkcjonalna, to M11 Plus ESS będzie górą. Gdy jednak akceptujemy konieczność posiłkowania się smartfonem, to znacznie tańszy BTR7 stanowi mocną alternatywę dla M11s.

FiiO M11s – synergia
FiiO M11s zgrywa się z przeróżnymi słuchawkami, ale nie modyfikuje mocno ich charakteru. Nie stwierdziłem ekstremalnego wpływu na poszczególne pasma, za wyjątkiem pewnego wygładzenia dźwięku, lekkiego zmiękczenia sygnatury. Odtwarzacz nie jest mocno podkoloryzowany, nie ścina sopranu, nie wzmaga basu i nie moduluje średnicy, stąd brzmienie w dużej mierze zależy od samych słuchawek. M11s dodaje od siebie jedynie pewien muzykalny akcent, reszta leży w gestii słuchawek. Dlatego ostre słuchawki mogą nadal brzmieć za jasno, a te ciemne nie staną się krystaliczne w przekazie. Pewne synergia jest więc wskazana, ale odtwarzacz nie należy do wybiórczych.

W trakcie testów podłączałem do M11s zarówno droższe dokanałówki, jak i średniaki oraz podstawowe modele o zróżnicowanym brzmieniu. Modele CFA Solaris 2020, AK Pathfinder, FiiO FH9 nie pokazywały pełni możliwości w aspektach rozdzielczości i przestrzeni, ale i tak satysfakcjonowały. Świetnie słuchało mi się opisywanych niedawno Meze Advar oraz nowych FiiO FH7s, które czekają na swój test. Zaimponowały mi także FiiO FH5s z kablem LC-RC (czyli tak naprawdę odpowiednik modelu FH5s Pro), które zgrały się bez zarzutu. Nie zawiodła mnie także współpraca z modelami FiiO FH3, Moondrop Starfield oraz testowanymi niedawno Letshuoer S12 i BQEYZ Autumn. Krócej rzecz ujmując, M11s to dość elastyczny i uniwersalny odtwarzacz.

Sprawdziłem również słuchawki wokółuszne, głównie planarne. W końcu M11s generuje sensowne 670 mW na 32 omy z wyjść zbalansowanych, co wystarcza, by skuteczne planary brzmiały satysfakcjonująco dynamicznie, dość głęboko w basie i optymalnie przestrzennie. Tak też było z HiFiMAN-ami Sundara, Edition XS czy nowymi, zamkniętymi Sundara Closed Back, które brzmiały donośnie, gładko i przestrzennie na wysokim poziomie podbicia. Słuchawki premium z platformy testowej, jak Arya V3 czy Ether 1.1, chciały więcej w aspektach rozdzielczości czy holografii, ale M11s i tak radził sobie dzielnie.

A jak jest z wspomnianą we wstępie czystością sygnału? Niestety bez rewelacji. Być może mam zbyt wygórowane oczekiwania i dysponuję naprawdę czułymi dokanałówkami, ale M11s okazał się szumieć trochę mocniej od M11 Plus ESS, zarówno z wyjść zbalansowanych, jak i niesymetrycznego. Miało być odwrotnie, więc coś poszło nie tak. Szum nie był ekstremalny, ale wymagające Pathfindery od Astell&Kern czy Ara od Campfire Audio nie brzmiały tak czysto, jak by się chciało. Szum nie był ekstremalny, ale bez problemu wychwytywałem go w przerwach pomiędzy utworami czy w cichszych partiach utworów.

Podsumowanie

FiiO M11s to udany odtwarzacz. Jest solidnie wykonany, estetyczny i wygodny, co zawdzięcza się zupełnie płaskim bokom oraz mniejszym gabarytom. Ekran ponownie nie rozczarowuje parametrami, system operacyjny Android 10 jest wysoce funkcjonalny, a wydajność w pełni satysfakcjonująca. Ogólne możliwości są duże, bo otrzymujemy sensowny interfejs Bluetooth, który obsługuje też kodek LHDC, a także sporo złącz i multum dodatkowych opcji. Pozytywnie zaskakuje długi czas pracy oraz brzmienie, nadal zrównoważone, ale trochę cieplejsze, niż zazwyczaj.

Niestety sygnał nie jest tak czysty, jak oczekiwałem, więc wyjątkowo czułe słuchawki nadal nie zabrzmią krystalicznie. Do ideału zabrakło trochę wyższej rozdzielczości dźwięku oraz szerszej sceny, bo w tych aspektach M11s nie dorównuje M11 Plus ESS. Nie obraziłbym się także za wsparcie dla aptX Adaptive, ale to najpewniej ograniczenie zastosowanego układu.

Spodziewałem się, że FiiO M11s będzie tańszy. W momencie finalizowania testu odtwarzacz jest dostępny tylko w jednym, polskim sklepie w cenie 2899 zł. Dla porównania FiiO M11 Plus ESS kosztuje 3290 zł i wolałbym do niego dopłacić. Różnice między odtwarzaczami nie są duże, ale moim zdaniem większy M11 Plus ESS wygrywa ogólną rozdzielczością dźwięku i sceną. Liczyłem, że cena M11s nie przekroczy 2500 zł, bo wtedy zasłużyłby na rekomendację. Zatem wstrzymam się z ostatecznym werdyktem, czekając na większą dostępność odtwarzacza.

Zalety:
+ solidne wykonanie
+ estetyczne wzornictwo
+ wysoka ergonomia
+ bardzo dobry ekran
+ interfejs Bluetooth 5.0 z obsługą szeregu kodeków
+ funkcjonalny system operacyjny Android 10
+ długi czas pracy
+ duże możliwości
+ zrównoważone, ale muzykalne brzmienie z nutką ciepła

Wady:
– sygnał nie jest idealnie czysty
– scena dźwiękowa mogłaby być szersza
– brak wsparcia dla kodeka aptX Adaptive

Sprzęt dostarczył:

fiio

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
hifiman

2 KOMENTARZE

  1. Dobry wieczór. Pytanie moje to jak jest z tym szumem. Szukam czegoś nowego. Do tej pory miałem, mam, Cayin N3Pro. Niestety, został utopiony. Próby suszenia, mycia, naprawa i gra. Gra ale szumi. Szumi i o tyle to drażni co nie szumiał. Było cicho. Między utworami, łagodne intra były idealnie wyciszone. Na słuchawkach Fiio FH5S pro i zbalansowanym kablu 4,4 było czysto. I jak mam być szczery nie chce już Cayin – z racji tego topornego systemu, ale chce by było tak czysto i cicho!

    • Panie Krzysztofie, sprawdziłem FH5s Pro z odtwarzaczami Cayin N3Pro, M11 Plus ESS oraz M11s. Ten pierwszy rzeczywiście brzmi z nimi czysto na każdym poziomie podbicia, nie szumi w cichszych partiach muzyki i pomiędzy utworami, więc Pański odtwarzacz rzeczywiście uległ uszkodzeniu. Nie inaczej jest w przypadku M11 Plus ESS oraz M11s – wszystkie odtwarzacze mają odpowiednio czysty sygnał dla FH5s. Moim zdaniem słuchawki zgrały się najlepiej z N3Pro oraz M11 Plus ESS, ale M11s także wypadł dobrze, bo prostu z nim brzmienie było cieplejsze i gładsze, więc wybór to kwestia gustu.

Skomentuj Maciej Sas Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj