FiiO M15S przypomina poprzednika, ale w nowym odtwarzaczu wykorzystano pojedynczy, ośmiokanałowy przetwornik ESS Technology ES9038 PRO zamiast dwóch czterokanałowych AKM AK4499EQ. Urządzenie ma zapewnić dużą moc, multum funkcji i oczywiście świetne brzmienie.

Nadal często sięgam po FiiO M15. Starszy odtwarzacz przypomina kształtem mobilny DAC/AMP, ma odstające pokrętło oraz gniazda słuchawkowe na tej samej krawędzi, więc świetnie korzysta się z niego z komputerem. Przekonuje mnie też jego brzmienie, płynące z przetworników Asahi Kasei Microdevices, które jest barwne, nasycone i niewyżyłowane w sopranie. Dzięki temu odtwarzacz łapie synergię z neutralnymi lub jasnymi słuchawkami, które nie zawsze zgrywają się z urządzeniami wyposażonymi w przetworniki ESS Technology.

REKLAMA
final

Według pierwszych zapowiedzi, model M15S miał nadal bazować na rozwiązaniach AKM, ostatecznie zastosowano jednak DAC od ESS Technology. Nie ukrywam, że się zawiodłem. Entuzjazm powrócił, gdy przyjrzałem się specyfikacji M15S, bo nowy odtwarzacz to w teorii tańsza oraz bardziej kompaktowa alternatywa dla gigantycznego M17. M15S nie dorówna mu wprawdzie mocą (1,2 W vs 3 W), ale nadal powinien poradzić sobie z większością słuchawek. Porównałem więc FiiO M15S (5995 zł) z M17 (8490 zł), M11 Plus ESS (3290 zł), a także Astell&Kern Kann Max (6999 zł).

Wyposażenie

Zestaw zawiera:

  • skóropodobne etui;
  • podstawkę z wentylatorem;
  • kabel USB typu A > USB typu C do zasilania wentylatora (długość 97 cm);
  • kabel USB typu C > USB typu C do transmisji danych (długość 95 cm);
  • przejściówkę USB typu A > USB-C;
  • kluczyk do tacki microSD;
  • instrukcję obsługi i dokumentację.

Wyposażenie jest skromniejsze w porównaniu do M17-tki, bo zabrakło zasilacza czy dodatkowego szkła na ekran. Nowością jest za to przejściówka z USB-A do USB-C, bo kabel ma tym razem symetryczne wtyczki z obu stron. W zestawie jest także aluminiowa podstawka z wentylatorem, ale ta została zmodyfikowana, bo jest dwuczęściowa i należy ją złożyć, co jest banalnie proste. Podoba mi się ten pomysł – podstawka jest nadal stabilna, ale łatwiej ją przechowywać, bo rozłożona zajmuje mniej miejsca.

Lepsze wrażenie zrobiło na mnie także etui. Akcesorium wygląda podobnie do tego z M17 i ponownie ma z tyłu nieprzyjemną w dotyku aluminiową kratkę, ale zdecydowanie lepiej przylega do odtwarzacza i jest zamykane za pomocą solidnego rzepu. Dla porównania etui z M17 zamyka się wsuwając klapkę pomiędzy plecki odtwarzacza a tylny panel etui, co jest mniej bezpieczne. Ponadto etui od M15S zabezpiecza także pokrętło głośności, bo zostało wyposażone w magnetyczny pasek.

Konstrukcja

Producent pozostał wierny założeniom konstrukcyjnym poprzednika – M15S ma również zaoblone dłuższe krawędzie oraz odstające pokrętło na tym samym boku, co wyjścia słuchawkowe. Konstrukcja została jednak lekko powiększona, a interfejs przeorientowano i rozbudowano. Lekko unowocześniono także wzornictwo, czyli tylny panel nie jest już „karbonowy”, a „diamentowy”. Rezultat przypadł mi do gustu, moim zdaniem odtwarzacz wygląda lepiej od „kanciaków” FiiO.

Ekran został wykonany w technologii IPS, działa w rozdzielczości HD+ i ma przekątną 5,5 cala. Rozdzielczość jest więc taka sama, jak w poprzedniku z mniejszym ekranem (5,15 cala), co przekłada się na trochę niższą ostrość (293 ppi vs 313 ppi). W praktyce nie ma to jednak znaczenia, bo czcionki czy okładki płyt wciąż wyglądają dobrze. Ponadto jasność ekranu jest przyzwoita, czerń dość głęboka, a biel w miarę neutralna. Dla porównania ekran M15-tki jest wyraźnie zaniebieszczony, więc w tym aspekcie nastąpił progres. Warto jednak wiedzieć, że M17-tka ma większy (5,99 cala) oraz ostrzejszy ekran (2160×1080 pikseli = 403 ppi).

W nowym odtwarzaczu pokrętło głośności jest większe i znajduje się z prawej, a nie lewej strony. Ponownie zostało ono podświetlone pierścieniowym dyfuzorem. Towarzyszą mu te same gniazda, ale wyjście Pentaconn nie jest już metalowe. Natomiast na dolnej krawędzi nie widać zmian, bo znów umieszczono tam pojedyncze USB-C oraz jeden czytnik kart pamięci microSD z wysuwaną tacką. Dodam tylko, że M17-tka posiada także wyjście 6,35 mm, gniazdo zasilania DC oraz wyjście koaksjalne.

W nowym modelu przyciski rozmieszczono z obu stron. Na lewym boku znajdziemy włącznik oraz trzy guziki sterowania muzyką, a na prawym dodatkową regulację głośności, suwak blokady i przycisk specjalny. Starszy model odtwarzacza posiadał przyciski tylko na jednej krawędzi i nie oferował alternatywnego sposobu regulacji głośności. W nowości zaimplementowano więc rozwiązanie wprowadzone po raz pierwszy w FiiO M17. Zauważyłem też, że pokrywki przycisków są inne – bardziej wypukłe od tych z M15, M17 i innych odtwarzaczy producenta.

Jakość wykonania jest wysoka – aluminium zostało wykończone wzorowo, szkło jest grube i gładkie w dotyku, a poszczególne elementy spasowano z najwyższą precyzją. Z drugiej strony te same epitety można przypisać pozostałym odtwarzaczom FiiO, a także adapterom Bluetooth, więc producent zdążył już do tego przyzwyczaić.

Ergonomia i obsługa

FiiO M15S jest trochę cięższy od M15 (345 g vs 307 g), co o dziwo czuć, ale masa jest nadal akceptowalna, a nowy odtwarzacz leży w dłoni równie dobrze, co poprzednik. Ergonomia jest tym samym nieporównywalnie wyższa od M17-tki, gigantycznego i niemal dwukrotnie cięższego odtwarzacza. Zawdzięcza się to także obłym, wytłoczonym bokom modelu M15S, które są przyjemniejsze w dotyku od ostrych kantów modelu flagowego. Jeśli zatem ważna jest mobilność oraz komfort obsługi, to M15S zostawia M17 daleko w tyle.

Jestem też fanem rozmieszczenia gniazd i niezabudowanego pokrętła, o czym wspomniałem we wstępie. Gałka okręca się z optymalnym oporem i wyraźnie odstaje, więc wygodnie dostosowuje się głośność. Pokrętło jest też szersze od tego z M15-tki, co również sprzyja ergonomii. W efekcie M15S spisuje się świetnie w trybie odtwarzacza, gdy umieścimy go podstawce, jak i położymy na biurku. Do gustu przypadł mi szczególnie ten ostatni scenariusz, bo wtedy M15S „zachowuje się” jak klasyczny DAC/AMP.

Nie podoba mi się natomiast ilość przycisków oraz ich umiejscowienie. Po pierwsze łatwo je wcisnąć przez przypadek, więc musiałem posiłkować się suwakiem blokady, którego zazwyczaj nie używam. Po drugie łatwo pomylić włącznik z innymi przyciskami, bo nie został on ani powiększony, ani zdystansowany od pozostałych guzików. Dla porównania w starszym modelu przyciski znajdowały się tylko z jednej strony, a guziki od sterowania muzyką były mniejsze od włącznika.

Funkcjonalność

Oprogramowanie to już standard, czyli do dyspozycji jest lekko zmodyfikowany system operacyjny Android 10. Nie zabrakło gestów nawigacyjnych, czytelnej belki systemowej oraz menu ustawień, w którym znajdziemy filtry cyfrowe, sprecyzujemy funkcje gniazd, włączymy regulowane napięcie z wyjść liniowych, jak i dostosujemy zachowanie diody RGB w pokrętle, które jest wskaźnikiem jakości muzyki. Nie zaskakuje także wydajność – Snapdragon 660 do najnowszych nie należy, ale do zastosowań muzycznych wystarcza z nawiązką. Zresztą ten sam układ Qualcomma jest stosowany w pozostałych DAP-ach FiiO, a to też progres względem Exynosa 7872 z M15-tki.

Ogólna funkcjonalność względem protoplasty została zwiększona, ale nie ma jeszcze mowy o możliwościach rodem z M17-tki. Mamy więc do dyspozycji szereg trybów, w tym nowy Roon Ready, jak i znane tryby odbiornika Bluetooth, Pure Music Mode czy DAC-a USB. Nowy układ Bluetooth obsługuje multum kodeków, w tym aptX Adaptive (w trybie odbiornika) czy LHDC (w trybie nadajnika), które nie były dostępne w modelu M15. Do tego zwiększono RAM z 3 GB do 4 GB i zaktualizowano USB 2.0 do 3.0, co przyspieszyło transfer plików oraz ładowanie (QC 4.0 i PD 3.0). Ponadto głośność możemy regulować pokrętłem lub przyciskami do wyboru.

Nowością w kontekście M15-tki jest też tryb stacjonarny, ale ten został zrealizowany inaczej, niż w topowym FiiO M17. Otóż flagowy odtwarzacz posiada niezależne gniazdo zasilania, które pozwala aktywować podbicie „Ultra” i zwiększyć moc do 3 W na kanał z wyjść zbalansowanych. FiiO M15S nie ma dedykowanego gniazda zasilania, więc konieczne jest podłączenie odtwarzacza kablem USB do adaptera sieciowego lub komputera, by aktywować „Desktop Mode”. Moc zostanie wtedy zwiększona z 0,9 W do 1,2 W, a ładowanie akumulatora zostanie wstrzymane.

Na szczęście tryb stacjonarny nie wyklucza się z funkcją DAC-a, ale należy spełnić jeden warunek. Mogłem aktywować tryb stacjonarny i podbicie „Ultra” tylko po podłączeniu odtwarzacza do gniazd USB-C 3.1 Gen 2/3.2 Gen 2×2. W przypadku złącz USB-A 2.0 czy 3.0 najwyższy poziom podbicia nie był dostępny. Jak widać wydzielone złącze zasilania to atut M17-tki i to nie jedyny. Flagowy odtwarzacz ma także niezależne gniazdo koaksjalne (w M15S realizowane z wyjścia 3,5 mm) oraz drugie USB-C, które obsługuje np. nośniki pamięci.

Czas pracy wynosi do 10,5 godziny z wyjścia 3,5 mm oraz do 9 godzin z gniazd zbalansowanych, co jest osiągalne, ale raczej z dokanałówkami i przy wyłączonym ekranie podczas odtwarzania muzyki z plików. W przypadku strumieniowania z Wi-Fi można liczyć na około 6-7 godzin grania z niewymagającymi słuchawkami, a przynajmniej tyle M15S wytrzymał w moim teście akumulatora. To nic specjalnego, jak na odtwarzacz muzyki, ale nieźle, jak na substytut toru stacjonarnego.

Specyfikacja

Ogólna

  • układ: Qualcomm Snapdragon 660 z 4 GB RAM
  • pamięć wbudowana: 64 GB + czytnik micro SD do 2 TB
  • system operacyjny: zmodyfikowany Android 10
  • wyświetlacz dotykowy: IPS, 5,5 cala, 1440×720 pikseli
  • przetwornik: ESS Technology ES9038PRO
  • wzmacniacz: 2x OPA926
  • obsługa słuchawek: 8-350 Ω
  • interfejsy bezprzewodowe: Bluetooth 5.0 (Qualcomm QCC5124) + Wi-Fi: 2,4 GHz/5 GHz
  • obsługa kodeków: SBC, AAC, aptX, aptX LL, aptX HD, aptX Adaptive, LDAC (odbiornik), SBC, AAC, aptX, aptX HD, LDAC, LHDC (nadajnik)
  • funkcje: DAC USB, AirPlay, DLNA, 10-pasmowy EQ, regulacja balansu, podwójna regulacja głośności, pięciostopniowe podbicie, wyjście liniowe, konwertowanie PCM do DSD, Roon Ready, MQA 8x, szybkie ładowanie QC 4.0 i Power Delivery 3.0
  • akumulator: 6200 mAh
  • czas pracy: do 10,5 godz. (3,5 mm), do 9 godz. (2,5 i 4,4 mm)
  • czas ładowania: ok. 3,5 godz. (Quick Charge 4.0)
  • wymiary: 140 x 80 x 18,9 mm
  • masa: 354 g

Wyjście słuchawkowe 3,5 mm (podbicie Ultra High)

  • moc: 535 + 535 mW @ 16 Ω, 580 + 580 mW @ 32 Ω, 93 + 93 mW @ 300 Ω (Ultra High)
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz-50 kHz
  • SNR: >122,5 dB
  • impedancja: <1,4 Ω
  • separacja kanałów: >80 dB
  • THD+N: 0,0005% @ 1 kHz

Wyjście słuchawkowe 3,5 mm (podbicie Super High)

  • moc: 475 + 475 mW @ 16 Ω, 395 + 395 mW @ 32 Ω, 57 + 57 mW @ 300 Ω
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz-50 kHz
  • SNR: >122,5 dB
  • impedancja: <1,4 Ω
  • separacja kanałów: >80 dB
  • THD+N: 0,0005% @ 1 kHz

Wyjścia słuchawkowe 2,5 mm + 4,4 mm (podbicie Ultra High)

  • moc: 531 + 531 mW @ 16 Ω, 1200 + 1200 mW @ 32 Ω, 368 + 368 mW @ 300 Ω
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz-50 kHz
  • SNR: >120,5 dB
  • impedancja: <2,3 Ω
  • separacja kanałów: >105 dB
  • THD+N: 0,00075% @ 1 kHz

Wyjścia słuchawkowe 2,5 mm + 4,4 mm (podbicie Super High)

  • moc: 531 + 531 mW @ 16 Ω, 990 + 990 mW @ 32 Ω, 226 + 226 mW @ 300 Ω
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz-50 kHz
  • SNR: >120,5 dB
  • impedancja: <2,3 Ω
  • separacja kanałów: >105,6 dB
  • THD+N: 0,00075% @ 1 kHz

Brzmienie

Nie ma niespodzianek. M15S brzmi tak, jak przystało na odtwarzacz FiiO z ES9038 PRO na pokładzie – neutralnie, klarownie, bezpośrednio i z dociążonym basem. Można liczyć też na wysoką rozdzielczość, precyzyjny przekaz i dużą dynamikę. Ten ostatni aspekt robi szczególne wrażenie, a zarazem zdradza, że mamy do czynienia z odtwarzaczem z wyższej półki. Jednocześnie M15S nie jest tańszym zamiennikiem M17-tki – podobieństwa słychać, ale flagowy odtwarzacz zostawia go w tyle. Jak daleko? O tym za chwilę.

Bas nie został ścięty, jest zaznaczony, głęboki i zwraca uwagę energicznym charakterem. Nie ma mowy o dużym podbiciu, ale dołu nie brakuje, co jeszcze do niedawna nie było takie oczywiste w sprzęcie z przetwornikami od ESS Technology. Niskie tony osiągają subbas, przekazują barwy i tym samym świetnie różnicują fakturę instrumentów. Do gustu przypadł mi także atak – dół M15S jest szybki, uderza mocno i szybko wygasa, co potęguje muzykalność. Z kompetentnymi słuchawkami świetnie słucha się skomplikowanych linii basowych, dynamicznego fortepianu czy stopy perkusyjnej, a noga sama zaczyna wystukiwać rytm utworów.

Pasmo średnie nie zaskakuje – jest neutralne, precyzyjne i wyraziste. Średnica nie została ani wypchnięta, ani wycięta, a jej niższy podzakres jest na równi z wyższym. W muzyce nie brakuje więc nasycenia, ale dźwięk nie jest rozmyty czy wygładzony, bo wyższa średnica dodaje dźwięku klarowności i zarysowania. Środek jest podawany twardo, precyzyjnie i z kontrolą, więc można z łatwością śledzić pracę perkusji, dęciaków czy gitar. Wokale również nie znikają w tle. Poziom techniczny jest zatem wysoki, ale słychać, że brzmienie jest raczej nowoczesne i „tranzystorowe”, a nie naturalne czy „analogowe”. Mnie charakter średnicy przypadł do gustu – mogłem zarówno się odprężyć, jak i analizować utwory.

Wysokie tony kontynuują charakter średnicy. Brzmienie jest zatem klarowne, czyste i podawane jak na dłoni, bo w górze pasma nie ma roll-offu. Sopran rozbrzmiewa swobodnie, jest rozciągnięty i bardzo szczegółowy, więc słychać mnóstwo informacji – talerze perkusyjne rozbrzmiewają dźwięcznie i metalicznie, smyczki oraz wysokie wokale nie sprawiają wrażenia zgaszonych, a solówki gitarowe są mocne. Mam wrażenie, że pisałem to już setki razy i pewnie się nie mylę, bo… wysokie tony są w stylu ESS, czyli wyraziste, ale jeszcze nie żyletkowe. Jak zwykle ważna będzie jednak synergia.

Scenę dźwiękową odebrałem jako kulistą lub lekko elipsoidalną. W trakcie testów korzystałem głównie z połączeń zbalansowanych, które zapewniały sensowną separacją kanałów, a więc optymalną szerokość. Nie brakowało mi też głębi czy wysokości, a do gustu przypadł mi bliski pierwszy plan. Poszczególne słuchawki brzmiały w sposób odseparowany, generowały trójwymiarowe źródła pozorne i eksponowały je w trzech płaszczyznach. Zatem scena dźwiękowa ma optymalne wymiary, ale nie jest spektakularna, co jest dobrym punktem wyjścia do porównania z FiiO M17.

FiiO M15S – porównania z FiiO M17, Astell&Kern Kann Max itp.
FiiO M17 brzmi lepiej. Flagowy odtwarzacz jest bliższy równowagi – nadal zapewnia dociążony bas, ale wydaje się brzmieć wierniej, ma w sobie coś „studyjnego”. Miałem wrażenie, że M15S bardziej koloryzuje niskie tony i jest ogólnie lekko złagodzoną wersją M17-ki. Ponadto topowy odtwarzacz generuje wyraźnie większą scenę dźwiękową, jeszcze mocniej separuje kanały i oddala pierwszy plan. W trybie stacjonarnym przewaga M17-tki tylko się zwiększa – scena rośnie wraz z mocą odtwarzacza.

Moim zdaniem słychać, że FiiO M17 to sprzęt pozycjonowany wyżej. Z drugiej strony M15S jest jednak wyraźnie mniejszy, bardziej poręczny i kosztuje 2500 zł mniej od M17. Zatem, gdyby cena oraz ergonomia nie grały roli i szukałbym sprzętu stacjonarno-mobilnego, to wybrałbym M17-tkę. Flagowca polecam szczególnie jako zamiennika toru stacjonarnego do wymagających słuchawek. W innym przypadku byłbym w pełni zadowolony z nie tylko z dźwięku FiiO M15S, ale także mocy i funkcjonalności.

A jak FiiO M15S wypada w porównaniu do M15? Według mnie poprzednik nadal się broni. Nowy odtwarzacz generuje mniej basu, brzmi klarowniej w wyższej średnicy oraz sopranie, a do tego buduje większą scenę dźwiękową. Z kolei FiiO M15 wzmacnia średni bas, przybliża niską średnicę i łagodniej prezentuje wyższą średnicę oraz górę pasma. W starszym odtwarzaczu słychać zatem więcej ciepła i naturalności, także w wyższych tonach. Co ciekawe poprzednik brzmi twardziej w średnicy, która jest gładsza w M15S. Muszę przyznać, że… wolę starszego FiiO M15. Nowy odtwarzacz jest trochę lepszy technicznie, ale mnie słuchało się lepiej wariantu z przetwornikami AKM. Zatem jeśli lubimy dźwięk M15, to M15S nie musi być progresem. Jeśli jednak zależy nam na mniejszym basie i klarowniejszej górze, to M15S może podobać się bardziej.

Następnie sięgnąłem po niżej pozycjonowanego FiiO M11 Plus ESS. Prawdę mówiąc nie słychać przepaści pomiędzy odtwarzaczami, bo niżej pozycjonowany odtwarzacz ma mniej basu, brzmi gładziej i trochę mniej przestrzennie. Sekret tkwi w dynamice – nowy model brzmi z większym rozmachem, lepiej radzi sobie z transjentami i wydaje się brzmieć… szybciej. To zasługa mocniejszego ataku, gwałtownego wygaszania dźwięku, co słychać np. po sprężystym basie, kopniaku stopy perkusyjnej czy uderzeniu werbla. Z zaawansowanymi hybrydami czy planarami M11 Plus ESS nie potrafi zabrzmieć tak energicznie, nie ma takiego „kopa”, jak M15S. Według mnie M15S jest górą, ale M11 Plus ESS jest jednak prawie 3000 zł tańszy.

Zestawiłem więc M15S z odtwarzaczem z podobnej półki, czyli modelem Astell&Kern Kann Max. Konkurent zrobił na mnie większe wrażenie, bo zabrzmiał twardziej oraz bliżej w paśmie średnim. Odtwarzacz od Astell&Kern powala na kolana rozdzielczością i precyzją, bo mocno zarysowuje brzmienie. W bezpośrednim porównaniu M15S sprawia wrażenie lekko wygładzonego i zmiękczonego. Spodobało mi się także to, że Kann Max ma łagodniejszą górę pasma. Z drugiej strony FiiO M15S stawia dalej pierwszy plan od modelu Kann Max, więc wydaje się brzmieć trochę przestrzenniej, a do tego mniej szumi od odtwarzacza Astell&Kern. Warto też wziąć pod uwagę, że M15S jest tańszy o 1000 zł, więc wybór jest dość trudny.

FiiO M15S – synergia
Sprawa jest prosta – FiiO M15S jest stosunkowo uniwersalny, bo ma dociążony bas, neutralne średnie i klarowną, ale niewyostrzoną górę pasma, więc zgrywa się z przeróżnymi słuchawkami. Moc rzędu 1 W jest też wystarczająca dla wielu słuchawek stacjonarnych, a sygnał jest przyzwoicie czysty na dokanałówkach, o ile te nie są ekstremalnie czułe. Należy jednak pamiętać, że na pokładzie jest przetwornik od ESS Technology, a góra pasma jest nadal klarowna. Jasne, ostre lub chude słuchawki mogą nie zgrać się z M15S.

Z testowanych ostatnio nowości Campfire Audio lepiej zgrały się łagodniejsze Andromeda Emerald Sea. Płaskie i dość jasne Solaris Stellar Horizon doceniły głęboki bas M15S, ale potrzebowały łagodniejszej góry, więc w tym przypadku starszy FiiO M15 wypadł lepiej. Z M15S świetnie zgrały się także FiiO FH9, co nie powinno dziwić, a miło słuchało mi się również ciepłych i masywnych HiFiMAN-ów Svanar, którym sprzyjał przekaz sopranu M15S.

Z planarami HiFiMAN-a było różnie – łagodniejsze Ananda Stealth Magnet dogadały się z M15S, ale już Arya V3 były za ostre. Odtwarzacz poradził sobie także z dynamikami FiiO FT3 czy Sivga SV023, a także Sennheiser HD 6XX, czyli modelami z przetwornikami o impedancji 300-350 omów. Pomagał jednak tryb stacjonarny.

Podsumowanie

FiiO M15S to kawał dobrego odtwarzacza, który został świetnie wykonany, ma bardzo dobry ekran i oferuje wysoką ergonomię. Sensowne gabaryty, obła konstrukcja, odstające pokrętło i gniazda słuchawkowe na tej samej krawędzi to zdecydowane atuty tego modelu. Łatwo docenić także zaawansowany Bluetooth, konkretną moc oraz szereg trybów, w tym stacjonarny, do którego przewidziano specjalną podstawkę. Brzmienie jest wysokiej próby – duża dynamika, dociążony bas i rozciągnięta góra to cechy charakterystyczne M15S.

Odtwarzacz nie jest jednak perfekcyjny. Moim zdaniem przycisków jest za dużo, a czas pracy nie powala. Szkoda, że zabrakło dedykowanego gniazda zasilania – potrzebne jest wydajne USB, żeby aktywować najwyższą moc i jednocześnie korzystać z DAC-a USB. Przetwornik ES9038 PRO jest fenomenalny, ale przydałoby się coś nowego.

FiiO M15S kosztuje prawie 6000 zł. Cena jest daleka atrakcyjnej, ale odtwarzacz jest jednak mniejszy i znacznie tańszy od modelu M17. Moim zdaniem M15S mu nie dorównuje, ale nowość brzmi bardziej muzykalnie, co może być preferowane. Bohater powyższego testu stanowi też ciekawą i również tańszą alternatywę dla modelu Kann Max od Astell&Kern. Z kolei w porównaniu do FiiO M15 nastąpił progres funkcjonalny, ale nowe brzmienie nie każdemu przypadnie do gustu. Sam preferuję poprzednika o barwniejszej, masywniejszej i twardziej zarysowanej sygnaturze. Jeśli jednak wolimy klarowniejszy i gładszy dźwięk, to M15S będzie górą.

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ solidne wykonanie
+ niezła ergonomia
+ dobry ekran
+ wysoka wydajność
+ rozbudowana funkcjonalność
+ tryb stacjonarny
+ satysfakcjonująca moc
+ zaawansowany Bluetooth
+ dynamiczne, dociążone i klarowne brzmienie

Wady:
– za dużo przycisków
– brak dedykowanego gniazda zasilania
– przeciętny czas pracy

Sprzęt dostarczył:

fiio

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

 

REKLAMA
hifiman

1 KOMENTARZ

  1. Super, mam słuchawki 5W amerykańskie z lat 80 ych w piwnicy po dziadku. Na początku recenzji napisane jest 1,2W to pewnie da rade z tymi słuchawkami. Szkoda że w parametrach napisali 2x 535 mW ale pewnie producent się pomylił. Tak właściwie po co 8 kanałowy, czy on ma wyjście 7.1 jak kino domowe. Pozdrawiam , August

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj