Do podstawowej serii odtwarzaczy FiiO dołączył właśnie model M7 z układem Samsung Exynos 7270, ekranem o przekątnej 3,2”, przetwornikiem Sabre ES9018Q2C oraz interfejsem Bluetooth z obsługą kodeków aptX, aptX HD oraz LDAC. Co potrafi?
Dotychczas jedynym przedstawicielem serii M był model M3, czyli prosty i niedrogi, ale nieźle brzmiący kieszonkowy odtwarzacz. Nowy M7 nie ma z nim wiele wspólnego – “siódemka” kosztuje 990 zł i jest sterowana dotykowo. FiiO chwali się zastosowaniem Exynosa 7270, czyli energooszczędnego układu Samsunga z dwurdzeniowym procesorem, który ma zapewnić wysoką wydajność oraz długi czas pracy. Za brzmienie odpowiada natomiast układ Sabre ES9018Q2C z wbudowanym wzmacniaczem.
Wyposażenie
Odtwarzacz został wyposażony w kabel USB typu C, silikonowe etui, a także instrukcję obsługi i dokumentację. Do akcesoriów można doliczyć także hartowane szkło, które zostało fabrycznie naklejone na wyświetlacz.
Wyposażenie nie jest zatem wyjątkowo bogate, ale jego jakość nie zawodzi. Kabel USB mierzy 100 cm, jest solidny i ma niewielkie wtyczki o smukłych obudowach. Silikonowe etui jest grube i częściowo elastyczne, posiada otwory na poszczególne elementy oraz wytłoczenia w miejscach przycisków.
Konstrukcja
FiiO M7 już od pierwszych chwil robi wrażenie. Obudowa jest w większości aluminiowa, a ekran przeszklony. Z tworzyw sztucznych wykonano jedynie wstawki, czyli dolną i górną krawędź, oraz pojedynczy element z tyłu obudowy. Nie zawodzi także jakość obróbki – wycięta z pojedynczego kawałka aluminium obudowa jest wykończona matowo, a plastiki również nie połyskują.
Wzornictwo nie jest specjalnie oryginalne – ze względu na ekran umieszczony nisko w obudowie M7 nawiązuje do odtwarzaczy Astell&Kern AK100 II lub AK120 II, chociaż nie jest to bezpośrednia kopia koreańskich odtwarzaczy. M7 jest dużo mniejszy i posiada rolkę regulacji głośności zamiast odstającego pokrętła. Urządzenie jest dostępne w czterech wersjach kolorystycznych: czarnej, czerwonej, niebieskiej i srebrnej.
Na froncie widać tylko dotykowy wyświetlacz o przekątnej 3,2”, umieszczony w dolnej części i otoczony wyraźnymi ramkami. Najszerszy odstęp jest od spodu, gdzie nie ma dotykowych przycisków. Wyświetlacz wykonano w technologii TFT. Jego rozdzielczość wynosi 480×800 pikseli, co przekłada się na ich zagęszczenie równe 292 ppi. Ostrość jest wystarczająca, kąty widzenia są całkiem szerokie, barwy dobrze nasycone, kontrast przyzwoity, a podświetlenie wystarczające. Nie mam też zarzutów odnośnie działania interfejsu dotykowego.
Lewa strona tabliczkowej obudowy zawiera przyciski sterowania muzyką oraz rolkę głośności, aluminiową i wyraźnie wciętą w obudowę. Na górną krawędź trafił włącznik z diodą w jego środku, obok którego ulokowano wyjście 3,5 mm (liniowe i słuchawkowe w jednym). Prawa strona zawiera tylko pojedynczy czytnik kart micro SD, a na spodzie znalazło się wyjście USB typu C w standardzie 2.0. Świetnie, że producent zdecydował się na nowy standard USB C, ale szkoda, że dopiero teraz.
Spód odtwarzacza zdobią białe nadruki – większe logo marki w górnej części i dodatkowe oznaczenia w dolnej. Tam można dostrzec także znaczek certyfikatu Hi-Res Audio.
Ergonomia i obsługa
FiiO M7 nie jest tak mały, jak wspominany wcześniej model M3, ale to bez wątpienia odtwarzacz kompaktowy. Urządzenie mierzy 109 mm długości na 52 mm szerokości, a jego grubość to 13 mm. Odtwarzacz waży około 116 g, więc nie będzie ciążył w kieszeni i nie zmęczy dłoni w trakcie obsługi. Dzięki wąskiej i wydłużonej konstrukcji FiiO M7 jest bardziej poręczny od krótszego, ale szerszego i grubszego Astell&Kerna AK70 MKII.
Odtwarzacz został przystosowany do obsługi jednorącz. Ekran zamocowany w dolnej części obudowy wygląda specyficznie, ale jest praktyczny. Dzięki temu odtwarzacz można bez problemu obsłużyć jednorącz, kciukiem prawej lub lewej dłoni. W pierwszym przypadku kciuk wygodnie sięga także do rolki oraz przycisków na boku, a w drugim przypadku do regulacji głośności i sterowania należy wykorzystać palec wskazujący, obejmując nim obudowę. Jak zwykle w przypadku kanciastych konstrukcji, problemem są dolne rogi obudowy, które wbijają się w dłoń w trakcie obsługi. Warto więc skorzystać z silikonowego etui, które eliminuje ten problem.
Przyciski pracują wzorowo. Wszystkie mają wyraźny klik, ale różnią się kształtem. Włącznik odstaje tylko delikatnie, ale nadal łatwo go wyczuć, więc urządzenie wybudza się bez problemu. Przyciski na boku odstają za to mocniej, dzięki czemu możliwa jest obsługa bezwzrokowa. Rolka głośności pracuje stopniowo, przyjemnie i precyzyjnie terkocze podczas obrotu. Moim zdaniem sprawdza się dobrze, ale efekt będzie zależał od wielkości kciuka – rolka jest mniejsza i zamocowana głębiej od tej z FiiO X5 III, którą operuje się jednak trochę wygodniej.
Producent obiecuje do 20 godzin działania w przypadku korzystania z wyjścia słuchawkowego oraz do 30 godzin odtwarzania przez Bluetooth. Sprawdziłem czas pracy ze słuchawkami Campfire Audio Comet (słuchawki armaturowe, impedancja 48 Ω), odtwarzając pliki w formacie FLAC 16-bit z głośnością ustawioną od 20 do 30 stopni w 60 stopniowej skali – odtwarzacz rozładował się po 18 godzinach odtwarzania, ale ekran włączałem tylko w celu sprawdzenia stanu akumulatora.
Oprogramowanie i funkcje
M7 działa pod kontrolą mocno zmodyfikowanego i tym samym uproszczonego sytemu Android nieznanej wersji, który ponownie nie został przetłumaczony na język polski. Interfejs jest estetyczny i nowoczesny. Pochwalić należy także ogólną wydajność – odtwarzacz działa płynnie i szybko, nie przycina się ani nie spowalnia. Jedynie wybudzanie ekranu mogłoby być szybsze, ale M7 działa i tak dużo sprawniej niż większy i droższy X5 III.
Z racji tego, że pod ekranem nie ma przycisków, sterowanie odbywa się za pomocą gestów. Przesunięcie palcem od lewego dolnego rogu ku środkowi ekranu odpowiada cofaniu, a ten sam gest od prawego rogu przenosi do ekranu głównego. Można obyć się bez gestów – interfejs wyświetla także przycisk cofania, ale w zazwyczaj w górnej części, więc obsługa gestami jest wygodniejsza.
Główny ekran wyświetla górną belkę statusu (nie jest ona rozwijana), a także sześć kolorowych ikonek, czyli: FiiO Music (aplikacja odtwarzająca), FM Radio, File Management (menedżer plików), Gallery (galeria okładek), Technical Support (wsparcie techniczne) oraz Settings (ustawienia). Zacznijmy od końca – ikonka z trybem przenosi do konfiguracji odtwarzacza, która została podzielona na czytelne kategorie. „Bluetooth” włącza interfejs bezprzewodowy i pozwala sparować urządzenia, natomiast „Audio” umożliwia dostosowanie balansu kanałów, włączenie obsługi pilotów słuchawkowych, wybranie funkcji złącza 3,5 mm (wyjście słuchawkowe lub liniowe) oraz domyślny kodek Bluetooth (SBC, aptX, aptX HD, LDAC-Connection First, LDAC-Standard, LDAC-Sound Quality First). Nie zabrakło możliwości zablokowania wybranych przycisków po wyłączeniu ekranu („Key-Lock Settings”), a w opcjach ogólnych („General”) znajdują się ustawienia podświetlenia, oszczędzania energii, tapety i blokady ekranowej.
Aplikacja FiiO Music przypomina oprogramowanie znane z wyższych modeli odtwarzaczy producenta, ale jest prostsze. Na ekranie głównym znajdują się: okładka odtwarzanego utworu, biblioteka muzyki oraz trzy skróty: ostatnio odtwarzane, najczęściej odtwarzane i ostatnio dodane. Zabrakło bocznego menu typu hamburger, jest za to kolejna ikonka z trybikiem, pozwalająca ustawić opcje odtwarzania, motyw wizualny (czarny lub biały), tryb gapless itp. Po kliknięciu w okładkę albumu uruchamia się ekran odtwarzania. Wtedy gest w prawo otwiera aktualnie odtwarzaną listę utworów, do której dostęp jest zawsze wygodny. Z poziomu odtwarzacza można także zarządzać plikami, tworzyć listy odtwarzania, włączyć teksty piosenek lub skonfigurować 10-pasmowy korektor dźwięku. Wszystko znajduje się w skrótach pojawiających się po dotknięciu okładki.
System operacyjny należy uznać za udany, ale z małym wyjątkiem. Brakuje mi możliwości rozsuwania górnej belki, która powinna zawierać ikonki Bluetooth, regulacji jasności oraz praktyczne skróty, np. gapless, tryb odtwarzania itp.
Funkcjonalność jest ograniczona. FiiO M7 nie posiada modułu Wi-Fi, więc nie umożliwia strumieniowania muzyki, wgrywania swoich aplikacji itd. Nie ma także funkcji USB DAC, więc M7-ka nie może służyć jako zewnętrzny DAC/AMP. Wyjście cyfrowe jest realizowane jedynie przez USB, do czego jest potrzebna stosowna przejściówka. Producent obiecuje jedynie współpracę z FiiO Q1 MKII lub Q5 (sprawdziłem – działa). Do dyspozycji są tylko 2 GB na muzykę, ale pamięć można rozszerzyć kartą o pojemności nawet 512 GB. Urządzenie nadrabia jednak interfejsem Bluetooth 4.2 ze wsparciem dla szeregu hi-resowych kodeków. Szkoda jednak, że M7 nie posiada opcji Duplex, tak jak tańszy Cayin N3. Możliwość odtwarzania muzyki strumieniowej ze smartfona stanowiłaby niejako kompensację dla braku Wi-Fi, bo w dobie wszechobecnego streamingu trudno traktować radio FM jako funkcję wartą specjalnej uwagi.
Specyfikacja
Ogólna
- układ: Samsung Exynos 7270 (2x 1 GHz), 768 MB RAM, 4 GB pamięci wbudowanej (2 GB dla użytkownika)
- system operacyjny: zmodyfikowany Android
- wyświetlacz dotykowy: TFT 3,2”; 480×800, interfejs dotykowy
- obsługa formatów: AAC, MP3, WMA, OGG, DSD64, APE, Apple Loseless, AIFF, FLAC, WAV, WMA LOSELESS, max 24 bit/192 kHz
- przetwornik ze wzmacniaczem: ESS Sabre ES9018Q2C
- interfejs bezprzewodowy: Bluetooth 4.2 z aptX, aptX HD, LDAC
- pamięć wbudowana: 2 GB + micro SD do 512 GB
- obsługa słuchawek: 16-100 Ohm
- funkcje: radio FM, 10 pasmowy EQ, regulacja balansu +/- 5 dB, 60-stopniowa regulacja głośności (cyfrowa), wyjście cyfrowe USB oraz liniowe 3,5 mm
akumulator: 1880 mAh (czas pracy do 20 godzin, czas ładowania 2,5 h z 5V/2A) - wymiary: 109 mm x 52 mm x 13 mm
waga 116 g
Wyjście słuchawkowe 3,5 mm
- moc: 70 mW @ 16 Ohm, 40 mW @ 32 Ohm
- pasmo przenoszenia: 10 Hz-90 kHz
- SNR: >117 dB
- impedancja: <2 Ω
- THD+N: 0,004% @ 1 kHz
- napięcie szczytowe: 3,35 Vp-p
Wyjście liniowe
- pasmo przenoszenia: 10 Hz-90 kHz
- SNR: >117 dBa
- separacja kanałów: >100 dB
- THD+N: 0,004% @ 1 kHz
- napięcie: 1,2 V rms
Brzmienie
- Słuchawki: Final Sonorus III, Focal Spirit Professional, 1MORE H1707, Master&Dynamic MH30, Campfire Audio Andromeda, Polaris i Comet, Etymotic ER-4PT, Oriveti New Primacy, Aune E1, FiiO FH5, FiiO F9 PRO, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO
- DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, FiiO Q5 (AM3B), Leckerton UHA-760, Astell&Kern AK XB10, FiiO BTR1
- DAP: Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200, iBasso DX150, FiiO X5 III, OnePlus 5
- Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity
- Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne
Odtwarzacz został przetestowany z oprogramowaniem w wersji 1.0.2.
Obawiałem się o brzmienie FiiO M7, gdyż miałem już okazję sprawdzić przetwornik oparty o ten sam układ (Sabre ES9018Q2C), czyli Zorloo ZuperDAC-S, który nie sprostał moim oczekiwaniom. Na szczęście FiiO jego implementacja wyszła dużo lepiej – M7 brzmi odpowiednio mocnym konturem, nie jest pozbawiony dynamiki, a rozdzielczość dźwięku nie zawodzi. Nie jest to jednak odtwarzacz, który brzmi idealnie liniowo ani też wyjątkowo przestrzennie. Daje się wychwycić lekkie podkreślenie przełomu niskiego i średniego basu, a także mały akcent w sopranie. Sygnaturę określiłbym mianem lekkiego „U”, ale nadal z odpowiednio czytelną i bliską średnicą.
FiiO M7 to odtwarzacz dociążony i wypełniony w basie. Nie brzmi anemicznie, nie ma ściętego subbasu, ale nie jest jeszcze sprzętem basowym. Dołu nie brakuje, ale bas jeszcze nie dominuje. Można liczyć na odpowiednio masywne i zagęszczone brzmienie, ale nadal z dobrą kontrolą niskich tonów. Nie jest to brzmienie idealnie płaskie, punktowe i szkicowe w basie, ale dół jest nadal zwarty i kontrolowany. Bas brzmi ciepło, nieźle różnicuje instrumenty, przekazuje sporo detali, ale nie jest techniczny czy też laboratoryjny – priorytet miała muzykalność. W efekcie M7 zapewni przyjemne i dynamiczne brzmienie instrumentów operujących basem, jak i efektowne brzmienie syntezatorów oraz cyfrowych sampli.
FiiO M7 nadal brzmi uniwersalnie. Pasmo średnie nie ginie pod natłokiem basu, więc mimo pełnego i zagęszczonego brzmienia dołu można sięgnąć po muzykę opartą na żywych instrumentach, także wokalną. Podoba mi się, że brzmienie nie jest zmiękczone i wygładzone, że kontur średnicy jest rysowany mocniejszą kreską, a odtwarzacz trzyma dźwięk w ryzach. Nadal nie jest to granie wyjątkowo analityczne i surowe, a to dlatego, że wyższa średnica nie jest wyostrzona, więc brzmienie ciągle pozostaje przystępne w odbiorze. Wyższe podpasmo środka nie zostało jednak skasowane, więc dźwięk jest nadal wyrazisty, słychać sporo energii i dużo detali.
Trochę podpadła mi za to góra. Niby wszystko z nią w porządku, ponieważ jest obecna, ale nie ostra. Odpowiednio doświetla brzmienie, nie przyciemnia przekazu i nie wzmaga sybilizacji. Czasami wydaje się jednak delikatnie wybijać ponad przekaz, nie jest idealnie równa i rozciągnięta, lecz krótka i szybka, jakby lekko oderwana od wyższej średnicy. Niestety słychać pewien cyfrowy nalot, który odejmuje brzmieniu naturalności – tyczy się to zarówno talerzy perkusyjnych, jak i instrumentów operujących średnicą. Efekt ten nie jest jednak wyjątkowo intensywny i nie na każdych słuchawkach da się go wychwycić.
Przestrzeń to drugi aspekt, oprócz charakteru sopranu, który nie do końca mi pasuje. M7 nie brzmi wyjątkowo przestrzennie – scena jest proporcjonalna, ze słyszalną stereofonią, głębią i wysokością sceny, ale jest ona dosyć kameralna. Praktycznie nie ma dystansu do dźwięku, pierwszy plan trafia bardzo blisko uszu, a niektóre instrumenty lądują w obszarze czaszki. Słychać podział na kanały, ale ich separacja nie jest mocno kontrastowa. Instrumenty są odpowiednio odseparowane, ale nie towarzyszy im dużo powietrza. Ogólny poziom jest i tak dobry – jedynie w stosunku do droższych odtwarzaczy brakowało mi w brzmieniu FiiO M7 większej swobody, otwarcia dźwięku i „oddechu”.
FiiO M7 vs inne odtwarzacze
Najciekawszym odtwarzaczem do porównania jest prawdopodobnie większy i bardziej rozbudowany FiiO X5 III. Słychać, że X5-tka to wyższa półka – brzmienie jest bardziej zrównoważone i przestrzenne. X5 III brzmi szerszej, z większym dystansem, wspominanym powietrzem i swobodą. W bezpośrednim porównaniu M7 ma ciut mocniejszy bas, bardziej podkreśloną górę i brzmi ciaśniej, ale równie dynamicznie. Bardziej podoba mi się jednak prezentacja dźwięku M7-ki, gdzie dźwięk jest mocniej zarysowany, bardziej wyrazisty. Dla porównania X5 III wygładza dźwięk, zaokrągla brzmienie góry i basu, zmiękcza kontur dźwięku. Jeśli jednak sięgniemy po aplikację foobar2000, to X5 III zabrzmi już bardziej twardo, ale jeszcze nie tak, jak M7. Całościowo i tak stawiam X5 III wyżej, a to z uwagi na bardziej liniową sygnaturę (chyba że w grę wchodzą wrażliwe na szum słuchawki armaturowe, ponieważ FiiO M7 generuje czystszy sygnał od X5 III).
Sporo brakuje do poziomu droższych odtwarzaczy i DAC/AMP-ów. Nie ma sensu specjalnie skupiać się na porównaniach z iBasso DX150 (bardziej przestrzennym, zrównoważonym i rozdzielczym), DX200 (masywniejszym w subbasie i wyższej średnicy, analitycznym, zarysowanym i przestrzennym), DX90 (bardziej zrównoważonym, naturalnym i mocniej separującym kanały) czy też Astell&Kern AK70 MKII (bardziej liniowym, technicznym, analitycznym i przestrzennym). FiiO M7 w ich kontekście i tak brzmi nieźle, chociaż jest bardziej cyfrowy, mniej naturalny od DAP-ów iBasso i Astell&Kern. Do możliwości Q5 z AM3A (chłodniejszego, bardziej przestrzennego) lub AM3B (średnicowego, precyzyjnego i technicznego) także brakuje wiele. Podkreślenie basu i sopranu w dźwięku M7-ki daje się wychwycić również w konfrontacji z moim referencyjnym Leckertonem UHA-760.
OnePlus 5 zabrzmiał bardziej przestrzennie, równiej i z bliższą wyższą średnicą. O dziwo był bardziej techniczny, ale mniej muzykalny. Czystość sygnału była lepsza po stronie M7, a odtwarzacz ten popisywał się także głębszym subbasem, którego OnePlus 5 ścina.
FiiO M7 i słuchawki
FiiO M7 nie zgra się z każdymi słuchawkami, ale w większości przypadków powinno być dobrze. Odtwarzacz może zmniejszyć scenę dźwiękową lub lekko wyostrzyć sopran, co może nie spodobać się słuchawkom, które brzmią wyjątkowo przestrzennie lub są wyostrzone w sopranie. W pozostałych przypadkach nie powinno być problemu. Brzmienie odtwarzacza docenią słuchawki zbyt chude, którym przyda się trochę więcej “miłości” w niskich tonach, a także te ciemniejsze, które mogą zabrzmieć bardziej klarownie dzięki delikatnemu akcentowi w górze pasma. Nadal nie ma co obawiać się strat w średnicy – M7 nie powinien zaszkodzić słuchawkom o pierwszoplanowej prezentacji środka.
Testy zacząłem od niedawno opisywanych FiiO FH5, które we współpracy z M7 nie rozwinęły przestrzennych i rozdzielczych skrzydeł. Nawet z białymi tipsami brzmiały muzykalnie i ciepło w dociążonym basie. Świetnie, że kontur dźwięku nie został rozmyty, a subbasu nie ubyło, ale nie był to szczyt możliwości tych hybryd. Następnie przyszła pora na FiiO F9 PRO, które zgrały się dobrze – zabrzmiały zwartym średnim basem, bliską średnicą, odpowiednio zarysowaną górą, choć ta potrafiła czasami lekko zasyczeć. Słuchawki same w sobie nie generują dużej sceny, ale pod tym względem potrafią więcej – M7 nie powiększył przestrzeni.
Aune E1 także zabrzmiały mniej przestrzennie, ale nadal nie były klaustrofobiczne. Dynamika była dobra, głębokość basu również, średnica bliska i klarowna, ale góra zareagowała na cyfrowy charakter M7-ki, stała się mniej naturalna, wybrzmiewająca szybko i krótko. Ze sceną było identycznie w przypadku Simgotów EN700 PRO, które jednak brzmią tak bardzo przestrzennie, że zmniejszenie sceny nie dało im się we znaki. Słuchawki zgrały się świetnie, nie zaszkodziło im wzmocnienie basu, nie narzekały też na syntetyczny akcent w sopranie. Podstawowe dokanałówki od iBasso, czyli IT01, nie do końca się zgrały – we znaki dały się problemy z kontrolą góry, która miała większą tendencję do sybilizacji.
Zaskoczyło mnie zgranie z Oriveti New Primacy. Obawiałem się zbyt ostrej góry i mocnego zmniejszenia sceny. Góra pozostała klarowna, ale nie cięła uszu. Scena była mniej zjawiskowa, ale przekaz był nadal przestrzenny, szeroki i kontrastowy w stereofonii. Przydało się nieznacznie wzmocnienie basu, który był nadal zwarty i punktowy, jak przystało na te słuchawki. Nie narzekały także Campfire Audio Comet, którym nie zaszkodził akcent w basie i sopranie, także z tipsami SpinFit, z którymi brzmią one jaśniej. Nie było problemu ze zgraniem z Campfire Audio Polaris, które zabrzmiały zaskakująco dobrze – jedynym problemem było zmniejszenie sceny dźwiękowej. Techniczne i czułe na szum Campfire Audio Andromeda zabrzmiały czysto, ale wyjątkowo ciasno, sztucznie w sopranie i o dziwo trochę za chudo. Słychać, że potrzebują czegoś lepszego.
Efektowne słuchawki 1MORE H1707 zagrały odpowiednio basowo, klarownie i rozrywkowo, tak jak na nie przystało. Nie zaszkodził im lekko cyfrowy charakter góry, ponieważ same nie brzmią specjalnie naturalnie. Dynamika nie zawodziła, atak basu i jego zejście były bardzo dobre, a scena nadal satysfakcjonowała, mimo że to nie maksimum możliwości słuchawek 1MORE. Ciemniejsze i midbasowe Master&Dynamic MH30 zabrzmiały tak, jak powinny – nie zaszkodziło im wzmocnienie basu oraz akcent w górze pasma.
Podsumowanie
FiiO M7 to udany odtwarzacz, który… trudno ocenić. Jest ładny, poręczny, wzorowo wykonany, wygodny w obsłudze i szybki. Ma prosty system operacyjny, który jest intuicyjny, a także interfejs Bluetooth z obsługą zaawansowanych kodeków. Świetnie, że producent skorzystał z nowego standardu złącza USB, czyli wersji C. Urządzenie działa długo na baterii, a oferuje muzykalne brzmienie w dobrej rozdzielczości, które jest nieznacznie podkreślone w skrajnych pasmach, odpowiednio zarysowane, dynamiczne i stosunkowo uniwersalne. Pochwalić należy także czysty sygnał, M7 to więc dobry kompan skutecznych i niskoomowych armatur. Z M7 korzystało mi się bardzo dobrze i z satysfakcją słuchałem muzyki.
Niestety nie ma opcji DAC-a USB, Bluetooth jest tylko jednokierunkowy, zabrakło Wi-Fi i otwartego systemu, więc nie docenimy strumieniowania oraz zewnętrznych aplikacji odtwarzających muzykę. Odtwarzacz nie posiada też wyjścia zbalansowanego 2,5 mm lub wejść i wyjść cyfrowych. Sygnał cyfrowy można co prawda wyciągnąć z portu USB typu C, ale potrzeba odpowiedniej przejściówki, a producent obiecuje współpracę jedynie z własnymi modelami Q5 i Q1 Mark II. Do dyspozycji są też tylko 2 GB wbudowanej pamięci.
FiiO M7 kosztuje 990 zł i moim zdaniem jest trochę za drogi w stosunku do tego, co oferuje. Obawiam się, że układ Samsunga przyczynił się do ostatecznej ceny i nie do końca rozumiem sens jego zastosowania, skoro odtwarzacz jest tak ograniczony funkcjonalnie. W rezultacie zamiast dotykowego M7 równie dobrze można sięgnąć po „klasyczne” DAP-y w stylu FiiO X3 Mark III lub Cayin N3.
FiiO M7 można polecić melomanom, którym nie zależy na Wi-Fi, strumieniowaniu i chcą słuchać muzyki z dala od “rozpraszaczy uwagi”. Moim zdaniem lepiej dopłacić pieniądze do flagowego smartfona z dużą pamięcią wbudowaną, obsługą zaawansowanych kodeków Bluetooth, funkcjonalnym Androidem z mnogością aplikacji, także strumieniujących muzykę. Osobiście w roli odtwarzacza wolałbym właśnie smartfona z wyższej półki niż średniaka z oddzielnym odtwarzaczem w stylu FiiO M7.
Zalety:
+ silikonowe etui w zestawie
+ jakość wykonania
+ atrakcyjne wzornictwo
+ wygodna obsługa
+ udany system operacyjny
+ USB typu C oraz Bluetooth z obsługą kodeków aptX, aptX HD i LDAC
+ długi czas pracy
+ wysoka wydajność
+ czysty sygnał
+ dynamiczne brzmienie w wysokiej rozdzielczości, odpowiednio zarysowane i kontrolowane, muzykalne, ale nadal szczegółowe
Wady:
– brak wyjścia zbalansowanego, złącza optycznego/koaksjalnego, DAC USB, Wi-Fi
– jednokierunkowy Bluetooth
– mało pamięci wbudowanej
– cyfrowy nalot w wysokich tonach, przeciętnych rozmiarów scena dźwiękowa
Sprzęt dostarczył:
FiiO poinformowało nas, że tryb DAC USB zostanie wprowadzony w kolejnych aktualizacjach, co uczyni odtwarzacz bardziej atrakcyjnym.
Malo mocy ,aż nie wierze ze ma tylko 40 MW 32 ohm, to porazka
Odtwarzacz ma Wi-Fi. Słaby zasięg, ale wystarczy na ściągnięcie aplikacji muzycznych tj. Poweramp, Neutron, albo Onkyo, bo Fiio music player jest całkowicie do bani, nawet po aktualizacji przez firmę. Pisałem do nich i prosiłem o poprawki, ale nie dają rady zrobić. Dlatego konkurencja wygrywa. Polecam, odtwarzacz podłączyć z FiiO Q1 MKII przewodem USB C, bo dopiero ten mały brzdąc staje się prawdziwym lwem.