DX220 to topowy odtwarzacz od iBasso, wyposażony w ekran o przekątnej 5 cali, podwójny przetwornik ES9028PRO i odświeżony moduł wzmacniacza AMP1 MKII. Sprawdziłem, co potrafi i jak wypada w porównaniu do iBasso DX200 oraz FiiO M11 Pro i M15.

Doceniłem poprzednika, czyli model DX200, który od momentu premiery służy mi jako referencyjny odtwarzacz. Z satysfakcją używam go ze standardowym modułem wzmacniacza AMP1 i nadal zachwyca mnie precyzyjnym, rozdzielczym i przestrzennym brzmieniem. Postanowiłem nadrobić zaległości i przetestować nowszego DX220, który nie bije rekordów cenowych (3499 zł). Producent zastosował te same przetworniki ze stajni ESS Technology, co w DX200, czyli dwie, stacjonarne kości ES9028PRO, ale powiększył ekran, dopracował układ i zaktualizował moduł wzmacniacza. Czy to godny następca iBasso DX200? Jak wypada w porównaniu do FiiO M11 Pro i czy ma szanse w starciu z FiiO M15? Odpowiedzi poniżej.

REKLAMA
final

Wyposażenie

W zestawie otrzymujemy:

  • skórzany futerał;
  • adapter do wygrzewania (5 cm);
  • kabel koaksjalny (10 cm);
  • kabel USB typu C (93 cm);
  • folie zabezpieczające na ekran;
  • instrukcję obsługi i kartę gwarancyjną.

Wyposażenie prezentuje się świetnie. Wszelkie wtyczki są metalowe i pozłocone, kabelek koaksjalny jest gruby i mocny, a adapter do wygrzewania posiada wtyczkę 2,5 mm i dodatkowy oplot. Kabel USB typu C przyciąga wzrok, ma nietypowy, mieniący się oplot, ozdobne otwory we wtyczkach oraz dodatkową opaskę z rzepu. Szkoda tylko, że przewód jest tak sztywny i dość krótki.

W zestawie ponownie nie zabrakło skórzanego futerału, który tym razem nie jest brązowy, a musztardowy i nie posiada zatrzasku. Moim zdaniem akcesorium w nowej rewizji wygląda lepiej, ale niestety sprawdza się gorzej od tego z DX200 – odstaje w górnej części, nachodzi na pokrętło oraz ekran, przez co utrudnia rozsuwanie panelu systemowego Androida. Uważam, że futerał z modelu DX200 był zaprojektowany lepiej.

Konstrukcja

Widać, że DX220 to następca DX200 – urządzenie bazuje na zbliżonej, metalowej konstrukcji, a łatwo zauważyć podobieństwa także do modelu DX150. Znowu dominuje ciemna szarość i czerń, ale tym razem zastosowano więcej szkła. Względem DX200 producent zrezygnował z charakterystycznej zabudowy pokrętła głośności, powiększył ekran, lekko skrócił konstrukcję i zaoblił taflę szkła pokrywającą ekran. W efekcie odtwarzacz prezentuje się bardziej nowocześnie, mniej topornie i surowo.

Ekran na froncie ma 5 cali i rozdzielczość Full HD (1920×1080), która gwarantuje wysoką ostrość, ponieważ zagęszczenie pikseli wynosi aż 445 ppi. Zastosowano świetny panel IPS, który nie rozczarowuje jasnością, reprodukcją barw i kontrastem, a także balansem bieli – nie widać zaniebieszczenia lub zażółcenia. To jeszcze nie AMOLED, ale ekran DX220 nie odstaje od ekranów IPS stosowanych w smartfonach. Producent chwali się, że za produkcję matrycy odpowiada Sharp, że pokrywa on 95% przestrzeni kolorów sRGB i jest zabezpieczony szkłem Gorilla Glass. Myślę, że nikt nie będzie narzekał na jakość wyświetlacza, to duży progres względem modelu DX200, a ekran DX220 jest też lepszy od tych z FiiO M11 Pro czy FiiO M15, bardziej zaniebieszczonych i mniej kontrastowych.

Prawy bok jest charakterystycznie wyprofilowany. Płynnie rozszerza się w górnej części, gdzie znajduje się metalowe, ząbkowane pokrętło regulacji głośności (bezoporowe, 150-stopniowe) oraz trzy przyciski do sterowania muzyką. Z górnym panelem jest podobnie, został on wybrzuszony w miejscu, gdzie ulokowano okrągły i płaski włącznik. Natomiast w centrum górnej krawędzi jest gniazdo USB typu C, a z lewej strony wyjście SPDIF, tym razem dwa w jednym: koaksjalne i optyczne.

Na lewym boku jest jedynie pojedynczy czytnik kart pamięci microSD, a na dole umieszczono trzy wyjścia – liniowe 3,5 mm oraz dwa słuchawkowe 2,5 mm oraz 3,5 mm, które znajdują się na przykręconym module AMP1 MKII. Producent zachował wsteczną kompatybilność z DX200, nie zmieniono projektu modułów wzmacniacza, z tą różnicą, że nowy moduł jest szklany z tyłu, podobnie jak plecy odtwarzacza, ozdobione srebrnym logo. Dla porównania tył w DX200 jest plastikowy.

Ergonomia i obsługa

Mimo że DX220 jest mniejszy od DX200, to nadal nie ma co liczyć na kompaktowe wymiary. DX220 jest ciągle kilkukrotnie grubszy od typowego, współczesnego smartfona, ale to norma w sprzęcie tej klasy. DX220 i tak nie jest największym, flagowym odtwarzaczem – do gigantów od Astell&Kern mu daleko, a odtwarzacz jest też mniejszy od FiiO M15. Co ciekawe masa urządzenia nie przeraża, odtwarzacz waży 240 gramów. Dla porównania FiiO M15 jest o 67 gramów cięższy. DX220 może też zostać obsłużony jednorącz – nie miałem specjalnego problemu, żeby sięgnąć kciukiem do górnego panelu Androida.

Pod względem ergonomii DX220 sprawdza się tak, jak DX200. Urządzenie można trzymać w prawej dłoni i wtedy kciukiem obsługiwać zarówno ekran, jak i boczne przyciski oraz pokrętło. To ostatnie stawia duży opór, obraca się skokowo i precyzyjnie, więc w pełni satysfakcjonuje. Nie ma też problemów z obsługą oburącz – trzymając odtwarzacz w lewej dłoni można sięgać do pokrętła od spodu palcem wskazującym, a palcami prawej dłoni obsługiwać ekran i boczne przyciski. Podoba mi się także rozplanowanie gniazd, ponieważ najczęściej używane wyjścia ulokowano na dolnym module, a USB C umieszczone na szczycie umożliwia wygodne podłączanie do komputera i korzystanie w trybie DAC-a USB.

DX220 ma ten sam akumulator 4400 mAh, co starszy model. Czas działania nie zachwyca – producent obiecuje 8-9 godzin odtwarzania muzyki, co może i jest realne jeśli zupełnie wyłączymy ekran oraz Wi-Fi i będziemy korzystać z niewymagających “pchełek”. W praktyce 6-7 godzin to realne osiągi. Do dyspozycji są jednak aż trzy rodzaje szybkiego ładowania, DX220 obsługuje standardy Quick Charge 3.0, Power Delivery 2.0 oraz Pump Express Plus. Pozwoli to na uzupełnienie około 70% pojemności akumulatora w godzinę.

Oprogramowanie i funkcje

Pod względem softowym nie ma rewolucji, możliwości DX220 są podobne do DX200. System operacyjny to ponownie Android 8.1 Oreo dostosowany do możliwości odtwarzacza i tylko częściowo spolszczony – aplikacja odtwarzająca i niektóre ustawienia wciąż są w języku angielskim. Nie ma problemów z wydajnością, która nie jest smartfonowa, ale odtwarzacz działa sprawnie i nie każe specjalnie na siebie czekać.

Producent nie zdecydował się na wprowadzenie usług Google, ale w pamięci fabrycznie wgrany jest instalator APKPure. Dla porównania FiiO zaktualizowało niedawno modele M11, M11 Pro oraz M15, wprowadzając obsługę usług Google i sklepu Google Play, ale nie uważam, aby ich brak w DX220 był specjalną wadą. Wspominany APKPure to rozwiązanie w pełni wystarczające do zastosowań muzycznych. Narzekać mogą jedynie osoby, które posiadają już płatne aplikacje wymagające potwierdzenia licencji za pomocą konta Google. Problem jednak można rozwiązać, dostępne są zmodyfikowane wersje oprogramowania, wyposażone w usługi Google oraz sklep Google Play.

Nie znaczy to jednak, że DX220 ma identyczne oprogramowanie, co DX200. Producent zaktualizował odtwarzacz muzyki Mango, a co za tym idzie dodatkowy system operacyjny Mango OS. W trybie Android aplikacja odtwarzacza oferuje bardziej intuicyjny interfejs z łatwiejszym dostępem do muzyki zapisywanej w 64-gigabajtowej pamięci wbudowanej lub na karcie microSD. Z prawej strony nie brakuje menu z szybkimi ustawieniami (gapless, trójstopniowe wzmocnienie, filtry cyfrowe przetwornika, tryb USB DAC) oraz skrótem do dwóch rodzajów EQ – graficznego oraz parametrycznego. Natomiast w trybie Mango OS aplikacja działa jakby pełnoekranowo, ale jest inna, bardziej kolorowa i z inaczej rozwiązaną biblioteką muzyki, która opiera się na listach, a nie zakładkach. Uważam, że zarówno odtwarzacz Mango, jak i system Mango OS to duży krok naprzód względem modelu DX200, którego oprogramowanie jest mniej intuicyjne.

Funkcjonalność nie jest topowa. DX220 może działać jako adapter Bluetooth, ale nie obsługuje interfejsu Bluetooth w trybie DAC-a USB i nie wspiera tylu kodeków audio – brakuje np. aptX-a HD. Nie ma specjalnych trybów dla wymagających słuchawek, AirPlaya, trybu samochodowego, konwertowania PCM do DSD i kilku innych opcji znanych ze sprzętu FiiO. Nie dla każdego będzie to wadą, sam nie korzystam z wielu dodatkowych opcji. Jeśli więc interesują nas typowo muzyczne zastosowania, a nie gadżety i bajery, prostota DX220 może być bardziej atrakcyjna. Odtwarzacz od iBasso punktuje też nowszym Androidem, czyli wersją 8.1 Oreo. Nadal nie ma jednak mowy o aktualnym oprogramowaniu, w końcu na rynku zadomowił się już Android 10, a Android 11 dostępny jest już w wersji beta, ale dla porównania oprogramowanie FiiO bazuje na jeszcze starszym Androidzie 7.0 Nougat.

Specyfikacja

Ogólna

  • procesor: ośmiordzeniowy z 4 GB RAM-u LPDDR3 i 64 GB pamięci
  • system operacyjny: Android 8.1 Oreo i Mango OS
  • wyświetlacz dotykowy: IPS 5 cali, Full HD, interfejs dotykowy
  • obsługa formatów: AAC, MP3, WMA, OGG, APE, ALAC, AIFF, FLAC, WAV, WMA LOSELESS, max 32 bit/384 kHz, DSD512, MQA
  • układ przetwornika: 2x ESS Sabre ES9028PRO
  • odbiornik USB: XMOS XU208
  • interfejsy bezprzewodowe: Bluetooth 5.0 z AAC, aptX, LDAC + Wi-Fi: 2,4 GHz / 5 GHz
  • pamięć wbudowana: 64 GB + czytnik micro SD do 2 TB (teoretycznie)
  • funkcje: DAC USB, nadajnik Bluetooth, 10-pasmowe EQ graficzne i parametryczne, regulacja balansu kanałów, wyjście cyfrowe koaksjalne, optyczne oraz liniowe 3,5 mm, szybkie ładowanie QuickCharge 3.0, Power Delivery 2.0 i Pump Express Plus, wymienne moduły wzmacniacza
  • akumulator: 4400 mAh 3,8 V litowo-polimerowy (czas pracy do 8-9 h)
  • wymiary: 126 x 70,5 x 18,7 mm
  • masa: 240 g

Wyjście 2,5 mm

  • napięcie wyjściowe: 6,2 Vrmsp
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-45 kHz (-0,3 dB)
  • SNR: 125 dB
  • crosstalk: -119 dB
  • THD+N: <0,0002%

Wyjście słuchawkowe 3,5 mm

  • napięcie wyjściowe: 3,1 Vrms
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-45 kHz (-0,3 dB)
  • SNR: 123 dB
  • crosstalk: -117 dB
  • THD+N: <0,00035%

Wyjście liniowe 3,5 mm

  • napięcie wyjściowe: 3 Vrms
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-45 kHz (-0,3 dB)
  • SNR: 122 dB
  • crosstalk: -116 dB
  • THD+N: <0,00035%

Brzmienie

  • Słuchawki: Audeze LCD-2 (Double Helix Fusion Complement4), Dan Clark Audio Ether 1.1 (Forza AudioWorks HPC Mk2 i DUM), Campfire Audio Solaris, Atlas i Andromeda, FiiO FA7 i FH7, IMR Acoustics R1 Zenith i R2 Red, Oriveti New Primacy, Brainwavz B400, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO, TinHiFi P1
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, Burson Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3E i AM3B), FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100 i HUD100
  • DAP: FiiO M15 i M11 Pro, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), OnePlus 7 Pro
  • Okablowanie: Forza AudioWorks Copper Series, Oriveti Affinity, FiiO LC-C i LC-D

Odtwarzacz został przetestowany z oficjalnym oprogramowaniem w wersji V1.16.242. Korzystałem z aplikacji Mango Player, Foobar2000 oraz Tidal, a używałem głównie wyjścia zbalansowanego 2,5 mm.

iBasso DX220 – brzmienie
Nie tylko wzornictwo zdradza, że DX220 to sprzęt produkcji iBasso. Słychać, że to następca modelu DX200, że brzmienie jest charakterystyczne dla marki – mocne, bezpośrednie i zarysowane. Po raz pierwszy usłyszałem dźwięk w tym stylu w modelu DX80, ale przez lata producent dopieścił swoją sygnaturę. Nowy model znów oferuje dociążony, techniczny, bardzo precyzyjny dźwięk w kosmicznie wysokiej rozdzielczości, ale tym razem w porównaniu do DX200 słychać więcej swobody, przestrzeni, barw oraz klarowności. Dźwięk jest nadal analityczny i dość bezwzględny, ale jednocześnie sprawia przyjemność – gdy trzeba, DX220 potrafi zabrzmieć muzykalnie. Zanim przejdziemy do porównań, zacznijmy od opisu samego DX220 ze standardowym wzmacniaczem AMP1 MKII.

DX220 nie brzmi chudo czy anemicznie, brzmienie jest bez wątpienia dociążone. Nie znaczy to, że odtwarzacz jest basowy, po prostu nie ścina subbasu, nie ma dołku w średnim czy wysokim basie. Dźwięk jest odpowiednio masywny, wypełniony i kształtny, ale bas nadal trzyma się swojego miejsca, nie wychodzi przed szereg nieproszony i nie zalewa dźwięku. Niskie tony robią wrażenie zarysowaniem, kontrolą i rozdzielczością – faktura jest wzorowo różnicowana, bas nie jest tylko zlaną, wygładzoną masą. Można wyłapać mnóstwo smaczków, ale dół jednocześnie wciąga, bo ma mnóstwo energii – mocno atakuje, szybko wybrzmiewa i wygasa, ale gdy materiał tego wymaga, przelewa się i dłużej „zostaje” w muzyce. Ja jestem zachwycony, uwielbiam taki wyrazisty, charakterny przekaz, ale brzmienie basu może nie spodobać się fanom mocno miękkiego, gładkiego czy napompowanego dołu. DX220 oferuje raczej konturowy, techniczny bas.

To samo można powiedzieć o średnicy, która jest blisko, absolutnie nie sprawia wrażenia wygładzonej lub zmiękczonej. Dźwięk jest rysowany mocną kreską, ma twardy kontur, nie jest zdystansowany czy zawoalowany, a wręcz przeciwnie – jest maksymalnie klarowny, bezpośredni i przejrzysty, prezentowany bez dystansu i w ultra-wysokiej rozdzielczości, więc nic się nie ukryje przed słuchaczem. Nie pierwszy raz używam takich słów w opisie średnicy, ponieważ dokładnie tak odbieram dźwięk w stylu ESS Sabre, a iBasso DX220 nie jest odstępstwem od reguły. Odtwarzacz jednak nie cierpi na problemy, które dość często towarzyszą kościom Sabre, czyli nie jest wyprany z barw, wypłowiały czy szary. DX220 nadal potrafi przekazać kolory, nasycenie, naturalny tembr wokali, gitar czy instrumentów dętych. Nie jest to skrajnie techniczne, bezwzględne, totalnie tranzystorowe czy „maszynowe” brzmienie – w muzyce słychać więcej życia, dźwięk angażuje, a przynajmniej tak było w moim przypadku.

Góra to mocne pasmo. Wyższa średnica płynnie przechodzi w zrównoważony i rozciągnięty sopran, który doświetla dźwięk, gwarantuje przejrzystość, brak dystansu i nie maskuje detali. Brzmienie jest bez wątpienia klarowne i czyste, ale odtwarzacz nie liftinguje nagrań – nadal potrafi przekazać ziarnistość, wady materiału, szum czy piaszczystość. Dlaczego to plus? Ponieważ stare, np. klasyczne rockowe płyty nie sprawiają wrażenie zremasterowanych, dopieszczonych i wygładzonych. Dla przykładu Led Zeppelin czy Deep Purple brzmią jak należy. Uważam, że góra nie przesadza, brzmi przystępnie np. z filtrem cyfrowym typu Slow Roll-Off. Jednak osoby, które gustują w łagodnym, przyciemnionym brzmieniu, mogą odebrać DX220 jako odtwarzacz jasny.

DX220 generuje dużą przestrzeń. Separacja kanałów jest świetna, można liczyć na szeroką scenę dźwiękową, ale jeszcze bez rozerwania jej w centrum. Głębia czy wysokość mają taki sam priorytet, więc odebrałem scenę jako przestrzenną i kulistą, zróżnicowaną w trójwymiarze – w każdej płaszczyźnie dużo się dzieje. Odtwarzacz oferuje bezpośredni pierwszy plan oraz oddalone dalsze plany, które są prezentowane warstwowo na czarnym tle. Dla przykładu solówka gitarowa jest blisko, perkusja i bas lekko się wycofują, a jeszcze dalej usłyszymy klawisze czy chórki, w zależności od danej partii w rockowym kawałku. Przekaz jest napowietrzony, instrumenty są trójwymiarowe i zajmują w przestrzeni obszary, a nie punkty, więc holografia oraz separacja dźwięków nie budzą zastrzeżeń.

iBasso DX220 vs DX200 vs FiiO M11 Pro vs FiiO M15
Słychać podobieństwa do DX200, w końcu oba odtwarzacze mają te same przetworniki. Brzmienie nie różni się mocno, oba odtwarzacze brzmią rozdzielczym, mocno zarysowanym i technicznym dźwiękiem. Słychać jednak, że scena w DX220 jest większa, wyższa średnica trochę spokojniejsza, a sopran bardziej klarowny. Mam wrażenie mocniejszego dystansu do dalszych planów – dźwięk DX220 wydaje się być bardziej otwarty, swobodniejszy, a tym samym zwiewniejszy, szybszy i bardziej dynamiczny niż w DX200. W bezpośrednim porównaniu DX200 wydaje się być ciężki w przekazie, jakby wolniejszy i mniej angażujący, przy nim DX220 przekazuje więcej energii. Moją uwagę zwrócił jeszcze jeden aspekt – nasycenie dźwięku. DX220 jest barwniejszy, lepiej przekazuje tembr wokali, charakter żywych instrumentów, potrafi być cieplejszy i przyjemniejszy. DX200 jest przy nim jakby szary, bardziej surowy, mniej emocjonalny w przekazie. Nie można mówić o deklasacji, nie ma potężnych różnic, jak to bywa w sprzęcie audio tej klasy, ale moim zdaniem DX220 w tym aspekcie wygrywa z DX200.

W przypadku konfrontacji z FiiO M11 Pro słychać już więcej różnic, mimo że oba odtwarzacze cechują się zbliżonymi sygnaturami. Sygnał jest czystszy w DX220, scena większa, a dźwięk bardziej dociążony i trochę jaśniejszy. FiiO M11 Pro brzmi jakby szerzej, bardziej kontrastowo separuje kanały, ale kosztem głębi – słychać mocniejszy podział na lewo i prawo, ale mniej dzieje się w płaszczyźnie przód-tył, a pierwszy plan wydaje się być bliżej, przez co scena jest ciaśniejsza niż w DX220. Oba odtwarzacze brzmią technicznie, bowiem M11 Pro również zarysowuje dźwięk, brzmi konturowo, ale ciągle słychać w nim więcej gładkości, jakby brzmienie było troszkę bardziej miękkie. Moim zdaniem M11 Pro jest też trochę słabiej dociążony w basie, ma mniejszego kopa w niskich tonach i nie brzmi w dole tak swobodnie, jak DX220. Dźwięk FiiO M11 Pro jest trzymany w ryzach, mocniej kontrolowany, nie ma takiej energii i swobody. Z tego powodu M11 Pro wydaje się brzmieć najbardziej liniowo i studyjnie, ale kosztem muzykalności – to DX220 bardziej angażuje, rozbrzmiewa swobodniej i ma większego kopa. Uważam, że w tym starciu również wygrywa DX220, bo ma wszystko to, co M11 Pro, ale oferuje jeszcze więcej.

Konfrontacja z FiiO M15 ciekawiła mnie najbardziej, a tym razem różnice są większe, niż w przypadku porównań z DX200 czy M11 Pro. FiiO M15 ma bardziej dociążony bas, który jest jeszcze bardziej energiczny, soczysty i zwarty, ale jest tym samym spokojniejszy w górze pasma, nie ma aż tak rozciągniętego, wyrazistego sopranu. FiiO M15 brzmi trochę przestrzenniej, dalej stawia pierwszy plan, mocniej separuje kanały i rozciąga je daleko na boki. Wyraźnie inny jest też kontur dźwięku – DX220 brzmi bardziej technicznie, mocniej zarysowuje dźwięk, kreśli muzykę jakby szkicowo, bardziej twardo i stanowczo, a jest tym samym jaśniejszy w wyższej średnicy i górze pasma. W FiiO M15 również nie brakuje precyzji, dźwięk jest nadal techniczny i zarysowany, ale nie aż tak twardy; wydaje się być trochę gładszy, ale ciągle nie ma mowy o rozmyciu. Odbieram też DX220 jako odtwarzacz jaśniejszy od M15, może nawet ostrzejszy. W bezpośrednim porównaniu to FiiO M15 jest łagodniejszy, masywniejszy i spokojniejszy w przekazie. Abstrahując od ceny nie potrafię wskazać w takiej konfrontacji zwycięzcy, wybór to kwestia gustu – oba odtwarzacze mi się podobają, ale przyznaję, że mam słabość do średnicy DX220: bezwzględnej, zarysowanej i wyrazistej, absolutnie pozbawionej wygładzenia czy miękkości. Z drugiej strony zachwyca mnie energia i dociążenie basu, a także barwność i przestrzeń FiiO M15, który brzmi z rozmachem, obficie i wręcz spektakularnie. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę fakt, że FiiO M15 jest droższy od DX220 o całe 2540 zł, wybór faworyta staje się znacznie prostszy.

iBasso DX220 i synergia
Dzięki barwniejszemu przekazowi i większej energii, iBasso DX220 jest mniej problematyczny od DX200 w kwestii zgrania ze słuchawkami, chociaż również ma swoje wymagania. Unikałbym słuchawek ostrych lub jaśniejszych konfiguracji w przypadku słuchawek z wymiennymi filtrami. DX220 brzmi dość mocno w wyższej średnicy i górze pasma, zatem niektóre konfiguracje mogą okazać się zbyt ostre w gorzej zrealizowanych nagraniach. Dla przykładu nowe słuchawki FiiO FA9 wypadły lepiej od FiiO FH7, które nawet na basowych filtrach grały mocną górą – nadal bez syczenia, ale już raczej w stylu jasnym i analitycznym. Swoją drogą, FA9, które właśnie testuję, zabrzmiały lepiej z iBasso DX220 niż z FiiO M15.

Na bardziej czułych słuchawkach było słychać minimalny szum, trudny do wychwycenia w trakcie odsłuchów. Dość mocno szumiały Campfire Audio Andromeda, które jednak szumią praktycznie z każdego źródła, a w przypadku Solarisów szum był mniejszy, ale też możliwy do wychwycenia. Dla przykładu doki od FiiO brzmiały już znacznie czyściej – szum nie stanowił problemu.

DX220 także dobrze poradził sobie ze słuchawkami planarnymi. Podłączyłem do niego Audeze LCD-2 z kablem Double Helix Fusion Complement4 oraz Dan Clark Audio Ether 1.1 przy użyciu zbalansowanego kabla DUM, korzystając z hybrydowego adaptera XLR > 2,5 mm. W obu przypadkach nie brakowało mocy, dźwięk był przestrzenny, dociążony i dynamiczny, a tym samym klarowny i mocny w wyższej średnicy, co trzeba wziąć pod uwagę szukając słuchawek do DX220, bo techniczne, zarysowane i jasne słuchawki nagłowne mogą zabrzmieć zbyt analitycznie.

iBasso DX220 jako DAC/AMP USB
Po podłączeniu do komputera przez USB, iBasso DX220 działa również jako zewnętrzny DAC/AMP. Nie miałem zastrzeżeń odnośnie brzmienia i kultury pracy, bo na pokładzie jest odbiornik USB marki XMOS, więc opóźnienia nie są problemem. Niestety odtwarzacz jest dość wybiórczy pod względem okablowania. Z przewodem dołączanym do zestawu nie było problemu, ale gdy korzystałem ze swoich kabli, pojawiały się zakłócenia i niechciane trzaski. Nie udało mi się też podłączyć odtwarzacza kablem USB typu C do złącz USB 3.1 Gen 2/3.2 Gen 2 typu C, bo nie był on w ogóle wykrywany. Dla porównania FiiO M11 Pro czy M15 nie sprawiają takich problemów.

Podsumowanie

Cieszę się, że miałem okazję nadrobić zaległości i przetestować iBasso DX220. To świetny odtwarzacz, który jest bogato wyposażony, solidnie wykonany i ma bardzo dobry ekran, który urósł względem poprzednika. Producent także zmniejszył i uprościł konstrukcję, dzięki czemu widać wizualny progres w porównaniu do DX200. Zmiany na korzyść DX220 również słychać, mimo że zastosowano te same przetworniki ESS Sabre. Nowość oferuje barwniejsze, bardziej przestrzenne i klarowniejsze brzmienie od DX200. Podoba mi się też, że dopracowano oprogramowanie, a tym samym odświeżono odtwarzacz Mango Player, który jest tym razem bardziej intuicyjny. Świetnie, że moduły wzmacniacza są nadal wymienne oraz że zachowano wsteczną kompatybilność.

Szkoda natomiast, że nowy futerał ma pewne braki, co nieco utrudnia korzystanie z odtwarzacza. Funkcjonalność nie jest jeszcze topowa, a zabrakło też wsparcia dla kodeka audio aptX HD oraz usług Google. Jest jednak LDAC i instalator APKPure, więc możliwości nadal satysfakcjonują. Liczyłem zaś na dłuższy czas działania – odtwarzacz trzeba często ładować, a jest on też dość wybiórczy w trybie DAC-a USB, wymaga kabla z zestawu i kręci nosem w przypadku połączeń z gniazdami USB typu C.

iBasso DX220 w testowanej konfiguracji kosztuje 3499 zł. Dla porównania FiiO M11 Pro można kupić za prawie 2900 zł, a FiiO M15 wymaga wydatku prawie 6000 zł. Uważam zatem, że DX220 jest najbardziej opłacalny z całej trójki. Oferuje lepsze brzmienie i czystszy sygnał w porównaniu do M11 Pro, a wcale nie musi przegrać z M15, ponieważ wybór w dużej mierze zależy od gustu, preferowanej sygnatury. Gdybym stał przed zakupem odtwarzacza z tej półki cenowej, sięgnąłbym po iBasso DX220. Zaznaczam jednak, że oprogramowanie FiiO ze wsparciem dla usług Google jest lepsze, a konkurencyjne odtwarzacze mają też wydajniejsze akumulatory. Z kolei nowe DAP-y FiiO nie mają wymiennych modułów wzmacniaczy, co jest atutem DX220.

Dla iBasso DX220

Zalety:
+ bardzo dobre wykonanie
+ niezłe wyposażenie
+ przyzwoita ergonomia
+ świetny ekran
+ dwukierunkowy Bluetooth z obsługą kodeków audio aptX i LDAC
+ prosty system operacyjny Android z udaną aplikacją Mango
+ brak usług Google (może być wadą)
+ wymienne moduły wzmacniacza
+ dużo mocy
+ przestrzenne, rozdzielcze, zarysowane i barwne brzmienie o klarownym charakterze

Wady:
– niewygodny futerał
– tylko jeden czytnik kart pamięci microSD
– brak usług Google (może być zaletą)
– brak wsparcia dla kodeka audio aptX HD

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

2 KOMENTARZE

    • Najszybciej jak się da, ale termin niestety jest niemożliwy do podania…
      To jednak działaność hobbystyczna i czasami ciężko znaleźć czas wśród innych obowiązków. Ale się postaram szybko ogarnąć

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj