Obsługa

 

REKLAMA
hifiman

Z6 uruchamia się niezbyt żwawo, w niespełna 20 sekund od wciśnięcia włącznika. Skanowanie karty pamięci przebiega za to szybko i zostało dobrze pomyślane – odbywa się tylko po odpięciu od komputera i skanowane są jedynie nowe pliki, co nie zajmuje dużo czasu. Warto przy tym korzystać z kart w formacie exFAT, co dość nachalnie sugeruje sam odtwarzacz przy każdym uruchomieniu, o ile kartę sformatowano jako FAT32.

W głównym menu do wyboru są opcje takie jak: aktualnie odtwarzany utwór, biblioteka posegregowana na podstawie tagów lub jakości muzyki (do wyboru jakość HiFi i normalna), przeglądanie katalogów, ustawienia dźwięku i, na końcu, ustawienia systemu. Ustawień jest sporo: korektor (tylko dla plików mp3), balans kanałów, funkcje odtwarzania (ciągłe, powtarzanie płyty lub utworu, losowy wybór utworów w obrębie płyty), głośność przy uruchomieniu (ostatnio zapamiętana lub narzucona z góry), działanie przycisków, podświetlenie, usypianie czy automatyczne wyłączanie. Do tego wybrane utwory można przypisać do jednej z ośmiu pozycji „ulubionych”, więc da się tworzyć własne playlisty, chociaż nie można zmieniać ich nazw. Nie ma natomiast funkcji gapless, przydatnej przy odsłuchiwaniu koncertów. Na szczęście Aigo nie ma problemów z odczytem plików CUE, więc można się ratować za ich pomocą.

aigo
aigo
aigo
aigo
aigo

 

A teraz spora łyżka dziegciu, czyli obsługiwane formaty. Na początku tego tekstu, opierając się na danych reklamowych, umieściłem listę wspieranych kodeków. Niestety, okazało się, że nie do końca pokrywa się ona z rzeczywistością – pliki APE nie są odtwarzane. Natomiast reszta listy wyczerpuje wspierane formaty. Tak, to nie błąd – aac, alac, wma, ogg, musepack czy opus, są w tym momencie nieobsługiwane przez Z6. Jako że odtwarzacz doczekał się już kilku wersji oprogramowania, można mieć nadzieję, że w przyszłości zostanie to poprawione, jednak na chwilę obecną część osób czeka albo konwersja biblioteki, albo kupno innego źródła. Powstaje też pytanie: czy to nie część filozofii producenta? W końcu skoro kupujesz odtwarzacz obsługujący pliki wysokiej jakości, to takiej muzyki słuchaj. Nie jest to w końcu nic nowego, bo już kilka takich grajków jest na rynku obecnych np. Shozy Alien czy Tera Player, a w porównaniu z nimi, Z6 “idzie na rękę” użytkownikowi i pozwala na bezproblemowe odtwarzanie ciągle najpopularniejszych plików mp3.

Dodatkowo gęste pliki FLAC potrafią wyłączyć odtwarzacz (np. 6-kanałowy plik 24-bit/192 kbps i wyżej). Co ciekawe, z plikami DSD nie ma takiego problemu. Jednak gdy uruchomi się jakiś duży plik (np. 5-minutowe nagranie DSD128 o rozmiarze 1 GB), to na samym początku w prawej słuchawce rozlegnie się dość głośny i nieprzyjemny „klik” – im większy plik, tym głośniejszy trzask. Być może rozwiązaniem obu problemów byłaby bardzo szybka karta pamięci, ale na Samsungach Evo wspomniany problem jednak występuje.

Aigo za to, mimo sporej mocy, nie szumi. Nawet nocne, ciche odsłuchy na czułych słuchawkach nie są kłopotliwe, zwłaszcza że głośność można regulować płynnie w zakresie 160 stopni (w opcjach można zmniejszyć tę liczbę na mniejszą).

 

Brzmienie



Odsłuchy odbywały się w towarzystwie: Campfire Audio Jupiter, Custom Art Pro330 v2, MEE Audio P1, Phonak Audeo PFE112, PMV A-01, Senfer 4in1 oraz modowanych Beyerdynamików DT770 250 Ohm.

Brzmienie Aigo Z6 to jego największa zaleta, ale i… wada. To nie jest typowy dźwięk przenośnego odtwarzacza za kilkaset złotych – jest ciepły i przyciemniony, niezbyt się nadaje do tak zwanej „łupanki”, a i dobór słuchawek jest nadzwyczaj ważny. Nie znaczy to, że Aigo to “przynudzający miś”, niczym pierwsza generacja FiiO X1. Z6 ma w sobie coś, o co ciężko w DAP-ach (szczególnie tych niezbyt drogich), a mianowicie kreuje poczucie obcowania ze sprzętem lampowym. Może nie tym z wyższej półki, ale jednak. W dźwiękach, które generuje, jest duża doza ciepłej naturalności, mimo pewnych wad, o których za moment.

Zdaje się, że elektronika w tym Z6 się wygrzewa. Najpierw uznałem dźwięk za mocno przyciemniony, ale po kilku dniach spokojnego słuchania brzmienie zbliżyło się w stronę neutralności. Nie do końca chodzi o to, że głowa musi się do niego przystosować, gdyż odstawienie Z6 oraz powrót do Colorfly C10 oraz Shozy Aliena powinien przywrócić Aigo do pierwotnego odbioru, a wcale się tak nie stało.

Bas jest bogaty, schodzi nisko i jest wyraźnie zaznaczony, szczególnie w zakresie 80-150 Hz. Z tego powodu charakter dołu jest dość obły, przez co w szybkim metalu czy hardstyle’u nie ma odpowiedniego poczucia potęgi na niższych skrajach pasma. Nie jest to jednak dół rozlazły – ma w sobie i sprężystość i potrafi uderzyć w punkt, jednak słychać jego nastawienie na wybrzmiewanie, a nie atak, co obniża dynamikę. Warto przy tym wspomnieć, że dotyczy to głównie nagrań reprezentujących trend tzw. loudness war, czy z podbitą głośnością i skompresowaną dynamiką. Na szczęście w trochę spokojniejszych gatunkach nie trzeba szukać odpowiednich realizacji, starych wydań i płyt winylowych. Chillout, trance, stary rock’n’roll, rock czy poezja śpiewana czerpią dużo dobrego z tak prezentowanego basu. Muzyka staje się bardziej intymna, łatwiej się w niej zatracić, a i wibracji na dole nie brakuje.

Tony średnie to najlepsze pasmo w Aigo Z6. Są ciepłe, bliskie i, mimo że przyciemnione, to przy tym bardzo czytelne i naturalne, co szczególnie korzystnie wpływa na brzmienie żywych instrumentów. W poszczególnych dźwiękach nie tylko usłyszymy struny gitary czy zmiany położenia suwaka w saksofonie, ale rezonans materiałów oddany jest na tyle realnie, że będzie można poczuć, z czego dany instrument jest zrobiony. Wydaje się to nieco poetyckim i patetycznym stwierdzeniem, jednak takiego poczucia prawdziwości przekazu dawno nie czułem, nawet na nieco droższych źródłach. Gdy jednak ktoś od składu orkiestry woli posłuchać brzmienia syntezatora, to tu też się odnajdzie, gdyż głębia dźwięków generowanych przez Z6 po prostu wciąga. Dodatkowo odtwarzacz zestrojono tak, by chronił słuchacza przed sybilantami, grał bezpiecznie. Osobiście lekko podbiłbym jednak na korektorze przedział 4-6 kHz w celu uzyskania lepszej równowagi tonalnej.

Należy również pamiętać, że, podobnie jak w przypadku basu, tak i średnica jest tu mocno wrażliwa na kompresję dynamiki – im mniej jej użyto, tym Aigo lepiej gra.

Wokale to oczywista pochodna tonów średnich. Pozostają blisko słuchacza, są intymne i naturalne. Dobrze oddawana jest barwa głosu, co dodatkowo poprawia odbiór. Dzięki temu Z6 nie sprawia problemów, niezależnie od odsłuchiwanych wokali. Zarówno growl jak i śpiew operowy są pełne i angażujące, a zarazem odtwarzacz jest na tyle wybaczający, że i słabsze nagrania nie będą szybko męczyły naszych uszu. Jedynym problemem może być wspomniane stonowanie na wyższej średnicy, które przekłada się na przyciemnienie dźwięku, przez co bas i tony średnie bezpośrednio z niego wyrastające potrafią zdominować śpiew, szczególnie w słabo zrealizowanych utworach z mocno zaakcentowanym dołem.

Tony wysokie są względem innych pasm nieco wycofane, a jednak pozostają pełne, zróżnicowane oraz żywe. Co prawda wydają się być rysowane nieco grubszą linią, która ociepla soprany, ale całościowo pozostają równe i dobrze kontrolowane. Czasami na skrzypcach czy trójkącie brakuje dodatkowej iskry, a wtedy trzeba pogodzić się ze świadomością, że Aigo stawia bardziej na muzykalność i łatwość odbioru. Aczkolwiek trudno odmówić Z6 tego, że góra nie męczy, nawet przy długich odsłuchach.

Scena nie jest mocno rozbudowana na boki, nie odbiega od normy w swoim przedziale cenowym. Na szczęście dobrze prezentuje się głębia muzyki, dzięki której, mimo bliskości instrumentów, ma się poczucie bardzo dobrej holografii – pod tym względem opisywany odtwarzacz potrafi zaskoczyć niezwykle pozytywnie. Nie tylko oferuje przyjemny oddech powietrza pomiędzy źródłami dźwięku, ale dodatkowo wyraźnie je separuje bez nadmiernego rozrywania przestrzeni oraz pozwala na ich śledzenie podczas zmian położenia, co bywa często spotykane w muzyce elektronicznej.

Separacja wypada dobrze, choć porównując do droższej konkurencji, brakuje nieco mikrodetali. Jest to jednak odczuwalne dopiero przy zejściu z bardziej analitycznych odtwarzaczy, bo gdy muzyki słucha się tylko na Z6, ciężko dostrzec jakieś braki.

Aigo cenowo celuje pomiędzy xDuoo X3, a Colorfly C200, choć jakością brzmienia bliżej mu do tego drugiego, czasami wręcz go przewyższając. Wśród ocieplonych odtwarzaczy z tej półki, można również sięgnąć po Fiio X5 pierwszej generacji, ale w jego przypadku trzeba szukać egzemplarzy z drugiej ręki oraz pogodzić się z brakiem obsługi DSD. Gdy jeszcze dodać do tego całkowicie bezproblemowe działanie Z6 jako combo DAC/AMP USB, zarówno na komputerach jak i telefonach z systemem Android, zyskuje się urządzenie kompletne. Jeśli jednak nie zależy nam na jakichkolwiek opcjach oprócz odtwarzania muzyki, ekran jest zbyteczny, a karty pamięci zapełniamy poza odtwarzaczem, to w cenie Z6 kupimy Shozy Aliena. Ten ostatni jest równiejszy, bardziej dynamiczny, z bogatszą sceną i kontrolą nad instrumentami. Jeśli jednak zależy nam na wygodzie oraz dźwięku wyższym o klasę, to nas spora dopłata i sięgnięcie np. po Colorfly C10.

Odnośnie słuchawek, bohater niniejszego testu zdecydowanie lubi się z jaśniejszymi modelami, które dodatkowo nie mają mocno rozpasanego basu. Dobrze sprawdziły się dokanałówki Audeo, PMV oraz CFA Jupiter, a modyfikowane Beyery DT770 250 Ohm zabrzmiały z taką synergią, jakiej jeszcze w ich przypadku nie spotkałem.

Gdy jednak podepnie się do Aigo coś mocno ciepłego czy bardziej ciemnego, muzyka mocno straci na dynamice oraz realności przekazu. Na szczęście nie trzeba się martwić o zasoby mocy, gdyż wszystko gra bez najmniejszego problemu, od czułych słuchawek dokanałowych po cięższe do wysterowania “nauszniki”.

 

Podsumowanie



Aigo Z6 to bardzo udany odtwarzacz w dość przystępnej cenie (około 200 USD). Nie jest nadzwyczaj uniwersalny brzmieniowo, filozofia producenta mogłaby być lepiej przemyślana w kwestii oprogramowania (formaty stratne), ale przy dobrze dobranych słuchawkach dźwięk z nawiązką wynagradza wszelkie braki. Mało tego, w trakcie testów Z6 z powodzeniem pełnił u mnie rolę biurkowego systemu słuchawkowego i aż żal, że producent nie dodał wyjścia liniowego.

Dla fanów „grania analogowego i lampowego”, którzy szukają namiastki w sprzętach przenośnych, Z6 może okazać się pozycją obowiązkową. Dla wszystkich innych to coś, czego warto spróbować, szczególnie jeśli chce się dociążyć słuchawki i celuje się w odtwarzanie muzyki zapisanej w formatach bezstratnych.

Co ważne, odtwarzacz pojawi się niedługo na polskim rynku pod nazwą Audio Heaven Z6, nie trzeba go będzie zatem samodzielnie sprowadzać z Chin.

 

Zalety:
+ przyjemny, „lampowy” dźwięk,
+ bardzo dobra holografia,
+ natywna obsługa plików DSD,
+ sprawnie działająca funkcja DAC-a USB,
+ duża moc na wyjściu słuchawkowym, nie obarczona szumami,
+ oprogramowanie proste, ale sprawne,
+ dobre wykonanie.


Wady:
– trochę za dużo basu i trochę za mało wyższej średnicy, by brzmienie było bardziej uniwersalne,
– MP3 jako jedyny obsługiwany format stratny,
– korektor działający tylko z plikami MP3,
– sporadyczne problemy z dużymi gęstymi plikami FLAC,
– brak wyjścia liniowego,
– ze względu na celowanie w formaty bezstratne (w szczególności DSD), wyraźnie brakuje drugiego slotu na kartę pamięci.

Sprzęt dostarczył:


 

REKLAMA
hifiman

1 KOMENTARZ

  1. Gratuluję recenzji bardzo przyjemnie się ją czytało. Zastanwawia mnie synergiczność tego odtwarzacze z wymienionymi beyerdynamicami dt770 250ohm. Na czym dokładnie polegała modyfikacja i czy nie zmodyfikowany model nie zabrzmiał by zbyt ciemno i „misowato” ?

    Pozdrawiam

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj