Specyfikacja


  • wyświetlacz: 4,65” 1280×720, OLED
  • procesor: Cortex A5 625 MHz
  • RAM: 1 GB
  • interfejs M:USE
  • DAC ESS ES9018S-2M
  • obsługa formatów 16-, 24- i 32-bit, AIFF, AIF, ALAC, FLAC, WAV, DFF/DSF(64DSD, 128DSD-DoP), DXD, AAC, MP3, MP4, M4A, OGG, 44.1, 88.2, 176.4, 352.8, 48, 96, 192 & 384 kHz
  • napięcie wyjściowe: 1,25 V rms @ 16 Ohm
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz – 32 kHz
  • THD+N: 0,0008% @ 1 kHz przy 32 Ohm, 0,004% @ 1 kHz przy 16 Ohm
  • separacja kanałów: 130 dB
  • dynamika: 114 dB
  • pamięć wbudowana 64 GB, obsługa SD do 256 GB, microSD do 128 GB
  • bateria: 3100 mAh (5 godzin odtwarzania)
  • wymiary: 135,5 x 70 x 14,8 mm
  • waga: 230 g

REKLAMA
final

Brzmienie



Platforma testowa

  • Słuchawki: Final Audio Design Pandora Hope IV, Shure SRH1440, AKG K612 Pro, AKG K551, Focal Spirit Professional, Master&Dynamic MH40, Etymotic ER-4PT (ER-4S), HiFiMAN RE-400
  • DAC/AMP i wzmacniacze: Sony UDA-1, iFi Nano iDSD, ODAC i O2, Leckerton UHA760, Heed Canamp II
  • DAP: iBasso DX100, DX90, Cowon P1 Plenue
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series
  • Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24 bit, DSD oraz nagrania binauralne

To zdecydowanie nie jest brzmienie, które sugerowałby Sabre na pokładzie. Calyx to ta „magia”, audiofilskie podkoloryzowanie, ciepło, nasycenie, mocna średnica. Rzeczywiście jest pięknie, dźwięk jest wyrafinowany, elegancki – to bardzo spójny design z brzmieniem. Zazwyczaj unikam takich metafor, ale patrząc na kolor obudowy dźwięk jest również taki… „czekoladowy”. To nie granie dla osób szukających studyjnej precyzji, totalnej analityczności i płaskiego jak deska odtwarzacza. Tutaj wyraźniejszy jest midbas, jego ciepło, podobnie mocniejsza jest niższa średnica, słychać też lekkie przyciemnienie góry, jej łagodność. Nie ma ostrości, surowości, sykliwości, ale to jednocześnie dźwięk, który nie muli, nie rozlewa się, jest dobrze kontrolowany i rozdzielczy, a całość zamknięta jest w sporej scenie, szerokiej i głębokiej.

Bas jest ciepły, kontrolowany, nasycony, a midbas wydaje się trochę wybijać ponad przekaz. Nie jest to syntetyczny subbas, cyfrowe brzmienie, nie jest też w pełni naturalny (taki w stylu AK120), ani neutralny (w stylu DX90 z Rockboxem). Jego barwa wydaje się być wzmocniona – niskie tony wyciągają sporo detali, ale nie są analityczne. To relaksująca, muzykalna wizja basu, nie dla fanów wierności, a czystej przyjemności z odsłuchów. Kontrabasy czy gitary basowe są soczyste, bliskie i bezpośrednie, przez co chudsze słuchawki zagęszczają się i wypełniają w niskich tonach. Bas nie muli, ale nie jest wyjątkowo zwarty. Nie spowalnia, ale nie sprawia wrażenia wyjątkowo szybkiego – jest obecny, nie uderza i nie znika od razu. Sprawia wrażenie jakby było go trochę więcej, ale nie dominuje i nie przykrywa średnicy.

Środek wydaje się być ogólnie zaakcentowany, ale bardziej w niskich rejonach. Nie jest to przesłodzona i wygładzona średnica, a twardsza, rysowana mocniejszą kreską. Jest więc trochę zadziornie, ziarniście, lekko surowo, ale to nie jest sucha, matowa, studyjna sygnatura – nie brakuje tutaj ciepła i nasycenia. W efekcie, mimo bliższego basu, to średnica jest pierwszoplanowa. Ma bardzo przyjemny charakter, nie jest agresywnie bezpośrednia, rozjaśniona. Nie narzuca się, ale i nie ukrywa się, wydaje się być delikatnie przyciemniona, co dodaje pewnego rasowego charakterku. Nie jest to sterylny środek, Calyx nie boi się surowszego, zabrudzonego brzmienia starych nagrań, gitar, instrumentów dętych, wokali. Dobre wrażenie robi także perkusja, kontrujący werbel i masywne kotły. Środek to, z uwagi na wypchnięcie, główne danie Calyxa: muzykalność i precyzja jednocześnie, ale bez przesadnej analizy.

Sopran to chyba najbardziej kontrowersyjny element brzmienia M – nie tego spodziewałem się po Sabre. Nie ma tutaj klarowności, krystaliczności – nie jest to pierwszoplanowe pasmo, nie jest analitycznie i bezpośrednio. Sopran wydaje się być bardziej średnicowy – jest lekko piaszczysty, szumiący. Nie ma co liczyć na czyste i wyjątkowo precyzyjne „cykanie” talerzy – jest brudno, słychać jakby spadek rozdzielczości. Nie jest to wyjątkowo precyzyjna góra, a trochę przyciemniona i wycofana, stąd cały przekaz nie jest bezpośredni, nie jest jasny i czytelny. Dla mnie góry brakuje, zarówno ilościowo, jak i w kwestii bardziej selektywnego brzmienia – chciałbym trochę mocniejszej separacji i przejrzystości sopranu, choć dzięki takiej prezentacji wyższych rejestrów to środek pięknie dochodzi do głosu, a ostrzejsze słuchawki się łagodzą.

Scena to mocne czarne tło, instrumenty są od niego oderwane. Te są duże, kształtne i wyraźne, nie mają formy punktowych szkiców. Proporcje szerokości i głębi są poprawne, a napowietrzenie niezłe. Nie jest to przestrzeń wyjątkowo rozległa, ale brzmienie trzyma się poza głową, z mocnym stereo i bliskim pierwszym planem. Sporo dzieje się za głową i w wysokości sceny, pozycjonowanie jest dobre, a brzmienie bliskie, ale bez efektu osaczenia, ciasnoty. Dzieje się dużo, mimo mniejszych rozmiarów sceny niż np. w AK240 lub iBasso DX100. Dźwięk Calyxa M tworzy całość, da się wydzielić poszczególne instrumenty, ale brzmienie nie jest porozrywane na oddzielne elementy. Muzyki słucha się raczej w całości, dla relaksu, satysfakcji – przekaz jest zwarty i spójny. Charakter sceny i to przyciemnienie tła to taki ostatni szlif w brzmieniu Calyxa.

Charakter brzmienia Calyxa M jest intensywny. AKG K551, Etymotic ER-4S, Shure SRH1440 mocno się ociepliły, złagodziły w sopranie, przeszły zdecydowanie na muzykalną stronę. Mimo że to nie było brzmienie charakterystyczne dla tych słuchawek, to zagrały świetne, z niezwykle wciągającą średnicą. Nigdy nie słyszałem, by moje Etymotiki zabrzmiały tak przyjemnie, twardo, ale z nasyceniem i muzykalnie. Straciły tę analityczną górę, „wyszły ze studia”. Trudno było uwierzyć, że to te same słuchawki. Także w przestrzeni, gdzie ER-4S brzmią zazwyczaj liniowo (od lewej do prawej, brakuje im głębi i kształtności instrumentów), Calyx to poprawił. Bardzo dobrze zgrały się także AKG K612 Pro, które zareagowały tak samo jak powyższe i zostały nieźle wysterowane. Robiły wrażenie sceną, a także ciepłą i gęstą średnicą. Niestety z nagraniami binauralnymi o wysokim DR udało się osiągnąć maksimum skali – głośność była dobra, ale przydałby się zapas. Nie będzie to sprzęt pod wymagające słuchawki i ambitne nagrania. Final Audio Pandora Hope IV wyciągnęły pewien szum, ale to trudny sprzęt, a i tak zabrzmiały świetnie.

Calyx M vs inne odtwarzacze

M przypomina mi pewną mieszankę AK240 i FiiO X5. Nie ma takiej przestrzeni jak AK240, ale podobne czarne tło, twardsze brzmienie, ale nasycenie, barwa przywodzą na myśl raczej X5, chociaż to wszystko oblane jest jeszcze dodatkowym ciepłem, nasyceniem. IBasso DX90 z softem 2.1.5 to gładsze brzmienie średnicy, jaśniejsza i bardziej precyzyjna góra brzmienie równiejsze, bezpośrednie i bardziej analityczne, mimo ze oryginalny soft jest dosyć muzykalny. Rockbox to już analityczność, surowa płaskość, mnóstwo detali. DX90 stawia bardziej na separację, napowietrzenie, oderwanie od siebie instrumentów. Calyx M to muzykalność, czarowanie barwą, brzmienie nasycone i relaksujące. Jako ciekawostka, iBasso DX100 to także odmienna prezentacja – większa przestrzeń od Calyxa, więcej powietrza, równy, ale gładki dźwięk. DX100 jest jaśniejszy, ale sam nie jest ostry i bezwzględnie analityczny – to taki złoty środek. Calyx to mocniejsze średnie, bardziej twarde, z cieplejszym basem (mocniejszym midbasem) i przygaszoną górą. Rozdzielczość jest po stronie DX100, ale „audiofilska magia” to domena Calyxa.

calyx
calyx
Cowon P1 Plenue to inne granie: mocniejszy subbas, dociążający dźwięk, średnica krok w tył, bardziej czysta i wyrównana, mniej zadziorna, a do tego mocniejsza góra, czystsza, bardziej precyzyjna i wyraźna. P1 brzmi bardziej cyfrowo od M, bardziej efektownie i nowocześnie. Scenę ma jakby trochę węższą, ale przez jaśniejszy charakter wydaje się brzmieć bardziej analitycznie – łatwiej odseparować na nim poszczególne instrumenty. Calyx M przy nim wypycha średnicę, brzmi bardziej archaicznie, „analogowo”, jest mniej bezpośredni i ma ciemniejszą górę.

AK120 II to węższa, scena, ale za to bardziej otaczająca słuchacza. Brzmienie ma słodsze, gładsze, nie tak zadziorne i ziarniste jak M. Mocniej też dociąża brzmienie oraz jaśniej prezentuje sopran. Calyx M jest gęstszy, klimatyczny, AK120 II to większy kop, dynamika.

AK100 II cechuje bardziej surowe i matowe brzmienie, mniej nasycone, twardsze. Calyx to przy nim mocne nasycenie, przyjemniejszy i bardziej muzykalny przekaz. AK100 II to szarość, pewien chłód i szorstkość wyższej średnicy, Calyx tutaj bajeruje i czaruje. Dla mnie M słuchało się dużo przyjemniej od AK 100 II, ten ostatni jednak to trochę większa funkcjonalność, a także lepsze i szybsze oprogramowanie oraz czas pracy na baterii – trudno jednoznacznie wyłonić zwycięzcę.

AK120 ze starszej serii zapewnia bardziej zrównoważone brzmienie od Calyxa, również bezpośrednie w średnicy, ale mniej ciepłe, mniej podkoloryzowane, a bardziej naturalne i precyzyjne, wyciągające więcej detali. Wciąż jest muzykalnie, ale już bez takiego nasycenia i „bajerowania”. AK120, mimo pewnego złagodzenia basu i sopranu, pozostaje wierniejszy, brzmi też bardziej „słuchawkowo” w scenie, mocniej rysując szerokość, podczas gdy Calyx stawia na głębię. AK120 to też mniej zagęszczone, a jaśniejsze, bardziej bezpośrednie brzmienie. Calyx to większe źródła pozorne, które w AK120 są bardziej punktowe.

Podsumowanie



To chyba najbardziej podkoloryzowany DAP jaki znam, ale to wcale nie wada. Nie jest jednocześnie przesłodzony, bo mimo ciepła nie muli i rysuje brzmienie twardą kreską, nie rozmywa się i nie słodzi. Charakter ma konkretny i konsekwentny – ciepło, mocne tony średnie, muzykalność, spora scena o czarnym tle – tego się trzyma. Nie ma niespodzianek, łatwo go wyczuć i szybko odpłynąć w muzyce. Z analizy Calyx robi muzykalność, trudno się od niego oderwać, ale odsłuch potrafi przerwać bateria. Pod względem konstrukcji Calyx budzi wątpliwości, ale brzmienie potrafi to zrekompensować – słychać jednak, że to precyzja Sabre przepuszczona przez koloryzujący układ wzmacniacza. Mnie słuchało się go bardzo przyjemnie, choć to niekoniecznie moja szkoła grania.

Zalety:
+ solidne wykonanie
+ piękny design
+ świetny wyświetlacz OLED
+ ładny i całkiem wygodny interfejs M:USE (dobra biblioteka utworów)
+ nieźle rozmieszczone elementy interfejsu
+ sporo mocy
+ ciepłe, konkretne brzmienie, mocno rysowane i nasycone średnie, czysta przyjemność z odsłuchów, Sabre w bardzo oryginalnym wydaniu
+ dobra głębia i szerokość sceny
+ bez niespodzianek w synergii ze słuchawkami
+ niezły jako DAC/AMP USB


Wady:
– pokrowiec zamiast futerału
– bardzo krótki czas pracy na baterii (duży wyświetlacz jest ładny, ale absolutnie zbędny do tego sprzętu)
– braki w płynności animacji softu (rozdzielczość chyba przerosła układ graficzny i procesor)
– braki w precyzji regulacji głośności
– za duży i za ciężki (raczej „stacjonarny odtwarzacz przenośny”)
– pewne niedoróbki softu (brak regulacji jasności wyświetlacza)
– zabrudzony sopran (trochę za bardzo złagodzony)

Sprzęt dostarczył:


REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj