Cowon także przystąpił do wyścigu high-endowych DAP-ów. P1 Plenue to ich wizja hi-resowego odtwarzacza za 4500 zł. Jak się ma do Calyxa M i AK100 II?
Wyposażenie
W egzemplarzu testowym znalazłem tylko instrukcję obsługi oraz skórzany futerał, podobny do tego znanego z odtwarzaczy Astell&Kern. Standardowo w zestawie jest także kabel USB, zatem wyposażenie jest typowe, choć na plus należy zaliczyć futerał, a nie cienki pokrowiec.
Konstrukcja
Efektowny design odtwarzaczy tego typu to niejako standard, w tej cenie normą jest też wysoka jakość wykonania. Cowon postawił raczej na minimalizm, P1 to więc kanciasta tabliczka, która jednak wygląda wspaniale: bez udziwnień, a z przyjemnymi detalami. Co ważne, nie przesadzono także z gabarytami: P1 mierzy 11,6 cm na 6,4 cm, a jego grubość to 13 milimetrów, zaś całość waży 173 gramy. Zastosowano wyświetlacz 3,7 cala, mamy więc do czynienia z trochę cięższym i grubszym smartfonem. Plenue to więc jeden z najmniejszych hi-endowych grajków – jest trochę dłuższy od DX50 lub DX90, ale za to wyraźnie chudszy.
P1 to właściwie dwa elementy: przeszklony wyświetlacz oraz aluminiowa obudowa, wszystko w jednym kawałku. Ekran został wpuszczony w obudowę, a wyświetlacz przesunięto w górę i otoczono szczotkowanym tworzywem, całość jest też przeszklona. Daje to ciekawy efekt i odróżnia to P1 od smartfonowych wyświetlaczy, gdzie ramki otaczające wyświetlacz są czarne.
Pozostała część obudowy to jednolite anodowane aluminium. Wszystkie przyciski trafiły na prawy bok: połączona zmiana utworów oraz regulacja głośności, a pomiędzy nimi play/pauza. Dolna ścianka zawiera wyjście 3,5 mm (słuchawkowe, liniowe, optyczne) oraz podłużną zaślepkę z microUSB i czytnikiem microSD. Górna to tylko włącznik, ale nie byle jaki, bo wpuszczony w obudowę, płaski i szczotkowany, na całą wysokość boku – widać jego krawędzie, nie jest zabudowany, a pod nim prześwituje dioda sygnalizująca.
Cowon P1 to kanciasty, mocno ciosany sprzęt o symetrycznej bryle. Teoretycznie to nic specjalnego przy Calyxie czy odtwarzaczach Astell&Kern, a jednak wygląda rewelacyjnie: bardzo elegancko, minimalistycznie i tajemniczo, pozostałe odtwarzacze wydają się przy nim mocno przekombinowane i zbyt duże.
Futerał z zestawu to brązowawa skóra o delikatnej fakturze z wycięciami na przyciski. Zasłania on szczotkowaną ramę wyświetlacza, ale sprzęt prezentuje się w nim również dobrze, choć ma pewną wadę, o czym za chwilę.
Obsługa i użytkowanie
Minimalizm wizualny przekłada się na obsługę – P1 nie sprawia większych problemów, ale, jak zwykle, do ideału trochę zabrakło. To zgrabny sprzęt, swoje waży, ale zda egzamin zarówno przenośnie, jak i w domu. W kieszeni sprawuje się lepiej niż 5-calowe smartfony, mimo większej wagi oraz grubości. Wychodzi na to, że Cowon znalazł złoty środek.
Większość przycisków trafiła na jedną ściankę. Początkowo trzeba przyzwyczaić się, odróżnić zmianę piosenek od zmiany głośności. Przyciski delikatnie odstają, łatwo je wyczuć, mają sprężysty skok oraz delikatnie klikają. Cały ekran obsługuje się kciukiem, ma odpowiednie wymiary, więc rozmiar dłoni nie będzie przeszkodą. Palcem wskazującym łatwo wtedy sięgnąć do włącznika, a ten służy także jako blokada ekranu (jedno przyciśnięcie), wyłącza wyświetlacz (dwa) lub całkowicie wyłącza urządzenie (przytrzymanie) – niezły pomysł.
Przyciskowa regulacja głośności nie jest tak wygodna jak pokrętło u Astell&Kern, ale dzięki temu Cowon jest węższy i zgrabniejszy, a osobiście wolę przyciski od pokrętła AK lub suwaka w Calyxie M.
Pewne zastrzeżenie budzi dosyć długa zaślepka portów. Osobiście uważam, że jest zbędna – czytnik micro SD i port micro USB nie popsułyby P1 wizualnie. Zaślepka tymczasem wygląda tak, jakby po czasie mogła się zerwać.
Futerał ma niestety niedopracowane nacięcia na dolny panel – wtyki 3,5 mm powinny i tak mieć wypustkę, która poprawia kompatybilność z futerałami smartfonów. Teoretycznie wycięto prawie całą ściankę, ale z lewej strony, przy gnieździe 3,5 mm skóra lekko blokuje gniazdo, przez co nie udało mi się wpiąć kilku wtyków słuchawkowych.
Cowon P1 Plenue działa na baterii do 8 godzin i 30 minut, a z adaptera sieciowego ładuje się 4 godziny. Ten wynik nie zachwyca, ale to niejako standard dla urządzeń tego typu.
Wyświetlacz i oprogramowanie
Nareszcie producent, który przemyślał układ odtwarzacza. Zastosowano ekran, który zapewnia odpowiednią rozdzielczość i responsywność w przypadku funkcji odtwarzacza muzyki, a także który działa płynnie na zastosowanych podzespołach. Soft jest lekki, a procesor wydajny – Cowon dobrze poskładał poszczególne elementy.
Wyświetlacz to AMOLED o przekątnej 3,7” i rozdzielczości 800×480. Nie jest tak pięknie i gładko jak w Calyxie, ale to poziom wystarczający do funkcji DAP-a, a przy okazji ekran nie męczy baterii ani układu graficznego. Barwy są lekko błękitne, ale poziom jest ogólnie podobny do tego znanego z drugiej generacji Astell&Kern. Dobrze spisuje się także interfejs dotykowy, można było natomiast lepiej dopracować soft, bo brakuje czasami obsługi niektórych gestów: to mimo dotyku dalej interfejs „klikalny”, rzadziej „przesuwany”.
Soft jest także prosty, a daje sporo możliwości konfiguracji, zarówno brzmienia, jak i wyglądu. Główny ekran to odtwarzacz z widokiem okładki oraz dużymi przyciskami sterowania. Można wybrać jedną z pięciu skórek, a także skonfigurować wskaźniki na dole ekranu (analogowe lub słupkowe) bądź ewentualnie je wyłączyć, zastępując przyciskami trybu odtwarzania.
Nad okładką umieszczono skróty do biblioteki i ustawień. Pierwszy to typowa segregacja wedle tagów lub folderów, z wyszukiwarką za pomocą klawiatury ekranowej oraz systemem gwiazdek, dodawania ulubionych utworów. Przycisk konfiguracji otwiera górną belkę, która posiada podstawowe skróty, ustawienia oraz pozwala wejść w szczegółowe menu. Możliwości jest sporo, w tym ustawienia jasności podświetlenia, wyzwalaczy czasowych, blokowania ekranu – mnie niczego nie zabrakło.
Soft działa także w uchwycie poziomym, pozwala wtedy odtwarzać muzykę i przeglądać bibliotekę według okładek albumów.
Nie mam większych zastrzeżeń co do oprogramowania. Cowon odwalił dobrą robotę – to chyba moje ulubione oprogramowanie hi-endowych DAP-ów, proste i praktyczne. Brakuje mi jedynie możliwości rozsunięcia górnej belki gestem, tak jak w Androidzie, tutaj trzeba ją wyzwalać i zamykać przyciskiem. Widać też „empetrójkowy” rodowód producenta o czym świadczą efekty dźwięku: pogłosy, podbijanie basu itd. P1 pozwala także na wyznaczanie odcinka w utworze do jego powtarzania (funkcja AB), co może być przydatne, a czego brakuje w pozostałych odtwarzaczach.