Marka Shanling jest już chyba znana każdemu wielbicielowi przenośnego sprzętu audio w Polsce. Są obecni na naszym rynku od lat i mają w swojej ofercie odtwarzacze, słuchawki, a także różne akcesoria z nimi związane. Dziś natomiast, dzięki uprzejmości firmy Audeos, mamy okazję przedstawić DAP-a o oznaczeniu M6.

To odtwarzacz z nieco wyższej średniej półki, wyceniony na 2199 złotych. W tym momencie stanowi on podstawowy model Shanlinga oparty na Androidzie. Niższe odtwarzacze mają autorski system MTouch, natomiast od M6 wzwyż mamy już do dyspozycji znane z telefonów oprogramowanie od Google, choć dostosowane pod potrzeby odtwarzacza.

Oczywiście mamy tu pełen zakres możliwości charakteryzujących nowoczesny DAP, a więc łączność Wi-Fi do obsługi serwisów streamingowych, Bluetooth w wersji 5.0 z obsługą kodeków LDAC czy aptX HD, funkcję DAC-a USB, wyjścia zbalansowane oraz oczywiście duży ekran dotykowy. A jak się sprawuje jako całość?

REKLAMA
hifiman

Wyposażenie


Shanling M6 otrzymujemy w ciekawie wyglądającym kartonie, częściowo schowanym pod tekturową nasuwką, na froncie której znajdziemy oznaczenie modelu, a z tyłu specyfikację. Samo pudełko, ozdobione logiem Shanlinga, ma niespotykane dzielenie ukośne, zamiast tradycyjnego wzdłuż prostej linii, co stanowi mały szczegół, ale już przed otwarciem daje nam coś nietypowego.

Po ściągnięciu górnej części, mamy widok na nasz odtwarzacz pewnie wpasowany w wyprofilowaną piankę ochronną. Pod nią z kolei znajdziemy akcesoria, w skład których wchodzą następujące elementy:

  • przewód USB do komunikacji z komputerem,
  • folie ochronne na front i plecki M6,
  • ściereczki oraz łopatka pomocne przy zakładaniu folii,
  • instrukcja obsługi oraz karta gwarancyjna.

Jak widać jest to podstawowe wyposażenie i zdecydowanie brakuje choćby zwykłego gumowego etui za kilka złotych. Miło, że producent zapewnia folie ochronne, ale w tej cenie można by już oczekiwać trochę więcej. I choć przewód USB z zestawu jest dobrej jakości i został zabezpieczony oplotem, to podobny znajdziemy także w najtańszych odtwarzaczach Shanlinga.

Wykonanie


Obudowa Shanlinga M6 jest wykonana z anodyzowanego aluminium o lekko zmatowionej powierzchni, która w kolorze czarnym budzi skojarzenia z klasyczną elegancją i zaskakująco dobrze układa się w dłoni, nie mając wielkich skłonności do wyślizgiwania się z rąk. Tył i front pokryte są typowym dla Shanlinga lekko zakrzywionym szkłem, płynnie przechodzącym w ramki obudowy. Wygląda ono bardzo estetycznie, ale jednocześnie sprawia, że na płaskich powierzchniach M6 jest bardzo niestabilny, a przy tym podatny na zarysowania, więc odkładając go na bok należy być ostrożnym.

Bryła M6 mocno nawiązuje do starszych odtwarzaczy producenta. Mamy więc niemal klasyczny prostokąt, ale z przyciętym i zaoblonym prawym górnym rogiem. Między przodem i tyłem przebiega gładka linia, z dobrze wyprofilowanym łukiem, który wygodnie układa odtwarzacz w dłoni. Krawędzie przy dolnej i górnej krawędzi są natomiast prowadzone pod kątem prostym, a zatem przy dotyku wydają się ostre. Nie przeszkadza to jednak w żaden sposób, gdyż żeby zaczęły się one wżynać w skórę dłoni, należałoby złapać Shanlinga w bardzo nietypowy sposób, wyginając nienaturalnie palce, zatem przy normalnym użytkowaniu nie tracimy nic komfortu.

W bocznych krawędziach znajdziemy delikatne wcięcia wyprofilowane pod palce, które pozwalają na pewny chwyt zarówno osobom prawo-, jak i leworęcznym. Na wcięciach umieszczono wszystkie elementy sterujące, tj. na prawej krawędzi lekko wpuszczone w obudowę pokrętło głośności, będące również przyciskiem włączającym odtwarzacz. Jest ono ząbkowane, więc nie ślizga się nawet przy wilgotnej dłoni, a kolejne stopnie są wyraźnie odczuwalne przy zmianie, więc zawsze mamy informację o przeskoku. Z kolei przy lewej krawędzi znajdują się trzy przyciski sterujące, czyli zmiana utworów w przód i w tył oraz, pomiędzy nimi, klawisz pauzy. Wszystkie mają bardzo wyraźny i przyjemny klik, a ich wklęsła powierzchnia dobrze układa się pod palcem. Dobrze by było gdyby jeden z przycisków miał jakąś fizyczną wypustkę, aby od razu po dotyku można było prawidłowo ułożyć dłoń, ale to akurat drobny i w niczym nie przeszkadzający szczegół. Dodatkowo poniżej samych klawiszy jest wejście na kartę pamięci zabezpieczone zaślepką.

Z kolei wszystkie wyjścia znajdziemy na dolnej krawędzi. Są tu dwa wyjścia zbalansowane – jedno w rozmiarze 4,4 mm, drugie 2,5 mm, a obok nich standardowe gniazdo słuchawkowe 3,5 mm, oferujące również funkcję wyjścia liniowego po przestawieniu jednej opcji w menu. Bez korzystania z przejściówek podepniemy tu więc praktycznie wszystkie przenośne słuchawki czy też zewnętrzny wzmacniacz, co jest bardzo dużym plusem.

Ostatnim gniazdem jest port USB-C, pozwalający na ładowanie M6, jak również na komunikację z komputerem, zarówno do przesyłania plików, jak i korzystania z funkcji USB-DAC. Do tej ostatniej należy zainstalować sterowniki, które znajdują się na stronie WWW Shanlinga. Wtedy w komputerze pojawia się mały program Shanling Audio Control Panel, pozwalający na ustawienie podstawowych parametrów pracy DAC-a.

Znajdujący się na froncie ekran IPS produkcji Sharpa ma rozmiar 4,7 cala i rozdzielczość 720×1280 pikseli. Jest on czytelny, o dobrze nasyconych kolorach i bardzo szerokich kątach widzenia. Podświetlenie jest dość równomierne, z nieznacznie widoczną białą poświatą na skrajach. Ramki, szczególnie na górze i na dole, są dość spore, ale mimo że nowoczesne telefony przyzwyczaiły nas do wyświetlaczy na niemal cały front, jakoś nie mam tu poczucia obcowania z czymś przestarzałym, gdyż dobrze współgra to z bryłą M6 pod względem estetycznym.

System, aktualnie w wersji 3.4, dzięki procesorowi Qualcomm Snapdragon 430 wspartemu przez 4 GB pamięci RAM, działa bardzo sprawnie, bez zauważalnych przycięć czy długiego czasu uruchomienia samego Shanlinga. Nie jest to oczywiście narzędzie przeznaczone do gier czy przeglądania wielu stron internetowych naraz, jednak Android 7 dostosowany do potrzeb audio daje sporo satysfakcji podczas korzystania, szczególnie że nie usunięto usług Google.

Mamy więc standardowy pulpit z ikonami aplikacji, a na górze rozwijaną belkę z opcjami oraz powiadomieniami. Domyślnym sklepem z aplikacjami jest APKPure, gdzie znajdziemy wszystkie wiodące serwisy streamingowe czy wiele programów do odtwarzania muzyki. Gdy natomiast czegoś brakuje, możemy wgrać aplikacje choćby przez pliki APK.

Natomiast o ile działanie systemu jest bardzo sprawne, tak nie wszystko jest dopracowane pod względem ergonomii. Mnie szczególnie zaskoczyło włączanie funkcji USB-DAC, co jest zazwyczaj prosto oznaczone, a tu natomiast należy rozwinąć górną belkę i kliknąć w ikonkę karty pamięci z napisem „Storage”. Wtedy zmienia się ona na wtyczkę kabla USB i pojawia się podpis „USB DAC”. Póki nie spojrzałem w instrukcję, byłem przekonany, że tak oznaczony „Storage” odpowiada za tryb pracy pamięci, a nie wybór połączenia z komputerem. Kolejna rzecz to włączenie M6 ze słuchawkami podpiętymi pod wyjście zbalansowane 2,5 mm lub ich przepięcie przy spauzowanej muzyce i wyłączonym ekranie właśnie na tym wyjściu. Jeśli tak zrobimy, wyjście słuchawkowe może, choć nie musi, być wyciszone, niezależnie od ustawionego poziomu głośności. Problem rozwiązuje wyjęcie i włożenie wtyczki od kabla słuchawkowego po podświetleniu ekranu. Ostatnią niedogodnością jest wznawianie muzyki po uruchomieniu Shanlinga. Widżet domyślnej aplikacji nie jest z nią od razu połączony w kontekście kontroli nad utworami i wciskanie na nim „Play” nie wywołuje żadnych skutków, dopiero wejście w samą aplikację aktywuje przyciski widżetu. To wszystko drobne skazy na całości, ale jednak dobrze, gdyby w ogóle ich nie było.

Domyślny program do odtwarzania muzyki, czyli Shanling Music, jest jednocześnie prosty pod względem obsługi, jak i dość rozbudowany jeśli chodzi o dostępne opcje. Menu zostało podzielone na trzy bloki, gdzie górny odpowiada za bibliotekę, środkowy za komunikację z zewnętrznymi urządzeniami, a dolny za ustawienia i informacje ogólne.

Biblioteka została podzielona na przeglądanie po folderach, albumach, wykonawcach oraz gatunkach. Dodatkowo mamy wyróżnione utwory o dużej gęstości, listy odtwarzania oraz możliwość dostępu od razu do wszystkich utworów.

W części odpowiadającej za komunikację jest „Transfer Wi-Fi”, czyli możliwość wgrywania plików z komputera lub telefonu przez wprowadzenie odpowiedniego adresu strony internetowej. Następnie jest opcja pozwalająca na komunikację z serwerem NAS, co w domowych warunkach może być bardzo wygodnym rozwiązaniem pod względem dostępu do większej biblioteki muzycznej. Na końcu jest SyncLink, czyli sposób Shanlinga na operowanie oprogramowaniem odtwarzacza z poziomu telefonu.

Z kolei w opcjach znajdziemy takie podstawowe funkcje jak wybór języka, motywu graficznego czy ustawienia korektora, ale również już mniej oczywiste pozycje, jak ustawienie ekranu blokady M6 czy obsługę kodeka LHDC. Trochę szkoda, że Shanling nie pokusił się o bardziej przejrzyste rozdzielenie ustawień pomiędzy aplikację, a sam system. Dlaczego w aplikacji jest jeden kodek do połączeń bezprzewodowych, a reszta w menu systemowym? Rodzaj odtwarzania plików DSD w trybie USB-DAC ustawia się w aplikacji, zaś sam tryb w górnej belce. Wyłącznik czasowy mamy podwojony tu i tam, ale już wzmocnienia nie zmienimy w aplikacji, tylko na belce lub w opcjach głównych systemu. O ile wszystko można znaleźć, to czasami trochę niepotrzebnie jesteśmy zmuszani do skakania po okienkach.

Tu i ówdzie możemy znaleźć literówkę w tłumaczeniu na język polski, przy wyłączniku czasowym cały tekst nie mieści się na ekranie, ale są to rzeczy do skorygowania przy okazji kolejnych aktualizacji, których Shanling nie zaniedbuje.

A skoro byliśmy przy okienkach, spójrzmy na okno główne odtwarzacza. Główną część zajmuje okładka aktualnie odtwarzanego utworu, pod którą mamy od razu małą i bardzo pomocną listwę. Za jej pomocą możemy dodać daną piosenkę do ulubionych lub wskazanej listy odtwarzania, ustawić korektor, jak również przejść do albumu lub danego wykonawcy w naszej bibliotece. Pod listwą znajdziemy licznik utworów jakie właśnie odtwarzamy, tytuł utworu, artystę, pasek postępu oraz informacje o kodowaniu pliku. Na samym dole mamy pięć ikon, za pomocą których możemy zmienić kolejność odtwarzania playlisty (powtarzanie całej listy, jednego utworu, losowe odtwarzanie lub brak powtarzania), powrót do poprzedniego utworu, play/pauzę, przeskok do następnej piosenki oraz podgląd aktualnej listy. Przesuwając okładkę w lewą stronę, trafimy na ekran z tekstem utworu, o ile jest zapisany, a na kolejnym ekranie bardziej szczegółowe informacje o odtwarzanym pliku, łącznie z jego lokalizacją w pamięci M6.

Całość jest intuicyjna i czytelna, a ciekawy akcent stanowi automatyczny dobór tła do kolorystyki okładki albumu, dzięki czemu zachowujemy większą spójność pod względem estetyki. Jedynie ramki wokół okładki mogłyby być nieco mniejsze, gdyż szczególnie po bokach otrzymujemy trochę za dużo pustej przestrzeni.

Mamy również możliwość przełączenia Shanlinga w tryb Prime Mode, w którym od razu po uruchomieniu M6 jesteśmy przenoszeni do Shanling Music, a część funkcji Androida (np. pulpit czy uruchamianie innych aplikacji) jest niedostępna, co pozwala od razu przejść do słuchania muzyki, bez niepotrzebnego klikania. W celu przywrócenia tej funkcjonalności, np. by skorzystać z serwisów streamingowych, za pomocą opcji w górnej belce, uruchamiamy Android Mode.

Czas pracy przy baterii o pojemności 4000 mAh jest deklarowany na poziomie 12 godzin przy tradycyjnym wyjściu słuchawkowym oraz 9 godzin na wyjściu zbalansowanym i są to wyniki jak najbardziej osiągalne w realnym użytkowaniu, o ile nie będziemy nadmiernie rozpędzali się z ustawianiem głośności. W trakcie testów przy słuchawkach dokanałowych raczej nie przekraczałem poziomu 10/100, a przy dużych domowych nausznikach do 30/100 oraz od czasu do czasu odpalając ekran by zmienić płytę. Podczas ładowania cieszy obsługa standardu Qualcomm Quick Charge 3.0, dzięki czemu napełnimy baterię w dwie godziny.

Brzmienie


Słuchawki wykorzystane podczas testów: Anew X-One, AudioQuest NightOwl Carbon, Avara AV1Lite, Campfire Audio Jupiter, Dunu DK-2001, Fostex T50RP Mk3, Fostex TH610, iBasso AM05, ikko Obsidian OH10, Shanling ME700, Shozy Star II.

Bas w Shanlingu M6 jest lekko podkreślony, szybki i nisko schodzący, a przy tym prowadzony z zauważalną, choć nieprzesadną obłością, która nadaje mu uniwersalnego charakteru, łatwo dostosowującego się do odtwarzanej muzyki. Takie strojenie tworzy ciekawy kontrast, z jednej strony na dole dając bardzo wyraźną masę dźwięku, która w połączeniu z dużą dynamiką M6 każe oczekiwać wręcz dominacji tej części pasma, natomiast z drugiej strony dostajemy gładkie granie z delikatnie zaoblonym i pulsującym basem, którego główny akcent rozciąga się od subbasu, po jego średnią część, wypłaszczając się gdy zbliża się do średnicy. W ten sposób oferuje nam nieco ciepła w brzmieniu, bez wylewania się na wyższe częstotliwości, a dźwięk jest tu duży, długo wybrzmiewający i angażujący. Do tego kolejne warstwy są przekazywane z łatwością, nic się nie zlewa, a kolejne linie niskich tonów dobrze ze sobą współgrają zamiast się ze sobą stapiać. To strojenie bezpieczne i łatwe w odbiorze, na którym lepiej wypada pop, rock, smooth jazz czy trance niż muzyka szybka i agresywna. Nie wynika to jednak z tego, że Shanling jest za wolny, by przekazać podwójną stopę perkusji w tempie 300 bpm, gdyż zdecydowanie nie ma z tym żadnej trudności – po prostu wspomniana gładkość zabiera część agresji z utworu, co w niektórych przypadkach nie jest czymś pożądanym.

Tony średnie zaczynają się z lekkim akcentem ciepła, jaki przechodzi z basu, nadając muzyce w tym zakresie naturalnego nasycenia. Nie ma jednak mowy o wytracaniu dynamiki – poszczególne tony są wyraźnie zarysowane, a przejścia między nimi słyszalne. Całość jest spójna, a każdy instrument jest wyodrębniony oraz pełen życia. Nie opuszcza nas również ten przyjemnie bezpieczny charakter grania, dzięki czemu żywe instrumenty są barwne, a jednocześnie mamy wrażenie dużej neutralności przekazu. M6 udanie łączy muzykalność z wiernością nagraniu, na słuchawki zrzucając określenie konkretnego kierunku, w jakim ma iść brzmienie. Zdecydowanie cieszy uzyskana spójność odbioru średnicy, która w całym swoim zasięgu niesie podobne cechy i nie zaskakuje nas wyostrzeniami w wyższych partiach, co jest szczególnie ważne przy instrumentach, które pokrywają pełne spektrum, takich jak fortepian czy altówka. I choć zachowano gładkość z niższych dźwięków, to Shanling w tonach średnich oferuje nam duże skupienie poszczególnych tonów, dzięki czemu już tak nie różnicuje muzyki i nawet agresywne gitary czy elektroniczne bity mają odpowiedni zadzior, by cieszyć słuchacza swoim dźwiękiem.

Wokale są postawione przed linią instrumentów, co w połączeniu z dużą naturalności przekazywanego ludzkiego głosu oraz jego wysoką wyrazistością, pozwala skupić się na śpiewie i nie wymusza na słuchaczu wyłuskiwania go z muzyki, a przy tym jest tu miejsce zarówno na swobodę, jak i intymność, dzięki czemu czujemy, że śpiewa się do nas, ale bez wrażenia zbytniego zagęszczenia. Co istotne, M6 nie faworyzuje w żaden sposób głosów żeńskich czy męskich, w pełnym zakresie przedstawiając je w niemal namacalny sposób i zachowując ich żywą barwę, więc zarówno fani anielskich kobiecych wokali, jak i ciężkiego growlu będą zadowoleni.

Tony wysokie kontynuują filozofię gładkiego brzmienia i tak jak w przypadku niższych częstotliwości, również i tu nie brakuje dynamiki. Soprany są zwiewne, delikatne, ale i wysoko pociągnięte. Sprawnie wygrywają kolejne nuty głęboko wibrując, ale i zaoblając krawędzie poszczególnych dźwięków, dzięki czemu nie są one agresywne ani męczące. Nigdy nie starają się wypchnąć przed resztę dźwięków, ani nie nikną przytłoczone średnicą czy basem, lecz przyjemnie komponują się z nimi w jedną całość. Na skrzypcach słyszymy jak smyczek przeskakuje pomiędzy strunami, flet jest subtelny, a talerze perkusji są szybkie, o odpowiednim wybrzmiewaniu i wyraźnie metalowym przydźwięku dodającym im naturalności.

Scena budowana przez Shanlinga M6 jest bardzo spójna, rozciągnięta szeroko, ale również z wyraźnie zarysowaną głębią, zarówno w kwestii oddania położenia kolejnych planów, jak i poszczególnych dźwięków. Pierwszy plan jest dość bliski, ale kolejne wyraźnie uciekają od słuchacza, pozostając ciągle czytelnymi i na których można precyzyjnie określić pozorne źródła dźwięku. Nie ma jednak przy tym wrażenia rozdmuchania przestrzeni, zbyt dużej ilości powietrza pomiędzy instrumentami czy tworzenia niepotrzebnych pogłosów.

Detaliczność jest wysoka, a szczegóły są ciągle dostępne w muzyce, bez potrzeby wsłuchiwania się by po nie sięgnąć. Nie atakują one jednak słuchacza i pozostają składową utworów, a nie ich główną cechą. Nie jest to jednak źródło stworzone pod typowo krytyczny odsłuch, gdyż wspomniana gładkość i pewne zaoblenie dźwięków nieco spychają analitykę swoją muzykalnością.

Pod względem doboru słuchawek, bardzo ważna jest ich wyższa średnica oraz dynamika na dole. Shanling M6 zdecydowanie lubi gdy podepniemy do niego coś grającego z werwą i bez przyciemnienia powyżej 2 kHz. Jeśli tego nie zapewnimy i słuchawki będą powolne oraz wycofane na wyższej średnicy, to muzyka zacznie się dusić przez nadmierne złagodzenie dźwięku i wydłużone wybrzmiewanie. Z tego względu bardzo dobrym wyborem są zarówno Fostexy TH610 oraz AudioQuest NightOwl – bardzo różnie grające, a jednocześnie spełniające oba warunki. W przypadku tych drugich M6 jest wręcz najbardziej synergicznym DAP-em jakiego z nimi parowałem. Fostexy T50RP Mk3 są odpowiednie pod względem barwy, jednak Shanlingowi zdecydowanie brakuje mocy, by je odpowiednio wysterować, więc zewnętrzny wzmacniacz jest nieodzowny. Wśród słuchawek dokanałowych, na pewno zdziwieniem nie będzie dla nikogo bardzo dobre sparowanie z Shanling ME700, gdzie oba urządzenia na pewno strojono pod siebie. Bardzo dobre połączenie otrzymamy również w przypadku jaśniejszych, bardziej idących w monitorowe granie iBasso AM05 oraz Akoustyx R-120, którym M6 dodaje większego nasycenia, a same słuchawki korzystają z rozbudowania scenicznego oraz klasowej gładkości, która w żaden sposób ich nie dusi. Jeśli natomiast szukamy rozrywkowego brzmienia, to przy ikko OH10 dostaniemy świetne “V” z potężnym basem i wyraźną, ale niemęczącą górą, sprawnie opanowaną przez Shanlinga. Nieco bardziej ułożony, choć ciągle żywiołowy dźwięk dadzą nam Anew X-One oraz Dunu DK-2001, które z M6 ładnie rozwijają skrzydła.

Natomiast synergia z Shozy Star II i Avarami AV1Lite już jest nieco słabsza. To ciągle przyjemne granie, ale słychać, że czegoś w dźwięku brakuje, gdyż robi się za gładko.

Wśród testowanych słuchawek najsłabiej wypadło parowanie z Campfire Audio Jupiter – tu brzmienie gdzieś się oddala, brakuje w nim emocji i szybko męczy.

Jeśli chodzi o konkurencję, oczywistym rywalem jest iBasso DX160. Tańszy, ale i nie tak responsywny, przez zastosowanie wolniejszych komponentów. Pod względem brzmienia, zdecydowanie jest to celowanie w inne strojenie. O ile Shanling jest poważniejszy ze swoimi wręcz dostojnym przekazem, tak iBasso kieruje się na granie bardziej żywiołowe i energetyczne. Ma w sobie więcej werwy, a przez to daje poczucie wyższej detaliczności, natomiast nie jest tak bezpieczny w strojeniu, niechętnie wygładza dźwięki i nie przekazuje instrumentów z równie dużą masą i wielkością. DX160 ma również szerszą scenę, ale nie aż tak głęboką.

Starszy iBasso DX150 jest bliższy brzmieniu M6, szczególnie gdy podepniemy moduł wzmacniacza AMP8. Jest tu jednak jeszcze więcej masy niż w Shanlingu, scena zostaje wypłaszczona, ale punkty szczytowe są mocniej zaznaczone, dzięki czemu mamy wrażenie większej dynamiki, choć odbywa się to nieco kosztem rzetelności przekazu, gdyż iBasso bardziej koloryzuje dźwięk.

Niemal identycznie wycenione FiiO M11 to również brzmienie gładkie, ale barwniejsze, bardziej czarujące słuchacza, podczas gdy M6 jest zestrojony w sposób bliższy neutralności. Z tego względu M11 oferuje więcej rozrywki, stojąc niejako pomiędzy DX160 a M6, ale nie ma tak złożonego budowania sceny, a na bardziej czułych słuchawkach lubi szumieć, co Shanlingowi się nie zdarza.

Podsumowanie


Shanling M6 to bardzo ciekawy DAP o klasowym brzmieniu, balansujący pomiędzy naturalnością i neutralnością, z gładkim i dużym dźwiękiem, rozbudowaną sceną oraz wysoką detalicznością. Do tego jest bardzo dobrze wykonany, posiada responsywny system operacyjny o dużych możliwościach, stabilne połączenie Bluetooth i oferuje usługi Google, jeśli ktoś ich potrzebuje. Niespotykanym, ale bardzo sensownym, rozwiązaniem jest też zastosowanie dwóch wyjść zbalansowanych, w najpopularniejszym rozmiarze 2,5 mm oraz coraz częściej pojawiającym się 4,4 mm.

Największą wadą M6 jest brak etui w zestawie, gdyż szkło z tyłu i przodu zdecydowanie warto zabezpieczyć. Aplikacja Shanling Music wymaga pewnych szlifów pod względem tłumaczenia, a opcje dotyczące muzyki mogłyby być bardziej zagregowane, jednak nie jest to nic, co by przeszkadzało w normalnym użytkowaniu. Może za to brakować cyfrowego wyjścia na zewnętrzny wzmacniacz, gdyż mamy tylko wyjście liniowe połączone ze słuchawkowym 3,5 mm.

Czy więc się opłaca? Jeśli lubimy takie brzmienie, to jak najbardziej – tu po prostu nie ma elementów, które są źle wykonane, nie pasują do siebie czy świadczą o błędach w strojeniu.

Zalety:
+ brzmienie naturalno-neutralne o dużej dynamice oraz gładkości,
+ rozbudowana scena z dużymi pozornymi źródłami dźwięku,
+ wysoka muzykalność połączona ze szczegółowością,
+ czystość sygnału, mimo dużej mocy,
+ wykonanie premium,
+ wyjścia słuchawkowe w trzech najpopularniejszych rozmiarach,
+ responsywność systemu operacyjnego,
+ rozbudowane możliwości połączeń.

Wady:
– brak etui w zestawie,
– oprogramowanie wymagające doszlifowania,
– najniższym tonom czasami brakuje agresji.

Sprzęt dostarczył:

Kod rabatowy kropka5 umożliwia zakup produktów ze sklepu Audeos ze zniżką w wysokości 5%.

REKLAMA
hifiman

9 KOMENTARZE

    • Tak, jej niższy poziom. Shanling M8 kosztuje 7,5 tysiąca, a wcale nie jest najdroższy.
      Oczywiście dalej 2,2 tys. to sporo pieniędzy, ale na rynku odtwarzaczy jest to jednak półka średnia.

      • Przerażające jest to jak ceny sprzętu mobilnego wystrzeliły w górę.
        Jeszcze z 8-9 lat temu Phonaki Audeo PFE232 były jednymi z najdroższych uniwersali na rynku i kosztowały 1,5-2k zł…
        Odtwarzacze koło 1000 z hakiem to też był highend.
        W sumie Iriver wchodząc z marką AK i przebijając kilkukrotnie ceny pozostałych odtwarzaczy odpalił bombę, która zmieniła kompletnie zasady gry i granice cenowe produktów…

        • Mimo wszystko jest to nisza, więc cena musi być wyższa. Obecnie odtwarzacze mają spore ekrany, często komponenty z średnio-budżetowych smartphonów + zaawansowaną elektronikę odpowiedzialną za audio. Bo ile się sprzeda takich smartphonów – z 2-3 mln sztuk przynajmniej. A odtwarzaczy? Jak ok 100 tys dobiją to jest dużo.

Skomentuj asd234 Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj