Alfawise to mało znana w Polce marka produkująca bogate spektrum elektroniki użytkowej. Nas oczywiście najbardziej interesuje dział audio, ze szczególnym uwzględnieniem słuchawek i tu nie ma zaskoczenia, gdyż producent oferuje wybór różnych modeli oraz wykorzystywanych technologii.

W nasze ręce trafiły Alfawise V10, czyli dokanałowa konstrukcja hybrydowa, skrywająca w każdej kopułce podwójny przetwornik zbalansowany oraz jeden przetwornik dynamiczny, wyceniona na kwotę 25 dolarów amerykańskich.

Jako że tanie hybrydy rozpowszechniły się już na dobre, mocno poprawiając się jakościowo, przed bohaterami dzisiejszej recenzji stoi trudne zadanie, by dorównać konkurentom. Czy się udało?

REKLAMA
hifiman

Wyposażenie


Słuchawki zostały zapakowane w nieduże białe pudełko, na którym znajdziemy grafikę prezentującą V10 oraz podstawowe informacje techniczne. W środku, w wyprofilowanym kartonie umieszczono kopułki, a pod nimi akcesoria, w skład których wchodzą:

  • odpinany kabel 2-pin (0,75 mm),
  • silikonowe nakładki w rozmiarach S, M oraz L,
  • instrukcja obsługi.

To zatem dość standardowy zestaw jak na ten przedział cenowy, odpowiadający temu, co daje choćby KZ w swoich słuchawkach. Na pewno miło byłoby jednak zobaczyć w wyposażeniu również jakiś woreczek transportowy, który ograniczałby szansę zgubienia tipsów czy porysowania kopułek.
Same nakładki są całkiem przyzwoitej jakości i nie trzeba ich od razu wymieniać, gdyż zapewniają dobre uszczelnienie ucha oraz nie drażnią kanałów słuchowych.

Wykonanie i ergonomia


Alfawise V10, które do nas trafiły, mają kopułki z przezroczystego tworzywa sztucznego o przydymionym czarnym kolorze. Nie należą one do małych i zostały wyraźnie wyprofilowane pod kształt małżowiny, z mocno zaznaczonymi wypustkami wpasowującymi się w łódkę muszli i dość długimi tulejkami w rozmiarze T400, więc osoby o małych uszach lub o ich nietypowym kształcie mogą mieć problemy z ergonomią. Przy uniwersalnych słuchawkach o takiej konstrukcji jest to jednak kompromis nie do uniknięcia. Zaletą takiego rozwiązania jest natomiast fakt, że w większości przypadków uzyskamy pewną poprawę uszczelnienia ucha oraz większą stabilność podczas ruchu.

Wizualnie mogą podobać się: prześwitująca obudowa, pozwalająca podejrzeć przetworniki i okablowanie, a także białe logo producenta na zewnętrznych dekielkach, które ciekawie kontrastuje z ciemną barwą słuchawek. Co prawda zostało ono umieszczone pod złym kątem przez co firmowe „a” podczas użytkowania V10 jest odwrócone o niemal 180 stopni, ale póki się temu nie przyjrzymy, to praktycznie nie zwraca się na to uwagi.

Pod względem jakości wykonania już jest gorzej. O ile nic się nie rozpada ani nie trzeszczy, to już miejsca łączenia poszczególnych elementów są wyraźne, a w niektórych miejscach widać resztki kleju czy pęcherzyki powietrza w obudowie. Do tego umieszczone na górze kopułki gniazdo 2-pin 0,75 mm nie jest spasowane z obudową i trzyma się na czterech kroplach kleju, podczas gdy na rogach mamy pustą przestrzeń. Jest ona na tyle drobna, że większość igieł by się w nie nie zmieściła, ale drobny pył już może.

Kabel z zestawu to czterożyłowa skrętka. W testowanym egzemplarzu posiada ona pilot do sterowania mediami przy prawej kopułce, jednak można zamówić wersję pozbawioną tego elementu. O ile sonicznie przewód sprawuje się poprawnie, nie wprowadzając żadnych niepożądanych efektów, a podczas testów nie wykazywał oznak przedwczesnego zużycia, to nie należy on do najwygodniejszych. Choć sama izolacja pokrywająca żyły jest dość sztywna i szorstka, a więc mało przyjemna w dotyku, to nie odbiega ona od normy w tym przedziale cenowym i absolutnie nie przekreśla kabla w codziennym użyciu, o ile nie będziemy go nosić przy gołej skórze, np. pod koszulką. Problemem jest natomiast przezroczysta rurka z której wykonano prowadnice. Chociaż takie rozwiązanie jest często spotykane, to w przypadku V10 niestety połączono dość dużą sztywność materiału ze źle poprowadzoną krzywizną zawijającą kabel za uchem. Jest ona po prostu trochę za daleko odsunięta od słuchawek, a przez to ciągle ma się wrażenie, że źle dolega do skóry i należy ją poprawić, co w dłuższym użytkowaniu denerwuje.

Izolacja od dźwięków otoczenia jest dość przeciętna. Choć obudowa jest duża, a nakładki dobrze uszczelniają kanały, to szczeliny w spasowaniu kopułek i cienka warstwa tworzywa z którego zostały wykonane sprawiają, że przecieka więcej hałasu, niż byśmy się spodziewali. Można to nieco poprawić za pomocą pianek lub lepszych silikonowych tipsów, ale i tak nigdy nie uzyskamy naprawdę dobrego odcięcia.

Brzmienie


Źródła wykorzystane podczas testów: Cyberdrive EX-2, Radsone EarStudio ES100, Samsung Galaxy S7, Shanling M0, xDuoo D3, xDuoo X3 II.

W tańszych słuchawkach z reguły dominującym elementem brzmienia jest bas i poniekąd Alfawise V10 wpisują się w ten trend. Dlaczego poniekąd? Bo dół, choć wyraźnie podkreślony, nie wybija się stanowczo do przodu. Mocno uderza w swej środkowej części, schodzi dość nisko i mimo że te najniższe tony trochę za szybko się wygaszają, to można je podciągnąć dobierając nakładki z lepszą izolacją. Wyższy bas opada w stronę tonów średnich, nie zalewając ich swoją obecnością i nie dusząc dynamiki. Ta ostatnia potrafi miło zaskoczyć, gdyż zastosowane przetworniki potrafią wykazać się sporą szybkością, co w połączeniu ze wspomnianym impaktem nadaje muzyce sporo werwy. Nie ma jednak róży bez kolców, gdyż i w tym aspekcie znajdziemy pewne braki. Największym jest mała głębia dźwięków w tym zakresie – niemal wszystko dzieje się w jednej płaszczyźnie, co nieco przyciemnia obraz i daje poczucie pewnej sztuczności. Patrząc jednak realnie na cenę V10, to całościowo bas stanowi solidną i dobrze poprowadzoną podstawę muzyki.

Tony średnie są lekko wycofane, co jest zauważalne szczególnie w ich niższej części. Trochę ogranicza to dynamikę na wejściu, gdyż chowa przed nami część informacji o instrumentach grających na średnicy oraz wygasza energię przy agresywnej i szybkiej muzyce. Gdy przesuwamy się trochę wyżej, zakres ten zbliża się trochę do słuchacza, rozjaśniając przekaz, oferując lekko ocieplony dźwięk o nieco pogrubionych, ale wyraźnych krawędziach. Szczególnie ciekawie prezentują się struny gitary klasycznej czy altówki, plastyczne i mocno wibrujące w powietrzu. Nie znaczy to jednak, że muzyka bardziej syntetyczna się nie sprawdza na Alfawise – ambietowe czy chilloutowe klimaty dobrze wpisują się w charakter słuchawek, gdzie trochę mniejsza energetyczność przekazu nie ma aż takiego znaczenia, a dłużej utrzymujące się dźwięki skutecznie budują klimat. Wyższe partie średnicy są dodatkowo podkreślone, przez co ciężko określić V10 jako ciemne dokanałówki, ale ma to swoją cenę w formie większej podatności na nadmiarowe sybilanty.

Wokale są wysunięte do przodu i podane w sposób bardzo bezpośredni. Aby można było określić je mianem intymnych, niestety brakuje im trochę ciepła. Całościowo są dość poprawne, mimo zauważalnej nosowatości niższych głosów męskich, które to są trochę przytłumione przez dołek na niższej średnicy, ale gdy ta się podciąga i ociepla, nadaje to im potrzebnej głębi. Należy też pamiętać o podbiciu w wyższym zakresie, gdzie soprany (głównie kobiece), szczególnie słabszej jakości czy to z racji wykonania czy masteringu, potrafią wydzielać dodatkowe sybilanty, racząc słuchacza syczeniem.

Tony wysokie, mimo mocniejszego otwarcia przechodzącego ze średnicy, są dość spokojne. Po początkowej górce przychodzi szybkie stonowanie, po czym, jak w przypadku basu, trochę zbyt szybkie wygaszenie. Podobać się za to może barwa i wybrzmiewanie instrumentów operujących w zakresie sopranów – jest wyraziście, z nutą ciepła, a poszczególne dźwięki odpowiednio długo wiszą w powietrzu. I choć całościowo góra mogłaby być przesunięta trochę bliżej słuchacza, by dodać jeszcze trochę iskry do muzyki, to całościowo prezentuje całkiem wysoki poziom, dobrze przekazując skrzypce, talerze czy trójkąt.

Szczegółowość jest zadowalająca w tym budżecie, ale gdyby nie wyraźne przyciemnienie w niższych partiach średnicy, odbiór detali byłby łatwiejszy. Brzmienie jest jednak na tyle zwarte i dynamiczne, że nie mamy problemów z wyłapaniem co ważniejszych smaczków, choć nie można określić Alfawise V10 słuchawkami przeznaczonymi do analizy nagrań, a to ze względu na pojawiające nierówności w paśmie, które mają również wpływ na poziom szczegółów.

Ciekawej V10 wypadają pod względem scenicznym. O ile głębia jest po prostu zarysowana, bez dużego wglądu przed słuchacza, to już na boki wyraźnie rozciągnięto przestrzeń i zrobiono to na tyle dobrze, że nie ma poczucia jej sztuczności, lecz raczej ma się wrażenie pewnej swobody. Dodatkowo poszczególne plany nie przenikają się nadmiernie, co w połączeniu z dobrą stereofonią sprawia, że bez wysiłku lokalizujemy źródła pozorne.

Pod względem doboru źródła pod Alfawise V10, najważniejsze, to skupić się na jego barwie, gdyż nie do końca dogadują się one z wyraźnie ciepłymi odtwarzaczami. W testowym zestawie na Samsungu Galaxy S7 oraz Shanlingu M0, z połączenia ich ciepła oraz przyciemnienia słuchawek, pojawiała się trochę drażniąca metaliczność na średnicy. Lepiej wypadły Cyberdrive EX-2 oraz Radsone ES100 (po wyjściu zbalansowanym, które wymaga zakupu odpowiedniego kabla), gdyż ten pierwszy oferuje brzmienie trochę bardziej neutralne pod względem kolorowania brzmienia, a ten drugi rekompensuje barwę większą mocą. Zdecydowanie najlepiej wypadły z V10 odtwarzacze firmy xDuoo – są one bardziej bezpośrednie oraz jaśniejsze niż wspomniane wyżej modele, co dobrze komponuje się ze sposobem grania Alfawise, wyrównując je nieco i dodając dynamiki.

Gdy patrzymy na konkurentów, oczywiście oczy w pierwszej kolejności kierują się ku produktom KZ, choćby na niedawno opisywany na naszych łamach model ZSN. Również ta firma stawia na konstrukcje hybrydowe i słychać, że ma w tym większe doświadczenie. Dźwięk w ZSN jest bardziej poukładany, równiejszy, mniej wymagający co do źródła i materiału, choć fanom przestrzennego grania Alfawise V10 powinny spodobać się bardziej ze względu na mocniej rozciągniętą scenę i wyraźniejszą głębię.

W cenie zbliżonej do V10 znajdziemy również Final Audio E1000 oraz Lypertek Mevi, czyli małe dokanałówki oparte na przetwornikach dynamicznych, które oferują brzmienie nastawione na zrównoważony przekaz o cieplejszej charakterystyce, ale znów przegrywają z bohaterami niniejszej recenzji pod względem sceny. Do tego można dodać mniej sprężysty bas w „dynamikach”, który z kolei równoważą one bardziej naturalną średnicą.

Jeśli zaś interesuje nas rozwinięcie dźwięku Alfawise, a nie chcemy dużo dokładać, warto zwrócić się w stronę Shozy Hibiki. Co prawda różnica w cenie to już koszt połowy nowych V10, ale w tym budżecie to ciągle około 50 złotych, więc warto rozważyć zakup słuchawek, które zaoferują pełniejsze brzmienie.

Podsumowanie


Słuchawki dokanałowe Alfawise V10 to pierwszy krok tego producenta w stronę konstrukcji hybrydowych i słychać, że firma jeszcze musi popracować nad tą technologią. O ile ogólna barwa ich brzmienia, dynamiczny bas czy rozbudowanie sceniczne mogą się podobać, to już nierówne strojenie potrafi być kłopotliwe w niektórych nagraniach. Pewnym rozczarowaniem jest też jakość wykonania, bo choć w takim budżecie nie należy oczekiwać cudów, to konkurencja pokazuje, że można lepiej.

Jeśli jednak się zdecydujemy na zakup Alfawise V10, nie musimy się martwić, że dostajemy do ręki słabe słuchawki. Mimo pewnych braków, w cenie 25 dolarów ciągle stanowią one sensowny wybór, zwłaszcza w spokojniejszych gatunkach muzycznych.

Zalety:
+ dynamiczny i nieprzesadzony bas,
+ przyjemnie długo wybrzmiewające dźwięki,
+ dobrze rozbudowana scena z wyraźną holografią,
+ niezłe jakościowo oryginalne nakładki,
+ ciekawy wygląd.

Wady:
– za szybkie odcięcie na skrajach pasma,
– nierówna średnica zaburzająca dynamikę nagrań,
– mogą wyciągać sybilanty,
– mało ergonomiczny oryginalny przewód,
– niedociągnięcia w jakości wykonania.

Opisywane słuchawki kupicie w:

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj