Craft Ears Aurum są zaawansowanymi trybrydami dla wymagających. Słuchawki rodzimego producenta zostały wyposażone w przetwornik dynamiczny, poczwórne przetworniki armaturowe oraz podwójne elektrostatyczne na stronę. Przetestowałem wariant uniwersalny z modularnym kablem.
Aurum to mój pierwszy kontakt ze słuchawkami poznańskiej manufaktury. Zacząłem wysoko, bo bohater niniejszego testu plasuje się na drugim miejscu w hierarchii uniwersalnych dokanałówek Craft Ears, tuż poniżej modelu Omnium. Mowa o konstrukcji nietypowej, bo trybrydowej, czyli wyposażonej nie tylko w przetworniki dynamiczne i armaturowe, ale także elektrostatyczne marki Sonion, które odpowiadają za wysokie tony. Taka konfiguracja ma zapewnić głęboki bas, neutralną i szczegółową średnicę, swobodnie rozciągniętą górę pasma, a także obszerną scenę dźwiękową. Innymi słowy Aurum mają być słuchawkami kompletnymi.
Byłem niezmiernie ciekawy, jak Aurum wypadają w porównaniu do testowanych niedawno FiR Audio E12, kosztowniejszych IEM-ów wyposażonych w… pojedyncze przetworniki dynamiczne. Interesowało mnie również porównanie z podobnie wycenionymi i w pełni armaturowymi Campfire Audio Andromeda Emerald Sea. Nie mogłem też odpuścić sobie konfrontacji z tańszym modelem FiiO FX15. Ostatnie porównanie jest szczególnie interesujące, bo FX15-tki to również trybrydy, wyposażone w mniej przetworników armaturowych, ale więcej elektrostatycznych. Poniżej moje wrażenia z kilkutygodniowych testów.
Wyposażenie
Zestaw testowy zawierał:
- trzy pary tipsów jednokołnierzowych (S, M, L);
- trzy pary tipsów dwukołnierzowych (S, M, L);
- pojemnik na końcówki;
- modularny kabel (długość ok. 120 cm);
- wtyczki 3,5 mm oraz 4,4 mm;
- plastikowe pudełko na słuchawki i akcesoria;
- dwie naklejki oraz karta z podziękowaniem za zakup.
Wyposażenie jest bogate, a akcesoria wysokiej jakości. Tipsy nie budzą zastrzeżeń, a przewidziano na nie niewielki pojemnik. Z kolei na słuchawki oraz wszystkie akcesoria przygotowano solidne, wodoodporne pudełko, wewnątrz którego znajdują się piankowe przegródki i pokrowiec z zamkiem błyskawicznym, przypinany za pomocą rzepu. To nie koniec, bo pudełko zostało także wzbogacone o regulowaną opaskę na nadgarstek.
Wariant testowy został wyposażony w ulepszony kabel, czyli wykonany z miedzi monokrystalicznej i z wymiennymi wtyczkami 3,5 mm oraz 4,4 mm. Dla porównania standardowy przewód słuchawek bazuje na posrebrzonej miedzi i nie jest modularny – zwieńczono go wtyczką 3,5 mm. Warto mieć to na uwadze podczas lektury moich wrażeń użytkowo-sonicznych.
Konstrukcja
Widać, że Aurum to dzieło specjalistów od słuchawek typu CIEM – świadczą o tym obudowy z wydruku 3D, ręcznie wykonane faceplate’y oraz gniazda w standardzie 2-pin 0,78 mm. Ostateczny wygląd słuchawek zależy od nabywcy, bo jak przystało na słuchawki spersonalizowane, możemy je zaprojektować tuż przed zakupem, wybierając spośród dziesiątek wzorów i kolorów. Egzemplarz testowy posiada czarne obudowy oraz pokrywki Green/Yellow Colorized Wood ze złotymi logo. Uważam, że rezultat jest świetny – mnie słuchawki momentalnie przypadły do gustu.
W obrębie pokrywek można dostrzec nie tylko znaczki producenta, ale także niewielkie otwory odpowietrzające. Z kolei od wewnętrznej strony nie zabrakło klasycznych tulejek z potrójnymi otworami oraz numeru seryjnego. Gniazda 2-pin 0,78 mm trafiły oczywiście na szczyt słuchawek, ale nie zostały wpuszczone w obudowy (są flush, a nie recessed). Wtyczki trzymają się nich perfekcyjnie, a nie sposób narzekać także na metalowy rozdzielacz kabla z suwakiem. Największe wrażenie robi masywny i modularny wtyk z wykręcanym kołnierzem.
Nie mam żadnych zastrzeżeń odnośnie jakości wykonania. Zastosowane materiały są solidne, grube, niezwykle gładkie oraz przyjemne w dotyku. Pokrywki perfekcyjnie przylegają do obudów, gniada nie są luźne, a kabel spleciono idealnie i zabezpieczono elastyczną, przezroczystą izolacją. Jest co podziwiać i na czym zawiesić oko.
Ergonomia i użytkowanie
Aurum są dość duże. Trudno się dziwić, bo naszpikowano je przetwornikami, ale z tego powodu słuchawki mogą odstawać z uszu i wymagać odpowiedniej aplikacji. W moim przypadku słuchawki odstawały z uszu mocniej, niż hybrydowe czy multiarmaturowe IEM-y od Campfire Audio czy FiiO, a musiałem też uważać, żeby nie wkładać słuchawek zbyt głęboko, bo wtedy traciłem uszczelnienie.
Czy to problem? Moim zdaniem nie. Po kilku próbach zakładanie słuchawek przestało być wyzwaniem. Aurum nie wypadały mi także podczas dynamicznych ruchów głową, a zausznice okazały się być optymalnie wyprofilowane, bo nie spadały z małżowin usznych, ani nie wrzynały się w skórę. Kabel także spisywał się na piątkę – przewód jest odpowiednio długi oraz lejący się, więc świetnie się układa. Zatem z satysfakcją używałem modelu Aurum zarówno z urządzeniami mobilnymi, jak i stacjonarnymi.
Mogłem też słuchać muzyki w różnych warunkach, bo Aurum skutecznie izolują od otoczenia. Podczas odsłuchów właściwie nic mi nie przeszkadzało, a pisząc te słowa nie słyszałem też stukotu klawiszy klawiatury mechanicznej, ani miejskiego zgiełku zza okna. Mocna izolacja nie wiąże się też z żadnymi negatywnymi konsekwencjami – membrany dynamików nie klikają, a kanały słuchowe nie są zasysane. To świetne wieści, bo dzisiaj słuchawki typu IEM nie gwarantują skutecznego tłumienia hałasu, a szczególnie te zaawansowane i wieloprzetwornikowe.
Znalazłem dwie, małe wady użytkowe. Po pierwsze pudełko na słuchawki jest dość ciasne – jeśli nie wypniemy wtyczek 2-pin, to trudno je spakować razem z pokrowcem na akcesoria. Ostatecznie postanowiłem wypiąć pokrowiec, żeby nie nadwyrężać gniazd 2-pin ciągłym wypinaniem. Wtedy słuchawki mieściły się już bez problemu. Modularna wtyczka kabla także mogłaby być lepsza. Wkłady mocuje się łatwo i wskakują one tylko w jednej, poprawnej pozycji, ale wątpliwości budzi nakręcany kołnierz – trzeba precyzyjnie trafić na gwint, by udało się go odpowiednio dokręcić.
Specyfikacja
- przetworniki: dynamiczny PEN 10 mm (bas) + 2x armaturowy (bas/średnica) + 2x armaturowy (średnica/wysokie tony) + 2x elektrostatyczne Sonion (wysokie tony)
- pasmo przenoszenia: 5 Hz-40 kHz
- impedancja: 9,6 Ω
- poziom izolacji: -26 dB
- kabel: miedź OCC, 2-pin 0,78 mm > 3,5 mm/4,4 mm (ok. 150 cm)
- masa: 5 g (pojedyncza słuchawka); 43 g (obie słuchawki z kablem, tipsami itd.)
Brzmienie
Craft Ears Aurum to jedne z najlepszych słuchawek, jakie miałem okazję testować – mogą one stawać w szranki ze znacznie droższymi konstrukcjami, a niektórym z pewnością dokopią. Brzmienie na planie litery „U” okazało się być niezwykle angażujące, rozdzielcze i do tego uniwersalne. Można liczyć na swobodne zejście basu, klarowne oraz barwne pasmo średnie i rozciągniętą, ale nie jazgotliwą górę pasma, a wszystko to zamknięte w obszernej, trójwymiarowej scenie dźwiękowej.
Niskie tony są masywne, szybkie i gęste, a do tego rozbrzmiewają soczyście i sprężyście. Bas to niejako fundament dźwięku słuchawek – dociąża brzmienie, nadaje muzyce energetycznego i wciągającego charakteru, bo cechuje się mocnym atakiem, efektownie wibruje i szybko wygasa. Dół pasma jest też przyjemnie gładki, ale nie na tyle, by sprawiał wrażenie rozmytego – kontur dźwięku jest wciąż zarysowany, a faktura instrumentów nadal wzorowo różnicowana. W paśmie można wychwycić multum detali, co dotyczy zarówno niskiego, średniego, jak i wyższego zakresu. Wrażenie robi też wszechstronność basu – podczas testów Aurum potrafiły zabrzmieć niczym subwoofer, szybko pulsować i mocno uderzać, jak i brzmieć zwiewnie w zależności od repertuaru. Cyfrowe sample, syntezatory, fortepian, kontrabas czy gitary basowe brzmiały przekonująco, wyraziście i mocno.
Średnica nie daje się przytłoczyć ani niskim, ani wysokim tonom, a do tego ma zrównoważony charakter. Nie brakuje nasycenia i barw w jej niższym podzakresie, więc instrumenty oraz wokale mają odpowiednie podparcie. Głosy, gitary, smyczki czy perkusja nie znikają w tyle, więc nie należy bać się U-kształtnej sygnatury. Z kolei wyższy podzakres jest zarysowany, wyrazisty i klarowny, więc muzyka nie sprawia wrażenia rozmytej, zgaszonej czy mdłej. Na szczęście nie przesadzono, bo wyższa średnica nie jest agresywna czy kłująca. Myślę, że rozdzielczości dźwięku nikomu nie zabraknie – szczegóły nie są maskowane, krytyczne odsłuchy jak najbardziej wchodzą w grę, mimo muzykalnego charakteru słuchawek. Zaznaczam jednak, że przetestowałem słuchawki w wersji z miedzianym kablem, a nie posrebrzanym. Przewodnik w standardowym kablu może wzmóc wyższą średnicę i górę pasma.
Charakter wysokich tonów jest analogiczny do basu. Producent nie przesadza z rozciągnięciem skrajnych pasm, bo góra również pnie się wysoko, swobodnie rozbrzmiewa i jest precyzyjna. Nadaje to muzyce bezpośredniego i klarownego, ale jeszcze nie wyżyłowanego charakteru. Spora w tym zasługa przetworników elektrostatycznych – słychać, że brzmienie jest bardziej wyraziste, niż w przypadku słuchawek dynamicznych czy klasycznych hybryd, że talerze perkusyjne czy dzwonki rozbrzmiewają dźwięcznie, mocno i swobodnie. O jakimkolwiek przyciemnieniu czy zgaszeniu dźwięku nie ma absolutnie mowy, niemniej nie odbieram słuchawek jako ostrych – słuchało mi się ich przyjemnie nawet w gorzej zrealizowanym repertuarze i w nieperfekcyjnych konfiguracjach. O tym jednak za chwilę, bo Aurum mają pewne wymagania synergiczne.
Elipsoidalna scena to wisienka na torcie. Korzystałem głównie z połączeń zbalansowanych i zachwycałem się jej szerokością – separacja kanałów jest niezwykle kontrastowa, co przekłada się na fantastyczną stereofonię. Instrumenty są eksponowane daleko na lewo i prawo, brzmią warstwowo i są wzorowo odseparowane. Nie zawiodłem się także holografią – przestrzeń jest jednocześnie głęboka i wysoka, a instrumenty kształtne i trójwymiarowe, bo zajmują w scenie nie punkty, a obszary. Prym wiedzie bas – kontrabas, basówki czy fortepian są „duże”, budują podstawę dla pozostałych instrumentów. Nie miałem jednak wrażenia ciasnoty, niskie tony nie zalewały dźwięku, wciąż nie brakowało mi powietrza, za co krytykowałem niedawno FiR Audio E12.
Craft Ears Aurum – porównania z FiR Audio E12, Campfire Audio Andromeda Emerald Sea i Solaris Stellar Horizon oraz FiiO FX15
FiR Audio E12 to również muzykalne, efektownie i porywająco brzmiące słuchawki, ale o innym charakterze. E12-tki bazują na pojedynczym dynamiku, co słychać – ich sygnatura jest masywna, gładka, ciepła i łagodna. Brzmienie Aurumów również można określić jako gładkie, barwne i z nutą ciepła, ale to słuchawki o mniejszej dawce basu, klarowniejszej średnicy i zdecydowanie jaśniejszej górze pasma. Innymi słowy Aurum są bardziej zrównoważone przy basowych E12-tkach. Moim zdaniem polski produkt wygrywa też sceną dźwiękową, szerszą, bardziej napowietrzoną i z lepiej odseparowanymi instrumentami. Doceniłem E12-tki i nadal je lubię, ale ode mnie punkt dla Aurum, które są przy bardziej zaawansowane konstrukcyjnie, tym tańsze i łatwiej dostępne (6300 zł w Polsce). E12-tki należy importować (ok. 7000 zł + opłaty).
Następnie sięgnąłem po w pełni armaturowe słuchawki Campfire Audio, czyli najnowsze Andromeda Emerald Sea. Okazały się one brzmieć podobnie masywnie i gęsto, ale wyraźnie płycej w subbasie ze względu na brak przetwornika dynamicznego. Moim zdaniem emeraldowe Andromedy mają też lekko zgaszoną wyższą średnicę i górę pasma, a do tego nie brzmią tak przestrzennie, jak Aurum. Słuchawki z Poznania są w rezultacie klarowniejsze i bardziej bezpośrednie, a do tego wygrywają głębszym basem i mocniej rozbudowaną górą pasma. To nie koniec, bo odebrałem też scenę Aurum jako szerszą i bardziej napowietrzoną. Lubię najnowsze Andromedy (6600 zł), ale uważam, że Aurum z nimi wygrywają, a to bezpośredni konkurenci.
Skonfrontowałem Aurum także z horrendalnie drogimi Solaris Stellar Horizon, hybrydowymi słuchawkami Campfire Audio, które mają zgoła odmienny charakter. Właściwie rzadko porównuję ze sobą tak skrajnie odmiennie grające konstrukcje, bo Solarisy oferują lekki i punktowy bas, mocno zarysowaną średnicę i rozjaśnioną górę pasma, więc brzmią analitycznie, technicznie i bezwzględnie. Przy nich Aurum to masywność, ciepło, gładkość i przystępność, bo rodzime słuchawki oferują mocniejszy subbas, przystępniejsze średnie i klarowne, ale spokojniejsze wysokie tony. Co ciekawe wymiary sceny dźwiękowej oraz holografia są zbliżone w obu modelach, a Solaris Stellar Horizon to słuchawki dwukrotnie droższe (ok. 13000 zł). Solarisy mają coś w sobie, ale bez mrugnięcia okiem wybrałbym Aurum.
Na koniec zestawiłem Aurum ze znacznie tańszymi i również trybrydowymi FiiO FX15. Co ciekawe słuchawki od FiiO mają zbliżony charakter, bo również nie brakuje im basu, średnica jest klarowna, a góra pasma wyrazista. Okazuje się jednak, że bas nie schodzi tak głęboko, pasmo średnie jest mniej barwne, a wysokie tony ostrzejsze. Nie uważam, aby FiiO brzmiały żyletkową górą, ale Aurum są w górze pasma przystępniejsze przy zachowaniu podobnej klarowności. FX15 nie dorównują też sceną do modelu Aurum – ta jest wyraźnie węższa u FiiO w tych samych połączeniach zbalansowanych. To nie koniec, bo FX15-tki przegrywają też rozdzielczością – nie przekazują tylu informacji w basie oraz średnicy, co Aurum. Uważam, że Aurum wygrywają jakością, ale warto wiedzieć, że słuchawki FiiO mocno staniały (4000 zł > 2900 zł), więc są teraz ponad połowę tańsze od Aurum.
W międzyczasie dotarły do mnie nowe, flagowe i tym samym najdroższe z dotychczas wydanych dokanałówek armaturowych od FiiO, czyli model FA19. Co ciekawe w dźwięku obud modeli słychać sporo podobieństw, ale postanowiłem ująć porównanie Craft Ears Aurum z modelem FA19 w teście dedykowanym tym ostatnim słuchawkom.
Craft Ears Aurum – synergia
Aurum mają spore wymagania odnośnie źródła dźwięku. Mniej ważna jest synergia, bo w Aurum w wersji z kablem miedzianym dogadują się z odtwarzaczami brzmiącymi ciemniej, neutralnie oraz klarowniej. Niemniej wrażliwi na wysokie tony i tak powinni uważać na górę pasma, bo w gorszych realizacjach może być lekko ostrawa. Ważny jest także przekaz średnicy – odtwarzacze o gładkim charakterze lekko dublują się z samymi słuchawkami, więc moim zdaniem lepsze efekty dają źródła brzmiące twardym, zarysowanym i wyrazistym dźwiękiem.
Dla przykładu FiiO M17 zgrał się trochę gorzej od Astell&Kerna Kann Max właśnie z tego powodu – ten pierwszy DAP nie zapewnił tak twardego, precyzyjnego konturu w basie i średnicy, jak ten drugi. Oba odtwarzacze pozwoliły jednak rozwinąć słuchawkom skrzydła, bo Aurum potrzebują źródła z wysokiej półki, by pokazały swoje rozdzielczo-dynamiczno-przestrzenne możliwości. Słuchawki bez wątpienia skalują się ze sprzętem. Nie znaczy to, że Aurum brzmią słabo z niżej pozycjonowanych odtwarzaczy czy kombo, bo wciąż świetnie słuchało mi się ich z klawiatury FiiO KB3 czy Cayina N3Pro. Słuchawki są po prostu w stanie wykorzystać potencjał zaawansowanego sprzętu, a już szczególnie w kwestii sceny/holografii.
To nie koniec wymagań – potrzebna jest także moc. Wiem, że brzmi to absurdalnie w kontekście słuchawek dokanałowych o impedancji 9,6 oma, ale Aurum zaczynają brzmieć odpowiednio dynamicznie dopiero na średnim lub nawet wysokim wzmocnieniu. Na niskim podbiciu mocy nie brakuje, ale brzmienie jest niemrawe, mało angażujące. Jeśli Aurum nie porywają, brzmią bez życia, to trzeba je doładować prądowo. Na szczęście nie musimy przejmować się czystością sygnału – Aurum brzmiały czysto z moich źródeł, z czym wspominane FiR Audio czy Campfire’y mają problemy. Świetnie, bo E12-tki czy Andromedy szumią nawet z wyjść niesymetrycznych i na niskich poziomach wzmocnienia.
Podsumowanie
Craft Ears Aurum to znakomite trybrydy! Słuchawki zostały bogato wyposażone, świetnie wykonane i oferują przyzwoitą ergonomię, jak na tak dużą konstrukcję. Pozytywnie oceniam także izolację akustyczną oraz opcjonalny modularny kabel z wtyczkami 3,5 mm oraz 4,4 mm. Brzmienie jest w zasadzie kompletne – Aurum oferują pełny i energiczny bas, bezpośrednie i barwne średnie oraz rozciągniętą, ale precyzyjną górę pasma. Z kolei scena jest szeroka i holograficzna.
Aurum wymagają odpowiedniej aplikacji i są duże, więc odstają z uszu. Do najlepszych efektów potrzebna jest też synergia oraz moc, żeby uzyskać idealne zgranie i nie podcinać słuchawkom rozdzielczo-dynamicznych skrzydeł.
Craft Ears Aurum kosztują około 6300 zł w wersji z posrebrzonym przewodem. Cena kabla modularnego nie jest mi znana, ale moim zdaniem warto się nim zainteresować lub wyposażyć się w inny, miedziany kabel, bo rezultaty przerosły moje oczekiwania. Rzadko przyznaję rekomendacje tak drogim słuchawkom, ale tym razem zrobię wyjątek – Aurum na to zasłużyły. Moim zdaniem FiR Audio E12, Campfire Audio Emerald Sea czy nawet Solaris Stellar Horizon z nimi przegrywają.
Dla Craft Ears Aurum
Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ solidne wykonanie
+ estetyczne wzornictwo
+ przyzwoita ergonomia
+ skuteczna izolacja akustyczna
+ modularny kabel (dostępny opcjonalnie)
+ pełny bas, barwne średnie i klarowna góra pasma
+ wysoka rozdzielczość i muzykalność
+ szeroka, trójwymiarowa scena dźwiękowa
Wady:
– duże obudowy
– wymagają pewnej synergii i trochę większej mocy
Sprzęt dostarczył:
Chętnie przeczytałbym recenzję modelu Omnium, macie może w planach? Aurum są ciekawe, ale nie zdobyły tylu pozytywnych słów co droższy model.