Enacfire E60 to niedrogie słuchawki TWS, które wyposażono w Bluetooth 5.0 z kodekiem aptX, panele dotykowe, wodoodporne obudowy i etui z ładowaniem indukcyjnym. Akumulatory mają zapewnić do 8 godzin działania jednorazowo i do 48 godzin łącznie.

Pierwsze słuchawki True Wireless Stereo trafiły do sprzedaży raptem kilka lat temu. Początki były nieciekawe, bo nawet droższe modele cierpiały na problemy z zasięgiem, stabilnością sygnału i były podatne na zakłócenia, przez co korzystanie z nich w przestrzeni miejskiej było często niemożliwe. Na szczęście sytuacja się szybko poprawiła, a słuchawki tego typu mocno potaniały. Dzisiaj można kupić za niewielkie pieniądze stabilnie działające, wygodne i funkcjonalne TWS-y.

W moje ręce trafiły Enacfire E60, które wydają się być tego dobrym przykładem – kosztują około 30 euro, a intrygują specyfikacją. To podstawowy model serii, który został wyposażony w dotykowe panele, wodoodporne obudowy w standardzie IPX8, ładowanie indukcyjne Qi oraz wydajne akumulatory. Ciekawy jest też sam kształt słuchawek, bo ten jest ergonomiczny – na oko E60-tki wyglądają jakby miały dobrze wypełniać małżowiny i pewnie się ich trzymać. Sprawdziłem, czy Enacfire to udane słuchawki i jak wypadają na tle konkurencji.

REKLAMA
final

Wyposażenie

Zestaw zawiera:

  • cztery pary tipsów z wąskim kołnierzem (S, M, L);
  • dwie pary tipsów z szerszym kołnierzem (M, L);
  • kabel USB (19 cm);
  • instrukcję obsługi.

Pierwszy zestaw tipsów składa się z wąskich, szarych i półprzezroczystych nakładek, które przypominają te dodawane do modelu Creative Outlier Air Sports. Niestety tipsy Enacfire E60 nie dorównują im jakością wykonania, bo ich krawędzie są nierówne i pofalowane. Alternatywne tipsy wyglądają już lepiej, są matowoczarne, gładkie w dotyku, ale jest ich mało, bo tylko dwie pary. Kabel USB jest zwyczajny, ale ma obłe i niewielkie obudowy wtyczek.

Konstrukcja

Słuchawki wyglądają przeciętnie – dominuje matowy kolor, wstawki są połyskujące, a ozdoby ograniczają się do prostych, srebrnych nadruków. Kształt jest także specyficzny, pofalowany i pękaty, więc Enacfire E60 nie prezentują się tak zjawiskowo, jak droższe modele znanych marek. Jednak słuchawki są nadal dyskretne, wyglądają uniwersalnie, a do tego są dostępne w pięciu, mniej lub bardziej efektownych wersjach kolorystycznych. Oprócz czerni, można je mieć w kolorach: białym, szarym, czerwonym oraz niebieskim.

Obudowy słuchawek są dwuczęściowe. Zewnętrzny fragment zwęża się ku górze, gdzie znajdują się dotykowe panele otoczone srebrnymi pierścieniami, w obrębie których nadrukowano literowe oznaczenia kanałów. Tuż obok nich można dostrzec pojedyncze diody oraz niewielkie otwory z mikrofonami. Natomiast od wewnętrznej strony są typowe, podwójne i pozłocone styki ładujące, a także literowe oznaczenia kanałów. Obudowy przechodzą płynnie w tulejki, które zostały zabezpieczone siateczkami.

Etui w kształcie kapsuły ma kompaktowe wymiary. Wieczko jest magnetyczne, ozdobione logo producenta oraz wyposażone we wcięcie ułatwiające otwieranie. Poniżej niego widnieje rząd pięciu białych diod, wskazujących poziom akumulatora. Producent nie oszczędzał, bo zastosowano USB typu C zamiast micro USB, które znajduje się z tyłu. Natomiast wewnątrz pudełka są dobrze znane foremki z połyskującego tworzywa, idealnie odpowiadające kształtowi słuchawek. Nie zabrakło tam oczywiście sprężynowych złącz ładujących.

 

Zarówno słuchawki, jak i etui nie rozpadają się w rękach, są nieźle spasowane i przyzwoicie obrobione. Jednak jakość wykonania to nic specjalnego, bo można zauważyć pewne problemy ze spasowaniem konstrukcji i wykończeniem, np. pozostałości poprodukcyjne i szorstkie krawędzie. W tej cenie jest to do wybaczenia, ale mogło być lepiej – konkurencyjne Edifier TWS1 są wykonane solidniej od Enacfire E60.

Ergonomia i użytkowanie

Widać, że producent inspirował się słuchawkami spersonalizowanymi, bo Enacfire je naśladują – obudowy od wewnętrznej strony są wyprofilowane tak, by możliwie jak najlepiej wypełniały wnętrza małżowin, odpowiadały wgłębieniom i wypukłościom. Moim zdaniem efekt nie jest jeszcze tak dobry, jak np. w przypadku przewodowych FiiO FA1, ale ergonomia modelu E60 i tak zasługuje na pochwałę. W końcu zaprojektowanie słuchawek ergonomicznych i zarazem uniwersalnych to nie lada wyzwanie.

Enacfire E60 lekko rozpierają małżowiny, bo nie należą do najmniejszych, ale dzięki temu wzorowo trzymają się uszu. Nie mogłem spowodować, by słuchawki wypadły, pozostawały na swoich miejscach, nie ważne jak bardzo się starałem. Nie miałem też powodów do narzekania na tulejki, które okazały się być optymalnie długie. Czarne tipsy spisywały się na piątkę, idealnie uszczelniały kanały słuchowe, co przekładało się na bardzo dobrą izolację pasywną – otoczenie nie dawało się we znaki w trakcie korzystania ze słuchawek. Gorzej było natomiast z nakładkami szarymi, mającymi tendencję do zaginania się – te izolowały słabiej.

Obsługa słuchawek jest prosta, ponieważ panele dotykowe wzorowo reagują na komendy, a te są intuicyjne. Słuchawki umożliwiają pauzowanie muzyki (dotknięcia lewego lub prawego panelu), zmianę utworów do tyłu lub do przodu (podwójne dotknięcia lewej bądź prawej słuchawki) oraz regulację głośności (przytrzymywanie lewej lub prawej słuchawki). Bardzo lubię taki projekt obsługi, bo wystarczy zapamiętać, że lewa słuchawka to „minus” (poprzedni utwór, ściszanie), a prawa to „plus” (następny utwór, zwiększanie głośności). Nie zabrakło także obsługi asystentów głosowych, aktywowanych potrójnymi dotknięciami którejkolwiek słuchawki. Ponadto poszczególne operacje są potwierdzane sygnałami dźwiękowymi, z wyjątkiem regulacji głośności.

Funkcjonalność jest całkiem niezła. Enacfire E60 wyposażono w interfejs Bluetooth 5.0 w ramach układu Qualcomm QCC3020, który wspiera kodek aptX, a słuchawki są też w pełni wodoodporne (standard IPX8). Świetnie, że zastosowano także USB typu C oraz etui z ładowaniem indukcyjnym Qi, spotykane zazwyczaj w dużo droższych modelach. Dzisiaj jednak „indukcja” nie robi już takiego wrażenia, ponieważ dostępne są tańsze słuchawki TWS kompatybilne z ładowarkami Qi, np. udane Bluedio Ei, wycenione na około 90 zł. E60-tki obsługują także rozmowy, ale nie ma co liczyć na wysoką jakość przekazu. Zabrakło też automatycznego pauzowania po wyjęciu słuchawek z uszu, a ponadto E60 nie posiadają ANC, co jednak w tej cenie jest do wybaczenia.

Producent obiecuje 8 godzin odtwarzania muzyki jednorazowo oraz do 48 godzin łącznie. W praktyce E60 wytrzymują raczej 6-7 godzin działania z dala od etui, które to uzupełni akumulatory słuchawek jeszcze około pięć razy. Nie jest to rekordowy wynik, bo Creative Outlier Active Sports czy też Samsung Galaxy Buds+ wytrzymują 9-11 godzin, ale w tej cenie czas działania nadal można uznać za dobry. Jednorazowo ze słuchawek i tak korzysta się krócej oraz doładowuje w etui po każdym użyciu, więc w praktyce Enacfire E60 wytrzymają wiele dni.

Specyfikacja

  • interfejs: Bluetooth 5.0 z aptX (Qualcomm QCC3020)
  • przetworniki: dynamiczne 6 mm
  • funkcje: wodoodporność IPX8, panele dotykowe, ładowanie Qi
  • czas działania: do 8 godz. jednorazowo (do 48 godzin łącznie)
  • masa: 5 g (jedna słuchawka), 34 g (etui)

Brzmienie

  • Słuchawki: Samsung Galaxy Buds+ i Buds Pro, RHA TrueConnect 2, Tronsmart Apollo Bold, Creative Outlier Air Sports, Campfire Audio Andromeda i Solaris, FiiO FA9, FH7 i FH3, Meze Rai Solo, Moondrop Starfield
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila II, Burson Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3B i AM3E), FiiO BTR5, BTR3K i UTWS1, EarStudio ES100, Oriolus 1795, Qudelix-5K
  • DAP: FiiO M15 i M11 Pro, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), Google Pixel 4a 5G

Jak przystało na słuchawki azjatyckich marek, jakość dźwięku jest wyższa niż sugeruje to cena. Nie, Enacfire E60 nie brzmią jeszcze na poziomie topowych modeli TWS, mają też pewne braki względem słuchawek ze średniej półki, ale brzmienie i tak robi dobre wrażenie. Powinni być zadowoleni fani rozrywkowego dźwięku, słuchawek brzmiących ciepło i masywnie, z głębokim basem i przyciemnioną górą – E60 to dobry wybór dla wrażliwych na wysokie rejestry, szukających w muzyce przede wszystkim rozrywki. Melomani gustujący w analitycznym, neutralnym, zrównoważonym lub też wyostrzonym dźwięku powinni za to omijać E60-tki szerokim łukiem.

Bas to główne danie. Enacfire E60 obfitują w midbas, masywny, gęsty i ciepły, ale potrafią też całkiem efektownie zejść w subbas, nisko wibrować i pulsować. Nie brakuje też energii, bo bas umie mocno uderzyć i sprawnie wygasnąć – dół nie jest jeszcze idealnie szybki, brzmienie jest nadal dość „misiowate”, ale jeszcze nie „zamulone”. Priorytet miała rozrywka, bas nie jest szczegółowy, nie różnicuje instrumentów w sposób kontrastowy, często ujednolica ich faktury. Enacfire E60 rozwijają skrzydła w elektronice, rapie, muzyce popularnej, rocku lub metalu, a gorzej radzą sobie ze spokojniejszymi gatunkami muzycznymi. W teorii niskie tony można lekko uszczuplić korzystając z szarych tipsów zamiast czarnych. Wtedy dół zyskuje na detalach, ale mocno się spłyca – słychać, że czarne tipsy to bardziej optymalny wybór.

Pasmo średnie jest z tyłu względem basu, a wyższa średnica ustępuje tej niższej. Strojenie jest więc dość typowe – ciepłe, podkoloryzowane i wygładzone. Detal ponownie ustępuje miejsca efektowności, brzmienie jest łagodne, wypełnione i przy tym dość barwne. Mimo faworyzacji basu, wokale nadal nie dają się zupełnie zdominować, a brzmienie jest ciągle dość bezpośrednie. Raczej nie ma jednak mowy o wysokiej klarowności, idealnie bezpośrednim i wyrazistym dźwięku, bo uspokojenie wyższej średnicy i góry pasma powoduje zagęszczenie, lekkie zawoalowanie dźwięku. Enacfire E60 nie są więc typową V-ką, góra ma znacznie mniej do powiedzenia od basu. Ma to jednak swoje zalety, bo dzięki temu słuchawki świetnie współpracują z wymagającym metalem, który nie jest jazgotliwy.

Wysokie tony są uspokojone. Góra nie została zupełnie wycięta, bo talerze perkusyjne ciągle kontrują bas i nadają muzyce rytmu, ale można już mówić o przyciemnieniu dźwięku. Moim zdaniem muzyka nie jest jednak zgaszona, a po prostu pozbawiona jakiejkolwiek ostrości – nie ma szans na kłucie czy syczenie, E60 brzmią przystępnie nawet w ostrzej zrealizowanych kawałkach. Moim zdaniem brzmienie mogłoby być trochę jaśniejsze, ale nie ma wątpliwości, że zamysłem producenta był pierwszoplanowy bas i maksymalnie muzykalny przekaz. Dźwięczne talerze perkusyjne, superwysokie wokale i maksymalnie rozciągnięte instrumenty smyczkowe – to nie tutaj. Enacfire E60 faworyzują raczej przeciwległe spektrum, stawiają bas ponad górę pasma.

Scena dźwiękowa nie jest duża. Jak zwykle prym wiedzie szerokość, co jest typowe dla dwóch niezależnych słuchawek TWS. Słuchawki grają więc mocno na lewo i prawo, ale potrafią też przekonać głębią, zróżnicować muzykę w płaszczyźnie przód-tył. Trochę gorzej jest z wysokością sceny, co jest zazwyczaj bolączką słuchawek Bluetooth. W przypadku Enacfire E60 instrumenty są także eksponowane głównie blisko linii uszu – tylko niektóre dźwięki docierają jakby znad głowy. Nie można liczyć na olbrzymią przestrzeń, mnóstwo swobody i powietrza czy wyjątkowo kontrastową separację dźwięków – instrumenty nie zlewają się ze sobą, ale są gęsto upakowane. To efekt podbitego basu, który wypełnia zakamarki sceny.

Enacfire E60 vs inne słuchawki
Enacfire E60 nie dorównują jeszcze do Jabra Elite 75t lub tym bardziej Elite 85t. Oba modele brzmią precyzyjniej, klarowniej, przekazują więcej detali i swobodniej schodzą w subbas – nie są tak przyciemnione, jak E60. To też zupełnie inne brzmienie od Samsungów Galaxy Buds+ (równiejszych, neutralnych, klarownych oraz przestrzennych) czy HiFiMAN-ów TWS600 (płytkich w basie, średnicowych i analitycznych). RHA TrueConnect 2, mimo iż również sfokusowane wokół basu i muzykalności, również brzmią jaśniej od Enacfire E60. W bezpośrednich porównaniach z droższymi modelami nie ma gigantycznej przepaści, E60-tki są gorsze, ale w swojej cenie i tak nie rozczarowują, a wręcz imponują dźwiękiem.

Można za to wychwycić wiele podobieństw do modeli Tronsmart Apollo Bold lub też Creative Oultier Air Sports. Te dwie pary także brzmią basowo, również łagodzą wysokie tony na rzecz maksymalnie przystępnego, gładkiego i barwnego przekazu. Enacfire E60 są tańsze od obu modeli, nie mają ANC w przeciwieństwie do Apollo Bold i nie oferują tak długiego czasu działania, jak Outlier Air Sports, ale brzmienie jest na bardzo podobnym poziomie jakościowym. Może Apollo Bold schodzą trochę głębiej i brzmią przestrzenniej, a Outlier Air Sports są mniej wygładzone, ale różnice nie są duże – moim zdaniem Enacfire E60 się bronią.

Enacfire E60 mają jednak mocnego konkurenta. To wspominane Edifier TWS1, które również wyposażono interfejs Bluetooth 5.0 z kodekiem aptX, brzmią rozrywkowo, ale bardziej klarownie na planie klasycznej litery V. W efekcie TWS1 są jaśniejsze od E60, ale kosztem zejścia basu, bo Edifiery również wyciągają subbas, ale trochę płytszy. Muszę przyznać, że oba modele satysfakcjonują, ale mnie trochę bardziej podobało się klarowniejsze brzmienie TWS1. Warto jednak mieć na uwadze, że TWS1 są mniej wygodne i nie tak praktyczne, bo wykonano je w całości z połyskujących tworzyw. Ponadto panele dotykowe Edifierów TWS1 podpadają responsywnością, mają problemy z reagowaniem na dotknięcia, a projekt obsługi jest bardziej ograniczony. Moim zdaniem użytkowo Enacfire E60 są górą.

Podsumowanie

Enacfire E60 to udane TWS-y z niższej półki. Słuchawki są komfortowe, świetne izolują i nie rozczarowują stroną użytkową – panele dotykowe oraz intuicyjna obsługa zasługują na pochwałę. Funkcjonalność jest wysoka, bo Bluetooth 5.0 z aptX-em odpowiada za stabilną pracę, czas działania jest satysfakcjonujący, a etui praktyczne. W tej cenie atutami są także wodoodporność IPX8 oraz obsługa ładowarek Qi, więc akumulator w etui można uzupełniać bezprzewodowo. Brzmienie jest dobre – ciepłe, basowe, masywne i energiczne.

Wykonanie słuchawek budzi pewne wątpliwości, a wbudowane mikrofony nie zachwycają przechwytywanym głosem. Moim zdaniem czarnych tipsów powinno być więcej, bo lepiej pasują do charakteru słuchawek. Szkoda też, że brzmienie nie jest klarowniejsze – wysokich tonów jest momentami za mało, co jest jednak sprawą subiektywną.

Enacfire E60 kosztują 50 dolarów amerykańskich na oficjalnej stronie producenta. Okazuje się jednak, że można je kupić taniej – niemiecki Amazon oferuje je za niecałe 30 euro, do których trzeba doliczyć jedynie koszty wysyłki. Uważam, że relacja jakości do ceny jest wzorowa – zarówno funkcjonalność, jak i brzmienie wychodzą poza ramy cenowe. Jeśli zakup słuchawek z zagranicznych portali nie stanowi dla nas problemu i szukamy basowo brzmiących TWS-ów, to warto wypróbować E60-tki. W innym wypadku lepiej sięgnąć po Edifiery TWS1, dostępne na polskim rynku, ale trochę droższe i nie tak wygodne w obsłudze.

Dla Enacfire E60

Zalety:
+ dyskretne wzornictwo
+ responsywne panele dotykowe
+ dobra ergonomia
+ mocna izolacja
+ niezły czas działania
+ etui z USB C i ładowaniem Qi
+ Bluetooth 5.0 z aptX
+ stabilne działanie
+ rozrywkowe brzmienie z pierwszoplanowym basem

Wady:
– pewne braki w jakości wykonania
– przeciętna jakość rozmów
– wysokich tonów mogłoby być więcej
– mało nakładek silikonowych drugiego typu

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj