Konstrukcje hybrydowe na dobre zagościły na rynku audio, lecz wśród nich największą popularnością cieszą się te łączące pojedynczy przetwornik dynamiczny z dwoma armaturowymi. Tego typu konstrukcję Fidue zaprezentowało już dawno temu w modelu A83, do którego mam sentyment, gdyż trzy lata temu stał się on moim wstępem do „poważnego” przenośnego sprzętu audio. Kiedy więc usłyszałem pierwsze doniesienia na temat nowego modelu o oznaczeniu A85, z uwagą śledziłem każdą wzmiankę o nim w zagranicznych serwisach, a potem zabiegałem o możliwość otrzymania egzemplarza testowego. Moja cierpliwość została wynagrodzona, czego efektem jest niniejsza recenzja.
Wyposażenie
Kto raz widział opakowania Fidue, ten z daleka rozpozna charakterystyczną limonkową zieleń, choć w tym przypadku A85 jest ona mocno zdominowana przez czerń. Pudełko zresztą od strony graficznej zaprojektowano ze smakiem i poza subtelną grafiką przedstawiającą słuchawkę, na froncie jest jedynie miejsce na nazwę firmy oraz oznaczenie modelu, krótką listę cech słuchawek oraz niewielkie okienko, przez które można ujrzeć jedną z kopułek umieszczoną w piankowej formie. Boki pudełka są z kolei czyste – dopiero na tyle znajduje się specyfikacja podająca podstawowe parametry techniczne. Pudełko jest zapinane na magnes, otwiera się niczym książka w dwie strony, odsłaniając uporządkowaną zawartość oraz więcej informacji na temat produktu.
Po usunięciu piankowej wytłoczki z umieszczonymi w niej kopułkami można dobrać się do składanego etui, a następnie do podłużnego kartonika, w którym umieszczono resztę akcesoriów. Poza słuchawkami, kablem i etui, w zestawie znalazły się:
- para pianek Comply z serii T o rozmiarze 500,
- tipsy silikonowe w 4 rozmiarach (XS/S/M/L),
- dwie pary tipsów dwupłaszczowych – BiFlange (rozmiary M i L),
- para niebrandowanych pianek w rozmiarze M,
- narzędzie do czyszczenia słuchawek,
- narzędzie do odłączania kabla,
- adapter samolotowy,
- przejściówka z wtyczki 3,5 na 6,3 mm.
Muszę przyznać, że jeden element zestawu mnie zawiódł – etui. W stosunku do A83 jest to ogromny wręcz spadek w dół, gdyż zamiast wzorowanego na Peli Case wytrzymałego etui, dostajemy plastikowe pudełeczko z wierzchnią płytką ze szczotkowanego aluminium, które nie budzi mojego zaufania odnośnie trwałości. Wykonano je bowiem z półmatowego, gładkiego plastiku, budzącego uczucie taniości, niczym przy trzymaniu naprawdę taniej chińskiej zabawki. Do tego zawiasiki trzymające wieczko nie są specjalnie grube, a mechanizm zamykania działa w oparciu o dość lekko pracujący zatrzask, bez żadnego zabezpieczenia. Jedyny plus to fakt, że etui jest dość kompaktowe i bez problemu mieści słuchawki, a w środku wyłożone jest ono przyjemną w dotyku, aksamitną tkaniną.
Wykonanie i ergonomia
Kopułki słuchawek, wykonane z aluminium obrabianego metodą CNC, są nie tylko ultra-lekkie, ale przede wszystkim doskonale wykończone. Składają się z dwóch połówek i przez to widoczne jest miejsce, w którym się one zbiegają, ale wszystko zostało idealnie spasowane, bez żadnych szpar czy wyczuwalnej krawędzi na łączeniu. Mogę także śmiało stwierdzić, że pod kątem nawet najdrobniejszych detali lewa i prawa słuchawka są identyczne. Od zewnętrznej strony znajdziemy charakterystyczny dla Fidue wzór skrzydeł z subtelnie wygrawerowaną nazwą firmy. Z kolei na wewnętrznej części kopułek znalazły miejsce umiejscowione przy wtykach oznaczenia kanałów, a także aż trzy otwory wentylujące przetworniki. Najmniejszy z nich ma wielkość otworu dla szpilki i znajduje się mniej więcej w połowie obudowy, tam gdzie zaczyna się ona wysklepiać przechodząc miękką linią w tulejkę. Dwa większe otwory są położone obok siebie i najpewniej przeznaczone dla przetwornika dynamicznego. Mają one podłużny kształt i są położone przy tylnej krawędzi kopułek. Wspomniane tulejki w rozmiarze T500 są moim zdaniem idealnej długości, zapewniając komfort użytkowania przy jednoczesnej optymalnej głębokości aplikacji. Ważne, że tulejki nie posiadają żadnego wybrzuszenia, w czym przypominają chociażby iBasso IT03, które pozwalałoby na pewne mocowanie tipsów. Co prawda nie zdarzyła mi się sytuacja, żeby jakakolwiek nakładka postanowiła zostać w moim uchu, ale to rzecz konieczna do odnotowania. Moją uwagę zwróciła też siateczka chroniąca przetworniki przed zabrudzeniem – w przeciwieństwie do wielu konstrukcji bardziej wygląda to na zastosowanie sitka, a nie siateczki, które dodatkowo ukazuje dwudrożną konstrukcję A85 i wsparte jest na przebiegającym przez środek tulejki elemencie dzielącym kanał dźwiękowy na dwie nierówne części. Taka konstrukcja minimalizuje ryzyko wepchnięcia sitka do środka podczas czyszczenia, o ile ktoś nie robi tego delikatnie lub uważnie.
Pod względem ergonomii Virgo to prawdziwa ekstraklasa i poziom identyczny z jakością wykonania. W kwestii masy, same kopułki z tipsami ważą absurdalne 10 gramów, zaś w komplecie z kablem jest to 27 gramów. Sam kształt słuchawek został mocno dopracowany względem wcześniejszych modeli, pozbawiając go zarówno wszelkich ostrych krawędzi, jak i same obudowy czyniąc naprawdę kompaktowymi, co pozwala im się chować całkowicie nawet w małych, kobiecych uszach (testowane). Ich profil jest na tyle niski, że można się położyć na boku z głową na poduszce i da się wtedy odczuć tylko nieznaczny nacisk na małżowinę. Z samym złapaniem szczelności podczas aplikacji nie miałem absolutnie żadnych problemów, ani na nakładkach z zestawu, ani na tipsach JVC SpiralDot w rozmiarze M. Sama izolacja za to nie powala – jest raczej średnia, na co wpływ ma mocna wentylacja obudów.
Brzmienie
Urządzenie wykorzystane podczas testów:
- Źródła: Samsung Galaxy Note 8, Shanling M1, Pioneer XDP-100R, iBasso DX150
- Słuchawki: Cardas A8 30th Anniversary Edition, Fidue A91, FLC8
Prosto z pudełka Virgo nie zachwycają. W miarę wygrzewania sygnatura zmienia się jednak dość znacząco, choć dopiero po 250h można powiedzieć, że przyjmuje ona finalną formę. Do tego czasu na średnicy da się słyszeć pogłos, który stopniowo zanika aż do momentu, gdy albo jest minimalny, albo adaptacja słuchu kompensuje to zjawisko, czyniąc je niewyczuwalnym. Sam bas także zmienia swoją fakturę aż do osiągnięcia liniowej charakterystyki. W ogólnym rozrachunku Fidue A85 nadal pozostają specyficzne, o oryginalnym i dość odważnym strojeniu, które niektórzy nazwą nawet kontrowersyjnym. Nie wątpię jednak, że znajdą się również osoby, którym przypadnie ono do gustu. Poza tym jednak ważne jest, by dobrać odpowiednie tipsy zapewniające pełne uszczelnienie kanału słuchowego. W moim przypadku najlepiej sprawdziły się silikonowe nakładki z zestawu w rozmiarze M oraz większe bi-flange, choć to na tych pierwszych dokonywałem ewaluacji brzmienia.
Rozbijając poszczególne składowe na czynniki, tradycyjnie zacznę od samego dołu. Nie jest to z całą pewnością strojenie typowe dla podobnych, hybrydowych konstrukcji, choć zapewne to efekt zastosowania customowego przetwornika. Dół schodzi naprawdę nisko i potrafi zamruczeć, lecz pod względem ilości najniższych częstotliwości całość jest blisko neutralności. Sub-bas nie nosi żadnych znamion obcięcia, idzie równo do samego dołu i jest odrobinę podbity, ale wybrzmiewa dość krótko, więc nie grzmi mocarnie. Podobnie jest w przypadku mid-basu, który jest tylko nieznacznie podbity i wespół z sub-basem stanowi swoisty fundament oraz dodaje całemu brzmieniu szczyptę ciepła. Jest energiczny, szybki, ma odpowiedni impakt, by perkusja w całym swoim przekroju zabrzmiała z werwą, energią i siłą niezależnie od tego, czy mowa o bębnach centralnych, kotłach czy też werblu. Jednocześnie wybrzmiewa on dość krótko, a do tego ma nieznacznie zmiękczony charakter, co daje bardzo ciekawy efekt. Wyżej czuć już pewien spadek i wyższego basu przechodzącego w niższą średnicę jest już w stosunku do pozostałych dwóch składowych mniej, co rzutuje właśnie na odbiór niższych tonów średnich, dając pewne uczucie lekkości oraz znacznej neutralności barwy.
Niższą średnicę można odebrać jako nieco odchudzoną, na tle mocniejszego basu pozbawioną dociążenia. W rzeczywistości jest ona raczej neutralna, bez odchyleń, co zapewnia przejrzystość brzmienia, choć nie przypadnie do gustu tym, którzy oczekują więcej „mięsa” w niżej strojonych gitarach. Najmocniej wpływa to jednak na prezentację męskich wokali, które zwyczajnie brzmią zauważalnie „chudziej” i są pozbawione specyficznego, grubszego tembru. Nieważne, czy to growl, scream czy czyste partie wokalne – jest to w równym stopniu odczuwalne, o ile nie jest to głos męski o wysokiej tonacji. Co prawda Dawid Podsiadło czy Bryan Ferry brzmią przyjemnie, lekko i dźwięcznie, to jednak brakuje mi na A85 tego „męskiego” pierwiastka. Ów „dołek” w niskiej średnicy, jak można go odebrać na tle całego pasma, to jednak zabieg celowy, który daje pole do popisu głównej gwieździe, jaką jest wyższa średnica. Tu A85 ewidentnie pokazują, w jakim celu zostały tak zestrojone – chodzi o prezentację żeńskich wokali. To one kreują pierwszy plan, będąc mocno wysuniętymi do przodu, choć jednocześnie ich prezentacja nie przyćmiewa innych elementów utworów. Specyficzne strojenie sprawia, że chociaż wyższa średnica jest mocno i wyraźnie uwypuklona, to jednocześnie udało się ją zestroić tak, by nie była napastliwa lub ostra. Sybilizację ograniczono do minimum – pojawiać się może w naprawdę nieznacznym stopniu (jeśli w ogóle). Z drugiej strony owe wygładzenie sprawia, że czasem brakowało mi „tego czegoś” w barwie głosu, jakby gdzieś po drodze delikatnie zatracał się ten unikalny charakter wokalu poszczególnych wykonawców, a ich tembr starano się rysować tą samą kreską niczym wykonywanie obrazów o różnym charakterze przy użyciu tej samej palety barw.
Soprany w A85 ustępują podbiciu w wyższej średnicy, a całościowo prezentują nieco wygładzony charakter. W żadnym wypadku nie są ucięte lub zgaszone, mając dostateczną ilość miejsca, lecz nie wychodzą przed szereg i nie próbują grać w całym spektaklu pierwszych skrzypiec. Pasmo to jest jednak dobrze rozciągnięte aż do samego końca, będąc po tej jaśniejszej stronie, lecz bez oznak ziarnistości lub ostrości. Wspomniane wcześniej lekkie wygładzenie sprawia, że góra nie brzmi natarczywie oraz ostro i na dłuższą metę nie męczy, choć jednocześnie może pochwalić się ciekawym zwróżnicowaniem. Osobiście cieszy mnie też fakt, że w A85 nie ma śladu cyfrowego nalotu, próżno więc tu szukać typowych dla „Chi-Fi” naleciałości w postaci zbytniego rozjaśnienia górnego pasma celem nadania słuchawkom bardziej analitycznego, szczegółowego grania, kosztem naturalności samej barwy dźwięków.
Scena to element, w którym Virgo niezaprzeczalnie brylują. Przy zachowaniu całkowitej koherencji, bez uczucia rozerwania na kanał lewy i prawy, budują scenę zarówno głęboką jak i szeroką, przy jednoczesnym przyzwoitym wychyleniu w osi pionowej. Jak na słuchawki dokanałowe, w swoim pułapie cenowym prezentują naprawdę wysoki poziom, mimo iż pierwszy plan rysowany jest bardzo blisko słuchacza, a to za sprawą wypchniętych wokali. Pomimo tego słuchawki grają jednak swobodnie i lekko, źródła pozorne mają sporo miejsca oraz jest między nimi dostatecznie dużo powietrza, by żadne z nich nie wchodziło w paradę innemu, przez co separacja stoi na przyzwoitym poziomie. Całościowo jednak bardziej postawiono na muzykalność i gładkość brzmienia, niż jego detaliczność, więc A85 nie stawiają na hiper-dokładność oraz wyciąganie smaczków.
vs FLC8 (red-black-gold)
FLC mają podobne zejście, ale ilościowo więcej sub-basu i mid-basu jest w A85. Z uwagi na podbicie wysokiej średnicy, pasmo to w A85 brzmi bardziej energicznie. Wokale w A85 są bliskie, mocno z przodu, przez co te w FLC8 mogą wydawać się ściśnięte, a nawet nieco nosowe, wyblakłe. Dociążenie i wypełnienie średnicy wydaje się przez to nieco większe w FLC8. Ogólnie średnica w FLC8 jest lekko cofnięta w tył, ale nie schowana, raczej na równi, podczas gdy w A85 jest ona zdecydowanie z przodu, zwłaszcza w rejonie wokali. FLC8 mają większą tendencję do sybilizacji. Góra jest zdecydowanie lepsza w A85: równiejsza, bardziej naturalna w brzmieniu, ładnie rozciągnięta i bez przeostrzeń ; w FLC8 potrafi zrobić się cyfrowa, szklista i nieprzyjemnie ziarnista. Scena w FLC8 jest szersza, ale specyficzna średnica w Fidue sprawia, że lepsze poczucie głębi jest w A85. O dziwo lepsza separacja źródeł pozornych, szczegółowość i pozycjonowanie w przestrzeni jest w Fidue.
vs A8 30th Anniversary Edition
Cardasy prezentują brzmienie fundamentalnie inne od tego z A85. Rysują dźwięk znacznie grubszą kreską, mają bardziej dominujący bas i niższą średnicę, które w porównaniu do Virgo wybijają się zarówno ilością, jak i dociążeniem. Wokale w A8, mimo zastosowania lekkiego podbicia w wyższej średnicy, nie są prezentowane z taką samą emfazą jak w Fidue. Ponadto hybrydy mają lepiej rozciągniętą i bardziej obecną partię sopranów, które w Cardasach cechuje jeszcze bardziej wygładzony charakter, a do tego brakuje im rozciągnięcia w wyższych rejestrach i czuć pewne ich „obcięcie”. Ponadto A85 mają głębszą scenę, podczas gdy A8 grają zauważalnie szerzej, przy podobnym poziomie szczegółowości. Całościowo Cardas A8 to brzmienie ciemniejsze, bardziej nasycone i gęstsze, które kładzie mniejszy nacisk na wokale, a przez to na dłuższą metę jest mniej męczące. A8 będą więc zdecydowanie lepszym kompanem dla tych, którzy szukają mięsistego, muzykalnego i pełnego brzmienia o złagodzonej górze.
Parowanie ze źródłami
Fidue A85 parowałem z czterema źródłami i tylko z jednym (Shanling M1) szumiały dość wyraźnie. Jednostajny, statyczny szum był zaś słyszalny zarówno podczas ciszy, kiedy muzyka nie grała, jak i w trakcie odtwarzania, na niskich poziomach głośności, w spokojniejszych partiach utworów. Aby problem zniknął, wystarczyło jednak odrobinę podkręcić głośność lub wybrać coś z bardziej żwawego repertuaru. Innymi słowy, nie jest to wielka wada i zapewne przez 90% czasu pozosanie niezauważalna.
Jako że A85 to trzeci produkt Fidue, jaki znalazł się w moich rękach, wyrobiłem sobie pewną tezę, której potwierdzeniem są wcześniej przeze mnie testowane A65, jak również posiadane przeze mnie A91. Słuchawki Fidue mają jedną wspólną cechę – niską wrażliwość na jakość źródła. Z racjonalnej perspektywy to zaleta, bo może sprzęt nie skaluje się z high-endowymi DAPami, ale, co ważniejsze, nie degraduje przy korzystaniu ze słuchawek w parze chociażby z przeciętnym smartfonem. Virgo zdają się być tego potwierdzeniem, bowiem różnice dźwiękowe między poszczególnymi odtwarzaczami były znikome, momentami na granicy percepcji. Najbardziej wybijało się połączenie z iBasso DX150, gdzie bas był nieco twardszy i obfitszy, góra bardziej wyrazista, a średnica przyjemnie czytelna. Do tego scena była odrobinę większa w każdym kierunku, a źródła pozorne wyraźniej zarysowane i bardziej kształtne – wszystko to w trybie Full Sound i z filtrem Sharp. Z tym samym filtrem Pioneer XDP-100R zaserwował brzmienie nieco zmiękczone, z nadal solidnym, ale nie tak twardym basem, odrobinę łagodniejszą, gładszą górą oraz wokalami. Przestrzeń była niemal na tym samym poziomie co w przypadku iBasso z tą różnicą, że pierwszy plan był rysowany z odrobinę większego dystansu. Z kolei różnice między Shanlingiem M1 a Samsungiem Galaxy Note8 były momentami na granicy percepcji, choć największą różnicę dało się wychwycić w obszarze prezentacji wokali. W M1 były one pozycjonowane bliżej słuchacza, odrobinę bardziej wyraziste, podczas gdy Samsung rysował je w sposób nieco mniej podkreślony.
Jeszcze raz zatem podkreślam, że różnice między źródłami były naprawdę niewielkie, momentami wręcz symboliczne i do wychwycenia wyłącznie podczas uważnych, krytycznych odsłuchów. Przy typowo casualowym słuchaniu, bez rozbijania słuchanej muzyki na części pierwsze, rozbieżności byłyby jeszcze mniejsze.
Podsumowanie
Wiele osób, w tym również ja, w A85 Virgo upatrywało następcy dość długo już obecnego modelu A83. A85 to tymczasem konstrukcja stanowiąca dla niego alternatywę, a dla innych hybrydowych konstrukcji 2+1 zdecydowany krok w bok pod kątem strojenia. Kupując te słuchawki otrzymuje się produkt doskonale wykonany, ze świetnym wyposażeniem i nietuzinkowym, zwracającym na siebie uwagę wyglądem, którego sygnatura brzmienia nie przypomina niczego, co dotąd słyszałem w podobnym pułapie cenowym. Nie każdemu brzmienie Virgo przypadnie do gustu, ale też wiele osób doceni ich nietuzinkowy dźwięk, który dla mnie stanowi pierwszą poważną próbę stworzenia słuchawek, których zadaniem byłoby zapewnienie jak największej przyjemności ze słuchania muzyki obecnie uznawanej za mainstreamową, gdzie główną rolę grają wokale oraz linia basowa z dodatkiem różnorodnych sampli oraz elementów tła. Tym samym opisywane Fidue idealnie wypełniają swoje założenia, które podsumowuje motto na pudełku: unikalne brzmienie, cudownie dźwięczne.
Zalety:
+ grają z byle czego
+ fenomenalna jakość wykonania
+ bogate wyposażenie
+ bardzo lekkie i niezwykle wygodne
+ nie męczące brzmienie, mimo nacisku na prezentację wokali
+ jasność wynikająca ze średnicy, a nie sopranów = brak sybilantów i ostrości
Wady:
– nieco tandetnie wyglądające etui
– brak dociążenia w niższej średnicy ujmuje uniwersalności brzmienia
– przeciętna izolacja
– nieco drażniące swoją nadmierną sprężystością odcinki pamięciowe