FA7 to nowość od FiiO, czyli czteroprzetwornikowe słuchawki armaturowe z obudowami z druku 3D. Mają zapewniać rewelacyjne brzmienie oraz wzorową ergonomię. Warto je kupić? A może lepiej wybrać hybrydowe FH5?

Jeszcze nie opadł kurz po premierze świetnych FH5, a FiiO zdążyło już wprowadzić kolejny model zaawansowanych dokanałówek, będący jednocześnie protoplastą nowej serii FA. Tym razem producent wziął się za w pełni armaturową konstrukcję, trójdrożną akustycznie i czterodrożną elektrycznie. Za bas odpowiada pojedynczy przetwornik Knowles CL-22955, za średnicę Knowles ED-29689, a góra to sprawka podwójnych Knowles SWFK-31736. Przetworniki zostały zamknięte w obudowach z wydruku 3D typu DLP, czyli wykonanych z utwardzanych polimerów światłoczułych. Z bijącym sercem wziąłem się za testy modelu FA7 i szybko zrozumiałem, że odpowiedź na pytanie postawione we wstępie nie będzie łatwa.

REKLAMA
final

Wyposażenie

FiiO FA7 są zapakowane podobnie do modelu FH5. Wyposażenie jest również zbliżone, ale nie identyczne – model FA7 posiada więcej dodatków. Do dyspozycji są:

  • plastikowe pudełko;
  • futerał;
  • kabel słuchawkowy 3,5 mm;
  • opaska z rzepu;
  • tipsy silikonowe Balanced (S, M, L);
  • tipsy silikonowe Vocal (S, M, L);
  • tipsy silikonowe Bass (S, M, L);
  • pianki termoaktywne (3x M);
  • tipsy dwukołnierzowe (M);
  • magnetyczny klips;
  • przyrząd do czyszczenia;
  • instrukcję obsługi oraz dokumentację.

Pudełko, futerał, okablowanie i bogaty pakiet nakładek silikonowych oraz piankowych nie zawodzą jakością. W porównaniu do modelu FH5 producent dołożył parę dwukołnierzowych nakładek silikonowych oraz magnetyczny klips FiiO SK-01, wykonany ze sztucznej skóry, który pozwoli spiąć przewód słuchawek i przypiąć go do odzieży. Ponownie w zestawie zabrakło kabla zbalansowanego 2,5 mm.

Konstrukcja

FiiO FH5 nie przypadły mi do gustu wizualnie – uważam, że to krok wstecz względem wzornictwa modeli F9 lub F9 Pro. Nowe FA7 robią już piorunujące wrażenie i tym samym mocno różnią się od innych słuchawek azjatyckiego producenta. Widać, że inspiracją były słuchawki spersonalizowane (Custom In-Ear Monitors) – FA7 mają ergonomiczny kształt i są półprzezroczyste.

Obudowy FA7 nie są jednak ani silikonowe, ani akrylowe. Zastosowano metodę druku 3D nazywaną DLP (Digital Light Processing), która polega na utwardzaniu fotopolimerów i cechuje się wysoką precyzją wydruku (rozdzielczość 25 µm). Wykorzystano medyczny materiał stworzony przez niemiecką markę HeyGears, który jest przyjazny dla skóry, odporny na odbarwienia i antybakteryjny. Na oko nie zgadłbym, że obudowy FA7 zostały wydrukowane – dopiero na zdjęciach makro można dojrzeć minimalne niedoskonałości. Materiał obudów jest wyjątkowo przyjemny w dotyku, gładki i twardy. Słuchawki cieszą także oczy – ozdobne panele ponownie imitują fale, efektownie mienią się i połyskują.

Kształtem FA7 przypominają słuchawki niemieckiej marki InEar z serii StageDiver, które niegdyś miałem okazję testować. Obudowy FA7 również imitują słuchawki spersonalizowane, mają wypełniać wgłębienia i wcięcia w małżowinie usznej. Szerokie tulejki odstają pod kątem, są lekko uniesione, a na ich krańcach nie ma filtrów. W górnej części słuchawek są standardowe gniazda MMCX, pozłocone i zamocowane solidnie. Można obejrzeć także wnętrze słuchawek – przez przezroczyste obudowy widać wszystkie przetworniki, zwrotnicę, a także poszczególne kanały akustyczne. Co ciekawe, wewnątrz obudów widać nawet oznaczenia kanałów, które zostały naniesione bezpośrednio na zwrotnicach.

Kabel jest taki sam, jak w modelu FH5. Ma półprzezroczyste izolacje i składa się z dwóch żył, które zabezpieczają zwinięte wiązki uzyskane z monokryształów srebra, pokrytych miedzią. W odcinkach obok wtyczek MMCX są fabrycznie ukształtowane zausznice, a rozdzielacz jest aluminiowy, ma spłaszczony kształt i dodatkowy suwak. Przewód zakończono kątową wtyczką 3,5 mm w metalowej obudowie.

Użytkowanie i ergonomia

FiiO FH5 nie podpadły mi ergonomicznie – w moich uszach leżały jak ulał. Wielu użytkowników skarżyło się jednak na problemy z uszczelnieniem kanałów, czego winowajcą były dość krótkie tulejki. W modelu FA7 tulejki są dłuższe, a z uwagi na wyprofilowany kształt słuchawki chowają się w małżowinach usznych głębiej. Izolacja od otoczenia jest lepsza niż w FH5, ale jeszcze nie perfekcyjna. Hałas nadal przebije się do uszu, ale podczas odsłuchów nic nie powinno specjalnie przeszkadzać.

Miałem pewne obawy odnośnie pseudo-spersonalizowanych obudów. Nadawanie dokanałówkom uniwersalnego kształtu, mającego pokrywać się z anatomią małżowiny usznej u wielu użytkowników, to zawsze ryzykowne przedsięwzięcie, ale na szczęście w tym przypadku się to udało. Nie mam najmniejszych zastrzeżeń odnośnie ergonomii – słuchawki wzorowo trzymają się uszu, nie tracę uszczelnienia podczas odsłuchów i nic mnie nie uciska. Doceniam także zastosowany materiał, który nie irytuje skóry, jest gładki i wygląda estetycznie nawet po intensywnym korzystaniu ze słuchawek.

Podpadł mi za to kabel. Moim zdaniem przewód jest za gruby, za ciężki i trochę zbyt sztywny. Sprawdza się znacznie gorzej niż plecionki z niższych modeli oraz nie układa się tak dobrze. Drażnią mnie także zausznice, którym nie można nadać pożądanego kształtu. Jak na mój gust, są one zagięte zbyt mocno i odstają w dolnej części, irytując skórę tuż przy policzku, na styku szczęki. Wolałbym żeby zausznice były bardziej odgięte lub po prostu krótsze.

Specyfikacja

  • przetworniki: pojedynczy Knowles CL-22955 (bas), pojedynczy Knowles ED-29689 (średnica), podwójny Knowles SWFK-31736 (wysokie tony); konstrukcja trójdrożna, czterodrożna zwrotnica
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz-40 kHz
  • czułość: 110 dB/mW
  • maksymalna moc wejściowa: 100 mW
  • impedancja: 23 Ω
  • kabel: MMCX, 120 cm, kątowy wtyk 3,5 mm
  • masa: 5,3 g (jedna słuchawka)

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Atlas, Andromeda i Polaris, FiiO FH5 i F9 PRO, Etymotic ER-4PT, Oriveti New Primacy, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, FiiO Q5 (AM3B), Leckerton UHA-760, Astell&Kern AK XB10, FiiO BTR3
  • DAP: Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 i DX150, FiiO M9 i M6
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity
  • Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne

FiiO FA7 i tipsy
Dobór nakładek był bardzo ważny w modelu FiiO FH5, gdzie tipsy wyraźnie wpływały na tonalność słuchawek. W przypadku FA7 nie ma to już takiego znaczenia, a wpływ na brzmienie nie jest tak duży, jak sugerują to nazwy poszczególnych nakładek. Wyjątek stanowią białe nakładki Vocal, które wyraźnie odchudzają niskie tony i rozjaśniają wyższe tony średnie oraz górę pasma. Pozostałe tipsy zapewniają pełniejsze i bardziej zrównoważone brzmienie.

Nakładki „Bass” wcale nie są bardziej basowe od domyślnych „Balanced”. Lekko akcentują raczej średni bas i górę pasma, podczas gdy te „zrównoważone” brzmią głębszym subbasem i są spokojniejsze w górze pasma. Gęste pianki od FiiO są podobne tonalnie to tipsów „Balanced”, ale słychać lekki ubytek w subbasie. Nakładki dwukołnierzowe natomiast w ogóle nie uszczelniały moich uszu, więc nie mogłem sprawdzić tonalności z ich zastosowaniem. Moim zdaniem najlepiej wypadły standardowe tipsy „Balanced” i to na nich oparłem odsłuchy.

Brzmienie FiiO FA7
FiiO FA7 oferują wysoki poziom ogólny i robią równie dobre wrażenie, co FH5. Słuchawki zostały inaczej zestrojone, ale tym samym mają sporo wspólnego z modelem hybrydowym. Tym razem średnica ma większy priorytet, brzmienie jest trochę bardziej techniczne, ale nadal muzykalne i przyjemne w odbiorze, ze względu na ciepłe zabarwienie i gładki kontur dźwięku. Nie brakuje niskich tonów i tym samym nie przesadzono z górą pasma, która kontynuuje łagodną tendencję z FH5. To samo można powiedzieć o holografii, która, jak przystało na wieloprzetwornikowe słuchawki, jest trójwymiarowa. FA7 mogą jednak nie spodobać się fanom analitycznego, w pełni technicznego grania z mocno zaakcentowaną wyższą średnicą i górą pasma. Przekaz FiiO FA7 jest raczej łagodny i nasycony, chociaż wiele można zdziałać wymianą przewodu, o czym za chwilę.

Niskie tony mnie zaskoczyły. Gdybym nie wiedział, że FA7 są w pełni armaturowe, byłbym przekonany, że za bas odpowiada przetwornik dynamiczny. Dół pasma nie jest jeszcze tak głęboki w subbasie, jak w przypadku FH5, ale i tak robi wrażenie zejściem, dociążeniem i masywnością. Niskich tonów w ogóle nie brakuje, a bas nie zawodzi dynamiką i uderzeniem, jest soczysty, ale twardo atakuje i szybko wybrzmiewa. Słychać, że kontur niskich tonów jest trochę twardszy w porównaniu do przetworników dynamicznych, ale jak na słuchawki armaturowe, FA7 brzmią i tak dość miękkim oraz gładkim basem. Nadal nie brakuje rozdzielczości, a faktura instrumentów jest różnicowana. W lżejszych brzmieniach bas trzyma się swojego miejsca, ale FA7 radzą sobie także z nowoczesną elektroniką, rockiem oraz cięższym graniem metalowym. Imponujące!

Pasmo średnie ma priorytet, chętnie wychodzi przed szereg i jest go więcej niż w FH5. Słuchawki momentalnie skojarzyły mi się z Campfire Audio Andromeda, ale po kilku odsłuchach okazało się, że ich sygnatura jest jednak inna – brzmienie FA7 nie jest aż tak twarde, techniczne i bezwzględne. Słychać za to więcej ciepła, to gładsze i spokojniejsze granie. Rozdzielczość nie jest jeszcze aż tak wysoka, jak w Andromedach – słuchawki nie wypychają detali aż tak mocno, ale są tym samym łatwiejsze w odbiorze i bardziej muzykalne. Dźwięk jest cieplejszy i bardziej miękki, pozbawiony ostrości w wyższej średnicy. Z ciepłotą nie przesadzono – brzmienie mieści się w granicach naturalnej równowagi, ale słychać już przyjemne zagęszczenie niższego zakresu, soczystość i obfitość dźwięku. Można liczyć na pierwszoplanowe instrumenty, bliskie wokale, bezpośrednie gitary i zarysowane dęciaki, ale wszystko podawane jest bardzo kulturalnie i przystępnie.

Środek płynnie przechodzi w górę pasma, która kontynuuje łagodny charakter. Brzmienie nie jest ciemne, zgaszone lub zamulone, ale wysokie tony są prezentowane spokojnie, chociaż nadal odpowiednio klarownie. Spodziewałem się, że ze względu na zastosowanie podwójnego przetwornika wysokotonowego sopranu będzie więcej, tymczasem okazuje się, że priorytet miała kontrola góry, jej fakturowość i naturalność, a nie ilość. Góra się nie sypie i nie gubi, nie słychać w niej ani krzty sykliwości, a sybilizacja praktycznie nie istnieje. Pod tym względem producent poszedł krok dalej niż w FH5, już definitywnie odcinając się od modeli FH1, F9 lub F9 Pro, gdzie góra była „gorętsza”. Zazwyczaj preferuję trochę więcej sopranu, ale FA7 i tak znakomicie radzą sobie z talerzami perkusyjnymi, smyczkami, wysokimi gitarami oraz instrumentami dętymi. Obyło się bez szklistości, szumienia czy szeleszczenia.

Holografia nie zawodzi, a scena ma optymalne wymiary. Słuchawki pozycjonują instrumenty we wszystkich płaszczyznach. Podobnie jak w przypadku FH5, mam wrażenie, że postawiono pewny priorytet na głębię i wysokość sceny. Separacja kanałów jest wyraźna, ale dystans pomiędzy lewym a prawym kanałem nie jest wyjątkowo duży, stąd wrażenie mniej rozbudowanej stereofonii. Źródła pozorne są masywne i kształtne, instrumenty zajmują w przestrzeni obszary, a nie punkty. Jednocześnie dociążony bas lubi wypełniać puste miejsce, więc pomiędzy dźwiękami nie ma potężnej ilości powietrza, ale separacja jednak nie podpada – instrumenty nadal brzmią swobodnie.

FiiO FA7 vs FiiO FH5 i inne słuchawki
Nie jestem w stanie stwierdzić, które słuchawki są lepsze. FH5 brzmią jaśniej, mają mniej pasma średniego i generują niższy bas z mocniejszym kopem, twardszym i szybszym uderzeniem. W brzmieniu FH5 więcej do powiedzenia mają skrajne pasma, dźwięk jest bardziej rozrywkowy i efektowny. FA7 brzmią natomiast bliżej w paśmie średnim, a dokładniej w niższej średnicy, która jest ciepła i gładka. Góra pasma jest również prezentowana trochę spokojniej, w sposób bardziej stonowany. Natomiast bas także stara się popisać uderzeniem, gęstością i masą, ale FA7 nie potrafią zejść tak głęboko, jak FH5. Odebrałem FA7 jako słuchawki bardziej zagęszczone, uwypuklone w średnicy i wyrafinowane, które znakomicie radzą sobie np. z jazzem, bluesem i rockiem, ale brzmią świetnie także w metalu i elektronice. FH5 są już według mnie bardziej efektowne i rozrywkowe, wolę je w elektronice i metalu, mimo że brzmią należycie także w muzyce jazzowej lub klasyce.

Początkowo FA7 wydały mi się podobne tonalnie do Campfire Andromeda, ale różnice szybko wyszły na jaw. Oba modele generują bliskie pasmo średnie, ale w dwóch odmianach. Andromedy są jaśniejsze i bardziej techniczne. Brzmią surowo, twardo i konturowo – to popis pod względem rozdzielczości i precyzji. FA7 podają natomiast średnicę bardziej gęsto i ciepło, gładko i łagodnie, przez co lekko tracą na rozdzielczości. Są za to bardziej muzykalne i angażujące. Tyczy się to również basu – FA7 generują więcej dołu i chętniej schodzą w subbas, przez co lepiej nadają się do efektownych gatunków muzycznych. Natomiast Andromedy są często za chude w nowszej elektronice, brzmią raczej punktowo i szkicowo w basie. Jeśli muzykalność byłaby głównym kryterium, to wygrałyby FA7, ale jeśli jednak priorytet padłby na laboratoryjny aspekt brzmienia, to Andromedy byłyby górą.

Campfire Audio Atlas to już inna bajka. Słuchawki mają zdecydowanie mocniejsze skraje pasma, generują mniej średnicy i są jaśniejsze, brzmią bardziej krystalicznie. Atlasy popisują się ilością basu i zejściem w subbas, krystalicznością środka i góry. FiiO FA7 brzmią bardziej klasycznie i naturalnie, akcentują ciepłe tony średnie, nie schodzą tak głęboko i prezentują górę spokojniej. Werdykt to w dużej mierze kwestią gustu, bo raczej mało kto doceni jednocześnie oba modele.

Pozostałe dokanałówki w kontekście FiiO FA7 wypadły następująco:

Campfire Audio Polaris – mniej średnicy od FA7, trochę bardziej klarowne i mniej ciepłe brzmienie z gorszym atakiem basu, mniej kształtną holografią od FA7. Rozdzielczość i fakturowość lepsze w FA7.
FiiO F9 Pro – więcej energii w górze pasma (która jest gorzej kontrolowana), bardziej zrównoważona średnica (mniej ciepła od FA7), pewne podobieństwa w niskich tonach osadzonych w średnim basie. Większa scena, lepsza holografia, wyższa rozdzielczość i muzykalność po stronie FA7.
Oriveti New Primacy – chudsze i ostrzejsze brzmienie, średnica prezentowana z większym dystansem, mniejsze dociążenie i wypełnienie, znacznie chłodniejsza barwa od FA7. Szersza scena w New Primacy, ale mniej kształtne instrumenty od FA7.
Brainwavz B400 – również ciepłe i średnicowe, ale chudsze w basie, bardziej szkicowe i konturowe, mniej wygładzone i mniej nasycone. Niższa rozdzielczość, gorsza holografia i słabsza dynamika w B400.

FiiO FA7 i kabel zbalansowany Oriveti Affinity
Na wymianie kabla można zyskać naprawdę dużo. Standardowy kabel lepiej pasuje do modelu FH5 niż do FA7. W pełni armaturowe “doki” FiiO reagują znakomicie na zbalansowany Oriveti Affinity – rozjaśniają się, stają się bardziej precyzyjne i mniej ocieplone, a do tego szersze w scenie dźwiękowej. Dźwięk równoważy się, staje się wręcz neutralny barwowo. Bas pozostaje głęboki, ale góra jest mocniej zaznaczona, bardziej krystaliczna. Słuchawki przybliżają się do modelu Andromeda, ale pozostają bardziej muzykalne i pełniejsze w basie. Tym samym bliżej im do charakteru FH5, ale z zachowaniem lepszej średnicy.

FH5 również zyskują na jakości po zmianie kabla, ale w przypadku FA7 progres jest zdecydowanie większy. Wymiana kabla może wpłynąć także na poszczególne konfrontacje. W takiej konfiguracji wybrałbym FA7 zamiast FH5 (także z wymienionym kablem), a wolę FA7 z kablem Oriveti od Campfire’ów Andromeda. Trudno się nie zachwycać, biorąc pod uwagę różnicę w cenie, nawet po dodatkowej inwestycji w okablowanie.

Producent oferuje także okablowanie z serii LC-C, stworzone na bazie posrebrzonej miedzi monokrystalicznej, dostępne w konfiguracjach z wtyczkami 2,5 mm oraz 3,5 mm, a także 4,4 mm. Kabel FiiO LC-C może być dobrym wyborem do FA7, prawdopodobnie zaoferuje satysfakcjonujący progres bez konieczności inwestowania w tak drogie okablowanie, jak np. Oriveti Affinity.

FiiO FA7 i sprzęt
Słuchawki dobrze współpracują z różnymi źródłami, ale radzę uważać na te ciemniejsze i cieplejsze, przynajmniej przy korzystaniu ze standardowego przewodu. FA7 nie są też mocno wrażliwe na czystość sygnału – w niektórych konfiguracjach dało się wychwycić lekki szum, ale nie psuł on humoru.

Najciekawsze efekty uzyskałem z FiiO Q5, wyposażonym w moduł AM3B, a także z Astell&Kern AK70 MK II. FiiO Q5 zapewnił piękne tony średnie, głęboki bas i wysoką ogólną precyzję oraz znakomitą przestrzenność, a jeszcze lepsze efekty dało połączenie zbalansowane. Natomiast AK70 MKII, czyli odtwarzacz o technicznym brzmieniu, świetnie dogadał się z charakterem opisywanych słuchawek, efektem czego było muzykalne połączenie, ale rewelacyjne pod względem rozdzielczości, sceny i dynamiki.

DX200 od iBasso okazał się dla FA7 zbyt ciężki w basie. Brakowało też góry, a pasmo średnie stało się lekko duszne. Brzmienie było ogólnie zbyt masywne i zagęszczone, brakowało lekkości i energii. Lepiej wypadł DX150, który zaoferował lżejsze, szybsze i bardziej klarowne brzmienie. FiiO M9 zgrał się dobrze – słuchawki pozostały muzykalne i łagodne, brzmiały odpowiednio czytelnie i energicznie, chociaż sygnał nie był tak czysty, jak w przypadku AK70 MK II. Ciekawie wypadł nowy FiiO M6, dzięki któremu FA7 zagrały mniej średnicowo, a bardziej efektownie w skrajach pasma. Może i było to mniej naturalne granie, ale za to bardziej neutralne tonalnie.

Podsumowanie

FiiO po raz kolejny zachwyca relacją jakości do ceny, a tym razem także procesem produkcyjnym oraz ergonomią. FA7 dobrze tłumią, a tworzywa z wydruku 3D są wyjątkowo przyjemne w dotyku. Wzornictwo również robi wrażenie – FiiO FA7 łatwo pomylić ze słuchawkami spersonalizowanymi. W moim przypadku komfort jest bez zarzutu, a mogę pochwalić także brzmienie – ciepłe, nasycone, bliskie w średnicy i z wykopem w basie, ale nadal uniwersalne. Słuchawki nie zawodzą też przestrzenią i rozdzielczością.

Standardowy kabel powoduje pewne problemy i to właściwie główna wada FA7. Przewód podpada ergonomicznie i w tym przypadku sonicznie, gdyż nie do końca zgrywa się ze słuchawkami. Ze standardowym kablem dźwięk jest trochę za bardzo wygładzony, ocieplony i wstydliwy w wysokim paśmie. Nadal jest bardzo dobrze, ale wymiana kabla jest wskazana. Z alternatywnym okablowaniem uzyskałem wspaniałe rezultaty, a słuchawki absolutnie mnie zachwyciły. Wolę FiiO FA7 z wymienionym kablem od Campfire Andromeda, głównie za pełniejszy bas i lepsze rezultaty w muzyce elektronicznej.

Wybór pomiędzy FA7 a FH5 jest trudny. Oba modele zachwycają, ale nie są perfekcyjne. W trakcie bezpośrednich porównań raz brakowało mi średnicy w FH5, a innym razem było jej za dużo w FA7. Czasami FA7 brzmiały zbyt ciepło i za gładko, a innym razem FH5 wydawały się oddalone w średnicy i sztuczne. Generalnie FA7 polecam fanom cieplejszego brzmienia z mocną średnicą, natomiast FH5 docenią gustujący w głębszym basie i mniej uwydatnionym środku. Na werdykt mogą wpłynąć też inne kwestie, takie jak ergonomia i wzornictwo. Pod tymi względami stawiam wyżej FA7.

Dla FiiO FA7

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ wzorowe wykonanie
+ piękne wzornictwo
+ świetna ergonomia
+ dobre tłumienie
+ nasycone, dociążone i gęste brzmienie z pierwszoplanową średnicą, ale też kontrolowaną górą i zaskakująco dobrym basem
+ trójwymiarowa holografia, duża scena

Wady:
– kabel ma pewne wady ergonomiczne i ogranicza potencjał soniczny słuchawek
– brak przewodu zbalansowanego w zestawie
– brzmienie może być zbyt gładkie i za ciepłe (na standardowym kablu)
– scena mogłaby być szersza

Sprzęt dostarczył:

fiio

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
fiio

14 KOMENTARZE

    • Nie tyle chodzi o sam kabel zbalansowany, co inny przewodnik – warto sięgnąć po miedź posrebrzaną lub srebro, niekoniecznie od Oriveti. Prawdopodobnie sprawdzą się kable FiiO z serii LC-C, być może będę miał okazję je sprawdzić.

      • Piszesz, że inny przewód posrebrzany… kiedy standardowy też jest srebrny i pokryty miedzią.
        Czy bardziej chodzi o ilość wiązki?

        • No właśnie, wychodzi na to, że pokrycie srebra miedzią daje inne efekty niż posrebrzenie miedzi 🙂 Właśnie testuję kable FiiO z serii LC-C i efekty są inne, brzmienie FA7 rozjaśnia się i wyostrza, co zdecydowanie służy słuchawkom.

    • Cześć. Nie znam Opusa #1, jedynie wersję #1S. Nie wiem jak mają się do siebie oba odtwarzacze, nie słuchałem #1S z FA7, ale raczej odradzałbym takiego połączenia. Opus #1S powinien zgrać się tonalnie, ale jest dość gładki – tego słuchawkom nie brakuje, więc można przedobrzyć.

  1. Dzien dobry,

    wysoko ceniąc sobie Pana pracę, a owoce tejże w szczególności, zatem chciałem zapytać o zdanie nt. moich wyborów i ewentualną rekomendację: szukam słuchawek dokanałowych, posiadam Sony WI 1000X z racji wykonywanego zawodu i konieczności posiadania ANC.
    Powszechnie wiadomo, że „w miarę jedzenia apetyt rośnie”, także i mnie nie ominął swoisty niepokój i wiercenie w dążeniu do (nie)ulotnego szczęścia. Rozważałem Aune E1, Sennki IE 80, obecnie intensywnie myślę nad Fiio FA 7, ewentualnie w ostatecznej ostateczności S IE8. Posiadam Teac HA P90SD, docelowo celuję w AK 70/90/120, DX 150 lub M9.

    • Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz. Czy dokonał Pan jakiegoś wyboru? Rozumiem „głód audio”, chociaż przyznaję, że porzucenie ANC może być bolesne 🙂 Niestety nie znam sony WI 1000X. Jestem zadowolonym użytkownikiem nagłownych WH-H900N, właśnie zachwycam się modelem WH-1000XM3 i spodobały mi się pozbawione kabla WF-1000X, które jednak działały mocno niestabilnie, więc nie trafiły ostatecznie do mojej kolekcji. W efekcie znam mniej więcej „blutufowe brzmienie Sony”, więc obstawiam, że Aune E1 byłyby tutaj najbliżej, stanowiłyby dobre rozwinięcie brzmienia. Sięgnąłbym ewentualnie po FiiO FH5. FA7 raczej bym skreślił.

  2. Mam podobne odczucia odnoście w/w słuchawek: mam także FH5, kabelek hybrydowy FAW 🙂 DAP’y FiiO M9 i X7II z AM3b oraz A&K Kaan (na wylocie). Kable od FiiO to faktycznie pięta achillesowa, natomiast faktycznie z lepszym kabelkiem (polecam jednak hybrydę ze srebrem) faktycznie wybór trudny pomiędzy FA7 i FH5 🙂 FH5 mam dłużej i się troche przyzwyczaiłem, ale z kolei FA7 są u mnie „na tapecie” i w tej chwili to one są przeze mnie preferowane. Andromedy długo nie zagrzały u mnie miejsca, może po wakacjach skuszę się na Solarisy? kto wie?

  3. I jeszcze odnośnie kabelka – nie trzeba szaleć z Orivetti, wystarczy o połowę tańcu iBasso a słuchawki nabierają skrzydeł . Góra się uspokaja, bas staje się odczuwalny :-)) obecie z FiiO M9 i z X7II nie korzystam z korektora

    • To prawda. Wręcz można uzyskać lepsze rezultaty z tańszym okablowaniem. Aktualnie sprawdzam LC-C od FiiO i jestem zadowolony z efektów.

Skomentuj Maciej Sas Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj