FiiO rozbudowuje linię słuchawek dynamicznych. Nowe FD3 cechują się półotwartą konstrukcją, mają duże przetworniki o średnicy 12 mm oraz wymienne i udoskonalone filtry akustyczne.

Na początku tego roku przetestowałem topowego przedstawiciela nowej linii słuchawek dynamicznych od FiiO, czyli zaawansowany model FD5. Doceniłem go za wyposażenie, wykonanie, ergonomię oraz ogólne możliwości. Klarowne brzmienie z mocnymi skrajami pasma oraz wysoka ogólna funkcjonalność także zasłużyły na pochwały. Nie podobało mi się jednak to, jak rozwiązano filtry, ponieważ wymienne tulejki różniły się średnicą, co utrudniało korzystanie ze słuchawek – alternatywne filtry wymagały używania innych tipsów.

REKLAMA
fiio

Producent zrozumiał, że to był błąd – w nowych FD3 także wymienia się całe tulejki, ale oba komplety filtrów mają identyczne wymiary, czyli nie różnią się wylotami. Ponadto producent postawił na taki sam kształt obudów, jak FD5 i również zastosował standard MMCX, ale tym razem bez modularnych wtyków. Te ostatnie zostały zarezerwowane dla droższej wersji FD3 Pro, ale model podstawowy, wyceniony na około 100 dolarów amerykańskich i tak zapowiada się świetnie. Sprawdźcie, co potrafią FiiO FD3, jak wypadają na tle FD5 oraz czy mają szansę z FH3.

Wyposażenie

Zestaw sprzedażowy jest jak zwykle bogaty, bo ze słuchawkami otrzymujemy miszmasz akcesoriów z różnych modeli FiiO, czyli:

  • trzy pary tipsów silikonowych typu Vocals (S, M, L);
  • trzy pary tipsów silikonowych typu Balanced (S, M, L);
  • trzy pary tipsów silikonowych typu Bass (S, M, L);
  • dwie pary pianek termoaktywnych (M);
  • dodatkowe filtry akustyczne;
  • pudełko na słuchawki;
  • kabel MMCX > 3,5 mm z rzepem (ok. 120 cm);
  • przyrząd do czyszczenia;
  • narzędzie do wypinania wtyków MMCX;
  • instrukcję obsługi.

Wyposażenie „trójek” jest skromniejsze od „piątek”, ale i tak robi wrażenie. Tym razem tipsy znajdują się na plastikowych foremkach z wycięciami na nakładki, których jest pod dostatkiem. Przewidziano w nich także otwory do przechowywania filtrów, czyli dodatkowych tulejek. Nowy sposób na przechowywanie nakładek jest moim zdaniem udany. Może i piankowa forma z innych modeli wygląda ciekawiej, ale jest dużo większa i tym samym mniej praktyczna. Niezależne „organizery” z modelu FD3 mieszczą się w pudełku, dzięki czemu nakładki można mieć zawsze przy sobie.

Efektowne etui ze sztucznej skóry zastąpiono dobrze już znanym pudełkiem z przezroczystego tworzywa, które było dodawane do starszych słuchawek FiiO lub niższych modeli nowszych serii, np. FH1s. Nie zapomniano też o blaszce służącej do wypinania wtyczek MMCX z modelu FH5s. Wprawdzie wolę „szczypce” produkcji Final Audio dodawane do FD5, ale rozwiązanie FiiO również działa. Z kolei kabel przypomina ten ze słuchawek FD1 lub FH1s, bo zabezpieczono go ciemną, półprzezroczystą izolacją, częściowo odsłaniającą miedziany przewodnik. Dla porównania z modelem FD5 jest dostarczany posrebrzony kabel.

Konstrukcja

Od razu widać podobieństwa do FD5, bo w modelu FD3 wykorzystano obudowy o identycznym kształcie – słuchawki są również walcowate, a gniazda MMCX przylegają do obudów. Nowy model jest także metalowy, ale tym razem mamy do czynienia nie ze stalą, a stopem aluminiowo-magnezowym. Trudno narzekać, obudowy są masywne i świetnie wykończone. Sprawiają wrażenie jednolitych brył i są przyjemne, bo gładkie w dotyku. Wcale nie widać, że mamy do czynienia z tańszymi słuchawkami.

Wzornictwo jest za to zupełnie inne, bo FD3 wyglądają dyskretniej od FD5. Zamiast srebrnego, wręcz biżuteryjnego designu mamy do czynienia z czernią przełamaną złotymi akcentami. Tym razem inne są także zewnętrzne panele obudów, bo w miejscu efektownych, pofalowanych pokrywek z FD5, znajdują się metaliczne logo na celulozowym tle. Zastosowano więc rozwiązanie znane ze wspominanego modelu FD1, ale tym razem wzorzyste wstawki pokrywają… tafle szkła 2.5D. Muszę przyznać, że szkło w dokanałówkach to dla mnie nowość, jeszcze nie spotkałem się z takim rozwiązaniem.

Warto zwrócić uwagę, że FD3 to również słuchawki półotwarte. Otwory wentylujące zostały jednak przeniesione z pokrywek na spód obudów, czyli znajdują się po przeciwnej stronie gniazd MMCX. W nowym modelu nie zrezygnowano także z barwnych oznaczeń kanałów, bo na prawej słuchawce dostrzeżemy czerwone, a na lewej niebieskie akcenty. Nie zabrakło jednak literowych oznaczeń, nadrukowanych od wewnętrznej strony obudów, tuż przy otworach odpowietrzających. Tulejki ponownie wychodzą pod kątem i są wykręcane. Odróżniono je uszczelkami przy gwintach, bo pomarańcz to filtry basowe, a czerń – sopranowe.

Kabel wykonano tym razem z miedzi monokrystalicznej, którą zabezpieczono „przydymioną” izolacją. Przewód spleciono łącznie ze 120 żyłek, które skręcono w cztery wiązki. Na swoim miejscu są wtyczki MMCX, półelastyczne zausznice bez drucików, podłużny i aluminiowy rozdzielacz z suwakiem oraz kątowy wtyk 3,5 mm. Dla porównania wspominane FD3 Pro mają ośmiożyłowy kabel z modularnymi wtyczkami, który przypomina ten z modelu FD5, czyli jest skonstruowany na bazie posrebrzonej miedzi z łącznie 152 żyłek.

Ergonomia i użytkowanie

W praktyce słuchawki nie zaskakują – komfort jest równie wysoki, co w modelu FD5. W końcu tańsze „trójki” cechują się takim samym kształtem oraz zbliżonymi wymiarami, więc dobrze leżą w uszach, nie ugniatają małżowin i nie drażnią skóry. Ponadto długość tulejek jest optymalna, więc zakładam, że FD5 będą mniej problematyczne ergonomicznie od FH5 czy FH7, które nie każdemu pasowały. W moim przypadku słuchawki pewnie trzymają się uszu, dobrze uszczelniają kanały i nie wypadają.

Oba modele serii FD różnią się jednak masą – nowe FD3 są znacznie lżejsze od FD5. Pojedyncza słuchawka waży 6,5 g, a obie słuchawki z tipsami i kablem to tym razem 30 g. W przypadku FD5 liczby są prawie dwukrotnie wyższe i wynoszą kolejno 11 g oraz 53 g. W dłoni słuchawki są rzeczywiście mniej masywne, co może zapobiec wypadaniu słuchawek z uszu, przełożyć się na wyższy ogólny komfort. Nie unikniemy jednak uczucia chłodu, co jest typowe dla słuchawek z metalu. W przypadku FD3 efekt potęgują także szklane pokrywki – jesienią lub zimą przed założeniem konieczne będzie rozgrzanie słuchawek w dłoniach.

Nie należy obawiać się półotwartej konstrukcji, bo mowa jednak o niewielkich dziurkach na wstawkach przylegających do obudowy – tłumienie jest równie dobre, a w niektórych przypadkach wręcz lepsze od zwykłych, zamkniętych dokanałówek. W przypadku FD3 mamy do czynienia z wyraźnym wyciszeniem otoczenia – jak zwykle nie ma jeszcze efektu odcięcia od świata, ale mnie zewnętrzny hałas już nie przeszkadzał. Moim zdaniem FD3 tłumią lepiej od słuchawek serii FH, a są pod tym względem skuteczniejsze także od FD5. Te ostatnie są mocniej wentylowane, bo w ich przypadku maskownice znajdują się na pokrywkach.

Kabel jest elastyczny, lejący się i odpowiednio ciężki, więc przewód układa się bez zarzutu. Ponadto rozdzielacz jest niewielki, a suwak obok niego pozwala skrócić odcinki douszne wedle gustu. Zausznicom nie można nadać dowolnego kształtu, ale są one optymalnie uformowane i dostosowują się do kształtu małżowin usznych. Warto jednak zwrócić uwagę na kształt samych wtyczek MMCX – w FD3 są one odgięte, zaś w modelu FD5 zastosowano proste wtyki. Zauważyłem, że z tego powodu FD3 musiałem lekko okręcać w uszach, by wtyczki nie uciskały małżowin. Dla porównania model FD5 zakładałem bardziej pionowo, bo proste wtyczki w ogóle nie dotykały małżowin. W praktyce nie ma to jednak większego znaczenia.

Nowe filtry akustyczne to bez wątpienia progres. Ponownie wymienne są całe tulejki, które łatwo wykręcić, ponieważ ich krańce zostały wyżłobione niczym nakrętki. Gwinty są także nawiercone precyzyjnie, a na nich znajdują się uszczelki, więc wymiana filtrów jest łatwa. Podczas odsłuchów filtry trzymały się pewnie, nie wykręcały samoistnie, a mimo że dokręcałem je mocno, wykręcenie tulejek nie wymagało użycia dużej siły. Świetnie, że tym razem oba komplety filtrów mają identyczną średnicę – krytykowałem za to FD5, w których dodatkowe filtry były dużo węższe, co wymagało używania dedykowanych tipsów.

Specyfikacja

  • przetworniki: dynamiczne 12 mm
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-40 kHz
  • impedancja: 32 Ω
  • maksymalna moc wejściowa: 100 mW
  • czułość: 111 dB
  • kabel: MMCX > 3,5 mm (120 cm)
  • masa: 6,5 g (pojedyncza słuchawka); 30 g (obie słuchawki z kablem i tipsami)

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Andromeda, Ara, Dorado 2020, Solaris 2020, Vega 2020, FiiO FA9, FD5, FH3, FH5s, FH7, Meze Rai Solo, Moondrop Starfield, BQEYZ Spring II, TinHiFi P1, Sennheiser IE300
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila II, Playmate Everest, FiiO Q5s, FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100, Oriolus 1795, Qudelix-5K
  • DAP: Cayin N3Pro, FiiO M15 i M11 Plus LTD, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), Google Pixel 4a 5G

FiiO FD3 – tipsy
Tipsy z zestawu są już dobrze znane. Na słuchawki są fabrycznie nałożone nakładki „balanced” (czarne), a oprócz nich otrzymujemy także tipsy „vocal” (biało-czerwone), „bass” (szaro-czerwone) oraz pianki produkcji FiiO. Moim zdaniem te pierwsze „brzmią” w miarę naturalnie z lekkim ciepłem, te drugie rozjaśniają dźwięk, trzecie lekko wzmacniają średni bas, a pianki są dość blisko tipsów zrównoważonych.

Mnie najbardziej przypadło do gustu brzmienie z tipsami „balanced” oraz piankami, ale wybór nie jest oczywisty. Dużo zależy od wybranych filtrów, bo może się okazać, że z filtrami pomarańczowymi (basowymi) wolimy klarowniejsze tipsy „vocal”, a nie przepadamy za nimi z filtrami czarnymi (sopranowymi). Trudno więc wskazać te jedyne, najlepsze nakładki.

FiiO FD3 – filtry czarne
Słychać, że FiiO FD3 posiadają przetworniki dynamiczne, a dają się też wychwycić podobieństwa do droższego modelu FD5. Jednak nowe słuchawki nie są po prostu ich uproszczoną wersją, bo zostały zestrojone inaczej, a różnica jakościowa pomiędzy modelami nie jest tak duża, jak sugeruje cena. Słychać, że strojenie jest trochę inne, ale ogólny poziom zaskakuje – mamy do czynienia z sytuacją podobną do modelu FH3, czyli tańsze dokanałówki mogą podważyć sens zakupu droższych modeli.

Zanim jednak przejdziemy do porównań, rozpocznijmy od opisu brzmienia. W pierwszej kolejności zająłem się filtrami czarnymi, określanymi przez producenta jako „wzmacniające sopran”. Taki opis trzeba traktować z przymrużeniem oka, bo moim zdaniem lepiej pasowałoby określenie: „zrównoważone”. Słuchawki w tej konfiguracji nie są zupełnie liniowe, nie brzmią w sposób maksymalnie zbalansowany, bo dają się wychwycić pewne akcenty w skrajach pasma, ale określenie „sopranowe” wprowadza w błąd, bo basu wcale nie brakuje, a góra nie jest przesadnie wyostrzona.

Niskie tony nie rozczarowują. Mamy do czynienia z ciepłem, miękkością i nasyceniem charakterystycznym dla dynamików – bas jest soczysty, brzmi swobodnie i energicznie uderza. Dół może pochwalić się też konkretnym zejściem, wypełnionym średnim basem i dość punktowym wyższym, stąd FD3 efektownie pulsują i wibrują w elektronice, ale równie dobrze radzą sobie z gitarami basowymi czy kontrabasem. Słuchawki nie są analityczne, bas brzmi przede wszystkim przyjemnie, ale nadal można wychwycić drobniejsze detale, a instrumenty są zróżnicowane. Moim zdaniem muzykalność bierze jednak górę nad technicznością – basu po prostu dobrze się słucha i to w przeróżnych gatunkach muzycznych. Podoba mi się, że producent nie przesadził – słuchawki nie brzmią chudo, w dole jest ewidentny akcent, ale nie ma mowy o dominacji niskich tonów.

Pasmo średnie lekko ustępuje niskim tonom, ale nazwanie słuchawek „V-kształtnymi” byłoby nie fair. Środek nie został wycięty, nieźle wspiera żywe instrumenty i wokale, ma w sobie naturalne ciepło, gładkość i nie brakuje w nim barw. Znowu mamy do czynienia z muzykalnością, średnica nie została stworzona do rozkładania muzyki na czynniki pierwsze, nie brzmi laboratoryjnie, a masywniej, bardziej kolorowo i przystępnie. Żywe instrumenty nie znikają gdzieś w tle, wokale są dość blisko, ale pasmo nie jest wypchnięte, ani mocno konturowe czy twarde. To skutek spokojniejszej wyższej średnicy, bo podpasmo brzmi naprawdę przystępnie, bez ostrości, agresji czy ziarnistości. Dźwięk nie jest idealnie naturalny, można mówić o pewnej koloryzacji i złagodzeniu, ale nadal w granicach normy – muzyka nie jest jeszcze zamulona, zgaszona czy mdła. Brzmienie pozostaje bezpośrednie, jest prezentowane bez dystansu. Jeśli jednak to za mało, z pomocą przychodzą biało-czerwone tipsy, które dodają muzyce klarowności.

Góra pasma brzmi mocno, ale nie ostro. Nie słychać chłodu, przesadnego wyostrzenia, a słuchawki nie wzmagają sybilizacji – FD3 nie syczą. Pasmo to jest lekko oderwane od wyższej średnicy, ale nie brzmi zupełnie cyfrowo, góra nie jest jeszcze syntetyczna. Nadal nieźle słucha się talerzy perkusyjnych, klawiszowych, smyczkowych czy gitar, bo brzmienie jest doświetlone. Muszę przyznać, że góra nie jest wybitnie rozciągnięta, nie pnie się jeszcze tak wysoko, jak w wyższym modelu FD5, ale perkusyjne blachy są już dość dźwięczne i metaliczne, solówki gitarowe są z przodu, a syntezatory w elektronice czy sample w rapie brzmią odpowiednio wyraziście. Nie stwierdziłem też problemów z kontrolą czy szczegółowością, bo w brzmieniu talerzy perkusyjnych można wychwycić sporo detali, które nie są jednak nachalne – to muzykalność gra pierwsze skrzypce.

Przestrzeń nie jest duża, bo separacja kanałów nie jest wybitna. Lewa oraz prawa połówka sceny są dość blisko siebie, sporo instrumentów trafia w środek głowy, ale nadal dość łatwo oddzielić od siebie oba kanały, więc stereofonia jest ciągle przyzwoita. Moim zdaniem więcej do powiedzenia mają głębia oraz wysokość sceny, stąd przestrzeń jest bardziej kulista niż elipsoidalna. Ponadto separacja instrumentów jest ciągle bez zarzutu, a holografia nie rozczarowuje – instrumenty są satysfakcjonująco kształtne. Słychać też trochę powietrza, więc nie ma wrażenia ciasnoty, słuchawki nie przytłaczają dźwiękiem. Nie mam jednak wątpliwości, że FD3 generują bliski pierwszy plan, brzmią raczej intymnie i kameralnie. Scena nikogo nie powali na kolana wymiarami, nie ma mowy o brzmieniu rodem z hali koncertowej.

FiiO FD3 – filtry pomarańczowe
Z filtrami pomarańczowymi jest podobnie – określenie ich mianem „wzmacniających bas” jest nietrafne. Gdy filtry czarne są w rzeczywistości dość zrównoważone, to filtry pomarańczowe są po prostu trochę łagodniejsze w sopranie. Dźwięk staje się więc masywniejszy, cieplejszy i łagodniejszy, bo wysokie tony są lekko ścinane. Nie ma jednak mowy o rozszalałym basie, niskie tony nadal nie zalewają zupełnie dźwięku, a brzmienie nie staje się ciemne. Filtry pomarańczowe powodują więc pewien lifting, ale nie przestrajają zupełnie słuchawek.

Niemniej FD3 z filtrami pomarańczowymi są rzeczywiście spokojniejsze, przystępniejsze i bardziej muzykalne. Daje się wychwycić jeszcze większe nasycenie, dźwięk jest gęstszy, cieplejszy i sprawia wrażenie bardziej wypełnionego w średnim basie/niskiej średnicy. Moim zdaniem filtry czarne są lepsze – słuchawki brzmią z nimi klarowniej, są bliżej charakteru FD5, wyciągają więcej detali, brzmią w sposób bardziej otwarty i odseparowany. Z filtrami pomarańczowymi brzmienie robi się trochę za masywne, mniej napowietrzone, trochę bardziej „duszne”. Można temu zapobiec stosując tipsy typu „vocal”, ale trochę mija się to z celem, skoro można po prostu skorzystać z czarnych filtrów. To jednak kwestia gustu oraz zgrania ze sprzętem.

Mimo że wolę czarne filtry, to i tak cieszy mnie obecność pomarańczowych. Daje to więcej możliwości w kombinacjach z tipsami, pozwala lepiej dostroić słuchawki do odtwarzacza. W ten sposób mamy większe pole manewru, bo prosto z pudełka możemy dopieścić synergię tipsami oraz filtrami, co może mieć niebagatelne znaczenie. Ponadto w modelu FD5 miałem wrażenie, że alternatywne, węższe filtry nie pasowały do charakteru słuchawek, psuły ich brzmienie i dawały nienaturalny efekt. W przypadku modelu FD3 nie mam takiego odczucia, nie uważam, że filtry pomarańczowe są na dokładkę, to nadal praktyczne narzędzie do „tuningu” słuchawek.

FiiO FD3 – porównania z FD5, FH3 oraz innymi modelami
Porównania słuchawek pozwalających przestrajać brzmienie są zawsze utrudnione, dlatego postanowiłem skupić się na fabrycznych konfiguracjach, stąd zestawiłem ze sobą FD3 i FD5 ze zrównoważonymi filtrami. Słychać pewne podobieństwa, ale różnic jest dużo – FD3 brzmią łagodniej, cieplej i masywniej, a FD5 są jaśniejsze, chłodniejsze i chudsze. Bas w modelu FD3 okazuje się być podkreślony w średnim zakresie, bardziej zagęszczony i nasycony, gdy FD5 brzmią bardziej technicznie w dole i mocniej różnicują niskie tony. Z kolei średnica FD3 jest cieplejsza i łagodniejsza, a w FD5 bardziej analityczna i neutralna. Ponadto FD3 mają mniej rozciągnięty sopran, który jest łagodniejszy, a góra w FD5 jest mocniejsza, bardziej rozciągniętą i zaakcentowana.

Nie mam wątpliwości, że model FD5 jest lepszy technicznie, a do tego brzmi bardziej przestrzennie – scena jest ogółem większa, a separacja kanałów bardziej kontrastowa. Z drugiej strony FD3 brzmią przyjemniej, czyli cieplej i bardziej muzykalnie, więc kosztem detali czy rozdzielczości otrzymujemy większą satysfakcję z muzyki. Nie można też zapomnieć, że FD5 mają posrebrzony, a nie miedziany kabel, który ma swój narzut na brzmienie, oraz są znacznie droższe od FD3. Moim zdaniem opłacalność stoi po stronie FD3 – „trójki” kosztują 500 zł, gdy „piątki” wymagają wydatku rzędu 1400 zł. Więc nawet jeśli dokupimy posrebrzony, zbalansowany kabel do modelu FD3, to koszt nadal będzie o połowę mniejszy od modelu FD5. Myślę, że to mówi samo za siebie.

Konfrontacja z FH5s jest znowu trudna – FH5s posiadają wbudowane suwaki, które pozwalają je przestroić. Różnica jest jednak podobna do FD5, bo wyższy model jest lepszy technicznie, brzmi ogólnie klarowniej i bardziej szczegółowo, a do tego potrafi być muzykalny, ale jest prawie trzykrotnie droższy od FD3. Ciekawsze jest zatem porównanie z FH3, czyli bezpośredniej, hybrydowej alternatywy dla FD3. Okazuje się, że FH3 brzmią twardziej, mocniej zarysowują dźwięk i mają więcej wyższej średnicy – to bardziej analitycznie brzmiące słuchawki, mimo że dość muzykalne na tle FH5 czy FH7. Nowe FD3 okazują się być przy FH3 cieplejsze, miększe, masywniejsze i spokojniejsze. Nie ma wątpliwości, że FH3 są wspomagane przez przetworniki armaturowe, gdy FD3 są w pełni dynamiczne – te drugie są znacznie przystępniejsze w odbiorze.

Zarówno FH3, jak i FD3 to bardzo ciekawe słuchawki, wyraźnie tańsze od wyższych modeli, ale wcale nie dużo gorsze. Warto jednak zauważyć, że FH3 rozwijają skrzydła po wymianie tipsów oraz kabla, a FD3 nie wymagają takich kombinacji – tipsy z zestawu są wystarczające, a i kabel nie wydaje się ograniczać potencjału słuchawek. Oczywiście konfiguracja przetworników w FD3 jest dużo prostsza od FH3, ale w zamian otrzymujemy jednak wymienne filtry, których FH3 nie oferują. Jeśli więc FH3 nie przypadły nam do gustu, odebraliśmy słuchawki jako brzmiące zbyt matowo czy konturowo, to FD3 mogą okazać się lepsze. Z kolei fani większej ilości detali i bardziej wyrazistej średnicy powinni zainteresować się raczej modelem FH3.

BQEYZ Spring II to hybrydowe dokanałówki o trochę bardziej technicznym, ale nadal naturalnym dźwięku, które są droższe od FD3, ale mogą być warte dopłaty, gdy szukamy dźwięku w wyższej rozdzielczości. Uważam, że Spring II stawiają bliżej średnicę i brzmią wierniej od FD3, lepiej nadają się do żywych instrumentów. Z kolei FD3 brzmią efektowniej od Spring II, generują mniej średnicy i są gładsze w dźwięku, a więc bardziej przystępne w przekazie. Bliżej cenowo są Moondropy Starfield, czyli również dynamiczne słuchawki, które także generują bliższą średnicę, brzmią jeszcze cieplejszym basem i są ogólnie bardziej barwnie. Z kolei FiiO FD3 są jaśniejsze i bardziej technicznie od Moondropów i można je przestroić filtrami. Wybór jest więc trudny, oba modele wciągają brzmieniem – jest ono efektowniejsze w przypadku FD3, a w Starfieldach bardziej naturalne.

FiiO FD3 – synergia
Słuchawki nie należą do wybiórczych – FD3 nie wymagają dużej mocy, nie są podatne na szum i zgrywają się dobrze z przeróżnymi źródłami. Słuchawki reagują na ich charakter, ale nie są na to wyjątkowo czułe – brzmią podobnie z różnymi sprzętami. W razie czego można dostroić je filtrami czy tipsami, więc jeśli nie przepadamy za dobieraniem sprzętu, wolimy skupić się na słuchaniu muzyki niż ciągłym wymienianiu odtwarzaczy lub DAC/AMP-ów, to FD3 powinny usatysfakcjonować.

Mnie dobrze słuchało się FD3 zarówno z bardziej basowymi, neutralnymi czy jaśniejszymi źródłami. Słuchawki brzmiały dobrze z masywniejszym FiiO M15, jak i bardziej zrównoważonym M11 Plus LTD. Nie zawiodło mnie połączenie z BTR5 (mocniejsze skraje pasma), jak i z Qudeliksem-5K (bliższa średnica). Podobnie było z Cayinem N3Pro, który satysfakcjonował w tych bardziej technicznych trybach (3,5 mm/Ultra-Linear), jak i w muzykalnym Triode. Ostatecznie preferowałem klarowniejsze, bliższe w średnicy modele, ale nie przekreśliłem innych połączeń.

FiiO FD3 – okablowanie
Interesowały mnie dwa aspekty – czy FD3 skorzystają na wymianie kabla na ten zbalansowany oraz czy kabel z modelu FD5 przybliży „trójki” do „piątek”. Wymiana kabla na ten z wyższego modelu to też jakby „symulacja” modelu FD3 Pro, bo wszystko wskazuje na to, że droższy wariant FD3 posiada ten sam, modularny przewód, co model FD5. To jednak tylko moje założenie, ale specyfikacja kabla w FD3 Pro rzeczywiście pokrywa się z tą z modelu FD5.

Szybko okazało się, że słuchawki pozytywnie reagują na wymianę kabla na zbalansowany. Po przejściu na przewody z wtyczkami 2,5 mm lub 4,4 mm scena dźwiękowa mocno się poszerzyła – kanały stały się bardziej odseparowane, a przestrzeń z kulistej przybrała kształt elipsy. Nadal nie było mowy o gigantycznej scenie, ale FD3 zaczęły brzmieć pod kątem przestrzeni podobnie do modelu FD5. Przybliżyły się też do niego charakterem – posrebrzony kabel dał klarowniejszą górę, ale moim zdaniem FD3 nadal generowały pełniejszy bas, który z kablem od modelu FD5 wydawał się jeszcze głębszy. Niemniej sygnatura rzeczywiście stała się bardziej „U-kształtna”, co zmniejszyło dystans pomiędzy modelami FD3 a FD5.

Natomiast wymiana kabla w FD3 na ten z modelu FD5 wyraźnie zmieniła charakter słuchawek. W takiej konfiguracji mamy do czynienia z trochę bardziej technicznie brzmiącymi słuchawkami, jaśniejszymi, nieznacznie chłodniejszymi i twardziej zarysowującymi dźwięk. FD3 w domyślnej konfiguracji brzmią cieplej, masywniej, gładziej i łagodniej od stworzonych przeze mnie „FD3 Pro”. Jeśli zatem się nie mylę i FD3 Pro rzeczywiście mają ten sam kabel, co FD5, to model z dopiskiem „Pro” spodoba się fanom jaśniejszego dźwięku, mocniejszych skrajów pasma i lekko oddalonej średnicy. Z kolei podstawowe FD3, brzmiące łagodniej i cieplej, wybiorą fani przystępnej, relaksującej sygnatury.

Nie uważam jednak, aby wymiana kabla w FD3 była konieczna, ale moim zdaniem słuchawki na tym zyskują. Mnie spodobało się brzmienie FD3 z kablami posrebrzonymi lub srebrnymi, kiedy brzmienie wchodziło na wyższy poziom techniczny i stawało się klarowniejsze. Zaznaczam jednak, że lubię jaśniejsze, bardziej wyraziste i klarowne granie, więc nie każdy uzna to za progres. Jeśli wolimy ciepło i łagodność, lepiej pozostać przy kablu miedzianym.

Podsumowanie

FiiO FD3 idą śladem FH3 – to również nieźle wycenione słuchawki, które podważają sens zakupu droższych modeli. Nie, nie są to po prostu tańsze FD5, bo brzmienie jest inne, ale mamy do czynienia ze zbliżoną, solidnie wykonaną i wygodną konstrukcją, która robi wrażenie funkcjonalnością. Multum tipsów, wymienne filtry o tej samej średnicy, a także kabel z wtykami MMCX to zalety FD3. Dźwięk przypadł mi do gustu, jest ciepły, muzykalny, barwny i gładki, a do tego serwowany w dwóch smakach – bardziej zrównoważonym (filtry czarne) lub zagęszczonym (filtry pomarańczowe).

Zaznaczam jednak, że zagięte wtyczki MMCX mogą lekko uciskać małżowiny uszne, a brzmienie nie jest jeszcze wybitne pod względem technicznym – prym wiedzie muzykalność. Moim zdaniem scena dźwiękowa powinna być trochę większa, a przede wszystkim szersza. Pewnie wątpliwości budzą też szklane panele, które jednak powinny być trwałe, bo zakładam, że zastosowano szkło znane np. z adapterów Bluetooth FiiO.

FiiO FD3 kosztują 499 zł i uważam, że zdecydowanie zasługują na rekomendację. Nie odstają mocno od FD5, a po wymianie kabla brzmią do nich bardzo podobnie, jedynie trochę bardziej basowo. FD3 to więc takie FH3 w wersji dynamicznej. Nie chodzi o brzmienie, bo hybrydy FiiO są bardziej techniczne, twardsze i klarowniejsze w przekazie od FH3, a o samą specyfikę. Uważam też, że osoby, którym FH3 nie przypadły do gustu, powinny być zadowolone z FD3.

Dla FiiO FD3

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ ciekawe wzornictwo
+ solidna jakość wykonania
+ bardzo dobra ergonomia
+ niezłe tłumienie
+ wymienny kabel MMCX
+ modularne i ulepszone filtry
+ nie wymagają synergii
+ łatwe do napędzenia
+ świetne, muzykalne i gładkie brzmienie w dwóch wersjach

Wady:
– wąska scena dźwiękowa z kablem 3,5 mm
– zagięte wtyczki MMCX mogą powodować dyskomfort

Sprzęt dostarczył:

fiio

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
hifiman

2 KOMENTARZE

  1. Co będzie lepszym wyborem jeśli chciałbym mieć sporą scenę i klarowne brzmienie z potrafiącym wygarnąć basem: FD3 z kablem zbalansowanym, czy FH3 (bez albo ze zmienionym kablem)? A może jakiś inny model innego producenta w podobnym przedziale cenowym? Słuchawki będą sparowane z Qudelixem 5K

Skomentuj Kajo Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj