FD7 to najnowsze i zarazem topowe słuchawki dynamiczne w ofercie FiiO. Posiadają 12 mm przetworniki dynamiczne o impedancji 50 Ω z berylowymi membranami, wymienne filtry akustyczne i modularne wtyczki.

FD7 nie wymagają specjalnego wprowadzenia, bo wystarczy spojrzeć na oznaczenie słuchawek, by wszystko było jasne. Nazewnictwo producenta jest konsekwentne, a wraz z nim hierarchia, więc wiadomo, że FD7 to aktualnie topowy model serii słuchawek dynamicznych. Wątpliwości budzi natomiast sama seria, która zawiera bardzo zbliżone produkty, które nie są tak zróżnicowane konstrukcyjnie, jak słuchawki hybrydowe FiiO należące do serii FH. W przypadku tej ostatniej mamy do czynienia z przeróżnymi konfiguracjami przetworników.

REKLAMA
fiio

Natomiast linia FD zawiera aktualnie sześć modeli słuchawek dokanałowych, począwszy od FD1, aż po FDX. Pierwsze słuchawki cechują się inną konstrukcją i przetwornikami, a te ostatnie to model specjalny, bazujący na FD7. W efekcie cztery modele z serii są do siebie bardzo podobne, bo FD3, FD3 Pro, FD5 i FD7 zamknięto w takich samych obudowach, wyposażono w przetworniki dynamiczne o średnicy 12 mm oraz wymienne filtry akustyczne. Zastanawiałem się, co takiego mogą zaoferować FD7 względem FD5, by usprawiedliwić ich wyższą cenę. Czy wyższa impedancja przetwornika ma znaczenie? Czy brzmienie jest rzeczywiście lepsze?

Wyposażenie

W zestawie są:

  • trzy pary tipsów SpinFit CP145 (rozmiary S, M i L);
  • trzy pary tipsów Vocal (biało-czerwonych, rozmiary S, M i L);
  • trzy pary tipsów Balanced (szarych, rozmiary S, M i L);
  • trzy pary tipsów Bass (szaro-czerwonych, rozmiary S, M i L);
  • dwie pary tipsów trójkołnierzowych (białych, rozmiary S i L);
  • dwie pary pianek termoaktywnych (rozmiar M);
  • kabel MMCX z rzepem (dł. 120 cm, posrebrzana miedź OCC);
  • trzy wtyczki modularne (2,5 mm; 3,5 mm i 4,4 mm);
  • trzy pary filtrów akustycznych (basowe, zrównoważone i sopranowe);
  • foremka na filtry;
  • szczoteczka do czyszczenia;
  • magnetyczna opaska;
  • przyrząd do wypinania wtyków MMCX;
  • futerał;
  • instrukcja obsługi i dokumentacja.

Wyposażenie jest bez wątpienia bogate – nie brakuje tipsów, a w zestawie jest też modularny kabel, za co producentowi należy się pochwała. Względem modelu FD5 otrzymujemy też komplet tipsów SpinFit, magnetyczną opaskę oraz dodatkową parę filtrów akustycznych. W efekcie FD5 to słuchawki 2w1, a FD7 – 3w1.

Konstrukcja

Dłuższe opisy konstrukcji słuchawek nie mają specjalnego sensu – FD7 wyglądają jak zmiksowane ze sobą modele FD3 i FD5. Topowy model jest w kolorze czarnym i został ozdobiony złotymi akcentami, a pokrywki są takie same, jak w modelu FD5. Moim zdaniem FD7 wyglądają najlepiej ze wszystkich przedstawicieli serii – złote akcenty są stonowane, a głęboka, połyskująca czerń nadaje im eleganckiego wyglądu. To także efekt kabla, tym razem zabezpieczonego ciemną izolacją i wyposażonego w elementy pasujące wizualnie do samych słuchawek. Nie ma jednak rewolucji, bo wielokrotnie tańsze FD3 wcale nie wyglądają gorzej, a wręcz prezentują się oryginalniej ze względu na szklane panele.

Zaskakuje jakość wykonania, która jest jakby… niższa od FD5. Nie chodzi o same materiały, bo stal jest gruba, świetnie wypolerowana, a całość wzorowo ze sobą połączono. Zauważyłem jednak gdzieniegdzie pewne smugi czy skazy, trudne lub niemożliwe do usunięcia plamy. Można je dostrzec także na rozdzielaczu kabla oraz akcesoriach, np. na metalowej foremce na filtry. Dla porównania do poziomu wykonania słuchawek Campfire Audio Dorado 2020 sporo brakuje. Możliwe jednak, że to jednostkowy przypadek, a przynajmniej mam taką nadzieję, bo mowa o słuchawkach z wysokiej półki, które powinny być zrobione nieskazitelnie.

Ergonomia i użytkowanie

Po szczegóły dotyczące ergonomii odsyłam do testów modeli FD3 i FD5. W przypadku FD7 mamy do czynienia z identycznymi obudowami, które są wprawdzie cięższe, ale opisy ergonomiczno-użytkowe w większości się pokrywają. W skrócie – słuchawki są wygodne, pewnie trzymają się uszu, a kabel dobrze się układa i nie irytuje. Ten ostatni jak zwykle zachwyca wymiennymi wtyczkami, bo posiada wykręcany kołnierz, który blokuje wkłady, czyli końcówki 2,5 mm; 3,5 mm lub 4,4 mm do wyboru. Procedura ich wymiany jest łatwa i dość szybka, a możliwość podłączenia słuchawek do wyjść zbalansowanych bez dodatkowych wydatków stanowi duży plus.

Mimo w dużej mierze wspólnej konstrukcji, stopień izolacji od otoczenia jest różny. Zarówno FD3, FD5, jak i FD7 to słuchawki półotwarte, czy też wentylowane, ale moim zdaniem to testowane ostatnio (i najtańsze) FD3 tłumią najlepiej. Jest to zapewne skutek pewnych różnic konstrukcyjnych, bo w przypadku FD3 podziurkowano jedynie walcowate wstawki z gniazdami MMCX, a FD5 i FD7 mają niewielkie maskownice na samych pokrywkach. Uważam, że tłumienie „piątek” i „siódemek” stoi na podobnym poziomie, czyli otoczenie jest nieznacznie przytłumione, nie jesteśmy w pełni odcięci od świata, ale znowu podczas słuchania muzyki nic specjalnie nie daje się we znaki. Nie mam jednak wątpliwości, że FD3 tłumią intensywniej od wyższych modeli.

Zaskoczyły mnie filtry akustyczne, bo producent wrócił do rozwiązania znanego z FD5. Chwaliłem niedawno, że filtry w modelu FD3 nie różnią się średnicą tulejek, więc nie powodują problemu z dobraniem tipsów. Niestety w FD7 filtry mają znowu różne rozmiary – te zbalansowane (M – czarne) i sopranowe (L – zielone) są podobne, ale już filtry basowe (S – pomarańczowe) są znacznie węższe. Do tych ostatnich znowu przewidziano tipsy dwukołnierzowe o ciaśniejszych mocowaniach, ale okazuje się, że można korzystać także ze zwykłych nakładek pojedynczych. Są one trochę luźniejsze na tulejkach, ale nadal trzymają się pewnie i nie zostają w uszach po wyjęciu słuchawek, a przynajmniej tak było w moim przypadku. Niestety nie dotyczy to tipsów SpinFit, które są zdecydowanie za duże na filtry basowe.

Specyfikacja

  • przetworniki: dynamiczne 12 mm (berylowe)
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-40 kHz
  • impedancja: 50 Ω
  • maksymalna moc wejściowa: 100 mW
  • czułość: 111 dB
  • kabel: MMCX > 2,5mm/3,5 mm/4,4 mm (ok. 120 cm)
  • masa: 11 g (pojedyncza słuchawka z filtrem); 49 g (obie słuchawki z kablem, filtrami i tipsami)

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Andromeda, Ara, Dorado 2020, Solaris 2020, Vega 2020, FiiO FA9, FD3, FD5, FH3, FH5s, FH7, IKKO Gems OH1S, Meze Rai Solo, Moondrop Starfield, BQEYZ Spring II, TinHiFi P1
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila II, Playmate Everest, FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100, Oriolus 1795, Qudelix-5K
  • DAP: Cayin N3Pro, FiiO M15 i M11 Plus LTD, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), Google Pixel 4a 5G

FiiO FD7 – tipsy
Z nakładkami nie ma niespodzianek – tipsy FiiO są już dobrze znane. Te szare lekko podbijają średni bas, białe wyostrzają wyższe średnie i górę, a czarne są względnie zrównoważone, ale łagodne w przekazie. Do tych ostatnich podobne są pianki producenta. Mnie najlepiej słuchało się FD7 z tipsami SpinFit, które zapewniają klarowny, ale nie ostry przekaz. Ze względu na różne średnice filtrów, byłem jednak zmuszony do korzystania z czarnych tipsów pojedynczych.

FiiO FD7 – filtry zbalansowane (czarne)
Niech za punkt wyjścia posłuży nam fabryczna konfiguracja, czyli zacznijmy od filtrów zbalansowanych. Sprawa jest dość prosta, bo FD7 w tej wersji to jakby mieszanka dwóch niższych modeli, wypadkowa FD3 i FD5. Mamy zatem do czynienia z dźwiękiem masywniejszym i łagodniejszym w górze pasma od FD5, ale brzmienie jest ciągle mniej basowe od FD3. Nadal mowa o sygnaturze nowoczesnej, efektownej oraz podkreślonej w dole pasma – w FD7 bas nadal gra ważną rolę, a słuchawki są przede wszystkim muzykalne. Okazuje się jednak, że w przekazie FD7 jest więcej ciepła i gładkości, a średnica jest trochę mniej oddalona, niż zazwyczaj.

Bas jest masywny, ale bez obawy, bo nie został ekstremalnie podbity. Słychać ciężar i gęstość dołu, który ma swój kształt i stanowi jakby fundament dla pozostałych pasm. Zejście jest głębokie i wibrujące, ale to średni zakres basu ma więcej do powiedzenia – słychać charakterystyczne ciepło i gęstość. Bas nie jest zlaną masą, bo instrumenty są bardzo dobrze zróżnicowane, łatwo odróżnić ich fakturę i wyłapać nawet drobniejsze detale, ale przekaz jest nastawiony na przyjemność z odsłuchu – słuchawki nie są analityczne. Mimo że niskie tony są dość energiczne i sprężyste, to nie należą do najszybszych – mam wrażenie, że bas jest ciężki, lekko spowolniony. Dół jednak nadal nie muli, wybrzmiewa w miarę dynamicznie, ale momentami brakowało mi trochę werwy, muzyka wydawała mi się zbyt uspokojona. Ciągle dobrze słuchało mi się muzyki popularnej, rapu, rocka czy elektroniki, ale liczyłem na lepszy PRaT (Pace, Rythm and Timing). Co prawda słuchawki nadal mnie angażowały, ale nie tanecznie – FD7 raczej relaksują niż dodają „kopa”.

Pasmo średnie jest bliskie, nie określiłbym FD7 mianem słuchawek V-kujących. Żywe instrumenty czy wokale brzmią bezpośrednio, nie są przytłumione przez bas czy górę. Łatwo też wychwycić pewien akcent w niższej średnicy, nadający brzmieniu ciepła. Wyższa średnica nie została skasowana, ale raczej nie ma wątpliwości, że FD7 to słuchawki dynamiczne – pasmo jest wręcz nieskazitelnie gładkie, miękkie i łagodne. Nie należy obawiać się ostrości czy szorstkości. Nie powiedziałbym też, że brzmienie jest mdłe, bo kontur dźwięku jest nadal w miarę zarysowany, ale słuchawki nie brzmią twardo. Na co dzień preferuję twardsze, bardziej precyzyjne i bezwzględne granie, ale FD7 są tak przyjemne w odbiorze, że zdałem sobie sprawę, że muzyka mnie dla odmiany relaksuje. „Siódemki” nie brzmią ani trochę agresywnie, nie zmuszają do rozkładania muzyki na czynniki pierwsze i nie atakują detalami, dlatego pozwalają się odprężyć. Rozdzielczość jest nadal wysoka, ale nie mam wątpliwości, że średnica ma ściśle muzykalny charakter.

Góra pasma jest spokojna i kontynuuje charakter średnicy. To brzmienie zaokrąglone, miękkie i proste w odbiorze, co uzyskano lekkim ścięciem najwyższych rejestrów. Dzięki temu słuchawki nie męczą, brzmią łagodnie i nieagresywnie, ale traci na tym klarowność. Wysokie tony nie są wyjątkowo rozciągnięte, co słychać po lekko zgaszonych talerzach perkusyjnych, zmiękczeniu gitar solowych, instrumentów dętych czy smyczkowych. Moim zdaniem góra jest nadal precyzyjna i nie brakuje jej kontroli, ale strojenie jest ogólnie bardzo „bezpieczne”. Uważam, że wysokich tonów powinno być więcej, bo są zbyt spokojne i brakuje im energii, tej „iskry”. Zachwyceni będą natomiast wrażliwi na sybilizację, melomani preferujący stonowany przekaz, ale fani klarowniejszego grania pewnie od razu zaczną eksperymenty z filtrami oraz tipsami.

Scena ma optymalne rozmiary – nie jest mała, ale nie określiłbym jej mianem potężnej. Kanały są mocno odseparowane, więc stereofonia gra pierwsze skrzypce. Głębia tylko minimalnie jej ustępuje, a nie inaczej jest z wysokością, stąd przestrzeń jest poziomą elipsoidą. Z separacją instrumentów nie ma problemu, chociaż bas wypełnia zakamarki sceny, więc pomiędzy nimi nie ma dużej ilości powietrza. Podoba mi się za to holografia, co jest także skutkiem strojenia – instrumenty są kształtne i „duże”, co tyczy się w szczególności basu. Kontrabas czy gitara basowa zajmują w przestrzeni raczej obszary niż punkty, wydają się być trójwymiarowe, a nie szkicowe.

FiiO FD7 – filtry basowe (pomarańczowe)
Absolutnie nie czułem potrzeby podbijania basu, więc podszedłem sceptycznie do filtrów pomarańczowych. Okazuje się, że sprawa nie jest tak oczywista – niskich tonów jest niby więcej, ale filtry basowe nie są typowym „bass boostem”. Myślałem, że przybędzie subbasu, a góra zostanie ścięta, a jednak wzmacniany jest średni oraz wyższy bas, a wysokie tony są przybliżane. W porównaniu do filtrów zrównoważonych, brzmienie staje się twardsze, jaśniejsze i bardziej zbite w niskich rejestrach.

FD7 z filtrami basowymi zaczynają bardziej V-kować, ale strojenie nie jest typowe. W elektronice bas wydaje się być bardziej zbity i szybki, co jest korzystne, ale w muzyce rockowej daje się wychwycić dziwne uwypuklenie wyższego dołu. Znika miękkość i gładkość, bo kontur dźwięku jest twardszy, mocniej zarysowany i tym samym bardziej zróżnicowany. Ponadto filtry basowe lekko dystansują średnicę, a tym samym wzmacniają wysokie tony. Stają się one nieznacznie ostrzejsze i szybsze, ale nadal są osadzone raczej w wyższej średnicy – ciągle brakuje rozciągnięcia, swobodniejszego wybrzmiewania sopranu.

Filtry basowe mogą się podobać, twardszy, bardziej zbity i zarysowany przekaz to pozytywna zmiana. Niestety jednocześnie dźwięk bardziej faluje, więc sygnatura jest bliższa równowagi na filtrach zbalansowanych. Mnie filtry basowe ostatecznie nie przypadły do gustu. Miałem podobne odczucia, co w przypadku modelu FD5 – znów odniosłem wrażenie, że „coś jest nie tak”, że słuchawki zostały zaprojektowane z myślą o fabrycznych filtrach zrównoważonych. Brzmienie z filtrami basowymi stawało się lekko skompresowane, jakby przetworniki się trochę „dławiły” i nie rozwijały skrzydeł.

FiiO FD7 – filtry sopranowe (zielone)
Mimo że w fabrycznej konfiguracji brakowało mi góry pasma, to obawiałem się filtrów sopranowych. Spodziewałem się, że mocno zetną bas i wyśrubują wysokie tony, ale na szczęście nic takiego nie ma miejsca. Wpływ na brzmienie jest znowu nieoczywisty, bo z filtrami sopranowymi FD7 zaczynają brzmieć bardziej armaturowo lub raczej hybrydowo. Moim zdaniem wzmacnia się wyższa średnica i niski sopran, a bas staje się obfitszy w wyższych rejonach.

W efekcie dźwięk z filtrami sopranowymi jest twardszy, bardziej konturowy i zarysowany. Znika ciepło, brzmienie nie jest już takie nasycone, bo kieruje się w bardziej analityczną stronę. Moim zdaniem z filtrami sopranowymi gorzej brzmi elektronika, ale zyskują żywe instrumenty – rocka, jazzu, bluesa czy klasyki słucha się lepiej, bo pasmo średnie ogólnie stoi bliżej. Z tego samego powodu łatwiej także wychwycić detale. Muzyka jest też znacznie mniej wygładzona, już nie tak zmiękczona, jak na filtrach zbalansowanych.

Brzmienie staje się troszkę ostrzejsze, mniej przyjazne w odbiorze, ale filtry sopranowe są ogólnie udane. Pozwalają skierować brzmienie na bardziej techniczne tory, mocniej zarysowują dźwięk, więc można z nich korzystać dla odmiany, gdy znudzi się nam gładki i miękki przekaz filtrów zbalansowanych. To też pożądana opcja z punktu widzenia synergii – zielone filtry przydadzą się do odtwarzaczy i przetworników, które same w sobie wygładzają i ocieplają brzmienie.

FiiO FD7 – porównania
Porównania słuchawek, które można przestrajać, są trudne. Musiałbym dokonać wielokrotnych opisów, zestawiając ze sobą słuchawki z różnymi filtrami, co dałoby w efekcie kilkudziesięciostronicowy tekst, trudny w odbiorze, jak i czasochłonny do wyprodukowania. Poniższe konfrontacje dotyczą więc konfiguracji fabrycznych, czyli zazwyczaj filtrów zrównoważonych.

FiiO FD3 brzmią od FD7 bardziej basowo. Generują większy dół, brzmią cieplej i masywniej. Jednocześnie FD3 nie są tak gładkie w przekazie, jak FD7, bo mają mocniejszą górę pasma. Moim zdaniem skraje pasma są bardziej zaakcentowane w „trójkach”, a słuchawki brzmią całościowo rozrywkowo i efektownie. Natomiast FD7 są ambitniejsze w przekazie, barwniejsze i przestrzenniejsze, więc wiadomo, że to słuchawki z wyższej półki. Nie słychać jednak, że FD3 są wielokrotnie tańsze, bo nadal wypadają dobrze, ciągle bronią się możliwościami w kontekście ceny.

W konfrontacji z FD5 słychać więcej różnic, bo niższy model brzmi znacznie jaśniej, a wręcz ostrzej. Brzmienie jest bardziej neutralne lub nawet chłodniejsze od FD7, średnica stoi dalej, a sygnatura jest bliższa typowej V-ki. „Siódemki” generują też więcej basu, mają cieplejsze niższe średnie, brzmią ogólnie masywniej i bardziej naturalnie. Z kolei FD5 okazują się brzmieć nowocześniej, efektowniej i bardziej krystalicznie. Muszę przyznać, że nie słychać dużej różnicy jakościowej – scena ma podobne wymiary (jest trochę węższa w FD5), a rozdzielczość jest zbliżona w obu przypadkach. W efekcie FD5 i FD7 różnią się przede wszystkim strojeniem, bo ogólna jakość dźwięku jest podobna.

Mimo że góra FD5 czasami mi przeszkadzała, bo potrafiła się nieznacznie „gubić”, trochę zlewać, to… chyba wolę górę „piątek” od „siódemek”. FD7 wydają się być przy nich lekko ciemne, troszkę duszne, zbyt masywne i powolne. FD5 brzmią zwiewniej, czyściej i klarowniej, mocniej zarysowują dźwięk i mają spokojniejszy, a za to szybszy bas. Jednak FD5 potrafią czasami zmęczyć, w niekorzystnej konfiguracji zasyczeć w górze pasma, co nie ma miejsca w FD7. W efekcie po powrocie do FD7 początkowo miałem wrażenie zgaszenia dźwięku, ale brzmienie było za to przyjemniejsze w odbiorze. Szybko zdałem sobie sprawę, że FD7 są bardziej „magiczne” i „czarujące”, brzmią bardziej „audiofilsko”. Z kolei FD5 są nowoczesne, ale zarazem techniczne, bo mniej „bajerują”, nie są tak podkoloryzowane.

Nie ma co rozpisywać się na temat różnic w porównaniu do modeli FH3, FH5 czy FH7 – wszystkie modele serii hybrydowej brzmią znacznie jaśniej, bardziej technicznie i precyzyjnie. Przy nich FD7 to ocieplone, muzykalne i relaksujące słuchawki. Nie inaczej jest w przypadku porównań z modelem FH5s, które także potrafią popisać się basem, ale jest go mniej, bo FH5s to znowu hybrydy o neutralnej średnicy i ewidentnie jaśniejszej górze. FD7 to w tej konfrontacji znowu strona muzykalniejsza, łagodniejsza, masywniejsza oraz znacznie cieplejsza w brzmieniu. Przypominam jednak, że FH5s także można przestrajać, bo słuchawki mają wbudowane suwaki. To też znacznie tańsze słuchawki, które wcale nie odstają mocno jakościowo od FD7, a wręcz mogą być lepsze dla osób preferujących analityczną sygnaturę.

Początkowo miałem wrażenie, że FD7 przypominają Campfire Audio Dorado 2020. Jednak w praktyce ten drugi model generuje więcej basu, mocniej rozciąga sopran i ma mniej średnicy. W tym przypadku to FD7 są tańsze i opłacalniejsze, ale nie robią takiego wrażenia jak Dorado 2020, które brzmią bardziej energicznie – mocniej uderzają basem, angażują i wciągają. FD7 są przy nich nudniejsze, co wynika z ich relaksującego charakteru. Model Vega 2020 także oferuje bardziej basowy przekaz, ale tym razem w twardszej i bardziej zarysowanej formie. FD7 są przy nich znacznie gładsze, miększe i… znowu spokojniejsze. Nie inaczej sprawa ma się w porównaniach z Campfire Audio Solaris 2020 (hybrydowe i klarowne) czy Ara (armaturowe i techniczne).

Jest coś w brzmieniu FD7 przywodzącego na myśl Meze Rai Penta. Daje się wychwycić zbliżoną gęstość, masywność i ciepłotę, ale znowu w mniej twardej i zarysowanej formie. FD7 są także gładsze, spokojniejsze i mniej energiczne. Rai Penta brzmią jeszcze obficiej i gęściej, ale tym samym mają więcej średnicy, więc moim zdaniem brzmią ambitniej. Rai Penta to znowu wieloprzetwornikowe hybrydy i z tego wynikają powyższe różnice. Myślę jednak, że FD7 można traktować jako alternatywę dla Rai Penta.

FiiO FD7 – synergia
Wymienne filtry nie ułatwiają też opisu synergii, ale są dla niej korzystne, bo pozwalają dostosować dźwięk do źródła. Jeśli mamy ciepło brzmiący odtwarzacz o uwydatnionym basie, to z pomocą przyjdą filtry sopranowe. Z kolei jeśli chcemy bardziej zbitego basu i zaznaczonej góry, filtry basowe powinny pomóc. Natomiast z analitycznymi źródłami filtry zbalansowane będą optymalne, bo uspokoją brzmienie. W efekcie FD7 są dość elastyczne, można ich używać z różnymi sprzętami. Nie trzeba też obawiać się o szum, słuchawki nie są na niego wrażliwe. To częściowo skutek w pełni dynamicznej konstrukcji i trochę wyższej impedancji przetworników.

Rozbudowane opisy połączeń nie są więc konieczne – uważam, że FD7 powinny dogadać się z różnymi odtwarzaczami czy przetwornikami mobilnymi i biurkowymi. Dobrze słuchało mi się ich z FiiO M15 (z filtrami sopranowymi), jak i M11 Plus LTD (z filtrami zbalansowanymi). Cayin N3Pro dogadywał się z nimi w różnych trybach, a FD7 grały dobrze także z adapterów Bluetooth – od BTR5 (2021), przez Qudeliksa-5K, aż po Oriolusa 1795 i to z różnymi filtrami. W wielu przypadkach filtry traktowałem raczej jako sposób dostrojenia dźwięku do moich preferencji czy muzyki, a nie sprzętu. Słuchawki nie wymagają zatem idealnej synergii, to zazwyczaj sprawa drugorzędna.

Nie należy się przejmować impedancją wynoszącą 50 Ω, bo FD7 są skuteczne i wcale nie wymagają dużej mocy do wysterowania. Dla porównania testowane niegdyś, planarne dokanałówki TinHiFi P1 mają znacznie większe zapotrzebowanie prądowe od FD7, bo te ostatnie wcale nie różnią się specjalnie od innych, niskoomowych dokanałówek. W odtwarzaczach wystarczało niskie podbicie, a adaptery Bluetooth także radziły sobie z nimi bez problemu. Słuchawki brzmiały głośno nawet na smartfonie (Google Pixel 4a 5G), ale brzmienie nie powalało – modelowi FD7 trzeba zapewnić pewne, optymalne warunki pracy.

Podsumowanie

FiiO FD7 mają wiele atutów. Wyposażenie jest bogate, bo otrzymujemy mnóstwo tipsów, modularny kabel z trzema wtyczkami oraz trzy filtry akustyczne. Wzornictwo jak zwykle nie rozczarowuje, a podobnie jest z ergonomią oraz stroną użytkową. Do gustu przypadł mi także kabel. Brzmienie bez wątpienia może się podobać, czaruje gładkością, ciepłotą i wypełnionym basem – FD7 wielokrotnie mnie relaksowały. Dobre wrażenie robi ogólne nasycenie dźwięku. Alternatywne filtry także mają rację bytu, zwłaszcza te sopranowe, bardziej analityczne w przekazie.

Spodziewałem się jednak wyższej jakości wykonania, bo plamy czy niewielkie skazy psują efekt. Zawiodły mnie też basowe filtry, które są węższe od pozostałych, więc ograniczają wybór tipsów, a do tego powodują zbytnie falowanie dźwięku. Moim zdaniem wysokich tonów powinno być więcej, niskim tonom brakuje energii, a dźwięk jest trochę za gładki w średnicy.

W trakcie pisania niniejszego testu nie znałem polskiej ceny słuchawek, ale przed publikacją okazało się, że FD7 kosztują aż 2999 zł. Uważam, że są za drogie i to ich największy problem – nie słychać przepaści względem ponad dwukrotnie tańszego modelu FD5. Nadal dobrze słuchało mi się „siódemek”, ale nie ma mowy o rewolucji, mnie słuchawki nie powaliły na kolana. W mojej ocenie seria FH jest ciekawsza, ale nie zgodzą się ze mną fani muzykalnego i łagodnego przekazu. Pod tym względem FD7 są rzeczywiście górą od FH5s czy tym bardziej FH7. Jeśli jednak cena nie gra roli, a szukamy przede wszystkim przyjemności z muzyki, to FD7 warto odsłuchać, bo mogą one stanowić niezłą alternatywę dla droższych Campfire Audio Dorado 2020 i Vega 2020 czy Meze Rai Penta.

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ modularny kabel
+ trzy pary wymiennych filtrów
+ dobra ergonomia
+ wysoka synergiczność
+ niepodatność na szumy
+ masywne, ciepłe, gładkie i muzykalne brzmienie
+ spora scena dźwiękowa

Wady:
– pewne braki w jakości wykonania
– filtry akustyczne o różnej średnicy
– mocno gładkie, trochę za mało energiczne brzmienie

Sprzęt dostarczył:

fiio

REKLAMA
fiio

3 KOMENTARZE

  1. Obecnie posiadam fiio fh3 na zbalansowanym kablu LC4,4C. Bardzo podoba mi się uderzenie basu tych słuchawek. Generalnie lubię dobry bas, brzmienie mocne, dociążone. Jednak chciałbym spróbować czegoś bardziej wyrafinowanego z wyższej półki. Zastanawiam się nad zmianą i biorę pod uwagę fiio fd7, fa9 i hiby crystal 6. Naczytałem się sporo recenzji i często są sprzeczne. Jedni chwalą te a inni inne modele. Rozumiem że to kwestia gustu. Gdyby ilość basu zostawić z fh3 a dołożyć trochę więcej przestrzeni, głębi i szerokości ze spokojną góra to które by mi przypasowaly?Słucham rock jazz i wszystko po trochu

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj