FiiO FH7s to nowy wariant wysoce popularnych dokanałówek o konstrukcji hybrydowej. Znów zastosowano pięć przetworników, czyli jeden dynamiczny i cztery armaturowe, ale tym razem zostały one zamknięte w półotwartych obudowach.

FiiO FH7 zadebiutowały w 2019 roku i zrobiły na mnie duże wrażenie, bo mogły śmiało konkurować ze znacznie droższymi słuchawkami. Jednak przez te trzy lata producent wprowadził wiele zmian w swoich dokanałówkach, jak np. półotwarte obudowy czy modularne okablowanie, więc słuchawki wymagały już odświeżenia. Wszystkie nowości trafiły do FH7s, co spowodowało, że nowe hybrydy mają więcej wspólnego z flagowymi FH9 niż z pierwowzorem. Zastosowano nawet te same modele przetworników, co u droższego brata.

REKLAMA
fiio

Na pokładzie jest ponownie dynamik o średnicy 13,6 mm z membraną DLC (diamond-like carbon) oraz armaturowe Knowles SWFK-31736 i Knowles DFK, czyli zestaw znany z FH9. Jednak w tym przypadku ten ostatni przetwornik nie został zdublowany, więc FH7s mają cztery przetworniki armaturowe (dwa podwójne), gdy FH9 wyposażono w sześć przetworników z kotwiczką zrównoważoną (trzy podwójne). FH7s wyróżniają się jednak dodatkowym filtrem na przetwornikach wysokotonowych, który według producenta ma zneutralizować sybilizację i złagodzić wysokie tony.

Sprawdziłem, jak FH7s mają się do FH7 i czy to rzeczywiście tańsza alternatywa dla FH9.

Wyposażenie

Zestaw zawiera:

  • 3 pary tipsów FiiO HS18 (rozmiary S, M i L);
  • 3 pary tipsów SpinFit CP145 (rozmiary S, M i L);
  • 3 pary tipsów Vocal (biało-czerwonych, rozmiary S, M i L);
  • 3 pary tipsów Balanced (szarych, rozmiary S, M i L);
  • 3 pary tipsów Bass (szaro-czerwonych, rozmiary S, M i L);
  • 2 pary tipsów dwukołnierzowych (rozmiar M);
  • 2 pary pianek termoaktywnych (rozmiar M);
  • pudełko na tipsy;
  • kabel MMCX z rzepem (posrebrzona miedź OCC, ok. 120 cm);
  • 2 wtyczki modularne (3,5 mm i 4,4 mm);
  • 3 pary filtrów akustycznych (basowe, zrównoważone i sopranowe);
  • foremkę na filtry;
  • szczoteczkę;
  • magnetyczną opaskę;
  • przyrząd do wypinania wtyków MMCX;
  • futerał;
  • instrukcję obsługi i dokumentację.

Wyposażenie jest zbliżone do tego z FH9, ale nie identyczne. Uwagę zwraca ilość nakładek, wśród których znajdziemy nowe końcówki FiiO HS18, których nie ma w zestawie flagowych hybryd. Przypominają one tipsy SpinFit, ale mają cieńsze i bardziej elastyczne płaszcze, które rozszerzają się ku tyłowi. Spodziewałem się, że zastąpią one SpinFit CP145, ale tych również nie zabrakło. Nie zrezygnowano też z szeregu „przydasiów”, czyli m.in. magnetycznej opaski i przyrządu do wypinania wtyczek MMCX. Nowością jest także plastikowe pudełko na nakładki, ale szkoda, że nie mieszczą się w nim wszystkie tipsy.

 

Niestety zabrakło modularnej wtyczki 2,5 mm. Z jednej strony praktycznie wszystkie nowe odtwarzacze, adaptery czy wzmacniacze mają już gniazda 4,4 mm, więc bez wtyczki 2,5 mm można się obyć. Z drugiej strony jeśli nie dysponujemy sprzętem z wyjściem Pentaconn, to konieczny będzie zakup przejściówki lub wymiana kabla, co nie każdemu się uśmiecha. Warto też wiedzieć, że kabel z zestawu to FiiO LC-RC, czyli przewód wykonany na bazie posrebrzonej miedzi, znany z FH5s Pro, a więc pozycjonowany niżej od tego z FH9. Dla porównania flagowe hybrydy mają srebrny kabel LC-RD Pro, który jest ponad dwukrotnie droższy od LC-RC (400 zł vs 850 zł).

Konstrukcja

FiiO FH7s przypominają model FH5s Pro, ale podobieństwa kończą się na maskownicach oraz efektownych „łuskach”, ponieważ nowe słuchawki mają zupełnie inny kształt. Jest on jednak znajomy, bo producent bez wątpienia inspirował się słuchawkami Campfire Audio. Nie ma jednak mowy o kopii modeli Andromeda czy Ara, bo FH7s są mniej kanciaste i bardziej futurystyczne. Na szczęście na żywo słuchawki prezentują się mniej agresywnie, niż sugerują to grafiki producenta, co zawdzięczają stonowanej kolorystyce.

Matowoczarne obudowy mają lekko granatowy odcień, ale efekt jest subtelny. Z czernią kontrastują srebrne maskownice, wewnątrz których można dojrzeć także złote akcenty w szampańskim odcieniu, ale wstawki także nie rzucają się w oczy. To samo tyczy się drobnych i szarych oznaczeń kanałów, które naniesiono od wewnętrznej strony obudów, tuż przy otworach odpowietrzających. Z kolei tulejki oraz filtry w postaci nakrętek są już dobrze znane, ale filtry zbalansowane mają tym razem białe, a nie czarne uszczelki.

Gniazda MMCX odróżniono klasycznymi barwami – niebieski pierścień otacza lewe złącze, a czerwony prawe. Odpowiadają im oczywiście kolorowe wstawki na kablu, które znajdują się tuż przy wtyczkach MMCX. Sam kabel został wykonany z ośmiu żył posrebrzonej miedzi monokrystalicznej, które zabezpieczono szarą izolacją klasy medycznej. Elementy na kablu są aluminiowe, co dotyczy zarówno rozdzielacza z suwakiem, jak i obudowy modularnego wtyku. Jedynie wtyczki MMCX są plastikowe, w przeciwieństwie do tych w kablu od FH9. Nie zapomniano także o zausznicach, które zostały fabrycznie odgięte.

Nie mam zastrzeżeń odnośnie wykonania słuchawek. Nie dostrzegłem skaz na aluminiowych obudowach czy problemów ze spasowaniem. Kabel także wygląda nienagannie, a mechanizm wymiany wtyczek pracuje bez zarzutu. Co ciekawe jakość wykonania FH7s jest paradoksalnie wyższa od FH9, a przynajmniej takie jest moje doświadczenie, bo sztuka testowa tytanowych FH9 była lekko porysowana prosto z fabryki. Nic takiego nie ma miejsca w przypadku FH7s. Niemniej w dotyku FH9 robią lepsze wrażenie, czuć że to model pozycjonowany wyżej.

Ergonomia i użytkowanie

Obawiałem się kanciastych obudów, ale na szczęście FH7s nie mają aż tak ostrych krawędzi, jak Andromedy. Słuchawki są też obłe od wewnętrznej strony, więc leżą w uszach lepiej od dokanałówek Campfire Audio, które potrafią uciskać wnętrza małżowin. W mojej ocenie FH7s są od nich wygodniejsze, ale do perfekcji trochę zabrakło. W trakcie normalnych odsłuchów nie miałem powodów do narzekania, ale podczas przeżuwania lub uśmiechania się, słuchawki i tak lekko wrzynały mi się w małżowiny uszne. Nie ma to dużego znaczenia, ale w mojej ocenie obłe FH5s lub FH9 są wygodniejsze od FH7s.

Tulejki są optymalnie długie, więc słuchawki nie odstają mocno z uszu i zakłada się je z łatwością. Podczas testów FH7s pewnie się trzymały, mogłem z nimi swobodnie się poruszać, leżeć czy nawet poćwiczyć. Byłem usatysfakcjonowany także izolacją akustyczną, trochę intensywniejszą niż w FH9. W trakcie odsłuchów praktycznie nie słyszałem zewnętrznego hałasu, otoczenie przebijało się jedynie w cichszych partiach utworów, ale mnie nie irytowało, więc mogłem w pełni skupić się na muzyce lub na grach.

Co innego nowe tipsy od FiiO, czyli HS18, które podczas wyciągania z uszu odwracały się na lewą stronę. Może nie było to specjalnie uciążliwe, ale SpinFit czy starsze końcówki FiiO nie wymagały poprawiania po wyciągnięciu z uszu. To konsekwencja zastosowania cienkich kołnierzy nakładek, które są bardzo elastyczne, więc z powodzeniem dostosowują się do kanałów słuchowych. Według producenta ma to pozytywnie wpłynąć także na brzmienie, podobnie jak fakt, że średnica wylotowa tipsów jest taka sama, jak tulejek.

Kabel LC-RC nie rozczarowuje, bo jest lejący się i elastyczny, więc świetnie się układa. W trakcie testów przewód się nie plątał, efekt mikrofonowy nie uprzykrzał odsłuchów, a suwak splittera utrzymywał wybraną pozycję. Nie zawiodła mnie również izolacja kabla, która jest gładka i przyjemna w dotyku, więc nie drażni skóry. Myślę, że każdy będzie zadowolony także z zausznic. Co prawda nie nadamy im dowolnego kształtu, ale są one optymalnie odgięte. Możliwość szybkiej wymiany wtyczki na zbalansowaną to także niepodważalny atut kabla.

Specyfikacja

  • przetworniki: dynamiczny DLC 13,6 mm (bas) + Knowles DFK (średnica) + Knowles SWFK-31736 (wysokie tony)
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-40 kHz
  • impedancja: 18 Ω
  • czułość: 104 dB
  • kabel: ośmiożyłowy z posrebrzonej miedzi OCC, MMCX > 3,5 mm/4,4 mm (ok. 120 cm)
  • masa: 8,4 g (pojedyncza słuchawka); 43,4 g (obie słuchawki z kablem, tipsami itd.)

Brzmienie

  • Słuchawki: Astell&Kern Pathfinder, Campfire Audio Ara, Dorado 2020 i Solaris 2020, FiiO FD5, FD7, FH5s, FH7 i FH9, Meze Advar, Letshuoer S12, BQEYZ Autumn
  • Źródła: FiiO M17, M11 Plus ESS i Q7, Astell&Kern Kann Max, Cayin N3Pro, FiiO BTR7 i BTR5 2021, Qudelix-5K, Cayin RU-6

FiiO FH7s zaskakują – nie są tańszym odpowiednikiem FH9 i wyraźnie różnią się od pierwowzoru. Użytkownicy FH7 albo będą nimi zachwyceni, albo się zawiodą, bo FH7s brzmią bardziej efektownie, generują więcej basu i trochę mniej wysokich tonów. Jeśli tego brakowało nam w technicznych FH7, to bardziej muzykalne FH7s mogą okazać się strzałem w dziesiątkę. Gdy natomiast uwielbiamy FH7 za ich klarowność i zwiewność, to FH7s mogą nie być dobrym wyborem. Zacznijmy jednak od początku.

FiiO FH7s – tipsy
Słuchawki wyposażono aż w siedem rodzajów tipsów. Postanowiłem zignorować większość z nich, bo nakładki basowe, wokalne i zrównoważone, a także pianki oraz końcówki dwukołnierzowe są już dobrze znane. Warto jedynie wiedzieć, że pianki są na tyle gęste, że sprawują się podobnie do zrównoważonych nakładek silikonowych. Z kolei specyfika pozostałych tipsów jest w dużej mierze zawarta w ich nazwach.

Skupiłem się więc na końcówkach SpinFit CP145 oraz FiiO HS18. Zazwyczaj korzystam z tych pierwszych, bo SpinFit satysfakcjonują mnie z większością słuchawek. Okazało się jednak, że nowe nakładki HS18 lepiej współgrają z charakterem FH7s, bo wysokie tony są bardziej precyzyjne i przyjemniejsze w odbiorze. Dla porównania góra FH7s z końcówkami SpinFit jest ostrzejsza i gorzej kontrolowana, więc do odsłuchów wykorzystałem HS18-tki.

FiiO FH7s – filtry zrównoważone (białe)
FH7s z filtrami zrównoważonymi brzmią na planie litery V, ale strojenie jest rozsądne. Bas nadal nie zalewa muzyki, pasmo średnie nie jest ekstremalnie wycofane, a góra nie tnie błon bębenkowych. Strojenie jest muzykalne, lecz nadal klarowne i stosunkowo uniwersalne, więc słuchawki zgrywają się zarówno z żywymi instrumentami, jak i z różnego rodzaju elektroniką. Nie mam jednak wątpliwości, że FH7s rozwijają skrzydła w basowym repertuarze.

Bas jest fenomenalny! Niskie tony mocno uderzają, są kontrolowane, sprężyste i dynamiczne – atak jest silny, a wybrzmiewanie szybkie. Słuchawki popisują się przede wszystkim masywnym midbasem, ale nie mają także problemów z reprodukcją subbasu. Jeśli słuchamy elektroniki, która bazuje na pulsującym, wybuchowym i zwartym dole, to FH7s powinny sprawić dużo przyjemności. Znakomicie słuchało mi się psychodelicznego trance’u, drum and bassu czy muzyki klubowej. Bas nie jest jednak zlaną masą, ma dość zróżnicowaną fakturę i jest dość „elastyczny” – fortepian, kontrabas czy gitary basowe nie brzmią subwooferowo, więc w jazzie, klasyce czy rocku linie basowe są odpowiednio kontrolowane i w miarę naturalne. Jeśli jednak preferujemy mocno punktowy czy wręcz szkicowy dół, to nie tędy droga.

Średnica jest nieznacznie oddalona, brzmi neutralnie i klarownie. Pasmo to nie jest ani ocieplone, ani ochłodzone, bo zachowano proporcje pomiędzy niższym a wyższym zakresem średnicy. Średnica jest też na tyle klarowna i bezpośrednia, że gitary, perkusja czy głosy wokalistów nie znikają w tle, nie dają się jeszcze przytłoczyć niskimi oraz wysokimi tonami. FH7s potrafią więc zabrzmieć zarówno cieplej i bardziej naturalnie w lżejszej muzyce, jak i cyfrowo oraz efektownie w nowoczesnych brzmieniach, ale znów prym wiodą te ostatnie. Wprawdzie rozdzielczość jest nadal wysoka, a brzmienie bezpośrednie, więc muzykę można wciąż rozkładać na czynniki pierwsze. Niemniej szala przechyla się raczej w stronę muzykalności niż analityczności – FH7s przede wszystkim angażują brzmieniem, dodają energii i bawią. Jeśli szukamy w muzyce emocji, to będziemy zadowoleni. Z kolei amatorzy brzmienia jak z laboratorium i pierwszoplanowej średnicy mogą kręcić nosem.

Wysokie tony robią równie dobre wrażenie, co bas, bo są klarowne i wyraziste, ale jednocześnie łagodne. Dzięki temu słuchawki nie syczą, nie kłują, nie skrzą i nie szeleszczą, bo opisywane pasmo jest precyzyjne i trzymane w ryzach. Góra jest też przyzwoicie rozciągnięta, ale ma dość równy przebieg, ponieważ w ogóle nie słychać ostrych „peaków”. Nie należy się jednak obawiać zamulenia, zawoalowania czy zgaszenia dźwięku, bo sopran nadal wzorowo doświetla pozostałe pasma, więc muzyka jest podawana jak na dłoni. Co ciekawe talerze perkusyjne potrafią być zaskakująco dźwięczne i metaliczne, co nie jest standardem w przypadku przetworników armaturowych. Generalnie w wysokich tonach słychać znaczny progres względem starszych konstrukcji hybrydowych, pasmo zostało bez wątpienia okiełznane i wyrównane. Wygląda na to, że wbudowany filtr, o którym wspomniałem we wstępie, rzeczywiście działa.

Scena dźwiękowa jest w kształcie poziomej elipsoidy, czyli najważniejsza jest szerokość. Korzystałem głównie z połączeń zbalansowanych i byłem zadowolony z kontrastowej separacji kanałów, ale głębia oraz wysokość przestrzeni także mnie satysfakcjonowały. Holografia również zasługuję na pochwałę, bo instrumenty są foremne, zajmują w przestrzeni obszary, a nie tylko punkty. W tym aspekcie największe wrażenie robi bas, który jest masywny i kształtny, więc wypełnia zakamarki sceny. Na szczęście nie pogarsza to separacji instrumentów, bo FH7s nadal brzmią selektywnie i w sposób napowietrzony.

FiiO FH7s – filtry basowe (czerwone)
Filtry basowe pozytywnie zaskakują. Okazało się, że góra jest nadal na swoim miejscu, bo słuchawki z czerwonymi filtrami nadal brzmiały klarownie. Bas rzeczywiście został lekko zaakcentowany, ale efekt jest subtelny – dół nie staje się ekstremalnie podbity, napompowany czy zamulony. Miałem jednak wrażenie, że niskie tony lekko spowolniły, stały jakby się cięższe, więc dłużej „zostawały” w muzyce. Odebrałem też scenę jako nieznacznie mniejszą, co jest jednak naturalną konsekwencją wzmocnienia basu.

Czy zatem warto zawracać sobie głowę filtrami basowymi? To zależy. Osobiście preferuję brzmienie z filtrami zrównoważonymi, z którymi bas jest szybszy i bardziej uniwersalny. Jednak filtry czerwone mogą przydać się w mniej synergicznych połączeniach, z ostrzejszymi lub niewystarczająco basowymi źródłami. Docenią je też osoby mocno wrażliwe na wysokie tony lub preferujące dłużej wybrzmiewający, mniej nadpobudliwy bas.

FiiO FH7s – filtry sopranowe (zielone)
Filtry sopranowe mają mocniejszy wpływ na brzmienie. Niskie tony lekko się uspokajają, a do głosu dochodzi góra pasma, wyraźnie ostrzejsza i… gorzej kontrolowana. FH7s z zielonymi filtrami nadal nie stają się żyletkowe i nie powodują ekstremalnej sybilizacji, ale wysokie tony zaczynają się lekko zlewać i szeleścić. Moim zdaniem góra z filtrami zrównoważonymi jest lepsza, bo bardziej precyzyjna i przyjemniejsza w odbiorze.

Filtry sopranowe są według mnie najsłabsze ze wszystkich, ale mogą się przydać z mocno ciemnymi źródłami. Jednak w pierwszej kolejności lepiej poeksperymentować z nakładkami – sprawdzić tipsy SpinFit lub białe końcówki typu Vocal, które także rozjaśniają dźwięk. Po zielone filtry sięgnąłbym w ostateczności.

FiiO FH7s – porównania z FiiO FH9, FH7 i innymi modelami
Na pierwszy ogień poszły FH9. Słychać pewne podobieństwa, bo FH9 to także dociążone, pełne i muzykalnie brzmiące hybrydy. Różnic jest jednak sporo, bo flagowe dokanałówki generują pełniejszy, bardziej zrównoważony oraz mniej narwany bas. Ponadto średnica „dziewiątek” jest bliżej, a góra pasma wybrzmiewa swobodniej i jest bardziej rozciągnięta. FiiO FH9 brzmią też przestrzenniej od FH7s, skuteczniej wyciągają instrumenty poza głowę i wygrywają holografią, bo grają jeszcze bardziej trójwymiarowo. Zauważyłem też, że brzmienie FH9 jest barwniejsze oraz gładsze od FH7s, więc flagowe hybrydy lepiej radzą sobie z żywymi instrumentami. Moim zdaniem FH9 są słusznie pozycjonowane wyżej i w ogólnej ocenie wygrywają z FH7s.

FH7s mogą jednak okazać się subiektywnie lepsze, bo dół nowych „siódemek” jest twardziej zarysowany i ma mocniejszy atak od FH9. Jeśli więc preferujemy wybuchowy, szybki bas, to FH7s mogą wyjść na prowadzenie. Nowe hybrydy także twardziej zarysowują dźwięk, brzmią bardziej wyraziście i mniej gładko, co również może okazać się atutem. Mniejsza scena dźwiękowa FH7s także wcale nie musi być minusem, bo dzięki temu brzmienie jest bardziej bezpośrednie, intymne. Wyżej pozycjonowane FH9 brzmią jakby lekko z oddali, trochę obok nas, gdy FH7s zanurzają w muzyce.

Względem FH7 także słychać wiele zmian. Nowy model generuje więcej basu, który jest głębszy, szybszy i bardziej energiczny. Z tego powodu średnicy jest trochę mniej, a brzmienie FH7s jest bardziej muzykalne i angażujące. Wysokich tonów z kolei ubyło, więc FH7s są przystępniejsze w odbiorze od FH7. Ponadto góra nowego modelu jest lepiej kontrolowana i wybrzmiewa dźwięczniej. Oba modele mają podobną scenę dźwiękową, ale ze względu na mocniejszy bas, wydaje się być ona nieznacznie ciaśniejsza w FH7s. Generalnie poprzednik oferuje dźwięk bardziej techniczny i bliższy równowagi, a nowy model brzmi barwniej i efektowniej. Wybór jest więc trudny i zależy w dużej mierze od preferencji oraz gatunku muzyki. Mnie słuchało się świetnie obu modeli, ale wybrałbym FH7s za energiczny bas i precyzyjną górę.

Sięgnąłem po jeszcze jedne hybrydy FiiO z dopiskiem „s”, które w teorii mogą stanowić tańszą alternatywę dla FH7s. Mowa o FH5s Pro, a dokładniej o modelu FH5s z wymienionym kablem na LC-RC, czyli słuchawkach z dwoma przetwornikami dynamicznymi i dwoma armaturowymi. To aktualnie jedne z najciekawszych dokanałówek FiiO, które są bardziej zrównoważone od FH7s, ale też potrafią wygenerować dość głęboki, w miarę szybki i zwarty bas oraz klarowną i precyzyjną górę. Ponadto FH5s Pro mają więcej średnicy, więc są trochę bardziej uniwersalne od nowych „siódemek”. Niemniej FH7s oferują wyższy poziom – są jeszcze szybsze, mocniej uderzają basem, brzmią klarowniej w średnicy i sopranie, a do tego generują szerszą scenę. Warto jednak wziąć pod uwagę, że FH5s Pro są wyraźnie tańsze od FH7s.

Zestawiłem FiiO FH7s także z Meze Advar, które zabrzmiały w sposób zrównoważony, mniej basowy, klarowniejszy, gładszy i podobnie przestrzenny. Moim zdaniem Meze lepiej zgrywają się z lżejszą muzyką, gdy FH7s brylują w repertuarze rozrywkowym. Jeśli słuchamy głównie żywych instrumentów, to Meze Advar będą lepsze, ale są jednak zdecydowanie droższe. Z kolei podobnie wycenione FiiO FD7 zabrzmiały wyraźnie cieplej oraz ciemniej od FH7s, a do tego generowały więcej basu, który okazał się być wolniejszy i masywniejszy – ode mnie plus dla FH7s. Podobnie było w konfrontacji z Campfire Audio Dorado 2020, czyli słuchawkami wolniejszymi, bardziej basowymi i gęstymi w przekazie, które brzmiały mniej klarownie i nie aż tak uniwersalnie. Według mnie FH7s wygrywają z Dorado 2020, a są od nich dwukrotnie tańsze!

FiiO FH7s – synergia
Słuchawki nie są problematyczne synergicznie – zostały zestrojone tak, że zgrywają się z przeróżnymi źródłami. Mnie słuchało się ich świetnie zarówno z tymi bardziej basowymi, klarowniejszymi czy średnicowymi. Nie natrafiłem na specjalne pudła, a słuchawki nie wymagały też sprzętu wybitnej jakości, bo w pełni satysfakcjonowały z adapterów Bluetooth czy przetworników typu „dongle”. FH7s nie były też wyjątkowo wrażliwe na szum.

 

Zauważyłem jednak, że FH7s mocniej reagują na sygnaturę sprzętu od FH9. Topowe dokanałówki są dość konsekwentne, zachowują swój charakter z różnymi odtwarzaczami. Natomiast na FH7s łatwiej było mi usłyszeć różnice pomiędzy źródłami, np. gładszym FiiO M17 i twardszym Astell&Kern Kann Max, jak i klarowniejszym M11 Plus ESS oraz spokojniejszym M11s.

Podsumowanie

FiiO FH7s to udane hybrydy. Słuchawki są solidnie wykonane, wygodne i funkcjonalne, bo zostały wyposażone w modularny kabel oraz trzy rodzaje filtrów akustycznych. Imponujące jest także wyposażenie, bo pudełko pęka w szwach od akcesoriów. Wraz z FH7s debiutują też nowe nakładki producenta, czyli HS18, które może nie są perfekcyjne od strony użytkowej, ale perfekcyjnie zgrywają się z opisywanymi słuchawkami. Efektowne brzmienie z błyskawicznym basem oraz precyzyjną górą również przypadło mi do gustu.

Niestety producent zrezygnował z wtyczki 2,5 mm, co może być problemem. Osobiście poświęciłbym część tipsów i dodatków, żeby zachować wtyczkę w tym standardzie. Pewne wątpliwości budzi też kanciasta obudowa, która może, ale nie musi być wadą – wszystko będzie zależało od rozmiaru małżowin usznych użytkownika. Z kolei dodatkowe filtry akustyczne mogą okazać się zbędne, bo te zrównoważone są najbardziej optymalne.

Polska cena słuchawek nie jest jeszcze znana, a aktualna sytuacja ekonomiczna jest niestety trudna. Producent wycenił słuchawki na 400 dolarów amerykańskich, więc powinny kosztować około… 2500 zł. Mam nadzieję, że się mylę, ale jeśli nie, to lepiej dopłacić do FH9, które w tej chwili kosztują w Polsce 2800 zł. Zaznaczam jednak, że jeśli zależy nam na szybkim i energicznym basie, to FH7s mogą okazać się lepsze, bo mają w dole więcej werwy od FH9.

Jest jeszcze jedna opcja na dość muzykalne, a przy tym bardziej uniwersalne i znacznie tańsze hybrydy. Mam na myśli słuchawki FH5s Pro, które jeszcze nie dorównują do FH7s, ale brzmią trochę bardziej uniwersalnie i są znacznie tańsze, bo kosztują 1400 zł. Polecam jednak dokupić do nich tipsy SpinFit CP145, ewentualnie wypróbować nowe FiiO HS18.

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ solidna jakość wykonania
+ modularne wtyczki
+ wymienne filtry akustyczne
+ wygodny przewód
+ wysoka ergonomia (subiektywnie)
+ dobra izolacja akustyczna
+ wysoka synergiczność
+ efektowne brzmienie z szybkim i punktowym basem oraz klarowną i precyzyjną górą
+ szeroka scena dźwiękowa

Wady:
– brak wtyczki 2,5 mm
– kanciaste obudowy
– dodatkowe filtry pogarszają brzmienie
– aktualnie wątpliwa opłacalność zakupu

Sprzęt dostarczył:

fiio

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
fiio

5 KOMENTARZE

  1. Miałem okazje kupić FH7 w cenie FH5s – wybrałem FH5s. Z moim dragonflay FH7 grały przerysowanym zbyt ostrym dźwiękiem. FH5s są bardziej muzykalne. Po recenzji FH7s wnnoskuje, że jest poprawa, ale nadal bym uważał i nie kupował w ciemno.

    • FH5s to aktualnie najlepsze dokanałówki FiiO pod względem opłacalności, a szczególnie wariant Pro. Są nadal cieplejsze, bliższe w średnicy i łagodniejsze w sopranie od FH7s, co ma sens zważywszy na różnice w konfiguracjach przetworników. Z kolei FH7s brzmią efektowniej.

    • Moim zdaniem FA7s brzmią cieplej, bliżej w średnicy i łagodniej w sopranie. Przy nich FH7s mocniej akcentują skrajne pasma, brzmią bardziej rozrywkowo, klarowniej i tym samym mniej naturalnie. W obu przypadkach nie brakuje basu, ale słychać różnice w charakterze, bo mowa jednak o słuchawkach w pełni armaturowych (trochę płytszy subbas po stronie FA7s) oraz hybrydach (pełniejszy subbas w FH7s). Ponadto FA7s są gładsze, miększe w przekazie od mocniej zarysowanych, bardziej wyrazistych FH7s. Uważam też, że scena jest po stronie FH7s, które brzmią szerzej, w sposób bardziej otwarty. Generalnie FH7s postawiłbym wyżej jakościowo, ale oba modele na tyle różnią się charakterem, że wybór nie jest oczywisty. Jeśli lubisz FA7s, to FH7s mogą nie przypaść Ci do gustu.

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj