Trybrydowe, trzynastoprzetwornikowe i wycenione na 8000 zł słuchawki w tytanowych obudowach – to FiiO FX17 w wielkim skrócie. Według producenta najnowsze dokanałówki są arcydziełem, zapewniają najlepsze możliwe brzmienie o naturalnej barwie i wyjątkowo dużej scenie dźwiękowej.

FiiO FX17 zaskakują. Producent sukcesywnie wspina się coraz wyżej, więc premiera „prawdziwie” hi-endowych dokanałówek była tylko kwestią czasu. Nie spodziewałem się jednak, że FX17 będą aż dwukrotnie droższe od modelu FX15 i zapewnią taki skok technologiczny. Wszak producent zwiększył ilość przetworników z sześciu do trzynastu, zrezygnował z żywicznych obudów na rzecz tytanowych i zastąpił srebrny kabel przewodem miedziano-srebrno-złotym. Mam wręcz wrażenie, że pomiędzy FX15 a FX17 brakuje jeszcze jednego modelu, a „siedemnastki” miały być tak naprawdę „dziewiętnastkami”.

REKLAMA
fiio

To nie koniec konsternacji, bo FX17 są paradoksalnie mniej funkcjonalne od FX15 czy i innych słuchawek FiiO serii FA czy FH. Producent zrezygnował z wyłączników przetworników elektrostatycznych i nie zaimplementował systemu tuningu – tulejki nie są więc wykręcanymi filtrami, a na obudowach nie znajdziemy jakichkolwiek przełączników służących do strojenia. Odważne posunięcie, bo FiiO słynie przecież z możliwości personalizacji dźwięku. Czyżby brzmienie było rzeczywiście tak dobre, że możliwość przestrojenia stała się zbędna?

Sprawdziłem, co potrafią FX17, zestawiłem je z FX15 oraz innymi słuchawkami FiiO oraz porównałem z IEM-ami marek Campfire Audio, Craft Ears, FiR Audio i HiFiMAN.

Wyposażenie

Zestaw zawiera:

  • 3 pary tipsów FiiO HS18 (rozmiary S, M i L);
  • 3 pary tipsów FiiO HS20 (rozmiary S, M i L);
  • 3 pary tipsów SpinFit (rozmiary S, M i L);
  • 3 pary tipsów Vocal (biało-czerwonych, rozmiary S, M i L);
  • 3 pary tipsów Balanced (szarych, rozmiary S, M i L);
  • 3 pary tipsów Bass (szaro-czerwonych, rozmiary S, M i L);
  • 2 pary tipsów dwukołnierzowych (rozmiar M);
  • 2 pary pianek termoaktywnych (rozmiar M);
  • etui na słuchawki;
  • pudełko na tipsy;
  • kabel MMCX z rzepem (miedź/srebro/złoto, ok. 120 cm);
  • wtyczki modularne (3,5 mm, 4,4 mm i USB-C);
  • przyrząd do wypinania wtyków MMCX;
  • szczoteczkę do czyszczenia;
  • ściereczkę;
  • tabliczkę z numerem seryjnym;
  • instrukcję obsługi.

Krytykowałem FiiO za zbyt dużą ilość tworzyw sztucznych, a sytuacja tylko się pogorszyła. Producent uznał, że 19 par tipsów z FX15 to za mało, więc flagowy model oferuje 22 pary nakładek oraz dwa (!) dedykowane im pudełka z plastiku. Niektóre nakładki trafiły w woreczki, a nie obyło się także bez zalaminowanego opakowania oraz plastikowych zaślepek na wszystkie końcówki.

Źle to wygląda z punktu widzenia ekologii i jest po prostu marnotrawstwem, bo mało kto wypróbuje wszystkie końcówki lub będzie nimi żonglować na co dzień. Moim zdaniem stare tipsy powinny już odejść do lamusa na rzecz nakładek SpinFit, autorskich HS18 i nowych HS20. Zamiast na ilości, można było skupić się na jakości i mocniej zróżnicować rozmiarówkę końcówek.

Nowe tipsy to nie jedyna zmiana względem FX15, bo z flagowymi słuchawkami serii otrzymujemy także ściereczkę, tabliczkę z numerem seryjnym oraz dodatkową wtyczkę modularną USB-C. Ciekawy pomysł, ale nie spodziewałem się takiego adaptera w słuchawkach klasy hi-end, bo podłączanie ich bezpośrednio do smartfona za pomocą maciupeńkiego przetwornika zakrawa o szaleństwo. O tym jednak za chwilę. Co ciekawe powrócił klasyczny futerał, ale nie w niebieskim, a zielonym kolorze – ten heksagonalny z FH19 najwidoczniej się nie przyjął.

Konstrukcja

Wzornictwo jest odważne, ale z innego względu, niż zazwyczaj. Tym razem FiiO poszło w… minimalizm, więc na słuchawkach nie znajdziemy fikuśnych wstawek, efektownych wzorów czy agresywnych maskownic. Tytanowe obudowy zostały po prostu lekko pofalowane i wykończone niczym lustro. Początkowo czułem niedosyt, ale szybko zrozumiałem, że to świetny pomysł. Dzięki temu FX17 wyróżniają się na tle innych, nierzadko przekombinowanych dokanałówek FiiO – widać, że to coś wyjątkowego.

Tytanowe obudowy nie wymagają rozpisywania się, bo dostrzeżemy na nich jedynie niewielkie otwory odpowietrzające, standardowe tulejki i klasyczne gniazda MMCX. Więcej dzieje się wewnątrz nich, bo w pojedynczej słuchawce upakowano 10-milimetrowy przetwornik dynamiczny z litowo-magnezową membraną i tunelem basowym, 4 przetworniki armaturowe Knowlesa oraz 8 przetworników elektrostatycznych Soniona. Nie obyło się także bez zwrotnicy oraz elementów z druku 3D, mocujących przetworniki i elektronikę.

Kabel robi chyba większe wrażenie od samych słuchawek. Przewód bazuje na konstrukcji modelu LC-RE, bo jest również miedziano-srebrno-złoty, co można dostrzec gołym okiem przez przezroczystą izolację. Zdublowano jednak ilość żył i skręcono je w warkocz, więc kabel wygląda imponująco. To nie koniec zmian, bo modularny wtyk został udoskonalony – w starszych słuchawkach wymieniało się tylko plastikowe wkłady, a w przypadku FX17 wypinają się niemal całe końcówki.

Jakość wykonania jest wysoka, ale nie idealna. Tytanowe obudowy zostały świetnie wykończone i wzorowo spasowane z dwóch części. Nie sposób narzekać także na metalowe elementy kabla czy sam przewód, a nowa wtyczka również niczym nie podpada. Niestety słuchawki są podatne na zarysowania – obudowy wypożyczonej sztuki testowej są już pokryte drobnymi ryskami, a FX17 miały swoją premierę niedawno. Jak słuchawki będą wyglądały po kilku latach?

Ergonomia i użytkowanie

Kształt słuchawek jest charakterystyczny dla serii FX i innych nowości producenta, czyli ergonomiczny, więc wypustki i wgłębienia odpowiadają wewnętrznej strukturze małżowin usznych, a przynajmniej w moim przypadku. FiiO FX17 są jednak duże i ciężkie, więc będą wystawały z uszu. Wątpliwości budzą także tulejki, które wyglądają standardowo, ale tym razem aplikacja jest głębsza. Z tego powodu musiałem korzystać z najmniejszych tipsów, gdy zazwyczaj używam tych średnich lub nawet dużych.

   

Izolacja akustyczna jest w porządku, ale to nic specjalnego. Otoczenie jest wyraźnie przytłumione, co pozwala już skupić się na muzyce. Nie należy jednak oczekiwać perfekcji – zgiełk dotrze do naszych uszu, co może przeszkadzać w cichszych partiach utworów. Różnica względem tych półotwartych czy też mocniej wentylowanych modeli nie jest też duża – dla przykładu FiiO FH19 tłumią tylko nieznacznie słabiej od FX17. Mnie ostatecznie izolacja satysfakcjonowała, ale zaznaczam, że nie jestem w tym aspekcie wyjątkowo wymagający.

Brak możliwości tuningu uważam za… zdecydowany plus. Być może już się starzeję, może po tylu latach testów jestem zmęczony ilością opcji, ale mnogość konfiguracji w starszych modelach momentami mnie wręcz irytowała. Koniec końców znajdowałem jedno, najlepsze ustawienie, sięgałem po tipsy SpinFit i już nie ruszałem przełączników czy wymiennych filtrów. Jestem jednak świadomy, że nie każdy się ze mną zgodzi, bo dla wielu możliwość dostrojenia słuchawek do gustu/sprzętu/muzyki to niepodważalna zaleta. W ostatnich latach dałem się przekonać, że „mniej znaczy więcej”.

Rezygnacja z wyłączników przetworników elektrostatycznych była również dobrą decyzją. Krytykowałem za nie model FX15, który brzmiał po prostu słabo w konfiguracji z jednym przetwornikiem dynamicznym i pojedynczym armaturowym. Wyłączniki zostały więc zaimplementowanie w nich tylko po to, żeby sprawdzić, jaki wpływ na brzmienie mają przetworniki elektrostatyczne. Zresztą zakup trybrydowych słuchawek za 4000 zł czy 8000 zł, żeby później wyłączyć elektrostaty, mija się z celem. Dobrze więc, że producent poszedł w minimalizm. Szkoda tylko, że tak późno.

Modularną wtyczkę USB-C z wbudowanym przetwornikiem można ocenić dwojako. Z jednej strony to dość niepoważne rozwiązanie w słuchawkach tej klasy, bo FX17 są bez wątpienia dedykowane zaawansowanym odtwarzaczom muzyki, a nie smartfonom. Z drugiej strony dzięki temu FX17 można wykorzystać do nagłośnienia YouTube’a czy podcastu ze smartfona lub ultrabooka, czyli używać ich jako zwykłych słuchawek, a nie audiofilskiego Świętego Graala. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że nabywca FX17 ma już dedykowane słuchawki Bluetooth, wygodniejsze do tego typu zastosowań, więc przejściówka USB-C to głównie ciekawostka. Ucieszyłbym się z niej bardziej w słuchawkach niższej klasy.

Aplikacja FiiO Control

Co ciekawe przetwornik USB-C jest konfigurowalny w aplikacji FiiO Control. Znajdziemy w niej jednak „tylko” korektor dźwięku z gotowymi presetami oraz możliwością utworzenia własnej konfiguracji. Warto też wiedzieć, że wbudowany w nią przetwornik dekoduje 32 bit/384 kHz, jest zbalansowany i podaje 55 mW na kanał z niskimi THD, przesłuchami i wysokim stosunkiem sygnał/szum. Nieźle, jak na takie maleństwo. Brzmienie z USB-C jest rzeczywiście dobre, ale dynamika, rozdzielczość czy scena dźwiękowa nie mają startu do dedykowanych DAP-ów. Poniżej skupiłem się więc na połączeniach analogowych.

Specyfikacja

  • przetworniki: dynamiczny 10 mm (bas) + 4x armaturowe Knowles (średnica) + 8x elektrostatyczne Sonion (wysokie tony)
  • pasmo przenoszenia: 8 Hz-40 kHz
  • impedancja: 16 Ω
  • czułość: 104 dB
  • kabel: miedź/srebro/złoto, MMCX > 3,5 mm/4,4 mm/USB-C (ok. 120 cm)
  • masa: 12 g (pojedyncza słuchawka); 65 g (obie słuchawki z kablem i tipsami)

Brzmienie

FiiO FX17 mają niewiele wspólnego z FX15. Pierwsze skrzypce gra tutaj bas, a nie wysokie tony, co jest zaskakujące, zważywszy na klarownie strojonego poprzednika oraz dominujące przetworniki elektrostatyczne. Producent skupił się zatem nie na ilości, a jakości górnych rejestrów, co wyszło słuchawkom na dobre, bo dzięki temu FX17 są arcyprzyjemne w odbiorze, wyjątkowo muzykalne i efektowne. Słuchawki sprawiają więc przyjemność i angażują, ale przy tym nie rozczarowują stroną techniczną. Mam jednak dwa zastrzeżenia – bas mógłby być jeszcze lepszy, a scena dźwiękowa mniej awangardowa. Zacznijmy jednak po kolei.

FiiO FX17 – sygnatura dźwiękowa

Określenie słuchawek mianem basowych byłoby krzywdzące, ale niskie tony mają rzeczywiście dużo do powiedzenia. Bas wychodzi przed szereg i jest mocno dociążony w średnim zakresie, więc sprawia wrażenie masywnego, gęstego i soczystego. Zejście w subbas oraz przekaz wyższe basu mają mniejszy priorytet. Uwagę zwraca kontrola niskich tonów, bo są one trzymane w ryzach, maksymalnie zwarte i mocno zróżnicowane. Duże wrażenie robi także atak niskich tonów oraz gwałtowne ich wybrzmiewanie. Bas jest zatem mocny, ale zdyscyplinowany, dynamiczny i szczegółowy. W czym zatem problem? Moim zdaniem niskie tony mogłyby być bardziej swobodne, dłużej „zostawać” w muzyce, bo często paradoksalnie zbyt szybko „znikają”. Taka prezentacja jak najbardziej może się podobać, mnie po prostu czasami brakowało w brzmieniu basu „subwooferowości”.

Pasmo średnie jest lekko ocieplone i barwne za sprawą nasyconego niższego podzakresu. Słychać też przyjemną gładkość, ale wciąż nie sposób narzekać na rozmycie czy niewystarczająco twardy kontur dźwięku – przekaz jest rozdzielczy i precyzyjny, ale nie maksymalnie techniczny. Nie podpadła mi także wyższa średnica, która zapobiega zamuleniu czy zgaszeniu dźwięku – pasmo średnie jest wciąż bezpośrednie i odpowiednio zarysowane. Dzięki temu bas nie przytłacza też wokali, gitar, dęciaków czy smyczków, a instrumenty perkusyjne są na swoim miejscu. Zatem mimo stosunkowo mocnych wysokich tonów, można z powodzeniem wsłuchiwać się w detale, analizować poszczególne linie melodyczne, jak i po prostu się zrelaksować, czyli odbierać muzykę całościowo. Słuchawki same w sobie nie rozkładają jej na czynniki pierwsze.

Wysokie tony nie są podawane w ekstremalnych dawkach – FX17 nie syczą, nie irytują i nie męczą. Daleko jednak do przyciemnienia, bo góra wciąż rewelacyjnie doświetla pozostałe pasma, brzmi klarownie i selektywnie; nie jest agresywna czy skrajnie techniczna. Pasmo to pnie się wysoko, rozbrzmiewa czysto i naturalnie, więc talerze perkusyjne są dźwięczne, a wokale czy gitary solowe nie sprawiają wrażenia ściętych. Wysokie tony cechują się ponadto wzorową kontrolą, nie skrzą, nie szumią i nie szeleszczą, co ma czasami miejsce w przypadku przetworników armaturowych. Sybilizacja również nie występuje, chyba że została ona zarejestrowana w nagraniach, bo FX17 same w sobie nie potęgują sykliwości. Nie słychać też żadnego zgrzytu, bo przejścia pomiędzy przetwornikami są płynne i gładkie. Podsumowując – wysokie tony są prezentowane kulturalnie, przystępnie i maksymalnie jakościowo.

Ze sceną dźwiękową jest jak z basem – przestrzeń jest imponująca, ale można szukać dziury w całym. FiiO FX17 budują dużą i holograficzną scenę w kształcie elipsoidy, a więc przede wszystkim szeroką, ale również głęboką i wysoką. Instrumenty są oczywiście kształtne i trójwymiarowe, a do tego wzorowo odseparowane, bo nie brakuje napowietrzenia. Przekaz jest ponadto warstwowy, ale z bliskim pierwszym planem. Mamy zatem wrażenie intymności, ale bez efektu ciasnoty, a dźwięk wydaje się otaczać słuchacza. Ekspozycja nie rozczarowuje – instrumenty pojawiają się w przeróżnych punktach, więc FX17 angażują nie tylko barwą, ale także prezentacją. Co jest zatem nie tak? Scena dźwiękowa wydaje się być uniesiona, rozbrzmiewa jakby ponad linią uszu, niemal nad głową. Często miałem wrażenie, że siedzę na koncercie w pierwszym rzędzie przed sceną, że nie jestem na nią wraz z muzykami, co zazwyczaj preferuję. To jednak kwestia subiektywna, taka prezentacja jak najbardziej może się podobać.

FiiO FX17 – porównania

Nie sposób nie rozpocząć od FX15, słuchawek o połowę tańszych (4000 zł vs 8000 zł) i zupełnie innych od FX17. Otóż poprzedni model serii nie ma tak potężnego i zróżnicowanego basu oraz rozbudowanej średnicy, bo w ich przypadku to góra pasma ma najwięcej do powiedzenia. Odebrałem FX15 jako słuchawki jaśniejsze, chłodniejsze w przekazie i bardziej techniczne, a mniej muzykalne od FX17. Flagowy model popisuje się basem, ma barwniejsze i lepiej zróżnicowane średnie oraz bardziej precyzyjną i naturalną górę. Do tego scena FX17 jest większa i z lepszą holografią. Zatem FX17 są bez wątpienia górą, ale trudno się dziwić zważywszy na różnicę w konfiguracji przetworników i cenie. W efekcie nowe słuchawki nie stanowią kontynuacji FX15, bo rozwijają raczej charakter modeli FA19 i FH19.

W pełni armaturowe FA19 przypominają FX17-tki, a już szczególnie w trybie „HiFi”, czyli tym oferującym bardziej basowe i muzykalne strojenie. Słychać jednak, że we flagowej konstrukcji za bas odpowiada dynamik, a za wysokie tony elektrostaty – dolne rejestry są gładszy i lepiej zróżnicowane, a góra jeszcze bardziej selektywna. Z tego powodu bliżej modelowi FX17 do FH19, czyli topowych słuchawek hybrydowych FiiO. Nie mają jednak one takiej werwy i tak dużej sceny, jak FX17, a znowu łatwo wychwycić wpływ elektrostatów, bo w mojej ocenie góra bohatera testu jest bardziej naturalna i precyzyjna od tej generowanej przez FH19. Zatem jakościowo FX17 są wyżej od FA19 i FH19, ale należy pamiętać, że kosztują one kolejno ok. 5000 zł i 3000 zł. W cenie FX17 możemy zatem mieć zarówno FA19, jak i FH19…

A co z konkurencją? FiR Audio E12 brzmią bardziej basowo, są mniej klarowne w średnicy i zdecydowanie ciemniejsze w sopranie, ale trudno się dziwić, bo to słuchawki z pojedynczymi przetwornikami dynamicznymi zestawione z 13-przetwornikowymi trybrydami. Moim zdaniem bas E12-tek jest jednak kapkę ciekawszy, bo swobodniejszy i trochę mniej ograniczony i nie tak narwany, gdy wymaga tego repertuar. Co innego, że słuchawki FiR Audio są dostępne w podobnej cenie lub nawet wyższej, gdy uwzględnimy opłaty importowe, bo E12 wciąż nie są dostępne w naszym kraju. Lubię FiR Audio E12, ale FX17 wypadają w tej konfrontacji zdecydowanie korzystniej.

Podobnie sprawa ma się w porównaniach z Campfire Audio Solaris Stellar Horizon czy Trifecta. Słuchawki stanowią zupełną odwrotność tych pierwszych, bo Solarisy przy FX17 to słuchawki skrajnie techniczne z mocno punktowym basem oraz ostrzejszą górą, które kosztują 6999 zł, a debiutowały w cenie 13000 zł… W aktualnej sytuacji wolałbym dopłacić do FX17. Tytułowe słuchawki FiiO mają więcej wspólnego z modelem Trifecta, również słuchawkami muzykalnymi o mocnej podstawie basowej i barwnej średnicy. Trifecta brzmią jednak bardziej „analogowo” – są zdecydowanie cieplejsze, jeszcze masywniejsze w średnim basie i niskiej średnicy, a mniej rozbudowane w sopranie. FX17 w tym starciu brzmią bardziej nowocześnie i tym samym uniwersalnie, a są również tańsze i to ponad 10000 zł (8000 zł vs 18500 zł).

Sięgnąłem jeszcze po dynamiczne HiFiMAN Svanar, które także brzmią rozdzielczo i przestrzennie oraz również mają muzykalny charakter ze względu na mocny bas, ciepłą średnicę oraz łagodną górę pasma. Sytuacja jest zatem podobna, jak w przypadku konfrontacji z Trifecta – Svanar także brzmią bardziej „klasycznie i naturalnie” od FX17, czyli z większym naciskiem na ciepło, barwność, a mniej na efektowność i klarowność. Znowu nie ma jednak żadnych wątpliwości, że konfiguracja przetworników FX17 jest bardziej zaawansowana, a za wysokie tony odpowiadają w nich elektrostaty – sopran w Svanarach nie jest tak rozciągnięty. Zatem ponownie FX17 ponownie reprezentują lepszy stosunek jakości do ceny, bo są tańsze od Svanar (8000 zł vs 9300 zł).

Znalazłem mocnego konkurenta FiiO FX17, a mianowicie Craft Ears Aurum, czyli również trybrydowe słuchawki z wyższej półki. Okazuje się, że Aurum brzmią mocniejszą górą, mają mniej basu i bardziej neutralną średnicę. Słychać też różnicę w scenie dźwiękowej – Aurum faworyzują szerokość, gdy w FX17 więcej do powiedzenia ma wysokość. Moim zdaniem Aurum są tym samym bardziej technicznie w przekazie, a więc mniej przystępne w odbiorze od FX17. Zaznaczam jednak, że testowałem Aurum z kablem miedzianym, a nie standardowym srebrnym, czyli raczej w łagodniejszej konfiguracji. Ze srebrnym przewodem Aurum są najpewniej jeszcze jaśniejsze i bardziej techniczne. Niemniej to aktualnie słuchawki tańsze od FX17 (6300 zł vs 8000 zł). W tej konfrontacji trudniej wyłonić faworyta – FX17 są świetne prosto z pudełka, ale Aurum z odpowiednim kablem także zachwycają.

FiiO FX17 – wysterowanie i synergia

FiiO FX17 są wysoce synergiczne – mocny bas, ciepła średnica i stosunkowo łagodna góra powodują, że słuchawki powinny zgrać się w zasadzie z każdym źródłem. Topowe trybrydy jednak reagują na charakter sprzętu, więc można je w ten sposób dostroić – mnie bardziej pasowały trochę klarowniejsze i bardziej techniczne odtwarzacze (Astell&Kern Kann Max), a mniej te gładsze w przekazie (FiiO M17). Moim zdaniem słuchawki lubią też filtry cyfrowe typu „fast”, które odbieram jako mocniejsze w sopranie od filtrów „slow”.

FX17 mają jednak pewne wymagania odnośnie mocy, bo ożywają na średnim lub nawet wyższym poziomie podbicia. Zaznaczam, że chodzi o wysterowanie – słuchawki brzmią głośno ze wszystkiego, ale najpełniejszy bas, największą scenę i dynamikę oferują z tych wydajniejszych urządzeń. Bez obawy, wciąż mowa o niskoomowych dokanałówkach – nie będziemy musieli przyklejać do odtwarzacza dodatkowego wzmacniacza. Warto po prostu wypróbować większe wzmocnienie, mimo że dokanałówki go zazwyczaj nie potrzebują.

Podsumowanie

FX17 to jedne z najciekawszych dokanałówek FiiO ostatnich lat i wcale nie dlatego, że są tymi najdroższymi i zostały naszpikowane przetwornikami. Podoba mi się, że producent uprościł wzornictwo, zrezygnował z systemu tuningu czy wyłączników przetworników elektrostatycznych, a także udoskonalił kabel – wtyczki wymienia się zdecydowanie przyjemniej, gdy nie trzeba zaglądać głęboko w obudowy. Kabel jest rewelacyjny, ergonomia w porządku, a tłumienie satysfakcjonujące. Pełny bas, barwna średnica i naturalna góra, a także elipsoidalna scena dźwiękowa to kolejne zalety FX17-tek.

Nie podoba mi się za to maksymalizm w kwestii wyposażenia – tipsów jest za dużo, a wtyczko-przetwornik USB-C tylko winduje cenę. Szkoda też, że zdecydowano się na takie wykończenie, bo jest podatne na rysy – z tego powodu trudno zachwycać się tytanem. Dla wielu brak możliwości tuningu będzie krokiem wstecz. Osobiście chciałbym, żeby bas był swobodniejszy, a scena niżej, ale to już stricte subiektywne odczucia (lub wręcz czepialstwo).

FiiO FX17 kosztują 8000 zł. W zamian otrzymujemy słuchawki, które mogą śmiało konkurować z podobnie wycenionymi lub nawet znacznie droższymi IEM-ami, często zdecydowanie mniej zaawansowanymi konstrukcyjnie. Słuchawki nie stanowią jednak rozwinięcia modelu FX15, bo to raczej kontynuacja modeli FA19 czy FH19. Uważam, że FX17 są od nich lepsze, ale nie reprezentują tak korzystnego stosunku jakości do ceny, jak niżej pozycjonowane dokanałówki FiiO. Niemniej jeśli cena nie gra roli i zależy nam na muzykalnym brzmieniu i świetnej stronie technicznej, to FX17 są zdecydowanie warte uwagi. Sam wybrałbym je zamiast wielu słuchawek Campfire Audio, HiFiMAN-ów Svanar i FiR Audio E12, ale wahałbym się w konfrontacji z Craft Ears Aurum.

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ uproszczone wzornictwo
+ tytanowe obudowy
+ przyzwoita ergonomia (mimo rozmiaru)
+ satysfakcjonujące tłumienie
+ rewelacyjny kabel
+ ulepszona modularność
+ brak systemu tuningu (może być wadą)
+ brak wyłączników przetworników elektrostatycznych
+ wyrazisty bas, barwna średnica i fantastyczna góra pasma
+ duża i holograficzna scena dźwiękowa

Wady:
– za dużo nakładek (i plastiku)
– wykończenie podatne na rysy
– brak możliwości tuningu (może być zaletą)
– lekko ograniczony bas i uniesiona scena dźwiękowa (mogą być zaletami)

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
fiio

2 KOMENTARZE

  1. „Nie podoba mi się za to maksymalizm w kwestii wyposażenia – tipsów jest za dużo, a wtyczko-przetwornik USB-C tylko winduje cenę.”
    *
    Z drugiej strony.. od przybytku głowa nie boli ; D
    *
    Bardzo dziękuję za test.
    Ukłony

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj