HELM Audio to dość młoda brytyjsko-amerykańska firma na rynku słuchawkowym, o ledwie trzyletnim stażu. Coraz śmielej jednak atakuje ona jego kolejne gałęzie, zaczynając od małych mobilnych wzmacniaczy, kończąc na planarnych nausznikach studyjnych. W nasze ręce, dzięki firmie Audioheaven, wpadła jednak ich najnowsza propozycja dla fanów słuchania muzyki w ruchu, a mianowicie bezprzewodowe słuchawki dokanałowe HELM True Wireless 5.0.

Jako że w tym segmencie konkurencja rozwija się coraz prężniej, napędzana wymaganiami klientów i działaniami producentów smartfonów, pozbawiającymi je wyjść słuchawkowych, to warto sprawdzić, czy cena na poziomie 499 złotych jest adekwatna do możliwości opisywanych słuchawek.

Wyposażenie


HELM True Wireless 5.0 przychodzą do nas w niedużym pudełku z grubego kartonu barwionego na czarno. Na nakładce znajdziemy logo firmy wraz z nazwą i grafiką modelu, a z boku umieszczono notki reklamowe. W środku natomiast od razu naszym oczom ukazuje się etui z włożonymi do środka słuchawkami, a pod nim jest dość spora instrukcja obsługi oraz dodatkowe wyposażenie, w skład którego wchodzi kabel USB do ładowania etui oraz trzy komplety zapasowych silikonowych nakładek w rozmiarach XS, S oraz L (rozmiar M jest domyślnie nałożony na słuchawki).

REKLAMA
hifiman

Warto chwilę zatrzymać się przy samym etui, gdyż nie jest ono do końca typowe jak na dokanałówki TWS (to skrót od True Wireless Stereo). Przede wszystkim, ma ono spory rozmiar jak na słuchawki tego typu. Może nie jest przy tym nadzwyczaj duże, gdyż ma rozmiar trochę większy od jajka niespodzianki (oraz podobny do niego wygląd), ale i tak nad wieloma konkurentami dominuje pod tym względem, co niekoniecznie należy uznać za pozytyw. Do tego nietypowo przezroczysta klapka, przez którą widać słuchawki, nadaje całości dość niebanalnego wyglądu. Z przodu mamy cztery diody sygnalizujące stan naładowania baterii, który można sprawdzić wciskając przycisk pomiędzy gniazdami na kopułki HELM-ów, a po lewej stronie gniazdo ładowania. Trochę może jednak dziwić fakt, że jest to USB typu B, zamiast standardowego obecnie USB-C. Warto jednak zwrócić uwagę na sposób otwierania etui. Absolutnie nie jest to skomplikowane, ale początkowo wymaga użycia większej siły, dopiero z czasem mechanizm wyrabia się nieco bardziej. Z jednej strony utrudnia to dostęp do środka, ale z drugiej daje pewność, że etui nie otworzy się samoistnie.

Wykonanie


HELM True Wireless 5.0 posiadają słusznych rozmiarów kopułki, które od strony ucha są pokryte matową silikonową powierzchnią, z której wychodzi wypustka pomagająca utrzymać słuchawki w uszach. Na niej widać literowe oznaczenie stron oraz po dwa metalowe styki, pozwalające na ładowanie w czasie gdy słuchawki spoczywają w etui. Natomiast na zewnątrz HELM-y są udekorowane diamentowym wzorem ze sztywnego i lakierowanego tworzywa sztucznego. Nad nim umieszczono przycisk sterujący, na każdej kopułce osobny i odpowiadający za inne opcje. Z kolei na frontowej ściance znajdziemy logo firmy, oddzielające od siebie mikrofon oraz diodę wskazującą tryb pracy słuchawek.

Całość konstrukcji, ze względu na swoje gabaryty, wyraźnie wystaje z ucha, ale dzięki użytym materiałom, ergonomicznym liniom i obecności silikonowej wypustki, HELM-y nie tylko wygodnie leżą w uchu, ale są też niesamowicie stabilne. Mimo wielu prób, nigdy nie udało mi się sprawić, by samoistnie wysunęły się z kanałów usznych. Zakładamy je raz i więcej nie trzeba ich poprawiać, co rewelacyjnie sprawdza się podczas uprawiania sportu. W połączeniu z normą IPX4, ze spokojnym sercem można brać HELM-y na siłownię czy na jakąś aktywność na zewnątrz, gdyż pot i deszcz są im niestraszne.

W sterowaniu muzyką podczas ruchu pomagają wcześniej wspomniane przyciski, dające niemal całkowitą kontrolę nad mediami. Na obu stronach pojedyncze kliknięcie pozwala na zatrzymanie/wznowienie utworu, a dłuższe przytrzymanie wyłączy słuchawki. Pozostałe funkcje są już na stałe rozdzielone pomiędzy dwie strony. Na prawej kopułce podwójne kliknięcie zwiększa głośność, potrójne ją zmniejsza, a krótsze wciśnięcie (około dwusekundowe) aktywuje systemowego asystenta głosowego, w zależności od systemu operacyjnego smartfona. Z kolei na lewej słuchawce podwójny klik przerzuci utwór na następny, a potrójny wraca do poprzedniego. Jak widać, mamy pełny zakres możliwości, a dodatkowo obsługa jest wygodna. Wiele osób woli panele dotykowe zamiast przycisków, gdyż podczas ich wciskania jednocześnie dopycha się słuchawki w głąb kanałów słuchowych, co jest po prostu nieprzyjemne. Tu natomiast efekt ten praktycznie nie występuje, gdyż przycisk nie znajduje się bezpośrednio na wprost kanału, lecz powyżej niego, więc dociskamy słuchawki do małżowiny, dzięki czemu jest to czynność praktycznie neutralna dla słuchacza.

O ile sterowanie i wygoda stoją na bardzo wysokim poziomie, tak gorzej wypada mikrofon, mimo że podwójny. Tu po prostu wychodzi ograniczenie tego typu słuchawek, gdzie drobne mikrofony oddalone od ust użytkownika sprawdzają się raczej w cichych pomieszczeniach niż na ulicy, a i tak w sprzyjających warunkach słychać nas, jakbyśmy mówili z pewnej odległości. Również do komunikatów głosowych przekazywanych przez słuchawki (włączenie, parowanie, niski stan baterii) mam pewną uwagę: są za głośne. Podawane są czytelnym kobiecym głosem, ale gdy już się pojawiają, robią to zbyt dosadnie.

Patrząc na jakość połączenia, są to jedne z najstabilniejszych słuchawek bezprzewodowych z jakimi miałem do czynienia. W mieszkaniu o powierzchni 70m3 sygnał gubił się tylko wtedy, gdy musiał przebyć całą drogę po przekątnej, po drodze pokonując trzy ściany. Główną słuchawką jest lewa i to ona łączy się ze źródłem, dzięki temu można parować bohaterów tej recenzji również ze starszymi odtwarzaczami i radiami, które nie wspierają obsługi dwóch urządzeń jednocześnie.

Pod względem pracy na jednym ładowaniu, producent sugeruje od 6 do 8 godzin. W trakcie testów, na kodeku aptX (obsługiwane są również AAC oraz SBC) i przy średniej głośności, HELM-y wytrzymywały 6,5 godziny, więc to całkiem solidny wynik. Dla osób częściej podróżujących na pewno istotna będzie informacja, że w pełni naładowane etui pozwala na czterokrotne zasilenie słuchawek.

HELM True Wireless 5.0 nie posiadają systemu aktywnej redukcji szumów, ale bardzo dobrze wyciszają dźwięki otoczenia w sposób pasywny. Duży rozmiar i przylegający do skóry silikon zapewniają odpowiednio dużą szczelność, by sprowadzić szum miasta do na tyle niskiego poziomu, by nie było potrzeby podbijania głośności. Korzystałem z opisywanych słuchawek także w biurze, podczas gdy po drugiej stronie ściany zbijano tynk oraz parapety i hałas był praktycznie pomijalny. Ma to jednak również swoje konsekwencje na zewnątrz – dzwonka rowerzysty jadącego za naszymi plecami również możemy nie dosłyszeć.

Brzmienie


Źródła wykorzystane podczas testów: iBasso DX150, nVidia Shield TV, Samsung Galaxy S10e, Shanling M0, xDuoo X3 II, Xiaomi Mi 9.

Bas w HELM True Wireless 5.0 to główny składnik brzmienia. Jest on wyraźnie podbity, lekko zmiękczony, ale nie rozlazły. Akcent położono bardziej na jego wybrzmiewanie niż punktowe uderzenia, choć nie posunięto się tu za daleko i ciągle pozostaje on odpowiednio dynamiczny i celny. Podbicie rozciąga się od samego dołu, dzięki czemu subbas jest wyraźnie wyczuwalny, aż po przełom tonów niskich i średnich. Zagęszcza to brzmienie, daje wrażenie sporej głębi oraz masy dźwięków, ale jednocześnie je przyciemnia, więc czasami warto posłużyć się korektorem i zbić trochę okolice 150-200 Hz. Warto również przy tym wspomnieć, że na HELM-ach jest słyszalny proces „wygrzewania przetworników”, gdyż z biegiem czasu ilość wyższego basu zauważalnie się zmniejsza, co dynamizuje całość brzmienia i daje bardziej uniwersalne granie. Niewątpliwym plusem, szczególnie jak na słuchawki bezprzewodowe, jest dobre budowanie wielu warstw tonów niskich. Całość się nie zlewa, mimo lekkiej dominacji średniego basu, a różnice w prędkości jednocześnie pojawiających się bitów są jak najbardziej możliwe do wychwycenia. Nie da się jednak ukryć, że HELM-y to słuchawki przeznaczone do grania rozrywkowego, opartego głównie o elektronikę, niż do wsłuchiwania się w smaczki wiolonczeli. Tu poczucie siły dołu jest bardzo dosadne i w spokojniejszej muzyce, bez użycia korektora, może być przytłaczające i nienaturalne. Natomiast takie gatunki jak EDM, industrial, rave czy trance dostają tu dodatkowe życie, zachęcając mocno do ruchu, co jest mile widziane podczas aktywności na zewnątrz czy w siłowni. Jednak HELM-y nie ograniczają się tylko do takich gatunków, gdyż cięższy i bardziej mroczny metal, rap czy pop z mocniejszym basem również dobrze się tu odnajdują.

Tony średnie są pod dużym wpływem wyższego basu, którego ilość co prawda maleje w procesie wygrzewania, niemniej ciągle jest on obecny. Dociąża to brzmienie poprzez wydłużone wybrzmiewanie poszczególnych dźwięków, ale jednocześnie je przyciemnia i nieco rozmywa. Poza tym niższe partie średnicy są wyraźnie cofnięte i oddalone od słuchacza, przybliżając się w miarę jak instrumenty przesuwają się na wyższe partie, co jednocześnie je energetyzuje. Mimo że szybkość przetwornika jest zadowalająca, z uwagi na takie strojenie, nie są to wymarzone słuchawki dla fanów muzyki spokojnej i opartej na żywych instrumentach, gdyż brzmią one w sposób dość sztuczny i trochę przytłumiony na dole. Gdy za to przechodzimy do mocniejszej elektroniki, nagle wszystko ożywa. Jest gęsto, dosadnie, a przy tym czytelnie, ale jednocześnie średnica nie wybija się na pierwszy plan, więc w aggrotechu czy techno tony niskie i wysokie dalej utrzymują swoją przewodnią rolę. Dobrze wypada też nowoczesny hip-hop, gdzie ma dominować bas, tony średnie mają być tłuste, a często spotykana słaba realizacja jest dość skutecznie przykrywana przez ciemniejsze i cieplejsze granie.

Po wokalach można było się spodziewać zbytniego przyciemnienia i zmiękczenia, ale, ku mojemu zaskoczeniu, efekt ten jest mocno ograniczony. Dzięki podciągniętym wyższym partiom średnicy wypadają one wystarczająco naturalnie, a przy tym niemęcząco, dość dobrze ograniczając niechciane sybilanty, mogące atakować słuchacza męczącymi głoskami syczącymi. Szczególnie dobrze wypadają tu wyżej prowadzone głosy żeńskie, które są przedstawione w sposób gładki i intymny, a przy tym nie zostały pozbawione do końca blasku, który je rozświetla. Z niżej schodzącymi wokalami męskimi sytuacja nie jest już aż tak oczywista, bo o ile są one silne oraz czytelne, to trochę za bardzo uciekają do tyłu, ciągnięte przez wycofaną w tym zakresie średnicę. Jeśli dostosujemy muzykę do strojenia słuchawek, w większości przypadków nie będzie problemu, natomiast Peter Steele czy Barry White nie będą wyeksponowani jak należy.

Tony wysokie zaczynają się delikatnym podbiciem, wystarczającym by doświetlić instrumenty, ale na tyle nieagresywnym, by nie było zbyt jasne i męczące. Zachowują się przewidywalnie, choć rozciągnięcie w górę mogłoby być lepsze. Przy dobrej dynamice, jaką oferują HELM-y, czasami aż się prosi, by skrzypce zawibrowały nieco wyżej, mimo że szybkość oraz barwa są jak najbardziej poprawne. Czy to flet, trójkąt czy talerze perkusji, ma się poczucie ich dużej naturalności, zwłaszcza jak na tak zestrojone słuchawki. Nie ma efektu zapiaszczenia czy zbytniego rozmycia, choć trochę brakuje większej różnorodności, przez co bardziej złożone fragmenty muzyczne w tym zakresie wydają się nieco matowe.

Szczegółowość jest zadowalająca, ale nie są to słuchawki do analizy krytycznej nagrań. Przyciemniona niższa średnica oraz dominacja basu przykrywają przed słuchaczem część detali i należy się dokładniej wsłuchać, by je wyłuskać. Z tego względu możemy z łatwością odczytać wszystkie niezbędne zmiany, jednak mikrodetale pojawiają się właściwie tylko wtedy, gdy bas znika z muzyki. Tu po prostu słychać, że mamy się dobrze bawić i żywo ruszać, a nie przeprowadzać odsłuchy na fotelu.

Scena budowana przez HELM TWS jest zaskakująca pod względem rozbudowania. Dość szeroka, z wyraźnie zarysowaną głębią i kolejnymi planami, a przy tym mocno nasycona dźwiękami. Daje to wrażenie dużej intymności, a jednocześnie swobody, uciekając ze środka głowy słuchacza i momentami dając poczucie niemal namacalności instrumentów. Przy dobrze zarysowanym rozgraniczeniu na lewą i prawą stronę, nie zawodzi również holografia.

Pod względem kompatybilności, łączenie się ze źródłem za pomocą jednej słuchawki rozwiązuje problem niższych wersji protokołu Bluetooth niż 5.0 po stronie źródła. Połączenie z każdym źródłem biorącym udział w testach przebiegło bez najmniejszego problemu, choć dało się zauważyć różnice w brzmieniu pomiędzy nimi. Najlepiej wypadły telefony obsługujące wszystkie rozwiązania technologiczne oferowane przez HELM-y, więc ich możliwości nie są ograniczone z zewnątrz. Na drugim miejscu był iBasso DX150, do którego często można mieć pretensje odnośnie obsługi protokołu BT, ale tutaj całość zagrała zaskakująco udanie. Choć słychać, że iBasso ingeruje w brzmienie słuchawek, to robi to w ciekawy sposób, zmniejszając ilość basu i lekko rozjaśniając brzmienie, co sprawia, że całość staje się bardziej uniwersalna. Dalej był Shanling M0 – tu dźwięk jest nieco mniej punktowy, choć zazwyczaj nie przeszkadza to przy odsłuchach, a gdy dodamy do tego sprawnie działający korektor, takie połączenie wypada ciekawie. Gorzej poradziły sobie xDuoo X3 II oraz nVidia Shield TV. Na obu dźwięk był ciemniejszy, mniej dynamiczny, jakby połączenie odbywało się przez kodek SBC z obniżoną dynamiką.

Jak zatem widać, z połączeniem nie ma problemu, ale jednak warto korzystać z nowszej wersji protokołu Bluetooth.

Patrząc na konkurencję, w podobnej cenie są Edifiery TWS6 oparte o przetworniki armaturowe. To już pozwala na wstępne założenia, że brzmienie będzie inne i tak faktycznie jest. HELM atakują basowym i mocno nasyconym brzmieniem o przyciemnionej barwie, podczas gdy Edifiery dają granie zdecydowanie równiejsze, z bardziej podkreśloną średnicą oraz wyższą detalicznością, dzięki czemu idą w stronę naturalności i przejrzystości, podczas gdy bohater dzisiejszej recenzji wyraźnie stawia na rozrywkę, dając również nieco więcej przestrzeni. Ogromnym plusem HELM-ów jest sterowanie, praktycznie całkowicie zastępujące smartfon, podczas gdy TWS6 pozwalają tylko spauzować muzykę i włączyć asystenta, co w tego typu słuchawkach jest zupełną pomyłką.

Tańsze Creative Outlier Air Sports można poniekąd uznać za odpowiednik HELM TWS 5.0, ale za niższą kwotę również dostajemy mniej. Bas nie schodzi aż tak nisko, przestrzeń jest mniejsza, góra nie tak naturalna, a średnica mniej czytelna, mimo że jej przełom z tonami niskimi nie jest aż tak podbity. Creative’y mają również problem z ciężko działającymi przyciskami, na czym mocno traci ergonomia.

MEE Audio X10 to brzmienie jaśniejsze, ze zdecydowanie mniejszym akcentem na dole, ale i z niższą dynamiką oraz mniejszym nasyceniem, przez co pod względem strojenia bardziej przypominają one wspomniane wcześniej Edifiery. Pod względem ergonomii, nie są one również tak stabilne w uchu jak HELM-y, ale te akurat są w tym względzie wybitne.

Z kolei 1MORE Stylish to również mocniejsze na basie granie, ale jednak bardziej stonowane, z mocniej uwydatnioną średnicą. Mniejszą dynamikę przetwornika maskuje w nich strojenie podbijające wyższą średnicę, ale czasami bywa ona nieco zbyt ofensywna. I choć zdecydowanie 1MORE stoją z tyłu pod względem stabilności, to ciekawie rozwiązany system kontroli mediów uprzyjemnia obsługę na zewnątrz.

Podsumowanie


HELM True Wireless 5.0 to ciekawe bezprzewodowe słuchawki dokanałowe, które potrafią wiele zaoferować, ale nie są również pozbawione wad. O ile użytkowo są bardzo przemyślane i dobrze wykonane, z wręcz fenomenalnym trzymaniem się ucha, a jedyny ewentualny minus to większe obudowy, które mogą być przeszkodą dla osób z mniejszymi małżowinami, tak pod względem brzmienia jest to konstrukcja nastawiona na konkretne granie i nie każdemu przypadnie do gustu. Dominujący i wysoko wchodzący bas (szczególnie przed wygrzaniem przetworników), przyciemnione żywe instrumenty oraz cofnięta średnica nie w każdej muzyce się sprawdzają. Tam gdzie ma być potężne uderzenie o dłuższym wybrzmiewaniu oraz dobra dynamika, HELM-y wypadną świetnie, więc fani nowoczesnego rapu i popu, mocniejszej elektroniki czy niektórych gatunków metalu będą zadowoleni, a choćby do takiego agrotechu w tym budżecie ciężko by mi było wybrać lepsze słuchawki. Natomiast muzyka łagodniejsza lub skupiona bardziej na średnicy, szczególnie operująca na żywych instrumentach, jest za bardzo zduszona i ucieka od naturalności.

Natomiast czysto użytkowo, przy uprawianiu sportu, z myślą o czym opisywane słuchawki zostały stworzone, sprawują się one nadzwyczaj dobrze. Jeśli więc odpowiadają nam brzmieniowo, będzie to świetny zakup.

Zalety:
+ niezwykle stabilne w uchu dzięki ergonomicznej konstrukcji,
+ odporność na czynniki zewnętrzne zgodna ze standardem IPX4,
+ bardzo dobry zasięg i stabilność połączenia,
+ potężny i nisko schodzący bas,
+ przyjemna i niemęcząca góra,
+ dobra dynamika,
+ wysokie nasycenie dźwięków,
+ rozbudowana scena jak na słuchawki typu True Wireless,
+ podatne na korektę brzmienia.

Wady:
– basu może być zbyt dużo,
– za duże podbicie przełomu tonów niskich i średnich,
– wycofana średnica,
– całościowo przyciemnione brzmienie, co nie każdemu może odpowiadać,
– nie dla osób o małych małżowinach,
– etui ładowane przez coraz mniej popularny i przestarzały port micro-USB.

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj