HiFiMAN Arya Stealth Magnets to najnowsza iteracja słuchawek planarnych z wyższej półki. Tym razem producent wyposażył je w udoskonalone przetworniki z niesymetrycznymi i neutralnymi akustycznie magnesami.

Zawsze z przyjemnością testuję słuchawki HiFiMAN-a. Miałem ostatnio okazję sprawdzić modele Sundara, Deva, HE400i 2020 oraz HE400se i byłem pod wrażeniem brzmienia oraz relacji jakości do ceny każdego modelu. Moje serce skradły szczególnie Sundary, ale wszystkie wymienione słuchawki udowadniają, że wcale nie trzeba wydawać fortuny, by słuchać muzyki w wysokiej jakości. Ogólnie trend przystępniejszych cenowo słuchawek planarnych, które można napędzić z odtwarzaczy czy nawet adapterów Bluetooth, bardzo mnie cieszy.

REKLAMA
fiio

Tytułowe Arya w najnowszej wersji z 2021 roku to już znacznie droższy produkt od wyżej wymienionych. Zazwyczaj skupiam się na testach tańszych modeli, bo od lat rozpatruję audio przez pryzmat opłacalności, ale w dzisiejszych czasach cena na poziomie 8000 zł lokuje słuchawki na… średniej półce. Najnowsze Arya Stealth Magnets są przecież wielokrotnie tańsze od wycenionych na kilkadziesiąt tysięcy złotych Susvara, jak i „flagowców” innych producentów. Nadal trudno nazwać nowe Arye słuchawkami tanimi, ale w takim kontekście oferta rzeczywiście wydaje się być atrakcyjna.

Zapraszam zatem do zapoznania się z moją opinią na temat HiFiMAN Arya Stealth Magnets, określanymi także jako Arya V3, które sprawdziłem ze źródłami stacjonarnymi oraz przenośnymi, jak i zestawiłem z innymi modelami, którymi dysponuję. Od razu jednak przyznaję, że nie znam starszych wcieleń tego modelu, więc poniżej nie znajdziecie porównań do poprzedników i szczegółowo wypunktowanych zmian. W teście tradycyjnie nie zabraknie jednak wnikliwej analizy konstrukcji, opisu ergonomii, przedstawienia sygnatury dźwiękowej oraz aspektu synergii.

Wyposażenie

Słuchawki są zapakowane tak samo, jak tańsze modele, czyli w solidny karton z elastyczną formą wyścieloną delikatnym materiałem. Nie zabrakło też warstwy gąbki, która oddziela słuchawki od pokrywy pudełka. Wyposażenie jest również bez zmian, bo oprócz instrukcji obsługi, ulotki o technologii Stealth Magnets czy karty gwarancyjnej, otrzymujemy jedynie kabel o długości 150 cm, zwieńczony wtyczką 6,35 mm.

Konstrukcja

Wzornictwo nie uległo zmianie, ale nie sposób narzekać – nowe Arye są nadal piękne. Owalne i wydłużone muszle, surowe maskownice i stonowana kolorystyka powodują, że słuchawki wyglądają ponadczasowo i elegancko. Lubię tego typu proste, ale uniwersalne wzornictwo, ale nie zgodzą się ze mną fani bardziej wyrafinowanych konstrukcji, ceniący sobie egzotyczne materiały, drewno czy prawdziwą skórę. Arya to jednak dość skromne wizualnie słuchawki, które nie wyglądają zbyt zjawiskowo w porównaniu do wielokrotnie tańszych Sundara.

Muszle zostały wykonane z solidnego tworzywa sztucznego. Materiał został precyzyjnie wykończony, jest gładki i delikatnie mieni się w świetle, ponieważ jego faktura jest nakrapiana. Z kolei maskownice są już metalowe i najpewniej zostały wycięte z jednego kawałka aluminium. Producent inspirował się… roletami okiennymi, więc „grill” ma szerokie prześwity, przez które z łatwością można dojrzeć siateczki, magnesy oraz same przetworniki. Zastosowane maskownice to zresztą nie tylko ozdoby, bo mają one niwelować odbicia, pogłosy czy rezonans, jak i pozytywnie wpływać na scenę dźwiękową. W dolnej części muszli są też typowe, metalowe gniazda 3,5 mm, znane z innych nowości azjatyckiego producenta.

Nauszniki także nie różnią się niczym specjalnym od tych stosowanych np. w modelu Sundara. To ponownie sztuczna skóra, ale tym razem w trochę gładszym, bardziej sprężystym wydaniu i z mocniej zaznaczoną teksturą, więc na pierwszy rzut oka nauszniki rzeczywiście przypominają skórzane. Pady są też kątowe i hybrydowe, tzn. ranty obszyto siateczkami z poliestru (zamiast weluru), a krawędzie wewnątrz zostały podziurkowane. Natomiast przetworniki zabezpieczono tylko cienkimi siateczkami o drobnych oczkach, bez wkładów z gąbki czy innych filtrów.

Widełki pałąka są w kształcie procy, mają lekko zaobloną górną krawędź i chwytają muszle w przeciwległych punktach. To również elementy plastikowe, które jednak także łatwo pomylić z metalem, bo są zaskakująco sztywne i twarde. Sam pałąk jest już stalowy, został rozwidlony w górnej części i wytłoczony po bokach, gdzie wpięto prowadnice podwieszonej i ruchomej opaski, która porusza się w zakresie dziesięciu skoków na każdą ze stron. Opaska została zgrzana ze sztucznej i perforowanej skóry, obszyta ozdobnym szwem i wypełniona warstewką gąbki.

Mimo sporej ilości tworzyw sztucznych, jakość wykonania jest bez zarzutu. Nie widać żadnych skaz, pozostałości kleju czy poszczerbionych krawędzi. Nie rozczarowały mnie także materiały skóropodobne, sprężyste i miękkie. Konstrukcja nie skrzypi, nie ma luzów, a regulacja rozmiaru porusza się z wyraźnym klikiem oraz dużym oporem. Nie do końca podobają mi się jednak kanciaste maskownice, których krawędzie są dość ostre. Wprawdzie nie kaleczą opuszków palców, ale są szorstkie i nieprzyjemne w dotyku, więc lepiej chwytać muszle za krawędzie.

Ergonomia i użytkowanie

Ergonomia jest wzorowa! Pod tym względem Arye zostawiają Sundary w tyle, bo nauszniki są głębsze i pojemniejsze, więc wzorowo otaczają małżowiny uszne. W przypadku modelu Sundara czuć, że pady lekko stykają się z uszami. Ponadto tym razem nacisk pałąka jest trochę mniejszy – Arya w ogóle nie uciskają głowy, a przy tym trzymają się jej pewnie. Elastyczna opaska także sprawdza się idealnie, bo nie opiera się o pałąk, dopasowuje do kształtu głowy i nie uwiera czubka czaszki. Ponadto regulacja rozmiaru jest szeroka, słuchawki powinny pasować na każdą głowę – ja rozsuwałem opaskę na pozycję czwartą z dziesięciu. Mogłem korzystać ze słuchawek przez wiele godzin bez uczucia dyskomfortu.

 

Moim zdaniem ergonomia jest równie wysoka, co w moim dotychczasowym faworycie, czyli Etherach 1.1, a może nawet lepsza, ponieważ nauszniki modelu Arya są większe, więc praktycznie nie dotykają małżowin usznych. Nie czułem też specjalnej różnicy w masie – Arya są cięższe od Etherów (437 g vs 375 g), ale masa została równo rozłożona. Nie narzekałem na ból karku, nawet gdy korzystałem ze słuchawek praktycznie cały dzień. Dla porównania Audeze LCD-2 (580 g) lub LCD-2 Closed Back (661 g) to przy Aryach narzędzia tortur. Nie ukrywam, że nie lubię nowych opasek Audeze, które przylegają do pałąka i w moim przypadku mocno uciskają czubek głowy. Uważam więc projekt konstrukcji modelu Arya za jak najbardziej udany.

Tego samego nie mogę natomiast powiedzieć o kablu. Wprawdzie jest on bardziej elastyczny od tych stosowanych w niższych modelach HiFiMAN-a, ale potrafi się skręcać i nie układa się tak, jak powinien, więc często uprzykrza odsłuchy. Moim zdaniem daleko mu do poziomu choćby prostych kabli DIY, wykonanych na bazie przewodów mikrofonowych. W razie czego o wymianę kabla łatwo i to stosunkowo niskim kosztem, bo producent stosuje standardowe gniazda 3,5 mm. Wymianę warto rozważyć nie tylko z powodów użytkowych – kabel zakończono wtyczką 6,35 mm, a w zestawie nie ma adaptera do standardu 3,5 mm. Ponadto słuchawki aż się proszą o podłączenie do wzmacniaczy zbalansowanych.

 

Specyfikacja

  • przetworniki: magnetoelektryczne, planarne
  • pasmo przenoszenia: 8 Hz-65 kHz
  • czułość: 94 dB
  • impedancja: 32 Ω
  • kabel: 2x 3,5 mm > 6,35 mm, ok. 150 cm, miedź OCC
  • masa: 437 g

Brzmienie

  • Słuchawki: Audeze LCD-2 (Double Helix Fusion Complement4), Dan Clark Audio Ether 1.1 (Forza AudioWorks HPC Mk2 i DUM XLR), HiFiMAN Deva Pro, HE400i 2020 i Sundara, Sennheiser HD 6XX, AKG K612 Pro
  • DAC/AMP i wzmacniacze: FiiO M17, DAART Aquila II, Burson Playmate Everest, FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100 i HUD100, Oriolus 1795
  • DAP: FiiO M11 Plus LTD i M15, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), Google Pixel 4a 5G

Unikam entuzjastycznych opisów, podchodzę do testów na chłodno, bo zazwyczaj daję sobie dużo czasu na zapoznanie się z produktami. Często pierwsze wrażenia okazują się być zbyt optymistyczne, a z czasem czar pryska i na wierzch wychodzą wady. Z tego powodu z modelem Arya spędziłem aż miesiąc i… mój zachwyt w ogóle nie opadł. Słuchawki zaczarowały mnie od pierwszych chwil, każdy kolejny odsłuch był równie przyjemny, a w trakcie spisywania moich wrażeń czułem takie same emocje, jak pierwszego dnia. Szczerze przyznaję, że rzadko się to zdarza, bo wiele testowanych urządzeń powszednieje po ich „rozpracowaniu”.

Uważam, że nowe Arya Stealth Magnets są po prostu fenomenalne – to liniowo i neutralnie brzmiący model, który jest zarazem maksymalnie techniczny, jak i muzykalny. Słuchawki są niezwykle bezpośrednie, niesamowicie klarowne i precyzyjne, ale nadal nie brzmią agresywnie i nie męczą. Arya nie szczędzą detali, zaskakują dynamiką, brzmią niezwykle szybko i energicznie, ale gdy trzeba, pozwalają się zrelaksować. Mimo iż muzyka jest rozbijana na drobne cząsteczki, ani razu nie czułem się dźwiękiem przytłoczony i nadal mogłem odbierać utwory w całości. To ewenement, bo zazwyczaj analityczność wyklucza się z muzykalnością. Nie znaczy to jednak, że każdy będzie równie zachwycony modelem Arya, że słuchawki to absolutna perfekcja. Niektóre aspekty są specyficzne, a nowe Arye mają też swoje wymagania, zarówno odnośnie toru, jak i realizacji muzyki. O synergii jednak później, najpierw przyjrzyjmy się poszczególnym pasmom oraz przestrzeni i holografii.

HiFiMAN Arya Stealth Magnets – sygnatura dźwiękowa i przestrzeń
Niskie tony są zrównoważone. Schodzą nisko, są pełne w średnim basie i nie mają ubytków w wyższym zakresie. Bas jest też wzorowo zróżnicowany, idealnie kontrolowany, a przy tym dynamiczny, szybki i punktowy. Słuchawki nie są jednak anemiczne lub chude, tony niskie potrafią zabrzmieć masywnie, gdy wymaga tego repertuar, a przy tym energicznie pulsować, momentalnie wygasać czy też przelewać się i spowalniać. To kawał uniwersalnego basu, który jednak zna swoje miejsce – nie zalewa muzyki, nie wychodzi przed szereg nieproszony. Właściwie nie mam niskim tonom nic do zarzucenia, Arye podobały mi się zarówno w jazzie, muzyce rockowej, jak i elektronice, współczesnej oraz dawnych lat. Nie brakowało mi w basie ani kontroli, ani energii – nigdy nie miałem wrażenia, że bas jest ograniczony, ścięty czy zlany. Trzeba jednak pamiętać, że to bas w wydaniu planarnym i audiofilskim – priorytet ma wierność muzyce, a nie efektowność. Arye nie są nagłownym subwooferem, nadal daleko tu do konsumenckiego strojenia.

Pasmo średnie jest blisko. Nie uważam, że jest ono wypchnięte, bo nadal prezentowane jest w sposób neutralny, ale raczej nie ma mowy o oddaleniu zakresu – wokale są tuż przy nas, gitary nie giną w tle, podobnie jak perkusja. Uważam, że słuchawki są maksymalnie bezpośrednie – nie generują żadnego dystansu do muzyki, więc instrumenty dęte, smyczki, perkusyjne kotły czy klawisze sprawiają wręcz wrażenie namacalnych. O jakimkolwiek woalu, kocu czy zgaszeniu nie ma absolutnie mowy. To skutek mocnej wyższej średnicy, która jednak nie przytłacza niższego jej zakresu – Arye nadal potrafią zabrzmieć ciepło, w sposób nasycony, pełny i gęsty. Trio jazzowe nie brzmią żyletkowo, gitary akustyczne są dźwięczne, te klasyczne miękko rezonują, a fortepian naturalnie wibruje. Słuchawki potrafią zabrzmieć też syntetycznie w elektronice czy muzyce popularnej, więc średnica należy do transparentnych i elastycznych. Co ciekawe w brzmieniu słychać też pewną gładkość, ale nie uzyskano tego rozmyciem konturu czy ograniczeniem rozdzielczości. Nie brakuje precyzji, dźwięk jest bezwzględny i techniczny, ale jakimś sposobem nie męczy i jest jednocześnie naturalny.

Wysokie tony są mocno rozciągnięte, zaznaczone i bliskie, więc to najbardziej problematyczny zakres. Słuchawki brzmią jasno, wyjątkowo czysto, krystalicznie i swobodnie, co nie każdemu przypadnie do gustu. Fani przyciemnionego dźwięku, maksymalnej łagodności i przystępności mogą się od słuchawek odbić, bo Arye są tego odwrotnością – góra mocno doświetla pozostałe pasma, nic się przed słuchaczem nie kryje, wszystko jest maksymalnie wyraziste. Ja również uważam, że sopran należy poskromić synergią i zapewnić słuchawkom dobrze zrealizowaną muzykę, ale… nawet w mniej sprzyjających warunkach Arye nie męczą. Mamy więc do czynienia z „gorącą” górą, która jednak nie syczy, nie kłuje i nie irytuje. Góra jest zawsze precyzyjna, niezwykle selektywna, bo nic się ze sobą nie zlewa. Nawet mocne talerze perkusyjne nie szeleszczą, nie skrzą, brzmią metalicznie i w sposób odseparowany. Wysokie wokale, solówki gitarowe i smyczki pną się w górę bez żadnych ograniczeń, ale przy tym nie tną uszu. Nawet moja partnerka, wrażliwa na wysokie tony, preferująca raczej mocno ocieplone i przyciemnione brzmienie, nie narzekała, a wręcz dobrze się bawiła odsłuchując ulubione utwory.

Scena to drugi kontrowersyjny element, ale niejako adekwatny do charakteru słuchawek. Otóż Arya Stealth Magnets generują bardzo bliski pierwszy plan, nie brzmią typowo stereofonicznie, nie imitują sali koncertowej, a raczej zanurzają słuchacza w kuli. Nie mamy tutaj do czynienia z rozciągniętą elipsoidą, graniem typowo na lewo i prawo. Nawet w przypadku połączeń zbalansowanych słuchawki nie rozłamują sceny w połowie. Nie słychać żadnego dystansu do muzyki, odbieramy ją jako spójną całość. Jednocześnie ekspozycja instrumentów jest zróżnicowana, poszczególne dźwięki mają swój kształt, rozmiar i masę, więc holografia jest bez zarzutu. Do tego każdy element przestrzeni wydaje się mieć taki sam priorytet – nie uważam, by faworyzowana była głębia, wysokość czy szerokość przestrzeni. Stąd właśnie skojarzenie z kulą, w której dzieje się mnóstwo, a my jesteśmy mniej więcej w jej centrum. Mnie przypadło to do gustu, lubię jak najmniejszy dystans do muzyki, ale fani grania z oddali mogą poczuć pewną klaustrofobię. Dodam, że Arya świetnie radzą sobie z nagraniami binauralnymi, które rozbrzmiewają od frontu, a nie znad głowy, co często ma miejsce.

HiFiMAN Arya Stealth Magnets – porównania z innymi słuchawkami
Niestety nie dysponuję bezpośrednimi „sąsiadami” nowego modelu Arya, czyli słuchawkami Ananda i Susvara, więc porównałem je z tańszymi, ale dobrze znanymi Sundara, jak i nowymi, wielofunkcyjnymi Deva Pro. W tym przypadku różnicę w klasie słuchawek słychać – Arya Stealth Magnets brzmią bardziej rozdzielczo, szybciej, pełniej w basie i klarowniej w sopranie od modelu Sundara. Arya są tym samym bardziej zrównoważone, liniowe i neutralne, podczas gdy w dźwięku Sundara słychać pewną ciepłotę. Góra Sundara jest też spokojniejsza, a niższy model całościowo brzmi bardziej muzykalnie i przystępnie. Nie mam jednak wątpliwości, że Arya to wyższa półka jakościowa, a tym samym oryginalniej brzmiące słuchawki.

Z kolei Deva Pro podłączone przewodowo to także klarowne słuchawki, które również brzmią pełnym basem, mocną górą, ale mają mniej średnicy, nie brzmią tak rozdzielczo i nie generują tak dużych źródeł pozornych. Scena modelu Deva Pro jest także bardziej stereofoniczna, czyli faworyzowana jest szerokość kosztem trójwymiarowości. Okazuje się też, że Deva Pro brzmią spokojniej w sopranie, są mniej techniczne, gładsze i również słychać w nich więcej ciepła. Bardziej podoba mi się bliższa średnica modelu Arya, preferuję ten wyrazisty przekaz droższych słuchawek, ale Deva Pro są jednak kilkukrotnie tańsze, a również się bronią. Po szczegóły zapraszam jednak do testu dedykowanego nowym Devom, który pojawi się niedługo.

Najbardziej ciekawiło mnie porównanie z moimi Etherami 1.1, które dzielnie służą mi od dawien dawna. Różnica w sygnaturze dźwiękowej mnie nie zaskoczyła, bo Ether 1.1 znów brzmią dużo spokojniej, łagodniej i bardziej gładko. Arye są zdecydowanie jaśniejsze od Etherów, brzmią pełniej w subbasie i bardziej konturowo w średnicy. Słychać też wyższą dynamikę i kształtniejsze instrumenty, więc uważam, że Arye wygrywają z Etherami 1.1 pod względem technicznym. Moje Ethery wydały mi się w bezpośrednim porównaniu wręcz lekko mdłe, rozmyte i zbyt wygładzone, za spokojne i może nawet… nudne. Trochę mnie to zasmuciło, bo słychać, że Ethery 1.1 zostały w tyle, że Arye popisują się holografią, precyzją i szczegółowością. Z drugiej strony Arye są mniej przystępne, nie brzmią tak relaksująco, jak Ethery – dźwięk HiFiMAN-ów jest jednak bardziej agresywny.

Na koniec sięgnąłem jeszcze po Audeze LCD-2, czyli słuchawki, do których od lat porównuję wiele nowości. Nie ma niespodzianek, bo Arye je również pokonują. Pierwsze, co rzuciło mi się w uszy to scena – LCD-2 wydają się brzmieć szeroko, ale przestrzeń jest niska. Dźwięk Audeze nie jest tak otwarty i swobodny, jak w Aryach. Co więcej, przestrzeń w HiFiMAN-ach wydaje się być nieograniczona, a instrumenty są zawieszone wokół nas, gdy w przypadku LCD-2 docierają jakby z lewej i prawej. Mój egzemplarz LCD-2 brzmi do tego mniej średnicowo i mocniej akcentuje skrajne pasma, więc Arya Stealth Magnets są zdecydowanie równiejsze i bardziej naturalne. Ponadto HiFiMAN-y lepiej rozciągają górę pasma, która jest swobodniejsza i bardziej wyrazista, ale LCD-2 są przez to spokojniejsze i przyjemniejsze w odbiorze. To też zasługa masywniejszego dźwięku LCD-2, który jest gęstszy i wypełniony, ale przy tym wolniejszy. Dynamika i szybkość to jednak domena modelu Arya V3, które brzmią zdecydowanie zwiewniej.

HiFiMAN Arya Stealth Magnets – synergia
Słuchawki nie wymagają perfekcyjnej synergii, aby czarować, ale to ważny element – nowe Arya potrzebują zarówno dobrych realizacji, jak i odpowiedniego towarzystwa, a nie można zignorować także filtrów cyfrowych wbudowanych w przetworniki. Znaczenie ma również odpowiednie okablowanie. Słuchawki są czułe na poszczególne aspekty, odwdzięczają się po stworzeniu im odpowiednich warunków, ale i w tych mniej sprzyjających nie stają się niesłuchalne.

Rozchodzi się oczywiście o górę pasma – jasno brzmiące, wyostrzone źródła nie są optymalnym wyborem. Moim zdaniem lepiej postawić na „stereotypowe” brzmienie w stylu AKM czy Burr-Brown niż dźwięk ze stajni ESS Technology. Uważam też, że najlepsze są filtry cyfrowe typu „slow” – słuchawki na nie reagują, brzmią ostrzej i mniej przystępnie z filtrami typu „fast”. Sama muzyka też jest ważna, bo realizacje z mocną górą brzmią troszkę za jasno i zbyt chudo. Arye trzeba „nakarmić” dynamicznym, przestrzennym i zbalansowanym tonalnie materiałem, co nie jest może zaskakujące, bo mowa przecież o słuchawkach klasy audiofilskiej.

Muszę też przyznać, że mimo iż nie przepadam za muzyką w formacie MQA, to w tym przypadku gorzej zrealizowane płyty, ale w formacie Tidal Master brzmiały cieplej, spokojniej i przystępniej. Było to korzystne w przypadku źródeł nie do końca zgrywających się ze słuchawkami. Podobne działanie miał format DSD, który odbieram jako gęsty i masywny. Utwory FLAC czy Tidal w wersji HiFi często okazywały się być zbyt zaakcentowane w górze, gdy tor był zbyt jasny. W przypadku „muzyki z plików” wolałem też korzystać z WASAPI (event) niż z ASIO – odbieram pierwszy interfejs jako przystępniejszy, bardziej naturalnie brzmiący od ASIO. To rzeczy pomijalne w wielu przypadkach, które mają jednak znaczenie dla brzmienia nowych Arya. Tak, jak wspominałem – słuchawki mają swoje wymagania.

Dotyczy to także mocy – Arya nie są może wyjątkowo trudne do napędzenia, ale skuteczność słuchawek jest typowa dla modeli „audiofilskich” i stacjonarnych, więc wskazane są wydajne wzmacniacze oraz mocne odtwarzacze muzyki. Słuchawki reagują pozytywnie także na wyjścia symetryczne, bo wtedy brzmią przestrzennie i wyraźnie szerzej. Okablowania również nie należy ignorować – kabel z zestawu nie bez powodu jest miedziany. Moim zdaniem wyostrzanie słuchawek srebrem nie ma sensu, a lepsze będą kable hybrydowe, w których więcej „do powiedzenia” ma miedź.

W efekcie Arya okazały się być troszkę za jasne z Yulongiem DAART Aquila II, brzmiącym tak, jak przystało na rozwiązania ESS Technology. Pomógł wybór filtra „slow” i tryb asynchroniczny przetwornika. Burson Conductor Virtuoso z przetwornikiem Sabre brzmiał zbyt jasno, ale nie skreślało to połączenia – taka konfiguracja nadal spodobałaby się fanom mocnego sopranu. W przypadku odtwarzaczy odpadł mniej wydajny Cayin N3Pro, który nie pozwolił słuchawkom rozwinąć skrzydeł, ale ciekawie zgrywał się w trybie lampowym.

Neutralnemu FiiO M11 Plus LTD czasami brakowało pary, a zgranie z masywniejszym FiiO M15 było lepsze. Ten drugi odtwarzacz zapewnił także wyższą moc, co miało w tym przypadku znaczenie. Świetnie słuchało mi się Arya V3 z najnowszym FiiO M17 w trybie stacjonarnym, który jednak potęgował neutralno-techniczny aspekt słuchawek. Takie połączenie nadal brzmiało znakomicie, ale znów ważne były filtry cyfrowe i repertuar. O M17 i Aryach napiszę jednak więcej w teście dedykowanym odtwarzaczowi, bo dysponuję nim dopiero od kilku dni.

Podsumowanie

HiFiMAN Arya Stealth Magnets nie rozczarowują. Przekonało mnie wzornictwo i zachwyciła ergonomia – podziwiałem słuchawki na stojaku, jak i komfortowo spędzałem z nimi czas. Podoba mi się, że producent ponownie zastosował gniazda 3,5 mm, więc o wymianę kabla łatwo. Ten z zestawu nie jest zły sonicznie, ale słuchawkom i tak powinno się zapewnić zbalansowany tor. Brzmienie jest moim zdaniem wspaniałe – klarowność jest wręcz kosmiczna, dźwięk maksymalnie precyzyjny i bezpośredni, ale jakimś sposobem nadal muzykalny. Do gustu przypadł mi także liniowy przekaz basu, który okazał się być swobodny i szybki.

Szkoda, że kabel z zestawu nie jest bardziej elastyczny. Mile widziany byłby także przewód zbalansowany, ale w dzisiejszych czasach jest to już w sferze marzeń. Mimo sporej ceny nie uświadczymy też „wodotrysków” – muszle są plastikowe, a materiały skóropodobne przypominają te z niższych modeli słuchawek. Należy też pamiętać, że słuchawki mają swoje wymagania odnośnie jakości źródeł, mocy wzmacniaczy i synergii z torem oraz muzyką. To konsekwencja stosunkowo mocnej wyższej średnicy i góry.

HiFiMAN Arya Stealth Magnets kosztują około 7700 zł. Jeśli szukasz szybkich, klarownych, ale jednocześnie wypełnionych w basie i muzykalnych słuchawek planarnych, powinieneś być zadowolony. Ja zakochałem się w rozdzielczości słuchawek, precyzji, trójwymiarowych instrumentach i tym bezwzględnie bezpośrednim przekazie.

Dla HiFiMAN Arya Stealth Magnets

Zalety:
+ świetne wzornictwo
+ solidne wykonanie
+ optymalnie wyważona konstrukcja
+ pojemne nauszniki
+ wysoka ergonomia
+ szeroka regulacja rozmiaru
+ podatność na synergię
+ analityczność i muzykalność w jednym
+ rewelacyjne, neutralno-jasne brzmienie
+ wysoka rozdzielczość i trójwymiarowe instrumenty

Wady:
– kabel powinien być bardziej elastyczny
– mocna wyższa średnica/góra nie każdemu się spodoba
– dla najlepszych efektów wymagają synergii

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj