HE1000 Unveiled to najnowszy przedstawiciel wysoce rozpoznawalnej serii słuchawek HiFiMAN-a. Ponownie postawiono na przetworniki planarne i otwartą konstrukcję, ale tym razem w pełni, bo wzorem modelu Susvara Unveiled zrezygnowano z maskownic. Taki zabieg ma zniwelować szkodliwe odbicia dźwięku i przenieść brzmienie na wyższy poziom.
HiFiMAN sukcesywnie udoskonala swoje słuchawki planarne, modyfikując elementy wpływające na rozchodzenie się dźwięku, czyli magnesy i maskownice. Mam na myśli technologie Stealth Magnets oraz Window Shade, które stopniowo przenikały z topowych modeli do tych bardziej przystępnych cenowo. W kontekście tytułowych słuchawek interesuje nas szczególnie ta druga technologia, czyli mocno zredukowane grille, przypominające właśnie „żaluzje”. Zadebiutowały one w 2015 roku wraz z premierą modelu HE1000 pierwszej generacji i stały się cechą charakterystyczną wielu późniejszych modeli, takich jak Ananda czy Arya.
Wygląda na to, że to nie wystarczyło, ponieważ w najnowszych modelach zupełnie pozbyto się problematycznych maskownic. Dr Fang Bian, założyciel HiFiMAN-a, argumentuje decyzję tym, że nanometrowe membrany przetworników planarnych są niezwykle czułe na odbicia i załamania dźwięku, które powodują zniekształcenia. Żeby więc ich uniknąć, zrezygnowano z maskownic typu Window Shade. Eksperyment w postaci Susvara Unveiled z 2024 roku najpewniej się udał, bo na kolejne modele serii nie trzeba było długo czekać – Arya Unveiled oraz właśnie HE1000 Unveiled zadebiutowały na początku 2025 roku.
Po kilkunastu latach maglowania mocno zbliżonych do siebie słuchawek z entuzjazmem reaguję na odstępstwa od normy – niedawno z przyjemnością testowałem HiFiMAN-y Isvarna, czyli hybrydowe słuchawki planarno-dynamiczne, generujące potężny bas. Tym razem mam jednak więcej obaw, bo całkowite odsłonięcie przetworników planarnych wydaje się zakrawać o szaleństwo. Producent sam informuje o ryzyku uszkodzenia przetworników i dokłada do słuchawek… magnetyczne pokrywki, którymi powinniśmy zakrywać muszle po odsłuchach. Jak takie rozwiązania sprawdza się na co dzień? Czy jest czego się bać? I najważniejsze, czy progres w jakości dźwięku usprawiedliwia niedogodności? Pytań jest dużo, ale mam odpowiedzi.
Wyposażenie
Zestaw zawiera:
- kabel zbalansowany 4-pin XLR (długość 300 cm);
- kabel 6,35 mm (długość 300 cm);
- kabel 3,5 mm (długość 150 cm);
- kuferek na słuchawki;
- magnetyczne pokrywki;
- pokrowce na muszle oraz pokrywki;
- instrukcję obsługi i dokumentację.
Wyposażenie jest bogate – w zestawie nie brakuje kabla zbalansowanego, a nowością są magnetyczne pokrywki i dedykowane im pokrowce, czyli przyjemne w dotyku i zaciskane na sznurek woreczki. Nie obyło się także bez pudełko-kufra, wyposażonego w metalowy zawias i klamrę, z którym miałem już do czynienia podczas testu modelu Isvarna. Mowa jednak o słuchawkach za kilkanaście tysięcy złotych, więc pozwolę sobie na czepialstwo.

Nie przekonuje mnie konfekcja kabli. Otrzymujemy dwa przewody stacjonarne, czyli symetryczny i niesymetryczny oraz jeden mobilny. Problem w tym, że ten ostatni nie jest zbalansowany, bo wyposażono go w archaiczną, zarówno z perspektywy konsumenckiej, jak i audiofilskiej, wtyczkę 3,5 mm.
Lepiej sprawdziłby się kabel modularny lub przewód zwieńczony wtyczką 4,4 mm wraz z dodatkowym adapterem do standardu XLR, bo wtedy moglibyśmy z niego korzystać zarówno stacjonarnie, jak i mobilnie. Rozumiem jednak, że nie wszyscy akceptują przejściówki, a szczególnie w słuchawkach tej klasy.
Konstrukcja i jakość wykonania
Widać, że słuchawki reprezentują serię HE1000 – zastosowano muszle o typowym, migdałowym kształcie oraz dobrze już znany pałąk z podwieszoną i perforowaną opaską. Wzornictwo zostało jednak uproszczone, bo względem HE1000 V3 zrezygnowano z drewnopodobnych wstawek oraz brązowych akcentów. Kolorystyka jest zatem bardziej stonowana i jednolita, a w konsekwencji słuchawki zatraciły ten retro-sznyt.

Na nudę nie można narzekać za sprawą odkrytych przetworników, czyli wyeksponowanych magnesów typu Stealth o zaoblonym kształcie. Nie są one w jakikolwiek sposób zabezpieczone, nie licząc nieznacznie uniesionych rantów, otaczających głębokie wnęki z przetwornikami. Co ciekawe zredukowano także siateczki wewnątrz nauszników – tym razem są one znacznie cieńsze i mają duże oczka, więc są wręcz przezroczyste w porównaniu do siateczek ze starszego modelu. Przetworniki w HE1000 Unveiled są zatem odkryte niemal z obu stron.
To nie koniec modyfikacji. Nauszniki, choć na pierwszy rzut oka wydają się być identyczne, w rzeczywistości różnią się zastosowanymi materiałami – skóra jest mniej śliska w dotyku, a zamiast gąbki wykorzystano piankę z efektem pamięciowym. W rezultacie pady HE1000 Unveiled mocniej się kompresują i zdecydowanie wolniej rozprężają od tych z poprzednika. Z kolei podziurkowana opaska jest ponownie szorstka, ale sprawia wrażenie sztywniejszej od tej z HE1000 V3. Różnica może jednak wynikać z jej świeżości – z czasem materiał może stać się miększy i bardziej elastyczny.

Zauważyłem także, że wokół gniazd 3,5 mm w muszlach są tym razem plastikowe pierścienie, a nie metalowe. Z kolei między muszlami a widełkami pałąka zastosowano czarne dystanse z tworzywa sztucznego, których nie było w starszym modelu. Warto wspomnieć również o nowych kablach, które są tym razem oplecione oraz wyposażone we wtyczki z metalowymi obudowami, więc wyglądają zdecydowanie lepiej od tych skromnych z HE1000 V3. Swoją drogą nowe przewody są hybrydowe – bazują na przewodnikach monokrystalicznych, czyli srebrze i posrebrzonej miedzi.
Jakość wykonania jest wysoka, ale nie perfekcyjna. Metalowe muszle, ogólne spasowanie konstrukcji czy solidny pałąk nie rozczarowują, bo konstrukcja nie skrzypi i nie wydaje się być rozklekotana, a opaska porusza się precyzyjnie w szynach. Zauważyłem jednak pewne niedoskonałości. Po pierwsze na magnesach widać płytkie ryski, które nie byłyby normalnie widoczne w modelu z maskownicami. Po drugie obrotowy mechanizm lewej muszli pracuje z większym oporem, co także nie powinno mieć miejsca w słuchawkach tej klasy.
Ergonomia
Rezygnacja z maskownic pozwoliła odchudzić konstrukcję, ale niewiele – masa słuchawek została zredukowana z 458 gramów do… 450 gramów. W rzeczywistości różnica na korzyść nowego modelu jest większa, bo waga wskazała 445 gramów, ale nie zmienia to faktu, że wciąż mowa o stosunkowo ciężkich, pełnowymiarowych słuchawkach do użytku stacjonarnego. Ergonomia jest jednak paradoksalnie bez zarzutu, ponieważ słuchawki zostały proporcjonalnie wyważone, nacisk pałąka nie przeraża, a opaska nie uciska punktowo czaszki. Jeśli więc mieliśmy na głowie HE1000 V3 czy też słuchawki serii Arya, to poczujemy się jak w domu.

Regulacja rozmiaru się nie zmieniła i wciąż budzi pewne wątpliwości, bo jej zakres jest szeroki, ale nierówny – tzn. słuchawki z pewnością obejmą duże czaszki, ale mogą nie pasować na małe głowy. Mam średniej wielkości czaszkę, a opaskę rozsuwałem jedynie na pozycję drugą lub trzecią z ośmiu dostępnych. W praktyce nie czułem też różnicy w nausznikach, bo mimo piankowego wypełnienia, zachowywały się one podobnie do tych gąbkowych z HE1000 V3, a przynajmniej w moim przypadku. Piankowe wypełnienie mogą docenić melomani z obszerniejszymi czaszkami – w ich przypadku siła nacisku pałąka będzie większa, więc HE1000 Unveiled okażą się wygodniejsze.
Użytkowanie
Użytkowo nastąpił spodziewany regres. Zakładanie czy zdejmowanie słuchawek wymaga chwytania muszli za krawędzie, żeby ograniczyć dotykanie magnesów, co potrafi lekko zirytować. Warto też zakrywać je dedykowanymi pokrywkami, które robią dobre pierwsze wrażenie – są metalowe, masywne i wyklejone od spodu, więc nie rysują muszli. Producent sugeruje ich używać, bo opiłki czy małe, metalowe przedmioty mogą uszkodzić przetworniki. Dbam o porządek na biurku i obchodzę się ze słuchawkami jak z jajkiem, a mimo tego obawiałem się o słuchawki. W trakcie testów nic złego jednak się nie stało, a z czasem zacząłem używać HE1000 Unveiled w taki sam sposób, jak poprzednika.

Nie jestem jednak do końca zadowolony z magnetycznych pokrywek. Producent nie przewidział żadnych bolców czy innych ograniczników – pokrywki przyciągają się mocno do muszli, ale nie są unieruchomione, czyli lekko się przesuwają. Dzięki wspominanej okleinie o karbonowym wzorze nie musimy przejmować się zarysowaniami, ale liczyłem, że pokrywki będą zapierać się o muszle. W czym problem? Musimy upewniać się, czy pokrywki odpowiedni przylegają i nie stykają się z widełkami, gdy odkładamy słuchawki. Pokrywki potrafią też odpaść podczas zdejmowania słuchawek ze stojaka, gdy niefortunnie je chwycimy. Zatem, gdyby magnetyczne osłony „nie pływały” na muszlach, obcowanie z HE1000 Unveiled byłoby przyjemniejsze.
Nowe kable są w porządku, ale mają pewne wady, o których już wspominałem w teście modelu Isvarna. Przewody sprawiają wrażenie solidnych, a oplot nie podpada – jest gładki, przyjemny w dotyku i nie zdradza tendencji do zaciągania się. W przeciwieństwie do zamkniętych Isvarna mikrofonowanie nie jest problemem, ale sztywność kabli ponownie daje się we znaki – trudno je zwinąć czy ułożyć, bo potrafią sprężynować. Dotyczy to szczególnie przewodów dedykowanych użytkowi stacjonarnemu, czyli tych 300-centymetrowych. Nie będzie jednak problemu z ewentualną wymianą kabli, bo gniazda 3,5 mm są wciąż uniwersalne i nie zostały wpuszczone w muszle.

Specyfikacja
- konstrukcja: otwarta, wokółuszna
- przetworniki: planarne
- pasmo przenoszenia: 8 Hz-65 kHz
- skuteczność: 95 dB
- impedancja: 28 Ω
- kable: 3,5 mm (długość 150 cm); 6,35 mm i 4-pin XLR (długość 300 cm); posrebrzona miedź OCC i srebro OCC
- masa: 450 g (bez kabla)
Brzmienie
Powątpiewałem w zamysł konstrukcji Unveiled, ale rzeczywiście słychać progres w porównaniu do HE1000 V3. Wprawdzie nie mam pewności, czy różnica w jakości dźwięku wynika tylko z odsłonięcia membran, czy nie jest także konsekwencją dopracowania przetworników, ale nie mam wątpliwości, że nowy model brzmi lepiej od poprzednika. Nowe HE1000 Unveiled są diabelsko szybkie za sprawą gwałtownych transjentów, brzmią w sposób zarysowany oraz wyróżniają się trójwymiarową przestrzenią, która nie jest typowo „słuchawkowa”. Zacznijmy jednak po kolei, czyli od niskich tonów.
HiFiMAN HE1000 Unveiled – sygnatura dźwiękowa
Bas jest w stylu producenta – nie gra pierwszych skrzypiec, ale ma liniowy charakter, czyli wyciąga subbas, gęsty średni zakres oraz punktowy wyższy. Niskie tony nie rozczarowują także atakiem, podtrzymywaniem i wygasaniem, a więc brzmią w punkt, nie zamulają i mocno angażują z racji imponującej szybkości. Nie można im zarzucić problemów z kontrolą, bo dół pasma jest zarysowany, konturowy i maksymalnie precyzyjny, a do tego świetnie różnicuje fakturę instrumentów, czyli nie maskuje drobniejszych smaczków. Świetnie słuchało mi się zarówno spokojniejszych, jak i bardziej rozrywkowych gatunków muzycznych, czyli z powodzeniem przechodziłem z jazzu na elektronikę. Zaznaczam jednak, że bas jest podawany raczej w wiernych, niż efektownych ilościach. Fani podkreślonego dołu mogą czuć niedosyt.
Pasmo średnie jest tonalnie neutralne, ale nasycone i barwne, więc słuchawki z powodzeniem potrafią przekazać ciepło starszych nagrań, jak i cyfrowość nowoczesnych gatunków muzycznych. Średnica jest też gładka i stosunkowo miękka, co rzadko mam okazję napisać w kontekście słuchawek z przetwornikami planarnymi. Nie chcę zostać źle zrozumiany – HE1000 Unveiled nie rozmywają dźwięku, brzmią w sposób kontrolowany i zarysowany, ale są przyjemne w odbiorze. Nie nazwałbym ich po prostu konturowymi czy skrajnie technicznymi, jest w ich charakterze coś muzykalnego. Mimo że słuchawki brzmią bardzo bezpośrednio i wręcz krystalicznie czysto, to nie są przy tym agresywne, nie męczą i nie irytują. Efekt jest naprawdę ciekawy, bo HE1000 Unveiled zapewniają ogromną ilość dźwiękowej informacji, nie budują żadnego dystansu do muzyki, ale jakimś sposobem pozostają przystępne w odbiorze i naprawdę angażują. To sprawka transjentów – werble, talerze perkusyjne czy gitarowe akcenty rozcinają powietrze z wyjątkową szybkością i natychmiastowo wygasają. Trudno więc zrobić z muzyki tło, ponieważ noga sama zaczyna wystukiwać rytm, a głowa potakiwać.
Wysokie tony są mocne, mocno rozciągnięte i niesamowicie czyste. Preferujący klarownie brzmiące słuchawki z selektywnym sopranem, doświetlającym pozostałe pasma powinni być zachwyceni – w brzmieniu HE1000 Unveiled każdy dźwięk jest jak na dłoni. Jednocześnie góra pasma nie sprawia wrażenia ostrej, nie syczy, nie skrzy i nie szeleści – nie stwierdziłem problemów z sybilizacją, mimo że o jakimkolwiek ścięciu czy przyciemnieniu sopranu nie ma absolutnie mowy. Brzmienie jest zatem naprawdę wyraziste, niezwykle czytelne, ale znowu bez krzty agresji. Z powodzeniem możemy więc wsłuchiwać się w talerze perkusyjne, cyfrowe sample, gitary czy instrumenty dęte, jak i podziwiać swobodnie pnące się po skali wokale. Nic raczej nam nie umknie i nie powinniśmy czuć się zmęczeni muzyką, o ile same realizacje nie są przesadnie wyostrzone, a źródło dźwięku sprzyja słuchawkom, bo HE1000 Unveiled mają pewne wymagania odnośnie muzyki i sprzętu towarzyszącego. O tym jednak za chwilę, najpierw gwóźdź programu.
HiFiMAN HE1000 Unveiled – scena dźwiękowa
Tak naprawdę wiele modeli HiFiMAN-a oscyluje wokół neutralności, brzmi technicznie i klarownie w sopranie, więc HE1000 Unveiled nie wyróżniają się tonalnością. Ich wyjątkowość tkwi w scenie dźwiękowej, która stoi w sprzeczności z prezentacją typową dla słuchawek, bo HE1000 Unveiled nie brzmią na lewo i prawo, czyli nie rozciągają dźwięku od ucha do ucha. Nowe planary faworyzują głębię – generują trójwymiarowy łuk, przesunięty do przodu. Scena nie jest więc elipsoidalna czy kulista, ma raczej kształt pierścienia przeciętego na pół. Słuchawki wydają się więc symulować scenę dźwiękową z głośników, gdyż muzyka dociera do nas od frontu. Miałem nieodparte wrażenie, że znajduję się na scenie koncertowej tyłem do widowni, ponieważ instrumenty były rozstawiane po łuku przede mną, a nie w głowie, z tyłu niej czy po bokach. Coś wspaniałego!
Przyznaję, że podczas odsłuchów kilkukrotnie zdejmowałem słuchawki, żeby upewnić się, że głośniki są wyłączone, że dźwięk dobiega tylko ze słuchawek. Było to spowodowane także powalającą otwartością sceny – efekt zawieszenia instrumentów w powietrzu obok mnie był naprawdę przekonujący. Zatem można liczyć na nie tylko dużą oraz trójwymiarową przestrzeń, ale także rewelacyjną holografię. To również zasługa intensywnego napowietrzenia, co z kolei sprzyja kontrastowej separacji instrumentów – HE1000 Unveiled reprodukują niezależne, kształtne i duże źródła pozorne. Dźwięk jest ponadto wystarczająco czysty i rozdzielczy, żeby uzyskać czarne tło.
HiFiMAN HE1000 Unveiled – porównania z HE1000 V3, Isvarna i Arya Unveiled
HE1000 V3 mają wiele wspólnego z HE1000 Unveiled, bo to również zrównoważone, przestrzennie brzmiące i ponadprzeciętnie szybkie słuchawki o wyrazistym charakterze. W bezpośrednich porównaniach łatwo jednak wychwycić, że nowszy model brzmi twardziej, bardziej konturowo i kapkę klarowniej. HE1000 V3 przy modelu Unveiled wydają się być mocniej wygładzone/miększe w przekazie. Większą różnicę słychać natomiast w scenie dźwiękowej, która jest bardziej wycofana w HE1000 V3, a przesunięta ku przodowi w HE1000 Unveiled. Jej wymiary są podobne w obu przypadkach, ale to HE1000 Unveiled brzmią bardziej „głośnikowo”, a HE1000 V3 „słuchawkowo”.

Byłem ciekaw, na ile różnica w tonalności i holografii wynika z braku maskownic, a na ile z… nowego kabla. Podłączyłem więc HE1000 V3 przewodem od HE1000 Unveiled i okazało się, że starsze „tysiaki” również zabrzmiały klarowniej, mniej gładko i miękko, co nie zaskakuje, bo taki wpływ mają zazwyczaj hybrydowe kable. Brzmienie nie stało się jednak identyczne – z nowym kablem średnica HE1000 V3 się odsunęła, co nie ma miejsca w HE1000 Unveiled. Natomiast scena dźwiękowa pozostała po staremu, czyli nie stała się magicznie „głośnikowa”. Holografia HE1000 Unveiled nie wynika więc z innego okablowania – to albo sprawka zmodyfikowanych przetworników, albo pełnego otwarcia muszli, ewentualnie obu tych aspektów naraz.
Które słuchawki są lepsze? Oceniając jedne i drugie słuchawki jedynie przez pryzmat dźwięku, postawię znak wyższości przy wariancie z dopiskiem Unveiled. Bez wahania wybrałbym je za trójwymiarową scenę i trochę bardziej zarysowane, mniej wygładzone brzmienie. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy weźmiemy pod uwagę różnicę w cenie – aktualnie poprzednik kosztuje 5200 zł, a nowy model niemal… 13000 zł. HE1000 V3 są więc znacznie bardziej opłacalne, bo wciąż satysfakcjonują sceną dźwiękową, tonalnością i precyzją. Zakup starszego wariantu i ewentualnie lepszego kabla stanowi więc kuszącą opcję.

HiFiMAN Isvarna to już zupełnie inna bajka. Wprawdzie słychać podobieństwa, bo Isvarna bazują również na przetwornikach planarnych – ich średnica i sopran są więc w stylu producenta. Hybrydowe słuchawki brzmią więc podobnie wyraziście, neutralnie i klarownie. Dodatkowy przetwornik dynamiczny zmienia postać rzeczy, bo Isvarna generują znacznie więcej dołu, brzmią masywniej, efektowniej i w sposób zdecydowanie bardziej podkoloryzowany. Z kolei scena w modelu Isvarna nie jest tak duża ze względu na zamkniętą konstrukcję i wypełniający jej zakamarki bas, ale wciąż zadowala. Isvarna wymagają jednak dopłaty 1000 zł względem bohatera testu. Jeśli bas ma priorytet, warto ją rozważyć. Niemniej to HE1000 Unveiled i HE1000 V3 oferują lepszy stosunek jakości do ceny.

Sięgnąłem także po nowe Arya Unveiled, które zadebiutowały wraz z wyżej pozycjonowanym bratem. Prosto z pudełka nie dorównują one do HE1000 Unveiled, bo generują mniejszą scenę, nie brzmią jeszcze tak szybko i wyraziście, a do tego nie mają w zestawie kabla zbalansowanego, z czego w dużej mierze wynikają ich słabostki. Jeśli jednak podłączymy Arya Unveiled przewodem z wtyczką XLR od HE1000 Unveiled, to dystans jakościowy dzielący oba modele zdecydowanie się zmniejszy. Nowe Arya stanowią więc świetną alternatywę dla HE1000 Unveiled, bo pomiędzy oboma modelami jest przepaść cenowa. Otóż tańsze planary wyceniono na 6800 zł, czyli aż 6200 zł mniej (!). Przed zakupem HE1000 Unveiled warto więc poczekać na test dedykowany modelowi Arya Unveiled.
HiFiMAN HE1000 Unveiled – wysterowanie i synergia
HE1000 Unveiled nie są trudne do wysterowania. Może nie osiągniemy maksimum ich przestrzennych możliwości ze źródeł mobilnych, ale słuchawki świetnie dogadują się z odtwarzaczami, adapterami Bluetooth czy mobilnymi przetwornikami. Na wysokim poziomie wzmocnienia brzmią donośnie, optymalnie przestrzennie i dynamicznie. Z kolei stacjonarnie często nie potrzeba maksymalnego podbicia – HiFiMAN EF600 czy FiiO R9 napędzały słuchawki na niskim/średnim gainie.
Słuchawki dogadują się z różnymi urządzeniami, mimo dość jasnego charakteru. Słucha się ich przyjemnie z neutralnych źródeł, o ile nie gustujemy w ciężkim metalu i unikamy przejaskrawionych realizacji, bo słuchawki z pewnością nie złagodzą ostrych, sykliwych nagrań. Wskazane są więc źródła brzmiące naturalnie, ciepło i gładko, które nie windują sopranu – w takich połączeniach HE1000 Unveiled zabrzmią trochę przystępniej i bardziej uniwersalnie.


Wpływ sprzętu na charakter brzmienia nie jest jednak duży, bo HE1000 Unveiled są dość uparte w przekazie – ich sygnatura nie zmienia się mocno w zależności od źródła, zazwyczaj pozostaje zrównoważona i bliska neutralności. Słuchawki zabrzmiały trochę łagodniej, bardziej muzykalnie z Astell&Kerna PD10 względem Kanna Max czy FiiO M17, ale różnice były mniejsze, niż się spodziewałem. Podobnie sprawa miała się z Cayinem RU9, który mimo ciepłego charakteru i lampowego wzmacniacza nie zmienił mocno charakteru słuchawek.
Podsumowanie
Obok HE1000 Unveiled trudno przejść obojętnie. Producent wykorzystał znaną konstrukcję, ale odsłonił przetworniki, udoskonalił nauszniki oraz ulepszył kable. Ergonomia pozostała wysoka za sprawą pojemnych nauszników, podwieszonej opaski i proporcjonalnej dystrybucji masy. W brzmieniu rzeczywiście nastąpił progres – sygnatura pozostała neutralna, ale dźwięk stał się bardziej zarysowany, klarowny oraz przestrzenny. Największe wrażenie robi właśnie scena dźwiękowa, niezwykle otwarta i jakby „głośnikowa”.
Odsłonięte przetworniki mają pewne wady – należy na nie uważać i zasłaniać magnetycznymi pokrywkami. Niestety te ostatnie nie blokują się w jednej pozycji, a przesuwają, co trochę utrudnia obcowanie ze słuchawkami. Do minusów można zaliczyć sprężynujące kable i brak przewodu mobilnego z wtyczką 4,4 mm.

HiFiMAN HE1000 Unveiled kosztują niemal 13000 zł. To najlepsze słuchawki producenta, z jakimi miałem do czynienia – jeśli szukamy zrównoważonych, diabelsko szybkich i rozdzielczych słuchawek o oryginalnej scenie dźwiękowej, to raczej się nie zawiedziemy. Aktualnie jednak korzystniejszą relację jakości do ceny oferują starsze HE1000 V3, które po wymianie kabla przybliżają się do wariantu „Unveiled”. Ponadto nowym słuchawkom depczą po piętach Arya Unveiled, które niebawem doczekają się własnego testu.
Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ eleganckie wzornictwo
+ wysoka ergonomia
+ nauszniki z pianką
+ trzy kable w zestawie
+ hybrydowe przewody (miedź/srebro)
+ zrównoważone, neutralne brzmienie
+ fantastyczna dynamika i wysoka rozdzielczość
+ trójwymiarowa, jakby głośnikowa scena dźwiękowa
Wady:
– otwarte przetworniki mają pewne wady
– sprężynujące kable
– wysoka cena (względem HE1000 V3 i Arya Unveiled)
Sprzęt dostarczył:





![Abyss JOAL [recenzja]](https://kropka.audio/wp-content/uploads/2025/10/Abys-JOAL-218x150.jpg)
![HiFiMAN Arya Unveiled [recenzja]](https://kropka.audio/wp-content/uploads/2025/08/HiFiMAN-Arya-Unveiled-218x150.jpg)
![Astell&Kern PD10 [recenzja]](https://kropka.audio/wp-content/uploads/2025/07/AK-PD10-218x150.jpg)
![Dan Clark Audio Noire X [recenzja]](https://kropka.audio/wp-content/uploads/2025/06/DCA-Noire-X-218x150.jpg)
![HiFiMAN Isvarna [recenzja]](https://kropka.audio/wp-content/uploads/2025/05/HiFiMAN-Isvarna-218x150.jpg)
To czekamy teraz na pierwsze testy customowych przeróbek HE1000 v3 i Arya Stealth z wyciętymi shaded window 😀