IMR Acoustics R1 Zenith to nietypowe, dwuprzetwornikowe słuchawki dokanałowe o hybrydowej konstrukcji. Posiadają przetworniki dynamiczne oraz ceramiczne i umożliwiają dostrojenie brzmienia filtrami, a także wbudowanymi pokrętłami.

IMR Acoustics to brytyjska marka, która stawia na słuchawki dokanałowe, ale nie byle jakie. Producent trzyma się hybrydowych konstrukcji, ale przetworniki dynamiczne łączy nie z armaturowymi, lecz piezoelektrycznymi. Producent wydał niedawno model R2 Aten, ale w pierwszej kolejności postanowiliśmy przyjrzeć się poprzednikowi, czyli R1 Zenith. Konstrukcja słuchawek jest arcyciekawa – w zestawie jest pięć par filtrów o różnym brzmieniu, a zintegrowane pokrętła pozwalają otworzyć lub zamknąć komory przetworników. Sprawdziłem jak brzmią poszczególne konfiguracje oraz jak IMR R1 Zenith wypadają w porównaniu do FiiO FH7.

Wyposażenie

Z R1 Zenith otrzymujemy:

REKLAMA
final

  • cztery pary tipsów pojedynczych (S, M, L, XL);
  • parę tipsów dwukołnierzowych;
  • dwie pary pianek termoaktywnych (M, L);
  • kabel niesymetryczny 2-pin 3,5 mm;
  • kabel symetryczny 2-pin 2,5 mm;
  • pięć par filtrów akustycznych;
  • futerał;
  • adapter 6,3 mm;
  • klips do ubrania;
  • kartę z opisem filtrów;
  • instrukcję obsługi.

Silikonowe tipsy prezentują się bardzo dobrze, są ciemnoszare, półprzezroczyste i mają pomarańczowe trzpienie. Piankom oraz nakładkom typu biflange także nic nie można zarzucić. Świetnie, że w zestawie nie zabrakło kabla zbalansowanego, a oba przewody wyglądają solidnie. Futerał nie psuje humoru, jest pojemny, usztywniony i wewnątrz wyposażony w dodatkową kieszeń. Uwagę zwracają także filtry, które są gwintowane. Zamocowano je na grubej tabliczce ze szczotkowanego aluminium.

Konstrukcja

Brytyjskie IMR Acoustics R1 Zenith wyglądają zaskakująco… japońsko. Wykorzystano podobną konstrukcję do słuchawek Acoustune z Kraju Wschodzącego Słońca. Wzornictwo jest industrialne, a obudowy są aluminiowe i mocno ciosane. W oczy rzucają się oczywiście złote pokrętła, które są także metalowe i precyzyjnie wyżłobione. Mimo że jestem fanem minimalizmu i bardziej dyskretnego designu, to opisywane IMR-y przypadły mi do gustu. Jest w R1 Zenith coś steampunkowego – słuchawki przykuwają wzrok, ale są jednocześnie dość surowe, przez co nie wyglądają jak biżuteria.

Na środku obudów znajdują się mocno odstające pokrętła, a ich mocowanie jest ponacinane. Przez otwory można dostrzec, że odkręcając pokrętła rozszczelniamy pokrywki, które zamykają komory przetworników. Pokrętła otaczają trzy wkręty typu Torx, a z ich prawej strony znajdują się pionowe moduły z gniazdami typu 2-pin umieszczonymi w górnej części. Od zewnętrznej strony ozdobiono je logo marki, a od wewnętrznej naniesiono oznaczenia kanałów.

Kątowe tulejki słuchawek są wymienne, to właśnie filtry akustyczne. Standardowo założone są filtry czarne, ale w zestawie są jeszcze warianty: różowy, miedziany, niebieski oraz pomarańczowy. Wszystkie mają wyraźne ranty na tipsy i zostały zakończone metalowymi siateczkami, a do tego posiadają gumowe uszczelki od strony gwintów.

Wtyczki okablowania skonstruowano tak, że stanowią przedłużenie konstrukcji. Również wykonano je z aluminium i perfekcyjnie pasują do obudów samych słuchawek. Tyczy się to również rozdzielacza kabla oraz kątowych i pozłoconych wtyczek 3,5 mm oraz 2,5 mm. Natomiast izolacja kabli budzi pewne wątpliwości – jest trwała, dość gruba i matowa, ale jednocześnie sprężynująca i jakby pusta w środku.

Nie mam zastrzeżeń odnośnie jakości wykonania. Materiały są wysokiej jakości, poszczególne elementy zostały obrobione wzorowo i precyzyjnie spasowane ze sobą. Gwinty nie budzą zastrzeżeń, co dotyczy zarówno filtrów, jak i pokręteł. Widać, że to produkt z wyższej półki – od razu czuć, że R1 Zenith to nie zabawki.

Użytkowanie i ergonomia

Widząc dość spore, metalowe słuchawki z odstającymi pokrętłami, łatwo zwątpić w ergonomię. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się jednak, że R1 Zenith należą do słuchawek wygodnych. Nie są ciężkie, ich obudowy zostały odpowiednio wyprofilowane, a tulejki wychodzą pod dobrym kątem i mają optymalną długość. Do perfekcji jednak trochę zabrakło – słuchawki powodują pewne problemy pod względem użytkowym, spowodowane głównie okablowaniem, o czym za chwilę.

Słuchawki mają konstrukcję OTE (over the ear), która spełnia swoje zadanie. Kable trzymają się uszu i nie irytują skóry, a w obu przewodach nie zabrakło suwaków, dzięki którym można skrócić odcinki douszne. Same słuchawki odstają z uszu na tyle, że obudowy nie uciskają wnętrz małżowin usznych, gdyż prawie się z nimi nie stykają. Jednocześnie z tego powodu raczej nie położymy się na boku, na co mogą narzekać melomani-śpiochy. Zimą, podczas noszenia słuchawek pod czapką, nie powinno być jednak problemu.

Niestety słuchawki nie zachwycają izolacją od otoczenia. Tylko nieznacznie wyciszają zewnętrzne hałasy i to właściwie bez względu na wybrane tipsy oraz pozycję pokręteł. Same pokrętła to raczej regulacja brzmienia, a nie tłumienia. W głośnych warunkach lub podczas odsłuchów spokojnej muzyki hałas może irytować, na co trzeba wziąć poprawkę. Z tego powodu warto też zastosować trochę mniejsze nakładki, niż zazwyczaj, ponieważ membrany przetworników dynamicznych potrafią mocno klikać podczas aplikacji słuchawek (efekt driver flex), na co lepiej uważać. Jest to też zależne od filtrów – niektóre z nich mają dodatkowe otwory wentylujące, co eliminuje odkształcanie się membran.

Dostrajanie słuchawek pokrętłami łatwo opanować. Regulacja nie jest płynna, a raczej dwustopniowa. Do dyspozycji jest zamknięcie komór przetworników lub ich pełne otwarcie. Ustawienie pozycji pomiędzy nie wchodzi w grę – obrót pokręteł nie jest stopniowy i jeśli nie zostaną maksymalnie zakręcone lub odkręcone, to będą luźne. Do tego nie zmieniają one brzmienia na tyle, by uzyskać inne efekty po częściowym otwarciu słuchawek, a inne po całkowitym.

Z filtrami sprawa jest prosta: wykręcamy i wymieniamy całe tulejki – to wszystko. Filtry zamocowane fabrycznie wymagają sporej krzepy do demontażu – szkoda że nie są wyżłobione na krawędziach, ponieważ palce się na nich ślizgają. Operację tę można jednak ułatwić wykręcając filtry razem z nałożonymi tipsami. Nakładki są na tyle solidne, że raczej ich nie uszkodzimy, a dodatkowe tarcie zdecydowanie usprawnia całą procedurę.

 

Wpływ filtrów na brzmienie jest niezaprzeczalny. Jedne mają jedynie siateczki, inne dodatkowe membrany, a jeszcze inne filcowe wkładki. Szkoda tylko, że ich nazewnictwo nie jest do końca trafne. Miałem pewne wątpliwości w określeniu które filtry są miedziane, a które pomarańczowe. Moim zdaniem te pierwsze są raczej złote niż miedziane. Aby nie budzić wątpliwości, lepiej byłoby gdyby producent użył bardziej kontrastowego koloru, np. zielonego.

Szkoda też, że producent nie zastosował gniazd MMCX. Wiadomo, że standard dwupinowy sprawdza się i tak bardzo dobrze, ale jest już duża szansa, że kupujący IEM-y z wyższej półki posiadają już w swojej kolekcji okablowanie MMCX. Tym bardziej, że kable aż chce się wymienić, gdyż te fabryczne niestety uprzykrzają życie – nie chcą się układać, sprężynują i potrafią się mocno splątać. Zachowuję dyscyplinę przy zwijaniu okablowania i przechowywaniu słuchawek, a mimo tego musiałem kilkukrotnie rozwijać kable splątane niczym makaron spaghetti.

Specyfikacja

  • konstrukcja: OTE (Over The Ear), wentylowana/zamknięta z wymiennymi filtrami
  • przetworniki: dynamiczne 14 mm z berylowymi membranami + ceramiczne piezoelektryczne
  • pasmo przenoszenia: 14 Hz-40 kHz
  • czułość: 108 dB
    impedancja: 32 Ω
  • kable: miedź OFC, pozłocone i kątowe wtyczki 2,5 mm oraz 3,5 mm, długość ok. 140 cm
  • masa: 5 g (jedna słuchawka z filtrem), 28 g (dwie słuchawki z filtrami, kablem i tipsami)

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Solaris, Atlas i Andromeda, FiiO FA7, FH7, F9 PRO, Symphonium Audio Aurora, Etymotic ER-4PT, Oriveti New Primacy, Brainwavz B400, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, Burson Playmate Everest, FiiO Q5 (AM3B), Leckerton UHA-760, FiiO BTR3, EarSone ES100
  • DAP: Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), FiiO M11 i M9, OnePlus 6T
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity
  • Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne

Słuchawki robią wrażenie i zaskakują już od pierwszych odsłuchów. IMR Zenith R1 nie są zwykłymi “dokami”, brzmią w sposób oryginalny. Słychać połączenie miękkiego dynamika, odpowiadającego za dolne rejestry i przetwornika ceramicznego, generującego wyższe zakresy, ale taki tandem ze sobą współgra. Brzmienie jest zarówno gładkie i miękkie, jak i precyzyjne oraz dość twardo zarysowane.

Moim zdaniem, bez względu na wybrane filtry, sygnatura jest dość nowoczesna, co potęguje także nietypowa scena dźwiękowa. Przyznaję, że początkowo wydała mi się ona sztuczna, ale po kilku odsłuchach ją doceniłem. Zenithy nie brzmią typowo stereofonicznie, tzn. scena dźwiękowa nie jest zwyczajnym graniem na prawo i lewo. Słuchawki tworzą raczej kulę, bańkę w obrębie głowy, pewną miniaturę przestrzeni. Przekaz nie jest rozrywany na połówki, a tworzy trójwymiarowy obszar, zróżnicowany pod względem głębi, wysokości i szerokości. Słuchawki nie brzmią poza głową, kanały wydają się być ze sobą połączone, a scena wydaje się mała, ale jest tak poukładana i na tyle zróżnicowana, że z przyjemnością można śledzić poszczególne instrumenty.

Za pomocą pokręteł można poszerzyć scenę, „otworzyć” ją tak samo, jak komory przetworników. Wtedy owa kula zaczyna bardziej przypominać poziomą elipsoidę, a przekaz częściowo wychodzi poza głowę, więc wzmacnia się stereofonia – po odkręceniu pokręteł kanały są od siebie mocniej oddzielone, a brzmienie bardziej odseparowane. Regulacja wpływa także na brzmienie, a szczególnie na przekaz basu. Niskie tony przy zakręconych pokrętłach są zbite i twarde, mocno kontrolowane i szybkie. Po odkręceniu pokręteł stają się masywniejsze, bardziej obłe i trochę wolniejsze. Znika twardość na rzecz gładszego, bardziej soczystego grania. Moim zdaniem zakręcenie pokręteł kieruje brzmienie na bardziej analityczne tory, a ich otwarcie umuzykalnia IMR R1. Sam nie mogłem zdecydować, którą konfigurację wolę, obie sprawdzają się dobrze w różnych gatunkach muzycznych.

IMR R1 Zenith z filtrami czarnymi
Czarne filtry, które według producenta oferują mocny atak, bogate średnie i kontrolowane wysokie tony, są założone fabrycznie na słuchawki. Producent określił brzmienie w punkt – to odpowiednia konfiguracja do żywej muzyki, jak i elektronicznej z przewagą muzykalności.

Bas jest głęboki, dynamiczny, soczysty i mocny, ale jeszcze nie przytłacza pozostałych pasm. Rzeczywiście cechuje się on energicznym atakiem, jest zwarty, zarysowany i odpowiednio punktowy. Tonalnie sprawia wrażenie neutralnego, słychać zarówno nasycony midbass, jak i wibrujący subbas. Przy zakręconych pokrętłach można zauważyć dobre zróżnicowanie faktury instrumentów, a bas jest twardy. Po ich odkręceniu swobodniej rozbrzmiewa subbas, a dźwięk niskich tonów staje się miększy.

Średnica jest neutralna tonalnie. Została minimalnie oddalona, ale nie wycięta. Nadal współgra z żywymi instrumentami w jazzie i bez problemu współpracuje z elektroniką, zarówno klasyczną, jak i nowoczesną. Brzmienie środka jest zarysowane, precyzyjne i szczegółowe. Nie słychać ani specjalnego ocieplenia, ani ochłodzenia. Sporo będzie jednak zależało od samego źródła, ale moim zdaniem brzmienie środka jest adekwatne stronie wizualnej tj. nowoczesne, konturowe i w pewien sposób surowe.

Góra jest spokojna, ale nie została ścięta. Nie słychać roll-offu, zgaszenia, przyciemnienia, ale tym samym wyostrzenia. Słuchawki z czarnymi filtrami nie syczą, nie kłują, nie szeleszczą i nie brzmią piaszczyście. Góra cechuje się dobrą kontrolą, brzmi czysto, rozbrzmiewa dość swobodnie, ale nie wychodzi przed szereg. Według mnie dźwięk był odpowiednio doświetlony, a przekaz tego podpasma rozdzielczy i czytelny.

IMR R1 Zenith z filtrami różowymi
Pierwsza konfiguracja oferuje za dużo basu? Nie ma problemu, z pomocą przychodzą filtry różowe, które mają ograniczyć bas bez ingerencji w pozostałe pasma. Tak też jest w praktyce.

Wpływ filtrów różowych na bas jest wyraźny. Niskie tony są uspokojone względem filtrów czarnych, więc na prowadzenie wychodzą średnica i góra. Brzmienie staje się bardziej płaskie – subbas oraz midbas ustępują wyższemu zakresowi niskich tonów. Dźwięk staje się bardziej szkicowy i punktowy, więc bas robi większe wrażenie fakturą i precyzją niż ilością. Już nie jest tak soczysto i gęsto, a lżej i bardziej punktowo. To przejście z muzykalności w stronę analityczności, ale dźwięk jest nadal gładki i przyjemny w odbiorze, a wciąż muzykalny. Słychać jednak, że z różowymi filtrami słuchawki lepiej współpracują z jazzem, bluesem, klasyką, lekkim rockiem, starszą elektroniką niż muzyką rozrywkową. To wybór dla osób preferujących spokojny przekaz dołu. Pokrętła nie mają specjalnego wpływu na brzmienie dołu z różowymi filtrami, więc można za ich pomocą regulować szerokość sceny.

Średnica i góra dochodzą do głosu ze względu na subtelniejszy bas – jest co podziwiać w brzmieniu dęciaków, smyczków, perkusji lub gitar oraz instrumentów klawiszowych, które są bardziej bezpośrednie, ale nadal zarysowane, zrównoważone i odpowiednio spokojne. Talerze perkusyjne nie tracą kontroli, nie męczą słuchacza, gitary nie stają się wyostrzone, smyczki nie kłują, a damskie wokale nadal nie sybilizują. Przekaz pozostaje kulturalny i przyjemny w odbiorze. Z filtrami różowymi łatwiej docenić wysoką rozdzielczość brzmienia Zenithów – zróżnicowanie faktury i ilość detali to atuty tej konfiguracji.

IMR R1 Zenith z filtrami miedzianymi
Filtry miedziane (choć moim zdaniem bardziej złote) mają zaoferować maksymalny bas, soczyste tony średnie i łagodne wysokie. Tutaj moim zdaniem efekt jest trochę inny, według mnie brzmienie staję się bardziej V-kujące, ale rezultaty są nadal dobre. W tej konfiguracji brzmienie Zenithów jest podobne do innych rozrywkowych słuchawek, ale nadal na wysokim poziomie jakościowym.

Miedziane filtry wyraźnie akcentują subbas i midbas – dół staje się soczysty, mocny i podkreślony, ale nadal nie ma mowy o wyjątkowo ekstremalnych dawkach basu. Słychać ocieplenie barwy za sprawą mocnego nasycenia średniego basu, a także gładkość i miękkość – tutaj detal i fakturowość ustępują miejsca muzykalności i rozrywce. To świetna opcja do nowoczesnej elektroniki, ale także, ze względu na masywny przekaz, do cięższych brzmień gitarowych.

Pasmo średnie, mimo że stoi krok wstecz, to brzmi ciepło i łagodnie – słychać pewien akcent w niższym zakresie względem filtrów różowych lub czarnych. Przekaz jest muzykalny, nadal szczegółowy i dość naturalny, ale z racji, że syntezatory, kontrabasy, basówki, sample czy perkusyjna stopa wychodzą na prowadzenie, to trochę trudniej docenić jakość średnicy. Góra jest podobna do wcześniej opisanych filtrów, co potęguje wrażenie lekkiej V-ki.

IMR R1 Zenith z filtrami niebieskimi
Filtry niebieskie to gratka dla fanów zrównoważonego, neutralnego i dość analitycznego grania, ale nadal przyjemnego w odbiorze. Ponownie zgadzam się z producentem – niebieskie filtry to rzeczywiście zrównoważone granie w całym paśmie. Brzmienie staje się klarowne, nie jest ani ciepłe, ani zimne. Dźwięk jest bezpośredni, zarysowany i precyzyjny, więc pozwala skupić się na detalach, przekształcić muzykę w bardziej szkicową. W tej konfiguracji słuchawki brzmią najbardziej „armaturowo” i przypominają mi słuchawki marki Etymotic.

Bas jest liniowy, płaski w całym zakresie. Nie ma co liczyć na podbity subbas czy soczysty midbas – bas nie jest już tak masywny, nie ma takiego „ciała” i kształtu. Skojarzenia ze szkicem ołówkowym są jak najbardziej na miejscu. Z tego też powodu lepiej współgrają gatunki operujące żywymi instrumentami – rozrywkowa elektronika bez podkreślonego midbasu i subbasu przestaje być efektowna.

Średnica jest neutralna tonalnie, również płaska, zarysowana, konturowa i szczegółowa. Brzmienie jest już dość techniczne, wręcz laboratoryjne. Różnicowanie faktury i wzmaganie detali to mocny aspekt filtrów niebieskich, co uzyskano uspokojeniem basu i mocną separacją dźwięków. Rozdzielczość jest wysoka – podczas odsłuchów Zenithów z niebieskimi filtrami miałem autentyczne skojarzenia z wieloprzetwornikowymi armaturami zestrojonymi w sposób studyjny.

Góra kontynuuje założenia pozostałych pasm – jest rozciągnięta, swobodna, bezpośrednia i jasna. Dźwięk jest bardziej klarowny od wcześniej opisanych filtrów. Wzmaga to talerze perkusyjne, wysokie wokale, smyczki i gitary solowe, ale kosztem odchudzenia pozostałych pasm. Filtry niebieskie oferują po prostu solidne, techniczne granie, ale ciągle bez ekstremum – góra nie staje się przesadnie ostra. Wrażliwi na sopran mogą nie być zadowoleni, ale myślę, że większość melomanów nadal uzna przekaz sopranu za kontrolowany i nieprzesadzony.

IMR R1 Zenith z filtrami pomarańczowymi
Jeśli jednak nie przepadamy za mocną górą lub źródło dźwięku wzmaga górne rejestry, to będziemy zadowoleni z filtrów pomarańczowych, które łagodzą górę względem filtrów niebieskich. Nie mam co do tego wątpliwości, ale dźwięk bynajmniej nie staje się ciemny, zgaszony lub zamulony.

Góra robi po prostu mały krok wstecz, więc otrzymujemy analityczno-muzykalne połączenie, nadal gotowe do rozłożenia na czynniki pierwsze, ale jednocześnie bardziej przystępne w odbiorze. Brzmienie jest mniej analityczne, a bardziej naturalne względem filtrów niebieskich. Nie jest już tak jasno, dźwięk jest trochę gęstszy i bardziej dociążony. W brzmieniu jazzowych trio słychać więcej ciepła, orkiestra symfoniczna staje się łagodniejsza, a gitary w rocku lub talerze perkusyjne się uspokajają. Filtry pomarańczowe to także dobra konfiguracja do starszej elektroniki, gdyż dźwięk jest bardziej analogowy, co świetnie współgra z klasycznymi syntezatorami.

IMR R1 Zenith i filtry w pigułce
Brzmienie filtrów w skrócie:
czarne – podkoloryzowane, z energicznym basem, efektowno-muzykalne;
różowe – średnicowo-sopranowe, spokojne w basie, bezpośrednie i lekkie;
miedziane – basowe, efektowne, rozrywkowe i łagodne w przekazie;
niebieskie – neutralne i analityczne, jasne, szczegółowe i techniczne;
pomarańczowe – zrównoważone, naturalnie ciepłe, analityczno-muzykalne.

Werdykt jest zatem zależny od potrzeb – preferencji, muzyki czy też sygnatury dźwiękowej sprzętu towarzyszącego. Z przyjemnością słuchało mi się muzyki zarówno na filtrach czarnych, niebieskich, jak i pomarańczowych, ale nie przekreślam też pozostałych. Gdybym jednak musiał wybrać tylko jedne filtry, najpewniej postawiłbym na te ostatnie, czyli pomarańczowe, które w mojej ocenie są najbardziej uniwersalne.

IMR R1 Zenith vs FiiO FH7 i inne słuchawki
Konfrontacja z FiiO FH7 jest najciekawsza z dwóch powodów. Oba modele konkurują ze sobą cenowo i oba oferują możliwość dostrojenia za pomocą filtrów. Od strony konstrukcyjnej IMR R1 Zenith mogą pochwalić się większą ilością kombinacji – w zestawie jest więcej filtrów, a do dyspozycji są także pokrętła. Jednak w przypadku FiiO FH7 otrzymujemy także multum nakładek, które dość wyraźnie wpływają na brzmienie, więc w praktyce możliwości są równie satysfakcjonujące.

Z tego też powodu porównania obu par są trudne – można je swobodnie przestrajać, więc konieczne byłoby wielokrotnie porównywanie ze sobą zbliżonych konfiguracji. Pozwólcie więc na bardziej sumaryczne, skrótowe wnioski. Oba modele prezentują wysoki poziom, a wybór może w dużej mierze ograniczyć się do subiektywnych preferencji. IMR R1 Zenith obok FH7 brzmią – na ironię – bardziej „armaturowo”. Tandem dynamika i piezoelektryka generuje twardsze, mocniej zarysowane, a tym samym bardziej oryginalne brzmienie. FiiO natomiast grają gładziej i raczej „typowo”, co tyczy się głównie przestrzeni – scena dźwiękowa w FH7 jest większa, a przekaz wyciągnięty poza głowę. Jednocześnie IMR R1 Zenith po odkręceniu pokręteł wydają się brzmieć w sposób bardziej otwarty scenicznie – zawieszają instrumenty jakby bezpośrednio wokół słuchacza, bez wyznaczania granic sceny. FiiO FH7 tworzą raczej zamknięty, wyraźnie sprecyzowany i wydzielony obszar sceny dźwiękowej. Miałem wrażenie bardziej bezpośredniego dźwięku w przekazie IMR R1 Zenith, ale z drugiej strony FH7 odebrałem jako słuchawki grające z większym rozmachem i swobodą, a tym samym trochę bliższą średnicą. Uważam, że FiiO są trochę lepsze z technicznego punktu widzenia, ale tym samym IMR R1 Zenith mają więcej charakteru. FH7 brzmią znakomicie, bardzo poprawnie i są przewidywalne, natomiast Zenithy to energiczne, niesztandarowe i intrygujące brzmienie z nietypową, trójwymiarowo-miniaturową sceną dźwiękową. Gdybym stał przed takim wyborem, miałbym duży problem. Uwielbiam FH7, ale tym samym jestem fanem zarysowanego, wyrazistego i konturowego przekazu w stylu IMR R1 Zenith.

Solaris od Amerykanów z Campfire Audio brzmią zdecydowanie bardziej technicznie od IMR R1 Zenith. Mają bliższe pasmo średnie, bardziej zwarty bas, są szybsze w przekazie i jeszcze mocniej zarysowane, a to za sprawą podkręconej wyższej średnicy i wyrazistej góry pasma. Za sprawą ogromnej ilości informacji dźwiękowej Solaris bywają męczące w przekazie, potrafią przytłoczyć niesamowicie bezpośrednim i szczegółowym graniem. IMR R1 Zenith brzmią bardziej relaksująco i spokojnie, mimo że podobnie twardo zarysowują dźwięk. Co ciekawe kontrola góry jest trochę lepsza w trzykrotnie tańszych Zenithach – hi-haty i inne talerze perkusyjne brzmią bardziej precyzyjnie, podczas gdy w Solarisach wydają się nieznacznie gubić, minimalnie „skrzyć”.

Bliżej Zenithom do brzemienia Andromed, czyli również zarysowanych, dość technicznych słuchawek. Tony średnie są jednak przybliżone w Andromedach, scena to typowa zamknięta kula, a bas jest twardszy i nie tak soczysty. IMR R1 Zenith mogą stać się podobnie techniczne z niebieskimi filtrami, a tym samym bardziej basowe i energiczne z filtrami czarnymi lub miedzianymi. Rozdzielczość i równowaga tonalna moim zdaniem stoją po stronie Andromed, ale możliwość przestrojenia Zenithów zdecydowanie dodaje im walorów.

Altasy to zdecydowanie miększe i dużo bardziej (sub)basowe granie od R1 Zenith, nawet gdy słuchawki IMR wyposażymy w najbardziej „bassheadowe” filtry. Campfire Audio Polaris to również dwuprzetwornikowe hybrydy (dynamik + armatura), które oferują miększe brzmienie z mocniej oddalonym pierwszym planem i gładszą średnicą. W IMR R1 Zenith oba przetworniki współpracują ze sobą lepiej – przy nich Polaris wydają się mieć pewną dziurę w średnicy, mimo że to hybrydy, które i tak nieźle syntezują brzmienie dynamika i armatury. Natomiast w przypadku FiiO FH5 różnice są podobne do konfrontacji FH7 z IMR R1 Zenith. Hybrydowe „piątki” FiiO to gładsze, klarowniejsze i bardziej typowe przestrzennie granie. Zenith są ponownie twardsze, bardziej konturowe i efektowniejsze holograficznie.

IMR R1 Zenith i sprzęt
IMR R1 Zenith nie są słuchawkami potrzebującymi dużej mocy i specyficznej synergii, a przy tym nie mają też wygórowanych wymagań odnośnie czystości sygnału. Reagują na jakość sprzętu, rozdzielczość i dynamikę odtwarzaczy, ale dobrze brzmią również z urządzeń z niskiej lub średniej półki. Nic nie stoi na przeszkodzie, by używać ich także z adapterami Bluetooth. Szybko zauważyłem też, że R1 Zenith podają sygnaturę wzmacniaczy jak na dłoni – dobrze oddają brzmienie źródła dźwięku, są więc dość przewidywalne.

FiiO M11 zgrał się z IMR R1 Zenith bez zarzutu, bez względu na wybrane filtry – sprawdziły się zarówno te bardziej rozrywkowe, jak i o analitycznej charakterystyce. Rozdzielczość była wysoka, faktura instrumentów zróżnicowana, góra kontrolowana, a bas soczysty i zarysowany. Sygnał był satysfakcjonująco czysty. Pokrętła można było ustawiać dowolnie. Podobnie wypadł FiiO Q5 z modułem AM3B, który jednak prezentował muzykę w sposób twardszy i analityczny.

DX200 od iBasso, który względem M11 wzmocnił bas i wyraźniej zarysował kontur tonów niskich, średnich i wysokich. Brzmienie było bardziej techniczne, ale jednocześnie masywniejsze. Ponownie nie było problemu ze stosowaniem różnych filtrów, jak i z czystością sygnału. Nic nie mogłem zarzucić także rozdzielczości i holografii. W tej konfiguracji zamknięte pokrętła jeszcze wzmagały techniczność i konturowość DX200, więc ich otwarcie pomagało lekko wygładzić dźwięk niskich tonów i tym samym uzyskać więcej muzykalności.

Astell&Kern AK 70 MK II to również odtwarzacz brzmiący w sposób zarysowany i twardy, ale mniej basowy i przestrzenny od DX200. Taki też był efekt z R1 Zenith, tj. akcent z basu przechodził na średni zakres, a scena lekko się zawężała. Rezultat był bardziej analityczny, nawet z filtrami pomarańczowymi. Basu nadal nie brakowało, ale do bardziej rozrywkowych brzmień filtry czarne czy też miedziane były lepszym wyborem. Lepiej też sprawdzały się pokrętła w pozycji otwartej, a to z uwagi na miększy bas i szerszą scenę.

FiiO M9 zabrzmiał bardziej rozrywkowo, podkoloryzował bas i niższe średnie. Adaptery FiiO BTR3 i EarStudio ES100 odpowiednio wysterowały IMR R1 i oba zaprezentowały bardzo dobry poziom. Ten pierwszy zagrał z nutką muzykalności, a drugi z naciskiem na liniowość. Mimo że nie przepadam za brzmieniem OnePlusa 6T z adaptera słuchawkowego z zestawu, to opisywane słuchawki specjalnie nie kaprysiły. Co prawda rozdzielczość i dynamika nie dorównywały pozostałym urządzeniom z platformy testowej, ale Zenithów nadal słuchało się dobrze ze smartfona.

Podsumowanie

IMR R1 Zenith to świetne dokanałówki, nietuzinkowe zarówno konstrukcyjnie, jak i brzmieniowo. Wykonano je solidnie, prezentują się oryginalnie i są wygodne. Dźwięk można swobodnie dostroić, a filtry są na tyle zróżnicowane, że w praktyce dostajemy wiele brzmień w jednym pakiecie. Jeśli dodamy do tego możliwość otwierania komór przetworników, wymienny kabel oraz znakomite brzmienie, to Zenithy okazują się być wysoce atrakcyjnym sprzętem. Bardzo podoba mi się sprężystość basu i zarysowanie pozostałych pasm, a duże wrażenie robi też otwarta scena dźwiękowa po odkręceniu pokręteł.

Co nie zachwyca? Okablowanie może zirytować, bo potrafi się plątać i skręcać. Osobiście wolałbym też wtyki MMCX zamiast dwupinowych. Izolacja od otoczenia jest przeciętna – słuchawki mogą nie wygrać z hałaśliwymi warunkami. Scena dźwiękowa także mogłaby być trochę większa. Do tego przydałoby się lepsze odróżnienie filtrów pomarańczowych i miedzianych – bez ściągawki można je pomylić.

Nie mam wątpliwości co do tego, że R1 Zenith zasłużyły na rekomendację. W tej cenie to świetny wybór, a zważywszy na ilość filtrów – słuchawki to istna gratka dla fanów eksperymentowania. Z drugiej strony to nie produkt typu „załóż i słuchaj”. Może okazać się, że zapomnimy o muzyce i przez długie godziny będziemy zmieniać filtry i regulować pokrętła w nieskończoność. Żeby nie było, że nie ostrzegałem…

Dla IMR Acoustics R1 Zenith

Zalety:
+ bardzo dobre wyposażenie
+ solidne wykonanie
+ intrygujący design
+ dobra ergonomia
+ wbudowana regulacja
+ wymienne filtry o zróżnicowanym brzmieniu
+ wysoka rozdzielczość dźwięku, soczysty bas, klarowne i bezpośrednie brzmienie o zarysowanym konturze
+ ciekawa holografia w dwóch wersjach (otwartej i zamkniętej)

Wady:
– problematyczne okablowanie
– wtyczki 2-pin zamiast MMCX (subiektywnie)
– przeciętne tłumienie hałasu
– scena dźwiękowa mogłaby być trochę większa (bardzo bliski pierwszy plan)

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

7 KOMENTARZE

  1. Dobra recenzja. Chociaż brakuje informacji o tym, ze to nie jest standardowy 2-Pin, lecz ma odwróconą polaryzację. Przez to jeżeli ktoś posiada kable 2-pin… to też nie pasują.

    • Podczas testów wypróbowałem kabel Forza AudioWorks Hybrid IEM – działał bez problemu. Sprawdzę jeszcze inne kabelki 2-pin ze słuchawek z platformy testowej.

      • Trochę drogi ten kabel
        A tak po kurtce, czy są słyszalne różnice w jakości dźwięku?

        I jak myślisz, ten będzie odostawał jakościowo?
        US $79.99 | Linsoul LSC09 IEM HiFi kabel do aktualizacji 4 rdzeń pojedynczy kryształ miedź posrebrzana kabel słuchawek MMCX/2Pin 0.78 3.5mm 2.5mm 4.4mm
        https://s.click.aliexpress.com/e/45VlZsU

      • Czyli tylko w R1 były takie cudowne rozwiązania? W takim razie przepraszam za wprowadzenie w błąd i dziękuje za sprostowanie!

  2. Hi
    Panie Macieju, chce poruszyć sprawę stokowych kabli w Zenith.
    Pomijając fakt z pewnymi problemami podczas użytkowania, pytam o samą jakość audio przekazywaną przez te kable. Czy uważa pan że warto je zmienić na inne, które pozwolą ,,wyciągnąć,, więcej z tych słuchawek, czy też kable z zestawu są jakościowo wystarczające?
    Słucham różnego rodzaju muzyki z drobną przewagą wszelakiej elektroniki.
    Budżet jaki wchodzi w grę to ok. 500zł.
    Pozdrawiam

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj