Letshuoer Cadenza 4 to czteroprzetwornikowe hybrydy, które nie przerażają ceną. Ergonomiczne obudowy z druku 3D skrywają 10-milimetrowe dynamiki pokryte berylem oraz przetworniki armaturowe od Soniona i Knowlesa. Wrażenie robi także modularny kabel, który został wykonany z posrebrzonej miedzi monokrystalicznej.
Słuchawki Letshuoer już kilkukrotnie gościły na łamach kropka.audio – miałem okazję przetestować świetne S12-tki, a Grzegorz Fabianowicz docenił niżej pozycjonowany model S08. Oba modele dokanałówek bazowały na przetwornikach planarnych i wyróżniały się nie tylko brzmieniem, ale również bogatym wyposażeniem, solidnym wykonaniem i ponadprzeciętną ergonomią. Z chęcią zabrałem się więc za test nowych Cadenza 4. Szybko okazało się, że mają one niewiele wspólnego ze starszymi modelami.
Tym razem azjatycki producent postawił na konstrukcję hybrydową, bo wykorzystano autorski przetwornik dynamiczny z membraną pokrytą berylem, który jest wspierany przez podwójne komory akustyczne. Przetworniki armaturowe pochodzą zaś od Soniona i Knowlesa, a brzmienie wszystkich „driverów” odseparowano specjalnymi kanałami. Mamy też do czynienia z zupełnie innymi obudowami, bo w przeciwieństwie do starszych modeli, wydrukowano je na drukarce 3D, co pozwoliło nadać słuchawkom ergonomiczny kształt. Pikanterii dodaje także cena, wynosząca około 1200 zł. Sprawdziłem, jak brzmią Cadenza 4 i porównałem je z modelem S12 oraz konkurentami od FiiO.
Wyposażenie
Zestaw zawiera:
- 3 pary tipsów typu „Balanced” (rozmiary S, M, L);
- 3 pary tipsów typu „Vocal” (rozmiary S, M, L);
- modularny kabel 2-pin 0,78 mm (długość ok. 120 cm);
- końcówki 2,5 mm, 3,5 mm oraz 4,4 mm;
- pudełko na słuchawki;
- organizer na tipsy;
- dokumentację.
Pierwsze rozpakowanie to przyjemne doświadczenie. Szata graficzna opakowania jest estetyczna, a pudełko nieszablonowe, ponieważ akcesoria znajdują się w szufladce. Ilość oraz jakość dodatków także nie rozczarowują – silikonowe tipsy są przyjemne w dotyku, a plastikowe etui na słuchawki jest masywne i mocne. Gruby, zwinięty w warkocz kabel z posrebrzonej miedzi OCC także budzi pozytywne odczucia.
Mam jednak zastrzeżenia odnośnie pudełka na słuchawki, a dokładniej pokrywki w formie zakrętki, która nie zawsze „łapie”, co świadczy o problemie z gwintem, być może jednostkowym. Nie podoba mi się także długość gwintu, bo żeby otworzyć lub zamknąć pudełko, należy wielokrotnie okręcić pokrywkę. Etui mogłoby być ponadto pojemniejsze – trudno w nim zmieścić jednocześnie słuchawki i dedykowany organizer na tipsy.
Konstrukcja
O spektakularnym wzornictwie nie ma mowy, bo na pierwszy rzut oka Letshuoer Cadenza 4 to dokanałówki typu jakich wiele. Obudowy z druku 3D w kształcie inspirowanym słuchawkami spersonalizowanymi widzieliśmy już wielokrotnie, a biało-srebrna kolorystyka to również nic wyjątkowego. Należy jednak pamiętać, że mowa o słuchawkach ze średniej półki cenowej i to niższego jej segmentu, więc nie wypada narzekać. Do niedawna takie cechy były przecież zarezerwowane dla wielokrotnie droższych konstrukcji.
Cadenza 4 skonstruowano z aluminiowych pokrywek oraz żywicznych obudów. Te pierwsze zostały uzyskane metodą skrawania, efektownie wyprofilowane i ozdobione logo producenta, a drugie powstały we współpracy z HeyGears, czyli ekspertów od druku 3D. Firma odpowiada m.in. za obudowy słuchawek FiiO FX15, a więc znacznie wyżej pozycjonowanych „trybryd”. Na słuchawkach można dostrzec także ozdobne nadruki, oznaczenia kanałów, gniazda 2-pin 0,78 mm, otwory odpowietrzające oraz oczywiście tulejki z widocznymi kanałami. Nie zostały one zabezpieczone siateczkami, więc widać w nich filtry przetworników armaturowych.
Kabel kradnie show. Mierzący około 120 cm przewód składa się z dwóch, grubych i zwiniętych ze sobą wiązek. Zastosowana izolacja jest przezroczysta, więc możemy podziwiać 392 żyłki posrebrzonej miedzi monokrystalicznej. Obudowy wtyczek oraz rozdzielacz wykonano z aluminium, a ich kształt pasuje do samych faceplate’ów. Nie obyło się także bez suwaka, umożliwiającego skrócenie odcinków dousznych. Uwagę zwraca modularny wtyk z wyżłobionym kołnierzem, do którego przygotowano trzy końcówki, czyli 2,5 mm, 3,5 mm oraz 4,4 mm – wszystkie pozłocone i kątowe.
Jakość wykonania powinna zadowolić nawet wymagających. Obudowy są sztywne i gładkie w dotyku, a spasowanie ich z pokrywkami nie budzi najmniejszych wątpliwości. Nie dostrzegłem na słuchawkach też jakichkolwiek skaz. Kabel również nie rozczarowuje – jego izolacja jest elastyczna i śliska, a elementy metalowe wzorowo wyfrezowane. Można się jedynie przyczepić do widocznych łączeń na modularnym wtyku, ale to szukanie dziury w całym.
Ergonomia i użytkowanie
Obudowy są ergonomiczne nie tylko w teorii – w moim przypadku wypukłości i wklęsłości Cadenza 4 perfekcyjnie odpowiadają strukturze małżowin usznych. Słuchawki dosłownie leżą jak ulał, jak gdyby zostały zaprojektowane specjalnie dla mnie. Podoba mi się również, że obudowy niemal nie odstają z uszu, co nie jest takie oczywiste w przypadku wieloprzetwornikowych hybryd. To w dużej mierze zasługa optymalnie długich oraz nieprzesadnie szerokich tulejek, które nie wypychają słuchawek z uszu i nie rozpierają kanałów słuchowych.
Nie zawiodłem się także izolacją akustyczną, bo Cadenza 4 z powodzeniem tłumią otoczenie. Jak to zwykle bywa nie ma mowy o zupełnym odcięciu od zgiełku – hałas o dużym natężeniu dotrze do naszych uszu, ale nie powinien rozpraszać. W trakcie odsłuchów mogłem w pełni skupić się na muzyce czy grze; przypominałem sobie o świecie jedynie w cichszych partiach utworów. Nie inaczej było zresztą w przypadku Letshuoerów S12, które także całkiem nieźle tłumią. Dodam także, że wentylacja obudów spełnia swoje zadanie – membrany nie klikają podczas zakładania czy zdejmowania słuchawek, czyli nie występuje tzw. driver flex.
Kabel jest gruby, ciężki i lejący się, dzięki czemu poprawnie się układa i przy okazji odpowiednio naciąga zausznice, co stabilizuje je na małżowinach usznych. Te ostatnie się nie skręcają i zostają na swoich miejscach nawet podczas gwałtownych ruchów głową. Do plusów należy zaliczyć również udany suwak przy splitterze, który utrzymuje wskazaną pozycję, jak i modularny wtyk. Początkowo budził on moje wątpliwości, ponieważ nie zastosowano systemu blokady – końcówki 2,5 mm; 3,5 mm lub 4,4 mm mocuje się na wcisk. Wymagana jest jednak duża siła, więc wtyczki nie wypinają się przypadkowo.
O perfekcji nie ma jeszcze mowy, ale niewiele zabrakło. Niestety kabel słuchawek potrafi lekko mikrofonować – nie słychać irytującego odgłosu szurania czy stukania w odcinku od modularnego wtyku do rozdzielacza, ale odcinki douszne potrafią nieznacznie hałasować. Winowajcami są najpewniej trochę za sztywne, które nie eliminują drgań kabla. Niemniej na co dzień nie sprawia to specjalnego problemu – podczas chodzenia nie słychać uciążliwego odgłosu kroków, a mikrofonowanie jest na tyle delikatne, że nie psuje humoru.
Specyfikacja
- przetworniki: dynamiczny 10 mm (pokryty berylem) + armaturowy Sonion + dwa armaturowe Knowles
- pasmo przenoszenia: 20 Hz-40 kHz
- impedancja: 15 Ω
- czułość: 102 dB
- kabel: 120 cm, posrebrzona miedź OCC, 2-pin 0,78 mm, modularny (2,5 mm, 3,5 mm, 4,4 mm)
- masa: 5,5 g (pojedyncza słuchawka); 42,7 g (obie słuchawki z kablem, tipsami itd.)
Brzmienie
Letshuoer Cadenza 4 – tipsy
Do wyboru mamy dwa typy tipsów silikonowych, czyli „balanced” (szare) i „voice” (przezroczyste). Moim zdaniem te pierwsze są lepsze, zarówno sonicznie, jak i użytkowo. Alternatywne nakładki niepotrzebnie rozjaśniają dźwięk, a do tego mają ciaśniejsze kołnierze i trudno nałożyć je na tulejki. Nic więc dziwnego, że fabrycznie założone są tipsy szare, czyli te zrównoważone i to je wykorzystałem do odsłuchów.
Letshuoer Cadenza 4 – brzmienie
Słychać, że Cadenza 4 nie są dziełem przypadku – brzmienie słuchawek jest spójne, konsekwentne i dojrzałe. Producent zestroił je w sposób zrównoważony i neutralny barwowo. Wprawdzie dają się wychwycić lekkie akcenty w skrajach pasma, ale nie przesadzono w żadną stronę – bas nie dominuje, a wysokie tony nie męczą słuchu. Słuchawki mają jednak swój charakter, bo są analityczno-… muzykalne. Jak to możliwe? Otóż dźwięk jest klarowny, bezpośredni i precyzyjny, ale jednocześnie gładki i angażujący. Możemy więc wsłuchać się w poszczególne linie melodyczne, jak i odbierać muzykę w całości.
Bas jest taki, jak przystało na dobre hybrydy. Przetwornik dynamiczny z powodzeniem schodzi w subbas, generuje pełny midbas, jak i zwiewny wysoki bas. Słuchawki ponadto nieźle różnicują fakturę instrumentów operujących niskimi tonami, ale przy zachowaniu charakterystycznej dla tego typu przetwornika miękkości i gładkości. Pozytywnie zaskakuje także dynamika dźwięku – bas jest szybki, punktowo uderza i sprawnie wygasa. Dzięki temu brzmienie jest „w punkt”, a muzyka wciąga. Ani przez moment nie czułem też niedosytu lub przesytu niskimi tonami – ich ilość jest optymalna. Bas rozbrzmiewa więc swobodnie, ale nieproszony nie wychodzi przed szereg. W efekcie słuchawki pozwalają żonglować płytami i gatunkami muzycznymi, radzą sobie z jazzem, rockiem, metalem czy elektroniką.
Pasmo średnie ma neutralny charakter, bo niska i wysoka średnica są traktowane na równi. Nie ma więc wrażenia ocieplenia, ale gdy wymaga tego muzyka, to słuchawki potrafią zabrzmieć barwnie i naturalnie. Nie słychać też wyostrzenia, ale w odpowiednim repertuarze brzmienie staje się chłodniejsze i bardziej efektowne. Pasmo to jest ponadto optymalnie czytelne, bo wokale nie giną w tle, a instrumenty rozbrzmiewają blisko i szczegółowo. Czyżby perfekcja? Nie do końca, ponieważ rozdzielczość dźwięku nie jest jeszcze topowa – wymagającym może brakować mikro-detali i lepszego różnicowania faktur instrumentów. Niemniej nie można tego wymagać od słuchawek z tej półki cenowej. Na szczęście uniknięto rozmycia, zamglenia czy zawoalowania – Cadenza 4 nadal w brzmią w sposób zarysowany, a nie mdły.
Przejście z wyższej średnicy w sopran jest płynne, a góra pasma nie kłuje i nie syczy. Nie ucierpiała na tym klarowność – uniknięto tzw. roll-offu, poszczególne pasma są optymalnie doświetlone. Talerze perkusyjne rozbrzmiewają więc selektywnie i metalicznie, gitarom oraz dęciakom nie brakuje wyrazistości, a wokale pną się wysoko i nie sprawiają wrażenia ściętych. Moim zdaniem to wysokie tony świadczą o prawdziwej klasie słuchawek, a w tym aspekcie Cadenza 4 są znakomite. Jeśli więc lubimy klarownie brzmiące słuchawki, które jednak nie sybilizują i nie są wybiórcze na mastering, to testowane Letshuoery powinny sprostać zadaniu. W trakcie testów nawet gorzej zrealizowane utwory nie wypadały z listy odtwarzania, czego nie mogę powiedzieć o wszystkich IEM-ach.
Scena dźwiękowa jest szeroka i elipsoidalna, a szczególnie w połączeniach zbalansowanych, które zapewniają najbardziej kontrastową separację kanałów. Muzyka rozpościera się więc głównie na boki, ale nadal nie brakuje głębi i wysokości przestrzeni. Satysfakcjonuje także holografia – źródła pozorne są spore i kształtne, zajmują w scenie nie punkty, a obszary. Nie stwierdziłem też problemów z separacją dźwięków i tzw. napowietrzeniem, czyli nic się ze sobą nie zlewa. Wprawdzie do rozmiarów sceny i holografii z topowych konstrukcji słuchawkom jeszcze trochę brakuje, ale znowu nie ma wstydu w kontekście ceny.
Letshuoer Cadenza 4 – porównania z Letshuoer S12, FiiO FH15 i FH5s
Letshuoer S12 mają zupełnie inny charakter. Zostały one zestrojone zdecydowanie cieplej, bo brzmią masywniej, gęściej i bardziej muzykalnie. Słychać w nich nacisk na średni bas i niższą średnicę, a mniej do powiedzenia mają subbas oraz najwyższe oktawy. Zatem w bezpośrednim porównaniu Cadenza 4 schodzą niżej w subbas oraz generują neutralną średnicę i klarowniejsze wysokie tony. Bohater powyższego testu także mocniej separuje instrumenty i obficiej napowietrza scenę dźwiękową.
Które słuchawki są lepsze? Teoretycznie Cadenza 4, ale w dużej mierze zależy to od preferencji. Moim zdaniem S12-tki wygrywają średnicą, która jest bardziej naturalna i zróżnicowana, a przynajmniej tak odbieram środek generowany przez przetworniki planarne. Z kolei Cadenza 4 czarują subbasem, brzmią efektowniej i bardziej nowocześnie. Jeśli zatem słuchamy głównie jazzu, bluesa czy klasyki, to S12-tki mogą okazać się lepsze. Gdy jednak równie chętnie sięgamy po elektronikę, nowoczesny metal czy rap, to Cadenza 4 powinny być lepszym wyborem. Sam nie mógłbym się zdecydować – przekonują mnie zarówno S12, jak i Cadenza 4.
FiiO FH15 to już bezpośredni konkurent Cadenza 4, bo to również czteroprzetwornikowe hybrydy ze zbliżonej półki cenowej. Nie ukrywam, że „piętnastki” FiiO nie przypadły mi do gustu. Krytykowałem je za zbyt gładkie, ocieplone i lekko zgaszone brzmienie, a także mdły bas. Porównując FH15 z Cadenza 4 tylko się w tym utwierdziłem. Moim zdaniem Cadenza 4 zostały zestrojone lepiej, bo są bliższe równowagi, mają pełniejszy subbas, klarowniejsze wysokie tony i do tego ciut większą scenę. FiiO FH15 są więc mniej techniczne i ewidentnie koloryzują brzmienie. Ode mnie punkt dla Cadenza 4, słuchawek zestrojonych bardziej profesjonalnie i spójnie od FH15.
Sięgnąłem jeszcze po poprzednika FH15, czyli starsze FiiO FH5s. Mowa o słuchawkach hybrydowych, ale z podwójnymi dynamikami i podwójnymi armaturami na stronę, które mogą powalczyć z Cadenza 4. Co ciekawe oba modele mają ze sobą sporo wspólnego – FH5s także popisują się skrajami pasma, budują szeroką scenę dźwiękową i sprawdzają w różnych zastosowaniach. Porównując oba model wychwyciłem jednak, że FH5s twardziej zarysowują dźwięk, brzmią bardziej konturowo od gładszych Cadenza 4. Wybór jest więc trudny – oba modele są solidnymi hybrydami. Warto jednak zauważyć, że Cadenza 4 są tańsze od FH5s czy FH5s Pro, czyli wariantu z lepszym kablem.
Letshuoer Cadenza 4 – synergia
Słuchawki są wysoce synergiczne, więc zgrywają się z różnymi źródłami. Nie zaszkodzą im sprzęty o cieplejszym, masywniejszym brzmieniu (Questyle M15), jak i brzmiące bardziej neutralnie czy klarownie (FiiO BTR7 lub Questyle M18i). Ponadto Cadenza 4 reagują na jakość i charakter źródła, ale podstawowe czy średniopółkowe odtwarzacze/przetworniki nie podcinają im skrzydeł. Podczas testów Cadenza 4 brzmiały konsekwentnie i uniwersalnie, bez względu na to, do czego je podłączałem.
Co ciekawe Cadenza 4 mają pewne wymagania odnośnie mocy. Słuchawki lubią większe wzmocnienie i połączenia zbalansowane, bo wtedy zyskują na dynamice, basie i scenie dźwiękowej. Bez obawy, nadal nie potrzeba im wiele, ale przejściówka USB-C czy wyjście słuchawkowe w laptopie mogą nie wystarczyć – w takich konfiguracjach słuchawki nie pokażą pełnego potencjału. Na szczęście słuchawki nie są podatne na szum źródła, więc brzmią czysto nawet po znacznym zwiększeniu gainu.
Podsumowanie
Letshuoer Cadenza 4 to jedne z najciekawszych i tym samym najtańszych IEM-ów, które ostatnio trafiły w moje ręce. Doceniłem je za modularny kabel, wysoką jakość wykonania i wspaniałą ergonomię. Do plusów można zaliczyć także optymalne wymiary oraz niezłą izolację akustyczną. Brzmienie jest również na wysokim poziomie – Cadenza 4 charakteryzują się neutralną barwą i uniwersalną sygnaturą na planie małej litery „u” o techniczno-muzykalnym sznycie. Szeroka scena dźwiękowa i dobra holografia również znajdują się po stronie plusów.
Gdzie jest haczyk? Właściwie nie ma, bo lekkie mikrofonowanie zausznic i problematyczne wieczko etui są do wybaczenia. Podobnie sprawa ma się z pewnymi brakami sonicznymi – w tej cenie nie można wymagać perfekcyjnej szczegółowości czy gigantycznej sceny dźwiękowej.
Letshuoer Cadenza 4 kosztują około 1200 zł. Moim zdaniem słuchawki cechują się wzorową relacją jakości do ceny – testowało mi się je z przyjemnością i chętnie używałbym ich na co dzień. Cadenza 4 to też świetny przykład na to, że dobre hybrydy nie muszą kosztować fortuny, mimo że poczynania audiofilskich marek sugerują co innego. Polecam je wszystkim, którzy szukają możliwie uniwersalnych dokanałówek, lubią neutralne i angażujące brzmienie.
Dla Letshuoer Cadenza 4
Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ solidne wykonanie
+ wysoka ergonomia
+ skuteczna izolacja akustyczna
+ modularny kabel z posrebrzonej miedzi
+ wysoka synergiczność
+ neutralne barwowo, ale muzykalne i dojrzałe strojenie
+ szeroka i holograficzna scena dźwiękowa
Wady:
– przeciętne etui
– lekkie mikrofonowanie zausznic
– słabe alternatywne tipsy
Sprzęt dostarczył:
Szefie, wziąłem byłem i wlazłem na Shnezhenaudio a tam coś, co mnie zaskoczyło: TRN Jaws mające 3DD, 4BA i 1 planar. Ich cena to 129,99USD.
Są w dziale „New arrivals”.
To może być „zabójca flagowców” 😉
Serdecznie pozdrawiam Szefa i Wspaniałych Czytelników.
Kiedyś słuchawki jednej marki okazały się mieć atrapy przetworników, ale z tego, co pamiętam były to jeszcze tańsze dokanałówki. W przypadku tych TRN-ów przetworniki są pewnie prawdziwe – pytanie tylko, czy producentowi udało się to sensownie zestroić i podzielić 🙂 Dzięki za komentarz.