Letshuoer S12 to słuchawki dokanałowe z przetwornikami planarnymi i posrebrzonym kablem OCC, które mają zapewnić szeroką scenę dźwiękową, wysoką rozdzielczość dźwięku i rozciągnięte wysokie tony.

Nieczęsto testuję planarne słuchawki dokanałowe. Miałem okazję sprawdzić dość specyficzne iSINE 10 od Audeze, które brzmiały zaskakująco przestrzennie, ale niestety płytko i chudo. Lepiej zapamiętałem TinHiFi P1, które zrobiły na mnie duże wrażenie neutralnym barwowo i precyzyjnym brzmieniem oraz szeroką i holograficzną sceną dźwiękową. Jednocześnie TinHiFi P1 wymagały dużej ilości mocy oraz odpowiedniej synergii, bo generowały trochę za ostre wysokie tony. W efekcie rzadko wykorzystywałem je w porównaniach z innymi słuchawkami.

Wszystko wskazuje na to, że Letshuoer S12 eliminują wady TinHiFi P1. Otóż S12-tki mają większe przetworniki (14,8 mm vs 10 mm), wyższą skuteczność (102 dB vs 96 dB) oraz niższą impedancję (16 Ω vs 20 Ω). Dzięki temu Letshuoery nie powinny stanowić wyzwania dla odtwarzaczy i innych źródeł dźwięku. Ponadto do wyboru są dwa warianty, które różnią się wtyczką, ale są dostępne w tej samej cenie – jeden posiada wtyk 3,5 mm, a drugi 4,4 mm. Sprawdziłem ten ostatni i porównałem model S12 z konkurentami, jak i z dokanałówkami z wyższej półki.

REKLAMA
fiio

Wyposażenie

Zestaw zawiera:

  • 3 pary matowych tipsów pojedynczych (S, M, L);
  • 3 pary przezroczystych tipsów pojedynczych (S, M, L);
  • 3 pary pianek termoaktywnych (S, M, L);
  • kabel 2-pin 0,78 mm > 4,4 mm (długość ok. 120 cm);
  • opaskę z rzepu;
  • futerał;
  • instrukcję obsługi i dokumentację.

Jak widać wyposażenie jest bogate, bo otrzymujemy multum nakładek, w tym komplet pianek w trzech rozmiarach. Nieźle prezentuje się także futerał wykonany z usztywnionej sztucznej skóry i wyposażony w zamaskowany zamek błyskawiczny oraz ogumowaną przywieszkę. W zestawie zabrakło jedynie jakiegoś przyrządu do czyszczenia słuchawek.

Konstrukcja

Letshuoer S12 wyglądają minimalistycznie, ale nie są nudne. Model ten jest dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych, czyli ciemniejszej „Nebula Grey” oraz jaśniejszej „Frosted Silver”. Sztukę testową otrzymałem w tym drugim, dość surowym kolorze. Producent nie zdecydował się na logo na obudowach, na których nadrukowano jedynie dyskretne oznaczenia modelu. Do ozdób można więc zaliczyć tylko kanciaste i połyskujące wytłoczenia tuż przy gniazdach 2-pin 0,78 mm, które metalicznie mienią się w świetle. Jestem zdania, że im prostsze wzornictwo, tym lepiej, więc S12-tki przypadły mi do gustu.

Słuchawki zostały wykonane z anodowanego aluminium, matowego i lekko ziarnistego. Konstrukcja składa się z dwóch części, czyli zewnętrznych pokrywek oraz obudów z tulejkami, które zostały zwieńczone sitkami. Na słuchawkach można dostrzec też otwory wentylujące komory przetworników – większe z metalowymi maskownicami znajdują się obok gniazd, a mniejsze niedaleko tulejek. Tym razem oznaczenia kanałów zostały naniesione z tyłu, obok kodowych nazw modelu – to niewielkie „pieczątki” z literami L i R.

Kabel przyciąga wzrok, bo wygląda niczym sznur. Wykonano go z posrebrzonej miedzi monokrystalicznej (OCC), którą charakterystycznie spleciono. Zastosowano 128 zwiniętych ze sobą żyłek, które zostały zabezpieczone gładką oraz elastyczną izolacją i skręcone w dwie żyły. Niezłe wrażenie robi też prosty wtyk 4,4 mm w aluminiowej obudowie z logo producenta. Pasują do niego rozdzielacz z przezroczystym suwakiem oraz wtyczki 2-pin 0,78 mm, także metalowe. Na kablu nie zabrakło też przezroczystych zausznic.

Jakość wykonania nie jest perfekcyjna. Nie mam zastrzeżeń odnośnie wykończenia aluminium, na którym nie widać skaz. Materiał jest gruby, gładko obrobiony i przyjemny w dotyku. Nic złego nie mogę stwierdzić także odnośnie kabla, grubego i solidnego. W czym zatem problem? Otóż spasowanie obudów jest przeciętne, bo pokrywka lewej słuchawki nie jest idealnie zespolona z obudową – daje się wyczuć jej krawędź. To jednak wada kosmetyczna, która nie ma znaczenia w praktyce.

Ergonomia i użytkowanie

Ergonomia jest… perfekcyjna! W moim przypadku słuchawki wzorowo wypełniają małżowiny uszne, a tulejki wchodzą w kanały słuchowe optymalnie głęboko i ich nie rozpierają, ani nie uciskają. Nie miałem problemów z utratą uszczelnienia, słuchawki nie wypadały i w ogóle nie irytowały skóry. Zakładanie S12-tek nie stanowiło jakiegokolwiek wyzwania – nie musiałem wyczuwać głębokości aplikacji czy umieszczać słuchawek pod odpowiednim kątem. Jedynym problemem może być chłód aluminium, więc w chłodniejszych porach roku warto ogrzać słuchawki przed ich założeniem.

Izolacja akustyczna jest także satysfakcjonująca. Nie ma mowy o zupełnym odcięciu od hałasu, bo obudowy są jednak częściowo wentylowane, ale w trakcie odsłuchów nic specjalnie mi nie przeszkadzało. W cichszych partiach zewnętrzne dźwięki docierały do uszu, ale także mnie nie rozpraszały. Podczas odsłuchów muzyki rozrywkowej na średnim poziomie głośności czułem się właściwie odcięty od świata i mogłem w pełni skupić się na dźwięku. Słuchawki z powodzeniem służyły mi także do grania w gry sieciowe i nie tylko, a w trakcie rozgrywek nic mnie nie rozpraszało.

Miałem pewne obawy odnośnie grubego kabla, ale okazało się, że spisuje się na piątkę. Przewód jest elastyczny, lejący się i odpowiednio ciężki, więc układa się bez zarzutu. Nie stwierdziłem także problemów z efektem mikrofonowym, bo niepożądane dźwięki, tj. szuranie czy stukanie, nie trafiały do uszu. Spodobały mi się także zausznice, których wprawdzie nie można dowolnie odgiąć, ale mają one optymalny kształt, więc pewnie trzymają się małżowin usznych i nie wpijają w skórę. Jedynie suwak przy splitterze mógłby lepiej utrzymywać pozycję, bo jest lekko luźny, więc czasami się przesuwa.

Specyfikacja

  • przetworniki: planarne 14,8 mm
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz-30 kHz
  • impedancja: 16 Ω
  • czułość: 102 dB
  • kabel: 2-pin 0,78 mm > 4,4 mm, posrebrzona miedź OCC, 120 cm
  • masa: 5,6 g (pojedyncza słuchawka); 42,5 g (obie słuchawki z kablem i tipsami)

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Ara, Dorado 2020 i Solaris 2020, FiiO FD5, FD7, FH5s, FH7 i FH9, Meze Advar, TinHiFi P1, IKKO OH1S, BQEYZ Spring II i Autumn
  • Źródła: FiiO M17, M11 Plus ESS, Cayin N3Pro, FiiO BTR5 2021, Qudelix-5K, Cayin RU-6

Letshuoer S12 – tipsy
Moim zdaniem najlepsze nakładki z zestawu to te półprzezroczyste. Słuchawki brzmią z nimi najbardziej klarownie, więc to z nich korzystałem w trakcie odsłuchów. Tipsy matowe i miększe okazały się wygładzać dźwięk i nieznacznie uspokajać górne rejestry, ale różnica nie jest duża. Podobny efekt dają pianki z zestawu, które są gęste i mają plastelinową konsystencję, więc także łagodzą brzmienie, ale jeszcze nie masakrują niskich i wysokich tonów. Zatem nakładki pozwalają w pewnym stopniu na lifting brzmienia.

Letshuoer S12 – sygnatura dźwiękowa
Letshuoer S12 brzmią znakomicie! Nie spodziewałem się tak dobrego poziomu, a zaskoczyło mnie także strojenie. Słuchawki oferują muzykalne brzmienie z pełnym, gęstym basem, ale nadal nie oddalają mocno średnicy i są dość wyraziste w sopranie. Nie mam wątpliwości, że priorytet miała przyjemność z odsłuchów, ale nie kosztem rozdzielczości, która nadal satysfakcjonuje. Słuchawki są też konsekwentne w przekazie – wystarczy kilka chwil, by określić ich charakter: gładki, lekko ciepły i arcyprzyjemny w odbiorze. Nie znaczy to jednak, że S12 brzmią banalnie. Wręcz przeciwnie, bo słychać, że dźwięk jest wyrafinowany i raczej „audiofilski” niż typowo „konsumencki”. Ponadto słuchawki zgrywają się z przeróżną muzyką – bez problemu przeskakiwałem z jazzu na elektronikę, rocka czy ciężki metal. Mnie S12-tki przekonały momentalnie, bo od pewnego czasu jestem zmęczony technicznym, wyżyłowanym brzmieniem. Zatem melomani szukający dźwiękowego laboratorium mogą nie być zadowoleni, ale o tym za chwilę.

Basu nie brakuje, ale nie zalewa on przekazu, a raczej tworzy dość masywny fundament dźwięku – słychać, że to sprawka dość dużego przetwornika planarnego. Słuchawki wyciągają niski i wibrujący subbas oraz lżejszy i bardziej punktowy wyższy bas, ale akcent przypadł na średni zakres dołu, który nadaje niskim tonom ciepłego, zagęszczonego charakteru. Dobre wrażenie robi też atak, a bas jest odpowiednio długo podtrzymywany i sprawnie wygasa, dzięki czemu basówki, kontrabasy czy syntezatory brzmią angażująco i sprężyście. Bas nie jest jednak perfekcyjny, bo mógłby być bardziej zróżnicowany. Wprawdzie niskie tony nie są zupełnie zlaną masą, ale faktura instrumentów czasami wydaje się być lekko rozmyta. Mimo tego byłem zadowolony z przekazu dołu, który nie nudzi i nie męczy.

Pasmo średnie kontynuuje tendencję basu, czyli daje się w nim wychwycić ciepło oraz gładkość. Wyższe podpasmo nie zostało jednak wycięte, więc brzmienie jest nadal bezpośrednie, klarowne i optymalnie zarysowane. Priorytet ma znów przyjemność z odsłuchu, czyli średnica jest nasycona, barwna i gładka. Instrumenty operujące tym pasmem są dobrze zróżnicowane, co tyczy się zarówno gitar, dęciaków, jak i perkusji, a także bliskich, choć nienatarczywych wokali. Słuchawki brzmią szczegółowo, rozdzielczość jest ciągle wysoka, ale na pierwszym miejscu jest… muzyka. Utwory nie sprawiają wrażenia rozłożonych na części pierwsze, a detale nie są wypychane na siłę. Osoby preferujące maksymalnie techniczny dźwięk nie będą więc zadowolone. S12-tki zachwycą za to melomanów, którzy chcą słuchać muzykę w całości, a nie oddzielnych linii melodycznych. Przyznaję, że trudno było mi słuchawki testować, wolałem z nich po prostu korzystać.

Góra pasma nie zaskakuje, bo jest obecna i nadal bezpośrednia, ale nie ostra, czyli zgrywa się z resztą pasm. Wysokie tony nie są wybitnie rozciągnięte, ale nie ma efektu zgaszenia, zamulenia czy przyciemnienia muzyki. Góra pasma nie skrzy, nie szeleści, nie szumi i nie syczy, bo jest precyzyjna i kontrolowana. Przekonują zarówno cyfrowe sample, instrumenty smyczkowe, wysokie wokale, jak i talerze perkusyjne, które brzmią wyraziście, ale nie agresywnie. Rozdzielczość góry jest analogiczna do pozostałych pasm – znów daje się wychwycić nawet drobniejsze detale, ale te nie są wyostrzane czy akcentowane. Muszę przyznać, że początkowo odebrałem wysokie jako zbyt łagodne i spokojne, ale okazało się, że była to sprawka wspomnianych, matowych tipsów, fabrycznie założonych na słuchawkach. Tipsy półprzezroczyste lekko wzmacniają sopran, ale nie powodują jeszcze stratach w muzykalności.

Scena dźwiękowa to również atut S12-tek. Przestrzeń jest szeroka, a więc elipsoidalna, bo kanały zostały mocno od siebie odseparowane. Warto mieć jednak na uwadze, że sztuka testowa jest wyposażona we wtyczkę zbalansowaną 4,4 mm, co zapewne potęguje rozciągnięcie sceny. Możliwe, że wariant 3,5 mm brzmi mniej przestrzennie. Nie mam także zastrzeżeń odnośnie głębi, bo wiele dzieje się na płaszczyźnie przód-tył, jak i wysokości sceny, bo instrumenty pojawiają się zarówno poniżej, jak i powyżej linii uszu. Dla przykładu w dobrze zrealizowanych utworach bas zapełnia okolice ramion, wokale są gdzieś z przodu, a chórki czy talerze wydają się wybrzmiewać na wysokości czubka głowy. Na pochwałę zasługuje także holografia – instrumenty są duże i kształtne, a dystanse pomiędzy nimi napowietrzone, stąd separacja dźwięków jest wzorowa. Słuchawki radzą sobie nieźle także z muzyką binauralną – wprawdzie nadal wydawało mi się, że znajduję się przed bardzo wysoką sceną, ale tym razem nie miałem wrażenia, że muzycy siedzą mi na głowie.

Letshuoer S12 – porównania z innymi słuchawkami
Najbliżej Shuoerom S12 do posiadanych przeze mnie słuchawek dynamicznych, bo dźwięk jest miększy, gładszy i spokojniejszy w wysokich tonach względem modeli armaturowych lub hybrydowych. Jest w nich coś przywodzącego na myśl testowane niedawno Meze Audio Advar czy FiiO FD7, czyli znacznie droższe słuchawki, które mocniej różnicują instrumenty, ale także brzmią muzykalnie, barwnie, ciepło i dość gładko. Moim zdaniem S12-tki jeszcze nie dorównują do nich poziomem, ale są z pewnością bardziej opłacalne, bo jednak kilkukrotnie tańsze.

Wspomniane we wstępie TinHiFi P1 okazują się być wyraźnie trudniejsze do napędzenia, zdecydowanie płytsze w basie i ostrzejsze w wysokich tonach. P1 brzmią lżej, bardziej neutralnie i technicznie, odnośnie czego nie mam żadnych wątpliwości. Preferuję pełniejszy bas, gęstszą średnica i przystępniejszy sopran S12-tek, ale nadal podoba mi się analityczny i neutralny charakter P1. Jeśli jednak miałbym wybierać, to postawiłbym na Letshuoery – to bardziej uniwersalne, przyjemniejsze w odbiorze słuchawki, które łatwo wysterować.

Podobnie jest z IKKO OH1S, słuchawkami zdecydowanie jaśniejszymi i płytszymi w niskich tonach względem S12. W bezpośrednim porównaniu OH1S brzmiały wręcz szkicowo, mimo że same nie są skrajnie techniczne. BQEYZ Spring II także mocniej akcentują górę, za którą odpowiadają przetworniki piezoelektryczne i twardziej rysują pozostałe pasma. Natomiast FiiO FD5 wzmagają skraje, czyli V-kują w bezpośrednim porównaniu z S12-tkami, dzięki czemu brzmią bardziej nowocześnie i efektownie, ale też sztuczniej. Jest w dźwięku Letshuoerów coś naturalnego, przyjemnego i przystępnego w odbiorze, co jest rezultatem gładkiego przekazu basu, średnicy i ogólnego nasycenia ciepłem. Nie oferują tego ani OH1S, ani Spring II, ani FiiO FD5. Niewykluczone, że to zasługa przetworników planarnych.

Ciekawego konkurenta modelu S12 stanowią BQEYZ Autumn, które będą przedmiotem następnego testu. To dynamiczne słuchawki, które także należą do muzykalnych, ale można je przestrajać za pomocą wymiennych, magnetycznych filtrów. Autumn mocniej zarysowują dźwięk, są klarowniejsze w sopranie, ale także nie brakuje im barw czy gładkości. Słuchawki nie brzmią jednak tak naturalnie, jak S12-tki, generujące bliższą, cieplejszą i bardziej nasyconą średnicę. Nie inaczej jest w konfrontacji z FiiO FH5s, które także zapewniają mocniejszą górę i nie mają tak bezpośredniej średnicy.

Letshuoer S12 – synergia
Słuchawki nie są problematyczne synergicznie, ale reagują na charakter sprzętu. Nie wymagają odpowiednio dobranych źródeł, brzmią nieźle nawet w teoretycznie mniej sprzyjających konfiguracjach. Wiele można zdziałać filtrami cyfrowymi, trybami dźwięku czy samymi tipsami, bo te też są niezłym narzędziem do tuningu brzmienia. Słuchawki nie są wybitnie skuteczne, ale impedancja przetworników jest niska, więc można je napędzić także z mniej wydajnych źródeł. Niemniej wskazane jest średnie lub wysokie podbicie, bo brzmienie zyskuje wtedy na dynamice i wypełnieniu basu.

Świetnie słuchało mi się modelu S12 z FiiO M11 Plus ESS czy M17, bo to klarownie brzmiące, stosunkowo neutralne źródła, które są optymalne do strojenia Letshuoerów. Jednak słuchawki współpracowały też ze sprzętami, które w teorii dublują sygnaturę i nie powinny się zgrać. Był to np. dongle Cayin RU6, który sam w sobie brzmi naturalnie, barwnie i gładko. Wprawdzie najlepsze efekty dał tryb nadpróbkowania (OS), trochę jaśniejszy i bardziej techniczny od podstawowego (NOS), ale i bez niego słuchawki nie stawały się zamulone czy zgaszone. Akurat w tej sytuacji górą były szare, matowe tipsy, bo oversampling RU6 już optymalnie wzmacniał wyższe rejestry.

Podsumowanie

Letshuoer S12 to fantastyczne dokanałówki! Są bogato wyposażone, wyglądają minimalistycznie i oferują wysoką ergonomię – nie uciskają, nie wypadają i nie wymagają odpowiedniej aplikacji. Nie podpadł mi także kabel, a byłem również zadowolony z izolacji akustycznej. Dokanałówki są też wysoce synergiczne – reagują na charakter źródła, ale nie wymagają skrupulatnego dobierania elementów toru. Brzmienie pozytywnie zaskakuje, bo jest po pierwsze muzykalne, a po drugie dorównuje lub przewyższa nawet droższe słuchawki. To naprawdę kawał świetnego dźwięku, który jest naturalny i uniwersalny, bo S12 współgrają z przeróżnymi gatunkami muzycznymi.

Wady to detale. Egzemplarz testowy ma nieperfekcyjnie spasowaną obudowę, a suwak przy rozdzielaczu kabla jest trochę za luźny. Do ideału zabrakło też trochę bardziej zróżnicowanej faktury basu.

Letshuoer są dostępne w Polsce i kosztują 899 zł bez względu na wariant, czyli zarówno z wtyczką 3,5 mm, jak i 4,4 mm. Zdecydowanie je polecam, a szczególnie fanom gładkiego, barwnego i angażującego przekazu na wysokim poziomie. Testowałem je z czystą przyjemnością, często zapominałem o sporządzaniu notatek czy porównywaniu z innymi modelami, bo po prostu pochłaniała mnie muzyka. Podobnie miałem ostatnio z Sennheiserami IE 600 czy Meze Audio Advar, słuchawkami lepszymi technicznie, ale jednak wielokrotnie droższymi. Zatem nie pozostało mi nic innego, jak przyznać rekomendację modelowi Letshuoer S12.

Dla Letshuoer S12

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ solidne materiały
+ estetyczne wzornictwo
+ wysoka ergonomia
+ mocny i wygodny kabel
+ dobra izolacja akustyczna
+ muzykalne, naturalne, gęste i angażujące brzmienie
+ szeroka, trójwymiarowa scena dźwiękowa

Wady:
– nieperfekcyjne wykonanie (sztuki testowej)
– lekko luźny suwak przy splitterze
– zróżnicowanie faktury basu mogłoby być lepsze

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
fiio

4 KOMENTARZE

  1. Zgadzam się ze wszystkim co napisał autor o brzmieniu, są jedne z najbardziej muzykalnych i dokładnych IEMów które słuchałem, planary dają dużo kontroli, szybkości i precyzji. Bas właśnie jest w sam raz, o włos do tego aby nazwać ich słuchawkami dla basshead’ów. Można ich słuchać godzinami, w ogóle nie meczą. Natomiast z dołączonych tipsów mi najbardziej spodobały się te czarne w największym rozmiarze, dźwięk w nich jest bardziej wyrównany, góra mniej ostra a bas większy. Idealne jednak dla nich są tipsy Xelastec, Spinfity też dają radę. W moich obudowa jest lepiej spasowana, trzeba naprawdę postarać się zęby odczuć ostrą krawędź.

    Do recenzji warto dodać, że oni bardzo dobrze tolerują EQ – cyfrowy i fizyczny. Jeśli chodzi o fizyczny to polecam zajrzeć do kanału Michael Bruce (MichaelBruceShortbus) – małą modyfikacją można drastycznie zmienić dźwięk (szczególnie bas) !

    W tym przedziale cenowym trudne do pokonania. W porównaniu do 7Hz Timeless – lepsza jakość wykonania, ergonomia i cena; dźwięk podobny ale góra w S12 lepsza.

    Droższe słuchawki mogą brzmieć lepiej, np. Moondrop Variations są jednak lepsze w wielu aspektach, ale 2400zł vs 600zł to jednak duża różnica

  2. Może jest to głupie pytanie, ale proszę wybaczyć początkującemu audiofilowi. Jak się one mają w odniesieniu do Fiio FH3? Planuję przesiadkę z KZ ZAX na coś bardziej wyrafinowanego jeśli mogę tak to ująć.

    • Moim zdaniem S12 z BTR7 to dobre połączenie – z wyjścia 4,4 mm bas jest pełny z dobrym zejściem, średnica ciepła i gładka, a góra zaznaczona, ale jeszcze nie ostra. Scena w miarę szeroka – czyli pierwszy plan nadal dość blisko, ale dalsze odsunięte wszerz. Jest muzykalnie, chociaż przetworniki ESS trochę kontrują ciepło-gładki charakter słuchawek, co w mojej ocenie służy S12-tkom.

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj