Lime Ears Terra charakteryzują się uniwersalną, hybrydową konstrukcją. Słuchawki zostały wyposażone w sześć przetworników na stronę oraz miedziany kabel zbalansowany z wtyczką 4,4 mm. Rodzimy producent obiecuje organiczny i soczysty bas, klarowne i napowietrzone wysokie tony oraz szeroką scenę dźwiękową. Sprawdźmy to!
Hybrydowe dokanałówki nie są już jedynie zlepkiem zlutowanych ze sobą komponentów, wrzuconych w przypadkowe obudowy. Dzisiaj zaawansowane zwrotnice precyzyjnie separują pasmo dla poszczególnych przetworników, kanały akustyczne o zróżnicowanej średnicy wzmacniają, bądź osłabiają konkretne częstotliwości, a dynamiki wykonuje się np. z tytanu i umieszcza w dedykowanych komorach. Strojenie to także nie widzimisię – producenci bazują na opracowanych naukowo wzorcach.
Terra są tego dobrym przykładem. Nowe dokanałówki od Lime Ears zostały naszpikowane przetwornikami i autorskimi technologiami – niektóre skapały z flagowej konstrukcji, czyli modelu Anima. Producent informuje, że wykorzystał rozwiązania marki Knowles, inspirował się krzywą Harmana i nie oszczędzał na materiałach. Cena została ustalona na 1100 euro, czyli Terra są już bez wątpienia słuchawkami premium, ale wciąż daleko im do rekordzistów. Sprawdziłem, jak nowe IEM-y wypadają w praktyce i porównałem je zarówno z tańszymi (FiiO FH19), jak i wyżej pozycjonowanymi hybrydami (Craft Ears Aurum).
Wyposażenie
Zestaw zawiera:
- 4 pary tipsów SpinFit W1 (rozmiary XS, S, M, L);
- 3 pary pianek termoaktywnych (rozmiary S, M, L);
- kabel zbalansowany 4,4 mm (miedź, długość ok. 125 cm);
- futerał na słuchawki;
- woreczek na akcesoria;
- przyrząd do czyszczenia;
- instrukcję obsługi.
Pierwsze rozpakowanie to przyjemne doświadczenie, bo widać, że producent zadbał o szczegóły – kolorystyka opakowania i szata graficzna cieszą oczy, podobnie jak jakość akcesoriów. Może otoczka to sprawa drugorzędna, ale nie ma co się oszukiwać, słuchawki tej klasy powinny oferować coś „ekstra”.
Podoba mi się także przemyślane i praktyczne wyposażenie. W zestawie otrzymujemy cztery pary tipsów silikonowych, dodatkowe pianki czy woreczek na akcesoria, a nie zabrakło także solidnego futerału, w którym bez problemu mieszczą się słuchawki z kablem, co nie zawsze jest takie oczywiste. Za plus uznaję także nieprzesadzoną ilość gadżetów oraz końcówek – im mniej plastiku, tym lepiej, a mnogość tipsów często działa na niekorzyść.
Konstrukcja
Wzornictwo jest z pewnością oryginalne. Terra, czyli w języku łacińskim „Ziemia”, są zielonymi słuchawkami, których obudowy zostały wykonane z aluminium klasy lotniczej. Nadano im standardowy kształt, ale ozdobiono nietuzinkowymi, bo wielobarwnymi pokrywkami z syntetycznego opalu, czyli Bello Opal. Faceplate’y efektownie mienią się w świetle i przyciągają wzrok, podobnie jak złote logo producenta. Mnie efekt przypadł do gustu, ale fani stonowanej kolorystyki pewnie się ze mną nie zgodzą. Przydałaby się więc możliwość spersonalizowania słuchawek.
Myślę, że każdy doceni za to jakość wykonania modelu Terra. Aluminiowe obudowy są gładkie w dotyku, pozbawione jakichkolwiek skaz i spasowane z najwyższą precyzją. Dotyczy to także opływowych pokrywek, perfekcyjnie wklejonych we wnęki. Tulejki z metalowymi siateczkami czy standardowe gniazda 2-pin 0,78 mm także niczym nie podpadają. W samych superlatywach mogę opisywać również kabel, składający się z dwóch, grubych żył miedzianych, zabezpieczonych gładką izolacją. Przewód wyposażono w ośmiokątne i aluminiowe wtyczki oraz rozdzielacz.
Ergonomia i użytkowanie
Długie i szerokie tulejki słuchawek mogą powodować pewne problemy, ale na szczęście są one do rozwiązania. Naciągnięcie końcówek SpinFit było nie lada wyzwaniem – wchodzą one bardzo ciasno na tulejki. Okazuje się jednak, że zdecydowanie ułatwia odwrócenie tipsów na drugą stronę, czyli odchylenie kołnierzy – wtedy naciąga się je zdecydowanie prościej. Warto od razu wybrać mniejsze tipsy, niż zazwyczaj, bo tulejki wchodzą dość głęboko w kanały słuchowe. Z tego też powodu słuchawki mogą odstawać z małżowin usznych.
W moim przypadku słuchawki pewnie trzymają się swoich miejsc, nie uciskają i nie rozpierają kanałów słuchowych. Obudowy nie są też gigantyczne, mimo sporej ilości przetworników, więc Terra w dużej mierze chowały się wewnątrz moich małżowin usznych. Mimo wszystko chciałbym, żeby tulejki były trochę krótsze i węższe, bo wtedy słuchawki byłyby bardziej uniwersalne ergonomicznie. Jestem jednak świadomy, że ich rozmiar nie jest przypadkowy z punktu widzenia akustyki, a to też nierzadko miejsce dla przetworników armaturowych.
Izolacja od hałasu jest wysoce satysfakcjonująca. Nie można jeszcze liczyć na zupełne odcięcie od świata, ale Terra już z powodzeniem wyciszają hałas zarówno w przestrzeni domowej, jak i miejskiej. Nie występuje też efekt zasysania kanałów słuchowych czy tym bardziej klikania membran. W trakcie testów bez problemu mogłem skupić się na muzyce, podcastach czy grach, co nie jest takie oczywiste w przypadku dokanałówek o konstrukcji półotwartej – testowane niedawno FiiO FH19 tłumią znacznie słabiej.
Kabel jest ciężki i lejący się, więc dobrze się układa. Przewód nie potęguje też efektu mikrofonowego i nie ma tendencji do plątania się, a wtyczki 2-pin nie wypinają się przypadkowo, bo gniazda są ciasne. Swoją drogą nie zostały one wpuszczone w obudowy. Zausznice także oceniam pozytywnie – nie są one giętkie, ale ich fabryczny kształt jest optymalny. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to duży rozdzielacz oraz luźny suwak. Ten ostatni podciągnięty pod brodę niestety się zsuwa.
Specyfikacja
- przetworniki: dynamiczny 7 mm (subbas); dwa armaturowe (bas-niska średnica); dwa armaturowe (średnica-wysokie tony); armaturowy Knowles RAU BA (wysokie tony)
- kabel: miedź OCC, długość ok. 125 cm, 2-pin 0,78 mm > 4,4 mm
- masa: 6,3 g (pojedyncza słuchawka); 42 g (obie słuchawki z kablem, tipsami itd.)
Brzmienie
Producent dotrzymał słowa – Lime Ears Terra zapewniają głęboki i soczysty bas oraz brzmią klarownie w sopranie, bo zostały zestrojone na planie litery U, ale nie w ekstremalnym, a raczej wciąż uniwersalnym wydaniu. Dzięki temu dźwięk oscyluje wokół równowagi i jest przy tym angażujący i muzykalny. Nie cierpi na tym średnica, bo wokale nie dają się przytłoczyć niskimi czy wysokimi tonami. Łatwo docenić także stronę techniczną – Terra świetnie różnicują instrumenty i brzmią dynamicznie oraz energicznie. Byłem zadowolony także z holografii, chociaż odnośnie sceny dźwiękowej mam pewne zastrzeżenia. O tym jednak za chwilę, zacznijmy tradycyjnie od basu.
Niskie tony swobodnie schodzą w subbas i są dociążone w średnim oraz wyższym zakresie. W efekcie Terra potrafią zabrzmieć naprawdę efektownie i masywnie, ale bas jest przy tym szybki i rewelacyjnie zróżnicowany. Podczas odsłuchów nie brakowało mi ataku, dźwięk był długo podtrzymywany lub gwałtownie wygasał, gdy wymagał tego repertuar. Byłem też pod wrażeniem uniwersalności przekazu, bo bas okazał się być elastyczny – równie dobrze słuchało mi się elektroniki czy metalu co jazzu. Słuchawki przekazują też mnóstwo informacji w dolnych rejestrach – syntezatory, kontrabas, fortepian czy perkusyjne kotły ani przez chwilę nie sprawiały wrażenia zlanych czy rozmytych. Nie określiłbym jednak niskich tonów mianem zbyt twardych czy konturowych, bo daje się wychwycić przyjemną gładkość, typową dla przetworników dynamicznych.
Pasmo średnie nie ginie w tle, jest zróżnicowane i zrównoważone. Nie słychać konfliktu pomiędzy niższym a wyższym podpasmem, więc słuchawki potrafią przekazać zarówno ciepło i gładkość, jak i zabrzmieć ostrzej oraz bardziej zadziornie. Nie brakuje także nasycenia – dźwięk jest barwny i przyjemny w odbiorze, jak przystało na hybrydy z wyższej półki. Wokale pozostają bezpośrednie i czytelne, a zarówno te niższe, jak i wyższe przekonują tembrem. Rozdzielczość jest także na wysokim poziomie, więc w trakcie odsłuchów możemy się zrelaksować lub skupić na detalach w poszczególnych liniach melodycznych. Zadowoleni powinni być także gracze – wybuchy i wystrzały brzmią masywnie, a szkliste czy elektryczne efekty nie tną bębenków słuchowych. Spora w tym zasługa prezentacji sopranu.
Góra pasma jest spójna z pozostałymi zakresami i podawana w sposób łatwostrawny. Wysokie tony rozbrzmiewają klarownie, czysto i precyzyjnie, ale nie są wyżyłowane. Dzięki temu słuchawki nie brzmią agresywnie, nie męczą i nie syczą, co docenią wrażliwi na wysokie tony. Nie występuje jednak efekt zmiękczenia czy zgaszenia muzyki – wszystko jest nadal podawane jak na dłoni, bez woalu, dystansu czy przyciemnienia. Solówki gitarowe wciąż rozbrzmiewają mocno, wokale nie wydają się być ścięte, a smyczki, instrumenty dęte czy talerze perkusyjne mają naturalny charakter. Bardzo mnie to cieszy, po wielu latach z przeróżnymi słuchawkami jestem już zmęczony przejaskrawionym sopranem, a z Terra mogłem się zrelaksować.
Scena dźwiękowa jest trójwymiarowa i poukładana. Odebrałem ją jako elipsoidalną, czyli przede wszystkim szeroką, co zawdzięcza się wzorowej separacji kanałów. Mają one swój kształt, zajmują w przestrzeni nie punkty, a większe obszary, co dotyczy szczególnie basu, który wypełnia zakamarki sceny dźwiękowej. Nie sposób narzekać jednak na separację instrumentów, bo instrumenty są od siebie zdystansowane, a przekaz napowietrzony. Nie brakowało mi także przestrzeni, ale scena dźwiękowa modelu Terra nie jest wyjątkowo duża – nie należy oczekiwać przestrzeni niczym z hangaru. To sprawka bliskiego pierwszego planu, dzięki czemu przekaz jest raczej intymny, a nie koncertowy. Słuchawki zanurzają więc w muzyce, nie prezentują jej z dystansu.
Lime Ears Terra – porównania z FiiO FH19, Craft Ears Aurum i innymi słuchawkami
FiiO FH19 to również hybrydy strojone na planie litery U, ale ma ona trochę inne proporcje. W praktyce jej prawe ramię jest dłuższe, czyli FH19 brzmią jaśniej, a przynajmniej w tej fabrycznej konfiguracji z zielonymi filtrami. W rezultacie bas modelu FH19 nie jest tak masywny i gęsty, sprawia wrażenie lekko ograniczonego, bardziej zwartego i zbitego. Słychać też, że Terra to słuchawki szybsze, bo robią one większe wrażenie tzw. PRaT-em (Pace Rhythm and Timing). W bezpośrednim porównaniu FH19 wydają się mieć mniej energii, nie angażują tak mocno, jak Terra.
Na moje ucho Terra brzmią też soczyściej w niskich tonach, barwniej w średnicy i nieznacznie łagodniej w sopranie. Bas w słuchawkach Lime Ears jest też bardziej szczegółowy, mimo że Terra podają go w większej ilości. Co ciekawe FH19 brzmią szerszej, bardziej rozciągają scenę na boki dystansując pierwszy plan, ale nie mają za to tak kształtnych instrumentów, jak Terra. Słychać więc, że bohater niniejszego testu jest pozycjonowany wyżej (3000 zł vs ok. 4700 zł). Oba modele się bronią, ale gdybym miał zignorować różnicę w cenie, to wybrałbym Terra – głównie za przekaz basu i dynamikę.
W porównaniu z Craft Ears Aurum można wychwycić więcej różnic. W ich przypadku za wysokie tony odpowiadają przetworniki elektrostatyczne, co bez wątpienia słychać – góra pasma jest zdecydowanie mocniejsza, bardziej zarysowana i wyrazista w „trybrydach” od Lime Ears. W konsekwencji Aurum są więc jaśniejsze i tym samym trochę mniej przystępne w odbiorze od modelu Terra. Zaznaczam, że sztuka testowa Aurum, którą dysponuję, posiada miedziany kabel zamiast srebrnego, co warto uwzględnić. Ze srebrem Aurum zabrzmią najpewniej ostrzej.
W rezultacie Terra to hybrydy gładsze i łagodniejsze w przekazie od Aurum, a mimo tego równie szczegółowe i szybkie. Zauważyłem też, że Terra mocniej dociążają niskie tony, bo ich bas jest masywniejszy i swobodniejszy, co zaskakuje zważywszy na stosunkowo niewielką średnicę przetwornika dynamicznego (7 mm). Aurum popisują się za to sceną dźwiękową, wyraźnie większą od tej generowanej przez model Terra – słuchawki Craft Ears dystansują pierwszy plan, wyciągają instrumenty z głowy i potęgują głębię oraz napowietrzenie. Przestrzeń Terra jest więc bardziej kameralna, ale słuchawki nadrabiają holografią – odebrałem źródła pozorne hybryd od Lime Ears jako większe.
Które słuchawki wybrałbym ignorując ceny? Chyba nie mógłbym się zdecydować. Przekonuje mnie zarówno dźwięczna góra i szeroka scena modelu Aurum, jak i łagodność oraz soczysty bas modelu Terra. Moim zdaniem Aurum spodobają się fanom bardziej technicznego dźwięku, a Terra przekonają szukających przede wszystkim muzykalności i efektownego basu. Należy jednak pamiętać, że Aurum wymagają znacznie większej dopłaty, bo kosztują 6000 zł ze standardowym, czyli niemodularnym kablem.
Na koniec kilka szybkich porównań z innymi hybrydami, słuchawkami armaturowymi oraz dynamicznymi:
- Campfire Audio Andromeda Emerald Sea (5000 zł) – w pełni armaturowe słuchawki o mniej subbasowym i gładkim brzmieniu, które nie są tak klarowne, barwne i soczyste, jak Terra. Podobne wymiary sceny dźwiękowej w obu modelach;
- Campfire Audio Solaris Stellar Horizon (7000 zł) – zupełnie inne, bo jaśniejsze, chudsze i bardziej technicznie brzmiące hybrydy. Solaris wygrywają szerokością sceny dźwiękowej i ilością detali, ale są zdecydowanie mniej przyjemne w odbiorze. Starcie analityczności z muzykalnością;
- FiiO FA19 (5000 zł) – w pełni armaturowe słuchawki, które starają się imitować hybrydy dzięki wbudowanemu korektorowi. W praktyce słychać jednak, że niskie tony FiiO są płytsze, nawet w trybie basowym. FA19 brzmią więc jaśniej, trochę bardziej szkicowo i technicznie, ale mają w sobie pewną gładkość. Terra wypadają jednak bardziej muzykalnie i lepiej reprodukują najniższe zakresy;
- FiR Audio E12 (ok. 8000 zł) – dynamiczne słuchawki z mocnym basem i klarowną górą, brzmiące gęsto, masywnie, ciepło i barwnie. Ciaśniejsza scena i słabsza separacja dźwięków ze względu na obfity bas. Terra są klarowniejsze, bliższe równowagi i w mojej ocenie bardziej uniwersalne.
Lime Ears Terra – synergia
Terra nie wymagają perfekcyjnej synergii. Opisywanie poszczególnych konfiguracji nie ma sensu – bohater testu zgrywał się zarówno z cieplejszymi i klarowniejszymi odtwarzaczami, brzmiał dobrze z tymi gładkimi oraz twardziej zarysowującymi brzmienie. Słuchawki reagują jednak na charakter źródła – dla przykładu Terra zabrzmiały trochę bardziej konturowo i mniej gładko z Astell&Kern Kann Max, niż z FiiO M17. Niemniej w obu konfiguracjach słuchało mi się ich świetnie.
Nie trzeba przejmować się także czystością sygnału i mocą. Słuchawki nie wymagają wyjątkowo wydajnych odtwarzaczy, są usatysfakcjonowane niskim lub średnim podbiciem i nie wyciągają szumów własnych źródła. To właściwie rzadkość, bo większość testowanych przeze mnie słuchawek szumi nawet na niskim poziomie podbicia. W przerwach pomiędzy utworami czy tym bardziej w cichszych partiach utworów nic nam nie będzie przeszkadzać, a możemy nawet zaobserwować efekt tzw. czarnego tła, czyli wrażenie zawieszenia instrumentów w próżni.
Podsumowanie
Lime Ears Terra testowałem z przyjemnością. Słuchawki nie męczyły mnie strojeniem i nie nudziły, więc z satysfakcją analizowałem ich brzmienie, sprawdzałem zgranie z odtwarzaczami i porównywałem z innymi modelami. Spora w tym zasługa łagodnych wysokich tonów, zróżnicowanych instrumentów, soczystego basu oraz rewelacyjnej dynamiki – Terra brzmią szybko i w punkt, więc noga zaczyna mimowolnie wystukiwać rytm utworów. Nie zawiodłem się też wyposażeniem, jakością wykonania czy kablem. Pozytywnie oceniam również izolację akustyczną, bo słuchawki pozwalają skupić się na dźwięku.
Do perfekcji niewiele zabrakło. Długie i szerokie tulejki mogą nie współpracować z każdymi kanałami słuchowymi – w moim przypadku nie było większego problemu, ale w mniejszych małżowinach usznych Terra mogą wystawać lub lekko uciskać. Czuję, że projekt faceplate’ów może nie każdemu przypaść do gustu – mile widziana byłaby możliwość personalizacji. Nie wszystkich przekona też scena dźwiękowa, która nie należy do małych, ale nie jest wyjątkowo przestrzenna.
Lime Ears Terra kosztują około 4700 zł. Jeśli szukamy muzykalnych hybryd z wysokiej półki jakościowej, to właśnie to otrzymamy. Słychać, że są one pozycjonowane wyżej od FiiO FH19, które nie mają takiej dynamiki. Jednocześnie Terra mogą okazać się lepsze od droższych Craft Ears Aurum, bo są przystępniejsze w odbiorze ze względu na łagodniejszy sopran. Z kolei podobnie wycenione FiiO FA19 czy Campfire Audio Andromeda Emerald Sea nie potrafią wygenerować tak głębokiego subbasu, bo to konstrukcje w pełni armaturowe. Uważam zatem, że Lime Ears Terra zasługują na rekomendację.
Dla Lime Ears Terra
Zalety:
+ praktyczne wyposażenie
+ oryginalne wzornictwo
+ solidne wykonanie
+ wysokiej jakości kabel 4,4 mm
+ skuteczne tłumienie
+ niezła ergonomia (subiektywnie)
+ wysoka synergiczność
+ niepodatność na szum
+ soczysty bas, barwne średnie i przystępna góra pasma
+ trójwymiarowa scena dźwiękowa z trójwymiarową holografią
Wady:
– długie i dość szerokie tulejki
– brak możliwość personalizacji wizualnej
– scena dźwiękowa mogłaby być trochę większa
Sprzęt dostarczył: