Rai Penta to flagowe hybrydy w ofercie Meze. Posiadają cztery przetworniki armaturowe i jeden dynamiczny, zamknięte w aluminiowych obudowach z CNC. Mają zapewnić perfekcyjną ergonomię oraz organiczne brzmienie w wysokiej rozdzielczości.

Produkty Meze Audio gościły kilkukrotnie na łamach naszego portalu. Doceniłem szczególnie nagłowne słuchawki, czyli wysoce popularne Meze 99 Classics o ciepłym, dość zrównoważonym brzmieniu, a także Meze 99 Neo, czyli basowe i rozrywkowe słuchawki o podobnej konstrukcji. Niedawno Meze Audio wspięło się na półkę hi-endową słuchawkami planarnymi Empyrean oraz właśnie dokanałowymi Rai Penta. Rumuński producent chwali się, że kształt słuchawek, wyciętych z aluminium metodą CNC, to efekt trzech lat projektowania. Wewnętrzna konstrukcja jest również wykonana precyzyjnie – zastosowano metalowe dźwiękowody dla przetworników armaturowych, niezależny kanał dla przetwornika dynamicznego, a także system wentylacji. Co potrafią Rai Penta i jak wypadają w porównaniu do Campfire Andromed, Solarisów i FiiO FH7?

REKLAMA
final

Wyposażenie

Zestaw sprzedażowy zawiera:

  • usztywniony futerał;
  • kabel 3,5 mm z wtyczkami MMCX (ok. 120 cm);
  • opaskę z rzepu;
  • przyrząd do czyszczenia;
  • cztery pary nakładek pojedynczych (XS, S, M, L);
  • parę nakładek piankowych termoaktywnych;
  • parę nakładek dwukołnierzowych do głębokiej aplikacji;
  • dwie pary zwykłych nakładek dwukołnierzowych;
  • przejściówkę 3,5 mm -> 6,3 mm;
  • adapter samolotowy.

Na zdjęciach nie ma wszystkich akcesoriów, ponieważ otrzymałem do testu lekko wybrakowany zestaw. Akcesoria nie zawodzą jakością. Futerał jest sztywny i pojemny, ma nietypowy kształt, charakterystyczny dla wzornictwa Meze Audio. Wewnątrz niego znajdziemy także dodatkową kieszonkę, a na zewnątrz nie zabrakło niewielkiej opaski. Ciekawie prezentuje się także przyrząd do czyszczenia ze szczoteczką, drucikiem oraz dodatkową żyłką do czyszczenia dźwiękowodów. Niestety w zestawie zabrakło kabla zbalansowanego 2,5 mm, który w tej cenie powinien być standardem (można go dokupić osobno za 149 euro).

Konstrukcja

Rai Penta zachwycają wzornictwem, efektownym, ale minimalistycznym zarazem. Zastosowano nietypowy, zaoblony kształt z charakterystycznym wycięciem w dolnej części. Wykończenie jest anodowane, a kolorystyka wpada w oko – słuchawki są ciemnogranatowe, czasami sprawiają wręcz wrażenie czarnych. Jest co podziwiać. Nie mam także najmniejszych zastrzeżeń odnośnie jakości wykonania, która jest wzorowa. Obudowy zostały wykonane metodą CNC, wycięte z kawałka aluminium i podzielone na dwie części. Spasowanie jest idealne, podobnie jak obróbka.

Pokrywki zostały charakterystycznie wyprofilowane i ozdobione srebrnym logo przedstawiającym lirę, a właściwie ogon ptaka o wymownej nazwie, czyli Lirogona Wspaniałego. Logo jest naniesione precyzyjnie i przykuwa wzrok detalami. Od wewnętrznej części można dostrzec wyżłobione oznaczenia kanałów oraz podwójne otwory wentylujące – mniejszy oraz większy i wklęsły o charakterystycznym, śmigłowym kształcie z dodatkowymi szczelinami. W górnej części są oczywiście gniazda MMCX, a w srebrnych tulejkach widać po trzy otwory wylotowe.

Kabel to plecionka w przezroczystej izolacji, skręcona z czterech żył, które stworzono z dwudziestu żyłek posrebrzonej miedzi wykonanej w geometrii Litza. Przy pozłoconych wtyczkach MMCX są długie zausznice, fabrycznie odgięte i bez drucików wewnątrz, a prawą wtyczkę wyróżniono dodatkowo czerwonym akcentem. Rozdzielacz kabla jest aluminiowy, rozszerza się ku górze, a obok niego nie zabrakło niewielkiego suwaka. Kabel mierzy 120 cm i zakończono go prostą, rodowaną wtyczką 3,5 mm. Obudowa wtyku jest również metalowa i dość duża.

Ergonomia i użytkowanie

Producent nie bez podstawy zachwala ergonomię – komfort jest rzeczywiście nienaganny. Mimo że słuchawki nie mają idealnie anatomicznego kształtu i nie starają się odzwierciedlać struktury małżowiny usznej tak, jak na przykład FiiO FA7, to w moich uszach leżą jak ulał. Aluminium jest lekko chłodne, ale gładkie i przyjemne w dotyku. Słuchawki trzymają się pewnie, nie odstają z uszu. Nie czułem najmniejszego ucisku czy rozpierania kanałów słuchowych.

Nie ma natomiast co liczyć na perfekcyjną izolację od otoczenia, co jest efektem wentylowanych komór przetworników. Słuchawki przytłumiają otoczenie, ale nie odcinają od zewnętrznego hałasu. Gdy słuchałem energicznych, rozrywkowych utworów, to otoczenie mi nie przeszkadzało, ale w przeciwnym wypadku już tak. Do odsłuchów spokojnego repertuaru o wysokiej dynamice potrzebne są ciche warunki – na spacerze lub w podróży zewnętrzny zgiełk będzie irytował, a i w domu hałas domowników dotrze do naszych uszu.

Kabel sprawdza się bez zarzutu. Mimo że w zausznicach nie ma drucików i nie można nadać im pożądanego kształtu, to są one jednak odpowiednio elastyczne i dostosowują się do kształtu uszu. Nie miałem też problemu z krańcami zausznic, które nie drażniły skóry poniżej uszu, tuż przy policzkach. Kabel układa się odpowiednio, nie “mikrofonuje”, a suwak pozwala skrócić odcinki douszne i utrzymuje wybraną pozycję. Wtyk 3,5 mm jest natomiast dość duży, ale został odpowiednio wydłużony tak, by nie kolidować z futerałami odtwarzaczy lub smartfonów. Ponownie ubolewam, że kabla 2,5 mm nie ma w zestawie, co w tej cenie byłoby pożądane. Oczywiście zbalansowane kable można dokupić osobno, dostępne są wersje z wtyczkami 2,5 mm oraz 4,4 mm.

Specyfikacja

  • przetworniki: jeden dynamiczny i cztery armaturowe z trzema dźwiękowodami oraz systemem wentylacji PES
  • pasmo przenoszenia: 4 Hz-45 kHz
  • impedancja: 20 Ω
  • skuteczność: 110 dB/mW
  • maksymalna moc wejściowa: 30 mW
  • zniekształcenia: <1%
  • kabel: posrebrzona miedź, MMCX-3,5 mm, 120 cm

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Solaris, Atlas i Andromeda, FiiO FA7 i FH7, IMR Acoustics R2 Red i R1 Zenith, RHA T20 Wireless, Oriveti New Primacy, Brainwavz B400, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO, TinHiFi P1
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, DAART Canary II, Burson Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3E i AM3B), FiiO BTR5, Radsone EarStudio ES100
  • DAP: FiiO M15, FiiO M11 Pro, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), FiiO M5, OnePlus 7 Pro
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity
  • Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne

Meze Rai Penta – brzmienie
Meze Rai Penta zaskakują, producent poszedł inną drogą niż FiiO czy Campfire Audio. Zamiast postawić na neutralność, wywindowana górę pasma, obfity subbas czy maksymalną analityczność, słuchawki zostały zestrojone w sposób naturalny, ciepły, gładki i muzykalny. Słychać, że to nie wypadek przy pracy, brzmienie jest spójne i konsekwentne. Nie występują żadne zgrzyty w całym paśmie – bas z dynamika nie walczy ze średnicą, środek nie atakuje wyższymi rejonami, góra nie wybija się ponad przekaz i nie faluje. To rzeczywiście organiczne, wręcz analogowe granie, czyli gratka dla wszystkich, którzy są znudzeni bezdusznym, bezwzględnym, często cyfrowym graniem w stylu tranzystorowym. Osoby, które jednak lubią takie techniczne granie (w co również sam się wpisuję) też mogą znaleźć w Rai Penta satysfakcjonujące brzmienie – słuchawki są podatne na synergię, a jest ona wręcz wskazana. W niewłaściwym towarzystwie Rai Penta mogą sprawiać wrażenie zamulonych, przymglonych i nudnych. O tym jednak później.

Bas jest podkreślony w średnim zakresie, co nadaje mu ciepłego, gęstego i masywnego charakteru. Subbas jest drugoplanowy, nie brzmi wyjątkowo tłusto i gęsto, ale zejście ciągle satysfakcjonuje. Podobnie jest z dynamiką – atak, wygasanie i wybrzmiewanie są bez zarzutu. Rai Penta potrafią przekazać punktowo kontrabas, masywniej gitarę basową, a tym samym dość nisko pulsować i wibrować w elektronice. Słychać jednak, że słuchawki radzą sobie lepiej w dwóch pierwszych scenariuszach. Mimo tego ciągle byłem zadowolony z efektów w muzyce psychedelic trance, goa trance czy trip hop, mimo że lepiej słuchało mi się kontrabasu, niskich dęciaków czy fortepianu. Instrumenty robią wrażenie szczegółowością (ale detale nie są prezentowane na siłę) i mają zróżnicowaną fakturę (ale przekazywaną w gładko i łagodnie), a do tego rozbrzmiewają w sposób barwny i nasycony. Przekaz basu jest więc rozdzielczy, kontrolowany i dynamiczny, choć jednocześnie nienachalny, przystępny i przyjemny dla ucha.

Bas przechodzi płynnie w niską średnicę, która ma trochę więcej do powiedzenia niż jej centralny i wyższy zakres. Pasmo średnicy jest ogólnie bliskie, wręcz priorytetowe. Ponownie słychać ciepełko, w naturalnej dawce, miękkość i gładkość. Środek nie jest prezentowany maksymalnie technicznie, nie jest twardy, konturowy i mocno zarysowany, a raczej łagodny z zachowaniem wysokiej rozdzielczości. Słuchawki mają wręcz analogowy, zaoblony, miękki charakter. Nie ma agresji, szorstkości czy ostrości, Rai Penta nie męczą, pozwalają się odprężyć i zrelaksować, ale ciągle nie “mulą” i nadal pozostają bezpośrednie w przekazie. Osobiście preferuję mocniej zarysowaną wyższą średnicę, trochę bardziej klarowny, jaśniejszy i bardziej wyrazisty dźwięk. Wolę, gdy słuchawki mają więcej „pazura”, gdy prezentują detale w sposób bardziej bezwzględny, ale jednocześnie doceniam ten spokój i relaks w wydaniu Rai Penta, który rzadko znajduję w muzyce na większości sprzętu.

Góra pasma jest spójna, kontynuuje łagodny i miękki charakter środka. Pasmo to nie jest wywindowane ani wyostrzone, krótkie i mocne, a raczej płynne i obłe. W trakcie odsłuchów Rai Penta ani razu nie zasyczały, ani razu nie zakłuły uszu. To zarówno efekt uspokojonej wyższej średnicy, jak i zgładzonego sopranu, który nie jest wyjątkowo rozciągnięty w najwyższej oktawie. Myślę, że można mówić o pewnym roll-offie, ale ciągle bez efektu przyciemnienia dźwięku. Talerze perkusyjne, gitarowe solówki, wysokie wokale, smyczki rozbrzmiewały nadal klarownie i nie sprawiały wrażenia zgaszonych – po prostu nie były agresywne i sykliwe.

Scena i holografia są typowe dla wieloprzetwornikowych słuchawek hybrydowych z wysokiej półki. Przekaz jest szeroki (szczególnie z okablowaniem symetrycznym), głęboki i wysoki. Odebrałem scenę jako dużą kulę lub czasami poziomą elipsoidę w przypadku utworów zrealizowanych mocno stereofonicznie. Instrumenty były pozycjonowane trójwymiarowo z obfitym napowietrzeniem, a tym samym mocną separacją. Słuchawki mają też tendencję do wyciągania przekazu z obrębu czaszki – miałem wrażenie że nawet instrumenty znajdujące się totalnie pośrodku (np. bas lub wokale), nie wybrzmiewały ze środka głowy, a dobiegały gdzieś z dystansu, często jakby sprzed twarzy, co jest rzadkością w przekazie wielu słuchawek, szczególnie dokanałowych.

Meze Rai Penta – synergia
Synergia jest specyficzna, dość wybiórcza. Słuchawki reagują na charakter sprzętu towarzyszącego, łatwo wychwycić na nich specyfikę sprzętu, ale tym samym brzmią dość konsekwentnie, trzymając się swojej ciepłej, nasyconej i średnicowej strony. Moim zdaniem lepiej tego nie potęgować, bo słuchawki serwują ciepłotę w wystarczającej dawce. W efekcie najlepsze rezultaty uzyskałem ze źródłami brzmiącymi w sposób neutralny lub nawet jasny. Nie zaszkodzi sprzęt podbijający niski bas, ale lepiej nie łączyć słuchawek z urządzeniami o mocnym midbasie. Podobnie jest ze średnicą – odtwarzacz z mocną wyższą średnicą wyrówna i zarysuje brzmienie, a ten z ciepłym i mocnym średnim basem może je już trochę zamulić. Zdarzają się jednak niespodzianki – z góry skreśliłbym niektóre konfiguracje, a tymczasem okazały się być dobre. Ponadto Rai Penta nie są wyjątkowo podatne na szum, nie są tak problematyczne, jak np. Campfire Audio Andromeda, ale nadal w wielu połączeniach wychwytywałem zakłócenia i szumy. Dla przykładu adaptery Bluetooth oferowały czarniejsze tło, niż odtwarzacze z platformy testowej.

FiiO M15 zgrał się nieźle, ponieważ wzmocnił subbas, na czym opisywane słuchawki zyskiwały, brzmiąc lepiej w nowoczesnej elektronice. Natomiast M11 Pro zaprezentował mocniej sopran, ale płycej subbas – słuchawki brzmiały jaśniej, bardziej neutralnie i technicznie. W obu przypadkach zgranie było dobre. Z oboma odtwarzaczami pomógł także posrebrzony kabel FiiO z serii LC-C z wtyczką 2,5 mm – dźwięk był znacznie klarowniejszy niż w przypadku fabrycznego przewodu z wtyczką 3,5 mm. Nie chodzi o samą jakość kabla, bo ten fabryczny jest dobry, tylko korzyści płynące z połączenia symetrycznego. Trzeba też pamiętać, że odtwarzacze FiiO mają tendencję do faworyzacji wyjść zbalansowanych.

Podobało mi się także brzmienie w zestawie z adapterem FiiO BTR5, który również brzmi neutralnie, klarownie i w sposób zarysowany, więc Rai Penta zabrzmiały jaśniej i bardziej wyraziście. Z tego powodu obstawiałem, że słuchawki nie zgrają się z Radsone EarStudio ES100, ale myliłem się. Mimo że ten adapter również brzmi średnicowo, lekko ciepło i naturalnie, to słuchawki nie zamuliły się, ciągle brzmiąc klarownie, naturalnie i żywo. Miła niespodzianka.

Lepiej od odtwarzaczy FiiO wypadł Astell&Kern AK70 MKII, oferujący twardy, zarysowany i mocny dźwięk. Bas miał świetny atak i był masywny, środek był bliski w wyższym zakresie, a góra klarowna, ale jeszcze nie ostra. Moim zdaniem było to najlepsze połączenie, co oceniam typowo subiektywnie – Rai Penta były nadal naturalne, ale stały się tym samym bardziej analityczne. Zagrały bardziej technicznie i klarownie, bliżej moim preferencjom. Brzmienie było tym samym mniej relaksujące, już nie tak łagodne i przystępne, więc fani analogowości nie byliby pewnie zadowoleni. Podobnie do AK70 MKII wypadł iBasso DX200, z tą różnicą, że basu było wyraźnie więcej – stał się masywniejszy, cieplejszy i obfitszy w subbasie. W efekcie Rai Penta zabrzmiały cieplej i trochę mniej techniczne w porównaniu do Astell&Kern AK70 MKII, ale ciągle sprzyjało im mocne zarysowanie wyższej średnicy i góry charakterystyczne dla DX200.

Meze Rai Penta vs inne słuchawki
Nie dysponuję podobnie brzmiącymi słuchawkami – większość ma mocniejsze skraje pasma, brzmi w sposób bardziej techniczny, jaśniejszy i zarysowany od Rai Penta, a tym samym mniej średnicowy. Słuchawki Meze prezentują się od bardziej analogowej, barwnej, nasyconej i właśnie organicznej strony od wszystkich modeli z platformy testowej.

Pozornie najbliżej charakterem są FiiO FA7, ale to nie ten poziom i nie to samo brzmienie. Słuchawki te są znacznie bardziej basowe i ciemniejsze od Rai Penta, mimo że również charakteryzują się dość ciepłym i łagodnym przekazem. Rai Penta obok FA7 to nadal znacznie bardziej zrównoważony, lekki, naturalny i ambitniejszy dźwięk, a tym samym mniej rozrywkowy. Dla porównania FiiO FH7 z czarnymi filtrami, czyli również pięcioprzetwornikowe hybrydy, idą już w inną stronę. Generują mocniejsze skraje pasma – głębszy, subbasowy dół i zarysowaną, rozciągniętą górę. Średnica FH7 brzmi za to z większego dystansu i jest raczej neutralno-techniczna, niż nasycona i naturalna, w przeciwieństwie do Rai Penta. FH7 wydają się też bardziej falować – nie są tak zrównoważone i konsekwentne, jak Rai Penta, a tym samym budują mniejszą scenę dźwiękową. Teoretycznie Rai Penta z odpowiednią synergią to lepsze słuchawki, ale w praktyce wszystko będzie zależało od gustu – mnie bardziej podobają się FH7.

Campfire Audio Andromeda to także mocniej zarysowany, bardziej techniczny, mniej nasycony dźwięk, będący efektem w pełni armaturowej konstrukcji. Słychać tutaj brak przetwornika dynamicznego, który w Rai Penta generuje ten nasycony, masywny i barwny midbas, a tym samym odpowiada za miększe brzmienie niskiego zakresu. Solaris od Campfire Audio to także zupełnie inne brzmienie, z punktowym, ale tym samym bardziej subbasowym dołem, neutralną średnicą oraz mocno zarysowaną, rozciągniętą i wyostrzoną górą. W porównaniu do Rai Penta to znowu metaforyczna walka „tranzystora” z „analogiem” w kategorii słuchawkowej. Fani detali, bezwzględnego, analitycznego i klarownego dźwięku zachwycą się Solarisami, a szukający naturalności, ciepła i barw postawią znak wyższości przy Rai Penta.

Podsumowanie

Opisywane słuchawki Meze Audio nie trafiły w mój gust, ale nie mam wątpliwości, że to solidny produkt. Wyposażenie jest dobre, słuchawki wyglądają znakomicie i są równie dobrze wykonane, a do tego bardzo wygodne. Producent wspiął się na wysoką półkę cenową, ale nie bezpodstawnie, ponieważ Rai Penta to pięcioprzetwornikowe hybrydy oferujące wysoką rozdzielczość, bardzo dobrą dynamikę i holografię oraz, przede wszystkim, naturalne, organiczne brzmienie – ciepłe, barwne i żywe. Tym wyróżniają się Rai Penta, a ich brzmienie doceni fan analogowej sygnatury.

Słuchawki nie zachwycają izolacją, która jednak nie odbiega specjalnie od innych, niespersonalizowanych słuchawek IEM o większych konstrukcjach. Szkoda, że w zestawie zabrakło kabla 2,5 mm, który w tej cenie byłby mile widziany. Słuchawki potrzebują też odpowiedniej synergii – polecam źródła o klarowniejszym przekazie, bo w złym towarzystwie słuchawki mogą zabrzmieć mdło, nudno i bez polotu.

Meze Audio Rai Penta kosztują 4590 zł. Uważam, że zasłużyły na rekomendację, o ile zapewnimy im odpowiednią synergię. To bezpośredni konkurent Campfire Audio Andromeda, które uwielbiam, ale hybrydowa konstrukcja przemawia za zakupem Rai Penta, a słuchawki mogą tym samym powalczyć ze znacznie droższymi Solarisami (6499 zł), szczególnie gdy wolimy naturalne brzmienie zamiast analitycznego. Natomiast FiiO FH7 wygrywają opłacalnością, są ponad połowę tańsze (1999 zł). Mnie FH7 brzmieniowo podobają się bardziej – są neutralne, klarowniejsze, może nie tak równe, za to bardziej bezpośrednie i pełniejsze w subbasie. Nie mogę jednak polecić FH7, jeśli szukamy dźwięku organicznego, jak najbardziej naturalnego – pod tym względem Rai Penta błyszczą. Jeśli jednak mamy na celu muzykalny, ciepły dźwięk, ale obawiamy się o synergię, to polecam rozważyć zakup Custom Art FIBAE 4 w ramach alternatywy. To słuchawki bardziej techniczne, mimo muzykalnego strojenia, ale mniej wybiórcze synergicznie. Ich osobny test niebawem pojawi się na naszych łamach.

dla Meze Rai Penta

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ świetne wzornictwo
+ perfekcyjne wykonanie
+ wzorowa ergonomia
+ wygodny kabel standardowy
+ zastosowanie standardu MMCX, a nie 2-pin
+ naturalne, organiczne, analogowe brzmienie w wysokiej rozdzielczości
+ duża scena dźwiękowa i trójwymiarowa holografia

Wady:
– brak kabla 2,5 mm w zestawie (dostępny osobno za 149 euro)
– przeciętne tłumienie
– wymagają odpowiedniej synergii, inaczej mogą zabrzmieć mdło i nudno

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj