Flare Audio R2 to fenomen za granicą, słuchawki dokanałowe mające oferować profesjonalne brzmienie w miniaturowej obudowie. Testujemy trzy modele, a właściwie jeden w trzech wersjach – R2A, R2S i R2 Pro. Które wybrać?

Słuchawki, o których mowa, po raz pierwszy pojawiły się na Kickstarterze, portalu crowdfundingowym. Entuzjaści audio wsparli projekt brytyjskiego Flare Audio i tak oto światło dzienne ujrzały między innymi R2 – pierwsza wersja słuchawek, z prostszą obudową. Aktualnie dostępne są w trzech wersjach, różniących się głównie materiałem kopułek: R2A (175 funtów) to model podstawowy z obudowami wykonanymi z aluminium (w czerni lub bieli). R2S (300 funtów) zostały natomiast wykonane ze stali, a najdroższe R2 PrO (400 funtów) są tytanowe. Wbrew pozorom, wpływ na brzmienie jest spory.

Wyposażenie



Początek jest rozczarowujący – Flare Audio wzięło sobie mocno do serca miniaturyzację, wszystkie wersje pakowane są w malutkie, białe pudełka z prostym logo, które wyglądają jak opakowania od biżuterii.

flare
Do pierwszych dwóch modeli dodawany jest prosty woreczek, model R2 Pro to już materiałowy, trójkątny futerał z rzepem w środku. Słuchawki mają w zestawie parę pianek Comply Tx-200. Trudno być zadowolonym z wyposażenia, biorąc pod uwagę, że słuchawki są wycenione w przeliczeniu na 1000 zł, 1700 zł i 2300 zł…

Konstrukcja



Opis jest wspólny dla trzech modeli. Właściwie oprócz materiału, z którego wykonano słuchawki, można zauważyć różnice jedynie w przewodach. R2A i R2S mają je bardziej szorstkie i matowe, a ten w modelu R2 Pro cechuje gładsza izolacja.

Słuchawki to prawdziwie drobiazgi. Są zdecydowanie mniejsze od Etymotic HF3, węższe i dużo krótsze. To też mniejsza konstrukcja od Zero Audio Carbo Tenore, które niedawno zachwyciły mnie rozmiarami obudów, a przy Flare już nie robią takiego wrażenia. Kształt kopułek jest podłużny, symetryczny. To dwie części – odkręcana pokrywa z tyłu, która dociska przewód znajdujący się w nacięciu na spodzie oraz komora przetwornika, zwężona do niewielkiej tulejki T200, bez żadnego filtra. Na nie pasują idealnie Comply Tx-200, czyli pianki z gąbkowymi filtrami.

flare
Przewód to typowa, jednolita izolacja. Wygląda na mocny, nie jest wyjątkowo elastyczny, za to przyjemny w dotyku. Odcinki douszne zwieńcza dziwaczny splitter w formie dwuczęściowej, metalowej i dosyć ciężkiej sztabki. Ma ona wytłoczone logo producenta oraz oznaczenia kanałów tuż przy wyjściach przewodów (tych brakuje na samych kopułkach). Przewód wieńczy prosty, pozłacany wtyk 3,5 mm z aluminiową obudową z dwoma srebrnymi pierścieniami.

flare
flare
Model podstawowy może być biały lub czarny, choć pierwsza wersja jest tak naprawdę srebrna z białą izolacją i piankami. Wariant czarny to głęboki i lekko połyskujący kolor. R2S są już stalowe, surowe, lekko zmatowiałe. Wersja tytanowa to kolor praktycznie identyczny jak R2S, ale bardziej połyskujący.

flare
flare
Wygląd słuchawek robi wrażenie. To rzeczywiście miniaturki, minimalizm do bólu, ale wyglądają bardzo atrakcyjnie. Jest w nich coś z Etymotic, porównując z ER-4S, ale w mniej surowym wydaniu, choć nie wyglądają jeszcze tak ciekawie, jak HF3. Mnie przywodzą też na myśl serię Heaven od Final Audio.

flare
flare
flare
Wykonanie słuchawek budzi pewne wątpliwości – to jednak proste rurki z nakrętkami, które blokują przewody. O ile obudowy są wykonane precyzyjnie, to splittery przypominają ponury żart. Są krzywo nacięte, nieprecyzyjnie spasowane, a ich forma jest dziwna, biorąc pod uwagę maleńkie obudowy przetworników.

REKLAMA
fiio

Ergonomia



Słuchawki wkłada się głęboko, nie jest to jednak typ Etymotic, które wchodzą dużo głębiej i prostują kanał słuchowy. Flare Audio R2 są na to za krótkie, właściwie całe chowają się w uszach, ale nie wchodzą o wiele głębiej niż typowe dokanałówki. Nie ma więc bólu i nie trzeba się przyzwyczajać, słuchawki nie mijają pierwszego zakrętu w kanale słuchowym. Do tego nie dotykają uszu, więc nie uciskają – lekko opiera się jedynie przewód, a w uchu czuć tylko piankę Comply.

Z tego też powodu izolacja od otoczenia jest mocna, lepsza niż w większości słuchawek dokanałowych, choć to jeszcze nie poziom Etymotic. Te ostatnie przy Flare wydają się odcinać od świata, podczas gdy przez R2 otoczenie jednak może się przebić. Dla przykładu lekko słyszalny jest stukot klawiszy mechanicznej klawiatury wyposażonej w klikające przełączniki, podczas cichego słuchania muzyki. Przy średnim poziomie głośności da się także usłyszeć przejeżdżający samochód, ale to i tak wysoki poziom intymności odsłuchów.

flare
flare
flare
flare
Splitter jest problematyczny – wyraźnie czuć jego ciężar, napina odcinki douszne. Jest na tyle ciężki, że nie podskakuje mocno w trakcie poruszania się, więc efekt mikrofonowy nie jest mocny, można jednak nim łatwo zahaczyć o ubranie, krawędź biurka. Wolałbym dużo mniejszy i lżejszy splitter oraz zwykły klips do ubrania. Oznaczenie kanałów to akurat niezły pomysł – umieszczono je na górnej krawędzi rozdzielacza, więc podczas zakładania słuchawek łatwo je odróżnić, bez konieczności szukania literek na samych obudowach.

Słuchawki da się nosić także metodą OTE. Preferuję ten typ noszenia, ale niestety w przypadku R2 sprawdza się średnio – splitter jest wtedy wyżej, bardziej przeszkadza, a naciągnięte przewody opierające się o małżowiny mogą je drażnić.

Ergonomia jest zatem trochę kontrowersyjna – z jednej strony R2 to drobiazgi, chowające się w uszach (można nawet z powodzeniem leżeć na boku). Z drugiej strony efekt psuje splitter – zdecydowanie za duży i za ciężki.

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj