Firma Radsone nie ma nadzwyczaj bogatej palety produktów, jednak dostępny w Polsce adapter Bluetooth ES100 zdążył zdobyć uznanie jako jedno z najlepszych urządzeń w swojej klasie. Teraz w nasze ręce trafiły słuchawki dokanałowe o nazwie Earstudio HE100, wycenione na niespełna 90 dolarów.

Nie jest to jednak do końca autorski projekt Radsone – to słuchawki Sonicasta, będące rozwinięciem modelu Dirac MK2, z nieco zmienionym strojeniem, by słuchawki jeszcze lepiej współgrały właśnie z adapterem ES100. Tylko czy te teoretycznie niewielkie zmiany są warte już wcale nie tak małej dopłaty w stosunku do Sonicastów?

Wyposażenie


Earstudio HE100 otrzymujemy w zauważalnie większym pudełku niż “Diraki”. Na jego froncie umieszczono srebrne oznaczenia modelu oraz grafiki prezentujące same słuchawki. Tył natomiast został przeznaczony na przedstawienie budowy HE100 oraz ich specyfikacji technicznej.

REKLAMA
final

Gdy ściągniemy zewnętrzną nasuwkę, znajdziemy kartonik z wyposażeniem, w skład którego wchodzą:

  • słuchawki Radsone Earstudio HE100, bezpiecznie usadowione w wyprofilowanej piance,
  • trzy pary silikonowych nakładek w rozmiarach S, M oraz L (rozmiar M domyślnie założony na słuchawki),
  • klips umożliwiający przypięcie kabla do ubrania,
  • materiałowy woreczek z naklejonym logiem Earstudio,
  • koperta z instrukcją obsługi.

Jak widać, słuchawki Radsone zostały wyposażone w bogatszy zestaw akcesoriów niż siostrzane Sonicasty, a całość opakowania sprawia wrażenie nabywania produktu z trochę wyższej półki.

Nakładki są takie same jak w pierwowzorach, więc mimo że ilościowo nie ma ich dużo, to są one dobrej jakości. Zdecydowanie cieszy też obecność woreczka, w którym można nosić słuchawki wraz z gumkami, bez obawy, że gdzieś się pogubią, a i kabel jest wtedy mniej podatny na splątanie. Dodatkowo materiał woreczka jest dość gruby i przyjemny w dotyku, a ponadto skrywa sznurek ściągający, by przypadkiem nic ze środka nie uciekło.

Wykonanie


Jako że Earstudio HE100 wizualnie od dopiero debiutujących na rynku nowych Sonicastów, czyli Direm E3, różnią się tylko dwoma niewielkimi detalami kosmetycznymi, swoją uwagę skupię na podobieństwach z modelem Dirac MK2, którego HE100 są rozwinięciem, a który to model jest już dość rozpoznawalny. Jednak nawet mimo różnicy jednej generacji, na pierwszy rzut oka ciężko zauważyć jakieś odstępstwa w budowie między tymi słuchawkami, choć nie znaczy to bynajmniej, że nie ma ich wcale.

Choć wykorzystano tę samą konstrukcję kopułek, a więc nieduże metalowe cylindry, pierwszym detalem jest delikatnie zmieniony odcień komory przetwornika. Zamiast matowej czerni, w Radsone mamy ciemny grafit, który zbliża się do czarnego koloru, ale jednak do końca w niego nie wpada. W całości zachowano za to odgiętki z przyjemnie zaoblonym przejściem wychodzącym z kopułek. Od wewnątrz mamy tu oznaczenia kanałów lewy-prawy, a dodatkowo na lewej odgiętce wypustkę na zewnątrz, by bezwzrokowo rozpoznać strony.

Zmieniono również logo – nie mamy już symbolu SF na kopułkach, tylko markowy znak Radsone umieszczony na końcówkach słuchawek. Dodatkowo od strony ucha dodano napis Hi-Res, a pod spodem literowe białe oznakowanie kanałów. Jest więc trochę więcej elementów niż w starszych Sonicastach, ale wygląd słuchawek nadal pozostał stonowany i nie przyciąga nadmiernie wzroku, choć taka asceza jak najbardziej może się podobać.

Kabel początkowo wydaje się taki sam jak w “Dirakach”, czyli dalej mamy gumowane odcinki pomiędzy kopułkami i rozgałęźnikiem, gdzie przy prawym przewodzie umieszczono pilot z mikrofonem, a całość możemy regulować elastycznym sliderem. Z kolei w stronę wtyku całość zabezpieczono nylonową linką, dodatkowo chroniącą przed przetarciami i zmniejszającą niepożądane plątanie się kabelków. Co jednak ciekawe, w Radsone zastosowana warstwa ochronna jest w niewielkim stopniu sztywniejsza, ale wynika to raczej z tego, że materiał mógł być z innej partii, niż jakichś przemyślanych różnic konstrukcyjnych. W związku z tym, efekt mikrofonowy przy ocieraniu się kabla o ubranie jest minimalnie większy, choć dalej nie jest on męczący, a dodatkowo można go ograniczyć przypinając przewód do ubrania, by zmniejszyć swobodę jego ruchów.

To co mocniej odróżnia HE100 od Dirac MK2, to zastosowany wtyk. Już nie jest to prosty mini-jack – tym razem użyto konstrukcji łamanej, która z reguły jest mniej podatna na uszkodzenia, gdy trzymamy nasz sprzęt gdzieś w kieszeni, a dodatkowo nabiera jeszcze więcej sensu, gdy pomyślimy, że przecież słuchawki Earstudio mają pasować do ES100, gdzie długa dźwignia wystająca z gniazda słuchawkowego nie jest mile widziana.

Pod względem komfortu użytkowania oraz wygłuszenia od otoczenia nie ma absolutnie żadnych różnic pomiędzy Dirakami i Radsone, gdyż takowe zwyczajnie nie mają prawa wystąpić, biorąc pod uwagę poziom zmian zewnętrznych, czy raczej ich braku pod względem konstrukcji. Mamy więc wygodną i lekką obudowę, która nie ma tendencji do wysuwania się za kanałów, a przy tym zapewnia ona solidne odcięcie od zewnętrznych dźwięków, dzięki nieco głębszej aplikacji w uchu.

Brzmienie


Źródła wykorzystane podczas testów: iBasso DX150 (AMP7), Radsone EarStudio ES100, Samsung Galaxy S10e, Shanling M0, Shozy Alien+, xDuoo X3 II.

Bas w Radsone Earstudio HE100 jest szybki, lekko podbity i dobrze rozciągnięty ku najniższym tonom. Charakteryzuje się on również zauważalnym ociepleniem, które sprawia, że wygaszanie dźwięków w czasie jest dość długie i nadaje muzyce dużej masy, ale bez wrażenia rozlewania się tego zakresu. Całość jest czytelna i dynamiczna, choć pod względem samej ilości niskich tonów HE100 nie należą do nadzwyczaj basowych dokanałówek. Mimo akcentu postawionego na niskim i środkowym basie nie mamy tu zalewu dołu, który tłumiłby pozostałe pasma – całość jest spójna i wielowarstwowa, a słuchacz czuje się zanurzony w dźwiękach. Dzięki temu słuchawki Radsone należą do bardzo uniwersalnych, gdyż równie dobrze radzą sobie z kotłami w muzyce klasycznej, a i z ciężkim beatem w agresywnej elektronice. Niestety dla fanów naprawdę ekstremalnych ilości basu, nie jest to model wybitnie podatny na korekty dźwięku – duże podbicie dołu w odtwarzaczu sprawia, że niskie tony się wzbudzają, generując mało interesujące efekty.

Tony średnie płynnie kontynuują strojenie z niższych partii, dzięki czemu mamy poczucie dużej spójności dźwięku, a efekt ocieplenia brzmienia nadaje HE100 naturalności. W połączeniu z bardzo wysoką dynamiką przetworników i zrównoważeniem, dostajemy niemęczącą średnicę, mimo że dość bliską i bezpośrednią, z przyjemnie prowadzonymi instrumentami żywymi. Zarówno te strunowe, jak i dęte mają przyjemną barwę wzbogaconą dużą ilością szczegółów, co pozwala śledzić zmiany w brzmieniu fortepianu czy gitary. Wręcz zaskakująco dobrze wypada saksofon, często w tym budżecie sztucznie metaliczny, czasami wręcz drażniący, w Radsone zaś jest lekko słodki, może trochę złagodzony, ale ciągle bliski naturalności. W muzyce elektronicznej raczej należy celować w spokojniejsze gatunki, takie jak ambient czy chillout. Nie dlatego, że z czymś szybszym opisywane słuchawki sobie nie poradzą, po prostu właśnie tu pokażą najwięcej dobrego: nieprzesadzone ciepło, gładkość i intymność dźwięków, które wręcz opływają słuchacza. Jeśli jednak zechcemy na HE100 słuchać metalu czy nagrań na rave party, nic nie stoi na przeszkodzie, jednak wówczas stracimy część uroku słuchawek.

Wokale w oczywisty sposób przejmują charakter średnicy, jest więc poczucie bliskości wykonawców, dzięki któremu ma się wrażenie, iż śpiewają właśnie dla nas. Są one okraszone dodatkową ciepłą nutą, co w pewnym zakresie wygładza wysoko wchodzące głosy, odbierając im część blasku, ale z drugiej strony Radsone bardzo dbają o to, by nie męczyły nas sybilanty, nawet w słabszych jakościowo nagraniach. Schodząc w dół, można zauważyć pewną dodatkową nosowość w głębokich męskich głosach, przez co np. Peter Steele nie brzmi aż tak mrocznie jak potrafi. To jednak tylko drobna naleciałość, praktycznie niezauważalna poza krytycznymi odsłuchami.

Tony wysokie, w porównaniu z niższymi partiami, wydają się bardziej rozjaśnione, co nadaje muzyce dodatkowej energii. Da się jednak zauważyć trochę zbyt szybkie wygaszanie sopranów, przez co sygnatura robi się bezpieczna, ale już skrzypce czy dzwonki nie błyszczą jak powinny – są lekko przyciemnione. O ile na basie i średnicy mamy wrażenie wielowarstwowości, tak w górze raczej wszystkie instrumenty są podane w jednej linii, co trochę spłyca przekaz. Niemniej pod względem barwy i wybrzmiewania słuchawki Radsone są przyzwoite w wysokich partiach, dając finalnie kulturalne i niemęczące granie, choć pozbawione większej finezji.

Scena skupia się na pierwszym planie, który zdaje się otaczać słuchacza, oferując nie tylko wyraźne rozłożenie kanałów na lewą i prawą stronę, ale również zaznaczając głębię i umiejscawiając instrumenty delikatnie powyżej poziomu oczu, jakbyśmy siedzieli w pierwszych rzędach filharmonii. Dalsze plany są obecne, przejścia pomiędzy nimi są płynne, a lokalizacja pozornych źródeł dźwięku solidna jak na ten przedział cenowy, jednak ocieplone brzmienie słuchawek trochę ogranicza ilość powietrza między instrumentami, zagęszczając atmosferę.

Pod względem detaliczności Radsone Earstudio HE100 wypadają naprawdę dobrze, szczególnie biorąc pod uwagę charakter ich brzmienia. Jest bogato w szczegóły, choć te są nieco ukryte pod powłoką muzykalności, odwracając naszą uwagę od składowych. Wystarczy się jednak na chwilę wsłuchać, by wyłuskać wiele drobnych detali, choć ze względu na fakt, że trzeba po nie sięgać, ciężko określić HE100 jako model wymarzony do monitoringu.

Podobnie jak i Sonicasty, tak i słuchawki Radsone nie są specjalnie wymagające co do źródła. Z reguły trzymają się swojej charakterystyki, a dodatkowo nie są nadzwyczaj prądożerne, mimo że dodatkowa porcja mocy potrafi z nich wycisnąć dodatkowe soki.

W pierwszej kolejności należy spojrzeć na synergię z odbiornikiem Bluetooth Earstudio ES100, pod którego przecież były strojone. Przy takim połączeniu czuć, że Radsone chciał postawić na rozrywkę – HE100 grają bardzo dynamicznie, bezpośrednio i masywnie. Obawiałem się, że będzie za miękko, może nawet misiowato, ale na szczęście moje obawy zostały rozwiane. Nie jest to zestaw do krytycznych odsłuchów, ale gdy zabieramy go na spacer czy siłownię, potrafi dodać energii.

Co ciekawe, sparowanie tych słuchawek z xDuoo X3 II dało lepszy efekt niż z ES100, gdyż nie tylko zachowało ich rozrywkowy charakter, ale ten odtwarzacz sprawił, że całość brzmienia stała się bardziej zwarta i bezpośrednia, mocno zachęcając do tupania w rytm muzyki. Zniknęła również część ciepłej otoczki, więc teoretycznie jeżeli ktoś lubi granie o gęstszym klimacie, to niekoniecznie będzie zadowolony z takiej zmiany, ale jest to na tyle delikatne ochłodzenie, że wiele osób może go nawet nie zauważyć.

W nieco inną stronę idzie Shozy Alien+, technicznie stawiając dźwięk na wyższej półce jakościowej i wyciskając z przetworników HE100 wszystko, co mogą zaoferować. Tu już całość jest bardziej zrównoważona, idąc zdecydowanie w kierunku brzmienia naturalnego. Nie gubi ani ciepła, ani dynamiki, ale słuchawki nie są już wtedy typowo rozrywkowe.

Trochę podobnie dzieje się po podłączeniu Radsonów do iBasso DX150 z modułem AMP7, ale tu już dźwięki nie są tak intymne jak na Alienie. Zamiast tego oddalają się od nas, nieco poszerzając scenę i dodatkowo wygładzając granie słuchawek. W porównaniu do xDuoo czy ES100, iBasso zdecydowanie bardziej stawia na spokojniejszy odsłuch, gdzie można skupić się na barwie muzyki, a nie na czystej energii.

Shanling M0 oraz Samsung Galaxy S10e trochę odstają od reszty testowej platformy jeśli chodzi o synergię z dokanałówkami Earstudio. Nie jest źle, ale słyszalne pogrubienie dźwięku, jakie dodają od siebie oba te źródła, nie sprawia tak dobrego wrażenia, jak w połączeniu z resztą sprawdzanych odtwarzaczy. Jest rozrywkowo, dynamicznie, a mocniej zaznaczone linie dźwięku dają wrażenie dużej mocy, ale trochę brakuje zwartości i uderzenia w punkt, a całość zdaje się trzymać bliżej głowy słuchacza niż w pozostałych przypadkach.

Patrząc na konkurencyjne słuchawki, przede wszystkich należy skierować się na firmę Sonicast, która odpowiada także za projekt HE100, a ich modele Dirac MK2 oraz Direm E3 to oczywiste punkty odniesienia. Choć łączy je wspólna konstrukcja, to Radsone zestrojone są cieplej, z bardziej bezpośrednim przekazem, przy czym podobnie jak Diraki MK2 idą w stronę bardziej rozrywkowego brzmienia, podczas gdy Direm E3 mocniej nawiązują do Dirac+ MK2, a więc grania zrównoważonego, bez wyraźnego podbijania skrajów pasm.

Za podobną kwotę do HE100 możemy dostać iBasso IT01. Już na pierwszy rzut oka różni je konstrukcja, gdyż iBasso są przeznaczone typowo do noszenia z kablem za uchem, podczas gdy Radsone dają nam wybór. Dźwiękowo HE100 są cieplejsze, gładsze, szczególnie w górnych regionach, mniej efektowe. IT01 nie są może nerwowe, ale bardziej rwą się do przodu z brzmieniem, ciągle zarzucając słuchacza jakimiś elementami muzyki, dając wrażenie wyższej dynamiki.

Trochę drożej wypadają Alpha & Delta AD01, wyraźnie chłodniejsze od słuchawek Earstudio, ale oferujące większą przestrzeń i detaliczność, przy zachowaniu rozrywkowego brzmienia, ze szczególnie mocnym uderzeniem na samym dole pasma.

Master & Dynamic ME05 to już z kolei typowe “funowe” granie, z podkreślonymi skrajami, ale i dużą ilością małych smaczków, jakie da się wychwycić. Potrafią być one jednak agresywne na wyższych częstotliwościach, czego w HE100 nie uświadczymy. ME05 posiadają też znacznie bogatsze wyposażenie i bardziej ekskluzywny wygląd.

Jeśli szukamy w tym budżecie czegoś nakierowanego na równowagę w brzmieniu, ciekawymi alternatywami dla Radsone są Soundmagic E80 oraz Cozoy Hera. Te pierwsze wymagają lepszej synergii od Earstudio, ale za to są tańsze i oferują granie pomiędzy neutralnym i naturalnym, bardziej rozjaśnione w stosunku do HE100, bez nadmiernego narzucania swojego charakteru na muzykę. Z kolei Cozoy Hera wypadają charakterem pomiędzy Radsone a Soundmagicami, dając równowagę połączoną z intymnością i łatwością w łapaniu synergii.

Podsumowanie


Radsone Earstudio HE100 to, podobnie jak siostrzane Sonicasty, naprawdę ciekawe brzmieniowo słuchawki, dojrzałe mimo swojego rozrywkowego charakteru i oferujące wysoką jakość wykonania oraz bardzo dobrą ergonomię. Mają przy tym jedną zasadniczą wadę, którą jest cena – niemal dwukrotna wartość w stosunku do Sonicastów. Jak za dodatkowy woreczek w wyposażeniu i cieplejsze strojenie to zdecydowanie zbyt duża dopłata. Z uwagi na to, HE100 trafiają na wyższą półkę cenową, na której znajdziemy wiele modeli zdolnych zaoferować więcej w dźwięku, a przy tym lepiej wyposażonych. Z tego też powodu ciężko polecić słuchawki Radsone komuś innemu, niż osobie, która po prostu chce mieć komplet muzyczny jednej marki, a więc HE100 razem z adapterem Bluetooth ES100.

Zalety:
+ ciepłe i rozrywkowe brzmienie o wysokiej dynamice,
+ mocny, ale nieprzesadzony bas o dużej głębi,
+ intymna średnica z bliskimi wokalami,
+ wysoka ergonomia.

Wady:
– słaba opłacalność na tle konkurencji,
– nieco matowa góra,
– mikrofonowanie przewodu,
– ubogie, jak za taką cenę, wyposażenie.

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj