Po teście udanych EarSonics SM3 V2 przyszła kolej na model z wyższej półki, czyli wyceniane na blisko 2000 zł SM64. To również potrójna armatura, tym razem reklamowana jako słuchawki dokanałowe do zastosowań audiofilskich.
EarSonics SM3 V2 i SM64 to bliźniacze słuchawki – szczegółowy opis wizualny i konstrukcyjny zawarłem w teście SM3 V2.
Opakowanie i akcesoria
SM64 również dostarczane są w podobnym gabarytowo kartonowym pudełku. Tym razem jest ono czarne i mroczne, z przyciemnioną grafiką prezentującą wdzięki słuchawek oraz ich krótki opis. W środku słuchawki znajdują się w plastikowej formie wraz z akcesoriami w postaci:
- usztywnianego, zapinanego na zamek futerału,
- dwóch par nakładek bi-flange,
- dwóch par Comply P-series (T100 w rozmiarach S i M),
czyścika.
Oprócz tego w opakowaniu znajduje się jeszcze krótka instrukcja obsługi. Akcesoria są takie same jak w modelu SM3 V2 – szare tipsy (sztywne, ale solidnie wykonane), gęste i długie Comply, czyścik do usuwania woskowiny z tipsów w formie szczoteczki oraz futerał – ciekawie wyprofilowany i pojemny, bez kieszonek w środku. EarSonics znowu nie rozpieszcza pod tym względem, ale na dobrą sprawę otrzymuje się wszystko co niezbędne.
Konstrukcja i stylistyka
SM64 to słuchawki zakładane metodą OTE – kabel prowadzony jest za uchem za pomocą prowadnicy, którą można odpowiednio dogiąć. Konstrukcja jest bardzo podobna do tej z SM3 V2 – ten sam kształt kopułek, te same prowadnice, przewód i jego elementy. Różnice są w zasadzie dwie: wypukłe logo producenta na kopułce jest w kolorze srebrnym (w SM3 było bezbarwne, w kolorze czarnej obudowy), a część wewnętrzna SM64 jest przezroczysta, eksponująca układ przetworników.
Kopułki są lekko toporne, agresywnie wyprofilowane, jednak wyraziste logo dodaje słuchawkom charakteru, przezroczysta spodnia część przyciąga za to oko gdy nie używamy słuchawek.
Konstrukcja jest surowa – prowadnice to przezroczyste rurki z drucikiem w środku. Kabel jest wypinany, czarny i mocno pleciony, splitter ma kształt litery „Y” i jest kanciasty, podobnie jak kątowy wtyk mini-jack z pozłacaną końcówką. Sądziłem, że słuchawki konsumenckie EarSonics, będą wyglądały mniej profesjonalnie, to znaczy bardziej efektownie. Przy cenie 2000 zł producent wciąż daje do zrozumienia, że to nie o wygląd chodzi i sporo w tym racji.
Ergonomia
Tak jak w modelu niższym, również nie ma większych problemów. Obudowa wyprofilowana jest ergonomicznie, słuchawki dobrze trzymają się w uchu i nie irytują. Mimo bliźniaczej konstrukcji mam jednak większy problem z izolacją niż na SM3 V2 – na szczęście pomogły pianki Comply. Tak jak w modelu niższym prowadnice są dosyć krótkie – trzeba je precyzyjnie dogiąć, ale wolałbym gdyby sięgały dalej za ucho. W pozostałych kwestiach narzekać nie można – efekt mikrofonowy jest zminimalizowany, poziom tłumienia dobry, a tipsy przyjemne w dotyku i łatwe w aplikacji. Szkoda tylko, że jest ich tak mało, ale EarSonics to nie Westone.