Brzmienie



Źródła wykorzystywane podczas testów: Aigo Z6, Colorfly C10, Hidizs AP60, Samsung Galaxy S6, Shozy Alien, xDuoo X3, xDuoo XD-05.

Ze względu na to, że TFZ Series 5 występuję w dwóch wersjach, które różnią się między sobą nie tylko kablem, ale i brzmieniem, to porównamy ze sobą oba warianty, choć główną bazę stanowi nowsza wersja.

Tony niskie to dominujące pasmo, choć nie są to typowe słuchawki dla bassheada – podbicie dołu nie przytłacza pozostałych pasm. Główny akcent wypada różnie, w zależności od wersji: starsza stawia na mid-bas, a nowsza kieruje się w stronę średnicy. W połączeniu z dość miękkim charakterem basu, daje to nieco nienaturalne i stłumione brzmienie instrumentów, tak jakby membrana w bębnie perkusji czy struny kontrabasu były za lekko naciągnięte, na czym traci różnorodność dołu. Za to przy spokojniejszej elektronice czy popowych balladach długie wybrzmiewanie wraz z niskim zejściem potrafią zawibrować, a czasami wręcz dać hipnotyzujący pokaz. Niestety nowsza wersja Series 5 zupełnie sobie nie radzi, gdy zmiany na dole są dynamiczne np. w muzyce metalowej. Nie tylko przetwornik nie nadąża za stopą, ale także gitary basowe zostają ściągnięte w dół, a ich brzmienie rozmyte, co dość szybko zniechęca do słuchania.

Tony średnie są wyraźnie oparte na basie i dodatkowo wycofane, co przyciemnia odbiór muzyki. Po raz kolejny okazuje się, że instrumenty strunowe to niezbyt mocna strona TFZ – grają one za grubo i za długo. Dotyczy to zarówno gitar, harfy, jak i fortepianu. Z kolei saksofon zaskakuje swoim głębokim i naturalnym dźwiękiem, który nie męczy, nawet przy długich odsłuchach. Gdy sięgnie się po syntetyczne brzmienia, to dużo zależy od klimatów, jakimi uraczymy nasze uszy. Ciekawie wypadają trance czy progresywny house, oferując brzmienie gładkie i odprężające. Natomiast w przypadku dark wave syntezator „ucieka” od słuchacza, gubiąc przy tym mroczną atmosferę. Z kolei hardstyle i inne pokrewne gatunki cierpią na tym samym, na czym zyskiwał trance – przez ciemną barwę i zmiękczenie brakuje bardziej zwartego dźwięku o szybkim uderzeniu.

Starsza wersja Series 5 wypada w zbliżony sposób, jednak z uwagi na mniejsze wycofanie średnicy i lepszą dynamikę jest bardziej uniwersalna, na czym zyskują żywe instrumenty.

Wokale prezentują się nadzwyczaj poprawnie i naturalnie. Szczególnie dotyczy to śpiewu kobiecego, który przybliża się do nas i oferuje wrażenie intymności, niezależnie od tego, czy słucha się Loreeny McKennitt, Renaty Przemyk, Samanthy Fox czy Straight Line Stitch. Wokal męski nie stoi daleko z tyłu, oferując bardzo realistyczne brzmienie. Jedynie co pozostawia niedosyt, to głęboki i mocny śpiew, który staje się zbyt łagodny – fani Vorpha czy Petera Steela mogą poczuć się rozczarowani.

Wybór wersji słuchawek będzie istotny ze względu na sybilanty – o ile nowsze TFZ są od nich praktycznie wolne, to starszy model potrafi być męczący w tym zakresie, choć i one zazwyczaj nie są w żaden sposób napastliwe.

Tony wysokie nie zachwycają w obu wariantach Series 5. O ile jakościowo niewiele można im zarzucić, gdyż są zdyscyplinowane, różnorodne i plastyczne, to niestety są duszone przez zbyt szybki zanik sopranów. Cierpi na tym praktycznie każdy instrument – od skrzypiec, przez flet, po talerze perkusji. Brak rozciągnięcia pozbawia je blasku, nadaje nieco matowego wybrzmiewania i chowa za niższymi pasmami.

Pod tym względem obie rewizje słuchawek zachowują się podobnie i ciężko wskazać faworyta.

Za to bardzo dobrze pod względem akustycznym została zaprojektowana scena. Nie słyszałem wielu słuchawek dokanałowych poniżej 100 dolarów, które potrafiłyby stworzyć tak dobrą iluzję przestrzeni wokół słuchacza. W przypadku opisywanych TFZ mamy zarówno szerokość, jak i głębokość sceny (choć głównie w tył) oraz sporo powietrza pomiędzy poszczególnymi planami. Co istotne, nie ma tu powszechnego w dokanałówkach wrażenia, że wszystko lub większość dzieje się w środku głowy. Łatwo poddać się iluzji, że dźwięki dochodzą gdzieś z zewnątrz, a to uczucie jest potęgowane przez wspomniane lekkie rozmycie dźwięków.

Szczegółowość, jak na ten przedział cenowy, jest przeciętna. O ile ilość przekazywanych informacji jest pozornie spora, to zastosowana charakterystyka brzmienia wyraźnie przykrywa część mikrodetali. Jest to odczuwalne zwłaszcza w nowszej wersji Series 5, która przez swoje przyciemnione brzmienie i ograniczoną dynamikę czasami wręcz nie nadąża za tym, co dzieje się w utworach, a przy dużej ilość instrumentów potrafi stworzyć przed słuchaczem nieprzyjemną ścianę dźwięku.

 

REKLAMA
fiio

Podsumowanie



TFZ Series 5 to nieco dziwne słuchawki – pod jedną nazwą producent wprowadził właściwie dwa różne modele. Starszy z nich oferuje lepszy dźwięk o równiejszej charakterystyce i lepszej dynamice, podczas gdy nowszy to solidniejsze wykonanie ze względu na poprawiony przewód.

O ile pierwsza wersja stanowi całkiem ciekawą propozycję dla osób lubiących ciemniejsze granie oraz dużą scenę, tak druga nie robi już aż tak dobrego wrażenia. W końcu zamiast niej można kupić np. tańsze Shozy Zero o zbliżonym brzmieniu, ale bardziej uniwersalne, zwarte i po prostu tańsze. Warto również wspomnieć podobnie wycenione Fidue A71, które są słabsze pod kątem przestrzeni, za to nadrabiają dynamiką.

Jeśli jednak przyciemnienie dźwięku nam nie odpowiada, a szukamy przystępnych cenowo słuchawek dokanałowych o ponadprzeciętnej scenie, warto zwrócić się w kierunku Macaw GT100s.

Szukając dokanałówek stawiających na bas, zdecydowanie warto się zainteresować recenzowanymi niedawno Alpha & Delta AD01.

 

zdjecie

 

Pod względem doboru źródeł dobrze jest dobierać do TFZ Series 5 odtwarzacze jaśniejsze, bardziej technicznie, aniżeli czarujące. Chociaż mocny wzmacniacz nie jest wymagany, to bywa pomocny w okiełzaniu zbyt rozmytej charakterystyki opisywanych słuchawek. W moim przypadku TFZ-y uzyskały niemal idealną synergię z xDuoo XD-05, który swoim brzmieniem wpasował się tak dobrze, że wiele z negatywnych cech po prostu zanikało. Niewiele gorzej wypadł Shozy Alien, który zwartym i naturalnym charakterem trzymał w ryzach przetworniki. Całkiem ciekawie wypadły również Hidizs AP60 oraz xDuoo X3, ale już cieplejsze Colorfly C10 i xDuoo X2 dusiły się w połączeniu z TFZ.

Przy decyzji zakupu TFZ Series 5 należy pamiętać o jednym: lepiej wybrać pierwszą wersję ze standardowym kablem. Może i jest gorzej wykonana, ale po prostu bardziej opłacalna.

Zalety:
+ duża i przekonywająca przestrzeń,
+ naturalne wokale,
+ dobra izolacja.


Wady:
– niska dynamika,
– mocno przyciemniony dźwięk,
– za szybko wygaszone tony wysokie,
– wątpliwa opłacalność zakupu nowszej rewizji.

Sprzęt dostarczył:


 

REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj