Brzmienie



Do testów posłużyły: smartfon Samsung Galaxy S6 oraz komputer stacjonarny z Windowsem 10.

Przed otrzymaniem słuchawek do testów spodziewałem się brzmienia o silnej podstawie basowej i się nie zawiodłem. Dół jest mocny i mięsisty, ale dobrze kontrolowany, przez co nie ma wrażenia, że zalewa całą muzykę, mimo jego bardzo dużej ilości. Główny akcent postawiono na jego środkową część, jednak nie jest monotonny i potrafi zejść naprawdę nisko. Przypomina mi dół z Takstarów Hi-1200, tylko bez takiej ilości wysokiego basu wchodzącego na tony średnie. Podejrzewam, że większość bassheadów będzie zadowolona, szczególnie że nie trzeba się martwić o niedobór mocy czy głośności. Tak przedstawione tony niskie sprawdzają się głównie w klubowej muzyce elektronicznej i ciężkim metalu, gdzie liczy się poczucie siły dźwięków. Co ciekawe, utwory na kontrabas i wiolonczelę również mogą dać sporo przyjemności, jednak tutaj trochę brakuje słuchawkom szybkości i ciężko wyciągnąć ze wspomnianych instrumentów wszystkie smaczki.

Tony średnie to niestety rozczarowanie – są wyraźnie cofnięte i przyciemnione, przez co brzmią trochę jak zza zasłony. O ile przy słuchaniu setów z Ibizy nie jest to problemem, to już żywa muzyka na tym zauważalnie cierpi. Instrumenty strunowe są zduszone, jakby struny miały trochę za luźny naciąg. Trąbce brak naturalnego blasku, jej brzmienie jest trochę płytkie, a podobnie dzieje się z harfą czy fortepianem – to zdecydowanie nie słuchawki do koncertów akustycznych czy muzyki orkiestrowej.

Niestety, opisywane niedostatki przenoszą się również na wokale, które są, ze względu na cofniętą wyższą średnicę, zgaszone i nosowe. Dotyka to zarówno głosów męskich, jak i kobiecych, jednak, co ważne, nie zawsze jest mocno zauważalne. Gdy ma się do czynienia z wokalem prostym, nie dającym poczucia krystalicznej czystości czy dużej siły, to wspomniane wady są na akceptowalnym poziomie – Nicki Minaj czy Muniek Staszczyk nie stracą swoich fanów. Gorzej, gdy dojdzie się do bardziej wymagających głosów: Loreena McKennitt, Clannad, Queen czy Samael, które na Z:ero mocno rozczarowują.

Tony wysokie są lekko podbite w stosunku do średnicy, jednak szybko zanikają. W konsekwencji dźwięk jest dość szczegółowy i dynamiczny, ale – przy instrumentach sięgających mocno w górę – wybrakowany. Skrzypce nie wspinają się odpowiednio wysoko, a talerze perkusji czy trójkąt są zmatowione i nie wybrzmiewają długo.

Scena stoi na dobrym poziomie, co wiąże się głównie ze słabą izolacją. Ma się wrażenie, że sporo się dzieje wokół słuchacza, dźwięki nie trzymają się w środku głowy, a poczucie głębi jest na tyle zauważalne, że wydaje się, iż muzyka kreowana jest wokół nas. Jednocześnie przestrzeń nie sięga daleko za głowę, daje raczej poczucie intymności, ale bez ciasnoty. Poszczególne plany płynnie przechodzą między sobą i choć może brakować nieco powietrza między instrumentami, to jak na tak zestrojone słuchawki jest i tak nadzwyczaj dobrze.

Szczegółowość jest przyzwoita – ani się nie wybija klarownością, ani nie tłamsi muzyki. O ile ocieplenie podbitym basem i ciemniejsze brzmienie wywołane zgaszoną wyższą średnicą często wywołują efekt zamulenia i ucieczki szczegółów od słuchacza, tak tutaj jest zaskakująco przejrzyście (z pominięciem wokali) i choć nie zachwycimy się mikrodetalami, tak odbiór dźwięków jest na tyle szczegółowy, że łatwo można się wczuć w rytm.

 

REKLAMA
hifiman

Podsumowanie



Zorloo Z:ero na pewno są ciekawie pomyślane i dobrze wykonane. Dźwiękowo mają jednak swoje wady, które ograniczają grono ewentualnych odbiorców. Dostaje się słuchawki, które nazwałbym imprezowymi – cieszą tam, gdzie rządzi bas i rytm, natomiast odstają przy wokalach i żywych instrumentach. Tak naprawdę nie mają jednak od czego odstawać, gdyż aktualnie brak im właściwie konkurencji. Dźwiękowo można szukać odniesienia w basowych dokanałówkach jak Takstar Hi-1200 czy NuForce NE-650M, jednak w przypadku Zorloo otrzymujemy combo USB, które zabrzmi tak samo na każdym sprzęcie, z którym uda się je połączyć, choćby tym pozbawionym jakiegokolwiek wyjścia audio. Niestety odbywa się to kosztem braku uniwersalności, w końcu nie ma tutaj wtyku mini-jack.

zorloo

 

Czy to rozwiązanie ma przyszłość? Czy jest w stanie powalczyć choćby ze słuchawkami Bluetooth, które oferują zbliżoną funkcjonalność, ale są pozbawione kabli? Teoretycznie szanse na to są bardzo małe, ale skoro Apple rozważa usunięcie jacka ze swoich telefonów, to kto wie co nas jeszcze czeka…

Zalety:
– dobrze kontrolowany i masywny bas,
– ciekawy sposób kreowania sceny, zarówno intymny, jak i dość przestrzenny,
– solidnie wykonane,
– mogą się podobać wizualnie,
– nie wymagają żadnej synergii dźwiękowej ze źródłami z którymi można je połączyć,
– innowacyjne (dla fanów gadżetów).


Wady:
– zbyt wycofana i przyciemniona średnica,
– za szybko wygaszona góra,
– bas może być przytłaczający,
– kabel bywa kłopotliwy w szybszym ruchu, ze względu na swoją sztywność i ciężar,
– wymagają zgodności źródła z USB audio, co mocno ogranicza kompatybilność.

Sprzęt dostarczył:

 

REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj