T20 Wireless to nowe dokanałówki z przetwornikami dynamicznymi od RHA. Tym razem w zestawie jest zarówno adapter Bluetooth z obsługą kodeka aptX, jak i zwykły kabel MMCX, a słuchawki mają wymienne filtry.
Lubię RHA Audio. Brytyjski producent pokazał, że potrafi zrobić świetne, a zarazem oryginalne słuchawki i to w różnych przedziałach cenowych. Przyznaję jednak, że do słuchawek RHA z interfejsem Bluetooth podchodzę mniej entuzjastycznie. Wszystko przez testowany jakiś czas temu model RHA MA650 Wireless, który zawiódł mnie przekazem wysokich tonów, sztucznych i dziwnie wyostrzonych. Z tego powodu miałem obawy odnośnie tytułowych T20 Wireless, które wykorzystują podobny pałąk co w MA650 Wireless z interfejsem Bluetooth. T20 Wireless to jednak słuchawki z wyższej półki – producent obiecuje solidne wykonanie, nienaganną ergonomię i świetne brzmienie. Udało się?
Wyposażenie
Wyposażenie jest bogate, wraz ze słuchawkami otrzymujemy:
- neoprenowy futerał;
- zestaw filtrów;
- blaszkę na tipsy;
- sześć par tipsów silikonowych, pojedynczych (2x S, M, L);
- dwie pary tipsów dwukołnierzowych (M, L);
- dwie pary pianek Comply Tsx-400;
- adapter Bluetooth;
- kabel MMCX-3,5 mm (ok. 150 cm);
- klips do ubrania;
- klips sportowy;
- kabel USB typu C do ładowania (ok. 45 cm);
- ulotki, dokumentację i instrukcję obsługi.
Wow! Nie dość, że otrzymujemy cały pałąk z pilotem i wtyczkami MMCX, to w zestawie jest także standardowy przewód z wtyczką 3,5 mm, więc słuchawki sprawdzą się nie tylko ze smartfonem, ale także odtwarzaczami muzyki lub stacjonarnym sprzętem audio, przynajmniej w teorii. Jak zwykle nie zabrakło też aluminiowej blaszki z zapasem tipsów, a tym razem otrzymujemy też i drugie, podobne akcesorium, ale na filtry. Ma ono formę zagiętej, metalowej i szczotkowanej tabliczki z naniesionymi oznaczeniami filtrów, wkręconych w specjalne gwinty. W zestawie są także dwa klipsy na kable, solidne, neoprenowe etui z zamkiem błyskawicznym oraz kabel USB do ładowania, zabezpieczony matową izolacją. Do pełni szczęścia zabrakło tylko drugiego kabla z wtyczką 2,5 mm, ale w tej cenie i przy tak bogatym zestawie nie ma co na to specjalnie narzekać.
Konstrukcja
Producent wykorzystał solidną konstrukcję znaną z modelu T20i Black. Obudowy słuchawek są w kształcie OTE, które zostały charakterystycznie spłaszczone w przedniej części. Słuchawki wykonano ze stali metodą formowania wtryskowego, co widać i czuć – obudowy są masywne, grube i szorstkie, ale przyjemne w dotyku. Ponownie dominuje matowa czerń, a same słuchawki są lekko wyszczotkowane. Okablowanie nie wyłamuje się kolorystyką, wszelkie przewody i elementy metalowe są również czarne. Wzornictwo jest więc dyskretne, sprawia wrażenie surowego, ale jest na swój sposób efektowne.
Słuchawki zostały ozdobione wyżłobionymi, białymi logo RHA na pokrywkach, a obok znaczków można dostrzec także otwory wentylujące skryte za dodatkowymi maskownicami. W górnej części są gniazda MMCX, a od wewnętrznej strony widać kolejne nadruki, czyli oznaczenia modelu i pieczątki odróżniające kanały. Co ciekawe, w słuchawki wbudowano także magnesy, zatem obie strony można złączyć pokrywkami. To wygodne rozwiązanie znane z typowych, konsumenckich dokanałówek i świetnie, że zawitało także do sprzętu z trochę wyższej półki.
Tulejki są wykręcane, to właśnie wymienne filtry. Standardowo zamocowane są filtry referencyjne (srebrne), a w zestawie są jeszcze basowe (czarne) oraz sopranowe (miedziane). Wszystkie zakończono charakterystycznymi, wirnikowymi ozdobami, a przy gwintach wyposażono w uszczelki. W tych pierwszych i drugich (referencyjnych i basowych) są też dodatkowe wkładki z pianki lub gąbki, a ostatnie (sopranowe) nie mają wypełnienia.
Pałąk również prezentuje się dobrze. Został wykonany z grubego, ale niezwykle elastycznego silikonu o spłaszczonym przekroju. Akcesorium to można wręcz zwinąć w precel i włożyć do pokrowca z zestawu. Po obu stronach pałąka są szersze, cylindryczne moduły zwieńczone metalowymi nakładkami. Na lewym jest czujnik NFC, a na prawym gniazdo USB typu C, okrągły włącznik oraz dioda. Pałąk mierzy łącznie 43 cm, a odcinki douszne są 23-centymetrowe. Oba zwieńczono pozłoconymi wtyczkami MMCX z zausznicami, a na prawym jest także trójprzyciskowy pilot z mikrofonem.
Kabel z zestawu przypomina ten dodawany do modelu T20i. Ma on matową, grubą izolację oraz elementy typowe dla szkockiej marki. Wtyczka 3,5 mm jest prosta, pozłocona, ma stalową obudowę i dodatkową sprężynkę zabezpieczającą. Rozdzielacz wygląda identycznie, a obok niego znajduje się plastikowy suwak do skrócenia odcinków dousznych. Wtyczki MMCX mają czarne obudowy oraz ogumowane zausznice, odkształcone fabrycznie. Nie zabrakło na nich oznaczeń kanałów, a na prawej wtyczce jest także czerwona kropka.
Ergonomia i użytkowanie
RHA T20 Wireless nie są duże i cechują się obłym kształtem, więc leżą w uszach bez zarzutu. Stalowe obudowy są chłodne w dotyku, więc aplikowanie może być niekomfortowe w sezonie jesienno-zimowym – wtedy słuchawki warto ogrzać uprzednio w dłoniach. W moim przypadku T20 wzorowo trzymały się w uszach, nie uciskały i nie irytowały skóry, a tym samym praktycznie nie odstawały z małżowin usznych. Tulejki wychodzą ze słuchawek pod dobrym kątem, nie rozpierają uszu ani nie wymagają aplikowania na odpowiednią głębokość. To moim zdaniem bardziej udany kształt niż np. słuchawek FiiO FH5, ale wewnątrz są jedynie pojedyncze przetworniki dynamiczne (z podwójnymi cewkami), które zajmują mniej miejsca, więc brytyjski producent miał mniejsze wyzwanie. Izolacja jest jednak zbliżona, może trochę lepsza niż u FiiO, ale jeszcze nie perfekcyjna. W trakcie słuchania rocka czy elektroniki otoczenie nie da się we znaki, ale już spokojny jazz, klasyka czy muzyka wokalna mogą wymagać odpowiednio cichych warunków.
Wymiana filtrów nie stanowi wyzwania, ale trzeba zachować ostrożność. Organizer w postaci blaszki ułatwia procedurę, a tym samym przechowywanie filtrów. Gwinty pracują bez zarzutu, a krańce zostały wyżłobione niczym nakrętki od butelek, więc odkręcanie i wkręcanie przebiega bezproblemowo. Dla porównania w IMR R2 wykręcanie gładkich i śliskich filtrów jest znacznie trudniejsze. Na filtrach w T20 Wireless są także dodatkowe uszczelki i to na nie trzeba uważać – nie należy dokręcać filtrów zbyt mocno, bo wtedy uszczelki zbyt mocno się miażdżą lub nawet luzują. Filtry należy dokręcać z wyczuciem.
Pałąk również nie podpada ergonomią. Co prawda chętnie zobaczyłbym w zestawie adaptery pokroju FiiO UTWS1 zamiast pałąka, ale akcesorium jest równo wyważone, nie drażni skóry i pewnie spoczywa na barkach. Producent dokłada także klips, który pozwoli spiąć ze sobą odcinki kabla i tym samym ustabilizować pałąk na szyi, co mogą docenić osoby aktywne. Moim zdaniem konstrukcje z pałąkiem niezbyt nadają się ćwiczeń i nie jest to ideał do biegania, ale akurat w przypadku T20 Wireless lekki jogging wchodzi w grę – pałąk nie podskakiwał specjalnie w trakcie biegu. Trzeba jednak pamiętać, że słuchawki nie są odporne na pot lub zachlapanie, przynajmniej oficjalnie.
Strona funkcjonalna pałąka budzi pewne wątpliwości. Z jednej strony nie zabrakło NFC do parowania zbliżeniowego, USB typu C czy wsparcia dla kodeka aptX, a także dość wydajnego, 12-godzinnego akumulatora. Jednak moim zdaniem producent mógł zrezygnować z wydzielonego włącznika, który znajduje się na pałąku, a wbudować go w środkowy przycisk pilota, co ułatwiłoby jego znalezienie. Uważam też, że sterowanie także mogło zostać rozwiązane lepiej. Plus i minus pełnią jedynie funkcję regulacji głośności, a większość funkcji przypadło środkowemu przyciskowi, który: pauzuje, wznawia muzykę, kontroluje rozmowy i przełącza utwory do tyłu (trzy kliknięcia) oraz do przodu (cztery kliknięcia). Moim zdaniem zmianę utworów można było przypisać regulacji głośności, wyzwalaną przytrzymywaniem plusa lub minusa. Niestety sama regulacja głośności jest nieprecyzyjna – poszczególne skoki są zbyt duże, więc byłem zmuszony zmieniać moc za pomocą smartfona lub smartwatcha.
Producentowi należy się natomiast pochwała za zastosowanie standardu MMCX (a nie 2-pin) i dołożenie zwykłego kabla z wtyczką 3,5 mm. Dzięki temu otrzymujemy jednocześnie T20 w wersji Wireless i kablowej, czyli odpowiednik modelu T20i. Kabel MMCX sprawdza się dobrze – zausznice spełniają swoje zadanie, podobnie jak rozdzielacz, chociaż ten umieszczono bardzo nisko. Z tego powodu przydaje się suwak do skrócenia odcinków dousznych. Wtyczka jest także solidna i nie brakuje jej wydłużenia umożliwiającego wpięcie w smartfony lub odtwarzacze w dodatkowych futerałach. Kabel nie ma jednak pilota, więc jeśli używamy słuchawek do rozmów, konieczne będzie korzystanie z pałąka. Na szczęście wypinanie wtyczek MMCX nie stanowi problemu – stawiają one optymalny opór.
Specyfikacja
- przetworniki: dynamiczne z podwójnymi cewkami
- pasmo przenoszenia: 16 Hz-40 kHz (przewodowo)
- impedancja: 16 Ω
- średni pobór mocy: 2 mW
- maksymalna moc wejściowa: 5 mW
- skuteczność: 90 dB
- interfejs Bluetooth: 4.1 z aptX i NFC
- czas działania: do 12 godzin
- masa: 8 g (pojedyncza słuchawka), 37 g (z przewodem 3,5 mm); 48 g (z pałąkiem Bluetooth)
Brzmienie
- Słuchawki: Campfire Audio Solaris, Atlas i Andromeda, Meze Audio Rai Penta, FiiO FA7 i FH7, IMR Acoustics R2 Red i R1 Zenith, Oriveti New Primacy, Brainwavz B400, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO, TinHiFi P1
- DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, DAART Canary II, Burson Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3E i AM3B), FiiO BTR5, Radsone EarStudio ES100
- DAP: FiiO M15, FiiO M11 Pro, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), FiiO M5, OnePlus 7 Pro
- Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity
- Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne
RHA T20 Wireless i filtry
Postanowiłem rozpocząć opis od kwestii filtrów, ponieważ sprawa jest dość prosta. Filtry bez wątpienia wpływają na brzmienie, chociaż nie można spodziewać się zupełnie innego strojenia na filtrach basowych czy sopranowych. Zmiany są dość subtelne, słychać po prostu, że filtry basowe („bass”) wcale nie potęgują basu, a jedynie ścinają górne zakresy. Brzmienie z czarnymi filtrami robi się ciemniejsze. W przypadku miedzianych, sopranowych filtrów („treble) sprawa jest analogiczna, tj. ścinany jest bas, więc brzmienie sprawia wrażenie jaśniejszego.
Muszę przyznać, że ani filtry basowe, ani sopranowe nie zrobiły na mnie wrażenia. Te domyślne, nazywane „reference”, są po prostu najlepsze – nadal nie brakuje basu i wysokich tonów, a dźwięk nie przechyla się w żadną ze stron. Nie czułem najmniejszej potrzeby korzystania z innych filtrów, więc postanowiłem szczegółowo opisać słuchawki jedynie z filtrami typu referencyjnego.
RHA T20 Wireless przez Bluetooth
Brzmienie RHA T20 Wireless z pałąkiem jest bardzo dobre. Słuchawki szybko przypadły mi do gustu, mimo że nie brzmią w sposób idealnie zrównoważony, a lekko falują. To dobrej jakości V-ka, ale nie ekstremalna i dość oryginalna. Basu nie ma wyjątkowo dużo, wysokie tony są jasne, ale niespecjalnie ostre, a do głosu chętnie dochodzi także akcent w wyższej średnicy, nadający muzyce „pazura”. W efekcie charakter słuchawek jest rozrywkowy, ale T20 nie odbiegają mocno od równowagi tonalnej. Rozdzielczość jest wysoka, dynamika dobra, a dźwięk zarysowany i szczegółowy. Słuchawki są też prawie neutralne barwowo, chociaż momentami słychać lekko chłodny sopran, co jest typowe dla słuchawek RHA. Moim zdaniem T20 Wireless rozwijają skrzydła w elektronice, ale nadal pozwolą posłuchać gatunków operujących żywymi instrumentami.
Bas jest masywny w średnim zakresie, ale potrafi też dość nisko zejść, zabrzmieć bardziej tłusto i obficie. Jednocześnie słychać sporo energii i kopa, dół potrafi szybko uderzyć, dynamicznie pulsować i sprawnie wygasnąć. Nie słychać mulenia, zlania i rozmycia basu – tony niskie są trzymane w ryzach, a tym samym nieźle zróżnicowane. RHA T20 Wireless nie generują basu jako jednolitej, obłej i mdłej masy, co zdarza się w wielu słuchawkach Bluetooth. W przekazie dołu słychać sporo detali, a instrumenty są zróżnicowane – można wyciągnąć sporo smaczków z syntezatorów, sampli czy basówek. T20 Wireless mają raczej rozrywkowy charakterek, ale nie kosztem jakości. Bas jest też dość elastyczny – można przejść z typowo basowych kawałków na lekkie, jazzowe czy fusionowe granie – bas się dostosuje, zrobi się lekki i punktowy.
Neutralna barwowo średnica stoi lekko wstecz względem basu, ale pasmo to nie jest zupełnie wycięte. Nie słychać zgaszenia wokali, bas czy sopran nie dominują nad przekazem żywych instrumentów, pasmo pozostaje bezpośrednie i klarowne. To sprawka pewnego akcentu w wyższej średnicy, który zarysowuje brzmienie, dzięki czemu dźwięk jest wyrazisty, bezpośredni i mocny. Słuchawki nie mają wygładzonej, mdłej i miękkiej średnicy, brzmią dość twardym konturem, a rozdzielczość jest wysoka. W efekcie jest w T20 Wireless coś technicznego, mimo raczej muzykalnego charakteru. Bardzo lubię tego typu twarde, zarysowane i konturowe brzmienie i zawsze stawiam je wyżej od zupełnie gładkiego, miękkiego i mdłego dźwięku, więc T20 Wireless od razu przypadły mi do gustu. Jest w nich pewien „pazur”, zadziorność, swoisty charakterek, którego brakuje w wielu słuchawkach Bluetooth, zazwyczaj maksymalnie łagodnych w brzmieniu.
Wysokie tony walczą z basem, góra kontruje dół – jest zaakcentowana, lekko wyostrzona i szybka. Dzięki temu uniknięto przyciemnienia lub zamulenia, a brzmienie pozostaje klarowne i czyste. Nadal nie ma mowy o sykliwości, wyjątkowej jaskrawości pasma czy odchudzeniu dźwięku – według mnie góra nadal jest przyjemna w odbiorze. Zaznaczam jednak, że wysokie tony są dość mocne – talerze perkusyjne często wychodzą przed szereg i może się zdarzyć, że lekko zaszeleszczą, w zależności od jakości realizacji muzyki. Jeśli więc jesteśmy wolimy ciemniejszy przekaz, to najpewniej odbierzemy T20 Wireless jako słuchawki zbyt ostre. W takim przypadku z pomocą mogą przyjść filtry basowe, które jednak odbierają słuchawkom tej iskry w sopranie. Co ciekawe, w górze pasma nie słychać sztuczności, co jest często domeną jaśniejszych słuchawek Bluetooth – to prawdopodobnie wpływ mocnej wyższej średnicy. Jest też w dźwięku T20 Wireless coś metalicznego, bo słuchawki potrafią zabrzmieć bardzo dźwięcznie np. w przekazie talerzy perkusyjnych, które brzmią właśnie… metalicznie, czyli tak, jak powinny. Jest w charakterystyce góry T20 Wireless także coś przypominającego przetworniki piezoelektryczne – miałem skojarzenia np. z IMR Acoustics R1 Zenith lub R2 Red, a to rzadkość w słuchawkach Bluetooth.
Scena dźwiękowa jest według mnie elipsoidalna, czyli raczej szeroka niż głęboka. Słychać dość mocną separację kanałów, dzięki czemu stereofonia gra pierwsze skrzypce. Ciągle nie ma wrażenia, jakby lewa i prawa słuchawka grały zupełnie niezależnie, więc można liczyć też na niezłą głębię – instrumenty są różnicowane także na płaszczyźnie przód-tył. Wysokość jest na trzecim miejscu, T20 Wireless jeszcze nie brzmią zupełnie płasko w przestrzeni, ale w pionie dzieje się mniej. Instrumentom towarzyszy spora dawka powietrza, więc separacja dźwięków jest bez zarzutu. Nie można jednak liczyć na wyjątkowo czarne tło, słychać pewien szum, typowy dla większości słuchawek Bluetooth.
RHA T20 Wireless przewodowo
Po zamianie pałąka Bluetooth na przewód z zestawu uzyskałem trochę inne, bardziej zrównoważone i neutralne brzmienie. Okazało się, że przez interfejs Bluetooth dźwięk jest bardziej podkoloryzowany i muzykalny, a przez kabel raczej analityczny. W połączeniu przewodowym przybyło średnicy, akcent w wyższym jej rejonie stał się mniej intensywny, a góra była ogólnie spokojniejsza, ale nadal wyrazista i klarowna. W efekcie brzmienie stało się bardziej referencyjne, jak wskazuje nazwa filtrów. Dźwięk nadal pozostał zarysowany, techniczny i szczegółowy, nie zniknęła charakterystyczna twardość, ale poprawiła się przestrzeń, która była już bardziej kulista niż elipsoidalna – szerokość, głębia i wysokość stały się proporcjonalne.
Moim zdaniem ani kabel w T20 Wireless, ani pałąk nie są tylko dodatkami. Nie miałem wrażenia, że jedno zastosowanie jest domyślne, a drugie to jedynie zbędny gadżet – T20 Wireless to autentycznie słuchawki typu dwa w jednym. Na zewnątrz można wziąć ze sobą pałąk i słuchać rozrywkowych brzmień na spacerze czy podczas dojazdów do pracy, natomiast w domu można sięgnąć po kabel i oddać się bardziej analitycznym odsłuchom ulubionych płyt, podłączając T20 Wireless do przenośnego odtwarzacza czy biurkowego DAC/AMP-a.
RHA T20 Wireless synergia w połączeniach przewodowych
Podłączyłem T20 Wireless do odtwarzaczy, DAC/AMP-ów oraz… innych adapterów Bluetooth z platformy testowej, co teoretycznie mija się z celem, ale dobrze, że taka możliwość istnieje. Słuchawki nie są czułe na szum, reagują na charakteru sprzętu, ale nie są też kapryśne pod względem synergii. Jednak dla najlepszych rezultatów radzę unikać mocno wyostrzonych, jasnych źródeł. Lepiej wypadnie sprzęt cieplejszy, łagodniejszy, naturalnie zrównoważony, a nie zaszkodzi nawet ten basowy.
W efekcie T20 Wireless zabrzmiały lepiej podłączone do FiiO M15 (głęboki bas) niż M11 Pro (referencyjne, analityczne brzmienie), a tym samym służył im bardziej Radsone EarStudio ES100 (cieplejszy, bardziej naturalny) niż FiiO BTR5 (analityczny, zrównoważony i techniczny). Podłączyłem T20 Wireless także do świetnego adaptera TWS od FiiO, czyli UTWS1. Brzmienie było również bardziej zrównoważone, neutralne i techniczne w porównaniu do bardziej rozrywkowego adaptera Bluetooth zaimplementowanego w pałąku. Dźwięk nie był jeszcze ostry, ale bez wątpienia stał się bardziej analityczny, co nie dla każdego będzie plusem.
Jeśli chcemy spróbować innego okablowania, to lepiej na bazie czystej miedzi. Posrebrzona miedź lub srebro mogą zbyt mocno wyostrzyć wyższą średnicę i górę – tak było w przypadku kabelków FiiO LC-C i LC-D, które ochłodziły brzmienie. Znacznie lepiej wypadł hybrydowy Oriveti Affinity, kabel o łagodniejszym przekazie wyższej średnicy i wysokich tonów.
RHA T20 Wireless vs inne słuchawki
Muszę przyznać, że nie słyszałem podobnie brzmiących słuchawek dokanałowych z Bluetooth. Tak, jak wspominałem, większość modeli brzmi raczej gładko, typowo V-kowo i przystępnie. W Brzmieniu T20 Wireless słychać więcej charakterku, mocniejszą wyższą średnicę, twardsze, konturowe brzmienie i wyższą rozdzielczość. Dla przykładu Sennheisery Momentum Free lub True Wireless, Beyerdynamic Blue Byrd czy Jabry Elite 75t brzmią bardziej miękko i łagodnie, rysują dźwięk gładszą, mniej konturową kreską. RHA T20 Wireless są bardziej techniczne, brzmią tak, jakby ktoś wziął dobrej klasy słuchawki dokanałowe o bardziej audiofilskim charakterze i dodał do nich interfejs Bluetooth… Chyba dokładnie to zrobił producent, przerabiając model T20i na T20 Wireless.
Natomiast w połączeniach przewodowych RHA T20 Wireless może jeszcze nie dorównują FiiO FH5 czy FH7, czyli droższym słuchawkom hybrydowym. Nie mają jeszcze takiej przestrzeni i tak kształtnej holografii, ale i tak się bronią. Słychać pewne podobieństwa do góry słuchawek IMR R1 Zenith lub R2 Red, jest w nich coś podobnie klarownego do Orivetti New Primacy czy TinHiFi P1. Nie ma też wątpliwości, że to słuchawki RHA – skojarzenia z MA750 czy CL750 są także na miejscu.
Podsumowanie
RHA T20 Wireless to przyjemne zaskoczenie. Słuchawki okazały się być świetnie wykonane, wygodne i wysoce funkcjonalne dzięki bezprzewodowemu pałąkowi oraz standardowemu okablowaniu. Wzornictwo wpada w oko, a przekłada się też na bardzo dobrą ergonomię – zarówno słuchawki, pałąk, jak i kabel należą do komfortowych w użytku. Filtry wpływają na brzmienie, ale w stopniu subtelnym, zaś fabrycznie nałożone filtry referencyjne robią wrażenie zarysowanym dźwiękiem, klarownym, rozdzielczym i przestrzennym – bardziej muzykalnym z pałąkiem i analitycznym przez kabel. RHA T20 Wireless to realne 2w1.
Szkoda, że włącznik nie jest wbudowany w pilot, a za zmianę utworów nie odpowiadają przyciski z plusem i minusem. Sam pałąk nie jest optymalny do sportu, a adaptery TWS (na wzór FiiO UTWS1) sprawdziłyby się lepiej. W połączeniu Bluetooth słychać pewien szum, a wyższa średnica może męczyć wrażliwe ucho.
RHA T20 Wireless kosztują niecałe 1050 zł. To teoretycznie dużo, jak na słuchawki Bluetooth, ale to w praktyce także świetne słuchawki przewodowe. Jeśli lubimy wysoką jakość dźwięku, świetną funkcjonalność i docenimy twardy, wyrazisty dźwięk ze zwartym basem i ciekawym sopranem, zdecydowanie warto je kupić. Mnie słuchało się ich bardzo dobrze w różnych konfiguracjach oraz w przeróżnym repertuarze i muszę przyznać, że nie spodziewałem się aż tak wysokiego poziomu.
dla RHA T20 Wireless
Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ oryginalne wzornictwo
+ świetna jakość wykonania
+ bardzo dobra ergonomia
+ pałąk Bluetooth oraz kabel MMCX w zestawie
+ wsparcie dla aptX-a, USB typu C i NFC
+ nadal dobry czas działania
+ wymienne filtry
+ bardzo dobre brzmienie o zarysowanym, techniczno-muzykalnym charakterze
+ spora, poukładana scena dźwiękowa
Wady:
– drobne wady obsługowe
– lekki szum przy połączeniu Bluetooth
– filtry referencyjne podważają sens stosowania pozostałych
– wyższa średnica nie dla każdego
Sprzęt dostarczył: