Sennheiser CX Plus True Wireless to ulepszone słuchawki ze średniej półki cenowej, które wyposażono w technologię ANC. Według producenta mają zapewnić doskonałe brzmienie oraz działać do 24 godzin na jednym ładowaniu.

ANC powoli robi się standardem, bo dzisiaj funkcja jest dostępna w wielu podstawowych modelach. Nie zawsze działa ona na równie wysokim poziomie, ale jestem zdania, że lepiej mieć przeciętnie działające ANC, niż w ogóle nie dysponować aktywną redukcją hałasu. Choćby nieznaczne ograniczenie niskich częstotliwości z zewnątrz poprawia komfort podróży czy spaceru po zatłoczonym mieście. Nie ukrywam, że jestem fanem ANC – funkcja wielokrotnie umożliwiła mi pracę czy relaks, gdy warunki były trudne.

REKLAMA
final

Dlatego z chęcią zabrałem się za test słuchawek Sennheiser CX Plus, który bazuje na niższym modelu Sennheiser CX, ale został wzbogacony o aktywną redukcję hałasu, dostępną dotychczas jedynie w topowych Momentum True Wireless 2. To nie wszystko, bo nowością jest także wsparcie dla kodeka aptX Adaptive, który dostosowuje transmisję do sytuacji, czyli zwiększa przepustowość w trakcie słuchania muzyki lub zmniejsza opóźnienia podczas oglądania filmów. Jak CX Plus wypadają w praktyce i co na to konkurencja? Dowiecie się z poniższego testu.

Wyposażenie

Zestaw zawiera:

  • cztery pary tipsów silikonowych (rozmiary S, M, L, XL);
  • etui ładujące;
  • kabel USB typu A > USB typu C (22 cm);
  • instrukcję obsługi i dokumentację.

Wyposażenie jest podstawowe, ale warto zauważyć, że w zestawie są zazwyczaj trzy, a nie cztery pary końcówek. Ponadto same tipsy robią dobre wrażenie jakością wykonania – zastosowano przyjemny w dotyku, gładki i matowy silikon, a w wylotach są charakterystyczne przegrody. Nieźle wypada także kabel, który jest wprawdzie krótki, ale wyposażono go w smukłe wtyczki oraz solidną i elastyczną izolację.

Konstrukcja

„Gdzieś już to widziałem” – to była moja pierwsza myśl po rozpakowaniu słuchawek. Producent stosuje podobne konstrukcje, więc nowość naturalnie przypomina poprzednika, czyli model bez dopisku „Plus”. Jednak tym razem pokrywki słuchawek są połyskujące, a nie matowe, więc CX Plus wyglądają niczym… starszy model CX 400BT. Nie mam jednak problemu z takim „recyklingiem” wzornictwa, bo jest ono udane, czyli nowoczesne i minimalistyczne.

Pokrywki słuchawek to w rzeczywistości panele dotykowe, które są już właściwie standardem, bo fizyczne przyciski odchodzą do lamusa. Nadrukowano na nich srebrne znaczki producenta, obok których można dostrzec także pojedyncze otwory z mikrofonami systemu ANC, które można znaleźć także na krawędziach obudów. Z kolei w przedniej części są otwory z mikrofonami do obsługi rozmów.

Od wewnętrznej strony obudów umieszczono pokaźne złącza, czyli podwójne styki w centralnej części oraz metalowe wstawki po bokach, dzięki którym słuchawki przyciągają się do magnesów w etui. Te ostatnie są zazwyczaj niewidoczne, ale w przypadku CX Plus wyglądają one estetycznie. Nie zabrakło także czujników zbliżeniowych, pojedynczych diod oraz niewielkich oznaczeń kanałów. Z kolei tulejki są kątowe, krótkie i wyposażone w szerokie ranty, a także wypełnione gąbkowymi filtrami.

Etui również nie zostało zmodyfikowane względem poprzedników – jest pionowe oraz dość szerokie. Na froncie widać jedynie pojedynczą diodę wskazującą poziom akumulatora, a z tyłu jest gniazdo USB typu C, umieszczone tuż poniżej szerokiego zawiasu. Natomiast wewnątrz etui znajdują się głębokie foremki na słuchawki z niezamaskowanymi magnesami oraz sprężynowymi złączami. Można tam dostrzec także piankową podkładkę, którą wyklejono od spodu wieczka.

Jakość wykonania jest dobra, ale mogło być lepiej. Nie mam zastrzeżeń odnośnie samych słuchawek, bo te wzorowo spasowano, a tworzywa sztuczne wyglądają na trwałe. Wątpliwości budzi etui, bo jego wieczko ma lekkie luzy, a plastiki są wrażliwe na rysy. Na etui egzemplarza testowego widać dużo, płytkich przytarć. Nie można więc liczyć na poziom wykonania rodem z Momentum True Wireless 2, których etui pokryto tkaniną.

Ergonomia

W praktyce słuchawki nie zawodzą. Są równie wygodne, co starsze modele, jak i zbliżone pod względem komfortu do wspominanych Momentumów, słuchawek o podobnym kształcie. W moim przypadku Sennheiser CX Plus pewnie trzymają się małżowin usznych i nie rozpierają ich. Nie czułem też dyskomfortu w kanałach słuchowych, mogłem korzystać ze słuchawek długo bez zmęczenia. Nie udało mi się też spowodować, by słuchawki wypadły, bez względu na to, jak się starałem.

Podoba mi się, że producent nie stosuje „antenek” w przeciwieństwie do Apple i nie wzoruje się słuchawkami Bose, które są projektowane tak, by obudowy znajdowały się poza małżowinami usznymi. Nie znaczy to jednak, że CX Plus zupełnie znikają w uszach, bo obudowy dość wyraźnie z nich odstają. W moim przypadku nie powoduje to problemu, ale jeśli posiadamy małe małżowiny, to słuchawki mogą rzucać się w oczy i przeszkadzać pod zimową czapką. Tego typu konstrukcja ma jednak pewne plusy użytkowe, bo słuchawki łatwo wyjąć, a mikrofony nie są zakrywane, co pozytywnie wpływa na ANC i jakość rozmów.

Użytkowanie

Izolacja jest całkiem niezła. Wprawdzie ani tłumienie pasywne, ani aktywne nie są wybitne, ale razem dają dobry efekt. Słuchawki same w sobie częściowo odcinają od świata, pozwalają już skupić się na dźwięku. Natomiast ANC działa zgodnie z przeznaczeniem, wyraźnie ogranicza niskie, dudniące częstotliwości, w tym silniki samochodów, stukot transportu miejskiego itd. To jednak nie koniec, bo ANC przyzwoicie ogranicza także szum wiatru, wentylatorów czy oczyszczacza powietrza. Słuchawki jednak nadal nie wytną rozmów osób w naszym otoczeniu.

Uważam, że Sennheiser okiełznał obsługę dotykową, co nie każdemu producentowi się udaje. Po pierwsze panele są odpowiednio czułe, nie zdarza się brak reakcji na dotyk, a interfejs z powodzeniem rejestruje także wielokrotne wciśnięcia. Po drugie zastosowano świetną odpowiedź zwrotną, bo każde dotknięcie potwierdza „piknięcie”, które jest coraz wyższe w przypadku kilkukrotnych kombinacji. Z tego powodu z łatwością można wyczuć, czy komenda „weszła”. Szkoda, że więcej producentów tego nie stosuje, bo rozwiązanie to zdecydowanie uprzyjemnia korzystanie ze słuchawek.

Projekt obsługi jest intuicyjny, bo w dużej mierze symetryczny. To znaczy, że lewa słuchawka ścisza po przytrzymaniu, a prawa zgłaśnia. Analogicznie jest ze zmianą utworów, aktywowaną dwukrotnymi dotknięciami. Natomiast pojedyncze i trzykrotne dotknięcia odpowiadają za nasłuch i aktywację ANC (lewa słuchawka) oraz pauzują i wyzwalają asystentów głosowych (prawa słuchawka). Z kolei rozmowami sterują obie słuchawki, co jest świetnym pomysłem – nie trzeba się zastanawiać, z którego panelu korzystać. Mimo tego, jeśli obsługa nam „nie leży”, to panele dotykowe można swobodnie przeprogramować w aplikacji.

Funkcjonalność i czas pracy

Możliwości są niezłe, ale nie topowe. Producent wbudował w słuchawki czujniki zbliżeniowe, więc muzyka jest pauzowana po wyjęciu ich z uszu oraz wznawiana po założeniu z powrotem. Do dyspozycji jest także nasłuch, czyli mikrofony można wykorzystać do nagłośnienia otoczenia. Opcja ta działa świetnie, bo pasmo przechwytywania mikrofonów jest odpowiednio szerokie, czyli słychać wyraźnie zarówno dźwięki z zewnątrz, jak i własny głos. Pozwala to wygodnie kupić bilet w okienku, usłyszeć komunikat na peronie czy porozmawiać z kimś bez konieczności wyjmowania słuchawek z uszu.

Mikrofony zapewniają też wysoką jakość rozmów w obu kierunkach, także z opcją nasłuchu – czyli w trakcie konwersacji słyszymy również swój głos. Dzięki temu konwersacje są bardziej komfortowe, ponieważ nie podnosimy głosu. Także tło jest skutecznie odszumiane, moi rozmówcy nie mieli powodów do skarg. Ponadto słuchawki wspierają kodeki AAC, aptX i aptX Adaptive, co jest rzadkością. Mało które TWS-y oferują cokolwiek ponad kodek AAC.

Czego zabrakło? Etui nie obsługuje ładowania indukcyjnego, które w segmencie TWS staje się coraz bardziej popularne. Wprawdzie pudełko ładujące wyposażono w USB-C, więc zasilanie akumulatora nie jest specjalnym problemem, ale bezprzewodowe ładowanie w standardzie Qi byłoby i tak mile widziane. Oprócz tego norma wodoodporności IPX4 to już nic specjalnego – słuchawkom nie straszny deszcz czy pot, więc można z nimi także poćwiczyć, ale dla porównania Galaxy Buds Pro mają wyższy certyfikat IPX7. Z drugiej strony konkurencyjne Galaxy Buds 2 spełniają jedynie niższą normę IPX2.

Producent obiecuje do 8 godzin jednorazowego odtwarzania muzyki. W praktyce czas działania jest krótszy – ustawiałem głośność na 60-70%, miałem włączone ANC, a uzyskiwałem około 6-7 godzin. Gdy będziemy słuchać ciszej lub zrezygnujemy z ANC, czas działania najpewniej przybliży się do prognozy producenta. Moim zdaniem rezultaty są i tak niezłe, ponieważ ze słuchawek nie powinno się korzystać tak długo, a każdorazowo doładowują się one w etui. Pudełko ładujące uzupełni akumulatory jeszcze około dwukrotnie, a pierwsze 10 minut w etui przełoży się na mniej więcej godzinę działania.

Aplikacja na smartfona

Aplikacja Sennheiser Smart Connect nie jest wyjątkowo rozbudowana – jeszcze nie oferuje takich możliwości, jak u konkurentów. Dla przykładu aplikacje od Jabry, SoundCore (Anker) czy Sony mają bardziej zaawansowane korektory, funkcje pozwalające spersonalizować dźwięk lub sprawdzić dopasowanie tipsów. Jednak interfejs aplikacji Smart Connect jest estetyczny, obsługa intuicyjna, a funkcjonalność i tak satysfakcjonuje.

Na głównym ekranie znajdziemy grafikę przedstawiającą słuchawki, stan akumulatora oraz trzy przyciski. Pierwszy pozwala na włączenie nasłuchu (Transparent Hearing), drugi daje dostęp do korektora dźwięku (Equalizer), a trzeci umożliwia zarządzenie sparowanymi urządzeniami (Connections). Najciekawszy jest korektor, który działa w dwóch trybach. Do wyboru są trzy suwaki odpowiadające za bas, średnicę oraz wysokie tony, jak i inteligentny korektor, który pozwala dostosować dźwięk za pomocą pojedynczego punktu. Przesuwanie go w różnych kierunkach wpływa na równowagę pasm.

W ustawieniach można między innymi wyłączyć pauzowanie muzyki po wyjęciu słuchawek z uszu, aktywować automatyczne odbieranie rozmów telefonicznych po wyciągnięciu słuchawek z etui, ustawić opcje dotyczące oszczędzania energii oraz intensywność nasłuchu w trakcie rozmów. W aplikacji dostępny jest też konfigurator paneli dotykowych, który pozwala spersonalizować obsługę. Możliwa jest zmiana funkcji pojedynczych, podwójnych, potrójnych dotknięć oraz przytrzymania paneli. Niemodyfikowalne pozostają gesty do obsługi rozmów, co jest zrozumiałe.

Specyfikacja

  • przetworniki: dynamiczne 7 mm
  • pasmo przenoszenia: 5 Hz-21 kHz
  • pasmo przechwytywania mikrofonu: 100 Hz-10 kHz
  • interfejs: Bluetooth 5.2 z kodekami AAC, aptX i aptX Adaptive
  • zasięg: 10 m
  • funkcje: obsługa dotykowa, obsługa asystentów głosowych, aplikacja na smartfona, aktywna redukcja hałasu, odporność na zachlapania (IPX4)
  • czas działania: do 8 godzin jednorazowo + 16 godzin z etui (24 godz. łącznie)
  • masa: 5,9 g (jedna słuchawka); 35 g (etui)

Brzmienie

  • Słuchawki: Sony WF-1000XM4, HiFiMAN TWS 800, SoundCore Liberty Air 2 Pro, Jays t-Seven, Samsung Galaxy Buds Live, Creative Outlier Air Sports V2, Oppo Enco Free 2, Audictus Dopamine Pro
  • Źródła: Google Pixel 4a 5G, Realme GT Neo 2, FiiO M11 Plus LTD

Zazwyczaj do odsłuchów wykorzystuję Pixela 4a 5G, ale z racji, że słuchawki Sennheiser CX Plus obsługują kodek aptX Adaptive, do testów użyłem smartfona Realme GT Neo 2, który wspiera adaptujący się kodek Qualcomma. Uprzednio wyłączyłem jednak ulepszenia Dolby Atmos w ustawieniach dźwięku smartfona Realme. Źródłem muzyki był Tidal HiFi oraz pliki w formacie FLAC.

Sennheiser CX Plus True Wireless – brzmienie
CX Plus brzmią tak, jak przystało na serię, czyli dźwięk jest muzykalny. Niskie tony zostały wzmocnione, przekaz jest ciepły, gładki i łagodny. Brzmienie jest bez wątpienia nowoczesne i przyjemne w odbiorze, ale jednocześnie w miarę uniwersalne. Słuchawki nie są wprawdzie tak zrównoważone, jak Momentum True Wireless 2, ale nie ma jeszcze mowy o ekstremalnym podbiciu basu czy zupełnym wycięciu średnicy. Z kolei dzięki głębszym niskim tonom, słuchawki lepiej od Momentumów współpracują z muzyką elektroniczną. Zanim jednak przejdziemy do porównań, rozłóżmy dźwięk CX Plus na czynniki pierwsze.

Bas jest zaakcentowany, ale nadal elastyczny. Nowoczesna elektronika, rap czy muzyka popularna brzmią masywnie, gęsto i efektownie, ale już jazz, blues, lekki rock czy klasyka rozbrzmiewają lżej i bardziej naturalnie. Nie należy się więc obawiać, że kontrabas zabrzmi niczym subwoofer. Niskie tony potrafią też przyzwoicie zejść w subbas, szybko pulsować i energicznie zawibrować, ale to średni bas jest priorytetowy – to ten zakres nadaje muzyce gęstości i wypełnienia. Słuchawki różnicują także faktury instrumentów, a dół pasma jest kontrolowany i sprężysty.

Pasmo średnie nie jest idealnie z przodu, ale nie zostało bynajmniej wycięte. Dzięki temu słuchawki satysfakcjonują nie tylko w utworach z list przebojów, ale radzą sobie także z żywymi instrumentami. Co ciekawe średnica jest neutralna, dość klarowna i bezpośrednia, ale nie ostra. Ogólnie słuchawki odebrałem jednak jako ciepłe, bo przekaz podgrzewa średni zakres basu. Średnica jest też selektywna, pozwala na odróżnienie poszczególnych linii melodycznych, jak i wychwycenie pewnych detali, ale to nie analizę tutaj chodzi, a satysfakcję z muzyki. CX Plus potrafią zrelaksować, jak i dodać energii. Nie jest to może topowy poziom pod względem rozdzielczości, ale jak na słuchawki z linii konsumenckiej jest całkiem przyzwoicie.

Wysokie tony są obecne, nadają muzyce klarowności, ale nie wyostrzają brzmienia – słuchawki nie są sykliwe, nie irytują i nie męczą nawet na dłuższą metę. Charakter góry pasma jest taki, jak przystało na serię – nowoczesny i efektowny. Niestety słychać, że mamy do czynienia ze słuchawkami Bluetooth strojonymi za pomocą DSP, bo góra pasma brzmi dość cyfrowo – dla przykładu talerze perkusyjne nie są idealnie naturalne, czyli tak dźwięczne i metaliczne, jakby się chciało. Daje się to wychwycić głównie w przypadku dobrze zrealizowanych utworów z mocną perkusją czy smyczkami, a nie sprawia to problemu w elektronice czy rapie, a wręcz przeciwnie.

Przestrzeń pozytywnie zaskakuje. Prym wiedzie szerokość, czyli słuchawki rozciągają muzykę na lewo i prawo, kontrastowo separując kanały. Głębia nadal robi dobre wrażenie, bo instrumenty są eksponowane także w okolicy ramion i jakby przed twarzą. Co ciekawe niezła jest także wysokość przestrzeni, która bywa piętą achillesową wielu słuchawek Bluetooth. Na szczęście CX Plus nie brzmią płasko – instrumenty nie są grupowane jedynie na linii uszu, a pojawiają się także nad głową i poniżej uszu. Ponadto separacja instrumentów jest dobra, a słychać też niezłe napowietrzenie, czyli pomiędzy dźwiękami są spore dystanse.

Sennheiser CX Plus True Wireless – porównania
CX Plus True Wireless nie brzmią tak, jak Momentum True Wireless 2, ale nie znaczy to, że są gorsze. Moim zdaniem Momentum True Wireless 2 brzmią trochę za płytko w niskich tonach, więc gorzej od „plusów” zgrywają się z nowoczesnym repertuarem. Średnica Momentumów jest za to bardziej naturalna i bliższa, ale to niejako oczywiste, bo droższy model jest pozycjonowany jako audiofilski. Pozostałe aspekty są już na zbliżonym poziomie, nie ma pomiędzy słuchawkami specjalnej przepaści. Jeśli więc preferujemy bardziej energiczny przekaz i głębszy bas, to CX Plus mogą okazać się lepsze, a to także słuchawki tańsze (699 zł vs 959 zł).

Bardziej „audiofilsko” brzmią również HiFiMAN TWS 800, czyli technicznie i precyzyjnie grające słuchawki o mniej efektownym charakterze. Rozdzielczość dźwięku jest wyższa w przypadku TWS 800, ale to gigantyczne słuchawki pozbawione ANC, które kosztują prawie 1500 zł. Cena wcale nie znaczy tutaj, że TWS 800 są lepsze – słuchawki HiFiMAN-a przegrywają użytkowo, a i brzmieniowo mogą okazać się gorsze, gdy zależy nam na mocniejszym basie. CX Plus zostają za to w tyle za Sony WF-1000XM4, które są również muzykalne, ale bas w słuchawkach od Japończyków jest niższy, pełniejszy i znacznie szybszy, średnica klarowniejsza, a góra bardziej naturalna. Jednak WF-1000XM4 to znowu model znacznie droższy, bo wyceniony aż na 1200 zł.

Galaxy Buds Pro od Samsunga (899 zł) brzmią równiej, klarowniej i mogą pochwalić się skuteczniejszym ANC. Słuchawki są jednak dostępne już jakiś czas, a startowały w wyższej cenie od CX Plus, więc Buds Pro to model pozycjonowany wyżej. Jednak CX Plus wcale nie są dużo gorsze od Samsungów, a mogą być preferowane przez szukających bardziej zaznaczonego basu. Tak naprawdę Sennheiser CX Plus konkurują z Galaxy Buds 2 (650 zł), które mocniej V-kują, mają bardziej podbity bas i brzmią efektowniej. Muszę przyznać, że wolę CX Plus – słuchawki Sennheisera są według mnie bardziej uniwersalne, lepiej brzmią w spokojniejszych utworach.

Sennheiser CX Plus mają mocnego, chociaż odmiennego konstrukcyjnie konkurenta, czyli słuchawki SoundCore Liberty Air 2 Pro (499 zł). To, który model jest lepszy znowu zależy od preferencji – Liberty Air 2 Pro mocniej V-kują, mają bardziej podbity bas, a do tego posiadają antenki, które nie każdy akceptuje. Moim zdaniem ANC w modelu od SoundCore jest skuteczniejsze, ale słuchawki są też większe i mniej dyskretne. Sennheisery są w bezpośrednim porównaniu bardziej zrównoważone w dźwięku, zestrojone ambitniej, więc lepiej słucha się na nich jazzu czy klasycznego rocka. Liberty Air 2 Pro za to robią lepsze wrażenie w mocno basowej elektronice.

Podsumowanie

Sennheiser CX Plus to udane TWS-y. Spodobało mi się wzornictwo, doceniłem ergonomię i byłem zadowolony z ANC, które nie jest jeszcze topowe, ale już wyraźnie lepsze od aktywnej redukcji hałasu z wielu tańszych modeli. Czas pracy także satysfakcjonuje, mimo iż jest trochę krótszy od prognozowanego, a aplikacja na smartfona ma wiele przydatnych opcji. Do gustu przypadł mi także świetny nasłuch, nie zawiodłem się jakością rozmów, a wsparcie dla kodeków aptX i aptX Adaptive stanowi dodatkowy plus. Brzmienie słuchawek jest dobre, rozrywkowe, przystępne i stosunkowo uniwersalne.

Szkoda, że tworzywa sztuczne w etui nie są trwalsze – na sztuce testowej widać sporo rys i przytarć. Niestety zabrakło ładowania indukcyjnego, a aplikacja na smartfona nie jest wyjątkowo rozbudowana. Wysokie tony także mogły być lepsze – są klarowne i przystępne, ale trochę cyfrowe.

Sennheiser CX Plus True Wireless kosztują 699 zł, czyli należą do średniej półki, a ich ocena jest dość trudna. Z jednej strony konkurują z przeróżnymi modelami od Jabra, Samsunga czy SoundCore, a z drugiej stanowią świetną alternatywę dla kosztownych Momentum True Wireless 2. Jeśli zależy nam na wsparciu dla kodeka aptX Adaptive i ANC, to warto je kupić. W innym przypadku lepiej sięgnąć po tańsze Sennheiser CX True Wireless które można nabyć za niecałe 420 zł.

Zalety:
+ niezłe wyposażenie
+ dobre wykonanie słuchawek
+ wysoka ergonomia
+ wygodna obsługa
+ skuteczne ANC
+ dobra jakość rozmów
+ praktyczny nasłuch
+ muzykalne, przestrzenne i stosunkowo uniwersalne brzmienie

Wady:
– etui wrażliwe na rysy
– brak ładowania indukcyjnego
– lekko cyfrowa góra

Sprzęt dostarczył:

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
hifiman

1 KOMENTARZ

  1. Witam. Mam problem z automatyczną pauzą w odtwarzaczu M0. O ile w tel działa, to przy słuchaniu muzyki z M0 wyjmuje słuchawkę z uszu a muza leci dalej. Można prosić o pomoc ? Pozdrawiam

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj