HD 560S to nowość w ofercie niemieckiego producenta, czyli otwarte i wokółuszne słuchawki, wyposażone w przetworniki dynamiczne o średnicy 38 mm. Sennheiser obiecuje wierny przekaz, dobry do krytycznych odsłuchów lub realizacji muzyki.

Miałem kontakt z wieloma słuchawkami serii HD 5 od Sennheisera, która zawiera modele o podobnej konstrukcji, ale różniące się typem i specyfiką. Właściwie zawsze byłem zadowolony z relacji jakości do ceny – dla przykładu doceniłem zarówno zamknięte i efektownie brzmiące HD 569, jak i otwarte oraz bardziej audiofilskie HD 599. Nie inaczej było w przypadku starszych modeli, np. wysoce rozpoznawalnych HD 598. Nie były to słuchawki idealne, ale nie rozczarowywały brzmieniem, oferowały dobrą ergonomię, a przy tym nie biły rekordów cenowych.

REKLAMA
final

Teraz do serii dołączają tytułowe HD 560S, które także intrygują możliwościami. Producent określa je jako analityczne i liniowe oraz zachwala jakość niskich tonów. Według opisów HD 560S mają zapewniać wierny i naturalny przekaz z różnych urządzeń, także sprzętu mobilnego i studyjnego, co ma być zasługą nowych przetworników dynamicznych. Postanowiłem sprawdzić, czy HD 560S to rzeczywiście uczta dla fanów technicznego brzmienia. Czy słuchawki mają szanse z modelami Sennheiser HD 6XX lub HiFiMAN HE400i 2020?

Wyposażenie

Zestaw składa się z:

  • kabla z wtyczkami 2,5 mm oraz 6,3 mm (300 cm);
  • adaptera 6,3 mm > 3,5 mm;
  • instrukcji obsługi.

Konstrukcja

Nie ma niespodzianek. Owalne muszle, łagodnie wyprofilowany pałąk z łukowatymi ramionami oraz efektowne maskownice widzieliśmy już wielokrotnie. HD 560S najbardziej przypominają zamknięty model HD 569 – nowe słuchawki współdzielą z nim matowoczarną kolorystykę, ale ze względu na otwartą konstrukcję różnią się od niego maskownicami. Zrezygnowano też z ozdobnych wstawek na rzecz dyskretnego, szarego logo. Mimo że konstrukcja tego typu jest już wiekowa, to moim zdaniem HD 560S nadal wyglądają świetnie, profesjonalnie i uniwersalnie.

Maskownice pokrywają większą część muszli. Są metalowe, gęsto podziurkowane i dodatkowo wytłoczone przy krawędziach oraz wokół znaczka Sennheisera. Ramiona ponownie wcinają się w obudowy, idealnie przylegają do tylnych części muszli, a tym samym pozwalają na ruch słuchawek w pionie i na boki. Nie zabrakło też silikonowych podkładek od wewnętrznej strony ramion, które zapobiegają zarysowaniom tworzyw i stukaniu mechanizmów, dzięki czemu konstrukcja nie wydaje się być „rozklekotana”.

Pałąk jest ponownie szeroki i zaoblony, a do tego rozsuwany. Rdzeń pałąka jest plastikowy, nie ma na nim żadnej skali, ale słuchawki można precyzyjnie rozsuwać, bo na każdą ze stron przypada po 18 łatwo wyczuwalnych stopni. Od spodniej części pałąka nie brakuje także wklejonej, podwójnej poduszki, tym razem obszytej miękkim materiałem. Producent nie zapomniał też oznaczeniach kanałów, które są srebrne i znajdują się od wewnętrznej strony pałąka, tuż przy poduszce.

Nauszniki wykonano z weluru, przyjemnego w dotyku i wypełnionego sprężystą gąbką, więc pod tym względem HD 560S są bliżej modelu HD 599 niż HD 569, bo te ostatnie posiadają nauszniki z mikrozamszu. Co ciekawe pady nie są idealnie czarne, mają niebieskawo-zielonkawy odcień, w przeciwieństwie do czarnej poduszki pałąka. Różnice są jednak minimalne i na pierwszy rzut oka trudno zauważyć inny kolor weluru. Nie obyło się też bez technologii E.A.R, czyli wewnątrz nauszników jest charakterystyczna zabudowa, a przetworniki zamocowano pod kątem, równolegle do małżowin usznych.

Kabel z zestawu jest także typowy. To długi, bo trzymetrowy przewód z gładką, matową izolacją o przeciętnej grubości. Ponownie zastosowano wtyczkę 2,5 mm wyposażoną w system blokady, którą wpina się w pojedyncze gniazdo w lewej muszli i okręca, dzięki czemu kabel nie wypnie się przypadkowo. Natomiast na końcu przewodu jest prosta i pozłocona wtyczka 6,35 mm z efektownie wyprofilowaną obudową i wytłoczonym logo Sennheisera. Świetnie, że przejściówka z zestawu jest w formie przedłużacza, więc adapter nie nadwyręża gniazd wzmacniaczy i nie naraża ich na przypadkowe uszkodzenie.

Jakość wykonania jest również znajoma, czyli… przeciętna. Słuchawki nie rozpadają się w dłoniach, zostały dobrze spasowane, a nauszniki czy opaska nie rozczarowują, ale gdzieniegdzie można dostrzec pewne niedoskonałości, jak np. szorstkie krawędzie. Z doświadczenia wiem, że zastosowane tworzywa są podatne na zarysowania oraz przytarcia, co w szczególności dotyczy miękkich tworzyw pałąka. Do poziomu wyższych modeli jeszcze sporo brakuje, a nie należy też oczekiwać jakości znanej z metalowych lub drewnianych słuchawek planarnych.

Ergonomia i użytkowanie

Konstrukcja przekłada się jednak na całkiem niezłą ergonomię, bo słuchawki są lekkie (240 g), nauszniki pojemne, a poduszka pałąka nie uciska czubka głowy oraz dobrze na niej osiada. Regulacja rozmiaru jest również szeroka, więc słuchawki powinny pasować zarówno na małe, średnie, jak i duże czaszki. Pałąk trzeba jednak dość mocno rozsuwać, bo jego nacisk jest mocny – im większy ustawiony rozmiar, tym mniejszy nacisk i lepsze przyleganie padów. Kabel także spisuje się nieźle, bo jest przyjemny w dotyku i dość elastyczny, a także poprawnie się układa.

Komfort nie jest jednak idealny. W teorii nacisk pałąka neutralizują pady, ale jeśli spędzamy ze słuchawkami wiele godzin, to mogą one i tak dawać się we znaki, wymagać przyzwyczajenia. Trzeba też mieć na uwadze, że z powodu mocnego nacisku, nauszniki z czasem się ugniotą, co może pogorszyć ergonomię i wpłynąć na brzmienie, więc konieczna będzie ich w miarę regularna wymiana. Ponadto kabel z zestawu ma tendencje do plątania się i jest moim zdaniem za długi – producent sam wspomina o urządzeniach mobilnych, a podłączanie do nich trzymetrowego kabla jest niepraktyczne. Szkoda, że w zestawie nie ma także krótszego przewodu, bo wspominane HD 569 były wyposażone także w 120-centymetrowy kabel.

Słuchawki są otwarte, co jest niejako synonimem braku izolacji od otoczenia. Jednak nie zawsze konstrukcja tego typu znaczy, że słuchawki przepuszczają wszelkie dźwięki otoczenia i nie odcinają od świata. Dla przykładu otwarte Ethery 1.1 od Dan Clark Audio tłumią lepiej od również otwartych Audeze LCD-2. W przypadku modelu HD 560S nie ma jednak złudzeń, słuchawki praktycznie w ogólnie nie maskują zewnętrznych dźwięków, otoczenie jest tylko minimalnie przyciszone. Konieczne są więc wzorowe warunki do odsłuchów, bo inni domownicy mogą nam przeszkadzać, a my im również, ponieważ muzyka także swobodnie „wycieka”.

Specyfikacja

  • przetworniki: dynamiczne 38 mm
  • konstrukcja: otwarta, wokółuszna
  • pasmo przenoszenia: 6 Hz-38 kHz
  • impedancja: 120 Ω
  • skuteczność: 110 dB
  • THD: <0,05%
  • kabel: 3 m, wtyczka 6,3 mm + adapter 3,5 mm
  • masa: 240 g

Brzmienie

  • Słuchawki: Audeze LCD-2 (Double Helix Fusion Complement4), Dan Clark Audio Ether 1.1 (Forza AudioWorks HPC Mk2 i DUM XLR), HiFiMAN Sundara i HE400i 2020 (Canare Starquad XLR), Sennheiser HD 6XX, AKG K612 Pro
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila II i Canary II, Burson Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3E), FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100 i HUD100, Oriolus 1795
  • DAP: FiiO M15 i M11 Pro, Cayin N3Pro, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1)

Sennheiser HD 560S brzmią tak… jak napisał producent. To słuchawki analityczne w pełnym znaczeniu tego słowa, które brzmią neutralnie i w sposób zrównoważony. Może nie nazwałbym ich idealnie liniowymi w przekazie, ale to i tak absolutne przeciwieństwo typowego, rozrywkowego strojenia słuchawek konsumenckich, nastawionych na wycofaną średnicę i podbity bas. Dźwięk HD 560S jest naszpikowany detalami, sprawia wręcz wrażenie surowego, nieobrobionego i maksymalnie bezpośredniego. To sygnatura idealna do krytycznych odsłuchów, a nie czystej rozrywki. Słuchawki wymagają przy tym synergii, a także dobrze zrealizowanej muzyki, bo inaczej mogą być zbyt chude lub za ostre. O tym jednak za moment, zacznijmy od początku.

Niskie tony są płaskie w większości zakresu, za wyjątkiem subbasu – słuchawki reprodukują najniższe składowe, nadal pokazują jak na dłoni bardziej basowo zrealizowane utwory, ale subbas jest i tak podawany w skromniejszych dawkach. Bas jest ogólnie punktowy i techniczny, czyli szkicowy – generowany jest jakby zarys basu, jego szkielet. Nie ma więc co liczyć na efektowność, ale w zamian otrzymujemy perfekcyjną kontrolę dołu, świetnie zróżnicowane faktury instrumentów, sprężystość, precyzję i szybkość. Nie doświadczymy w dźwięku HD 560S zamulenia, dudnienia czy zlewania się instrumentów niskotonowych. To bez wątpienia dół dla konesera, osoby szukającej brzmieniowego laboratorium, ściśle studyjnej sygnatury, a nie efektowności. Osobiście chciałbym żeby basu było trochę więcej, bo wtedy łatwiej byłoby docenić jego walory – wysoką rozdzielczość i dynamikę.

Pasmo średnie jest bliskie i płaskie jak deska. Żaden podzakres nie dominuje, brzmienie jest maksymalnie bezpośrednie, twardo zarysowane, konturowe i wręcz… agresywne. Dźwięk jest krystaliczny, podawany bez jakiegokolwiek dystansu, pozbawiony wygładzenia czy zmiękczenia. HD 560S nie brzmią relaksująco, nie pozwalają zrobić z muzyki tła. Słuchawki zmuszają do analizy utworów, których właściwie nie trzeba rozkładać na czynniki pierwsze, bo są one już zdekonstruowane – można bez problemu wychwycić każdą linię melodyczną, poświęcić jej pełną uwagę, skupiając się na kontrabasie, chórkach czy konkretnym talerzu perkusyjnym. Fani podkręconego nasycenia, podkoloryzowania i zmodulowania przekazu raczej nie mają tutaj czego szukać. Z kolei preferujący pierwszoplanową i liniową średnicę będą zachwyceni, o ile są gotowi wyrzucić z listy odtwarzania kiepsko zrealizowane płyty, bo opisywane słuchawki nie są łaskawe dla gorszego masteringu.

Wysokie tony mają więcej do powiedzenia od subbasu, bo wyższa średnica przechodzi płynnie w górę pasma – jasną, mocną i bezwzględną. Słuchawki same nie powodują sybilizacji, ale nie poskromią sykliwej muzyki, w ogóle nie złagodzą przekazu. HD 560S brzmią ostrzej od większości słuchawek konsumenckich, typowy meloman momentalnie się od nich odbije. To przeciwieństwo sygnatury „bassheadowej”, a więc gratka dla szukających rozciągniętych smyczków, mocnych talerzy perkusyjnych, wysokopnących się solówek czy wokali osiągających najwyższe oktawy. Przekaz jest przy tym naturalny, bo dla przykładu w kawałkach Led Zeppelin słychać charakterystyczną ziarnistość, szum czy wręcz piaszczystość – nagrania brzmią tak, jak powinny. Z kolei nowoczesna elektronika brzmi syntetycznie, idealnie czysto i maksymalnie sterylnie. Nie dziwię się, że słuchawki są rekomendowane także dla realizatorów dźwięku.

Przestrzeń jest zaskakująco szeroka – separacja kanałów jest na tyle kontrastowa, że w ogóle nie ubolewałem nad brakiem możliwości podłączenia słuchawek do wyjść zbalansowanych, przynajmniej prosto z pudełka. Głębia jest nadal świetna, wysokość sceny niczym nie podpada, ale z racji priorytetowej stereofonii określiłbym scenę jako elipsoidalną w poziomie. Nie trzeba też przejmować się separacją dźwięków, bo te są punktowe i mocno od siebie zdystansowane, a towarzyszy im intensywne napowietrzenie. Słychać, że mamy do czynienia z konstrukcją otwartą, przekaz jest zawieszony wokół nas, a instrumenty są eksponowane na czarnym tle, bo o czysty sygnał łatwo z powodu wyższej impedancji przetworników. Holografia mogłaby być jednak lepsza, bo instrumenty nie są idealnie trójwymiarowe – słychać, że HD 560S nie są słuchawkami planarnymi.

Sennheiser HD 560S i korektor dźwięku
Zazwyczaj nie korzystam z korektorów dźwięku, nie przepadam za poprawianiem słuchawek, spędzaniem wolnego czasu na przesuwaniu suwaków zamiast słuchania muzyki. Jednak HD 560S są wyjątkowo podatne na korekcję, a do tego na tyle równo zestrojone, że można w ten sposób zdziałać cuda. Posługując się analogią fotograficzną, HD 560S podają muzykę w formacie RAW, zatem można ją obrobić wedle gustu kilkoma przesunięciami wirtualnych potencjometrów.

Podbicie basu i lekkie uspokojenie sopranu jest banalne proste do uzyskania, ponieważ nie trzeba w ogóle ruszać średnicy i tym samym kompensować dołków w przekazie, bo sygnatura jest w dużej mierze liniowa. Jeśli zatem wzmocnimy subbas i midbas, lekko zetniemy górę w całym zakresie, to otrzymujemy zdecydowanie gęstsze, masywniejsze i przyjemniejsze w odbiorze brzmienie. Wtedy na jaw wychodzi rzeczywista klasa basu, swobodnego, kontrolowanego i zróżnicowanego, a przekaz zyskuje na muzykalności, przy zachowaniu wysokiego poziomu technicznego.

W przypadku Sennheiserów HD 560S korektor zastępuje konieczność szukania odpowiedniej synergii, dobierania sprzętu do słuchawek. Można podłączyć słuchawki do czegokolwiek, aktywować utworzony korektor, ewentualnie dostosować go do charakteru danego źródła i po prostu słuchać muzyki. Mimo tego odsłuchałem HD 560S z poszczególnymi urządzeniami z platformy testowej, bo te okazują się być wrażliwe na sygnaturę przetworników, wzmacniaczy lub odtwarzaczy.

Sennheiser HD 560S i synergia
Słuchawki są konsekwentnie techniczne w brzmieniu, ale podatne na synergię, więc jeśli nie chcemy korzystać z korektora, to sporo można zdziałać doborem wzmacniaczy czy odtwarzaczy. Wskazania synergiczne są raczej oczywiste – neutralne, ciepłe, basowo brzmiące sprzęty to dobry wybór, w zależności od potrzeb. Chude, ostre, jasne źródła odpadają, bo słuchawki same w sobie są już mocno klarowne i bezpośrednie. Wątpię, czy ktokolwiek będzie chciał dodatkowo rozjaśnić czy odchudzić HD 560S.

Osobiście szukałbym do nich jak najbardziej muzykalnie brzmiących źródeł, barwnych, ocieplonych i łagodnych, szczególnie gdy zależy nam na przyjemności z muzyki. Szedłbym raczej w sprzęt stereotypowo lampowy, szukał urządzeń brzmiących w stylu przetworników Burr-Brown, Asahi Kasei niż ESS Technology. Mimo wyższej impedancji (120 Ω), słuchawki są skuteczne i nie mają wyjątkowo dużych wymagań prądowych, więc w grę wchodzą także urządzenia mobilne. Poniżej efekty zgrania z różnymi źródłami.

Najpierw odsłuchałem sprzęt stacjonarny:

  • Burson Playmate Everest – bardzo dobre zgranie z aktywną opcją DE-EMPHASIS, mocno łagodzącą górę, bo HD 560S zabrzmiały masywniej, cieplej, bardziej muzykalnie. Z wyłączoną opcją DE-EMPHASIS było technicznie i jasno;
  • Burson Playmate Classic i Vivid – pierwsza konfiguracja dla zwiększonego ciepła, zmiękczenia konturu i uspokojenia góry, druga dla mocniejszych skrajów pasma i mniej wypchniętej średnicy.
  • Yulong DAART Aquila II – neutralnie, studyjnie, rozdzielczo, bardzo przestrzennie i szczegółowo bez względu na ustawienie ASRC/SYNC i filtry cyfrowe. Dość jasno i bezwzględnie;
  • Yulong DAART Canary II – w stylu Aquila II, ale nie na takim poziomie jakościowym i przestrzennym, również neutralne i zrównoważone brzmienie nastawione na detal i klarowność.

Następnie sprawdziłem przenośne DAC/AMP-y:

  • EarStudio HUD100 – bardzo dobrze w trzech trybach dźwięku przetwornika, powodujących nieznacznie mniej lub bardziej techniczny charakter dźwięku. Wystarczająca ilość mocy z mniej wydajnego wyjścia 3,5 mm, nadmiar mocy z wyjścia „High Power”;
  • FiiO Q3 – ciut mocniejsze dociążenie basu, mniej średnicy, nadal mocno w górze pasma i technicznie. Ciepło, muzykalnie i łagodnie po włączeniu podbicia basu wbudowanego w Q3. Wystarczająca ilość mocy na niższym podbiciu;
  • FiiO Q5s (AM3E) – bardzo dobre zgranie z HD 560S, naturalnie, blisko w średnicy i przestrzennie, ale bardziej muzykalnie i mniej techniczne w górze pasma. Podbicie basu i większe wzmocnienie niepotrzebne;
  • Leckerton UHA760 – zaskakująco naturalnie, równo, ale ciągle przystępnie i muzykalnie. Nadal spora scena, ciągle duża ilość detali i mocna góra, ale barwnie. Wskazane użycie najwyższego wzmocnienia.

Kolej na mobilne odtwarzacze:

  • Astell&Kern AK70 MKII – świetne, precyzyjne i techniczne granie, ale nadal naturalne, barwne i bez przesadnego wyostrzenia w górze pasma. Łagodniej i bardziej gładko w trybie PRO EQ;
  • Cayin N3 Pro (tryb SE) – bliska średnica, sprężysty midbas, klarowna, ale dość przystępna góra oraz spora przestrzeń, jednak raczej techniczne brzmienie niż muzykalne, suche niż barwne;
  • Cayin N3 Pro (Triode) – zdecydowanie barwniej, bardziej gładko i miękko od trybu SE, ale nadal technicznie, rozdzielczo, szczegółowo i szeroko w scenie. Bardzo dobre połączenie;
  • Cayin N3 Pro (Ultra Linear) – bez zaskoczenia, bo ostrzej, mocno technicznie i najbardziej przestrzennie z trzech trybów odtwarzacza, ale gorzej synergicznie od dwóch pozostałych trybów;
  • FiiO M11 Pro – mocno technicznie, klarownie, bezpośrednio i szczegółowo z punktowym/szkicowym basem oraz dużą przestrzenią. Wskazane wzmocnienie „high”;
  • FiiO M15 – pełniej, bardziej gęsto i sprężyście w basie, nadal blisko w średnicy i mocno w górze, a do tego przestrzennie i w wysokiej rozdzielczości. Wskazany tryb słuchawek wokółusznych lub wysokie podbicie.
  • iBasso DX200 – rewelacyjne połączenie, nadal wysoki poziom techniczny, ale przy okazji świetne dociążenie basu, więcej barw w średnicy, a wszystko z zachowaniem precyzji góry oraz dużej przestrzeni.

Na koniec przetestowałem synergię z adapterami Bluetooth:

  • EarStudio ES100 – barwnie, gładko i naturalnie, z bliską średnicą i sprężystym średnim basem, mniejsza scena niż zazwyczaj, ale nadal spora. Wskazany tryb wydajnościowy adaptera;
  • FiiO BTR5 – neutralnie i bardziej muzykalnie, bo gładko, nowocześnie i mniej średnicowo. Spora przestrzeń, rozciągnięta góra i lekko podkreślony bas. Wskazane wyższe podbicie;
  • Oriolus 1795 – świetnie, bo naturalnie, gęsto w średnim basie, blisko w średnicy, rozdzielczo, barwnie, ale przestrzennie i nadal szczegółowo. W pełni wystarczająca ilość mocy;
  • Qudelix-5K – bardziej naturalnie z bliższą średnicą, pełniejszym midbasem i spokojniejszą górą względem FiiO BTR5, ale trochę mniej przestrzennie. Wystarczająca ilość mocy, ale wskazane wysokie podbicie oraz tryb „performance”.

Sennheiser HD 560S vs HD 6XX vs HE400i 2020 i Sundara
Rozpocząłem od najciekawszego według mnie porównania, czyli konfrontacji z modelem Massdrop x Sennheiser HD 6XX. Szybko okazało się, że HD 560S brzmią zupełnie inaczej od nich, obie pary są wręcz swoimi przeciwieństwami. Nowe HD 560S brzmią dużo jaśniej, bardziej neutralnie i płasko, w sposób maksymalnie bezpośredni i analityczny. Natomiast HD 6XX są wyraźnie cieplejsze, znacznie łagodniejsze w górze pasma, barwniejsze w masywniejszym midbasie oraz niskiej średnicy, więc bardziej muzykalne od HD 560S. Warto też zauważyć, że HD 560S są znacznie łatwiejsze w napędzeniu względem modelu 6XX z przetwornikami o impedancji 300 Ω. Mimo dużych różnic w dźwięku, HD 560S wcale nie odstają jakościowo od HD 6XX, które są przecież lekko zmodyfikowanymi HD 650.

Następnie sięgnąłem po również jasno i analitycznie brzmiącego konkurenta, czyli planarne słuchawki HiFiMAN HE400i w wersji na rok 2020. Model ten okazał się brzmieć ostrzej, nie był tak zrównoważony i tak liniowy, jak HD 560S, bo sygnatura bardziej falowała. W brzmieniu HE400i było słychać kształtniejszy przekaz instrumentów i trochę pełniejszy średni bas, co wynika z zastosowania przetworników planarnych w HE400i w przeciwieństwie do dynamicznych w HD 560S. Ogólnie oba modele są świetne i oba potrzebują synergii lub korekcji. Jeśli zależy nam na słuchawkach o bardziej studyjnych aspiracjach, to HD 560S wychodzą na prowadzenie – to słuchawki wierniejsze w przekazie. Zaś najnowsze HE400i są jakby audiofilskie, również jasne i dość techniczne, ale na swój sposób bardziej efektowne.

Później przyszła pora na tańszy i starszy model, ale także o podobnej specyfice, czyli AKG K612 Pro. Okazało się, że mimo podobnie zrównoważonego charakteru, AKG brzmią trochę cieplej, bardziej gładko i łagodnie. Przekaz nie jest tak konturowy i techniczny, jak w Sennheiserach, które lepiej różnicują fakturę instrumentów. W konsekwencji rozdzielczość słuchawek od AKG wydaje się być niższa, a brzmienie miększe – K612 Pro sprawiają wrażenie lekko rozmytych. Moim zdaniem HD 560S to wyższy poziom, dorównujący rozdzielczością do droższych modeli, ale tym samym słuchawki niemieckiego producenta nie są tak przystępne w odbiorze i muzykalne, jak model od Austriaków. Wolę charakter Sennheiserów HD 560S, doceniam ich poziom techniczny, ale K612 Pro to jednak słuchawki, które debiutowały w niższej cenie, więc nie ma wstydu.

Na koniec w ruch poszły droższe „planary”, czyli HiFiMAN Sundara, które nie brzmiały tak równo, jak HD 560S, bo sprawiały wrażenie podkoloryzowanych w basie czy sopranie. Jednak Sundary wygrywały muzykalnością, barwnością i kształtem instrumentów, więc także były przyjemniejsze w odbiorze od HD 560S. Ponownie dało się usłyszeć walory przetwornika planarnego, czyli lepszą holografię, ogólne masywniejsze i mniej punktowe brzmienie, a do tego bardziej barwną i nasyconą średnicę. Wolę Sundary, ale model HD 560S jest jednak znacznie tańszy od HiFiMAN-ów, więc braki są do wybaczenia. Jeśli jednak stawiamy analityczność wyżej, szukamy tańszych słuchawek lub sprzętu do realizacji muzyki, to HD 560S mogą okazać się lepsze od Sundara.

Podsumowanie

Sennheisery HD 560S wydały mi się początkowo zwyczajnymi, analitycznymi słuchawkami. Jednak im więcej spędzałem z nimi czasu, tym bardziej byłem zachwycony ich możliwościami. Słuchawki wyglądają świetnie, są nadal w miarę solidne i oferują przyzwoitą ergonomię oraz stronę użytkową, bo kabel z zestawu jest wypinany, blokowany i wyposażony w praktyczną przejściówkę na mały jack. Brzmienie jest naprawdę wysokiej klasy, ale w maksymalnie technicznym wydaniu – HD 560S nie są słuchawkami muzykalnymi, to laboratorium dźwiękowe do krytycznych odsłuchów lub realizacji muzyki.

HD 560S nie są jednak dla każdego. Jeśli szukamy basu i rozrywki, to w tył zwrot i odmaszerować. Jeśli komfort ma być perfekcyjny, to Sennheisery też mogą nie sprostać zadaniu, bo pałąk tradycyjnie cechuje się znacznym naciskiem. Szkoda, że w zestawie nie ma też krótszego kabla, bo ten trzymetrowy niespecjalnie nadaje się do urządzeń mobilnych.

Sennheisery HD 560S kosztują około 850 zł. Są więc aktualnie droższe od starszych modeli tej serii, ale także lepsze technicznie – brzmienie jest równiejsze od HD 569 czy HD 599. Moim zdaniem relacja jakości do ceny jest wzorowa, HD 560S to bardzo mocna pozycja do 1000 zł i nie tylko. Świetnie bawiłem się w trakcie testów, bo słuchawki uwielbiają korektory, a przy tym są czułe na synergię. Z tego powodu polecam HD 560S szczególnie melomanom, którzy uwielbiają eksperymentować ze sprzętem i gustują w technicznym brzmieniu.

Dla Sennheiser HD 560S

Zalety:
+ dobra przejściówka w zestawie
+ ładne i uniwersalne wzornictwo
+ przyzwoita ergonomia (subiektywnie)
+ łatwe w napędzeniu
+ wysoce podatne na korekcję i synergię
+ elastyczny kabel
+ techniczne, precyzyjne, dość liniowe brzmienie
+ duża, a przede wszystkim szeroka scena dźwiękowa

Wady:
– brak krótkiego kabla w zestawie
– konieczna synergia lub korekcja
– mocny nacisk pałąka
– ubytek w subbasie

Sprzęt dostarczył:

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

 

REKLAMA
hifiman

7 KOMENTARZE

    • To stojak marki Multibrackets, model MB1893 🙂 Jest stosunkowo niedrogi, stabilny i wzorowo wykończony. Mam dwa zastrzeżenia – nie wszystkie wersje kolorystyczne są wykonane z tego samego metalu (czarny jest znacznie masywniejszy od białego), a cały spód jest samoprzylepny. Moim zdaniem warto dokupić silikonowe podkładki do wyklejenia w rogach, bo pomysł z przyklejaniem stojaku jest nietrafiony.

  1. 560S vs Sundara – które są mniej męczące przy dłuższym słuchaniu? Zwłaszcza chodzi mi o podbicie w okolicy 4-7k.

    • Moim zdaniem Sundara są łagodniejsze, mimo że także mają pewne „peaki” w górze pasma. Aktualnie testuję HD 660S – warto poczekać na ich recenzję, bo te są również klarowne, ale moim zdaniem przebieg w wysokich częstotliwościach jest bardziej liniowy zarówno od HD 560S, jak i Sundara.

    • Ucisk czuć po kilku godzinach, pałąk dość mocno dociska słuchawki do twarzy/czaszki. Pady nieźle go neutralizują, ale HD 560S i tak wymagają przyzwyczajenia.

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj