HD 660S to w teorii mocna alternatywa dla hi-endowych słuchawek. Niemiecki producent udoskonalił przetwornik dynamiczny, który ma zapewnić czystsze, bardziej naturalne i klarowniejsze brzmienie od poprzedników. Udało się?

Przetestowałem niedawno nowość Sennheisera, czyli model HD 560S – przystępnie wyceniony, analityczny, wysoce synergiczny i podatny na korekcję. Muszę przyznać, że słuchawki mnie zaskoczyły, bo okazało się, że HD 560S dorównują rozdzielczością dźwięku droższym modelom, a do tego mogą zadowolić zarówno audiofila, jak i profesjonalistę. Świetnie mi się ich słuchało, z przyjemnością sprawdzałem różne połączenia i porównywałem HD 560S z innymi modelami.

Z entuzjazmem zabrałem się więc za test starszego, ale wyższego modelu z dopiskiem S. Wprawdzie HD 660S wymagają już znacznie większego wydatku od modelu HD 560S, ale nadal nie ma mowy o drożyźnie. Słuchawki kosztują aktualnie niewiele ponad 1800 zł, więc są znacznie tańsze od flagowych modeli, a wszystko wskazuje na to, że mogą być dla nich dobrą alternatywą. Sprawdziłem, jak HD 660S wypadają w porównaniu do poprzedników oraz modelu HD 560S i czy mają szanse z HiFiMAN Sundara.

REKLAMA
fiio

Wyposażenie

Producent nie zrezygnował z charakterystycznego pudełka, bo wewnątrz opakowania jest już dobrze znany „kufer”, wyposażony w metalowe zawiasy i ozdobiony estetycznym logo. W środku pudełka nie brakuje grubej, gąbkowej formy na słuchawki i dodatkowej przegródki na akcesoria. Słuchawki są zatem bez wątpienia bezpieczne na czas wysyłki, a pudełko można później wykorzystać do przechowywania HD 660S.

W zestawie otrzymujemy też dwa trzymetrowe kable. Pierwszy został wyposażony w prosty wtyk 6,35 mm, a do niego dedykowana jest także przejściówka, czyli niewielki przedłużacz z wtyczką 3,5 mm. Drugi kabel jest już zbalansowany i zwieńczony wtykiem Pentaconn 4,4 mm. W momencie premiery pewnie bym narzekał, że nie zastosowano XLR-a, ale dzisiaj standard 4,4 mm jest stosowany zarówno w sprzęcie mobilnym, jak i stacjonarnym, zatem decyzja producenta była przyszłościowa.

Konstrukcja

Jeśli nie obce są nam słuchawki tej serii, to polecam od razu przejść do moich wrażeń z odsłuchów – HD 660S są wierne założeniom poprzedników, producent jedynie odświeżył konstrukcję wizualnie.

Jestem pod wrażeniem tego, jak ponadczasowa jest konstrukcja tej serii słuchawek. Jej historia sięga roku 1993, gdy zadebiutował model HD 580, prekursor słynnych HD 600, które ujrzały światło dzienne w 1997 roku. Od tego czasu pojawiły się mniejsze lub większe odświeżenia poszczególnych modeli, jak i edycje specjalne, czyli np. testowane przeze mnie HD 6XX, powstałe we współpracy massdrop.com (aktualnie drop.com). Znowu mamy więc do czynienia z otwartymi słuchawkami o owalnych muszlach i prześwitujących maskownicach, ale tym razem w kolorze matowej czerni. Efekt jest nadal świetny.

Muszle to praktycznie w całości maskownice, które są wypukłe w przedniej części i lekko wklęsłe w tylnej, gdzie wyeksponowano znaczek Sennheisera, bo otaczająca go metalowa siatka została charakterystycznie wytłoczona. Logo lekko się mieni, ale ozdoba jest niewielka i dyskretna, a wręcz minimalistyczna. Przez maskownice widać jak na dłoni eliptyczne komory przetworników dynamicznych.

Słuchawki są wpięte w pałąk za pomocą podwójnych widełek, które są zamaskowane, bo zostały wyprofilowane tak samo, jak krawędzie muszli. Warto wiedzieć, że na rynku dostępna jest starsza wersja HD 660S oraz nowsza, odświeżona w 2019 roku. W przypadku tej pierwszej krawędzie muszli są wypukłe, a w tej drugiej bardziej spłaszczone i kanciaste. Jak widać na zdjęciach, trafił do mnie model starszego typu. Bez obaw, to jedynie niuanse, czysta kosmetyka.

Nauszniki są welurowe, jak przystało na serię. Pady mają skośne ranty, wypełnia je sprężysta gąbka, a wnętrza nauszników zabezpieczają płatki z gąbki. Zastosowano ten sam system mocowania nauszników, co zawsze – są one po prostu wciskane, przez co ich demontaż jest prosty, nie wymaga stosowania narzędzi czy też odklejania nauszników. Pady więc łatwo wymienić lub wypiąć w celu czyszczenia.

Dobrze znany jest także pałąk. Jego rdzeń jest ponownie metalowy i wpięty w widełki za pomocą ruchomych zawiasów, które pozwalają na poruszanie muszli na boki. Regulacja rozmiaru jest oczywiście rozsuwana, a na każdą ze stron przypada aż 16 precyzyjnych skoków. Pałąk został obudowany plastikiem, ozdobiony srebrnym logotypem Sennheisera i wyklejony od spodu podwójnymi poduszkami z wcięciem pośrodku, co jest rozwiązaniem znanym z modelu HD 650.

Jakość wykonania nie powala. Słuchawki z tej serii były zawsze w dużej mierze plastikowe, ale z biegiem lat producent coraz bardziej oszczędzał na materiałach i wykończeniu. Widać to po HD 660S, których tworzywa mają niewielkie skazy – w niektórych miejscach plastiki są lekko pofalowane, a w innych można dojrzeć pewne pozostałości poprodukcyjne. Konstrukcja jest nadal trwała, słuchawki nie sprawiają wrażenia, jakby miały się rozlecieć, ale w tej cenie chciałoby się już większej dbałości o detale. Podobno słuchawki w wersji z 2019 roku są lepiej wykonane, co może mieć związek z przeniesieniem produkcji z Irlandii do Rumunii.

Ergonomia i użytkowanie

HD 660S są równie komfortowe i równie… niewygodne, co starsze modele. Opinie do dziś są podzielone, ale ja jestem raczej w tej pierwszej grupie – moim zdaniem ergonomia jest bardzo dobra, chociaż nie perfekcyjna. Mogę korzystać ze słuchawek przez długie godziny, ale jestem przyzwyczajony do tej konstrukcji. Wiele będzie jednak zależało od rozmiaru czaszki i kształtu szczęk.

W moim przypadku słuchawki pewnie trzymają się głowy, równo przylegają do twarzy i nie uciskają styku szczęk. Mimo że HD 660S są bardzo lekkie (260 g), nie mogę o nich zapomnieć w trakcie odsłuchów, bo nacisk pałąka jest znaczny. Nie stanowi to jednak większego problemu, bo nacisk jest minimalizowany przez miękkie, przyjemne w dotyku nauszniki, które powinny objąć nawet większe małżowiny. Słuchawki mogą jednak wymagać systematycznej wymiany nauszników, bo te z czasem się ugniatają, co pogarsza komfort i wpływa na brzmienie.

Podoba mi się też opaska pałąka, która nie naciska na czubek głowy i równo rozkłada masę pomiędzy łukowate poduszki, miękkie i osiadające na głowie, które pewnie przylegają i wzorowo stabilizują słuchawki na swoim miejscu. Nie mam też żadnych zastrzeżeń odnośnie regulacji rozmiaru, która jest szeroka – słuchawki zmieszczą się zarówno na małe, średnie, jak i duże czaszki. Nie ma też szans na przypadkowe rozregulowanie się słuchawek, bo regulacja pracuje z wyraźnym oporem – dobranie rozmiaru to operacja jednorazowa.

Opisywane słuchawki są otwarte, więc wymagają odpowiednich warunków do odsłuchów. Wprawdzie słychać delikatne przytłumienie otoczenia, ale nie mam wątpliwości, że konieczna jest cisza, by docenić nagrania o wysokiej dynamice, wychwycić detale czy docenić reprodukcję niskich tonów. Z tego samego powodu HD 660S „przeciekają” – dźwięk słychać również na zewnątrz, na co mogą skarżyć się inni domownicy. Użytek typowo mobilny raczej też nie wchodzi w grę, ale w razie czego słuchawki można będzie zabrać ze sobą do hotelu.

Nie podpadły mi także kable, które wyglądają zwyczajnie, ale są elastyczne, lejące się i dobrze się układają. Może jedynie chciałbym żeby były trochę krótsze, bo korzystam ze słuchawek głównie przy biurku albo mobilnie, więc w obu przypadkach trzymetrowe kable są za długie. Z drugiej strony lepiej, gdy kable są za długie niż za krótkie. Zastosowano też typowe wtyczki, więc łatwo o wymianę kabla. Świetnie, że słuchawki można podłączyć do urządzeń zbalansowanych prosto z pudełka, bez dodatkowych wydatków.

Specyfikacja

  • przetworniki: dynamiczne
  • konstrukcja: otwarta, wokółuszna
  • nacisk pałąka: 2,5 N
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-41 kHz
  • impedancja: 150 Ω
  • skuteczność: 104 dB
  • THD: <0,04%
  • kable: 6,35 mm (300 cm) + 3,5 mm (12 cm) oraz 4,4 mm (300 cm), OFC
  • masa: 260 g

Brzmienie

  • Słuchawki: Audeze LCD-2 (Double Helix Fusion Complement4), Dan Clark Audio Ether 1.1 (Forza AudioWorks HPC Mk2 i DUM XLR), HiFiMAN Sundara i HE400i 2020 (Canare Starquad XLR), Sennheiser HD 6XX, AKG K612 Pro
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila II i Canary II, Burson Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3E), FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100 i HUD100, Oriolus 1795
  • DAP: FiiO M15 i M11 Pro, Cayin N3Pro, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1)

Brzmienie mnie zaskoczyło. Docierały do mnie różne opinie na temat HD 660S i jakimś sposobem zakodowałem sobie, że słuchawki zabrzmią chudo i ostro. Nic z tych rzeczy. Wprawdzie HD 660S to chyba najjaśniejsze, najbardziej klarownie brzmiące słuchawki z całej serii, ale nadal nie ma mowy o rozszalałych sybilantach, brzmieniu anemicznym i skrajnie analitycznym. Testowane niedawno i wspominane wcześniej HD 560S brzmią zdecydowanie ostrzej i bardziej technicznie, podczas gdy HD 660S są muzykalne, brzmią spokojniej, chociaż nadal mają w sobie coś z łagodności starszych modeli. Zanim jednak przejdziemy do porównań, zacznijmy od opisu poszczególnych zakresów.

Bas nie jest podbity, ciągle nie ma mowy o potężnym uderzeniu i obfitym zejściu w subbas. Nadal mamy do czynienia ze słuchawkami o otwartej konstrukcji dla konesera, a nie z modelem typowo rozrywkowym. Mimo tego dociążenie basu robi dobre wrażenie, słuchawki potrafią zabrzmieć masywniej, więc nie ograniczają repertuaru – moim zdaniem nowoczesna elektronika czy cięższy metal wcale nie muszą opuszczać listy odtwarzania. Spodobał mi się przekaz przesterowanych gitar czy basówek, nie narzekałem na uderzenie stopy, ale też dobrze słuchało mi się syntezatorów oraz cyfrowych sampli. Przekonywał mnie także kontrabas oraz fortepian, więc z progresywnego metalu bez problemu przeskakiwałem na jazz. Mam jednak drobny zarzut, bo w basie słychać pewne wygładzenie – nie jest to maksymalnie konturowy, techniczny i zarysowany dół, jaki zazwyczaj preferuję. Ma to jednak także swoje plusy, bo potęguje muzykalność i jest niejako spoiwem łączącym HD 660S z HD 600 czy HD 650 – w przekazie basu słychać podobieństwa do protoplastów.

Pasmo średnie to główne danie. Na moje ucho cały zakres został przybliżony, z pewnym akcentem w niższym zakresie średnicy, gdzie daje się wychwycić lekkie zagęszczenie, ale nie uzyskane zupełnym wycięciem wyższej średnicy, a jedynie jej złagodzeniem. Moim zdaniem dźwięk nie odbiega mocno od równowagi, ale w naturalnym wydaniu. Słuchawki nie są idealne liniowe, absolutnie płaskie, bo mają w sobie pewne ciepło i barwność, dzięki którym smyczki, instrumenty dęte i wokale brzmią w sposób nasycony. Dźwięk nie jest szary czy laboratoryjny – nie brakuje detali, przekaz jest rozdzielczy, ale nie należy obawiać się szorstkości czy ostrości. Nie wiąże się to z zamuleniem czy zgaszeniem dźwięku, wszystko jest nadal prezentowane jak na dłoni, ale bez krzty agresji. Słuchawki są bez wątpienia muzykalne, ale nie kosztem rozdzielczości czy zróżnicowania faktury instrumentów.

HD 660S mają najwięcej góry ze wszystkich modeli tej serii. To słuchawki brzmiące stosunkowo jasno i wyraziście, bez koca, zamulenia dźwięku czy przyciemnienia. Nadal jednak daleko do brzmienia „żyletkowego”, mocno wyostrzonego czy chudego. Góra nie jest podbita ani ekstremalnie rozciągnięta, a zaokrąglona i spokojna. Nie miałem problemów z sybilizacją, nie czułem się zmęczony przekazem, ale brzmienie było już odpowiednio wyraziste, by nie nudzić. HD 660S nie są przeciwieństwem starszych modeli, nadal słychać wspólny trzon – rasowe, szczegółowe i kontrolowane brzmienie góry, ale w przystępnej formie. Mam wrażenie, że producent wyszedł naprzeciw melomanom, którzy przez lata narzekali na „koc” lub „woal” przykrywający wysokie tony. W HD 660S góra została oswobodzona, lecz z poszanowaniem założeń serii, tj. nadal nie jest jazgotliwa tudzież pozbawiona kontroli.

Scena dźwiękowa jest przede wszystkim szeroka, ale mocno odseparowane instrumenty są pozycjonowane we wszystkich płaszczyznach, bo nie brakuje także głębi oraz wysokości przestrzeni. Pierwszy plan jest nadal blisko, nie dobiega gdzieś z oddali, bo HD 660S zanurzają słuchacza w muzyce, ale jednocześnie brzmią tak, jak przystało na konstrukcję otwartą – przestrzeń wydaje się być bezkresna, muzyka jest jakby zawieszona wokół nas. Dobre wrażenie robi także holografia. Może instrumenty nie są jeszcze tak kształtne i masywne, jak w słuchawkach planarnych, ale HD 660S i tak budują duże źródła pozorne. Instrumenty nie są tylko punkcikami w scenie, lecz zajmują większe jej obszary i wypełniają przestrzeń.

Odsłuchów dokonywałem zarówno za pomocą kabla niesymetrycznego z wtyczką 6,35 mm, jak i zbalansowanego 4,4 mm, ale więcej czasu spędziłem z tym drugim. Połączenia niesymetryczne nie rozczarowują, nadal można liczyć na obszerną scenę, ale jeśli jest taka możliwość, warto skorzystać z połączenia zbalansowanego. Po podłączeniu HD 660S kablem 4,4 mm separacja kanałów była jeszcze bardziej intensywna, a tło czarniejsze.

Sennheiser HD 660S vs HD 560S, HiFiMAN Sundara, Audeze LCD-2 i inne
Spodziewałem się wielu podobieństw do HD 560S, czyli również raczej analitycznego i mocno technicznego dźwięku. Tymczasem HD 660S są zdecydowanie bardziej muzykalne, łagodniejsze i cieplejsze, a przy tym barwniejsze od tańszego modelu. W efekcie HD 560S brzmią bardziej studyjnie, beznamiętnie i profesjonalnie, a HD 660S są jakby „audiofilskie”, przeznaczone do czerpania z muzyki także przyjemności, a nie samej „informacji”.

HD 660S nadal umożliwiają rozkładanie muzyki na czynniki pierwsze, ale brzmienie jest zdecydowanie przystępniejsze, nie wymaga korekcji czy specjalnej synergii, by cieszyć się dźwiękiem. Ponadto HD 660S generują masywniejszy i głębszy bas, stąd brzmią bardziej uniwersalnie. Oba modele są świetne w swoich kategoriach, ale to HD 660S sprawiły mi więcej przyjemności, nie męczyły i pozwalały się relaksować. Jeśli jednak szukamy jasnych, twardo i konturowo brzmiących słuchawek, to tańsze HD 560S mogą wyjść na prowadzenie. W skrócie: HD 660S są zrównoważone, ale muzykalne, a HD 560S liniowe i analityczne.

Porównałem Sennheisery HD 660S także z HD 6XX, czyli podobnymi konstrukcyjnie słuchawkami bazującymi na modelu HD 650. Tutaj nie ma takiej różnicy charakterów, jak w przypadku konfrontacji z ostrzejszymi i technicznymi HD 560S, ale HD 6XX są mniej klarowne od HD 660S, nie brzmią tak gładko, nie budują tak dużych instrumentów i nie generują tak szerokiej sceny. Słychać wspólne korzenie, nie ma pomiędzy modelami przepaści, ale w nowości rozdzielczość jest wyższa, dźwięk czystszy, a bas głębszy i masywniejszy. Ogólnie HD 6XX wydają się brzmieć ziarnisto, bardziej piaszczyście w średnicy i górze pasma, jakby brudno, czego nie można stwierdzić o HD 660S. Moim zdaniem nowy model to progres, ale HD 6XX nadal się bronią.

W konfrontacji Sennheiserów HD 660S z HiFiMAN-ami Sundara mamy do czynienia z podobnymi założeniami, ale inną ich realizacją. Sundara to również słuchawki muzykalne, ale trochę mniej przystępne w odbiorze – moim zdaniem średni bas Sundara jest twardszy, niższa średnica mniej wypchnięta, a wyższa bardziej zaznaczona. W górze HiFiMAN-ów daje się wychwycić większy akcent – słuchawki brzmią jaśniej, bardziej klarownie, a do tego mocniej oddalają pierwszy plan. Obok Sundara tytułowe HD 660S brzmią przystępniej, bardziej gładko i ciepło, bo łagodniej w górze, która w ogóle nie kłuje, nie ma żadnych tendencji do męczenia. Ponadto HD 660S stawiają pierwszy plan dużo bliżej, podczas gdy Sundara brzmią jakby z dystansu. Z tego powodu scena w HiFiMAN-ach wydaje się być większa.

Werdykt jest trudny. Moim zdaniem Sundara brzmią wyraziściej, mniej wygładzają dźwięk, w przeciwieństwie do HD 660S, które są spokojniejsze i miększe w przekazie. W efekcie gdy wolimy trochę więcej charakterku i nie przeraża nas szukanie synergii, to Sundara będą lepszym wyborem od HD 660S. Jeśli jednak obawiamy się ostrości, zależy nam na dźwięku uniwersalnym, przystępnym i nie kłującym, a wiodąca prym średnica jest mile widziana, to HD 660S będą górą. Sennheisery to słuchawki mniej problematyczne, przystępne i proste w odbiorze. Sam jednak nie wiem, który model bym wybrał, bo obu słuchało mi się świetnie.

Na koniec sięgnąłem po Audeze LCD-2 i Ethery 1.1. Moim zdaniem Sennheisery są zdecydowanie bliżej Etherów, które także brzmią w sposób zrównoważony, bliższy w średnicy i łagodny. Ethery jednak mniej koloryzują dźwięk, są klarowniejsze i bardziej zrównoważone. Z kolei Audeze brzmią masywniej w midbasie i głębiej w subbasie, a do tego bardziej konturowo i jaśniej od HD 660S. Sennheisery nie są tak zróżnicowane pod względem faktury instrumentów, jak Audeze, nie budują aż tak dużych źródeł pozornych i brzmią dużo bardziej miękko i gładko. HD 660S to jeszcze nie ten poziom, do Audeze czy Etherów jeszcze sporo brakuje, ale różnica w cenie jest duża, a w kontekście ceny opisywane słuchawki i tak nie zawodzą.

Sennheiser HD 660S i synergia
Podobnie jak HD 560S, także i HD 660S są czułe na synergię i podatne na korekcję. Nie ma to jednak aż takiego znaczenia, jak w przypadku niższego modelu, bo HD 660S brzmią dobrze praktycznie ze wszystkiego. Słuchawki są skuteczne, mimo stosunkowo wysokiej impedancji, nie wymagają potężnej mocy i dogadują się z różnymi źródłami. Jeśli jednak miałbym wskazać swoich faworytów, to rekomendowałbym raczej neutralnie brzmiące sprzęty z pełnym przekazem basu.

Dla porównania HD 660S słuchało mi się bardzo dobrze zarówno z Yulonga DAART Aquila II (Sabre ES9038 PRO), jak i FiiO M15 (AKM 4499EQ). Jednak brzmienie w przypadku tego pierwszego źródła było klarowniejsze, zwiewniejsze, gdy z drugim dźwięk się zagęszczał i dostawał masy. W obu połączeniach było znakomicie, pierwsze było świetne do żywych instrumentów, drugie do metalu i elektroniki, ale moim zdaniem klarowniejsza Aquila II wypadła korzystniej – słuchawki nadal sprawdzały się w cięższej muzyce, a przy tym wypadały lepiej w lżejszych gatunkach.

Podobnie było w przypadku Cayina N3PRO, który oferuje trzy sygnatury, dwie lampowe i jedną tranzystorową. Moim zdaniem lepiej zabrzmiały klarowniejsze tryby, czyli lampowy Ultra Linear oraz tranzystorowy 4,4 mm, bo ciepły, barwny i nasycony tryb Triode dublował się z sygnaturą samych słuchawek. To jednak w dużej mierze kwestia preferencji, bo HD 660S nadal satysfakcjonowały w teoretycznie mniej korzystnym połączeniu, ciągle brzmiąc nienagannie.

Podsumowanie

Żałuję, że HD 660S dopiero teraz wpadły w moje ręce. Słuchawki zaserwowały mi nie tylko świetne brzmienie, ale też podróż sentymentalną – producent pozostał wierny oryginałom, a jedynie dopieścił brzmienie. Uważam, że HD 660S to najlepszy model serii, brzmiący najbardziej klarownie i przestrzennie, ale nadal muzykalnie. W mojej ocenie ergonomia jest nadal dobra, a słuchawki nie rozczarowują użytkowo – prosto z pudełka można je podłączyć zarówno niesymetrycznie, jak i symetrycznie.

Szkoda, że kable są tak długie (3 m), ale to kwestia potrzeb. Przydałoby się też lepsze wykonanie, ale podobno wersja odświeżona w 2019 roku jest już bardziej dopieszczona. Nie można też jeszcze liczyć na wyjątkowo głębokie zejście subbasu, a nie każdemu spodoba się również maksymalnie bliski pierwszy plan.

Sennheiser HD 660S kosztują aktualnie 1819 zł. Czy warto je kupić? Tak. Uważam, że to świetna alternatywa dla droższych modeli, sam byłem bardzo zadowolony z ich brzmienia. To jeden z tych modeli, które po odsłuchach podważają sens zakupu droższych konstrukcji. Nie, nie jest to jeszcze absolutny top, ale jest już na tyle dobrze, że nie miałem specjalnych powodów do kręcenia nosem.

Jeśli jednak szukamy czegoś klarowniejszego i mniej średnicowego, to warto rozważyć HiFiMAN Sundara, czyli aktualnie tańsze słuchawki, które nie są jednak tak przystępne i przyjemne w odbiorze. Melomani lub profesjonaliści szukający bardziej liniowych, analitycznych i technicznych słuchawek powinni jednak skierować wzrok w stronę mniej kosztownych HD 560S, bo nowszy, ale niższy model jest zdecydowanie mniej łaskawy dla nagrań od HD 660S.

Dla Sennheiser HD 660S

Zalety:
+ ponadczasowe wzornictwo
+ niezłe wyposażenie
+ znana i trwała konstrukcja
+ dobra ergonomia
+ szeroka regulacja rozmiaru
+ wygodna przejściówka i kabel 4,4 mm w zestawie
+ naturalnie zrównoważone, bezpośrednie i muzykalne brzmienie
+ szeroka scena dźwiękowa (szczególnie w połączeniach zbalansowanych)

Wady:
– trochę za długie kable (subiektywnie)
– przeciętna jakość wykonania (testowanego egzemplarza)
– pewne braki w subbasie
– mocny nacisk pałąka

Sprzęt dostarczył:

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
fiio

8 KOMENTARZE

  1. Witam. Świetna recenzja! konkretnie i na temat , świetnie się czyta.

    Czy może Pan doradzić jakiś dac/amp do tych słuchawek w kwocie do 3,5tyś który świetnie by się z nimi zgrał , obecnie posiadam d3xpro+ od toppinga ale myślę nad przesiadka na sprzęt który by podniósł dźwięk o klasę albo dwie wyżej. Może recenzowany przez Pana Yulonga DAART Aquila II ? albo Topping D30 Pro + A30 Pro .

    • Myślę, że zarówno Daart Aquila II, jak i D30 Pro z A30 Pro to dobre opcje. W pierwszym przypadku dźwięk będzie bardziej neutralno-techniczno-analityczny, w drugim barwno-muzykalny – wszystko zależy od pożądanego efektu 🙂

  2. Witam. Świetna recenzja. Jak zresztą wszystkie przez Pana pisane 🙂 Jedno pytanie. Jaki DAP z 4.4, androidem i mqa będzie dla nich najlepszy? Tak do 3.5 tysiąca. Może być używany. Będę wdzięczny za sugestie. Pozdrawiam.

    • Hej,
      Ja mam przenośny dac/amp z Hd660 S. To IFI Gryphon. Dekoduje samodzielnie MQA, działa to z Iphonem bez problemu, na androidzie musiałem doinatslować USB player i też działało bardzo dobrze. Ogolnie dużo możliwości w miare kompaktowy rozmiar, wystarczająca moc wyjscie balans 4.4. Moim zdaniem na tą chwile to TOP przenośnych sprzętów. No i mieścisz się w założnym budżecie. Jak chcesz możesz też go podłączyć po BT ale wtedy nie dekoduje MQA… Polecam bo sam używam tego zestawu do Tidala

  3. Mam Smartfon LG V30 z DAC.Korzystam z Tidal Masters i Słuchawek Brainwavz HM5,które chcę zmienić na HD 660s.Czy to dobry wybór. Mam 75 lat i osłabiony słuch. Czy to dobry wybór? Dziękuję za świetne recenzje- pozdrawiam Stefan

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj