Firma Shozy już niejednokrotnie pojawiała się na łamach naszego bloga i jest marką rozpoznawalną wśród fanów przenośnego audio, mimo że nie posiada nadzwyczaj bogatej palety produktów. Gdy już jednak coś wypuszcza na rynek, zazwyczaj cechuje się to spartańskim wyglądem i bardzo dobrym stosunkiem jakości brzmienia do ceny. Tym razem w nasze ręce trafiły słuchawki dokanałowe o nazwie Shozy V33 (Vinyl 33 1/3), które na pierwszy rzut oka próbują zerwać z tym pierwszym trendem. Kwota 49 dolarów nie jest nadzwyczaj duża, a nazwa V33 nawiązuje do klasycznej prędkości obrotowej płyt winylowych i sugeruje wysoką jakość brzmienia.

Wyposażenie


Kupując Shozy V33 możemy wybrać, czy chcemy wersję w pudełku, czy w etui. Do nas trafiła ta pierwsza, ale poza opakowaniem nie różnią się one niczym innym, więc opis wyposażenia, jak i samych słuchawek pozostaje bez zmian.

Zmianę w podejściu do estetyki, w porównaniu do większości produktów Shozy, widać od razu po pudełku. Dostajemy do ręki nie najmniejszy kwadratowy karton, zamykany na magnes, z ciekawą grafiką na froncie, prezentującą słuchawki na tle przypominającym szczotkowaną stal oraz z interesującymi czerwonymi wstawkami pogłębiającymi efekt perspektywy. Tył z kolei został poświęcony głównie na notki reklamowe oraz skróconą specyfikację.

REKLAMA
fiio

Na spodzie wieczka znajdziemy kolejne informacje o V33, a pod nim zamknięte pod przezroczystą wkładką same słuchawki. Tu również postawiono na ciekawe akcenty, gdyż plastikowy blister, służący do zabezpieczenia naszych dokanałówek w pudełku, ma prowadnice kabla ułożone w kształt mający kojarzyć się z głową, a zaślepka skrywająca dodatkowe wyposażenie to kartonowy krążek imitujący z wyglądu płytę winylową. To rozwiązania niespotykane i jak najbardziej mogą się podobać.

Szkoda jednak, że pudełko, efektowna wkładka oraz udająca winyl pokrywka, prócz samych słuchawek skrywają jedynie dwie dodatkowe pary silikonowych nakładek w rozmiarach S oraz L. Dodając do nich rozmiar M znajdujący się na słuchawkach, to naprawdę skąpy zestaw – przydałoby się etui, bez konieczności wyboru jaką wersję opakowania chcemy kupić.

Na szczęście dołączone gumki są całkiem dobrej jakości i skutecznie trzymają słuchawki w uchu, więc większość osób nie będzie odczuwała potrzeby ich zmiany.

Wykonanie


Shozy V33 posiadają kopułki wykonane ze stali nierdzewnej wypolerowanej do lustrzanej powierzchni. Zostały zamknięte czarnymi dekielkami przypominającymi płyty długogrające, na których umieszczono logo producenta oraz oznaczenie 33 1/3. Kształt słuchawek nieco odbiega od typowych słuchawek dokanałowych, gdyż zastosowana konstrukcja jest dość krótka, ale szybko robi się pękata, przypominając kielich. Mogłoby to sugerować zamknięcie w środku dużego przetwornika dynamicznego, ale tutaj mamy do czynienia ze standardowym rozmiarem 10 mm, z membraną pokrytą berylem.

Mimo pewnych obaw odnośnie ergonomii takiego rozwiązania, łagodnie prowadzone linie oraz tulejki umożliwiające montaż nakładek w taki sposób, by sięgały głębiej w kanały naszych uszu, sprawiają, że słuchawki spoczywają zaskakująco wygodnie, choć metalowa konstrukcja w zimowe dni nieprzyjemnie będzie przenosiła zimno na skórę, a pękate kopułki wymuszają dobry dobór tipsów, by słuchawki nie wysuwały się z kanałów w trakcie ruchu.

Kable zostały wyprowadzone z kopułek za pomocą bardzo krótkich odgiętek, które tylko w nieznaczny sposób ochronią przewód przed złamaniem. Lepiej więc zbyt spontanicznie nie ugniatać słuchawek po kieszeniach, jeśli zdecydujemy się na wersję bez etui w komplecie. Tylko w tym miejscu znajdziemy jakiekolwiek oznaczenia kanałów – odgiętka przy prawej słuchawce jest czerwona, a przy lewej czarna. Biorąc pod uwagę ich niewielką długość, nawet w dzień możemy mieć problem z szybkim rozpoznaniem stron, a przy słabym oświetleniu może być to niemożliwe.

Sam przewód to miedź o czystości 4N zabezpieczona gumową izolacją. Jest ona przyjemna w dotyku i stanowi dobry kompromis pomiędzy sztywnością i wygodą, dzięki czemu mamy wystarczającą elastyczność, by zachować dobrą ergonomię, a także na tyle wysoką sztywność, aby unikać niepotrzebnego plątania się kabla, gdy odłożymy słuchawki na bok. Dodatkowo Shozy V33 oferują mały efekt mikrofonowy, więc nie musimy się obawiać nadmiaru odgłosów przenoszonych przez ocieranie się przewodu o ubranie.

Rozgałęźnik, podobnie jak kopułki, wykonano z polerowanej stali nierdzewnej. Odchodzi z niego suwak, wizualnie dobrze komponujący się z całością. Na końcu z kolei znajdziemy pasujący prosty, pozłacany wtyk mini-jack z krótką odgiętką na obudowie. Został on wyprofilowany w ciekawy sposób, ułatwiający odczepianie słuchawek od odtwarzacza, nawet przy niepewnym chwycie czy przy wilgotnych palcach.

Pod względem tłumienia zewnętrznych hałasów, opisywane Shozy wypadają dość standardowo jak na konstrukcję dokanałową. Nie zapewniają nadzwyczajnego odcięcia i dźwięki dobiegające z ulicy będą do nas docierały przez muzykę, o ile nie podkręcimy głośności na wysoki poziom, ale w większości przypadków nie będzie to koniecznie, gdyż przebijający się szum nie jest przesadnie głośny.

Brzmienie


Źródła wykorzystane podczas testów: Radsone EarStudio ES100, iBasso DX150 (AMP7), Samsung Galaxy S10e, Shanling M0, xDuoo X3 II.

Bas w Shozy V33 nie należy do nadzwyczaj uwypuklonych, co jest dość nietypowe dla tańszych słuchawek tego producenta. W tym modelu akcent postawiono na wyższym basie, co wydłuża jego wybrzmiewanie, ale jednocześnie sprawia, że jest on trochę wyprany z głębi, szczególnie że spadek poniżej 50 Hz robi się już mocno zauważalny. To o tyle dziwne, że zastosowany przetwornik bardzo dobrze radzi sobie w tak niskim zakresie i drobna korekta w najniższych tonach wydobywa z niego mocne i zwarte uderzenie, nadające muzyce dużej energii, a jednocześnie wielowarstwowe i dalekie od przesterowań. Postawiono jednak na bezpieczeństwo, niczym przy posiłku w restauracji, gdzie kucharz woli być ostrożny z przyprawami i sugeruje nam, byśmy doprawili danie według własnego gustu. Mamy więc słuchawki o naprawdę solidnych możliwościach w produkcji niskich tonów, ale jakby podbite nie w tym miejscu, w którym można się było tego spodziewać. O ile rozumiem ideę oferowania słuchawek, które są bardziej oszczędne w tym zakresie, bo w końcu nie każdy jest basolubem, to ciekawszym rozwiązaniem byłoby równe poprowadzenie linii basu, bez robienia małej górki w miejscu, gdzie łączy się ona ze średnicą. Dźwięk wtedy byłby bardziej żywy, a przy tym ciągle bez dominującego dołu.

Tony średnie, ze względu na to, że otwierają się małą górką przeciągniętą z niższych tonów, zaczynają się trochę przyciemnioną barwą nieco ograniczającą dynamikę, przynajmniej przy pierwszym kontakcie. Dość szybko jednak zauważymy, że nie jest to typowo “misiowate” granie, rozmywające muzykę i chowające detale pod kocykiem. Tu poszczególne dźwięki są mocno zarysowane i wyraźnie słychać przejścia pomiędzy poszczególnymi trąceniami strun gitary czy harfy. W prezentacji żywych instrumentów jest bardzo duża naturalność, ale innego typu niż w niedawno opisywanych na naszych łamach słuchawkach Sonicasta. Tu producent nie starał się nas czarować ciepłymi tonami – całość skłania się bardziej w stronę grania neutralnego, bardziej nastawionego na techniczną dokładność niż magię, choć nie brakuje w tym zakresie także muzykalności. Iskry nadaje podbicie na wyższej średnicy, udanie równoważące ciemniejszy dół, ale wraz z większą żywiołowością i mariażem naturalności z neutralnością, otrzymujemy również zwiększoną wrażliwość na sybilanty. O ile słuchawki same z siebie nimi nie epatują, tak nie zamierzają również ich maskować i bez wahania rzucą nam prosto w uszy niedostatki w realizacji nagrań.

Lekkie oddalenie średnicy od słuchacza dodatkowo daje poczucie większej swobody, co w połączeniu w wysoką dynamiką samego przetwornika daje znacznie bardziej uniwersalne brzmienie niż w przypadku basu, dzięki czemu niemal każdy gatunek muzyczny brzmi w tej części pasma co najmniej poprawnie.

O ile początkowo można mieć wątpliwości odnośnie wokali, bo przecież na dole jest nieco ciemno, a na górze jasno, więc na pewno będą one przekłamane, to Shozy V33 niesamowicie zaskakują pod tym względem, przekazując głosy jakościowo na poziomie czołówki z tego zakresu budżetowego. Wykonawcy są blisko, ich śpiew jest intymny, ale przy tym nie natarczywy ani zauważalnie podbarwiony. Dotyczy to wokali praktycznie w całym zakresie: od niskiego growlu, po wysokie soprany, a lekkie wysunięcie głosów przed instrumenty pozytywnie wpływa na poczucie głębi muzyki.

Tony wysokie zaczynają się dość mocno, przejmując rozjaśnienie z wyższej średnicy. Czasami nawet potrafią zaskoczyć one lekko szklistym przydźwiękiem, który w większej ilości mógłby okazać się męczący, ale bardzo szybko się uspokajają, tłumiąc wszelkie zapędy do atakowania wysokimi dźwiękami. Tu, ponownie jak w przypadku basu, całość wydaje się przesadnie złagodzona, ograniczając częściowo instrumenty operujące w tym zakresie, a wyraźnie słychać, że przetworniki mają większe możliwości niż zaoferował strojeniem sam producent. Znów wystarczy mała korekta, tym razem powyżej 7 kHz, żeby uwolnić skrzypce czy trójkąt z ograniczeń narzuconych przy strojeniu i pozwolić im zabłysnąć. Jednak nawet gdy tego nie zrobimy, V33 zaoferują zwarte i dokładne brzmienie o wysokiej jakości sopranów, bardziej delikatne niż agresywne.

Scena dźwiękowa nie należy do największych oraz skupia się na pierwszych planach, bardzo blisko głowy, ale jednocześnie kreuje ciekawe poczucie holografii, rozkładając pozorne źródła dźwięku niejako na przestrzeni ułożonej w kształt klepsydry. Oddalając się od nas coraz wyraźniej potrafią się one zarysowywać nie tylko na szerokość, ale również w głąb, co daje wciągające i mimo wszystko dość naturalne wrażenie obcowania z muzyką.

Szczegółowość jest wysoka, ale jednocześnie ciężko ją od razu zauważyć. Słuchawki przekazują naprawdę dużo informacji, ale zwłaszcza detale w niższych partiach są nieco chowane przez samą barwę dźwięku, niejako zmuszając nas do sięgnięcia po te drobne elementy. Niemniej jednak nie ma się poczucia utraty jakichś składowych muzyki, nawet przechodząc z trochę droższych słuchawek, co znów wskazuje na zastosowanie w V33 dobrych przetworników.

Pod względem doboru źródła, do którego będziemy podpinali Shozy V33, warto brać poprawkę na strojenie tych słuchawek, gdyż bardziej pasuje im odtwarzacz bardziej akcentujący skraje pasma, a nie średnicę. Nie należy się jednak tego trzymać kurczowo, gdyż ten model nadzwyczaj skutecznie utrzymuje swój styl grania niezależnie od sprzętu towarzyszącego. Dość istotna jest za to moc na wyjściu słuchawkowym: im jej więcej, tym lepiej. W związku z tym, lepszą synergię uzyskamy na ciepłym i gładkim Radsone ES100 niż na Samsungu Galaxy S10e, który przecież ciepła daje mniej. Ale pominąwszy iBasso DX150 ze wzmacniaczem AMP7, który wydaje się jednak za wysoką półką jak na tego typu słuchawki, mimo że brzmią na nim naprawdę dobrze nawet bez korekty basu i sopranów, najlepiej ze słuchawkami wypadł xDuoo X3 II, łączący sporą dawkę mocy z wysoką dynamiką, która dodatkowo energetyzuje testowane dokanałówki. Nieco gorzej sprawdził się Shanling M0, dodający na tyle dużo ciepła, że całość wydawała się momentami zbyt gęsta w szybszych utworach.

Gdy szukamy konkurentów dla Shozy V33, zdecydowanie nie musimy szukać daleko, gdyż już u tego producenta znajdziemy dwa inne modele operujące w tym budżecie: Shozy Zero oraz Shozy Hibiki. Te pierwsze grają nieco jaśniej, mocniej zaznaczając skraje i oferując szerszą scenę, jednocześnie oddalając wokale od słuchacza, dając mniejsze poczucie ich intymności. Z kolei Hibiki, choć znów jaśniejsze od V33, prezentują nieco zbliżony pomysł na brzmienie, szczególnie w zakresie niskich tonów oraz średnicy, oferując trochę więcej blasku na wyższej średnicy, co dodaje powietrza muzyce, ale i nie zawsze pożądanej agresji.

Ciekawie wypada porównanie z Sonicast Direm E3. O ile Sonicasty są bardziej kompletne ze względu na lepsze rozciągnięcie skrajów, tak nowy model Shozy oferuje wyższą szczegółowość oraz dynamikę, dodając trochę iskry ze względu na podkreśloną wyższą średnicę.

Gdy szukamy czegoś typowo rozrywkowego, nie chcemy lub nie możemy ustawić brzmienia korektorem, ciekawą alternatywą będą Dunu Titan-1es: jasne, z wyraźnie podkreślonym basem i stawiające na muzykalność, a nie na detale czy przeżycia wokalne.

Podsumowanie


Shozy V33 to słuchawki pełne dziwnych kompromisów. Pokazuje to już opakowanie, gdzie musimy wybrać pomiędzy ładnym kartonikiem, a etui. Konstrukcja jest wygodna, ale nietypowa i nie wszystkim musi pasować. Dźwięk jest detaliczny i bliski, ale ze zbyt dużymi spadkami na basie oraz sopranach. To ostatnie na szczęście można skorygować, ale szkoda, że Shozy ponownie zbyt ostrożnie podeszło do strojenia słuchawek, mając do dyspozycji tak dobre przetworniki.

Gdyby nie to, mielibyśmy kolejne dokanałówki w tym budżecie, mocno rozpychające się łokciami wśród konkurentów do miana lidera w kwocie do 50 dolarów. Zamiast tego, V33 stoją trochę z boku, czekając na osoby o bardzo konkretnych wymaganiach co do brzmienia lub lubiących bawić się korektorem.

Zalety:
+ detaliczne brzmienie o wysokiej dynamice,
+ naturalne wokale,
+ dobra holografia,
+ wysoka podatność na korekty dźwięku,
+ ciekawa estetyka.

Wady:
– sztucznie ograniczony bas oraz tony wysokie,
– ubogie wyposażenie,
– lustrzana powierzchnia kopułek to magnes na odciski palców.

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj