SoundMagic P58BT ANC są bezprzewodowymi słuchawkami wokółusznymi w niewygórowanej cenie. Producent wyposażył je w interfejs Bluetooth 5.3, hybrydowe ANC oraz nauszniki z pianki pamięciowej. Słuchawki mają zapewnić mocny bas, szczegółową średnicę oraz przystępne wysokie tony i to nawet przez 60 godzin na jednym ładowaniu.

Marki SoundMagic właściwie nie trzeba przedstawiać – słuchawki azjatyckiego producenta niejednokrotnie robiły furorę. Miło wspominam szczególnie wokółuszne HP150/HP151 oraz dokanałówki serii E10, które zasłynęły rewelacyjną jakością dźwięku w kontekście ceny i słusznie zyskały dużą popularność. Z tych pierwszych słuchawek długo korzystałem na co dzień. Bez chwili wahania zabrałem się więc za test tytułowych P58BT ANC, które mają szansę namieszać w sektorze słuchawek mobilnych. Co w nich specjalnego?

REKLAMA
terra

P58BT ANC nie kosztują fortuny, a oferują hybrydowe ANC, świeży interfejs Bluetooth i panel dotykowy zamiast przycisków. Tak, dzisiaj podobne cechy można przypisać wielu modelom, ale zazwyczaj strojonym typowo konsumencko, czyli z naciskiem na efektowność, a nie szczegółowość, dynamikę czy rozdzielczość dźwięku. Tymczasem SoundMagic słynie z satysfakcjonowania wymagających melomanów, więc P58BT ANC mogą okazać się mocną alternatywą dla Sennheiserów serii Accentum czy Soundcore’ów linii Space One.

Wyposażenie

Zestaw zawiera:

  • kabel analogowy 3,5 mm > 3,5 mm (długość 127 cm);
  • kabel USB-A > USB-C (długość 94 cm);
  • pokrowiec;
  • instrukcję obsługi.

Wyposażenie nie jest szczególnie bogate, ale akcesoria nie rozczarowują jakością. Kabel USB został zabezpieczony grubym oplotem, a przewód analogowy nie przypomina żyłki. Zamiast woreczka przydałby się jednak usztywniany futerał, ale w tej cenie nie można go wymagać. Swoją drogą pokrowiec prezentuje się całkiem nieźle – jest pojemny, aksamitny w dotyku i zamykany za pomocą sznurka z klipsem.

Konstrukcja

Wzornictwo jest… minimalistyczne, co pewnie nikogo już nie zaskakuje, bo jednolite i matowe kolory oraz proste kształty stały się standardem. Nie inaczej jest w przypadku słuchawek marek JBL, Sennheiser, Sony czy Soundcore. Niemniej jest w P58BT ANC coś oryginalnego, bo bohater testu wygląda nie tylko minimalistycznie, ale także profesjonalnie. Obstawiam, że to zasługa oszczędnych ozdób i klasycznych muszli z odstającymi komorami. Słuchawki powinny pasować zatem każdemu, bez względu na garderobę czy wiek.

Interfejs jest także prosty, ale jeszcze nie wybrakowany. Producent zrezygnował z przycisków sterujących na rzecz panelu dotykowego, który wbudowano w lewą muszlę. Na jej rancie jest również fizyczny przycisk wielofunkcyjny, któremu towarzyszą niewielka dioda oraz dwa gniazda, czyli USB-C oraz 3,5 mm. Nieopodal nich można dostrzec otwory z mikrofonami do rozmów, bo mikrofony systemu ANC schowano za widełkami i zabezpieczono siateczkami. Z kolei na prawej muszli zauważymy jedynie znaczek modułu NFC.

Widełki pałąka umożliwiają swobodne obracanie muszli na boki i w pionie, a także składanie ich na płasko. To nie wszystko, bo muszle przełamują się także do wnętrza pałąka oraz odwracają na zewnątrz, czego zazwyczaj nie spotyka się w słuchawkach mobilnych. Sam pałąk jest natomiast rozsuwany, a dziewięciostopniowa regulacja rozmiaru bazuje na metalowym rdzeniu. Uwagę zwraca także gumowa oraz obustronna opaska pałąka, wypełniona warstwą gąbki i ozdobiona logo producenta od spodniej strony.

Nauszniki zostały wykonane z… silikonu, zaskakująco grubego, gładkiego i elastycznego. Wypełniono je obficie sprężystą pianką, którą producent określa mianem pamięciowej, ale tak naprawdę nie zapamiętuje ona kształtu, bo szybko wraca do fabrycznego kształtu. Wewnątrz padów nie obyło się bez siateczek, które zabezpieczają 40-milimetrowe przetworniki dynamiczne oraz wewnętrzne mikrofony. Na siateczkach zabrakło jednak oznaczeń kanałów – literki „R” i „L” nadrukowano od wewnętrznej strony pałąka.

Jakość wykonania jest wysoka. Na fotografiach słuchawki wyglądają niepozornie, ale tak naprawdę skonstruowano je z solidnych tworzyw sztucznych, które zostały dodatkowo lekko ogumowane, więc są przyjemne w dotyku. Duże wrażenie robią także silikonowe elementy, czyli opaska pałąka oraz nauszniki – solidne, elastyczne i sprężyste. Jedyne do czego można się przyczepić, to spasowanie konstrukcji. Szczeliny w pałąku są równomierne i niewyszczerbione, ale na tyle szerokie, że może się w nich gromadzić brud.

Ergonomia

Ergonomia nie jest perfekcyjna, ale taki urok kompaktowych słuchawek mobilnych. Mamy więc do czynienia z przeciętnej wielkości nausznikami, które nie obejmą większych małżowin usznych. Nie powinno to jednak stanowić problemu ze względu na miękkość i sprężystość samych poduszek. Z kolei opaska pałąka świetnie stabilizuje urządzenie na głowie, ale mogłaby być szersza, bo po dłuższym czasie potrafi lekko uwierać. Konstrukcja nie jest też wyjątkowo lekka (ok. 305 g), ale ciężar został rozłożony proporcjonalnie, więc słuchawki nie męczą karku.

 

Atutem SoundMagiców P58BT ANC jest w pełni składana konstrukcja, od czego odchodzą Sennheiser czy Sony, bo najnowsze słuchawki obu producentów składają się jedynie na płasko. W przypadku P58BT ANC muszle możemy przełamać także do wnętrza pałąka, dzięki czemu słuchawki zajmują mniej miejsca w torbie czy plecaku i są bezpieczniejsze w czasie transportu. Warto wiedzieć, że zastosowano blokady, więc słuchawki nie składają się samoistnie i nie wydają się być rozklekotane.

Producent zaliczył jednak dwie wpadki ergonomiczno-konstrukcyjne. Po pierwsze pałąk jest zbyt obszerny – mam głowę średniego rozmiaru i właściwie nie musiałem rozsuwać muszli. W efekcie P58BT ANC mogą okazać się za luźne dla osób o mniejszych czaszkach. Zauważyłem też, że jeśli odwrócimy lewą muszlę w celu odsłuchu na jedno ucho, to… słuchawki się wyłączą. Winowajcą jest odstający włącznik, który w takim wypadku jest wciskany przez widełki pałąka. Jeśli więc chcemy słuchać na jedno ucho niczym didżej, to musimy używać prawej muszli.

ANC i tryb transparentny

ANC zasługuje na pochwałę. Słuchawki nieźle tłumią pasywnie, a aktywna redukcja hałasu wyraźnie ogranicza niskie rejestry – miejski huk, warkot silników czy łomot komunikacji miejskiej nie dają się już tak we znaki. ANC gorzej radzi sobie z wyższymi częstotliwościami – ożywionymi rozmowami, intensywnym szumem czy piskiem, ale od słuchawek za 400 zł nie można wymagać ANC na poziomie flagowych modeli. Wyżej pozycjonowane Accentum Plus czy Space One Pro mają skuteczniejsze ANC, ale tak naprawdę niewiele. Podczas odsłuchów nie czułem specjalnej różnicy, mogłem już skupić się na muzyce w hałaśliwym otoczeniu.

Gorzej wypadł tryb transparentny – dźwięki z zewnątrz są przytłumione, zdystansowane i lekko rezonujące, więc słuchawki nie wydają się znikać z głowy. Kiepsko słychać także samego siebie, a przynajmniej mój głos był stłumiony i dudniący, co irytowało w trakcie konwersacji. W tym aspekcie wspomniane Accentum Plus czy Space One Pro są górą – skuteczniej „przepuszczają” dźwięk od P58BT ANC. Zatem nasłuch pozwala już pozostać w kontakcie z otoczeniem, ale do komfortowej rozmowy konieczne będzie zdejmowanie słuchawek. Możemy je zawiesić na szyi, bo pałąk nie powinien „dusić”.

Użytkowanie i funkcjonalność

Panel dotykowy jest czuły i poprawnie interpretuje gesty, o ile wykonujemy je stanowczo i dość precyzyjnie, bo szybkie i krótkie muśnięcia nie zawsze są rozpoznawane. Za pomocą płytki dotykowej możemy zwiększać i zmniejszać głośność (przesunięcia w pionie), przełączać utwory (w poziomie), jak i pauzować czy wznawiać odtwarzanie (dotknięcia). Z kolei pojedynczy przycisk służy do włączania słuchawek, jak i przełączania trybów kliknięciami – w ten sposób włączymy ANC czy tryb transparentny. Niestety ANC musimy uruchamiać każdorazowo, ponieważ słuchawki nie zapamiętują ostatniego ustawienia.

Funkcjonalność nie jest spektakularna. Interfejs Bluetooth jest w wersji 5.3, a do dyspozycji mamy funkcję multipoint – w trakcie testów słuchawki łączyły się jednocześnie zarówno z dwoma smartfonami na Androidzie, jak i smartfonem oraz komputerem z Windowsem 11. Producent zaimplementował ponadto tryb gamingowy, który rzeczywiście zmniejsza opóźnienia. Wprawdzie nie jest on potrzebny ze smartfonem, bo obraz nie wymija się z dźwiękiem, ale pomaga zmniejszyć latencję w połączeniu z komputerem.

Czego zatem zabrakło? Szybkiego parowania, obsługi zaawansowanych kodeków Bluetooth (są jedynie SBC i AAC) oraz automatycznego pauzowania muzyki, bo w obrębie nauszników nie ma czujników zbliżeniowych. Teoretycznie brak szybkiego parowania nie stanowi problemu, bo do dyspozycji jest moduł NFC, ale nie udało mi się z niego skorzystać – dysponuję kilkoma smartfonami z NFC i żaden nie zareagował po zetknięciu z muszlą. Nie uświadczymy także aplikacji mobilnej, co jednak dla niektórych może być zaletą.

Niestety jakość rozmów muszę zaliczyć do minusów – rozmówcy skarżyli się na nieczytelny, dudniący i zdystansowany głos „jak ze studni”. Często w ogóle nie mogli mnie zrozumieć i to nawet w przestrzeni domowej, czyli w perfekcyjnych warunkach. Zatem słuchawki nie nadają się do rozmów telefonicznych, bo producent zaoszczędził na mikrofonach, co tłumaczy także przeciętny tryb transparentny.

Czas pracy

SoundMagic obiecuje 60 godzin słuchania bez ANC oraz 35 godzin z ANC. Sprawdziłem drugi scenariusz z kodekiem AAC i głośnością ustawioną na około 70%. Okazało się, że słuchawki wytrzymały znacznie dłużej – SoundMagic P58BT ANC rozładowały się po 43 godzinach testu.

Należy wziąć pod uwagę, że czas pracy będzie zależał od hałasu otoczenia, jakości odtwarzanej muzyki i wielu innych czynników. Niemniej mnie takie osiągi w pełni satysfakcjonują, są zbliżone do Accentum Plus (ok. 42 godziny) i lepsze od Space One (ok. 26 godzin) oraz Space One Pro (ok. 20 godzin).

Specyfikacja

  • interfejs: Bluetooth 5.3 z kodekami SBC i AAC
  • zasięg: do 15 m
  • przetworniki: dynamiczne 40 mm
  • skuteczność: 115 dB
  • impedancja: 38Ω
  • czułość mikrofonu: -42 dB
  • funkcje: hybrydowe ANC, tryb gamingowy, panel dotykowy, szybkie ładowanie, multipoint, redukcja szumów CVC, moduł NFC
  • akumulator: 800 mAh
  • czas pracy: do 60 godzin (bez ANC)/do 35 godzin (z ANC)
  • masa: 305 g

Brzmienie

SoundMagic P58BT ANC brzmią tak, jak przystało na słuchawki tego producenta. Sygnatura dźwiękowa jest podkoloryzowana ze względu na odsuniętą średnicę, ale nie brakuje rozdzielczości, dynamiki czy przestrzeni. Dla odmiany brzmienie nie jest mdłe czy wygładzone, co jest częstą bolączką słuchawek Bluetooth. Mnie słuchawki szybko przekonały, świetnie słuchało mi się na nich przeróżnych gatunków muzycznych i uważam, że P58BT ANC mogą śmiało konkurować z droższymi modelami. Zacznijmy jednak od początku.

SoundMagic P58BT ANC – brzmienie w trybie bezprzewodowym (kodek AAC)
Niskie tony są zaznaczone, ale w granicach zdrowego rozsądku, czyli nie zalewają średnicy, nie dudnią i z pewnością nie dominują. P58BT ANC swobodnie schodzą w subbas i wypełniają midbas, więc potrafią zabrzmieć wibrująco i masywnie w elektronice, muzyce popularnej i rapie. Mniejszy priorytet ma wyższy zakres basu, ale gitary basowe czy kontrabasy wciąż brzmią dobrze, a instrumenty perkusyjne nie znikają w tle. Bas cechuje się też energicznym atakiem, wybrzmiewa w sposób szybki i kontrolowany, a do tego jest przyzwoicie zróżnicowany. Niskie tony P58BT ANC nie są więc bezkształtną masą, słuchawki przekazują sporo informacji w dolnym zakresie.

Pasmo średnie jest lekko wycofane, ale nie daje się przytłoczyć niskim oraz wysokim tonom. Średnica ma neutralną barwę, nie wydaje się być ani ocieplona, ani ochłodzona, ale rozbrzmiewa klarownie. Wokale czy instrumenty nie są na pierwszym planie, niemniej wciąż pozostają czytelne, jak to zwykle bywa w przypadku słuchawek strojonych na planie litery „U”. Szczegółów jest pod dostatkiem, a P58BT ANC dość twardo zarysowują dźwięk, więc nie ma wrażenia zmiękczenia czy przesadnego wygładzenia dźwięku. Moim zdaniem słuchawki Bluetooth mają z tym często problem, nierzadko brzmią zbyt miękko lub nawet mdło, co nie stanowi problemu w przypadku tytułowych SoundMagiców. Zabieg odsunięcia średnicy ma też pozytywny wpływ na scenę dźwiękową, ale o niej za chwilę.

Wysokie tony są mocniejsze, niż zazwyczaj w słuchawkach mobilnych, ale nie przesadzono. Góra pasma nie jest z pewnością ścięta, więc nie ma mowy o zgaszeniu, przyciemnieniu czy też zamuleniu dźwięku, bo wszystkie pasma są doświetlone, a brzmienie jest bezpośrednie. Producentowi udało się dobrze wyważyć proporcje pasma i tym samym uniknąć sybilantów, bo P58BT ANC nie kłują uszu i nie irytują. Mamy więc do czynienia z klarownymi słuchawkami, które jednak nie męczą wysokimi tonami. Takie strojenie pozwala z łatwością śledzić poszczególne linie melodyczne, wsłuchiwać się w detale, jak i odbierać muzykę całościowo w celu relaksu.

Scena dźwiękowa pozytywnie zaskakuje, bo jest obszerna, trójwymiarowa i zróżnicowana. To w dużej mierze zasługa odsuniętego pasma średniego, co powoduje, że muzyka rozbrzmiewa z lekkiego dystansu. Wrażenie robi także separacja kanałów, bo P58BT ANC brzmią szeroko, czyli rozpościerają przekaz na boki. Nie brakuje jednak głębi czy wysokości, dzięki czemu instrumenty są pozycjonowane w różnych punktach, a muzyka wydaje się otaczać słuchacza. Imponująca jest także separacja dźwięków – nic się ze sobą nie zlewa, a instrumenty są od siebie mocno zdystansowane. Zatem scena dźwiękowa i holografia są ponadprzeciętne, zważywszy na mobilny rodowód słuchawek i ich zamkniętą konstrukcję.

SoundMagic P58BT ANC – brzmienie w trybie przewodowym
W trybie przewodowym słuchawki działają pasywnie, czyli automatycznie wyłączają się po podłączeniu kabla, co uniemożliwia korzystanie z ANC czy prowadzenie rozmów. Niemniej możliwość podłączenia słuchawek przewodem to duży plus, bo dzisiaj tylko niektóre słuchawki mobilne to potrafią. P58BT ANC pozostawią więc użyteczne z rozładowanym akumulatorem, a można je też wykorzystać do nagłośnienia komputera bez opóźnień, co docenią kinomani czy gracze.

Brzmienie w trybie przewodowym lekko się zmienia, bo staje się bardziej zrównoważone. Słychać, że pasmo średnie się przybliża i ociepla, a skrajne pasma lekko się łagodzą. Następuje także zmiana w scenie dźwiękowej, która nie jest już tak trójwymiarowa, ale wciąż spora i stereofoniczna. Zatem brzmienie „po kablu” jest bardziej naturalne, mniej efektowne od Bluetootha. Świetnie jednak, że producent zestroił słuchawki także akustycznie, nie bazował jedynie na DSP.

SoundMagic P58BT ANC – porównania z innymi słuchawkami
W pierwszej kolejności sięgnąłem po Soundcore Space One Pro, słuchawki bardziej basowe, brzmiące sztuczniej i mniej klarownie. Wprawdzie możemy je swobodnie przestrajać w aplikacji, żeby odchudzić niskie tony czy wykrystalizować górę pasma. Niemniej bez względu na konfigurację Space One Pro, to SoundMagic P58BT ANC brzmiały w sposób twardszy, bardziej zarysowany i szczegółowy. Przy nich Space One Pro wydają się rozmywać bas, wyraźnie wygładzać średnicę i uspokajać wysokie tony, co nie występuje w P58BT ANC.

Lubię Space One Pro, ale SoundMagic P58BT ANC brzmią ambitniej, wyraziściej i precyzyjniej, a do tego są tańsze (ok. 400 zł vs 700 zł). Z drugiej strony Space One Pro, czy nawet niżej pozycjonowane Space One, oferują aplikację mobilną, dodatkowe profile dźwięku, skuteczniejsze ANC, wyższą jakość rozmów itp. Jeśli więc ważna jest także funkcjonalność, to słuchawki Soundcore mogą wyjść na prowadzenie. Ponadto Space One czy Space One Pro spodobają się bardziej wrażliwym na wysokie tony, które są mniej przystępne w P58BT ANC.

Podobnie sprawa ma się w konfrontacji z Accentum Plus od Sennheisera. Mają one więcej wspólnego z P58BT ANC, bo nie przesadzają z basem, ale także brzmią bardziej gładko, miękko i mniej wyraziście od P58BT ANC. Te ostatnie znowu sprawiają wrażenie słuchawek bardziej wyrafinowanych, mimo wciąż dość efektownego strojenia, bo twardziej zarysowują dźwięk i przekazują więcej informacji od Accentum Plus (ok. 700 zł). Zresztą nie inaczej będzie w przypadku przeróżnych słuchawek JBL-a czy Sony, bo popularne słuchawki mobilne od dużych marek brzmią w gruncie rzeczy podobnie. Zatem SoundMagic P58BT ANC wyróżniają się z tłumu właśnie mniej wygładzonym dźwiękiem.

Podsumowanie

SoundMagic P58BT ANC mają wiele mocnych stron. Doceniłem ich minimalistyczne wzornictwo, wysoką jakość wykonania i byłem zadowolony z ergonomii, która nie jest wprawdzie perfekcyjna, ale „ten typ tak ma”, bo mobilność wymaga pewnych poświęceń. Nie miałem większych problemów z obsługą dotykową i pozytywnie zaskoczyło mnie ANC, które pozwala komfortowo słuchać muzyki w różnych warunkach. Do plusów zaliczę także składaną konstrukcję, długi czas pracy na jednym ładowaniu oraz dobry tryb przewodowy. Brzmienie mnie nie zawiodło – jest muzykalne, rozrywkowe, ale tym samym wyraziste i szczegółowe. Wrażenie zrobiła na mnie także trójwymiarowa scena dźwiękowa.

Do perfekcji trochę zabrakło. Pałąk jest zbyt obszerny (nie musiałem go w ogóle rozsuwać), tryb transparentny to nic specjalnego, a jakość rozmów rozczarowuje. Mile widziane byłoby także wsparcie dla zaawansowanych kodeków, ale pewnie wywindowałoby to cenę. W sztuce testowej moduł NFC nie działał lub nie chciał współpracować z moim smartfonem.

SoundMagic P58BT ANC kosztują 399 zł, czyli trudno wymagać od nich flagowej funkcjonalności, wsparcia dla szeregu zaawansowanych kodeków audio czy wybitnego ANC. Jeśli zależy nam przede wszystkim na estetycznych, zgrabnych i nieźle tłumiących słuchawkach, a jakość dźwięku stawiamy ponad wszystko, to zakup powinien być udany. Moim zdaniem P58BT ANC brzmią lepiej od wielu słuchawek mobilnych, także wyraźnie droższych. Gdy natomiast brzmienie jest kwestią drugoplanową, to popularne słuchawki JBL-a, Sennheisera, Soundcore czy Sony zaoferują wyższą funkcjonalność.

Zalety:
+ wysoka jakość wykonania
+ estetyczne wzornictwo
+ intuicyjna obsługa
+ skuteczne ANC
+ stabilny Bluetooth
+ dobry tryb przewodowy
+ długi czas pracy
+ rozrywkowe, ale wyraziste i zarysowane brzmienie
+ trójwymiarowa scena dźwiękowa

Wady:
– obszerny pałąk
– przeciętny tryb transparentny
– niska jakość rozmów
– problemy z NFC

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj