Symphonium Aurora to aktualnie topowe słuchawki armaturowe młodej, singapurskiej marki. Mają ergonomiczny kształt i są wyposażone w dwa przetworniki armaturowe z dwudrożną zwrotnicą. Czyżby ideał do codziennego użytkowania?

Symphonium Audio powstało w 2017 roku, ale początki marki sięgają 2015 roku, kiedy to w głowach założycieli zaczął kiełkować pomysł na firmę. Pomysłodawcy nie byli zadowoleni z jakości tanich słuchawek, które były nietrwałe i nie oferowały satysfakcjonującego brzmienia. Symphonium Audio powstało więc z misją stworzenia słuchawek dla osób wymagających, ale w niewygórowanej cenie. Owocem prac są dwa modele, czyli podstawowe Mirage, z pojedynczym przetwornikiem armaturowym, oraz Aurora, dwuprzetwornikowe dokanałówki będące przedmiotem testu. Czy osiągnięto zamierzony cel?

REKLAMA
hifiman

Wyposażenie

Skromne, ale estetyczne pudełko, ozdobione jedynie logo marki i prostą grafiką, skrywa pokaźne wyposażenie, czyli:

  • komplet pojedynczych tipsów silikonowych (rozmiary S, M, L);
  • dwie pary pianek Comply T-500;
  • podłużny futerał;
  • futerał w kształcie walca;
  • pokrowiec;
  • przyrząd do czyszczenia;
  • klips do kabla;
  • kabel słuchawkowy 2-pin;
  • kartę gwarancyjną;
  • instrukcję obsługi.

Wyposażenie robi wrażenie. Do dyspozycji są aż dwa futerały oraz pokrowiec. Pierwszy przypomina rozwiązania Campfire Audio – jest solidny, poręczny a wewnątrz wypełniony pluszem. Drugi jest walcowaty, efektownie zszyty i otwierany od boku za pomocą zatrzasku. Pokrowiec ma natomiast formę gładkiego i połyskującego woreczka, zaciskanego na sznurek. Jakość pozostałych akcesoriów nie budzi wątpliwości.

Chyba jeszcze nie miałem okazji narzekać na zbyt bogate wyposażenie, ale zawsze jest ten pierwszy raz. Uważam, że producent przesadził z ilością dodatków, a fundusze można było rozdysponować lepiej. Chętnie poświęciłbym jeden futerał, pokrowiec i część pozostałych akcesoriów na rzecz gniazd MMCX w słuchawkach zamiast 2-pin. Wtyczki dwupinowe mają swoich zwolenników i nadal sprawdzają się dobrze, ale to standard MMCX jest aktualnie bardziej popularny.

Konstrukcja

Producent postawił na ergonomiczny kształt oraz konstrukcję typu OTE (over the ear). Zamiast popularnych łezek, obudowy imitują słuchawki spersonalizowane. Z tego powodu Aurory przypominają np. testowane niedawno FiiO FA1 lub słuchawki z rodziny StageDiver marki InEar. Nie zastosowano jednak wydruku 3D, w przeciwieństwie do najnowszych “doków” FiiO – obudowy stworzono z gładkich i połyskujących tworzyw sztucznych. Jakość materiałów jest całkiem niezła, widać jednak pewne wady materiału, a spasowanie elementów nie zachwyca. Strona wizualna nie daje natomiast powodów do narzekania – dominująca czerń oraz schludne logo prezentują się uniwersalnie.

Obudowy zostały skonstruowane z dwóch elementów – pokrywy zewnętrznej oraz wewnętrznej zespolonej z tulejką. Pierwszy element jest mocno wyprofilowany oraz ozdobiony małym logo marki, które odróżnia słuchawki Aurora od modelu Mirage także delikatnym, czerwonym akcentem. W górnej części znajdują się głębokie gniazda 2-pin, obok których widać również czerwone oznaczenia kanałów.

Wewnętrzna strona ma głębokie wcięcia oraz wyraźne wypustki – od razu widać, że słuchawki mają współgrać ze strukturą ucha zewnętrznego. Uwagę zwracają dość wąskie, ale zarazem długie tulejki z szerokimi rantami i widocznymi białymi filtrami akustycznymi, umieszczonymi dość głęboko w wylotach. Tipsy trzymają się słuchawek wzorowo, co tyczy się także nakładek piankowych.

Kabel prezentuje się bardzo dobrze. To elastyczna plecionka, wykonana z czterech żył, zabezpieczonych oddzielnymi izolacjami, które są grube i gładkie w dotyku. Wtyczki dwupinowe zostały pozłocone i wyposażone w dodatkowe zausznice, które są sprężyste i fabrycznie odgięte. Na samych wtyczkach można dojrzeć także kolorowe oznaczenia kanałów, czyli niebieską kropkę dla kanału lewego i czerwoną dla prawego. Rozdzielacz kabla jest niewielki, V-kształtny i posiada dodatkowy suwak, który umożliwia skrócenie kabla. Cały przewód o długości 130 cm wieńczy kątowa wtyczka 3,5 mm, również pozłocona.

Użytkowanie i ergonomia

Ogólna ergonomia oraz strona użytkowa nie powodują większych zastrzeżeń. Mimo pewnych braków słuchawki można śmiało nazwać wygodnymi. Do ideału jednak trochę zabrakło. Zacznijmy od właściwie jedynej bolączki słuchawek Symphonium Audio Aurora, czyli tulejek.

Ostatnio zdarza się, że tulejki dokanałówek są za krótkie, co powoduje spore problemy. Dla przykładu wielu użytkowników słuchawek FiiO FH5 skarży się, że ich tulejki są za krótkie, przez co są zmuszeni szukać specjalnych nakładek lub modyfikować tipsy za pomocą dodatkowych dystansów.

W przypadku Symphonium Audio Aurora sytuacja jest odwrotna – moim zdaniem tulejki są troszkę za długie. Mimo że kształt słuchawek to strzał w dziesiątkę, to z uwagi na dłuższe tulejki obudowy nie przylegają idealnie do małżowin. Nadal nie mam problemu z izolacją oraz uszczelnieniem kanału, słuchawki nie odstają też z uszu. Ot, po prostu nie przylegają do małżowin tak perfekcyjnie, jak FiiO FA1. Lepsze efekty dało zastosowanie trochę mniejszych tipsów, niż zazwyczaj, co pozwoliło na głębszą aplikację. Jednak nawet wtedy wyczuwalny był minimalny luz pomiędzy uchem a słuchawką.

Może być to jednak kwestia ściśle subiektywna. Nie miałem problemów z krótkimi tulejkami FiiO FH5, więc osoby, które natrafiły na takie komplikacje z FiiO FH5, byłyby prawdopodobnie zachwycone efektami z Symphonium Audio Aurora. Nawet w nieidealnym scenariuszu nie ma zresztą tragedii – tulejki nie dyskwalifikują słuchawek. Prawdopodobnie z dwojga złego lepiej, by tulejki były nieznacznie za długie, niż za krótkie.

Izolacja akustyczna jest całkiem niezła. Aurory nie odcinają totalnie od świata, nie wygrają z wyjątkowo hałaśliwym transportem miejskim lub pociągiem, ale otoczenie jest już na tyle przytłumione, że można z nich komfortowo korzystać w przestrzeni miejskiej. Podczas słuchania muzyki zewnętrzny hałas nie daje się we znaki. Jeśli jednak szukamy w słuchawkach perfekcyjnej izolacji, to nie tędy droga.

Kabel sprawdza się bez zarzutu. Wtyczki pewnie trzymają się gniazd w słuchawkach, a zausznice są na tyle estetyczne, że wzorowo spełniają swoje zadanie. Nie można nadać im dowolnego kształtu, ale są odgięte optymalnie, więc nie irytują skóry i nie skręcają się w precle, w przeciwieństwie do zausznic z okablowania FiiO. Rozdzielacz kabla również nie budzi zastrzeżeń, a to samo można powiedzieć o suwaku do skrócenia odcinków dousznych oraz o wtyczce 3,5 mm. Ten ostatni element jest kątowy (90⁰) i wydłużony, co zapewnia kompatybilność z urządzeniami w futerałach.

Specyfikacja

  • przetworniki: podwójne, armaturowe
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-19 kHz
  • czułość: 109 dB
  • impedancja: 75 Ω
  • kabel: 130 cm długości (bez zausznic), czterożyłowy 2-pin z końcówką 3,5 mm
  • masa: 23 g (z kablem), 7 g (z tipsami, bez kabla)

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Solaris, Atlas, Andromeda, Polaris i Comet, FiiO FA7, FH5, F9 PRO i FA1, Etymotic ER-4PT, Oriveti New Primacy, Brainwavz B400, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRODAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, Burson Playmate Everest, FiiO Q5 (AM3B), Leckerton UHA-760, Astell&Kern AK XB10, FiiO BTR3
  • DAP: Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), FiiO M9 i M6, OnePlus 6T
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity
  • Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne

Symphonium Audio Aurora i tipsy
Mamy do wyboru albo nakładki Comply, albo zwykłe tipsy silikonowe, a w obu przypadkach rezultaty są dobre. Z tipsami silikonowymi bas był głębszy, a góra pasma klarowniejsza. Natomiast z piankami Aurory zabrzmiały trochę płycej w basie, łagodniej i trochę bardziej klarownie. Wybór będzie zależał od charakteru sprzętu – ze źródłem jasnym i chudym lepiej sięgnąć po tipsy silikonowe, a z odtwarzaczami basowymi warto wypróbować pianki Comply. W czasie testów korzystałem z obu rodzajów nakładek.

Symphonium Audio Aurora – brzmienie
Aurory są przewidywalne i konsekwentne. Nie zaskakują, nie robią niespodzianek w zależności od sprzętu lub repertuaru. Nie musiałem głowić się jak je sprecyzować. Słychać spójną wizję brzmienia nastawionego przede wszystkim na muzykalność – dźwięk jest ocieplony, gładki i łagodny. Można wychwycić pewien akcent w basie, ale słuchawki nie odstępują mocno od naturalnej równowagi – średnica nie została wycięta, a góra jest prezentowana spokojnie, więc nie ma mowy o graniu na planie litery V lub U. Brzmienie jest relaksujące i wciągające – bez agresji, wyostrzenia, szorstkości lub przesadnej twardości. Słuchawki nie płatają figlów także w kwestii rozmiarów sceny dźwiękowej i holografii.

Bas jest kształtny, ciepły i soczysty, co uzyskano akcentując jego średni zakres. Nie można tutaj liczyć na wyjątkowo głęboki subbas, ale słuchawki potrafią zabrzmieć już odpowiednio efektownie w nowszej elektronice. Nie brakuje także wyższego podzakresu niskich tonów, więc Aurory radzą sobie także z brzmieniem żywych, różnie zrealizowanych instrumentów basowych. Bas jest lekko spotęgowany, lubi wyjść przed szereg i wypełnić brzmienie, ale nie zalewa muzyki i nie traci kontroli. Dynamika jest dobra – bas nie bije rekordów szybkości, ale potrafi zabrzmieć bardziej punktowo lub masywnie, sprawnie wygasnąć lub długo się przelewać. Słychać odpowiednią dawkę energii do brzmień metalowych, rockowych i elektronicznych, ale nie będzie problemu we współpracy z lżejszą muzyką. Nie mam jednak wątpliwości, że pierwszeństwo miała muzykalność. Detali jest sporo, rozdzielczość jest dobra, faktura instrumentów różnicowana, ale nie jest to brzmienie dla fanów analitycznego, technicznego przekazu.

Niskie tony przechodzą płynnie w średnicę, która kontynuuje założenia – jest podkreślona w niższym zakresie i złagodzona w wyższym, więc brzmienie jest ciepłe i łatwe w odbiorze. Dźwięk jest bez wątpienia gładki i dość miękki, co wręcz zaskakuje, bo można łatwo zapomnieć, że mamy do czynienia ze słuchawkami armaturowymi. Brzmienie jest wręcz słodkie, masywne i wibrujące, co dobrze współgra z wokalami, gitarami i instrumentami perkusyjnymi. Kontrola nadal nie zawodzi – brzmienie nie sprawia wrażenia rozmytego, ale może wydać się lekko zamulone i zdystansowane. Słuchawki nie należą do wyjątkowo bezpośrednich – muzykę wydaje się spowijać lekka mgiełka, którą fani technicznego brzmienia z mocną wyższą średnicą pewnie nazwaliby już kocem. Osobiście również wolę bardziej bezpośredni przekaz, więcej klarowności i detalu, ale i tak z przyjemnością słuchało mi się przeróżnych gatunków. Słuchawki są pozbawione jakiejkolwiek agresji i pozwalają się odprężyć, co nie jest typowe dla dokanałówek z przetwornikami armaturowymi.

Wysokie tony są wycofane i lekko przyciemnione – można już mówić o roll-offie w najwyższych zakresach. Nie mam wątpliwości, że Aurory nie spodobają się fanom krystalicznego dźwięku, słuchawek mocno rozciągniętych w paśmie sopranu i nastawionych na wyjątkową szczegółowość – Aurory stawiają raczej na łagodność, absolutny brak ostrości. To właśnie łagodna wyższa średnica i spokojne wysokie tony odpowiadają za gładkość brzmienia, ciepłotę i soczystość niższych rejestrów. Jeśli tego szukamy, jeśli jesteśmy wrażliwi na górę pasma i sybilizację, to opisywane słuchawki będą strzałem w dziesiątkę. Sam czułem jednak pewien niedosyt – akceptuję zarówno jasne i klarowne brzmienie, jak i ciemniejsze oraz ocieplone, ale w przypadku Auror brakowało mi otwarcia wysokich tonów i iskry. Talerze były trochę za bardzo zgaszone, gitary solowe zbyt łagodne, a smyczki nader spokojne.

Scena dźwiękowa nie należy do wyjątkowo dużych, ale słuchawki są również dość konsekwentne w kwestii holografii. Aurory brzmią mocno w centrum, czyli dużo dzieje się w obszarze głowy. Jednocześnie potrafią one zabrzmieć ciekawą głębią, część instrumentów pozycjonując jakby przed twarzą, a inne przesuwając za głowę. Mimo że kanały są blisko siebie, to ich separacja nadal pozostaje dobra – stereofonię wyraźnie słychać. Nie ma także problemu z separacją poszczególnych dźwięków, ale nie można liczyć na dużą dawkę powietrza – instrumenty są dość blisko siebie, pierwszy plan prezentowany jest bez dystansu. Słuchawki brzmią raczej intymnie, a nie koncertowo.

Symponium Audio Aurora vs inne słuchawki
Sprawa jest prosta – większość słuchawek z platformy testowej brzmi dużo bardziej klarownie od modelu Aurora. Słuchawki Campfire Audio Solaris, Andromeda i Polaris, FiiO F9 PRO, FH5 i FA1, Oriveti New Primacy lub Aune E1 brzmiały zdecydowanie jaśniej, bardziej neutralnie tonalnie i bezpośrednio.

Podobieństw można doszukiwać się np. w brzmieniu iBasso IT01 (ale góra jest nadal mocniejsza), Brainwavz B400 (nadal twardszy kontur i spokojniejszy bas, mimo podobnej gładkości i łagodności) czy też Campfire Audio Comet (dźwięk twardszy i ciemniejszy). Jednak Aurory przypominają mi najbardziej FiiO FA7 ze standardowym kablem, czyli słuchawki podobnie masywne w brzmieniu, ciepłe i gładkie, łagodne w sopranie. Aurory ustępują im jednak holografią i rozdzielczością. Wspominane FH5 to już inna bajka. Brzmienie hybryd FiiO jest mniej średnicowe, ale za to bardziej przestrzenne, rozdzielcze i klarowne. Bas FH5 schodzi znacznie głębiej w subbas, góra pasma jest dużo bardziej rozciągnięta.

Symponium Audio Aurora i sprzęt
Aurory reagują na charakter sprzętu towarzyszącego, ale są dość uparte. Efekty w większości sytuacji są dobre, ale słuchawki są jednak podatne na synergię – niektóre konfiguracje mogą dać znacznie lepsze rezultaty, inne gorsze. Warto parować Aurory z odtwarzaczami lub DAC/AMP-ami neutralnymi, jaśniejszymi lub nawet chłodniejszymi. Słuchawki generują sporo ciepła, które warto chociaż lekko zniwelować. Moim zdaniem łączenie słuchawek ze źródłami brzmiącymi gładko i ciepło nie jest dobrym pomysłem.

Słuchawki współpracowały dobrze z: Astell&Kern AK70 MK2 (klarowna góra pasma, spokojniejszy midbas), FiiO Q5 z AM3B (nadal ciepło i masywnie w subbasie, ale bardziej konturowo) lub FiiO M9 (nadal gładko, ale dość klarownie i bezpośrednio). DX200 od iBasso wygenerował najgłębszy bas i zdecydowanie poprawił rozdzielczość, ale ciągle brakowało ciut mocniejszego sopranu. Niezłe efekty uzyskałem także z tańszym FiiO M6, więc Aurory nie są specjalnie wymagające odnośnie rozdzielczości dźwięku samego źródła. Gorzej było z FiiO M3K, który brzmi twardą średnicą – kontur dźwięku był bardziej wyrazisty, brzmienie klarowniejsze, ale bas stracił swoją energię, masywność i soczystość. Zniknął więc urok słuchawek.

Najlepiej wypadł płasko i technicznie brzmiący Leckerton UHA-760 – słuchawki zabrzmiały z nim najrówniej i najbardziej szczegółowo. Pozostały przyjemne w odbiorze i relaksujące, ale słychać było trochę więcej detali i przejrzystości. Świetne efekty uzyskałem także z adapterem Bluetooth FiiO BTR3 – dźwięk był gładki, pełny w niskich tonach, ale tym samym bardziej klarowny w sopranie. Aurory były z nim mniej zawoalowane, mniej mgliste, a bardziej bezpośrednie.

Gorzej wypadł adapter Astell&Kern XB10, który względem BTR3 spłycił bas słuchawek i nie zaoferował odpowiednio klarownej góry pasma. Sięgnąłem także po adapter słuchawkowy z zestawu OnePlusa 6T, ale tylko po to, by potwierdzić, że adaptery Bluetooth spisują się znacznie lepiej od niego. Ucierpiała przestrzeń, brzmienie stało się sztuczniejsze i podkreślone w skrajach pasm.

Symponium Audio Aurora i kabel Forza AudioWorks Hybrid IEM
Forza AudioWorks Hybrid IEM, czyli kabel słuchawkowy złożony z miedzi 7N oraz srebra 7N, dał ciekawe efekty. Lekko rozjaśnił brzmienie, nieznacznie ochłodził i pogłębił bas. Dźwięk miał twardszy kontur, rozdzielczość była wyższa, a detali więcej względem standardowego okablowania. Przydałoby się jednak jeszcze więcej sopranu, bo góra nadal nie była rozciągnięta tak, jak bym chciał. Wielka szkoda, że słuchawki nie mają gniazd MMCX – jestem przekonany, że okablowanie FiiO LC-C korzystnie by je rozjaśniło.

Podsumowanie

Symphonium Audio Aurora to udane słuchawki, którym jednak trochę brakuje do perfekcji. Łatwo docenić wyposażenie, stronę wizualną, nadal dobrą ergonomię i konsekwentne brzmienie: ciepłe, gładkie i masywne. Stanowią one dobry wybór dla fanów dźwięku muzykalnego, łagodnego, zagęszczonego i spokojnego. Słuchawki nie atakują wysokimi tonami, nie męczą wyższą średnicą i nie przytłaczają detalami. Rozdzielczość jest niezła, ale pierwsze skrzypce gra przyjemność z muzyki, a nie analityczność.

Szkoda, że nie zastosowano wtyczek MMCX – w zamian w zestawie mogłoby być mniej futerałów. Moim zdaniem tulejki powinny być trochę krótsze, wtedy ergonomia byłaby właściwie perfekcyjna. Według mnie brzmienie powinno być trochę jaśniejsze – wolałbym bardziej rozciągniętą górę pasma i nieznacznie mocniejszą wyższą średnicę.

Słuchawki kosztują 250 dolarów amerykańskich. Relacja jakości do ceny jest dobra, producent potraktował poważnie obraną drogę. Problem w tym, że to już rewiry cenowe hybrydowych FiiO FH5, które są lepsze jakościowo i, moim zdaniem, ciekawiej zestrojone. Z tego powodu nie mogę przyznać Aurorom rekomendacji, ale uważam, że warto się nimi zainteresować jeśli lubimy cieplejsze, bardziej zagęszczone i łagodne brzmienie.

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ dobre wykonanie
+ niezłe wzornictwo
+ wysoka ergonomia
+ przyzwoite tłumienie
+ gładkie, ciepłe, łagodne i muzykalne brzmienie z soczystym basem, spokojne i przystępne
+ dobra głębia i niezła stereofonia

Wady:
– wtyczki 2-pin zamiast MMCX
– dwa futerały i pokrowiec to już zbyt wiele
– trochę za długie tulejki
– roll-off sopranu, mocno uspokojona wyższa średnica

Sprzęt dostarczył:

logo

REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj