Słuchawki sygnowane marką Tin HiFi (dawniej Tin Audio) pojawiały się na naszych łamach już kilkukrotnie, za każdym razem oferując coś ciekawego, choć nie pozbawionego wad. Producent nie stoi jednak w miejscu i ostatnio wydał nowy model o nazwie T4, wyceniony na 399 złotych. To flagowiec firmy wśród ich dokanałówek z przetwornikiem dynamicznym – tym razem zastosowano membranę CNT, czyli wykonaną z węglowych nanorurek, co ma zapewnić jej wysoką sztywność i kontrolę nad dźwiękiem. Czy to jednak faktycznie coś nowego, czy tylko kolejne rozwinięcie brzmienia, jakie znamy już od modelu T2?

Wyposażenie


Pudełko, w jakim otrzymujemy T4, to już nie specyficzna „książeczka” znana z niższych modeli, a niemal kopia opakowania z Tin HiFi P1. Mamy więc dość spory czarny kartonik, na który naklejono złote logo producenta oraz oznaczenie modelu, a po bokach białe loga Tin HiFi. Z tyłu zamieszczono zaś tylko kilka informacji o kraju produkcji czy certyfikatach. Po ściągnięciu górnej pokrywki widać kopułki słuchawek ulokowane w sztywną ochronną piankę oraz skórzane etui. Pod pianką oraz w etui znajdziemy dodatkowe wyposażenie, w skład którego wchodzą:

  • odczepiany kabel ze złączami MMCX,
  • sześć par silikonowych nakładek w rozmiarach S, M oraz L (czarne z szerszym wylotem, białe z węższym),
  • para piankowych nakładek w rozmiarze M,
  • instrukcja oraz karta gwarancyjna.

REKLAMA
final

To zatem zestaw całkiem bogaty i dobrze wykonany, co wbrew pozorom nie jest normą w tym budżecie, a dzięki niemu nie czułem potrzeby szukania zastępstwa w innych końcówkach czy przewodach. Na uwagę na pewno zasługuje etui, które jest nawet większe i sztywniejsze niż to z modelu P1, co bardzo dobrze świadczy o podejściu do klienta – tu nie musimy się obawiać, że nie zmieścimy nakładek, czy zapasowego kabla, a jeśli ograniczymy akcesoria do minimum, to do środka razem ze słuchawkami wejdzie nawet mały odtwarzacz.

Wykonanie


Tin HiFi T4, już tradycyjnie dla tego producenta, mają kopułki wykonane z metalu. Tym razem jest to stal nierdzewna oraz stopy aluminium, dzięki czemu całość jest wytrzymała, a przy tym zauważalnie lżejsza niż starsze modele. Podobnie jak w nich, tak i tu zrezygnowano z jakichkolwiek ozdobników, a całość jest wypolerowana na niemal lustrzaną powierzchnię. Znajdziemy tu jedynie po dwa otwory wentylacyjne (jeden przy tulejkach, drugi obok gniazd MMCX) oraz dekle zamykające słuchawki, których żłobienia mogą się kojarzyć z samochodowymi kołpakami lub śmigłami w ruchu, co zapewnia bardziej wyrazisty wygląd niż w starszych T2 czy T3. T4 od wspomnianych modeli odróżnia też nieco przemodelowany kształt kopułek w okolicy tulejek, dodający trochę więcej obłości, oraz trochę zmniejszona bryła, co przekłada się na lepszą ergonomię.

Ze względu na to, że słuchawki zostały zaprojektowane głównie z myślą o noszeniu ich z kablem prowadzonym za uchem, to jedynym wskaźnikiem strony kopułki jest kolor pierścienia przy gniazdach na kabel słuchawkowy – standardowo czerwony po prawej i niebieski po lewej. Jeśli chcemy zmienić sposób noszenia T4 i poprowadzić kabel od razu w dół, musimy zaopatrzyć się w nowy przewód, pozbawiony prowadnic.

A skoro już o kablu mowa, to w zestawie jest miedziany przewód o posrebrzanych żyłach. Od słuchawek do rozdzielacza prowadzony jest on w przyjemnej w dotyku izolacji, która dalej jest połączona w warkocz. Od wtyków MMCX, na których umieszczono literowe oznaczenia stron, mamy 10-centymetrową prowadnicę ukształtowaną przez silikonową rurkę okalającą przewód na tym odcinku, mającą za zadanie usztywnienie kabla tak, by ten pewnie się trzymał za uchem. Na samym końcu umieszczono prosty wtyk mini-jack 3,5mm o pozłacanych stykach, którego obudowa kończy się krótką odgiętką. Co prawda nie zapewnia ona nadzwyczaj dużego bezpieczeństwa przed złamaniem, ale same przewody są na tyle grube, że nawet taki odcinek wspomagający powinien w codziennym użytkowaniu wystarczyć. Dobrą wiadomością jest też fakt, że producent nie zapomniał o ściągaczu kabla, który ciągle nie jest powszechny w słuchawkach o chińskim rodowodzie. W przypadku T4 ma on ciekawą formę silikonowej kulki, co i wygląda estetycznie, i zapewnia stabilność jego położenia. Dodatkowo przy jacku znajdziemy opaskę na rzep, służącą do spinania złożonego kabla, dzięki czemu nie będzie się on nadmiernie plątał.

Pod względem izolacji od odgłosów zewnętrznych Tin HiFi T4 wypadają przeciętnie jak na tego typu konstrukcję. Nie mamy tu na tyle głębokiej aplikacji ani dużej obudowy dodatkowo uszczelniającej ucho, by słuchawki tłumiły całość otoczenia, ale, jak to w dokanałówkach, przy dobrze dobranych nakładach, jesteśmy odcięci od większości szumu miasta i nie musimy podbijać głośności, by słyszeć muzykę. Jeśli jednak ktoś pracuje w bardzo głośnym środowisku, izolacji może trochę brakować.

Brzmienie


Źródła wykorzystane podczas testów: iBasso DX150 (AMP7), Radsone EarStudio ES100, Samsung Galaxy S10e, Shanling M0, Shozy Alien+, xDuoo X3 II.

Bas oferowany przez Tin HiFi T4 charakteryzuje się bardzo dobrym zbalansowaniem. Nie faworyzuje żadnej składowej tej części pasma – mały spadek można jedynie zaobserwować na sub-basie, choć nie jest on na tyle słyszalny, by pozbawić nas wyraźnych wibracji, gdy utwór tego wymaga. Uderzenia są szybkie i odpowiednio długo zawieszone w powietrzu, by nadać muzyce przysłowiowego mięsa. Choć bas jest muzykalny i dynamiczny, to jego zrównoważenie przejawia się również brakiem podbicia, więc mimo swojej uniwersalności nie będzie on w stanie zaspokoić bassheadów. O ile samą jego ilość można zwiększyć za pomocą korektora, to momentami czuć, że basowi brakuje większej głębi – dużo się dzieje, słuchawki zachowują świetną kontrolę, ale mamy wrażenie, że coś jeszcze powinno się pojawić w tle. Jest to jednak odczuwalne przede wszystkim w gatunkach nastawionych głównie na mocny dół, gdyż już w przypadku kotłów w klasyce czy bębnów w metalu, niedostatki jakościowe wychodzą tylko przy odsłuchu krytycznym, ale przecież T4 to nie słuchawki typowo monitorowe.

Tony średnie zaczynają się płynnym przejściem z podstawy basowej, nadającej brzmieniu odrobiny ciepła, ale nie wchodzącej na średnicę. Żywe instrumenty przedstawione są naturalnie, zwłaszcza gdy schodzą niżej, jak wiolonczela czy gitara akustyczna, przyjemnie wibrując przy trąceniu kolejnych strun, zawsze w sposób zwarty i przekonywający. Nieco wyżej, pomiędzy 2 a 5 kHz, mamy typowe dla słuchawek tego producenta podbicie, które rozjaśnia dźwięk, nadając mu większej dynamiki, ale jednocześnie rysując dźwięki w sposób bardziej szkieletowy. Nie jest to jednak surowy przekaz ze starszych modeli z serii T – tu jest to zauważalne, ale się nie narzuca, dzięki czemu T4 zachowują wysoką muzykalność. Jeśli nie jesteśmy nadzwyczaj wrażliwi na ten zakres, potrafi to ciekawie korespondować nie tylko z muzyką klasyczną, gdzie altówka czy waltornia dostają trochę bardziej emocjonującego brzmienia, ale również z takimi gatunkami jak trance i chillout. Tu kolejne bity stają się mocniej podkreślone i bezpośrednie, ale ciągle nie są nachalne, dzięki czemu mamy wrażenie większego kontaktu z muzyką. Gorzej wypada brutalniejszy metal czy elektronika w stylu hardcore, gdzie wyższa średnica nie tylko może za bardzo uwypuklić niedostatki w realizacji, ale też za mocno zdominować podstawę basową, która w tych gatunkach jest istotna.

Wokale, ze względu na wspomniane podbicie wyższej średnicy, są nieco rozjaśnione pod względem barwy, ale jednocześnie nie są skore do wyciągania niepotrzebnych sybilantów, wręcz chroniąc słuchacza przed kiepskim śpiewem, co przy takim strojeniu jest nieco zaskakujące. Urzec może ich duża plastyczność, gdzie w przeciwieństwie do basu mamy poczucie, że głosy są oddane w sposób pełny, wyraźnie kreśląc wszelkie zmiany nawet w wymagających fragmentach. Trochę lepiej wypadają głosy kobiece, które są bardziej delikatne w wyniku tak zaakcentowanych tonów średniach, co przy mocnych i niskich wokalach męskich sprawia, że te są nieco odchudzone. Nie na tyle, by stracić swój charakter, ale pojawia się w nich dodatkowa lekkość, która co prawda zwiększa ich czytelność, ale jednocześnie delikatnie oddala je od prawdziwej barwy.

Tony wysokie są wyraziste i zwiewne. Nie ma w nich natarczywego podbicia, które mogłoby zamęczać słuchacza. Rozciągnięcie sopranów stoi na dobrym poziomie, a postępujący spadek powyżej 8 kHz nie jest na tyle gwałtowny, by przyciemnić muzykę. Dodatkowo soprany są wsparte przez wysoką dynamikę przetworników, dzięki czemu całość jest trzymana w ryzach. Przy czym T4 są wymagające odnośnie materiału źródłowego – nie mają litości dla słabej jakości nagrań i błędów realizatorskich. Jeśli te się pojawiają, talerze perkusji są za bardzo podbite tudzież skrzypek ma drobne problemy z techniką, to Tin HiFi T4 od razu to pokażą. I choć samo w sobie nie jest to nachalne, to gdy w gładko prowadzonym utworze coś takiego się pojawi, od razu zwraca na siebie uwagę.

Lekkim rozczarowaniem jest scena. O ile nie skupia się tylko przy głowie słuchacza, a kolejne plany są obecne, zaś rozdział na lewą i prawą stronę jak najbardziej poprawny, to brakuje trochę powietrza pomiędzy instrumentami, co poniekąd wynika z niewielkiej głębokości przedstawianej przestrzeni. Całość dzieje się raczej w jednej linii z nieco rozmytymi przejściami pomiędzy kolejnymi składowymi sceny.

Szczegółowość jest wysoka, ale słychać, że T4 to nie monitory odsłuchowe, lecz słuchawki do codziennego słuchania muzyki. O ile na brak detali nie można narzekać, gdyż nawet te w skali mikro z reguły są na wyciągnięcie ręki, to przesłuchując niektóre dobrze znane nagrania, można dostrzec ubytki. Dla przykładu, zamiast słyszalnego oddechu muzyka, zauważamy tylko jakieś bliżej niezidentyfikowane bardzo delikatne plamy dźwięku. Czy to źle? Moim zdaniem nie, gdyż przeznaczeniem T4 nie jest wyciąganie takich drobiazgów, a wszystkie istotne szczegóły są słyszalne.

Pod względem doboru źródła, Tin HiFi T4 nie są zbyt wymagające, choć raczej należy unikać odtwarzaczy akcentujących wyższą średnicę. Katastrofy nie będzie, ale już przy xDuoo X3 II oraz Samsungu Galaxy S10e podbicie tonów średnich na T4 było trochę zbyt natarczywe, zaburzając odbiór muzyki. Nie należy jednak obawiać się niskiej mocy na wyjściu ani nawet jakichś mniejszych szumów, gdyż opisywane dokanałówki grają dobrze naprawdę z byle czego, o ile zapewnimy im odpowiednią barwę (lub spędzimy odpowiednio dużo czasu z korektorem). Z tańszych propozycji, bardzo udaną synergię łapią z Shanlingiem M0 oraz Radsone ES100 – oba oferują naturalne, lekko ocieplone brzmienie, bez żyłowania detali, dzięki czemu dostajemy granie wesołe, bezpieczne i ciągle nie przesadnie podkolorowane. Pełnię możliwości T4 pokażą jednak dopiero na źródle z trochę wyższej półki – zarówno iBasso DX150, jak i Shozy Alien+ dodały im większego nasycenia, niwelując nieco konturowe granie powyżej basu. Dodatkowo zapewniły bardzo dużą kontrolę, wzmacniając detaliczność oraz rozkład dźwięków pomiędzy planami.

Gdy się spojrzy na konkurencję, na pewno warto zacząć od… innych słuchawek tego samego producenta. Jako że leżą przede mną T2 oraz T2 Pro, to nietrudno je ze sobą zestawić. Pierwsze rzuca się w uszy bardziej naturalne strojenie nowego modelu, już nie tak wyżyłowane i szkieletowe, mocniej akcentujące bas i delikatniej traktujące wyższą średnicę oraz soprany. Mimo wyższej numeracji i pewnych podobieństw w strojeniu, T4 są bardziej przeznaczone do codziennego użytkowania, a nie śledzenia zmian w dźwięku, do czego nakłaniały T2.

Pewnym podobieństwem do Tin HiFi T4 cechują się Whizzery Haydn A15Pro. U bohatera niniejszej recenzji mamy nieco więcej basu, a także mniej wysuniętą do przodu górę, co zapewnia im większą uniwersalność.

Nieco droższe są Anew U1, również oparte na przetwornikach z membranami CNT. Tu mamy jednak zupełnie inną filozofię prezentacji dźwięku – jest ciepło, gęsto i bezpiecznie w pełnym zakresie, bez dodatkowej iskry, jaką dają T4. Z tego względu ciężko te dwa modele określić jako rywali, gdyż stoją po przeciwnych szalach brzmienia.

Trudniejszy może być wybór pomiędzy T4, a Master&Dynamic ME05, które staniały do poziomu zbliżonego do nowych Tin HiFi, a odróżniają się dźwiękowo głównie mocniej zaakcentowanym basem i trochę mniej równym przejściem pomiędzy średnicą i sopranami, za to łączy je podobna barwa i ogólny odbiór. Tu również będzie istotna inna konstrukcja, gdyż ME05 są przeznaczone do noszenia z kablem puszczonym w dół, a sam przewód nie jest wymienny.

Podsumowanie


Tin HiFi T4 to bardzo ciekawe słuchawki dokanałowe. W przeciwieństwie do starszych braci, nowy model zapewnia bardziej uniwersalne brzmienie, nie tracąc do końca charakteru typowego dla tego producenta. I choć ciągle dla niektórych osób może być za równo, a wyższa średnica zbyt wyeksponowana, to już ciężko określić T4 jako słuchawki do monitoringu. Dobrze sprawdzają się one w wielu gatunkach muzycznych i nie są zbyt wymagające odnośnie źródła. Poprawiono również wygodę, a także zaopatrzono nabywcę w bogaty zestaw akcesoriów, dzięki czemu stały się produktem, którym niemal każdy miłośnik muzyki powinien się zainteresować.

Zalety:
+ równy, a przy tym namacalny i dynamiczny bas,
+ muzykalna średnica mimo podbicia jej wyższych rejonów,
+ bliskie i bezpieczne wokale, bez tendencji do sybilizacji,
+ gładkie soprany,
+ wysoka ergonomia,
+ wyposażenie nie tylko bogate, ale i dobre jakościowo.

Wady:
– wysoka średnica ciągle może być męcząca dla osób wrażliwych na tę część pasma,
– wrażliwe na jakość nagrań, mimo muzykalnego charakteru brzmienia,
– słaba głębia sceny i nieco rozmyte jej poszczególne plany.

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj