Cayin RU9 to przenośne kombo o ponadprzeciętnych możliwościach, które bazuje na podwójnych przetwornikach AKM 4493SEQ oraz zbalansowanym wzmacniaczu z miniaturową lampą Korg Nutube 6P1 Gen5. Nowość oferuje rozbudowany interfejs, trzy tryby dźwięku oraz wysoką moc, która wynosi nawet 1 W na kanał.
Cayin RU9 ma niewiele wspólnego z poprzednikami, czyli modelami RU6 i RU7. Producent wciąż określa urządzenie mianem dongle’a, ale to nadużycie, bo RU9 to w praktyce słuchawkowe kombo, które jest niewiele mniejsze od smartfona, zostało naszpikowane złączami oraz wyposażone w interfejs Bluetooth z obsługą szeregu kodeków audio. Wewnątrz również trudno doszukać się podobieństw, bo tym razem zrezygnowano z przetwornika R2R na rzecz podwójnych kostek AKM 4493SEQ oraz wzmacniacza z miniaturową lampą Korga, czyli układem Nutube 6P1 Gen5.
Wątpliwości budzi jednak cena urządzenia, bo Cayin RU9 wymaga wyłożenia niecałych 2200 zł, czyli jest droższy o około 600-900 zł od poprzedników. Koszt można teoretycznie usprawiedliwić stopniem zaawansowania, jak i wszechstronnością sprzętu – Cayin RU9 ma szansę zastąpić nie tylko mobilne przetworniki czy przenośne odtwarzacze, ale także urządzenia stacjonarne. Wszak moc rzędu 1 wata na kanał wystarczy do napędzenia przeróżnych, pełnowymiarowych słuchawek. Wszystko będzie jednak zależało od jakości dźwięku oraz strony praktycznej, bo na nic brzmienie i możliwości, gdy korzystanie ze sprzętu to katorga.
Sprawdziłem, jak Cayin RU9 sprawdza się na co dzień i czy rzeczywiście brzmi jak rasowa lampa.
Wyposażenie
Zestaw zawiera:
- interkonekt USB-C (długość 6 cm);
- adapter USB-C > USB-A
- skórzane etui;
- magnetyczny pierścień;
- dokumentację.
Pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne, bo wraz z RU9 otrzymujemy elastyczny interkonekt z kątowymi wtyczkami, adapter do pełnowymiarowego USB, a także magnetyczne etui. Akcesorium pozwala przyczepić urządzenie do iPhone’a, jak i smartfonów z Androidem, bo producent dorzuca samoprzylepny, magnetyczny pierścień.
Konstrukcja
Cayin RU9 nie jest ani typowym donglem, ani zwyczajnym kombo, a raczej ich wypadkową. Urządzenie ma kształt dość grubej tabliczki, więc na pierwszy rzut oka przypomina raczej odtwarzacz muzyki, niż przenośnego DAC-a. Jedynie malutki ekran, typowy dla przetworników mobilnych czy adapterów Bluetooth, zdradza, że model RU9 nie jest w pełni autonomiczny.
Na froncie znajdują się monochromatyczny wyświetlacz, ząbkowane pokrętło oraz dwa „okienka”, które służą zarówno do chłodzenia, jak i podziwiania lampy Korga o przyjemnym, turkusowym świetle. Większość elementów trafiła w górną część frontu, więc pokrywa jest w dużej mierze pusta. Wyjątek stanowi wypalony laserowo napis „TUBE/SOLID-STATE DAC AMPLIFIER”, którym okraszono prawy dolny róg.
Przestrzeń na krawędziach nie została zmarnowana. Na dolnej umieszczono gniazda, czyli od prawej: wyjście 4,4 mm, wyjście 3,5 mm, dwa USB-C, przełącznik zasilania (BAT/DC) oraz wyjście/wejście koaksjalne (3,5 mm). Z kolej na prawej ściance wylądowały włącznik, dioda zasilania i przycisk MENU, a na lewej trzy przyciski sterowania muzyką. Najmniej dzieje się na górnej krawędzi, ponieważ jest tam jedynie plastikowa wstawka, która ma umożliwić bezproblemowe działanie antenie Bluetooth.
Jakość wykonania jest wzorowa. Obudowa składa się z dwóch, maszynowo wyciętych elementów z aluminium, które perfekcyjnie spasowano. Świetnie prezentują się także pościnane krawędzie oraz rogi, jak i wszelkie ozdoby. Nie rozczarowują także sprężyste przyciski o wyraźnym kliku, jak również przyjemnie terkoczące pokrętło. Cayin RU9 wygląda jednak na masywniejszy, niż jest w rzeczywistości, bo w praktyce obudowa jest dość cienka. Niemniej panele wciąż nie uginają się pod naciskiem, a taki zabieg pozwolił zredukować masę.
Ergonomia
Urządzenie waży tylko 155 gramów, czyli niewiele, jak na aluminiowy prostopadłościan o długości 10 cm, szerokości 7 cm i grubości wynoszącej 1,5 cm. Taki „klocek” spięty ze smartfonem daje więc wciąż poręczny zestaw, podobny gabarytowo do hi-endowego odtwarzacza muzyki. Z drugiej strony Cayin RU9 jest trzy- lub nawet czterokrotnie większy od modeli RU6 i RU7, więc trudno nazwać go „donglem”. Magnetyczne etui nie jest więc opcjonalne – urządzenie trzeba spiąć ze smartfonem, swobodne zwisanie z USB-C nie wchodzi w grę.
Magnetyczne etui sprawdza się zdecydowanie lepiej od nieszczęsnych gumek, które zasłaniają ekran smartfona – magnesy są silne, więc RU9 nie odpina się podczas typowej obsługi. Problemem może być jednak samoprzylepny pierścień. Wprawdzie wyposażono go w mocną taśmę 3M, ale wiele będzie zależało od tego, do czego go przykleimy. Tego typu naklejki kiepsko trzymają się silikonowych etui, a szczególnie tych o jakby aksamitnym wykończeniu. Posiadacze iPhone’ów mają w tym aspekcie przewagę dzięki technologii MagSafe.
Obsługa nie nastręcza trudności. Cayin RU9 wygodnie leży w dłoni, nie wbija się w nią i nie drażni skóry. Pozytywnie zaskoczyło mnie też umiejscowienie pokrętła, które jest na wyciągnięcie kciuka, gdy trzymamy sprzęt w prawej dłoni. Łatwo nim również dosięgnąć do przycisków umieszczonych na prawej krawędzi. Warto wiedzieć, że pokrętło oraz wyświetlacz zostały wpuszczone w obudowę, co zapobiega przypadkowym zmianom głośności i pozwala położyć urządzenie także ekranem do dołu, czyli smartfonem do góry.
Użytkowanie
Mały ekran spełnia swoją rolę – jest ostry i jasny. Wyświetla on wszelkie potrzebne informacje, czyli m.in.: poziom wzmocnienia, tryb dźwięku, stan akumulatora, aktywny interfejs oraz używany kodek Bluetooth. Konfiguracja także nie stanowi wyzwania – przycisk na boku przełącza tryby brzmienia (krótkie kliknięcia) oraz wyzwala menu (długie naciśnięcie). Rolka służy wtedy do nawigacji. Jest co konfigurować, bo mamy do wyboru trzy poziomy wzmocnienia, trzy wejścia cyfrowe (USB, Bluetooth, SPDIF), a także różne filtry PCM i DSD.
Cayin RU9 ma dwa USB-C o różnych funkcjach. Pierwsze może służyć jedynie do transmisji sygnału, jak i jednoczesnego zasilania – jego tryb wybiera się w menu. Z kolei drugie służy do ładowania lub zewnętrznego zasilania, o czym decyduje niewielki przełącznik (BAT/DC). Przesunięty na drugą pozycję automatycznie zwiększy moc urządzenia – w przypadku gniazda 4,4 mm wzrośnie ona z 620 mW aż do 1000 mW (na 32 omy).
Świetnie, że oba wyjście słuchawkowe mogą pracować jako wyjścia liniowe, a funkcja SPDIF została wydzielona. Służy do tego dodatkowe gniazdo 3,5 mm, które działa jako koaksjalne i to w dwóch kierunkach, czyli zarówno podaje, jak i przyjmuje sygnał. Do dyspozycji jest również interfejs Bluetooth 5.1 z obsługą kodeków AAC, aptX, aptX HD czy LDAC. Cayin RU9 pozwala więc przekształcić smartfon w pełnoprawny odtwarzacz muzyki.
Czego zabrakło? Wejść analogowych, bo Cayin RU9 nie potrafi przyjąć sygnału z innego przetwornika, czyli działać niczym zewnętrzny wzmacniacz. Niemniej funkcja ta jest coraz rzadsza, bo większość urządzeń mobilnych projektuje się tak, by same zajmowały się konwersją cyfrowo-analogową.
Niestety natrafiłem na pewne problemy użytkowe. Okazuje się, że mimo plastikowej wstawki na krawędzi, interfejs Bluetooth jest podatny na zakłócenia – nie mogłem trzymać RU9 w kieszeni, gdy smartfon leżał nieopodal na biurku, bo wówczas sygnał zanikał. Trochę podpadło mi także pokrętło, któremu brakuje precyzji – ma pewne opóźnienia i często nie reaguje, gdy przekręcimy je zbyt szybko. Głośność należy regulować z wyczuciem.
Czas pracy
Piętą achillesową urządzenia jest krótki czas pracy, bo podczas testów Cayin RU9 domagał się ładowania już po 3-4 godzinach, nawet gdy stroniłem od ekranu. Nie ma zaskoczenia – układ jest zaawansowany, mocy spory, a pojemność wbudowanego ogniwa wynosi tylko 2000 mAh. Takie są też prognozy producenta, więc trudno mieć pretensje.
Niemniej 3-4 godziny to za mało, by swobodnie korzystać ze sprzętu. Potrzebny może być powerbank, najlepiej z QuickCharge 3.0/Power Delivery 2.0, bo takie technologie szybkiego ładowania obsługuje Cayin RU9. Proces uzupełniania akumulatora jest więc dość krótki, trwa niewiele ponad godzinę.
Specyfikacja
Ogólna
- przetwornik: 2x AKM 4493SEQ
- wzmacniacz: 2x Texas Instruments OPA1662 + Korg Nutube 6P1 Gen5
- odbiornik: XMOS XU316
- wyświetlacz: 0,96 cala LCD
- interfejs bezprzewodowy: Bluetooth 5.1 z AAC, aptX, aptX LL, aptX HD, LDAC
- złącza: USB-C (sygnał); USB-C (zasilanie); 3,5 mm i 4,4 mm (słuchawkowe/liniowe); 3,5 mm (wejście/wyjście koaksjalne)
- funkcje: szybkie ładowanie QC 3.0/PD 2.0, trzy tryby dźwięku, interfejs Bluetooth, tryb stacjonarny, trzy poziomy podbicia (-12, -6, 0 dB), dodatkowe USB-C (zasilanie)
- akumulator: 2000 mAh litowo-polimerowy
- czas pracy: 3-5 godzin
- wymiary: 100 x 70 x 15 mm
- masa: 155 g
Audio
- obsługa: 32 bit/768 kHz, DSD512
- pasmo przenoszenia: 20 Hz-32 kHz
- impedancja wyjściowa: 1 Ω
moc (DC): 1000 mW + 1000 mW @ 32 Ω (4,4 m); 420 mW + 420 mW @ 32 Ω (3,5 mm) - moc (BAT): 620 mW + 620 mW @ 32 Ω (4,4 mm); 310 mW + 310 mW @ 32 Ω (3,5 mm)
- dynamika: 105-119 dB
- THD+N: 0,5-3,1%
- SNR: 104-118 dB
- separacja kanałów: 86-105 dB
Brzmienie
Cayin RU9 brzmi świetnie, ale to chyba nikogo nie dziwi, bo producent od lat udowadnia, że zna się na rzeczy. Nie zaskakuje także charakter dźwięku – słychać, że na pokładzie są przetworniki AKM za sprawą muzykalnego, barwnego i lekko ciepłego dźwięku. Muzyka jest więc przyjemna w odbiorze, ale nadal na wysokim poziomie technicznym. Pikanterii dodają oczywiście dodatkowe tryby dźwięku, które mają ewidentny wpływ na brzmienie, chociaż jakby mniejszy, niż w przypadku testowanego kiedyś odtwarzacza Cayin N3Pro. Za punkt wyjścia niech nam posłuży tryb tranzystorowy, czyli ten pomijający lampę.
Cayin RU9 – tryb Solid-State (symbol tranzystora)
Tryb tranzystorowy brzmi muzykalnie, czyli z pewną dawką ciepła i gładkości, co jest charakterystyczne dla rozwiązań Asahi-Kasei Microdevices. Nie należy się jednak obawiać przesadnego wygładzenia czy tym bardziej rozmycia dźwięku, bo kontur jest nadal twardy, a brzmienie zarysowane i precyzyjne. Cayin RU9 brzmi w tym trybie wciąż wyraziście i bezpośrednio, ale nie jest agresywny czy męczący za sprawą ogólnych proporcji pasm – bas jest pełny, średnica bliska, a góra obecna, ale nie wyostrzona.
Cayin RU9 generuje szeroką scenę dźwiękową za sprawą mocno odseparowanych kanałów, a szczególnie z wyjścia 4,4 mm. Nie brakuje jej jednak głębi i wysokości, więc scena ma elipsoidalny kształt. Holografia również nie rozczarowuje, bo źródła pozorne są kształtne, a przestrzeń pomiędzy nimi napowietrzona. Słuchawki generujące dużą przestrzeń brzmią więc swobodnie, ale nadal bezpośrednio, bo RU9 nie odsuwa pierwszego planu, a raczej zanurza słuchacza w muzyce.
Zatem tryb Solid-State to ciekawa mieszanka muzykalności z technicznością. Brzmienie jest bliskie równowagi, ale nie analityczne, a angażujące za sprawą pełnego basu, nasyconej średnicy i kontrolowanej góry. Przy porównaniach z trybami lampowymi łatwo wychwycić jednak, że tryb Solid-State jest bardziej „Hi-Fi”, że można nazwać go lekko cyfrowym czy surowym w przekazie. Tryby lampowe wypadają bardziej naturalnie, a w szczególności ten oznaczony literką „C”.
Cayin RU9 – tryb Classic (C)
Po włączeniu trybu Classic słychać zmianę charakteru – w pierwszym trybie lampowym bas staje się płytszy, a przybywa średnicy. Brzmienie wydaje się być bardziej naturalne i mniej sterylne, bo jakby ziarniste, co słychać szczególnie w paśmie średnim. Mam wrażenie, że na tym ustawieniu środek kradnie show – jest bardziej organiczny, jakby lekko zabrudzony. Nie zauważyłem za to specjalnego wpływu na scenę dźwiękową, wciąż szeroką, warstwową i poukładaną.
Zatem nazwa trybu jest adekwatna do efektu, a rezultat jest z pewnością ciekawy, szczególnie gdy gustujemy w starszych płytach i lżejszych gatunkach muzycznych. Rewelacyjnie słuchało mi się na przykład jazzu czy funku, jak i klasycznego rocka – tryb Classic świetnie pasuje do takiego repertuaru. Dobrze wypadła także starsza elektronika, ale już współczesne gatunki wydawały się brzmieć nieznacznie za płytko w basie, trochę zbyt średnicowo. Z pomocą przyszedł tryb oznaczony literą „M”.
Cayin RU9 – tryb Modern (M)
Producent znowu nie spudłował z nazwą, bo tryb Modern rzeczywiście brzmi bardziej nowocześnie od Classic, ale wciąż ma charakter typowy dla lampy. Mam wrażenie, że tryb „M” to niejako wypadkowa Solid-State Mode i Classic Mode – jest pełniej w basie, czyściej i gładziej w średnicy, ale tym samym ciepłej, barwniej i bardziej analogowo. Nie słychać cyfrowości czy surowości trybu Solid-State, ale nie uświadczymy też tej retro-średnicy z trybu Classic. Niemniej całościowo Modern Mode jest bliżej tego tranzystorowego ze względu na pełniejszy bas i klarowniejszą górę.
Uważam, że tryb Modern jest najbardziej uniwersalny z trzech dostępnych. Zapewnia nasycone i ciepłe brzmienie, ale w nowoczesnym wydaniu. Możemy więc śmiało słuchać zarówno jazzu, bluesa, lekkiego rocka czy funku, jak i rapu, elektroniki czy ciężkiego, gitarowego grania. Cayin RU9 w tym trybie radzi sobie absolutnie ze wszystkim. Nie ukrywam, że tryb Modern to mój faworyt, bo Classic lekko ogranicza subbas, a Solid-State ma mniej charakteru. W rezultacie w trakcie testów to literka „M” dominowała na wyświetlaczu Cayina RU9.
Cayin RU9 – porównania
Nie bez powodu przywołałem wyżej model N3Pro, bo to odtwarzacz Cayina z lampowym wzmacniaczem, który także oferuje trzy tryby dźwięku. W jego przypadku słychać jednak większe różnice pomiędzy trybami, a mają one inny charakter. W trybie tranzystorowym N3Pro brzmi bardziej neutralnie od RU9, który jest cieplejszy w trybie Solid-State. Z kolei tryby lampowe w N3Pro są albo ciepłe i muzykalne (Triode), albo neutralne i analityczne (Ultra-Linear). Dla porównania oba tryby lampowe w RU9 brzmią ciepło, barwnie i muzykalnie. Cayin RU9 nie jest więc rozwinięciem N3Pro, bo kieruje brzmienie na bardziej analogowe tory.
Niestety nie miałem okazji przetestować poprzednika, czyli modelu RU7, więc nie jestem w stanie wypunktować zmian. Świetnie wspominam za to model RU6 o zrównoważonym i naturalnym charakterze, jak przystało na przetworniki R2R. Moim zdaniem RU9 brzmi od niego cieplej, bardziej gładko i barwnie, a do tego przestrzenniej. Nowość oferuje też trzy tryby, gdy RU6 pozwalał tylko na włączenie oversamplingu (NOS i OS), który dodawał brzmieniu bardziej technicznego sznytu. Moim zdaniem nastąpił znaczny progres w brzmieniu i możliwościach, ale warto mieć na uwadze, że RU9 jest znacznie większy i wyraźnie droższy od RU6 (2200 zł vs 1300 zł). Podobnie sprawa ma się z RU7 (2200 zł vs 1600 zł).
Sięgnąłem jeszcze po testowanego jakiś czas temu Questyle’a M18i, czyli urządzenie mniejsze i prostsze, ale także z wyświetlaczem, akumulatorem i Bluetoothem. RU9 okazał się brzmieć cieplej, barwniej i bardziej naturalnie w każdym trybie, a M18-tka była bliższa równowagi i neutralności, bo bardziej klarowna i techniczna. Odebrałem też scenę RU9 jako trochę szerszą i mocniej napowietrzoną. Ponadto RU9 wypadł znacznie lepiej jako adapter Bluetooth, bo w tym trybie Questyle M18i niedomaga – rozmywa i zamula dźwięk. Moim zdaniem Cayin wypada całościowo lepiej i warto rozważyć do niego dopłatę (1700 zł vs 2200 zł), jeśli nie przeszkadza nam różnica w rozmiarze.
Cayin RU9 – synergia
Cayin RU9 powinien zgrać się z różnymi słuchawkami, ale najlepiej łączyć go z tymi zrównoważonymi lub nawet jasnymi. RU9 zadziała w takim przypadku jako „umuzykalniacz”, ociepli brzmienie i zwiększy nasycenie. Możemy więc przedobrzyć, gdy podłączymy do niego ciepło czy ciemno brzmiące słuchawki – Cayin RU9 z pewnością ich nie ochłodzi i nie rozjaśni. Z kolei słuchawki jasne lub wręcz ostre powinny się uspokoić, zabrzmieć przystępniej.
W rezultacie świetnie słuchało mi się hybrydowych czy trybrydowych dokanałówek – FiiO FH19 czy Craft Ears Aurum brzmiały świetnie w każdym trybie, nie męczyły sopranem i zyskały na nasyceniu. Z kolei nagłowne Sennheisery HD 6XX były kapkę za ciemne w sopranie, bo to słuchawki o dość łagodnej prezentacji góry. Z pomocą przyszedł tryb Solid-State, z którym HD 6XX zgrały się najlepiej, bo zabrzmiały najbardziej klarownie. Jak widać Cayin RU9 wymaga pewnej synergii, a trzy tryby dźwięku stanowią pewne narzędzie tuningu.
Nie trzeba za to przejmować się czystością sygnału – z czułymi dokanałówkami można wychwycić lekki szum, ale jedynie w przerwach pomiędzy utworami i w zupełnej ciszy. Dotyczy to także trybu Bluetooth, który satysfakcjonuje niskim poziomem szumu. Problemem nie będą także wstrząsy – stukanie czy potrząsanie urządzeniem nie powodowały charakterystycznego mikrofonowania lamp.
Myślę, że mocy także nikomu nie zabraknie – wymagające słuchawki nie zdradzały problemów z wysterowaniem, a już szczególnie w trybie stacjonarnym, czyli z dodatkowym zasilaniem. Z powodzeniem słuchałem zarówno dość wymagających trybryd, stacjonarnych słuchawek planarnych, jak i wysokoomowych dynamików. Bas był pełny, scena duża, a dynamika wysoka.
Podsumowanie
Cayin RU9 nie jest idealny. Pokrętło ma pewne opóźnienie, interfejs Bluetooth jest podatny na zakłócenia, a konstrukcja spora. Kilkugodzinny czas pracy także należy umieścić po stronie minusów.
Zalety jednak przyćmiewają wady, bo Cayin RU9 to świetnie wykonany, atrakcyjny wizualnie i wygodny w obsłudze sprzęt o potężnych możliwościach. Dwa porty USB-C, dwukierunkowy SPDIF, duża dawka mocy i wygodny wyświetlacz powodują, że z RU9 korzysta się świetnie. Duże wrażenie robią także trzy tryby dźwięku, czyli Solid-State, Classic i Modern – te dwa ostatnie rzeczywiście nadają brzmieniu lampowego charakteru. Nie zawiódł mnie także interfejs Bluetooth z kodekami Qualcomma oraz LDAC-em, który nie degraduje mocno dźwięku względem transmisji USB.
Cayin RU9 kosztuje 2200 zł. Nie jest więc tani, ale w zamian dostajemy wiele. Moim zdaniem RU9 może z powodzeniem zastąpić odtwarzacz muzyki, jak i służyć stacjonarnie, więc ogólny stosunek jakości do ceny jest paradoksalnie korzystny. Warto tylko wziąć pod uwagę, że Cayin RU9 to sprzęt ściśle muzykalny – w każdym trybie brzmi barwnie, dość ciepło i angażująco, a tryby Classic i Modern brzmią autentycznie lampowo. Fani analitycznego, mocno technicznego mogą nie być zadowoleni. Z kolei zmęczeni ostrym, bezdusznym „tranzystorowym” graniem powinni być zachwyceni.
dla Cayin RU9
Zalety:
+ magnetyczne etui
+ solidna jakość wykonania
+ wygodna obsługa
+ wysoka funkcjonalność
+ dwa porty USB-C
+ wydajny wzmacniacz
+ trzy tryby dźwięku (Solid-State, Classic, Modern)
+ interfejs Bluetooth z kodekami aptX i LDAC
+ barwne, ciepłe i muzykalne brzmienie o lampowym sznycie
+ elipsoidalna i napowietrzona scena dźwiękowa
Wady:
– Bluetooth podatny na zakłócenia
– pokrętło głośności z lagiem
– krótki czas pracy
Sprzęt dostarczył: