DAC/AMP od Audeze? Tak! Deckard to wzmacniacz klasy A z wbudowanym przetwornikiem, który ma sobie poradzić z każdymi słuchawkami, a oferuje 4 W mocy przy 20 Ohmach. Jak sprawdza się z LCD-2 i dynamikami?

Wyposażenie



Deckard pakowany jest w solidne pudełko z otwieraną pokrywą, dodatkowo przełożone kartonową nakładką zawierającą tajemnicze zdjęcia urządzenia oraz podstawowe opisy. W środku sprzęt ustabilizowany jest w bardzo solidnych piankowych formach. W zestawie są konkretny kabel zasilający oraz USB (ekranowany, z półprzezroczystą izolacją), instrukcja obsługi w formie małej książeczki, certyfikat oryginalności i płyta Mini CD ze sterownikami.

Konstrukcja



Deckard to nie typowy biurkowy DAC/AMP. Audeze skorzystało z pomocy designerów, podobnie jak przy projektowaniu słuchawek EL-8. Tym razem partnerem zostało Designworks z grupy BMW, a ich projekt określany jest jako industrialny. Postawiono na prostotę, pewną surowość, ale też agresywność – pełno tutaj ostrych krawędzi i mocnych nacięć. Mnie urządzenie kojarzy się z żyletką lub… Bursonem w mniej eleganckiej wersji.

deckard
deckard
deckard
Ciekawe są same wymiary Deckarda – to wydłużona i bardzo niska konstrukcja. Obudowa ma tylko 4,6 cm wysokości, ciągnie się na prawie 26 cm długości, a jej szerokość to 15,5 cm. To więc pokaźny klocek, ale bardzo płaski. Przedni i tylny panel oraz pokrywa są szczotkowane, a boki anodowane. Front to symetryczna blacha, mocno cięta i kanciasta – krawędzie są ostre, a wierzchołki spiczaste. Znajdują się tam: wyjście słuchawkowe 6,3 mm, dioda zasilania, dwa przełączniki oraz duże pokrętło głośności z nacięciem w roli wskaźnika.

Po bokach widać sporo imbusowych śrub oraz mocne nacięcia bocznych ścianek. Te są andodowane, chropowate, wyglądają niczym element układanki – aż chciałoby się spiąć Deckarda z innym urządzeniem, niczym puzzle. Tylna ścianka zawiera gniazdo zasilające z włącznikiem, dwie pary RCA oraz wejście USB typu B. Deckard stoi na czterech płaskich nóżkach (około 2 mm) z mocno chropowatej gumy.

deckard
deckard
Wykonanie urządzenie jest… średnie. Grubość blachy, ogólna masywność robią duże wrażenie. To ciężkie urządzenie, które stoi stabilnie i sprawia wrażenie pancernego. Jest jednak bardzo surowo, nie zachwyca spasowanie elementów – górna pokrywa nierówno przylega do przedniego panelu. Krawędzie są chropowate – można zadrzeć skórę. Do tego na srebrnym panelu naniesiono białe oznaczenia gniazd, które są rozmazane i nieprecyzyjne. Jest w tym wszystkim pewien spójny efekt, zgrywa się to z surowością designu, ale budzi też wątpliwości. W końcu słuchawki Audeze są często określane jako dzieła sztuki, czego raczej nie można powiedzieć o Deckardzie.

Nazwa urządzenia odnosi się do Łowcy Androidów. Być może Audeze Deckard miał wizualnie nawiązywać do rekwizytów filmu lub architektury z filmu. Może jednak ma potajemnie zweryfikować który ze słuchaczy jest replikantem lub po prostu sprawić, że Blade Runner Vagelisa zabrzmi wyjątkowo dobrze.

REKLAMA
final

Użytkowanie



Deckard został wyposażony w dwa przełączniki na przednim panelu. Ten bliżej diody odpowiada wyborze wejścia sygnału – cyfrowego z USB, analogowego z RCA. Drugi to trzy stopnie podbicia: niski, średni i wysoki. Ten ostatni znajduje się na samym dole, pierwszy po środku, a drugi na szczycie. To nietypowe i nie do końca rozumiem dlaczego zdecydowano się na taki krok. Teoretycznie pozwala jednym przełączeniem osiągnąć pożądaną wartość, startując ze środkowej pozycji. Z drugiej strony, stopnie podbicia ułożone kolejno są jeszcze zabezpieczeniem, tutaj przez przypadek można przełączyć na maksymalne podbicie podczas odsłuchu, a to niebezpiecznie dla słuchu oraz słuchawek.

Pokrętło głośności mocno odstaje, a wskaźnik w formie wcięcia łatwo wyczuć. Pokrętło nie ślizga się w palcach i operuje się nim przyjemnie. Nie jest tak wygodnie jak z pokrętłami o większej średnicy, ale opór dobrany został odpowiednio. Nie trzeba się siłować, a jest na tyle mocny, że precyzyjne ustawienie nie sprawia problemu.

Tylny panel posiada zgrupowane wejścia RCA – to wejście i wyjście, zatem Deckard może działać jako autonomiczny wzmacniacz lub przedwzmacniacz. Wejśce cyfrowe to tylko USB, a przydałyby się jeszcze gniazda SPDIF. Włącznik został schowany od wewnętrznej strony przy gnieździe zasilającym, łatwo na niego trafić, a nie da się go wcisnąć przesuwając urządzenie.

deckard
Urządzenie wyraźnie się nagrzewa, w zależności od obciążenia. To jednak wzmacniacz klasy A, a masywna obudowa i wcięcia boków działają jako radiator, gdyż nie ma żadnych otworów wentylacyjnych. Obudowa osiągnęła podczas testów około 40 stopni Celsjusza.

Krawędzie są naprawdę ostre. Może nie wyjątkowo, nie skaleczą niczym nóż, ale przypadkowe zaczepienie ręką o krawędź lub uderzenie w obudowę może skończyć się skaleczeniem. „Agresywny” design to więc dobre określenie – daleko Deckardowi do przyjemnych dla oka, łagodnych kształtów charakterystycznych dla audiofilskich urządzeń, co jednak ma swój urok.

Moc wzmacniacza czuć, a także trochę słychać. Skuteczne zamknięte słuchawki lub dokanałówki wyciągają delikatny szum i minimalne bzyczenie, także na pierwszym stopniu podbicia.

Warto korzystać z dedykowanych sterowników ASIO. Przy korzystaniu z systemowych lub WASAPI kilka razy odtwarzanie się zawieszało.

REKLAMA
hifiman

5 KOMENTARZE

  1. Z racji tego, że nie ma tutaj zdjęć środka informuję, że w środku siedzi ALPS RK27 jako potek.
    A sam dac to malutka płytka, niewiele większa niż pudełko zapałek (dodatkowy moduł), sam dac to taka typowo budżetowa konstrukcja, których pełno u chińczyków w niewielkich cenach. Zresztą kto widzi PCM5102A to od razu wie, że szału nie może być.
    Sam wzmacniacz w środku ma opampa wlutowane w podstawkę, którym pewnie można by manipulować.
    Sam wzmacniacz w środku nie jest szczególnie zaawansowany, wręcz jest prosty, ot stopień zaawansowania niewiele wyższy niż w klonie Lehmanna czy innych chińskich cudach jak JHL.

    Piszę to dlatego, że pewnie niebawem pojawią się klony tego wzmacniacza (bo jest prosty jak budowa cepa) i nie ma co się napalać, szczególnie, że w środku też jakaś wyszukana elektronika nie siedzi. Biorąc to wszystko pod uwagę to uważam, że sprzęt jest zdecydowanie za drogi (co najmniej o 200 dolarów).

    Gdyby ktoś szukał zdjęć to znajdzie takowe w google grafika.

  2. https://pbs.twimg.com/media/CHL_hNwVAAAp1aC.jpg

    Chodzi o to foto, pomijając zwiększoną ilość tranzystorów itp. to stopień skomplikowania tego wzmacniacza to typowy klonik Lehmanna.
    Nie żeby to źle świadczyło, ale cena jest trochę z dupy, za 700 dolców są sprzęty jak Aune S16 i są w środku zaprojektowane lepiej i korzystają z lepszej elektroniki.

    Wspomnisz Macieju moje słowa, chinole to sklonują raz dwa, tak jak Lehmanna, wzmacniacze Beyerdynamica, Krella itp.

    Mi generalnie nie przeszkadza, że taki sprzęt jest, ale od Audeze oczekiwałbym więcej, bo 700 dolców to u nas grubo ponad 3000zł z podatkami, a to pułap dość zaawansowanych konstrukcji o większych możliwościach.

  3. Posiadajac ten wzmacniacz oraz LCD-2F uwazam ze jest prawdopodobne ze doszlo do jakiegos defektu sprzetu albo w sluchawkach albo we wzmacniaczu lub na polaczeniach bo stwierdzaja panstwo ze „Sprzęt raczej nie poprawi aspektu przestrzeni w Audeze LCD-2″…

    To jest najbardziej ewidentny i natychmiastowy aspekt ktory sie po prostu stwierdza w LCD-2F przy tym wzmacniaczu… scena jest wieksza i to nie jest zadna subtelnosc ale duzo wieksza scena. Tego nie da sie nie uslyszec a wiec pozostaje jakis problem techniczny.

    poza tym ten wzmacniacz mozna zecenzowac w dwoch liniach :
    – jezelis masz jaiegokolwiek sluchawki oprocz Audeze, to za ta cene znajdziesz duzo lepiej
    – jezeli masz audeze lcd 2F to ten wzmacniacz/dac wygrywa ze wzmacniaczami/dac za 5-6 tys zl, czyli trzeba wydac jakies 8 tys aby miec lepiej… kupowac wzmacniacz za 8 tys do sluchawek za 3 tysie nie ma sensu.

Skomentuj Ys Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj