Specyfikacja


  • kompatybilny z MAC, PC, Linux
  • wejścia USB, koaksjalne i optyczne
  • obudowa z jednego kawałka aluminium
  • czas ładowania 4 godziny, czas pracy do 10 godzin
  • dwa wyjścia analogowe 3,5 mm
  • obsługa 32-768 kHz, DSD128, DSD256, DSD 512
  • obsługa słuchawek: 4-800Ω
  • moc wyjściowa: 35 mW@600Ω, 720 mW@8Ω
  • impedancja wyjściowa: 0,075Ω
  • THD@3V: 0,00017%
  • dynamika: 125 dB

REKLAMA
final

 

Brzmienie



Platforma testowa

  • Słuchawki: Audeze LCD-2 (Double Helix Fusion Complement4), ZMF Omni, ZMF Master V2, Fostex T50RP MK3, AKG K612 Pro, Focal Spirit Professional, AKG K551, Etymotic ER-4S, Noble Audio 4, Heir Audio 4.ai S, RHA MA-750i, Zero Audio Tenore/Basso, HiFiMan RE-400
  • DAC/AMP i wzmacniacze: Burson Conductor Virtuoso, Bakoon HPA-01M, AIM SC808, ODAC i O2
  • DAP: iBasso DX90
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Profigold Sky, Klotz
  • Sterowniki: WASAPI, ASIO

 

Mojo to brzmienie na wysokim poziomie, producent obiecał jakość i to spełnił. Czy jest to „game changer” i przenośna rewolucja, zależy od kilku czynników: synergii ze sprzętem i muzyką, preferencji i zastosowania.

Mojo to naturalne zrównoważenie, brzmienie lekko ciepłe, lecz nie ingerujące mocno w balans tonalny, mimo że poniższy opis może to sugerować. Dźwięk ma jednak łagodny charakter, jest gładki, płynny, spokojny. Nie ma ostrych krawędzi, szorstkości, twardości, sykliwości – to brzmienie łatwe w odbiorze, przystępne, lekko słodkie, relaksujące, ale nie nudne. Dźwięk jest dynamiczny, przestrzenny, bezpośredni, nie brakuje detali, słychać klasę. Jest „rasowo” i jakby trochę analogowo.

Nie jest to według mnie brzmienie analityczne, daleko mu do „laboratorium”. Dźwięk jest nasycony, zagęszczony i zdecydowanie nie agresywny, mimo że bezpośredni. Muzyka jest blisko, dźwięk nie wydaje się być przykryty, nie jest zamglony, ale miękki i przyjemny. Stąd brzmienie pozostaje raczej naturalnie zrównoważone, niż neutralne lub studyjne. Nie stawia na wywindowaną rozdzielczość sopranu, krystaliczne brzmienie, klarowność wysokich tonów ani chłód, ostrość, suchość.

Niskie tony przyciągają uwagę. Nie są wzmocnione ani podbite, ale kuszą energią, sprężystością i głębią. Bas jest przyjemnie zagęszczony, zwarty – dobrze wyciąga najniższe częstotliwości, nie podbija midbasu lub wyższego basu. To pełne niskie tony, bez odchudzenia, a tym samym dominowania. Bas odebrałem jako soczysty, ale także gładki i przyjemnie miękki – jest łagodnie, bez usilnego wyciągania detali, suchości i twardości. Bas nie ogranicza brzmień, dobrze radzi sobie z nowszą elektroniką, rockową basówką w starszym lub nowszym wydaniu czy kontrabasem. To średnica według mnie synergicznie ogranicza pulę gatunków.

Środek jest nasycony, barwny, ale ciepły – wyższe pasmo nie jest podbite, nie ma surowości, szorstkości. Jest relaksująco, przystępnie. To mocne pasmo, bez wycofania czy wypchnięcia – dźwięk nie jest zabrudzony, średnica prezentowana jest naturalnie. To jednak nie neutralny, czysty i klarowny środek w stylu Sabre. Sygnatura nie jest też efektowna – środek nie jest wycięty, bas i sopran nie wybijają się przed szereg. Służy to ambitniejszym nagraniom, lepszym realizacjom, równiejszym lub chłodniejszym słuchawkom, stąd wciągają mocne wokale, nagrania live, perkusja, dęciaki, gitary. Mojo to dla mnie brzmienie bliżej kameralnego klubu jazzowego niż DJ-eskiego setu. Mimo że dźwięk jest odpowiednio dynamiczny, by poradzić sobie z szybkim, pulsującym basem, to jednak opisywany Chord robi większe wrażenie podczas odtwarzania saksofonu wspinającego się po skali.

Sopran jest łagodny. Nie jestem jednak pewien czy to już pewien roll-off sopranu, czy jeszcze nie. Góra jest obecna, wyraźna, czysta, ale wydaje się być jednak uspokojona, grzeczna. Talerze perkusyjne są klarowne, odseparowane, precyzyjne, bez szeleszczenia, zlewania się lub cyfrowości. Cyfrowe sample brzmią klarownie, mocno, ale w sposób przystępny. Średnica jest odpowiednio doświetlona, nie ma efektu przymulenia, przyciemnienia i przykrycia wokali czy gitrar. Nie sposób zarzucić Mojo sykliwość w sopranie, twardość, ostrość czy chłód – trzeba by pewnie ekstremalnie jasnych słuchawek. Nie udało mi się zmusić Mojo do sybilizacji nawet w ewidentnie sykliwych nagraniach, ani razu nie zakłuł uszu, bez względu na słuchawki. Jaśniejsze, zbyt chude nagrania także dostały więcej masy, gęstości i brzmiały łagodniej niż powinny.

Bardzo dobre wrażenie robi scena. Nie jest efektowna – Mojo nie oddala usilnie pierwszego planu, nie tworzy wrażenia hangaru. Pierwszy plan jest więc tam, gdzie jego miejsce – nie ma wrażenia jego zdystansowania. Oddalają się jednak następne warstwy muzyczne, instrumenty tła, echa, pogłosy. Scenę odbieram jako sporą, ale jednocześnie wierną – robi wrażenie pozycjonowanie, kształtność źródeł pozornych, ich masa i rozmiar. To nie punktowe, a trójwymiarowe źródła, instrumenty zajmują odpowiednią ilość miejsca w szerokości, głębi i wysokości. Nie słyszę faworyzacji którejś płaszczyzny, proporcje są odpowiednie. Nie ma problemów z separacją, instrumenty są wyraźnie oddzielone, ale z racji ich kształtnej prezentacji nie ma miejsca na wyjątkowo mocne napowietrzenie czy bardzo duże dystanse pomiędzy nimi.

 

Chord Mojo i słuchawki

W teorii Mojo zgra się świetnie z neutralnymi lub jasnymi słuchawkami, szczególnie gdy potrzebują one wygładzenia, są zbyt szorstkie i twarde. W praktyce bywa różnie.

Mojo bardzo dobrze zgrał się z AKG K551. Ocieplił je lekko i nasycił, przez co brzmiały bezpośrednio, ale z bardzo dobrą holografią, a do tego dynamicznie i szczegółowo. Słuchawki zabrzmiały mniej analitycznie, a także bardziej gładko, dla mnie trochę za bardzo.

Focale Spirit Professional również zachowały się podobnie, ale niestety straciły wyrazistość średnicy – to jednak monitorowe brzmienie, precyzyjne, wyraźnie zarysowane. Mojo niestety rozmył brzmienie, ale dzięki temu słuchawki były bardziej przystępne.

AKG K612 Pro nie narzekały na brak mocy, ale Mojo wpłynął na nie w mniejszym stopniu niż na K551 lub Spirit Professional. Słuchawki brzmiały nadal jasno i dosyć mocno w sopranie, lekko i klarownie. Ponownie słychać było przyjemne wygładzenie i lekkie ocieplenie, ale tylko w lekkim stopniu. Bardzo dobre wrażenie robiły otwartość sceny, swoboda, klarowność, mocna separacja i sporo powietrza.

Mojo poradził sobie nieźle z Audeze LCD-2. Nie były najlepiej wysterowanie, ale dobrze wypadła scena, za to bas był lekko odchudzony. Jednak dobrałem do słuchawek hybrydowy przewód Double Helix Fusion Complement4, który, dzięki zastosowaniu srebra OCC, daje mocniejszy sopran, więc nie było słychać złagodzenia góry. Przydało się natomiast wygładzenie, bowiem LCD-2 potrafią być bardziej surowe i szorstkie w średnicy. Słuchawki zabrzmiały dobrze także z kablem miedzianym OCC PlusSound X8, tu już łagodniej w sopranie.

Bardzo spodobało mi się połączenie z HiFiMAN-ami HE-400S. Słuchawki stawiają na średnicę, lekki bas i łagodny sopran, ale brzmią dosyć szorstko. Z Mojo się wygładziły, zabrzmiały bardziej nasyconym dźwiękiem, nadal lekko i łatwo w odbiorze, ale świetnie w scenie – stereofonia i głębia robiły bardzo dobre wrażenie. To była ponownie otwarta, wielowarstwowa scena z bezpośrednim pierwszym planem.

Liczyłem, że Mojo bardziej złagodzi sopran ZMF Master V2, zmodyfikowanych Fostexów TP50RP MK2, które są dosyć cyfrowe w górze. Sopran brzmiał rzeczywiście delikatniej, ale odchudzony został także bas, tak jakby słuchawki nie zostały dobrze wysterowane, gdyż same w sobie mają podkreślone niskie tony. Lepiej było w połączeniu z ZMF Omni, gdzie bas był już pełniejszy, brzmienie gęstsze i bardziej dociążone. Niestety Chord nie dogadał się z Fostexami T50RP MK3, które są neutralne-jaśniejsze, a z Mojo wyraźnie się zamuliły i rozmyły.

Mojo bardzo ciekawie zgrał się z dokanałówkami. Potraktował standardowo Etymotic ER4 – bas stał się bardziej sprężysty, tony średnie gładsze, a przestrzeń bardziej trójwymiarowa – co tym słuchawkom służy. Tak samo zareagowały Heir 4.ai S lub Noble 4, zgrały się także RHA MA750i, które zabrzmiały łagodniej w sopranie, cieplej w średnicy, ale nadal z subbasowym dołem. Mojo mniej przypasował HiFiMAN-om RE-400, które już same w sobie są łagodne.

 

Chord Mojo vs inne urządzenia

Duży, stacjonarny Burson Conductor Virtuoso (DAC ESS Sabre) skutecznie utrudniał mi odsłuchy Mojo – chętniej sięgałem po jego klarowny, rozdzielczy, neutralny i przestrzenny przekaz. “Australijczyk” brzmiał mocniej zarysowanym dźwiękiem, bardziej krystalicznie w sopranie – jak przystało na Sabre w pełnej krasie. Każdorazowo Mojo wydał mi się obok niego gładszy, spokojniejszy, łagodniejszy i bardziej relaksujący, wyraźnie mniej analityczny, pomijając różnice jakościowe, gdyż to zupełnie inne urządzenia.

Dźwiękówka AIM SC808 również serwowała brzmienie mocniejsze w sopranie, a także jakby podkreślone w basie z neutralną średnicą, a scena była niestety sporo mniejsza. Aune X1S był zdecydowanie bardziej płaski od Mojo – nie miał tak rozbudowanej i dużej sceny, był bardziej sztywny, mocniej rysował dźwięk, również w wersji analitycznej. Mojo był prostszy, przyjemniejszy w odbiorze i bardziej muzykalny.

Odtwarzacza iBasso DX90 z Rockboxem także słuchało mi się lepiej. Również przegrał w scenie – była mniejsza, ale za to brzmiał mocniej zarysowaną średnicą, bardziej bezpośrednim, neutralnym w barwie dźwiękiem. Nie słyszałem specjalnej różnicy jakościowej, ale sam wolę DX90 jako kompletne, mobilne audio.

 

Chord Mojo jako „DAC”

Według mnie Mojo nie jest zbyt dobrym materiałem na stacjonarny sprzęt. Nie ma prawdziwego wyjścia liniowego, oddzielnego gniazda, pozwala na ustawienie jedynie 3 V rms na wyjściu. Zaserwował wzmacniaczom takie same brzmienie, co dało czasami dobre efekty, ale sam wolę jako przetwornik urządzenia bardziej neutralne i surowe, gotowe do obrobienia przez wzmacniacze.

Podobało mi się jednak połączenie z Bakoonem HPA-01M – wzmacniacz twardo i precyzyjnie rysuje tony średnie, czasami zbyt surowo, a z Mojo było optymalnie – przestrzennie, precyzyjnie, rozdzielczo, mniej mdło niż bezpośrednio z wyjścia słuchawkowego Mojo. Nieźle wypadło połączenie z Bursonem Virtuoso, dźwięk przypominał Virtuoso z DAC-iem Burr-Brown PCM1793 – było rozdzielczo, ale łagodnie.

 

Podsumowanie


 

Czy Mojo to rewolucja przenośnego audio? Werdykt zależy od preferencji, zastosowania i synergii ze sprzętem. To bez wątpienia brzmienie na wysokim poziomie i, jeśli jego charakter trafi w gust, to “chordzik” może dać mnóstwo przyjemności i zachwycić możliwościami. Dla wielu będzie to rzeczywiście „game changer”.

mojo

 

Według mnie nie jest to jednak rewolucja – dla mnie brzmienie jest zbyt łagodne, Mojo przeciętnie radzi sobie ze słuchawkami planarnymi, nie ze wszystkimi słuchawkami się dogada. Gdy jednak trafi się na dobre połączenie, można się już zrelaksować i podziwiać świetną holografię, gładki i nasycony dźwięk.

 


power
dla Chord Mojo


Zalety:
+ bardzo dobre, pancerne wykonanie
+ świetny design, ciekawy kształt, przyjemne dla oka diody
+ oryginalna, ale dosyć wygodna obsługa
+ wejście USB, koaksjalne i optyczne
+ przestrzenne, lekko ciepłe, łagodne i relaksujące brzmienie bez problemów w dynamice
+ sporo mocy, nawet do wysokoohmowych “dynamików”


Wady:
– bardzo słabe wyposażenie
– konieczna synergia ze słuchawkami
– przeciętna współpraca ze słuchawkami planarnymi
– gruba konstrukcja
– brak wyjścia liniowego, wejścia analogowego
– sygnalizacja kolorami nie dla każdego

 

Sprzęt dostarczył:


SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
fiio

1 KOMENTARZ

  1. Odkryłem świetnego partnera do Mojo który da mu bezprzewodową łączność bluetooth 5.0 ze smartfonem. Chord zrobił do tego Poly, ale to kosztuje worek pieniędzy. 8-razy taniej można zastosować moduł blueooth zaprojektowany do innego sprzętu – XDuoo 05BL Pro – i podpiąć go przez 3,5mm coaxial cyfrowy, i działa: Mojo dostaje łączność blueooth.

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj