E11K Kilimanjaro2 to, jak łatwo się domyślić, odświeżona wzmacniacza E11. Cena została ta sama (229 zł), ale poza tym zmian sporo.
E11K pojawił się niespodziewanie. Co prawda FiiO niedawno poinformowało o odświeżaniu ich starszych produktów, sporo hałasu zrobił nowy E10K w podobnej do oryginału obudowie. Była też mowa o nowym wzmacniaczu, ale nie następcy E12. I tak właśnie ów tajemniczy wzmacniacz wyprzedził z premierą nową “dziesiątkę”.
E11 był specyficzny. Mocno ingerował w brzmienie, miał ciepły, gęsty i przyciemniony charakter. Wielu się to podobało, ale sprzęt spotkał się też z mocną krytyką. Na pierwszy rzut oka nie widać w E11K żadnego podobieństwa do poprzednika, ciekawe jak z brzmieniem…
Opakowanie i akcesoria
Nowy E11K nie jest już pakowany w aluminiową puszkę, design pudełka nie jest jednak taki sam jak w X5 lub FiiO E18. Kilimanjaro2 dostarczany jest w płaskim, biało-czarnym pudełku z motywem płyty winylowej na froncie (FiiO chyba lubi winyle). Opakowanie przypomina raczej pudełko od strun gitarowych niż wzmacniacza. Jest bardzo zgrabne, ale w środku zmieściło się pełne wyposażenie:
- kabel USB do ładowania,
- dwie opaski do łączenia z odtwarzaczem,
- 6 silikonowych nóżek,
- interkonekt z kątowymi wtykami,
- instrukcję obsługi.
Niczego nie brakuje.
Konstrukcja
FiiO mogło równie dobrze wypuścić nowy wzmacniacz, bo E11K nie ma nic wspólnego z E11. To mniejsza obudowa bez tworzyw sztucznych, obrobiona metodą szczotkowania. Nie jest to typowy “kanciak”, przypomina raczej… piersiówkę. Wszystkie kanty są mocno zaokrąglone, wzmacniacz jest wręcz lekko pękaty. E11 mierzy 91 x 56 mm, a jego wysokość to 13 mm. Całość waży 92 g.
Pokrywa oznaczona jest jedynie logo producenta, nazwę modelu umieszczono na spodzie. Przednia ścianka wyposażona została w pokrętło głośności, wzmocnione wypustkami niczym w odtwarzaczach Astell&Kern. Skala znajduje się na pokrywie potencjometru, ma 10 stopni (od 0 do 9), a jej boki są żłobione. Z lewej strony pokrętła umieszczono dwustopniowy przełącznik wzmocnienia, a z prawej suwak podbicia basu.
Na tylnej ściance ulokowano gniazda, od lewej: wejście liniowe, gniazdo ładowania microUSB i wyjście słuchawkowe. Gniazda 3,5 mm są metalowe, pozłacane. a to USB (bez zaślepki) wpuszczone głęboko w obudowę, z niebieską diodą obok.
Kilimanjaro2 jest wykonany solidnie i wygląda świetnie. Nie żebym gustował w kształcie piersiówki, skojarzenie jest jednak nieodzowne. Ulokowane centralnie pokrętło wygląda niczym koreczek, dzięki któremu można łyknąć trochę audio. E11K wygląda ciekawiej niż E12, który w porównaniu z najnowszym wzmacniaczem FiiO wydaje się wielki i toporny. Od początku obcowania z E11K zastanawiałem się, jak design przełoży się na ergonomię, a miałem odnośnie tego pewne obawy.
Ergonomia i obsługa
Sprzęt jest banalny w użytku – pokrętło pełni rolę włączniką, chodzi z klikiem, ma gładki i precyzyjny ruch. Suwakami operuje się łatwo, gniazda są solidne i bez problemu wpina się wtyki, a te ostatnie trzymają się pewnie. Niebieska dioda z tyłu sygnalizuje pracę sprzętu: miga podczas ładowania oraz pulsuje powoli przy słabej baterii. W przeciwieństwie do starego E11 nowy model może być używany w trakcie ładowania, a po przyklejeniu nóżek z zestawu może dzielnie służyć na biurku. E11K wytrzymuje do 16 godzin na jednym ładowaniu, które z portu USB trwa do 4 godzin.
Dobre wrażenie robią gabaryty urządzenia. Ma ponad centymetr grubości, waży prawie tyle co smartfon, ale to wciąż dobry materiał do „skanapkowania” z odtwarzaczem. Szerokość jest odpowiednia i kompatybilna z większością konstrukcji. Co prawda E11K jest trochę krótki, ale pokrętło nie musi wystawać poza obręb odtwarzacza by dało się z niego wygodnie korzystać. Z małymi odtwarzaczami pokroju sprzętu Sansy może być gorzej, ale trudno, aby było równie wygodnie co w przypadku miniaturowego E06 Fujiyama.
Miałem wątpliwości co do rozmieszczenia gniazd i rozlokowania elementów. Wzmacniacz nie sprawi problemu z dostępem do pokrętła. W sprzętach, w których obok regulacji głośności są gniazda, bywa problem z dostępem do pokrętła po wpięciu intekonektu i wtyku słuchawkowego, ale w E11K zostało to dobrze rozwiązane. Tym samym nie trzeba szukać suwaków – są pod ręką, nie schowane w obudowie, nie potrzeba zatem podłużnych przedmiotów by z nich skorzystać.
Oba gniazda 3,5 mm umieszczone są na jednym panelu, daleko od siebie, w rogach. Wzmacniacz można spokojnie odwracać (spód i góra różnią się tylko logotypami), tak by przybliżyć lub oddalić od siebie gniazda w stosunku do wyjścia liniowego odtwarzacza (wszystko zależy od tego czy wyjście odtwarzacza znajduje się u dołu, czy u góry, wtedy pokrętło znajdzie się na spodzie lub ponad wyświetlaczem grajka). Jako że po przeciwległej stronie podpięte są słuchawki i interkonekt, trzeba sprzęt i tak wkładać do kieszeni pokrętłem do dołu, by wystające przewody nie plątały się, a wtyki i gniazda nie były nadmiernie obciążone. Potencjometr samoczynnie nie przekręci się, ale trzeba będzie całość wyjmować by skorygować głośność. Przy użytku stacjonarnym wzmacniacz musi raczej stać bokiem – tutaj gniazda z tyłu też mogą dać się we znaki.
Z wyjątkowo skutecznymi słuchawkami i mocnym źródłem na początku skali głośności słyszalny jest mały problem z balansem kanałów, ale to standard. W większości przypadków nie powinno to sprawić problemów, gdyż wzmocnienie na pierwszym poziomi wynosi -3,8 dB, co przydaje się właśnie w połączeniach ze słuchawkami dokanałowymi.
[…] pisać drugiej takiej samej. Tutaj jest nie inaczej. Zatem ja odpuszczam sobie całą recenzję, do Maciuxa odsyłając, a skupię się tylko na kilku aspektach, ale myślę ważnych, tym bardziej, że […]