Kontynuując serię testów małych przetworników do telefonów, szczególnie tych pozbawionych wyjścia słuchawkowego, dziś na warsztat bierzemy bardzo mało znane urządzenie, a mianowicie pochodzącego z Hong Kongu Sybasonic Byta, wycenionego na około 30 dolarów amerykańskich.

W przeciwieństwie do innych urządzeń tego typu, jakie możemy znaleźć w tym budżecie, nie mamy tu żadnych podzespołów firm uznanych w świecie audio. Kość DAC? Praktycznie nieznana BES Technic BES3100, obecna tylko w budżetowych małych przetwornikach. Wzmacniacz? MAX97220AA, którego starsza odmiana była często widywana w tanich chińskich odtwarzaczach. Nie nastraja to zbyt dobrze, ale, jak uczy doświadczenie, dobra aplikacja słabszych podzespołów potrafi zagrać lepiej niż źle rozwiązana na topowych komponentach. Mamy za to dostępny pod jednym przyciskiem wybór jednego z czterech ustawień korektora i niespotykane u konkurencji wyjście USB-C zaraz obok słuchawkowego.

Jak takie urządzenie broni się pod kątem brzmienia i funkcjonalności? Sprawdźmy.

REKLAMA
final

Wyposażenie


Sybasonic Byta przychodzi do nas w małym plastikowym blistrze, do którego włożono kartonik z nazwą urządzenia, podstawową specyfikacją i krótkim opisem funkcji. Dodatkowo z tyłu wycięto okienko, przez które widać nasz nabytek.

W środku, w wyprofilowanej wkładce jest Byta, obok którego umieszczono naklejkę tłumaczącą sposób użytkowania funkcji. Poza tym nie znajdziemy tu już nic innego: ani instrukcji opisującej co wnoszą poszczególne tryby, karty gwarancyjnej czy przejściówki na standardowe USB, by podłączyć Sybasonica do komputera.

Nawet jak na standardy przysłowiowych „dongli”, jest to zestaw dość ubogi i tanio wyglądający, który wywołuje pewne rozczarowanie.

Wykonanie


W przeciwieństwie do innych tego typu konstrukcji, Sybasonic Byta jest po prostu małą kostką z wyprowadzonym wyjściem USB-C, bez żadnego kabelka. Z jednej strony dzięki temu urządzenie jest mniejsze, a z drugiej bardziej obciąża gniazdo USB w telefonie, więc trzeba uważać, by owego gniazda nie wyłamać.

Całość została wykonana w czarnego plastiku i spasowana poprawnie. Co prawda szczelina łącząca obie połówki obudowy trochę za mocno rzuca się w oczy, ale na całym obwodzie jest równa, nie ma luzów, a żeby zatrzeszczała, trzeba użyć trochę większej siły. Niemniej jednak jakościowo nieco odbiega to od konkurencji.

Na dole znajdziemy wtyk USB-C, a na górze, która składa się z dwóch ukośnych ścianek spotykających się na środku, mamy gniazdo USB-C oraz wyjście słuchawkowe, dzięki czemu po podpięciu Byty do telefonu nie tylko mamy możliwość podłączenia standardowych słuchawek, ale dalej możemy korzystać z USB, a więc ładować baterię czy przesyłać pliki. To rozwiązanie proste, ale bardzo praktyczne, a właściwie nigdzie indziej niespotykane.

Z kolei plecki Sybasonica poświęcono na umieszczenie oznakowania modelu oraz mikrofon. W ten sposób, po połączeniu ze smartfonem, możemy mieć prostą formę dyktafonu. Co prawda do rozmów telefonicznych nadaje się to słabo, niemniej dodatek sam w sobie jest ciekawy.

Przód, mimo że mały, zawiera znacznie więcej elementów. Głównym jest duży przycisk o wyraźnym kliku, którym zmieniamy ustawienia korektora. Po jego bokach umieszczono pomarańczowe diody informacyjne. Z jednej strony znajdziemy je trzy i wskazują one na jeden z trzech wybranych trybów korektora, poprzez sześciokrotne mrugnięcie (od dołu idąc: tryb muzyczny, audiofilski i dla graczy), oraz, za pomocą stałego podświetlenia, próbkowanie aktualnie odtwarzanego dźwięku (44.1 kHz najbliżej wyjścia USB-C, 48 kHz na środku i 96 kHz na górze). Po przeciwnej stronie umieszczono diodę wskazującą, że telefon jest właśnie ładowany.

Jak można łatwo wywnioskować z powyższego akapitu, producent nie skupiał się na wysokim próbkowaniu i 96 kHz jest najwyższą obsługiwaną wartością. O DSD można oczywiście zupełnie zapomnieć, więc pod tym względem konkurencja wyraźnie ucieka Sybasonikowi. Ale czy faktycznie potrzebne nam “gęste” formaty dźwięku w niedrogim przetworniku do telefonu?

Wróćmy jednak na chwilę do korektora. Zgodnie z opisem, ma on cztery ustawienia, gdyż prócz trzech wcześniej wymienionych, jest jeszcze opcja jego wyłączenia, co komunikuje jednokrotne rozbłyśnięcie wszystkich diod odpowiedzialnych za informacje o dźwięku. Mamy więc do dyspozycji także nienazwany tryb najrówniejszy, muzyczny ustawiający dźwięk na granie skrajami, audiofilski podbijający bas, a także wariant dla graczy, ekstremalnie basowy. To charakterystyki dość zagadkowe, ale widocznie w ten sposób wybrano grupy docelowe.

W kwestiach użytkowych warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, Sybasonic Byta nie obsługuje pilotów i mikrofonów na kablach słuchawkowych, więc nie jest on w stanie w pełni zastąpić standardowego gniazda słuchawkowego pod względem funkcjonalności. Po drugie, umieszczony układ wzmacniacza wyraźnie szumi. Przy czym pozwala również na mocne podkręcenie głośności, więc zapewne większości nie będzie to przeszkadzało, choć między utworami i w cichszych partiach szum się przebija.

Poza tym, całość pracuje bardzo stabilnie, jest od razu wykrywana zarówno na telefonie, jak i komputerze, a także posiada funkcję przechodzenia w tryb uśpienia po odpięciu słuchawek, więc pod tym względem jak najbardziej zostawia pozytywne wrażenia.

Brzmienie


Słuchawki: Audictus Achiever, Audio-Technica ATH-M60X, Aune E1, Cozoy Hera, Dunu Titan 6, iBasso AM05, MEE Audio P1.

Basu jest tu dużo i wyraźnie wybija się on ponad pozostałe składowe pasma, a przy tym ma dość „dyskotekowy” charakter. Mocne podbicie na jego średnim zakresie oraz nieco mniejsze na samym dole, połączone z nieco dłuższym wybrzmiewaniem i dobrą szybkością, dają poczucie jego siły, mocno akcentując kolejne dźwięki. Co prawda jest on mało zróżnicowany i wyraźnie brakuje mu głębi na bardziej złożonych partiach, ale mimo tego jest mocno angażujący, gdyż jego strojenie po prostu zachęca do tupania nogą i często wywołuje uśmiech na twarzy gdy zapewni mu się dobre towarzystwo. Nie ma tu wyrafinowania, za to jest dużo radości – nie ma nadmiaru wysokiego basu, który przyciemniałby muzykę, a ten niższy został zaakcentowany w dobrym miejscu, choć trochę więcej subbasu na pewno by nie zaszkodziło. Teoretycznie powinien rozwiązać to korektor, ale im bardziej basowe ustawienie wybierzemy, tym bardziej dół staje się pogłosowy i zaczyna brzmieć kartonowo, jak zza ściany. Pod względem doboru muzyki, zdecydowanie dobrze pasuje to do tanecznych gatunków typu pop, rap, trance czy dance, ale do klasyki lub jazzu już niekoniecznie.

Tony średnie są wycofane i mocno oparte na podstawie basowej, co pogrubia i przyciemnia dźwięki. O ile bardziej dosadne rysowanie kolejnych linii daje przyjemny efekt masywnego brzmienia, co dobrze koresponduje z mocnym dołem, to już przyciemnienie w połączeniu z wycofaniem negatywnie wpływają na przejrzystość tej części pasma, gdyż wiele instrumentów zdaje się trochę rozmywać, zarówno same w sobie, np. gubiąc drobne drgania strun, jak również pomiędzy innymi, przez co czasami trudno od razu zauważyć, że w tle pojawia się coś nowego. Dość zaskakująco, gorzej wpływa to na nowoczesne rozrywkowe utwory niż na te skupione wokół żywych instrumentów, co wynika z faktu, że średnicy wyraźnie brakuje życia, przez co całość wydaje się zduszona i mało porywająca do tańca. Wtedy dobrze jest przełączyć Bytę w tryb muzyczny, bardziej eksponujący skraje, gdyż rozjaśnia to nieco wyższą średnicę, co dynamizuje ogół grania oraz przybliża wokale.

A skoro o wokalach mowa, to wypadają one dość dobrze. Co prawda idąc za resztą tej części pasma, są one lekko przygaszone, ale jednocześnie zostały wysunięte przed linię instrumentów, a całościowo bas nie ma na nie aż tak dużego wpływu, dzięki czemu pozostają one spójne i niemęczące. Trochę brakuje blasku przy wyższych kobiecych głosach, przy czym nie są one całkiem zdławione, a jednocześnie chroni to słuchacza przed słabiej zrealizowanymi nagraniami. Na niższych partiach męskich występuje pewne rozmycie, ale za to są one lekko wydłużone w wybrzmiewaniu, co daje uczucie ich dużej siły.

Tony wysokie są przekazywane w dwoisty sposób. Z jednej strony całkiem wysoko i równo się rozciągają, zachowując przy tym dobrą szybkość i wygaszanie poszczególnych dźwięków, z drugiej zaś bardzo brakuje im głębi, przez co całość wydaje się matowa i częściowo wyprana z emocji. Tu, podobnie jak w przypadku średnicy, pomaga tryb muzyczny, nadający sopranom większej życia i werwy, ale ciągle pozostawiający ich przekaz bezpiecznym. Niemniej jednak, to najbardziej naturalne pasmo w przetworniku Sybasonic, pozwalające wychwycić właściwe brzmienie poszczególnych instrumentów operujących na tej części pasma, bez ich zbędnego zapiaszczenia czy zbyt szybkiego wygaszenia.

Scena na szerokość jest dość dobrze poukładana, gdyż Byta wyraźnie kreśli kolejne plany, mimo że skupia się na pierwszym, najbliższym słuchaczowi. Instrumenty są od siebie wyraźnie oddzielone, jest między nimi odpowiednia ilość powietrza, a przy tym całość nie została przesadnie rozdmuchana na boki. Brakuje jednak głębi – całość wyraźnie gra w jednej linii, bardzo niechętnie pozycjonując pozorne źródła dźwięku na różnych wysokościach czy oddaleniu przed i za słuchaczem. Z tego powodu, mimo poprawnej stereofonii, mamy zaburzoną holografię, jakby operującą tylko w jednym wymiarze.

Szczegółowość nie należy do najwyższych. Charakterystyka grania ciepłym i przyciemnionym dźwiękiem o grubiej rysowanych liniach, ukrywa przed nami mikrodetale, co jest szczególnie słyszalne na bardziej technicznych słuchawkach. Oczywiście, wszystkie istotne szczegóły są słyszalne, a przy radiowych przebojach więcej z reguły nie jest potrzebne, ale fani bardziej złożonych kompozycji mogą czuć niedostatek detaliczności.

Pod względem doboru słuchawek, wbrew pozorom nie jest źle. Jeśli akceptujemy brzmienie Sybasonic Byta, słuchawki będą tylko kwestią drobnej korekty w którąś stronę, gdyż przetwornik w takim stopniu narzuca swoją charakterystykę, że nawet dość monitorowe i jasne iBasso AM05 czy Audio-Technica ATH-M60X stają się wygładzone i rozrywkowe. Jednak najlepiej parować z Byta coś grającego podbitymi skrajami. Teoretycznie powinno się to ze sobą kłócić, ale jeśli słuchawki będą stały po nieco jaśniejszej stronie, to pojawia się niespodziewana synergia. Może bez wyszukanego grania, ale za to wesoło i z dużą energią. Należy jednak uważać na czułość – im ona wyższa, tym bardziej szumy Byty będą wychodziły na powierzchnię, w niektórych dokanałówkach przebijając się przez muzykę nawet przy średnio-głośnym słuchaniu. Poza tym oraz podpinaniem czegoś o typowo ciemnym brzmieniu, nie trzeba się przejmować łapaniem synergii.

Jeśli chodzi o konkurencję, przede wszystkim spojrzałbym na niewiele droższego xDuoo Link. Nie posiada on mikrofonu, ale za to ma przyciski do sterowania mediami. Podobnie jednak jak Sybasonic, również charakteryzuje się on cieplejszym i rozrywkowym graniem, choć zdecydowanie nie aż tak przyciemnionym – tu całość jest bardziej naturalna i zrównoważona. Zauważymy też większą głębię, detaliczność i czystość dźwięku, zarówno jeśli chodzi o barwę, jaki i o szumy elektroniki, w xDuoo znacznie mniejsze.

Niedawno opisywany na naszych łamach Zorloo Ztella to również brzmienie ciemniejsze, choć już nie tak rozrywkowe. Zamiast do tupania, bardziej pasuje ono do muzyki spokojniejszej, przy której możemy usiąść, by złapać trochę oddechu. Ztella, podobnie jak Link, daje nam więcej szczegółów i naturalności, a dodatkowo wspiera piloty i mikrofony na kablach słuchawek, co jest dość istotnym wyróżnikiem.

Z kolei iBasso DC02 to już dźwięk równiejszy, nieco jaśniejszy w porównaniu do powyższych przetworników, choć ciągle bardziej naturalny niż typowo jasny. To niemal przeciwieństwo Sybasonic, gdyż średnica, szczególnie ta wyższa, jest wyraźnie zarysowana, na sopranach mamy trochę blasku, a scena nabiera głębi. Basu jest zauważalnie mniej, za to jest on szybszy i bardziej punktowy.

Podsumowanie


Sybasonic Byta to względnie niedrogi zewnętrzny przetwornik do telefonu o mocno specyficznym brzmieniu. Projektanci postawili wszystkie karty na rozrywkę, oferuje on więc ciepły i mocno basowy dźwięk, który można dodatkowo podbić na dole o kolejną porcję decybeli za pomocą wbudowanego korektora. Cierpią na tym tony średnie, wycofane i trochę stłumione, a razem z nimi szczegółowość, przykryta ciemniejszym graniem Byty.

Nietypowa jest również konstrukcja. Całość zamknięto w pojedynczej sztywnej obudowie, z jednej strony minimalizującej urządzenie, a z drugiej grożącej wyłamaniem gniazda lub portu USB. Mamy za to wbudowany mikrofon i prócz wyjścia słuchawkowego również gniazdo USB-C, co jest bardzo praktycznym rozwiązaniem.

Jest jednak jeszcze jedna rzecz, która pozostawia po sobie pewien niesmak. Na to, że Byta nie gra najlepiej, można w pewnym stopniu trochę przymknąć oko, bo komuś może bardziej odpowiadać mały rozmiar, dużo basu czy niezaprzeczalna funkcjonalność. Ciężko jednak pobłażliwie spojrzeć na cenę 30 dolarów, gdzie dokładnie tak samo wyglądające urządzenie (z lekko zmienionymi napisami), o identycznej specyfikacji oraz możliwościach, jest oferowane przez firmę Sybaland (ciekawa zbieżność nazw, szczególnie iż ona również pochodzi z Hong Kongu) za zawrotne 11-13 dolarów amerykańskich.

Z tego względu ciężko polecić Sybasonic Bytę komukolwiek. No, chyba że ktoś musi mieć jednocześnie dostępne wyjście słuchawkowe oraz USB-C, a całość zamkniętą w jak najmniejszym formacie. W takim przypadku jednak lepiej sięgnąć po tańszą wersję, szczególnie iż oba urządzenia i tak należy zamówić z Chin.

Zalety:
+ małe wymogi w doborze słuchawek,
+ wbudowany korektor dźwięku o czterech ustawieniach,
+ jednocześnie dostępne gniazdo słuchawkowe i USB-C,
+ obecność mikrofonu,
+ mała obudowa…

Wady:
– …której sztywność może potencjalnie uszkodzić gniazdo USB w telefonie,
– bardzo wyraźne szumy elektroniki,
– brzmienie bardzo proste, ciemne i mało szczegółowe,
– brak głębi sceny,
– niska opłacalność.

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj