DAART Aquila II to nowy DAC/AMP Yulonga, który bazuje na modelu DA10, ale posiada topowy przetwornik ESS Technology ES9038PRO z dwoma trybami konwertera oraz wzmacniacz, generujący nawet 4 W na 32 Ω. Co potrafi?

Testowałem już kilka urządzeń DAART-a, czyli przystępniejszej cenowo submarki należącej do Yulong Audio – były to modele tańszej linii Canary oraz pierwsza Aquila, którą doceniłem. Ta ostatnia zachwyciła mnie mocno technicznym, konturowym i precyzyjnym dźwiękiem, co niejako zaskakiwało, zważywszy na zastosowany DAC ze stajni Asahi Kasei Microdevices. Pierwsza Aquila bazowała na modelu Yulong DA9, miała ten sam przetwornik AKM4497, ale generowała o połowę mniej mocy od niego. Zbliżona była także obudowa oraz ogólna funkcjonalność, więc w dużej mierze Aquila stanowiła po prostu tańszą wersję Yulonga DA9.

REKLAMA
fiio

W przypadku drugiej generacji Aquili sprawa ma się trochę inaczej. Zastosowano podobne technologie, ale inny DAC, niż w Yulongu DA10, bo zamiast AKM4497 wewnątrz znajdziemy kostkę ESS Technology ES9038PRO. Ponadto wbudowany wzmacniacz jest tym razem wydajniejszy od odpowiednika z logo Yulong, bo Aquila II generuje aż 1 W mocy więcej od DA10, czyli łącznie 4 W. Jednak w przeciwieństwie do flagowego Yulonga DA10, Aquila II jest zamknięta w innej obudowie, a to tego nie ma w pełni dyskretnego układu wzmacniacza. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że DA10 kosztuje 1200 dolarów amerykańskich, a Aquila II jest prawie połowę tańsza, to otrzymujemy arcyciekawe kombo dla wymagających.

Wyposażenie

Akcesoria są standardowe – w zestawie jest kabel zasilający IEC (180 cm) oraz przewód USB z wtyczką USB typu B (140 cm), a także anglojęzyczna instrukcja obsługi. Wyposażenie jest więc takie samo, jak w przypadku pierwszej iteracji DAART Aquila.

Konstrukcja

Aquila II jest zamknięta w nowej obudowie, która przypomina mniejsze „kombosy” producenta, czyli modele Canary, ponieważ jest trapezoidalna. W przeciwieństwie do Canary, pokrywa nie jest jednak wypukła, a płaska, co moim zdaniem prezentuje się lepiej. W efekcie DAART Aquila II jest trochę bardziej efektowna od poprzednika, ale to nadal raczej minimalistyczny sprzęt dostępny w trzech kolorach: czerni, czerwieni i srebrze.

Producent postanowił zaoszczędzić. Co prawda nadal mamy do czynienia z solidnym urządzeniem, wykonanym z anodowanego aluminium, z grubym i precyzyjnie spasowanym przednim panelem, ale okazuje się, że poprzedni model był znacznie masywniejszy. Nowa Aquila waży ponad kilogram mniej (2,3 vs 3,5 kg) i sprawia wrażenie bardziej „blaszanej”, bo obudowa ma „tylko” 2 mm grubości w porównaniu do 4 mm w poprzedniku. W efekcie pierwsza wersja modelu Aquila prezentuje się jak monolit, jednolity metalowy blok, podczas gdy następca nie robi już aż takiego wrażenia. No cóż, DAART to jednak budżetowa marka, a w końcu lepiej oszczędzać na wykonaniu niż na dźwięku.

Front prezentuje się bardzo podobnie do pierwszej wersji, czyli z lewej strony jest duży wyświetlacz, na środku gniazda, a z prawej strony znane, ząbkowane pokrętło, które jest bezoporowe i stopniowe, obraca się przyjemnie terkocząc. Tym razem zastosowano jednak kolorowy ekran IPS, jasny, z niebieskim tłem oraz białymi, ostrymi czcionkami. Nie spodziewałem się tego, bo takie ekrany stosuje się zazwyczaj w monitorach, smartfonach czy odtwarzaczach muzyki. Kolejną nowością jest dodatkowe gniazdo, bo Aquila II ma dwa wyjścia zbalansowane, czyli czteropinowe gniazdo XLR oraz dodatkowo dziurkę 4,4 mm, co także jest miłą niespodzianką.

Tył prezentuje się prawie identycznie do poprzednika, jedyną różnicą jest brak przełącznika wyboru napięcia, co w „dwójce” odbywa się automatycznie. Z lewej strony są wyjścia RCA oraz 2x XLR 3-pin, w centrum wejścia cyfrowe (koaksjalne, optyczne, AES/EBU oraz USB typu B), a z prawej strony gniazdo zasilania wraz z włącznikiem oraz bezpiecznikiem. W przeciwieństwie do pierwszej wersji, tylny panel nie został wpuszczony w obudowę i nie jest wyszczotkowany, ale także widać na nim rząd otworów wentylujących.

Na spodzie znajdziemy takie same, charakterystyczne podkładki, co w pierwszej wersji Aquili, które producent określa mianem „tygrysiej łapy”. To cztery okrągłe krążki przykręcone od obudowy, na których wyklejono po pięć, zwyczajnych, silikonowych podkładek. Jest to bez wątpienia oszczędność, ale podkładki spełniają swoje zadanie, a przy tym wyglądają estetycznie.

Ergonomia i użytkowanie

Może cieńsza obudowa i mniejsza masa psują humor, ale w praktyce ma to swoje zalety. Wzmacniacz i tak stoi stabilnie, nie przesuwa się po blacie biurka, a dużo łatwiej nim manewrować, za co byłem wdzięczny w trakcie testów – przesuwanie w celu podłączenia wtyczek do tylnego panelu było wygodniejsze. Natomiast przy normalnym użytkowaniu sprzętu praktycznie się nie rusza, jednorazowo podłącza wszystkie kable i zostawia w spokoju, więc na dobrą sprawę nie ma znaczenia, że nowsza Aquila jest lżejsza od poprzednika. Swoją drogą lepiej jak najmniej dotykać obudowy, bo łatwo pokrywa się ona odciskami palców, szczególnie w czarnej wersji kolorystycznej.

Cieszę się, że obudowa nie jest wypukła, co ma miejsce w niedrogich modelach linii Canary. Lubię stawiać na obudowie stojak ze słuchawkami, a pofalowana pokrywa by to uniemożliwiała. Dzięki temu na Aquili II można postawić też np. inny wzmacniacz lub położyć smartfona czy też odtwarzacz, które mogą pełnić rolę transportu sygnału cyfrowego, ale nie jest to wskazane. Urządzenie dość mocno nagrzewa się w trakcie odsłuchów, co jest efektem zastosowania wzmacniacza klasy AB z dwoma zasilaczami toroidalnymi wewnątrz, więc lepiej nie zastawiać urządzenia. Jesienią czy zimą problemu nie będzie, ale latem temperatura obudowy może budzić obawy – unikałem odsłuchów w upalne dni, bo Aquila stawała się wtedy małym, biurkowym grzejnikiem.

Mimo zastosowania nowego ekranu, projekt interfejsu oraz sposób obsługi nie różnią się od pierwszego wcielenia serii Aquila. Ekran na szczycie wyświetla wybrane wejście sygnału, duży wskaźnik próbkowania w centrum, a na dole wybrany filtr cyfrowy, tryb konwertera, aktywną funkcję oraz regulację głośności. Wiem, że producenci chwalą się możliwościami dekodowania sygnału, że dla wielu użytkowników głębia bitowa i częstotliwość próbkowania mają potężne znaczenie, ale osobiście wolałbym na środku zobaczyć czytelny wskaźnik regulacji głośności, a nie jakości sygnału. Niestety regulacja głośności jest mała i trudno dojrzeć ją z daleka. Całe szczęście ekran przyciemnia się automatycznie, gdy nie korzystamy aktywnie z pokrętła głośności, więc przynajmniej nie oślepia po zmroku. Szkoda jednak, że nie da się go po prostu wyłączyć, bo i tak może przeszkadzać w zupełniej ciemności.

Obsługa jest banalnie prosta, wręcz archaiczna – pod tym względem także nie ma rewolucji. Kliknięciami rolki wybieramy na ekranie odpowiednie funkcje, które są podświetlane białym tłem, a dostosowujemy je obrotem pokrętła i to wszystko. W ten sposób można zmienić źródło sygnału cyfrowego (USB, optyczne, koaksjalne, AES), bo Aquila II ponownie nie może służyć jako wzmacniacz, gdyż nie przyjmuje sygnału analogowego. W ten sam sposób konfigurujemy filtry cyfrowe (PHASE, SHARP, SLOW ROLL-OFF) oraz przełączamy funkcje, czyli Aquila II może działać jako słuchawkowy DAC/AMP, przedwzmacniacz (regulowana moc) oraz przetwornik (stałe napięcie wyjściowe).

W pierwszej wersji Aquili można było dostosować także brzmienie, bo producent zaimplementował trzy tryby dźwięku. Wprawdzie tylko minimalnie różniły się one charakterem, niemniej pozwalały na pewien lifting. Tym razem również istnieje taka możliwość, ale do wyboru są już tylko dwa tryby, czyli ASRC i SYNC. Nie są to jednak ani dodatkowe filtry cyfrowe, ani korektor dźwięku. Producent twierdzi, że konwerter ASRC (Asynchronous Sample Rate Converter) wbudowany w kostkę ESS Technology nie jest najlepszy i, parafrazując, „powoduje pewne cyfrowe artefakty” i odpowiada za „zbyt sztuczne brzmienie”. Przetwornik ES9038PRO umożliwia jednak pominięcie układu ASRC, co producent wykorzystał implementując dodatkowy tryb synchroniczny (SYNC), czyli wbudował w urządzenie układ FPGA, który odpowiada za obróbkę dźwięku. Zmniejsza on jitter, nie zwiększa częstotliwości próbkowania i podobno oferuje bardziej muzykalny, wręcz analogowy charakter dźwięku, w przeciwieństwie do technicznego i jasnego trybu ASRC. Producent nie wchodzi jednak w detale, opisując ową funkcję dość lakonicznie.

Specyfikacja

  • przetwornik: ESS Technology ES9038PRO
  • odbiornik cyfrowy: XMOS XU208
  • obsługa przez USB: DoP64, DoP128, natywne DSD64, 128, 256, 512 i PCM 32 bit/768 kHz
  • SNR: -130 dB
  • dynamika: 125 dB
  • THD+N: 0,00025% (1 kHz)
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz-30 kHz (+/-0,15 dB)
  • przesłuchy międzykanałowe: <120 dB
  • napięcie z wyjścia niesymetrycznego: 2,1 V
  • napięcie z wyjścia symetrycznego: 4,2 V
  • impedancja wyjściowa: ok. 2 Ω (XLR, 4,4 mm i 6,35 mm)
  • moc wzmacniacza niesymetrycznego: 1600 mW @ 32 Ω; 870 mW @ 64 Ω; 370 mW @ 150 Ω; 180 mW @ 300 Ω; 90 mW @ 600 Ω
  • moc wzmacniacza symetrycznego: 4000 mW @ 32 Ω; 3000 mW @ 64 Ω; 1500 mW @ 150 Ω; 750 mW @ 300 Ω; 375 mW @ 600 Ω
  • pobór mocy: <30 W
  • wymiary: 248 x 210 x 60 mm
  • masa: 2,3 kg

Brzmienie

  • Słuchawki: Audeze LCD-2 (Double Helix Fusion Complement4), Dan Clark Audio Ether 1.1 (Forza AudioWorks HPC Mk2 i DUM), HiFiMAN Sundara (Canare Starquad XLR) i Deva, Sennheiser HD 6XX, AKG K612 Pro, Focal Spirit Professional, Campfire Audio Solaris i Andromeda, FiiO FA9, FH3 i FH7
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila i Canary II, Burson Conductor Virtuoso i Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3E), FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100 i HUD100, Oriolus 1795
  • DAP: FiiO M15 i M11 Pro, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), OnePlus 7 Pro
  • Okablowanie: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Canare Starquad

Yulong DAART Aquila II w trybie ASRC
Postanowiłem rozpocząć odsłuchy w konfiguracji zgodnej z wizją ESS Technology, czyli w trybie ASRC. Gdy pierwsza Aquila niejako przeczyła stereotypowej sygnaturze znanej z kostek AKM, bo brzmiała mocno technicznie, wręcz surowo, nie sprawiała wrażenia wyjątkowo barwnej i muzykalnej, to Aquila II brzmi już tak, jak przystało na układ ES9038PRO. Sygnatura jest maksymalnie klarowna, niezwykle precyzyjna, neutralna barwowo, ale jednocześnie dociążona w basie i rozciągnięta w wysokich tonach. Rozdzielczość jest fenomenalna, scena dźwiękowa duża, a dynamika wysoka. To brzmienie w stylu transparentnym, liniowe, zrównoważone, nastawione na wierność, ale tym razem nie kosztem muzykalności, bo bas jest nadal na miejscu, a nasycenia instrumentów też nie brakuje.

Niskie tony nie są podbite, ale brzmienie nie jest też chude. Bas jest płaski, nie słychać podkreślenia poszczególnych zakresów, a nie można mówić też o ścięciu subbasu. To precyzyjny, selektywny dół, który jest odpowiednio konturowy, zarysowany i trzymany w ryzach, ale tym samym odpowiednio swobodny i masywny, gdy wymaga tego muzyka. Nie stwierdziłem zmiękczenia, wygładzenia, zlewania się dołu czy mulenia – faktura instrumentów jest zróżnicowana, detali mnóstwo, a sam bas sprężysty i energiczny. Aquila II nie wtrąca się w brzmienie, to od słuchawek będzie zależała ilość i charakter basu, bo źródło samo w sobie nie barwi, nie moduluje tego pasma. I dobrze.

Nie inaczej jest ze średnicą – neutralną, również liniową, bo zarówno niższy zakres, jak i wyższy mają taki sam priorytet. Dźwięk ponownie nie został zmiękczony, a tym samym nie wycięto wysokiej średnicy, bo brzmienie jest odpowiednio wyraziste i klarowne. Aquila II nie koloryzuje, brzmi przejrzyście, rozdzielczo, maksymalnie szczegółowo. Co ciekawe nie brakuje barw – w przypadku starszych kostek ESS dźwięk często sprawiał wrażenie bezbarwnego, dość suchego, a wedle niektórych wręcz sterylnego i syntetycznego. Moim zdaniem Aquila II z ES9038PRO jest pozbawiona tego problemu, bo neutralność nie jest wymuszona – urządzenie nie odbiera barw dęciakom, gitarom, wokalom, a tym samym słuchawkom. Gdy wymaga tego materiał muzyczny czy sprzęt towarzyszący, słychać ciepło, odpowiedni tembr głosu wokalistów, dźwięczny charakter fortepianu czy wibrujący instrumentów dętych.

Wysokie tony są klarowne i rozciągnięte, co chyba nie jest zaskoczeniem. Nie ma mowy o roll-offie, ale nie powiedziałbym też, że w górze jest akcent. Muzyka jest doświetlona, prezentowane jak na dłoni, bez krzty woalu, przyciemnienia, zgaszenia – dźwięk jest idealnie bezpośredni. Nie uważam, że brzmienie jest ostre, w mojej ocenie nie przekroczono granicy, a tym samym nie ma najmniejszych problemów z kontrolą pasma. Nie jest to sygnatura dla fanów przyciemnienia, gęstego, masywnego i łagodnego dźwięku – fani tego typu grania pewnie odebraliby Aquilę II jako brzmiącą zbyt jasno i zimno. Jeśli jednak gustujemy w bardziej analitycznym przekazie, lubimy mocne solówki gitarowe, wysoko pnące się wokale czy smyczki, a także klarowne talerze perkusyjne, to się nie zawiedziemy. Ponownie efekt będzie zależał od samych słuchawek, bo opisywany DAC/AMP raczej nie będzie kompensował ich braków, modulował sygnatury.

Scena jest duża, otwarta, swobodna i napowietrzona. Dokonywałem odsłuchów głównie z wyjść zbalansowanych, które oferują kontrastową separację kanałów – scena jest szeroka, a kanały mocno oddalone od siebie. Według mnie scena dźwiękowa ma kształt poziomej elipsoidy – stereofonia jest mocna, ale głębi i wysokości również nie brakuje, bo instrumenty są pozycjonowane w trzech płaszczyznach, mają swój kształt, zajmują w przestrzeni obszary, a nie punkty. Jednocześnie nie oddalono pierwszego planu, muzyka jest bliska, wręcz namacalna. Da się odróżnić warstwowo także dalsze plany, chociaż pod tym względem także słychać, że na pokładzie jest kostka ESS – chórki czy instrumenty tła są na tyle wyraziste i czytelne, że czasami można się pogubić, przenikają one na pierwszy plan. To efekt wysokiej rozdzielczości, mocnego napowietrzenia i mnogości detali, bardziej analitycznego przekazu. W efekcie tak naprawdę to od słuchacza zależy, co jest pierwszym planem, bo każda linia melodyczna prezentowana jest wyjątkowo klarownie. Nic nie umyka uwadze, więc zamiast wokalu czy solówki, można w pełni skupić się np. na stopie perkusyjnej, z łatwością wydzielając ją od reszty instrumentów.

Yulong DAART Aquila II w trybie SYNC
Po przełączeniu trybu przetwornika na ten synchroniczny (nie mylić z transmisją USB) można usłyszeć… minimalne zmiany. Wprawdzie różnica jest łatwiejsza do wychwycenia, niż w przypadku trzech trybów dźwięku w pierwszej wersji Aquila, ale producent zdecydowanie przesadza, pisząc o zupełnie innej sygnaturze – różnice są tak naprawdę kosmetyczne. Według Yulonga dźwięk jest wtedy bardziej analogowy, barwny, muzykalny i mniej cyfrowy. Coś w tym faktycznie jest, bo brzmienie jest trochę cieplejsze, barwniejsze i łagodniejsze, ale muzyka nadal pozostaje klarowna, bezpośrednia i wyrazista. Różnice są może trochę bardziej ewidentne, niż w przypadku filtrów cyfrowych, ale nadal daleko do efektu „korektora”. W trybie SYNC nie ma mowy o graniu niczym z ciepłej, mocno nasyconej lampy, słychać raczej pewną mieszankę charakteru kostek AKM oraz ESS Technology, jakby wypadkową analityczności i muzykalności.

Przełączałem się wielokrotnie z trybu ASRC na SYNC na różnych słuchawkach, angażowałem do odsłuchów także moją partnerkę, która również nie słyszała znacznych zmian w sygnaturze. Moim zdaniem daje się wychwycić minimalne zaakcentowanie średniego basu i niskiej średnicy kosztem subbasu, który staje się trochę płytszy, oraz uspokojenie wyższej średnicy, która nieznacznie się wygładza. Słychać także minimalne zaokrąglenie góry, ciut mniejsze jej rozciągnięcie, ale brzmienie nadal pozostaje klarowne, przejrzyste i krystaliczne. W efekcie w trybie SYNC jest trochę mniej liniowo, mniej neutralnie, a bardziej muzykalnie i naturalnie, ale ciągle raczej w analitycznej, tranzystorowej domenie.

Początkowo myślałem, że tryb ASRC jest technicznie lepszy, bo skraje pasma są pełniejsze, a dźwięk bardziej zrównoważony. W przypadku trybu SYNC miałem wrażenie minimalnego zmiękczenia, jakby lekkiego rozmycia, co odbierałem jako delikatny spadek rozdzielczości. Z czasem jednak zacząłem traktować oba tryby na równi, bo w konfiguracji SYNC jakość dźwięku i tak była rewelacyjna, a brzmienie sprawdzało się lepiej do relaksu – tryb synchroniczny doceniałem, gdy chciałem się trochę bardziej odprężyć, gdy zależało mi na łagodniejszym przekazie czy zrobieniu z muzyki tła. Chyba takie było założenie producenta, więc modyfikację można uznać za udaną. Ponadto dodatkowy tryb konwertera pozwala dopasować synergię i przydaje się w konkretnych połączeniach ze słuchawkami.

Yulong DAART Aquila II i synergia
Może ktoś posądzi mnie o lenistwo, ale nie ma potrzeby drobiazgowego opisywania poszczególnych połączeń – uważam, że Aquila II zasługuje na miano sprzętu transparentnego, że podłączone słuchawki zabrzmią tak, jak… brzmią. W efekcie ostrzejsze słuchawki nie staną się łagodniejsze, zaś te ciemniejsze nie zabrzmią chudo czy zimno. No, chyba że poprzednio były podłączane do sprzętu o spokojniejszej górze pasma, źródeł ewidentnie basowych, wtedy mniej klarowne słuchawki faktycznie zabrzmią jaśniej. O moc też nie trzeba się martwić, wszystkie słuchawki zostały wzorowo wysterowane – 4 W mocy na 32 Ω robią swoje. Jednocześnie może to jednak stanowić pewien problemem, o czym za chwilkę.

W efekcie Ethery 1.1 od Dan Clark Audio zabrzmiały w sposób zrównoważony, gładki, przestrzenny i rozdzielczy, czyli tak, jak powinny. Nie inaczej było w przypadku Audeze LCD-2, które jednak wolały miedziane kable, niż posrebrzane lub hybrydowe, bo Aquila II sama w sobie brzmi klarownie. Testowane niedawno HiFiMAN Sundara też nie powodowały niespodzianek, grając klarownie, wyraziście i z pewnym akcentem w górze, w który Aquila II nie ingerowała. Inne HiFiMAN-y, Deva, także zabrzmiały płasko, liniowo, popisywały się rozdzielczością i precyzją, czyli grały tak, jak mają w zwyczaju. Sennheisery HD 6XX zgrały się znakomicie, zachwycały rozdzielczością, ale nadal brzmiały barwną średnicą, świetnym midbasem i zdumiewały szeroką sceną. Natomiast AKG K612 Pro zabrzmiały neutralnie, analitycznie, liniowo i płasko, a do tego bardzo przestrzennie, co również jest dla nich charakterystyczne.

Co innego tryb synchroniczny, czyli dodatkowe rozwiązanie zaimplementowane przez Yulonga. Dzięki niemu można trochę złagodzić klarowniejsze słuchawki, lekko uspokoić brzmienie. Dźwięk staje się wtedy trochę cieplejszy, miększy i bardziej relaksujący. Szkoda tylko, że obrywa na tym subbas, bo często w elektronice zależało mi na spokojniejszym dźwięku, ale musiałem poświęcić zejście dołu. Ponadto filtry cyfrowe „PHASE” oraz „SLOW” także lekko łagodzą górne rejestry, co w efekcie pozwoliło poprawić zgranie ze wspominanymi Audeze LCD-2 podłączonymi wyostrzającym kablem Double Helix Fusion Complement4. Jeśli jednak mamy ciemniejsze lub mocno ciepłe słuchawki, wtedy lepiej pozostać przy trybie ASRC, a nawet dodatkowo skorzystać z filtra „SHARP”, który oferuje mocniejszy przekaz góry pasma, jej mniejszy roll-off.

Sięgnąłem także po dokanałowe hybrydy i w pełni armaturowe konstrukcje, by sprawdzić jak spisuje się wyjście zbalansowane 4,4 mm. Niestety trochę się zawiodłem, bo sygnał nie był czysty – Campfire Andromeda czy inne, niskoomowe “doki” nie miały czarnego tła. Nawet FiiO FA9 w trybie 32 Ω nie brzmiały idealnie klarownie, ciągle dawało się wychwycić nieznaczny szum. To efekt użycia wydajnego wzmacniacza, który generuje kilku watów mocy. Wielka szkoda, że producent nie dał możliwości wyboru wzmocnienia, bo gdyby gain można było wyzerować lub nawet ustawić ujemne podbicie, Aquila II byłaby świetnym all-in-one i nadawałaby się także do testów i odsłuchów dokanałówek. Niestety wyjście 4,4 mm trzeba też traktować jako źródło dla większych, bardziej wymagających słuchawek, alternatywę dla gniazda XLR 4-pin.

Yulong DAART Aquila II vs DAART Aquila, Burson Playmate Everest i inne
Aquila II brzmi inaczej od poprzednika. Wprawdzie pierwsza wersja także oferuje raczej techniczne brzmienie, ale faworyzuje pasmo średnie kosztem jego skrajów. Nowa wersja dźwięk „prostuje”, mocniej rozciąga sopran, wypełnia niskie rejestry, więc każde pasmo ma taki sam priorytet. Według mnie Aquila II to konkretny krok naprzód, bo oprócz bardziej liniowego dźwięku także scena jest większa, wydaje się być bezkresna, przypomina charakter Bursona Conductor Virtuoso. W „dwójce” słychać także lepsze zejście w subbas, a pasmo średnie brzmi klarowniej i bardziej neutralnie. Ponadto mimo zastosowania przetwornika AKM w pierwszym modelu, to druga generacja brzmi barwniej, mniej surowo, lepiej przekazuje nasycenie instrumentów.

Burson Playmate Everest bazuje na podobnej kostce od ESS, ale w wersji mobilnej, czyli ES9038Q2M. To nie to samo brzmienie – Everest brzmi bardziej gładko, mocniej akcentuje niskie tony, słychać w nim więcej ciepła. Bliżej jest wersja Vivid, ale średnica nie jest tak bezpośrednia, jak w Aquili II, a jeszcze dalej jest wersja ze wzmacniaczami operacyjnymi typu Classic, która brzmi wyraźnie cieplej, łagodniej w skrajach pasma. Moim zdaniem Aquila II to wyższy poziom od Vivida, Classica czy Everesta – rozdzielczość, przestrzeń, dynamika są po stronie DAART-a Aquila II. To nie zaskakuje, w końcu Yulong wykorzystał wersję PRO kostki ESS Technology, mocy jest znacznie więcej i nie brakuje interfejsu zbalansowanego.

Więcej podobieństw słychać do wiekowego już Bursona Conductor Virtuoso z układem ES9018. Scena Bursona jest również duża, dźwięk klarowny i precyzyjny, ale nowość Yulonga z kostką ES9038PRO brzmi bardziej muzykalnie i barwnie, nawet w trybie ASRC. Virtuoso jest jeszcze bardziej analityczny, wręcz ostrzejszy i mniej przystępny w odbiorze. Lepiej słuchało mi się Aquili II, mimo że Burson ma dyskretny wzmacniacz, generuje większe i jeszcze bardziej namacalne źródła pozorne. Aquila II wygrywa za to interfejsem zbalansowanym, którego starszy Virtuoso nie posiada. Niestety nie wiem jak Aquila II ma się do nowości Bursona, czyli nowych Conductorów, których jeszcze nie miałem okazji przetestować.

Słychać, że DAART Canary II to również dzieło tej samej marki, bo mniejsze kombo z kostką ES9038Q2M także brzmi w sposób zrównoważony, neutralny, klarowny i raczej transparentny. Aquila II to po prostu taka sama wizja dźwięku, ale podniesiona do kwadratu – scena jest jeszcze większa, holografia bardziej trójwymiarowa, rozdzielczość wyższa, a dźwięk lepiej dociążony i barwniejszy. Canary II to jakby Aquila II w wersji mini, kombo na mniejszą kieszeń, stworzone z myślą o niewymagających słuchawkach. Flagowa Aquila II to już sprzęt przeznaczony dla planarów w połączeniach zbalansowanych, dla osób, którym zależy na jak najmniej kompromisowym brzmieniu.

Ciekawie wypada porównanie do duetu od Oriolusa, czyli przetwornika BD20 i wzmacniacza BA20. To także zestaw bazujący na tej samej kostce ES9038PRO, również brzmiący w domenie analitycznej, raczej neutralnie i technicznie, ale tym samym inaczej. Konfiguracja Oriolusa BD20 i BA20 mocniej zarysowuje pasmo średnie, bardziej dociąża bas, brzmi konturowo i szkicowo – dźwięk jest rysowany twardszą kreską. W bezpośrednim porównaniu Aquila II jest równie precyzyjna, ale swobodniejsza, bardziej subtelna, jakby przystępniejsza w odbiorze. Przeróżne słuchawki rozbrzmiewały swobodniej z Yulongiem, podczas gdy zestaw BD20 i BA20 trzymał dźwięk w ryzach. W efekcie Aquila II zabrzmiała muzykalniej, a BD20 i BA20 bardziej laboratoryjnie i surowo, przynajmniej ze standardowymi wzmacniaczami operacyjnymi, bo brzmienie BA20 można umuzykalnić, znacząco przestroić dzięki modularnej konstrukcji wzmacniacza. Uważam jednak, że Aquila II jest lepsza, gra bardziej przestrzennie i wyraźniej separuje kanały. Oriolusy brzmiały mocniej w centrum, wiele instrumentów trafiało jakby w obszar głowy, nawet w połączeniach zbalansowanych. To jednak porównanie dużego, typowo stacjonarnego kombo z dwoma, mobilnymi drobiazgami, więc Oriolusy i tak się bronią.

Największe różnice słychać w porównaniu do M15, czyli flagowego odtwarzacza z portfolio FiiO. Brzmi on znacznie masywniej i cieplej, podkreśla subbas i średni bas, a łagodniej prezentuje górę pasma. FiiO brzmi barwniej i bardziej muzykalnie, przy zachowaniu wysokiego poziomu technicznego. Aquila II jest przy nim neutralna, płaska, mocno analityczna, dużo jaśniejsza i klarowniejsza. W tym przypadku słychać wspominane, stereotypowe różnice pomiędzy urządzeniami bazującymi na kostkach AKM (muzykalność, masywność i barwność FiiO M15) i ESS Technology (analityczne, liniowe, klarowne, neutralne brzmienie Aquila II). Co innego konfrontacja z FiiO M11 Pro – Aquila II to jakby stacjonarna wersja tego typu brzmienia, bardziej neutralnego, liniowego i transparentnego. Zaryzykuję stwierdzenie, że jeśli uwielbiamy dźwięk FiiO M11 Pro, to DAART-a Aquila II także będziemy zachwyceni.

Yulong DAART Aquila II jako DAC i przedwzmacniacz
Krótka piłka – jako DAC czy przedwzmacniacz, Aquila II nie zaskakuje. Brzmi tak, jak urządzenie bazujące na kości ESS Technology ES9038PRO, tj. neutralnie, liniowo, klarownie, swobodnie w skrajnych pasmach. To sygnał gotowy do obrobienia przez inne wzmacniacze, maksymalnie rozdzielczy, szczegółowy i niepodkoloryzowany. Nie ma więc zaskoczenia, ale tym samym brak też powodów do narzekania.

Podsumowanie

DAART Aquila II to moim zdaniem rewelacyjny DAC/AMP, który nie rozczarowuje wzornictwem, nadal robi wrażenie jakością wykonania, jest prosty i wygodny w obsłudze, a do tego funkcjonalny. Wejść jest multum, podobnie jak wyjść, bo teraz oprócz gniazd 6,35 mm oraz XLR, na froncie znajduje się także gniazdo 4,4 mm. Zastosowano też wysokiej jakości, jasny i ostry ekran IPS, który automatycznie się przyciemnia. Działanie sprzętu nie budzi zastrzeżeń, a brzmienie zachwyca – jest liniowe i transparentne w trybie ASRC oraz trochę bardziej muzykalne i łagodniejsze w trybie SYNC. Tym razem nie brakuje barw i nasycenia, dźwięk to pewna wypadkowa analityczności i muzykalności, ale z naciskiem na ten pierwszy przymiotnik.

Ponownie nie ma trybu wzmacniacza, bo Aquila II jest pozbawiona wejść analogowych. Interfejs wbudowanego systemu nie do końca satysfakcjonuje, wolałbym większy wskaźnik głośności, a mniejszy próbkowania. Przydałaby się także możliwość wyłączania ekranu, bo samo przyciemnianie w zupełnej ciemności może się okazać niewystarczające. Niestety sygnał z wyjścia 4,4 mm jest nadal za mocny na słuchawki dokanałowe, więc słychać szum – szkoda, że zabrakło możliwości wyboru wzmocnienia, co doceniłyby czułe armatury czy hybrydy. Producent także przykręcił kurek, bo wykonanie jest gorsze od poprzednika oraz modeli z logo Yulong.

DAART Aquila II kosztuje 650 dolarów amerykańskich, bez uwzględniania ceny wysyłki i opłat importowych. Uważam, że to rewelacyjna oferta, prawdziwie hi-endowy sprzęt za nadal w miarę rozsądne pieniądze, oczywiście jak na to hobby. Dla porównania flagowy Yulong DA10 kosztuje 1200 dolarów, a Aquila II to tak naprawdę zbliżona konstrukcja, która współdzieli wiele rozwiązań i do tego ma więcej mocy. Według mnie Aquila II wygrywa w konfrontacji z Bursonem Playmate Everest, a chętnie przesiadłbym się na nią z mojego Bursona Conductor Virtuoso, co mówi samo za siebie. Jeśli szukamy tego typu brzmienia, nie przeraża nas zakup sprzętu z zagranicy, to moim zdaniem zdecydowanie warto.

Dla Yulong DAART Aquila II

Zalety:
+ minimalistyczne wzornictwo
+ nadal solidne wykonanie
+ jasny, czytelny ekran IPS
+ dwa wyjścia zbalansowane
+ szereg wejść cyfrowych oraz wyjść analogowych
+ prosta obsługa
+ dużo mocy
+ dwa tryby ASRC i SYNC
+ liniowe, neutralne, wręcz transparentne brzmienie o dużej, trójwymiarowej przestrzeni (tryb ASRC)
+ muzykalny, barwny, bardziej nasycony i przystępny dźwięk w wysokiej rozdzielczości (tryb SYNC)

Wady:
– brak wejścia liniowego
– mały wskaźnik głośności
– mniej masywna konstrukcja od poprzednika
– brak wyboru wzmocnienia (szum z wyjścia 4,4 mm na słuchawkach dokanałowych)

Sprzęt dostarczył:
logo

REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj