“M” to wyceniana na 4200 zł hi-endowa propozycja DAP-a Calyx Audio, która wyróżnia się nietypową regulacją głośności, dużym wyświetlaczem oraz sporymi wymiarami.
Bezpośrednią konkurencją “M” jest więc Astell&Kern AK100 II (200 zł tańszy) lub Cowon P1 Plenue P1 (300 zł droższy), który będzie przedmiotem oddzielnego testu. Calyx M to sprzęt intrygujący z prawie 5-calowym ekranem, regulacją głośności w formie suwaka oraz czytnikami kart microSD i… SD. Już na starcie kusi i budzi pewne wątpliwości.
Wyposażenie
W eleganckim, czarnym pudełku znaleźć można krótki, brązowy kabel USB-microUSB, pokrowiec i płytę CD. Kabel ma 10 cm, więc ładowanie z PC-ta lub adaptera sieciowego nie będzie wygodne. Pokrowiec to cienki skrawek materiału, przyjemny w dotyku, ale należy go traktować raczej jako ochronę od kurzu. Na płycie CD jest 13 utworów w formacie aiff – to pliki 24-bit/192 kHz, składanka pt. Audiophile Jazz Prologue III. Szkoda, że zabrakło porządnego futerału w stylu tych dodawanych do AK100 II czy Cowona P1 Plenue.
Konstrukcja
Calyx M to bardzo ładny sprzęt, o przyjemniej, brązowej kolorystyce, ale jednocześnie „smartfonowy”. Front to gładka tafla szkła Gorilla Glass. Boczne ramki mają około 3 mm, górna to ponad centymetr, a dolna to około 7 mm. Pod nią znajduje się jeszcze plastikowa pokrywka z logo odtwarzacza, która wyraźnie odstaje ponad ekran.
Boki i plecy urządzenia to grube, anodowane aluminium. Tył zdobi ładne logo z kluczem wiolinowym, z kolei wierzchołki bryły zostały mocno zaokrąglone, a krawędzie ścięte. Na dolnej ściance znajduje się port microUSB, z prawej 3 przyciski sterowania oraz suwak głośności, który wpuszczono głęboko w obudowę i ma płynny ruch o wysokim oporze. Na szczyt trafiły: włącznik, czytnik microSD oraz SD, a także połączone wyjście słuchawkowe i liniowe.
Wykonanie jest świetne, a design również ciekawy. Do jakości materiałów nie można się przyczepić, a M również cieszy oko, choć jego wymiary budzą wątpliwości. Urządzenie ma 13,5 cm długości, 7 cm szerokości i prawie 1,5 cm grubości – jest grubości dwóch chudych smartonów, waży też podobnie bo aż 230 gramów.
Użytkowanie i obsługa
Przy takich wymiarach trudno mówić o Calyxie M jako sprzęcie stricte przenośnym. To nie urządzenie do kieszeni na spacer – da się, ale będzie niezbyt wygodne. To raczej sprzęt stacjonarny, ale „transportowalny”. Widziałbym go raczej jako alternatywę dla domowego sprzętu audio, źródło muzyki w hotelowym pokoju.
Regulacja głośności jest specyficzna – suwak nie jest tak precyzyjny jak pokrętło lub rolka. To chyba ciut lepsze rozwiązanie niż przyciski, ale nie obyło się bez problemów, bo soft reaguje z pewnym opóźnieniem na pozycję suwaka, trzeba zatem przesuwać go powoli.
Nie jestem pewien dlaczego producent zdecydował się na zastosowanie czytnika SD i microSD, zamiast dwóch microSD. Pamięć wewnętrzna odtwarzacza to 64 GB, więc dwa czytniki kart microSD do 128 GB byłyby wystarczające.
Nie widzę też sensu zastosowania w odtwarzaczu muzyki wyświetlacza 4,65” w rozdzielczości HD, czyli 1280×720 pikseli. Ekrany innych DAP-ów nie zachwycają, ale M to nadal odtwarzacz muzyki – nie odtwarza video, nie ma Wi-Fi, więc do wyświetlania okładek ekran jest zbyt duży, a rozdzielczość zbyt wysoka. Może nie stanowiłoby to problemu, gdyby nie fakt, że Calyx M pracuje na baterii do 5 godzin (około 4 przy intensywnej obsłudze) – to kiepski wynik, na co swój wpływ ma też i ekran.
Zaletą Calyxa jest za to dobre rozplanowanie elementów. Ekran da się obsłużyć kciukiem prawej dłoni, suwak również idealnie pasuje pod kciuk. Dostęp do przycisków sterowania muzyką jest łatwy, a te są bardzo płaskie i nie odstają od obudowy. Do pełni szczęścia przydałoby się jeszcze, aby play/pauza dało się odróżnić pod palcem.
Sprzęt bezproblemowo radzi sobie jako DAC USB, wystarczy wgrać mały sterownik ze strony producenta. Po podłączeniu urządzenia pod USB można wybrać funkcję DAC-a, ale niestety nie da się wyciągnąć sygnału prosto z przetwornika (sygnał nie pomija wbudowanego wzmacniacza). Calyx M wyraźnie nagrzewa się też podczas odsłuchów.
Wyświetlacz i oprogramowanie
Ekran robi wrażenie, mimo że jednocześnie budzi wątpliwości. To OLED, kolory są bardzo dobre, nasycone, bez efektu ocieplenia czy ochłodzenia barw. Czcionki i elementy interfejsu są gładkie, jedynie z bliska da się dojrzeć piksele krawędzi napisów. Niestety nie można dostosować podświetlenia – dla mnie ekran jest trochę za jasny.
Soft (1.01) jest dopracowany od strony graficznej, a jego układ jest ciekawy. Niestety oprogramowanie nie jest szybkie – urządzenie uruchamia się dosyć długo, a i nie wybudza się wyjątkowo sprawnie: animacje trochę spowalniają, a jest ich dużo. Ogólnie firmware jest „cukierkowy”, efektowny, cieszy oko brązem z metalicznymi teksturami.
M:USE, calyxowy soft, to trzy główne ekrany. Środkowy to odtwarzacz muzyki, który prezentuje kolistą okładkę z przyciskami sterowania. Prawy górny przycisk odpowiada za ustawienia, lewy górny to lista utworów. Pod okładką widać przyciski trybu odtwarzania oraz dostęp do informacji o pliku. Na spodzie jest tytuł utworu oraz próbkowanie, zaś nad tytułem pasek postępu odtwarzania.
Przesunięcie ekranu w lewą stronę otwiera bibliotekę muzyki, klasyfikowaną według albumu, artysty, utworu, playlisty, prezentując wyniki w formie listy okładek (sortowanej alfabetycznie). Biblioteka zawiera także przycisk wyszukiwania, który otwiera ekranową klawiaturę, typową dla Androida. Trochę trudniej z ekranu biblioteki powrócić do odtwarzacza – gest przesuwania trzeba wykonywać w odpowiednim miejscu, unikając pionowej listy alfabetu.
Drugi ekran sna prawo od ekranu odtwarzacza to Jukebox, czyli rozbudowana playlista, która pozwala skonfigurować ją wedle preferencji, dodając albumy lub utwory z biblioteki.
Z każdego ekranu zyskuje się dostęp do ustawień, za pomocą przycisku z trzema kropkami w lewym, górnym rogu. Wysuwa to belkę na ¾ szerokości ekranu, która daje dostęp do wyboru wzmocnienia (dostosowania do impedancji słuchawek), pokazuje odtwarzany utwór oraz ilość miejsca w pamięci. Ma też rozwijaną listę ustawień i umożliwia podstawową konfigurację, dostosowanie blokady przycisków itp. Daje też możliwość wyboru regulacji głośności – suwak można wyłączyć i sterować nią z ekranu, choć tylko z poziomu belki ustawień.
Ogólnie M:USE ma swoje plusy i minusy – niektóre elementy są bardzo ciekawe, świeże, a po czasie obsługa jest dosyć sprawna. Niestety producent przecenił możliwości zastosowanego chipsetu albo oprogramowanie nie zostało odpowiednio zoptymalizowane i działa trochę za wolno.